• Nie Znaleziono Wyników

Mania litewska w kwestii tejże. Broszura nie polemiczna

I

Kwestia litewska... Istniejeż ona? Twierdząc czy przecząc, my i oni, roztrząsając odpowiedź, trafiamy do błędnego koła, z którego bodaj z czasem wyjdziemy.

Bo jakże, proszę...

Jeśli kwestia istnieje, to gdzie jej początek, jej cel i podstawa, co znaczy ona wśród tysiąca nabolałych pytań i powikłań życiowych. Odrzuciwszy bo garść ogólników i utar­

tych komunałów, jakoby rozstrzygających lub też wyświetlających zakwestionowaną sprawę, pozostanie toż samo pytanie-sfinks polityczny ze sceptycznym uśmiechem na wykrzywionych ustach.

Jeśli kwestia nie istnieje, to cui bono' zgromadził się do kupy, jak w Arce Noego, cały świat litewski, kiedy o potopie jakoś nie słychać i po co wyją rozpaczliwie pozostałe na szczytach resztki, kiedy ich woda niechybnie zatopi, a mówiąc inaczej dlaczego się obu­

dziła nagle i objęła szerokie warstwy litewskie jakaś niebywała chęć czynu i walki?...

Pytania te są nader ciekawe i nad nimi się zatrzymać wypadnie, a tymczasem kon­

statujmy ruch, który powstał wczoraj i dzisiaj istnieje, a w swej niedługiej egzystencji obudził zainteresowanie i sprawił wrażenie. Ogólne zaś wrażenie różnolitego tłumu niemal zawadza o prawdę.

Zrobiono - słyszę - kwestię z tego, co przy normalnym stanie umysłów ludzkich nie podlega zakwestionowaniu; z drugiej zaś strony - widzę - dla przeprowadzenia onej ujęto się z taką siłą, że jęknęła w stawach i obiecała nie wytrzymać. Poważni przy tym poruszyli ramionami, a złośliwi rzekli, że jeśli kwestia litewska ma upaść, to sobie niewątpliwie padnie z hałasem, boć jeśli mówią Francuzi, że każdy wariuje po swojemu, to i Litwini nie zechcąbyć wyjątkiem.

Wszak historia, ona mistrzyni życia, powiada, że przyszłość należy do ludów pierwot­

nych, do ludów o silnej pięści i twardej czaszce. Wszak nawała Gotów, Wandalów, Longo­

bardów przeszła depcąc i tratując po klasycznej Romie, z poobijawszy prostokątne nosy wszystkim posągom w Kapitolu i Palatynie, przytwierdzili napis na Forum Romanum, że tu się mówi językiem Gotów lub innych Wandalów. Wszak w nieskończonej wędrówce ludów, w tym Drang nach Osten1, przyszłość może gotuje najosobliwsze niespodzianki, 1 2

1 Cui bono (łac.) -Dla czyjego dobra.

2 Drang nachOsten (niem.) - Dążeniena Wschód.

boć jeśli Zachód się posunie na Wschód, Wschód podąży w stronę Zachodu. Czasy się zmieniają, mapa świata również, a wypadki się kręcą jak Jowisz wkoło słońca, jak karusel na zabawach ludowych.

Kto może się założyć, że nasze domy magnackie szczodrobliwie siejące krocie po szulemiach wiedeńskich i domach gry w Monte Carlo, nie staną się kiedyś bankierami Europy; że Niemcy nie bojący się ani diabła, ani floty angielskiej nie cofną się przed zbroj­

ną pięścią panslawizmu; że Francuzi nie zrezygnują na zawsze z rewanżu nad Prusakami, z bulwarów, kawiarń, kankanu, z komitetu zidiociałych ministrów i antyklerykalizmu, a nie wyniosą się gdzieś pod morze japońskie, gdzie w bogobojności i pracy, łowiąc foki i śledzie, pokutować będą za grzechy swoje i dziadów.

