• Nie Znaleziono Wyników

27 września 1973 Oleńka została odznaczona Złotym Krzyżem Zasługi, zaś 20 dni wcześniej ja otrzymałem Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski (Polonia Restituía). To ostatnie odznaczenie nazywano wówczas potocznie „chlebowym", gdyż zapewniało niewielki dodatek do emerytury. Później to zlikwidowano. Pozostał natomiast w niezmienionej formie dodatek dla pracowników cywilnych wojska „za pracę w wojsku”, który ostatnio otrzymuję będąc zatrudniony w WAT na 1/2 etatu profesora zwyczajnego w wysokości 28 groszy miesięcznie. Trudno wymyślić bardziej śmieszną rzecz. Kiedy po dekoracji powrócjłem do domu (order miałem już odpięty), zjawił się administrator i wręczył mi pismo Garnizonowej Administracji Mieszkań Nr 4 Warszawa - Wola z dnia 6.10.1973, następującej treści:

Zgodnie z zarządzeniem Prezesa Rady Ministrów Nr. P-130/54/72 z dnia 11.03.72 r. w sprawie przestrzegania zasad bezpieczeństwa przeciwpożarowego i porządku polecam do dn. 12.10.73 r. opróżnić piwnicę, w której znajduje się zawór gazowy i przenieść rzeczy do drugiej, którą Ob. Pułkownik ma w posiadaniu.

W razie nie wykonania powyższego zarządzenia GAM-4 usunie rzeczy przymusowo i za które nie bierze odpowiedzialności. (Składnia zdania zgodnie z oryginałem T.W.)

Tu następował odpowiedni podpis szefa GAM Nr.4.

Piwnica, z której mnie przepędzano była duża, sucha i jasna, ta którą

„miałem w posiadaniu" była mała i wilgotna. Pozostali lokatorzy naszego 4 rodzinnego bloku dysponowali kilkakrotnie większymi powierzchniami piwnicznymi. Z pisma wynikało, że mam się przeprowadzić natychmiast.

Bardzo mnie to zdenerwowało i zapowiedziałem administratorowi, że będę się odwoływał.

- Nie ma odwołania. Trzynastego usuniemy pana rzeczy z piwnicy - powiedział szorstko. To była lekcja pokoiy. Wtedy zrozumiałem jakim byłem małym człowieczkiem. A jeszcze przed chwilą wydawało mi się, że mam skrzydła.

4. Lata 1974 -1975 4.1. Nieudane podejście

W dniu 10 stycznia 1974 złożyłem u Komendanta Wydziału Elektroniki prof. dr inż. K. Dzięciołowskiego raport z prośbą o wszczęcie przewodu habilitacyjnego przyjmując za podstawę rozprawę pt. „Studium teoretyczne i eksperymentalne zagadnienia pulsacji napięcia prądnic tachometrycznych prądu stałego".

Na posiedzeniu Rady Wydziału Elektroniki WAT w dniu 31.01.1974 została wyznaczona komisja do rozpatrzenia wniosku o wszczęcie przewodu habilitacyjnego, w składzie:

przewodniczący - prof. Józef Kosacki - WAT;

członkowie - prof. dr hab. inż. Władysław Jarominek - WAT;

doc. dr hab. inż. Józef Kalisz - WAT;

prof. dr inż. Władysław Latek - Politechnika Warszawska (jako specjalista);

doc. dr inż. Włodzimierz Dulewicz - WAT (jako specjalista).

Po zapoznaniu się z pracą i całokształtem mego dorobku naukowego Komisja postawiła wniosek o wszczęcie przewodu habilitacyjnego i zaproponowała wyznaczenie na recenzentów pracy habilitacyjnej następujących osób:

- prof. dr hab. inż. Mirosław Dąbrowski z Politechniki Poznańskiej;

- prof. dr hab. inż. Władysław Paszek z Politechniki Śląskiej;

- doc. dr hab. inż. Jerzy Owczarek z Politechniki Warszawskiej.

Wniosek Komisji i skład recenzentów zostały przyjęte jednomyślnie na posiedzeniu Rady Wydziału w dniu 2.05.1974. W dniu 9 maja 1974 r.

