• Nie Znaleziono Wyników

MIJR C l\ I

DR. JÓZEF GOJ.

MUROKI, 11I. Tyska 10 c. Kalowice telefon 318-17.

Poleca pierwszorzędne śniada­

nia, obiady, kolacje, wódki, likiery i wina — oraz dobrze pielęgnowane piwa. — —

176

UŚMIECHNIJ SIĘ

„Rozważcie panowie, macie teraz ostatnią okazję nabycia u mnie paraso­

la. Zaraz wciągnę żaluzję.

*

Dzięki przyzwyczajeniu.

Sędzia: (podczas rozprawy) — iWięc gdy wrócił pan późno nocą do domu, uderzył pana włamywacz z tyłu w głowę... Dlaczego pan nie wołał ratunku?

Świadek: (spogląda na swoją struchlałą żonę). — Ja myślałem, że to moja żona.

Też racja.

— Nosisz takie eleganckie palto, a s* spodnie masz podarte.

— Przecież to nie tak łatwo za­

mienić spodnie w restauracji.

Wspaniałomyślna uwaga.

Żona: — Gdybym ja wiedziała, że z ciebie taki idjota, to nie była­

bym za ciebie wychodziła.

Mąż: — Przecież' to mogłaś za­

raz zauważyć, jak tylko oświadczy­

łem się o twoją rękę.

Coś o generałach.

— Mnie się zdaje że za mało ma­

my w Polsce generałów.

— Skąd to przypuszczenie?

— Bo co to jest, że nie postawio­

no dotąd generała na czele Teatrów Miejskich.

Słusznie.

— Panie konsyliarzu mój syn ta­

ki nerwowy i przytem delikatny, że, jak mu dam książkę do ręki zaraz ją ciska o ziemię.

— Zaraz trzeba robić operację, nie mam odpowiedniego ‘ przyrządu, ale naprzeciwko mieszka rymarz.

■:

Fryzjer jak się patrzy,

— Do cholery! Co pan wyprawia?

Czemu mi pan taki gorący ręcznik położył na twarzy?

— Bo nie mogłem go utrzymać w ręku.

Sami swoi.

Na posiedzeniu rady zarządza­

jącej banku, zrywa się w pewnej chwili dyrektor.

— Panowie wybaczą, że ich na chwileczkę opuszczę, ale w moim ga­

binecie zapomniałem kasę zamknąć.

— No, co jest... Czego się pan boi? Przecież my wszyscy tutaj jes­

teśmy. ;

Nie zabobonny.

— Nie bałeś się siedzieć przy sto­

le jako trzynasty.

— Skądże! Jadłem z,a dwuch.

Komplemenciarz.

— Czy pan zauważył, jak mój głos napełnił salę?

— Tak, wielu słuchaczów, musia­

ło nawet wcześniej wyjść, żeby zro­

bić mu miejsce.

177

W nowoczcsnem pensjonacie kawalerskim fasowanie kawy.

Historja bez słów

A to w padł.

— Czy nieboszczyk, ojciec pani jeszcze żyje?

Jeszcze coś z wyborów.

— Na co głosujesz?

— Na nic.

— Głosuj na listę dentystów.

Mleczne braterstwo,

— Jakim sposobem jest pan mlecznym bratem- Mietka, który wychowywał się w Poznaniu, pod­

czas gdy pan spędził dzieciństwo w Krakowie.

— Czy koniecznie potrzeba mieć wspólną mamkę, żeby być mlecznym bratem?

Myśmy się żywili mlekiem skon- densowancm, jednej i tej samej firmy.

Bezrobotny.

— Mam, dla pana posadę.—Przyjdź pan jutro rano do interesu mego.

— Jutro rano nie mogę.

—Dlaczego?

— Bo muszę iść na wiec protes­

tacyjny bezrobotnych.

U naszych malarzy.

Do artysty malarza zakradł się w nocy złodziej. Mimo iż zakradł się jak, najciszej, malarz obudził się.

Złodziej wymierzył rewolwer:

— Ani kroku, bo strzelę! Szu­

kam pieniędzy!

Malarz spokojnie schodzi z łóżka i powiada:

— Trzymaj lampę, będziemy ra­

zem szukać.

OJ TE CZASY.

— Masz papierosa?

— Nie! . i

— Psiakrew! Muszę zapalić swego . ECHA Z WYBORÓW.

— Na kogo pan glosuje!