Kto ostatecznie zaprzeczyć może, że i Litwinom losy przychylne nie ześlą czegoś lepszego, chociażby gdzieś w jakimś Lao-czao, nad jakąś E-che-che. Nie tak wszak dawno jeden z Niemców wywiercił szparę w tajemniczym parawanie, jakim zrobiono rok 2000 i podglądając ukradkiem oznajmił Polakom z narażeniem się na obelgę, że panowanie ich znowu sięgnie od morza do morza... Dlaczegożby Litwini nie mogli się spodziewać takiego proroctwa z Ameryki, jakiegoś Bellamy3 czy Laicusa. Historia - mistrzyni życia i mama wskazówka dla pragnących wygodnie się urządzić na świecie, daje jedną tylko radę: nie śpij, skupiaj i gotuj. Polacy po sejmie i hulance, po dzbanach miodu i szklani­

cach tokaju drzemali spokojnie pod opiekuńczym skrzydłem wolności i... orła białego - i przespali sprawę; Japończycy pod lakowanym drakonem skupiali się, gotowali skrycie jak ryś gotowy do skoku i wygrali ją.

Bellamy Edward (1850-1898) - amerykański pisarz, autor powieści-utopiiW roku 2000.

Każdy przeto, kto miłuje więcej swą ojczyznę nad omszały gęsior zamorskiego wina, kto przepada za mową ojczystą, najczystszym sanskrytem, jak archeolog za garnkiem egipskim, lub uczony za szpargałem klinowego pisma, ten winien obrać sobie politykę nie opojów, utracjuszów.

Wy więc, potomkowie starego Kiejstutisa, jakkolwiek jest was mało więcej od Tungu­

zów i Tatarów spod Kazania, jakkolwiek całą kulturę zawdzięczacie nie sobie, to jednak obudźcie się i czuwajcie. Rozniećcie na nowo smolne łuczywo narodowej indywidualno­

ści, zaprzy sięgnij cie na strzały Perkuna, na święte węże i gaje wieczną nienawiść mowie obcej, boć one noszą tylko słaby cień piękna i melodii pierwowzoru, boć...

I uczynili tak...

Rozległa się pobudka z bawolego rogu, dzika i silna, setki głosów brzmiały prawie tak harmonijnie, jak chińska orkiestra z gongów i tam-tamów: Litwa dla Litwinów! Precz z przesądami, precz z tradycją, precz z jednością i bezmyślną kokieterią z orzełkiem białym... Wolimy kogo bądź i jak bądź, raczej smoka z apokalipsy o siedmiu głowach, raczej sojusz z Menelikiem abisyńskim, raczej kulturę Papuasów, niż żyć w wiecznej za­

leżności, w pogardzie obustronnej, oczekując na łaskawe spojrzenie, na uśmiech pański.

Niech żyje naród wolny i dumny ze swej przeszłości! Niech żyje mowa litewska od Wilii do Niemna, od Niemna do Koczergi! Z nią w życiu, z nią po śmierci, z nią po domach, kościołach, urzędach, po szyldach szynkowni, po słupach wiorstowych...

I kwestia litewska wśród krzyków i nawoływań, wśród razów i zaklinań poruszyła się jak wieloletni dychawiczny koń, jak prastara rozklekotana maszyna, czyniąc w swym ociężałym ruchu hałas nieopisany, szczęk i łoskot. Syczy otworami para złości, insynu­

acji, szczękają zębate koła opinii publicznej, przeplatają się i wiją w konwulsjach pasy i transmisje solidarności sekciarskiej, godnej zaiste lepszej sprawy.

Mania litewska w kwestii tejże. Broszuranie polemiczna 139

Tyle złośliwi a paradoksalni sceptycy o kwestii litewskiej.

Mówmy atoli poważnie, nie nudząc zbytnio klasyfikowaniem, podziałem i podpodzia- łem historycznego materiału, doborem prawdziwych czy zmyślonych argumentów itd.