Rada Naukowa WAT (Senat) zatwierdziła uchwałę Rady Wydziału, lecz przed tym zaszły jeszcze brzemienne wydarzenia. Pułkownik Dulewicz rozpoczął bezpardonową walkę o'nie dopuszczenie do uzyskania przeze mnie stopnia naukowego doktora habilitowanego. Chronologia rozgrywki była następująca:

Pomiędzy 26 stycznia a 7 lutego doręczyłem maszynopis pracy i wykaz dorobku naukowego przewodniczącemu i wszystkim członkom komisji, przy czym w każdym przypadku referowałem zarówno treść pracy jak i stan dorobku. Wtedy otrzymałem sygnały, że Dulewicz chodzi indywidualnie do członków komisji i namawia ich do nie wszczynania mojego przewodu. Szczególny nacisk położył na „urobienie” prof. Latka jako na autorytet w dziedzinie maszyn elektrycznych.

Kiedy w dniu 4 lutego wyszedłem z gabinetu prof. Latka w Katedrze Maszyn Elektrycznych Politechniki Warszawskiej po dłuższej rozmowie

35 sprawy podnoszenia kwalifikacji naukowych kadry. Opowiedziałem mu 0 kreciej robocie Dulewicza i wyraziłem przypuszczenie, że zjawi się on z wszczynania przewodu. Nie tylko różni szefowie katedr w większości nie mieli habilitacji ale również on sam jej nie miał.

Te wszystkie zabiegi nie przyniosły' rezultatu i jak już pisałem Komisja wnioskowała o wszczęcie przewodu i Rada Wydziału podjęła odnośną uchwałę. Była jednak jeszcze jedna instancja i uchwałę Rady Wydziału Elektroniki musiała zatwierdzić Rada Naukowa WAT.

Przewodniczył tej radzie Rektor Kaliski. Teraz celem Dulewicza stało się nie dopuścić do wydrukowania pracy i nastawić negatywnie Rektora. Ale ten znajdował się na leczeniu w Busku Zdroju i istniała groźba, że decyzja o oddaniu pracy do druku może być podjęta przez jego zastępcę.

W dniu 10 lutego rektor Kaliski powrócił z Buska a 12 lutego wezwał mnie do siebie. Powiedział mi, że Dulewicz telefonował do niego do Buska, prosząc żeby wydał decyzję o wstrzymaniu biegu sprawy a w dniu poprzedzającym przyszedł nawet do niego do domu prosić go o to osobiście. Gen. Kaliski powiedział mi dosłownie tak:

- Powiedziałem Dulewiczowi, że jak się nie odczepi od Wróbla to mu egzemplarzy. Druk ukończono w marcu 1974 r.

Ale Dulewicz tak łatwo nie zrezygnował. Teraz swoją uwagę skupił na recenzentach. Do doc. Owczarka było mu najbliżej, posunął się również do wprowadzenia w sprawę i wywarcia nacisku na nestora maszynowców warszawskich prof. dr inż. Bolesława Dubickiego, któremu Owczarek podlegał służbowo. Później jeździł do prof. Dąbrowskiego do Poznania i do prof. Paszka do Gliwic. Na profesora Paszka była wywierana jeszcze silniejsza presja niż na Owczarka. Jak mi później opowiadał zatelefonował do niego pewien profesor, członek poważnego gremium naukowego (przyjaciel Dulewicza) i domagał się napisania negatywnej recenzji.

Paszek, człowiek otwarty i pryncypialny powołał się na swoje uprawnienia jako niezależnego recenzenta. Wtedy usłyszał że uprawnienia można również stracić nie tylko uzyskać. W kilka lat później owemu profesorowi zdarzył się niecodzienny przypadek jak na promotora. W trakcie obrony pracy doktorskiej jego doktoranta okazało się, że ten ostatni nie ma w dorobku ani jednej publikacji. Powstała konsternacja. Promotor wyraził ogromne zaskoczenie powstałą niezręczną sytuacją. On nie wiedział, że jego doktorant nigdy niczego nie opublikował. To co to za promotor?

Pod koniec czerwca nadeszła recenzja od doc. J. Owczarka. Była to recenzja krytyczną i w zasadzie negatywna. Kończyła się ona wnioskiem o przeredagowanie i ponowne przedstawienie pracy do recenzji. Ponadto zawierała również w konkluzji stwierdzenie, że dorobek kwalifikuje habilitanta do powołania na stanowisko docenta. Była to konkluzja nieco dziwna gdyż habilitowanie się było formalnie uważane za warunek powołania na stanowisko docenta, lecz praktyka była taka, że na naszym wydziale przyznano tytuły profesorów nadzwyczajnych kilku osobom bez habilitacji.

Recenzja była powierzchowna i zawierała sporo błędów i nieścisłości.