— Ja głosuję? — Ja, wcale nie gło­

suję, ja mam chrypkę.

I TO PRAWDOPODOBNE.

— Co to są muruje?

— Mumje—to zamarynowane ludzie KALKULACJA.

— Chłopie bierzesz za żonę dziew­

czynę, która ma pięć sióstr.

— Przynajmniej mam nadzieję, że tylko szósta część teściowej przypadnie mi w udziale.

RZADKIE ZWIERZĘ.

— Wymień mi jakieś rzadkie zwie­

rzę w Polsce.

— Słoń.

— Słoń przecież nie żyje w Polsce.

— Właśnie dlatego jest rządkiem zwierzęciem . . .

PRZYJACIEL ZWIERZĄT.

— Jak możesz tak prać kijem wła­

snego psa, będąc członkiem Tow. ochro ny — zwierząt?

— Już mnie wylali, bo zaległem, z wkładem.

WYTŁUMACZYŁ SIĘ

— Za jedne dwadzieścia groszy grzebienie rogowe, co w sklepie dwa złote, za jedne dwadzieścia groszy ...

— Co bujasz pieronie jeden, że one rogowe, jaki to róg?... Przecież celulojdowe:

— Przepraszam osobo, rogowe.

Chociaż z celuloidu, ale rogowe.

— A to jakim cudem?

— Bez żadnego cudu. Rogowe, bo je sprzedaję na rogu ulicy.

Poznał ją.

— Kochany doktorze, jak mam ratować biedną swoją kochaną żo- neczkę?

— Leć pan do pierwszego lep­

szego składu po futro, inaczej nie chcę ręczyć za zdrowie.

W teatrze.

Woźny do spóźnionego gościa:

— Akt już zaczęty, niech pan wejdzie cichutko!

Gość: — Co już wszyscy śpią?

179

PRAKTYCZNY STÓŁ DLA MŁODYCH MAŁŻONKÓW

— Gdy się kochają . . . Miła przyjaciółka.

— Wiesz tego roku mam zamiar święcić dzień swoich urodzin podob­

nie, jak w Anglji. Zapalę tyle świec ile mam lat.

— Ale powiedz mi, kto wytrzyma taki blask.

Początek,

— Spotkałem dziś Marjana. Jest już aplikantem sądowym. Ma nawet sprawę.

— Naprawdę?

—T Tak, krawiec zaskarżył go do sądu.

Mędrzec,

Pewien biedny człeczyna wyczy­

tał w dziennikach, że popędliwy re­

staurator, który uderzył w twarz gościa, skazany został na dziesięć złotych grzywny.

Biedny poszedł do wskazanej re­

stauracji, pddjadł za 6 lzł„ 'potem zaś polecił poprosić gospodarza i rzekł mu:

— Zjadłem za 6 zł! Daj mi pan w twarz i cztery złote reszty.

— Gdy się pokłócili . . .

#

Grunt to serce.

— Proszę pani przyszedł gość.

— Kto to?

— Pewna pani.

— Czy ją znam?

— Tak to matka pani.

— Czy kasia zgłupiała? Nie może powiedzieć odrazu, że to teściowa.

— Chciałam panią powoli przy­

gotować.

Polityk.

— Do jakiej partji należysz?

— Do T. K. N.

— Co to za partja. Nie znam.

— Ta której niema.

Zaproszenie.

— Wstąp kiedy do nas. Dosta­

łem w prezencie psa i chciałbym wiedzieć czy kąsa...

Znakomity nemrod.

Pan myśliwy poszedł na polowa­

nie z trzema psami. Po godzinie wraca .

— Co się stało? — pyta żona. — Przyszedłeś po nowe naboje?

— Nie, po nowe psy.

180

Z przyzwyczajenia.

Podczas licytacji w lombardzie jakiemuś panu zginęła teczka.

Zawiadomił o tern urzędnika z prośbą o pomoc.

Woła więc ten ostatni.

— Teczka z pieniędzmi zginęła!...

Pięćdziesiąt złotych nagrody.

— Pięćdziesiąt jeden odzywa się głos z tłumu.

Jak Kuba Bogu...

— Już dziesięć razy prosiłem pana o zwrot pożyczonych 100 zł.

— Przepraszam, a ile razy ja mu­

siałem prosić, nim mi je pan pożyczył Uprzejmy kupiec.

— Proszę pana, ten kołnierzyk mi się nie podoba, pragnę go zwró­

cić.