Powiedział mi mój przyjaciel, że mam dużo pewności siebie, że określam rzeczy z nieodwołalną precyzją. Może, czytelniku, i tobie tak się wyda. Nie wierz sobie, proszę.

Oto po prostu od pewnego czasu nie znoszę tych długich a ślamazarnych argumentacji, nudnych j ak flaki z olej em, j ednotonnych i ordynarnych j ak łokciowy towar. A od ostroż­

nych i dyskretnych półsłówek, od pretensjonalnych jak starzejące panny elukubracji z etykietą nieomylności - mdleję po prostu. Ty się mylisz i ja się zmylić mogę. Mój sposób pisania może się nie podoba tobie, jak i memu przyjacielowi, ja zaś mogę powiedzieć, że ty piszesz jak zakochany lokaj, a rozumujesz jak kiepski wariat. Mnie się może zdawać, że myśli moje nie mają pretensji stanąć w rzędzie pewników nieodwołalnych, ani też chcą decydować ostatecznie - tobie się wyda inaczej. Bądźmy tylko szczerzy, bądźmy sobą. Niech sobie w naszych słowach będzie ironia, niech i satyra, niech poszanowanie cudzych poglądów, ale zarazem bądźmy gentelmanami. Nie wymyślajmy sobie jak gar­

barze w odświętnych humorach. Ostatecznie i to jest rzecz ludzka. Przebaczyć można tym kiermaszowym dialektykom ich kiepskie wychowanie i obosieczny sposób rozstrzygania kwestyj, ale niech licho palnie takie argumenta, jakie wypisują usankcjonowani redaktorzy i ich źle płatni reporterzy.

Proszę, na przykład:

Ponieważ w lidzkim powiecie mowa litewska zanika i już znikła zupełnie w wielu jego częściach, a lidzcy parafianie nie umieją się żegnać po litewsku, ponieważ z drugiej strony i teraz istnieje kamień między Lidą a Ej szyszkami4, na którym ongi bogowie, sprawiając stypę, srodze się spili, więc nie mówiąc już o tym, że parafianie lidzcy są słabi pod względem religijnym, należy jednak przypomnieć, że w rdzennie litewskiej ziemi już się rozszerzyła ta zaraza polskiego języka, z którą walczyć przynależy każdemu patriocie, prawdziwym synom Litwy, a takich, dzięki Perkunowi5, coraz to więcej (chociażbyś pękł, o „Kurierze Wileński”).

4 Lida (lit. Łyda,bialorus. JIi.ua) - obecnie miasto w zachodniej Białorusi; Ejszyszki(lit.EiSiSkes) - miasto położone na południe od Wilna, blisko granicy z Białorusią (do dziś jeden z tradycyjnychsymboli obecności Polaków na Litwie).

5 Perkun - w mitologiilitewskiej najważniejsze bóstwo (jegoświętymdrzewembył dąb).

6 Adabsurdo (łac.)-do absurdu.

7 Circulusvitiosus (łac.) - zaklęty krąg.

Oto, bracia, takie argumenta zatruły mi niejedną chwilę, niech im bogowie zapomną.

Ruch litewski istnieje, to się faktycznie stwierdza. Musi posiadać on pewne racjonalne motywy, słuszne i silne sprężyny, bo inaczej ruch bezcelowy, nierozumny nazywany jest we właściwym takiego ruchu żargonie - chryją.

Żeby wyjść z jakiego bądź założenia, przypuśćmy (nie mówię - ab absurdo6 7), że ruch litewski ma słuszne podstawy, więc początek swój bierze w kwestii, która nurtuje umysły i w ruch je wprawia. Ponieważ zaś zachodzi wielkie pytanie, kwestia samej kwestii (czy istnieje ona i czy ma prawo istnienia) i ponieważ przypuszczalnie prawnie istniejący ruch tkwi w kwestii możliwie nieistniejącej lub też istniejącej nieprawnie, więc się formuje znowu circulus vitiosus"1, jak na wstępie. W ogóle, jak mówią pe­

symiści, cała ta chryja to wariacki cyrkulus - koło, w którym chcą upatrzyć kąty. Ja mówię - nieprawda.