Jej ogólny ton był taki iż było widać, że recenzent czyni wysiłki by osłabić wartość pracy. Dorobek natomiast był niepodważalny. Choć wiedziałem o poczynaniach Dulewicza w Politechnice Warszawskiej to jednak jej nieżyczliwy ton mnie zaskoczył. Jako specjaliści w dziedzinie mikromaszyn spotykaliśmy się z Owczarkiem wielokrotnie. Wiem, że był zawsze życzliwy dla mnie i wielokrotnie wyrażał się publicznie pozytywnie o moich pracach.

Co się zatem wydarzyło? Dopiero po kilku latach ujawnił mi całą prawdę o zainspirowaniu tej recenzji. Według jego relacji w Katedrze Maszyn Elektrycznych odbyło się poufne spotkanie na temat tej recenzji.

Przewodniczył sam prof. Dubicki. Nazwisk innych uczestników „spisku" nie ujawnił mi. W rezultacie narady prof. Dubicki miał podjąć decyzję 0 zanegowaniu pracy. Miał się wyrazić, że sprawa jest „śmierdząca" i nie ma co się wychylać. To, że konkluzja była wyrażona w bardzo oględnej formie i nie było w niej propozycji odrzucenia pracy a tylko jej skorygowania a także, że pojawiła się propozycja powołania mnie na stanowisko docenta tłumaczę tym, iż w naradzie uczestniczyły również osoby mi życzliwe. Skojarzyłem sobie, że przed nadejściem recenzji Owczarka dzwonił do mnie prof. Latek i doradzał wycofanie pracy bo zaistniała niekorzystna sytuacja. To ostrzeżenie zlekceważyłem nie znając kulis i będąc pewnym wartości swojej pracy.

Ponieważ recenzja była słabo umotywowana a generalny zarzut postawiony przez recenzenta był raczej enigmatyczny: „niejednolitość 1 rozproszenie tematyczne rozprawy”, więc postanowiłem się bronić i sporządziłem obszerny, bo 20 stronicowy dokument zawierający uwagi podważające zasadność recenzji. Z elaboratem tym, który kosztował mnie

bardzo dużo pracy poszedłem do gen. Kaliskiego. Chodziło mi nie tylko o obalenie recenzji ale też i o odzyskanie zaufania prof. Kaliskiego, które recenzja Owczarka podważała.

Ale Rektor nie chciał czytać moich uwag. Kolego - powiedział. Tak się nie robi. Przy takiej recenzji nie ma szansy na zatwierdzenie stopnia doktora habilitowanego przez Centralną Komisję Kwalifikacyjną nawet jeżeli zostanie nadany w trakcie kolokwium habilitacyjnego. Trzeba uwzględnić uwagi i przeredagować pracę, wtedy pod innym już tytułem przedłożyć ją na nowo, tak jak proponuje recenzent. Podał mi przykład jednego z bardziej znanych obecnie profesorów WAT, któremu przydarzyło się to samo. Przeredagował, wydał ponownie i obronił. Poszedłem do biblioteki i przejrzałem obie prace, o których mówił generał. Zgadzało się:

inny tytuł, przeredagowana treść.

Wkrótce przyszły recenzje od Dąbrowskiego i Paszka. Recenzenci porozumieli się ze sobą i uzgodnili wspólne stanowisko (co było nieetyczne). Proponowali oni przeredagowanie rozprawy a Dąbrowski również powołanie na stanowisko docenta. Co za zadziwiająca zbieżność!

W. rezultacie, Komisja w składzie już nam znanym, na posiedzeniu w dniu 20.11.1974 zaproponowała zawieszenie przewodu do czasu otrzymania nowej wersji rozprawy, przeredagowanej w myśl wskazań recenzentów. Przeredagowywanie nie było dla mnie żadnym problemem a jednak nie od razu zabrałem się do niego. Nastąpił u mnie okres zastoju.

A dlaczego tak się stało - opowiem na dalszych stronicach.

To było nieudane podejście. Tak jak sztangista, który stara się podźwignąć ciężar lecz mu się nie udaje i sztanga spada na pomost. Ale potem ma prawo jeszcze do następnego podejścia. Tylko różnica polega na tym, że jego drugie podejście odbędzie się po chwili i możliwości stronniczego sędziowania są ograniczone. U mnie drugie podejście było odległe a bezstronność sędziowania trudna do przewidzenia.

Jeszcze wyjaśnienie: po co o tych sprawach piszę tak szczegółowo?

Bo ludzie sądzą, że tytuły i stopnie naukowe uzyskuje się z nominacji (może po znajomości?). Niech wiedzą jaka to jest ciernista droga.