• Nie Znaleziono Wyników

1 Artykuł opatrzony przypisem redakcji („Głos Narodu”1904, nr 283): „Udział szlachty litewskiej przy odsłonięciupomnika carowej Katarzyny w Wilnie, wywołał w całym polskim społeczeństwie uczucie bole­ snego zdziwienia. Chcąc poznać głębsze iprawdziwe przyczyny tego faktu, zwróciliśmy się doprof. Mariana Zdziechowskiego, którywowym czasie bawił na Litwie.Szanowny profesor odpowiedział na nasze zapytania następującymlistem”.

2 Wyrazu rosyjskiego używam zamiast naszego „marszałek, aby zaznaczyć, że ci, co urząd tenpełnią, urzędnikami z ramieniaministra, nie zaś zwyboru szlachty(przyp.aut.).

3 Mirski-Światopełk Piotrksiążę (1857-1914) - w latach 1902-1904: generał gubernator wileński;w la­

tach 1904-1905: ministersprawwewnętrznych Rosji.Polacyz Wileńszczyzny swoja postawę tłumaczyli wiarą w dobrąwolę Światopełka-Mirskiego, jego,związkami z Polską.Hipolit Korwin-Milewski pisał: „Należał do autentycznej rodzinyRurykowiczów, od dawna spolszczonej, ale znówzruszczałej wosobiejegodziadka (Siedemdziesiąt lat wspomnień (1885-1925), Poznań 1930, s.176).Owym dziadkiem generał-gubematorabył Obecność pięćdziesięciu przeszło przedstawicieli szlachty litewskiej przy odsłonięciu pomnika Katarzyny II uważam za jeden z najbardziej bolesnych i upokarzających dla nas faktów w naszych dziejach porozbiorowych. Dwóch zdań tu być nie może. Uznają to nawet sami uczestnicy owej smutnej uroczystości, przynajmniej znaczna ich część.

Pomniki stawiają dobroczyńcom narodu. Ci przeto, którzy w tym święcie rosyjskim udział wzięli, tym samym zaświadczyli, że rozbiór Polski uważają za dobrodziejstwo!

Pójść dalej w zaparciu się godności narodowej niepodobna. Pyta mię Pan, czy ten ciężki wobec narodu grzech da się czymkolwiek bądź choć w pewnej części usprawiedliwić?

Tak, okolicznością łagodzącą jest tu fakt, że spełniony został bez premedytacji, a pod na­

ciskiem niespodzianych i wyjątkowych wypadków. O udziale w odsłonięciu nie myślano na Litwie wcale. Gdy z propozycją tą zwrócił się do kilku wybitnych ziemian z guberni kowieńskiej prewoditieP szlachty tamecznej, ci z całą stanowczością żądanie to odrzucili, a odmowę swoją nader zręcznie poparli szeregiem faktów świadczących, że od roku 1881 po każdej manifestacji uczuć wiemopoddańczych niezwłocznie następowały rozporzą­

dzenia, stanowiące nowy krok w rusyfikacyjnej polityce rządu, np. przed laty kilkunastu w odpowiedzi na serdeczność, z jaką licznie zebrana szlachta kowieńska przyjmowała w. księcia Włodzimierza, udzielona została natychmiast po wyjeździe w. księcia dymisja ostatnim polskim marszałkom szlachty. Podobne odpowiedzi dawali, jak mi opowiada­

no, ziemianie wileńscy, gdy przedmiot ten poruszali w prywatnych z nimi rozmowach tameczni dygnitarze rosyjscy.

Wówczas to książę Swiatopełk-Mirski1 23 wezwał do siebie na dzień 1/14 września dziewięciu znanych obywateli z guberni i miasta Wilna i w dłuższym przemówieniu

zwrócił się do nich, gorąco prosząc o przybycie na uroczystość i zwiastując zarazem nadzieję nowej epoki i pomyślnej dla nas przyszłości, która będzie nagrodą za okazaną wiemopoddańczą „lojalność”.

Wrażenie słów jego, nacechowanych tonem serdeczności i wygłoszonych z widocz­

nym wzruszeniem, było piorunujące. Człowiek wzniesiony na najwyższe i najbardziej wpływowe w Rosji stanowisko ministra spraw wewnętrznych i upoważniał zebranych do rozgłoszenia, iż obejmuje urząd swój z programem równouprawnienia i w imię programu tego żądał pomocy ich w postaci chwilowej ofiary z uczucia patriotycznego! Zawahali się najoporniejsi.