By wyjść jednak z tych błędnych kół, znowu muszę przypuścić, że kwestia istnieje, nie mówiąc czy prawnie - w takim więc razie ruch, wypływający z kwestii istnieje i ist­

nieje prawnie.

Ruch - to zaprzeczenie bezruchu, śmierci. Naród, który się rusza, żyje. Kiedy był bez ruchu, to rnusiał i wtedy żyć, bo narody zmartwychwstają tylko u poetów. Jeśli żył i żyje - ma historię. Jeśli żył mamie i mało się ruszał - historia jego mała, nikła.

Historia Litwy ni smutna, ani wesoła, ot, przeciętne dzieje silnego w naturze, ale nie­

kulturalnego narodu. Istniał on samodzielnie, ale nie głęboko się wkorzenił, prędko więc rozkwitł i chylić się począł ku upadkowi. Połączył się z Polską, rozkwitł ponownie, ale już nie o własnych sokach i powoli zatracał poczucie swej siły i indywidualnego życia.

Taka jest w streszczeniu historia niejednego zresztą litewskiego narodu. Ale naród, jak czyn wielki, jak idea wzniosła, jak dusza nie obumiera. Odrodzenie następuje, często gwałtowne, zawsze nagłe, nieprzewidziane. Litwa w swym stanie względnie obumarłym, jak głoszą przewodnicy mchu, trwała długo, aż nastąpiło odrodzenie. Zaczęły się budzić z uśpienia na razie górne warstwy litewskie - to było skutkiem odrodzenia czy też może przyczynąjego.

Od czasu więc kiedy łączność z Polską znacznie się rozluźniła, kiedy Polacy sami zaczęli wypatrywać pomocy, od czasu wreszcie, kiedy dziecięcy jeszcze naród zaczął wchodzić w fazę budzących się popędów młodości, od tych chwil tak zresztą świeżych, datuje się ruch litewski, rozpoczęła się kwestia tegoż imienia.

Zdawałoby się, że w tym nie ma nic dziwnego, bo kto może i ostatecznie śmie za­

przeczyć, że każdy naród się rozwija, a ten, co nie zaczął jeszcze przybierać fizjognomii istniejącego narodu, musi wszak kiedyś rozpocząć, jeśli nie chce zginąć w postępie tłu­

mów i wieków.

Stąd więc kwestia i co się stawia obiektem onej - że zechcemy zbadać poszukiwany przez nas pewnik.

Odpowiedź niełatwa.

Wszelki ruch nowoczesny bądź najnowszych reformatorów Kościoła, bądź zwo­

lenników szerokiego liberalizmu, bezwzględnej tolerancji, bądź amerykanistów, bądź scjentystów, bądź przeróżnych odmian socjalizmu - ma w sobie tyle tajemniczości, tak niepochwytny program i chodzące luzem zasady, że posądzić go łatwo o brak jakiej bądź zasady i jakiego bądź programu.

Jeśli tedy propagatorom idei narodowo-litewskiej chodzi o uświadomienie narodu pod względem politycznym, jeśli się kwestia cała zredukuje do podniesienia języka, li­

teratury i prasy, do wytworzenia czy raczej podniesienia swojskiej kultury, to oczywiście łatwo ją wyrozumieć; kwestia w takim stanie obudziłaby tylko sympatię ogółu. Nikt by też nie odczuł ani „przestrachu z powodu ukazania się druku litewskiego”, ani by się bał jakowychś „krzywd” wyrządzonych nie wiedzieć komu, z powodu ukazania się onego właśnie druku (domysły inauguracyjne zecerzy litewskich). Owszem, niejeden z Polaków przyklasnąłby i szczerze życzył powodzenia już nawet dlatego, że wszelki ruch w celu podniesienia pod jakim bądź względem własnego kraju, ruch szlachetny, na uświadomio­

nych zasadach, przy środkach wszechstronnie obliczonych, obudzić może w szerszych kołach tylko sympatię i uczucia przyjazne.