— Obiad!?

—Co obiad!

— Obiad niech pan zwróci.

Zarobił.

Józek: — Patrz, Wacku, to mój pierwszy zarobiony pieniądz — dzie­

sięć złotych.

Wacek: — Co ty mówisz — jak i kiedy zarobiłeś...?

Józek: — Sprzedałem próżne flaszki żydowi.

ZA KULISAMI

— Naturalnie, dasz mi pan rolę w swej sztuce.

— Dobrze. — Będzie pani grała matkę bohatera, która umarła na dziesięć lat przed rozpoczęciem ak­

cji.

NIE WIERZ KOBIECIE

— Chcesz się podobno rozwieść z żoną czy to prawda ?

— Tak, żona mnie oszukuje.

— Co ty mówisz? złapałeś ją z kochankiem?

— Djabła tam, tylko codzienie nv zapowiada, że się otruję, i wra­

cam do domu, a ona żyje.

ZA PÓŹNO.

— O! gdybym ja była posłuchała mojej mamy, która mi odmawiała małżeństwa z tobą.

— Co ty mówisz? — nie wiedzia­

łem, że twoja matka była dla mnie taka życzliwa.

NIE ŹLE

— A więc — mówił sędzia do oskarżonego, odczytawszy wyrok 10 lat ciężkiego więzienia i pięć lat wy­

dalenia za granicę kraju. Czy ma pan coś do nadmienienia.

— Jeżeli można byłoby panie sędzio, to chciałbym najpierw odbyć karę pięciu lat wydalenia z kraju.

DAŁA MU RADĘ.

On: — Dzieci, które w młodości uchodzą za mądre, wyrastają na bar­

dzo głupich ludzi:

Ona:— To pan musiał być bardzo mądrym dzieckiem.

Rzecz niezbędna

Żona: — Czemu właściwie przy ślubie potrzeba świadków.

Mąż: — A bo później żadenby nie uwierzył, że byłem takim osłem, żeniąc się z tobą.

Po operacji

— Z czego pan tak śmieje się.

— Ha... ha... Zostawił mi pan w brzuchu włosek, który mnie teraz łaskocze.

Niezbity dowód

— Nie wierzę w twoje opowieś­

ci, że jesteś nieszczęśliwa — w małżeństwie.

— A czemu to nie.

Bo masz znowu nowy kape­

lusz.

PRZED ODJAZDEM NA LETNISKO.

— Dotrzymasz mi wiary?

— Naturalnie! O ile ty dotrzymasz słowa i... nie wrócisz znienacka.

181

ALPINIŚCI. TAKICH MOŻNA PROSIĆ

Gość: Jutro chciałbym wspiąć się na ten szczyt. Jakie przygotowania radzi mi pan przedsięwziąć?

Hotelista: Przedewszystkiem zapłać pan rachunek u mnie!

* Domyślny

— Panie furman, dam dubeltową j taksę, jedź pan co koń wyskoczy, | żeby się moja żona ną pociąg nie !

spóźniła! j

— Bądź pan spokojny pojadę jak ' ze swoją własną żoną ,

Prezent.

— Kupiłem żonie piękny sznur, pereł,

— Przecież chciała mieć auto!

— Ty frajerze, a gdzie masz fał­

szywe auto,

To jest możliwe.

— Czytałeś, tutaj jeden lekarz dowodzi, że mężczyźni łysieją przed wcześnie od noszenia kapeluszy*.

— Tak od noszenia kapeluszy zbyt wielu przez ich żony.

Małżeństwo — to grób miłości.

— Henryka i Marjan zawsze się kochają?

— Nie już są poślubieni.

Przeprowadzam obecnie radykal­

ną kurację odtłuszczającą. Nic pra­

wie nie jem, piję zaś tylko wodę.

— Ach to bardzo interesujące.

Czy mogę panią dziś prosić na kola­

cję.

CAŁKIEM WSPÓŁCZEŚNIE.

Pan, uprzyjmie: — Czy mogę słu­

żyć pani parasolką?

— Pan jest bezczelny! A możeby pan zaproponował taksówkę.

ZŁOŚLIWOŚĆ

— Wiesz Dola dostała w prezencie mat pie futro

— Nareszcie będzie, we właściwej sza­

cie.

ROZBITKOWIE.

I ty jeszcze ciągle twierdzisz, że po­

dróż morska jest zdrowsza od wyprawy w góry?

*

182