Dwuletnie rządy w Wilnie ks. Mirskiego odznaczyły się łagodnością. Widoczne to było, że nie należał on do zwolenników systemu rusyfikacji, który stanowił ostatnie sło­

wo mądrości politycznej wszechwładnego dyktatora Rosji, jakim był Plehwe* i * *4. Stąd też wypływała powszechna w społeczeństwie naszym na Litwie sympatia dla księcia. Każdy cieszył się z wyniesienia jego na najwyższą godność w państwie, a niejeden gotów był uznanie swoje wyrazić publicznie. Ofiara jednak, której w danym wypadku żądał książę, stanowczo przekraczała granice możliwości tym bardziej, że obietnica, którą dawał w za­

mian, była mglista; określał on tylko kierunek, w którym iść zamierza, ale nie zapowiadał, co mianowicie zrobi.

Tomasz Teofil Światopełk-Mirski princedeMir, powstaniec listopadowy, emigrant, przeszedł na prawosławie istał się dygnitarzem rosyjskim (zob. A.H.Kasznik, hasło: Światopełk-Mirski TomaszTeofil, [w:] Polski Słownik Biograficzny, T. XXI,Wrocław 1976,s. 351-353).

4 Plehwe Wiaczesław (1846-1904)- reakcjonista, wlatach1902-1904 minister sprawwewnętrznychRosji;

zginałwzamachubombowym.

5 Antecedens - dziś precendens.

Powinni przeto byli zaznaczyć to natychmiast w odpowiedzi na słowa jego zwołani przezeń panowie. Zabrakło im jednak do tego śmiałości czy też przytomności umysłu.

Z obecnych przemówił jeden tylko hr. Antoni Tyszkiewicz - banalnie i w sposób nie­

odpowiedni powadze chwili. Więc przynajmniej, wróciwszy do domów, powinni byli namyśleć się, wspólnie się naradzić, znowu pójść do księcia i prowadzić dalej rozpoczętą rozmowę. Należało im albo wytłumaczyć księciu, że godność narodowa zabrania im brać udział w uroczystości, albo, zająwszy stanowisko realizmu, żądać odpowiednich ogromowi ofiary kompensat politycznych. Mogli wreszcie różnić się ze sobą w zdaniu i przedstawić ministrowi obydwa odmienne, a w sprawie tej możliwe poglądy. Tego nie uczynili i to było błędem największym.

Rozmowa z ministrem odbyła się dnia 1/14 września. Dowiedziawszy się o niej, zacie­

kawiony jej następstwami, wyruszyłem ze wsi do Wilna 4/17 września. Przekonany byłem, że w ciągu tych dni toczyły się układy między księciem a owymi dziewięciu. Jakież było moje zdziwienie, gdy się dowiedziałem, że zamiast tego poprzestano tylko na zaproszeniu rozmaitych ziemian z rozmaitych stron Litwy i Rusi i na wspólnych z nimi naradach. Na jednym z takich zebrań, zapytany o zdanie, odpowiedziałem, że udział w uroczystości uważam za upokarzający i niepotrzebny, ale że ci, zapewne nieliczni, co staną u stóp pomnika, zasługują na traktowanie pobłażliwe wobec okoliczności tak nadzwyczajnej, jakąjest tak stanowcza prośba najwyższego w Rosji dostojnika, poparta obietnicą, choć mglistą, lecz bądź co bądź otwierającą widnokrąg jaśniejszej nieco przyszłości - słowem wobec aktu, który dotąd nie miał u nas antecedensu5. Dziś bym to zdanie może wyraził znacznie ostrzej - miałem bowiem wówczas pewne złudzenia co do żywości, z jaką godność narodowa objawia się na Litwie, nie przypuszczałem, że u tylu ziemian śpi na

Przed pomnikiemKatarzyny 87

dnie ich sumienia uczucie patriotyczne, pogrążone w letargicznym odrętwieniu, że kult ojczyzny zastąpiony tam został przez kult siły i że złowrogim blaskiem tej siły olśnieni, gotowi są tarzać się przed nią w niewolniczym zachwycie.