Wszakże, niestety, tej sympatii ogółu ruch litewski obudzić nie zdołał. Owszem, on obudził niechęć od strony Polaków, pogardliwy uśmiech obojętnych i radość ama­

torów burzliwych scen i brutalnych wyrażeń. Ba! On obudził nawet nienawiść obu­

Mania litewskaw kwestii tejże. Broszura nie polemiczna 141

stronną, zwłaszcza wtedy, kiedy się spostrzeżono, że moloch czy hakata zaciera ręce, podsycając dążności separatyczne. I dlaczego? Dlaczego ruch litewski obudził niechęć i nienawiść?

Jakkolwiek to się w części tłumaczy, pytanie znowu pozostaje nierozstrzygnięte, czym złośliwi dowodzą chimeryczność samej kwestii i przedwczesne jej poronienie. Ja zaś tę wzajemną nieufność tym sobie tłumaczę, że do programu ruchu w rzeczy samej wszedł rozdział, zerwanie na zawsze jakich bądź stosunków wiążących oba narody - litewski i polski. Ta dążność do całkowitej separaty zarysowała się nader jaskrawię.

Oprócz więc celu szlachetnego i uprawnionego przez prawo ogólnoludzkie, do pro­

gramu (jeśli on w ogóle istnieje) weszły poboczne cele, sztucznie maskowane, które cały ruch sprowadziły na tory wątpliwe, zrobiły zeń kwestię.

Gdy tedy rzecz cała zboczyła z drogi prostej, kwestią się stało, czy ruch litewski ma jakąś głębszą podstawę, czy oderwanie się od szczepu przyniesie korzyść, czy ta latorośl litewska ma w sobie tyle soków żywotnych, by mogła istnieć samodzielnie, czy wreszcie coś się prawidłowo rozwinęło i prosperowało zacnie, co się poczęło w złości i nienawiści, w niecnych insynuacjach, w oplwaniu wiekowej tradycji.

Gdy więc ruch przybierze kształty kwestii o rzutach niepewnych, gorączkowych, zwłaszcza gdy one kwestie (nurtujące pytajniki - by powiedzieć wyraźniej) ze swej treści i formy staną się czymś obrażającym i krzywdzącym uczucia danego narodu, gdy się do- mieszająjeszcze chimeryczne przypuszczenia i nie oparte na niczym wnioski, to wtedy się wróży całkowite rozprzężenie ruchu. Cel pierwotny gubi się w poplątanej sieci drobnych, subiektywnych celów, szlachetne środki zamieniają się półśrodkami wątpliwej wartości, fanatyzm bierze górę nad zdrowym uczuciem - i wtedy ruch przechodzi w manię.

Tu się usuwa grunt spod kwestii, bo kierownicy jej dotarli jak konie wyścigowe do słupa, gdzie się kończy rozum, a rozpoczynają się fantazyjne obszary światów nieist­

niejących. Jeszcze Szekspir powiedział: „Każdy maniak na swym ośle / Krzyczy głośno i doniośle”.

Manii towarzyszyć zwykł - krzyk, wrzawa, gwałtowna chęć zwrócenia na siebie uwagi ekscentrycznością czy też brutalnością. Na przystrojonym w narodowe kolory ośle nieszczęsnej manii maniak-poliszynel wyje, krzyczy do tłumnie zebranej gawiedzi, potrząsając brzękadłem dla tym dosadniejszego zilustrowania treści.

Mania to nienormalność i pycha, raczej jakaś mieszanina obu. Il y a fagots et fagots* - więc i manie są różne, jak pod względem dominującej idee fixe89, tak i pod względem stop­

nia intensywności. Są manie nieszkodliwe ale śmieszne i budzące politowanie zarazem, są szkodliwe a więc niebezpieczne. Do rzędu ostatnich, ze sporą dozą cech wspólnych z pierwszą - należy mania litewska.

8Il y a fagotset fagots (franc.) -ludzie i ludziska(przysł.franc.).

’ Idee fixe(franc.) - fiksacja, mania.

Każda zaś mania, jako wytwór wybujałej fantazji, bezmiernej pychy i rozjątrzonej nie­

nawiści, jako nienormalny produkt anormalnie funkcjonujących umysłów, jest z góry prze­

znaczona na zagładę. Powiedzmy nawet, że mimo całej swej niebezpieczności, skutki jej są krótkotrwałe.

A niebezpieczeństwo na tym polega - powiada Pascal (Penseeś) - że nie ma ona stałości.

W przeciwnym bo razie ona by się przedstawiała jako opatentowana miara prawdy, jeśli

się nieprzetworzyła jeszcze w najprawdziwszy kodekskłamstwa. Owa mania,ten błędny i okłamujący objaw w człowieku, stała się w nim drugą naturą. Maona swoich szczęśliwców i nieszczęśliwych, chorych izdrowych, bogatych i biedaków; ona może uznawać,wątpić ioczywiściezaprzeczać rozumowi: ma onaswoich wariatów i mędrców.Tych ostatnich nie może poczynić wariatami, ale jednak daje im szczęście na przekór rozumowi.

Kiedy więc właściwe i zacne dążności Litwinów są uznane i życzliwie przyjęte przez ogół, ekscesa maniaków, fanatyczna zaciekłość i zbrodniczy po prostu ekskluzywizm politycznie i umysłowo zielonych głów wzbudza politowanie, jeśli nie takąż zaciekłość i nienawiść strony zainteresowanej. Ekscesa te sprawiły, że w ogóle ruch litewski się uważa często jako manię, a przywódców ruchu pogardliwie nazwano litwomanami. Że w tym tkwi błąd - nie potrzeba dowodzić, ale że znaczna część kompatriotów interesu­

jących się kwestią litewską, zachowaniem się swoim ściąga na siebie to miano bądź co bądź niezaszczytne, to również wątpliwości nie ulega.

Pomijając tedy właściwą pracę Litwinów nad podźwignięciem swego narodu (co, sądzę, nie wchodzi w skład kwestii jako takiej), zwrócić należy uwagę na te ekscesa, o których wyżej, na spaczone i krzywdzące, tak samą kwestię, jak i zainteresowanych w niej, poglądy, środki i półśrodki jakimi się posługują chorzy na manię.

A owa zgubna mania - to morze krzywdzącej niesprawiedliwości i ślepej nienawiści.

Mam przed sobą całe szeregi bardzo niedowcipnych zarzutów, z których wyziera i wiel­

ka nieznajomość, i brak logiki, a nade wszystko ta zacięta nienawiść, ten ton wulgarny i wyrażania się dorożkarskie. Przypominają mi się kalwini przed 30-letnią wojną.

Tu są zarzuty o nietolerancji polskiej, o stałym ucisku narodowościowym i duchowym, o jawnym rabunku skarbów gleby litewskiej, zdradliwie jezuickiej dyplomacji rządu polskiego itd.

Na przykład to zdanie, ta przeciągle i melancholijnie wygrywana na fujarach domoro­

słych grajków melodia, ten niebotyczny nonsens zagrodowych polityków, to ogłuszające po prostu ergo dysput podchmielonych furmanów piramidalnego wozu kwestii litew­

skiej ... O rety! Nie wytrzymam!...

„Pęknij me serce! Bo rzeknąć muszę” - wołam z Hamletem. Break, my heart...