Dziwne też w ciągu tych dni słyszałem zdania. Pewien pan ze Żmudzi nie dopuszczał nawet możliwości dyskusji zasadniczej o tym, czy należy wziąć udział w uroczystości;

ponieważ minister zaprosił, więc oczywiście iść trzeba, chodzi o to, czy ci, co pójdą, mają tam stanąć jako przedstawiciele szlachty, czy też każdy odpowiada za siebie. Ktoś wołał, że wobec obietnic księcia uważa za swój święty obowiązek stanąć przed pomnikiem. Ktoś inny na czyjąś uwagę, że może to wywołać oburzenie w Królestwie i w prasie zakordo- nowej, patetycznie odpowiadał, że ani Królestwo, ani Galicja, ani Poznań nie mają prawa wtrącać się w sprawy Litwy, która umie wytrwać wśród najtrudniejszych warunków. Może oddanie hołdu Katarzynie - mówił jeden z moich znajomych - nie zgadza się z honorem narodowym, ale co znaczy honor kilkudziesięciu osób, gdy chodzi o dobro publiczne!

Taki to nastrój przeważał u zebranych w Wilnie ziemian, więc nie dziw, że w wyniku obrad rozwiązanie sprawy pozostawiono sumieniu każdego z osobna, czyli że każdemu kto chciał, pozwolono uczestniczyć w narodowym tryumfie rosyjskim. Pewien powołany Wilnianin pocieszał mię, że z wyjątkiem wiceprezesa Towarzystwa Rolniczego w Wilnie nie przyjdzie pod pomnik żaden człowiek z powagą i znaczeniem. Stało się jednak inaczej;

uczestników znalazło się więcej niż się spodziewały sfery rosyjskie, a w ich gronie byli, niestety, ludzie poważni i poważani; jeden z nich pędził w pośpiechu aż z Włoch, byle tym zaświadczyć swoją błahonadieżnost^', inny, przedstawiciel historycznego rodu, brał udział w redagowaniu oficjalnych depesz, zwiastujących światu o tryumfie państwowości rosyjskiej i lojalności „przedstawicieli najznakomitszych rodzin polskich, uznających niepowrotne przytwierdzenie kraju Północno-Zachodniego dla Rosji”. Na usprawie­

dliwienie Litwy dodać tu jednak muszę, że z kancelarii jenerał-gubematora rozesłano 150 zaproszeń, czyli że stawiła się na wezwanie tylko trzecia część zaproszonych i że honor poważnej części społeczeństwa ratowało nieobecnością swoją kilku ludzi z bardzo wybitnym stanowiskiem.

Jakiż był skutek tego zaparcia się uczuć patriotycznych? Ten, że sześciu panów otrzy­

mało tytuły kamerherów i kamerjunkrów „dla uświetnienia uroczystego dnia”, jak powie­

dziano w dekrecie nominacyjnym. Czyżby na tym tylko miała polegać nowa era? Czyżby miała się ziścić cyniczna otwartośćprewoditiela kowieńskiego, który, wysławiając łaski monarsze jakie mają spaść na cały kraj z powodu odsłonięcia pomnika, na zapytanie jakie to będą łaski, odpowiedział, że kilku obywateli polskich otrzyma tytuły dworskie.

Cała ta uroczystość rosyjska nasuwa smutne myśli. We dwa dni po niej ks. Mirski odjeżdżał do Petersburga i żegnał się z przedstawicielami rozmaitych warstw ludności.

Obecni Żydzi wręczyli mu adres zredagowany z wielką godnością w imieniu narodu żydowskiego, który nieraz cierpiąc srogi ucisk, nauczył się cenić tych, którzy mu spra­

wiedliwość okazywali, a takim był ks. Mirski. W odpowiedzi na to książę zapewnił, że zajmie się „poważną kwestią żydowską”, którą miał sposobność poznać bliżej i że

„sprawiedliwość oddana im będzie”. Ziemianie litewscy adresu nie podali i żegnając się z nimi książę ograniczył się ogólnikowym zapewnieniem, że zachowa ich we wdzięcznej pamięci. I w rzeczy samej depresja po tyluletnim ucisku jest taka - a mówię tu nie tylko o Wilnie, ale i o Warszawie - iż zdaje się, że w chwili obecnej nawet w marzeniu nie

6 Blahonadieżnost ’ (ros.)- prawomyślność.

przypuszczają u nas, aby minister rosyjski przyjąć mógł adres od przedstawicieli „naro­

du” polskiego, który oficjalnie nie istnieje i aby obiecał zająć się „kwestią” polską, która oficjalnie też nie istnieje.