Zamknij oczy, czytelniku, i otwórz usta, jak czynisz, kiedy strzelają z dział morskich.

Oto - nieszczęście i zguba narodu, ciemna plama na jasnym słońcu bohaterskiej prze­

szłości Litwy, to nic innego, jeno połączenie się Litwy z Polską.

Kolosalne! - nieprawdaż?

Strategicy z obozu litewskiego stanowczo źle używają broni. Łoskot ich dział gru­

bego kalibru przestrasza dzieci, przeszkadza poobiednej drzemce i ogłusza wrony - a to brzydko... Trzeba oględniej szafować ładunkami, bo już nawet chłop polski powiada dobrodusznie: byłoby ono niczego, wkiedy za durne jakosik...

Mimo jednak jawnego się natrząsania z rozumu ludzkiego od strony zagorzałych bojowników hegemonii litewskiej, mimo pewnej nieszkodliwości z powodu tej właśnie lapidarności słowa i huku ogromnego, takie na przykład zdanie o rzekomo zgubnym dla Litwy połączeniu się z Polską i temu zdaniu podobne mają i tę obrzydliwą stronę, że się rozchodzą daleko, jak echa w stalaktytowych grotach, budząc niskie instynkta, narodową nieprzyjaźń.

Zwykle podobne okazy się pomija wzruszeniem ramion. Co też i czynię w tym smut­

nym przeświadczeniu, że wszelka argumentacja w tym względzie na nic się nie przyda.

Manialitewska w kwestiitejże. Broszura niepolemiczna 143

Nie... by nie posądzono mnie o tchórzliwość, tłumaczmy, pokrótce, dobitnie, ab ovo'°.

Litwa w swym samoistnym rozwoju doszła do tego legendowego słupa na rozstaju, od którego się ciągną trzy drogi, a wszystkie kośćmi zbielałymi wysłane. Słowem, potrzebo­

wała przewodnika, pomocy. A ona się sama nasuwała jako nieunikniony wynik polityki.

Sąsiednia Polska była wtedy dość silna, by podać ramię swej sympatycznej sąsiadce, która również nie ukrywała swych względów.

Zwykle się dzieje, że silniejsze ościenne narody pochłaniają słabsze. Litwę pochło­

nęłoby carstwo moskiewskie, może i Tatarzy, ale ona wołała, jak się rzekło, przyłączyć się do silniejszej naonczas Polski. W danym tedy wypadku Litwą kierował jak instynkt samozachowawczy, tak i chęć podniesienia swego kraju do potęgi coraz większej.

Od niepamiętnych więc czasów naród litewski szedł dłoń w dłoń z Polską jako dwaj bracia o podobnym charakterze, o wspólnym celu, o pokrewnych rysach i tradycji. Od dawna też identyfikowano te dwa narody, co najwyżej uważając Litwę jak przedsionek do Rzeczypospolitej, jak większy klejnot, drugą obręczę w Koronie. Szlachta i magnaci mieszkający na Litwie najwyżej mogli powiedzieć o sobie: gente Lituanus, nationepo­

lonus sum".

Po dokonanej unii Litwa okazała bardzo mało odporności w walce z napływowym polskim elementem. Jakkolwiek rząd polski kierował się prawami najbardziej humani­

tarnymi, jakkolwiek w przyłączonych krajach zwykł pozostawiać samorząd i miejscową administrację, to jednak Litwa zatracała powoli swą indywidualną fizjognomię. Element litewski krył się po konserwatywnych kątach ciemnej masy ludowej. Konserwatywnych zaś nie z powodu swej odporności czy uświadomienia politycznego, ale wprost z przyczy­

ny swej ciemnoty i odosobnienia od wierzchów społecznych. Wysoka kultura w stosunku

ny swej ciemnoty i odosobnienia od wierzchów społecznych. Wysoka kultura w stosunku