Nic dziwnego. Ludzie czynią ustępstwa tylko tym, których się boją. Żydów, związa­

nych w potężną organizację w duchu socjalizmu kierowaną, Żydów, mających w ręku swoim prasę Europy i Ameryki i nie wahających się sprzątać z tego świata niedogod­

nych dla siebie dygnitarzy, Rosja oficjalna nienawidzi, ale się boi. Plehwe próbował ich sterroryzować, nie udało się, więc teraz będą ich głaskać. Polaków zaś Rosja oficjalna nienawidzi również, lecz się nie boi; ponieważ nie boi się, więc nienawidzi podwójnie.

Jest to prawo psychologiczne, że największe rozjuszenie ogarnia człowieka wobec prze­

ciwnika powalonego na ziemię i bezbronnego.

Nie wynika stąd, abyśmy Żydów naśladować mieli. Choćbyśmy zapragnęli tego, nie potrafimy. Dynamitardów pośród siebie nie Znajdziemy, skłonność do krwawych zama­

chów jest nam obca, zdolności do tworzenia organizacyj jednolitych nie wykazaliśmy, a wywołanie powstania uważaliby za szaleństwo nawet najskrajniejsi z naszych patriotów.

Ale nie mogąc w ciemiężycieli cisnąć strachem, możemy i powinniśmy ich zmusić, aby nas szanowali. Jedynym do tego środkiem jest siła moralna, a jednym z jej objawów - poczucie godności.

Nikt u nas nie wątpi o dobrych zamiarach ks. Mirskiego. Ale nowy minister i kierownik Rosji będzie miał przeciw sobie całe albo prawie całe otoczenie swoje, przesiąkłe tradycją jego poprzedników: Dmitrija Tołstoja, Dumowa, Goremykina, Sipiagina i Plehwego7, których polityka streszczała się w hasłach unifikacji i rusyfikacji. Przypuszczamy więc, że nie czuje on mocnego gruntu pod sobą, że szczerze chcąc ulżyć nam ulżyć, przewiduje całą potęgę nienawiści jaką wytoczy przeciw niemu biurokracja petersburska i tym tłu­

maczy gorącość, z jaką się zwrócił do owych dziewięciu obywateli wileńskich, prosząc ich o pomoc i tym nas stawiając w najtrudniejszym jakie da się wyobrazić położeniu.

7 Tołstoj Dmitrij(1823-1889) -minister oświatyw latach1866-1880,ministerspraw wewnętrznych 1882-1889; DumowoIwan N. (1834-1903) - minister spraw wewnętrznych 1889-1895;Goremykin Iwan (1839-1917) - minister spraw wewnętrznych 1895-1899, premier w 1906 i 1914-1916; Sipiagin Dymitr (1853-1902) - minister1899-1902, zginąłw zamachu.

To jednak jest pewne, że w każdym uczciwym przedsięwzięciu minister znalazłby skuteczniejszą pomoc w moralnych zasobach społeczeństwa naszego niż w bezowoc­

nym zapieraniu się uczucia godności ze strony niektórych jego przedstawicieli. Rosja przechodzi obecnie przez ciężkie chwile. Pewien inteligentny Rosjanin wyraził się nie­

dawno, że gdy trzech poddanych państwa rosyjskiego rozprawia między sobą o wojnie, dwóch z nich niewątpliwie stoi, jawnie albo skrycie, po stronie Japonii. Wobec takiego usposobienia warstw wykształconych kruchość podstaw państwowych staje się aż nadto widoczna i państwo we własnym interesie musi starać się przejednać żywioły uciskane, musi pomyśleć i o nas.

O tyle jestem idealistą, że sądzę, iż w polityce oprócz przemocy brutalnej mogą mieć niejakie znaczenie ludzie idei, poświęcenia, siły moralnej, krócej mówiąc, ludzie porząd­

ni. Wierzę, iż są tacy pomiędzy Rosjanami i wyprowadzam stąd wniosek, że w sprawie stosunków polsko-rosyjskich powinni właśnie z takimi Rosjanami układać się „porządni Polacy”. Niech więc starają się obecnie skupić się i porozumieć. Na jednym biegunie widzę u nas ludzi niezaprzeczenie porządnych lecz nieprzejednanych a, niestety, zle­

wających się nieraz z grupą zacietrzewionych krzykaczy, którzy podły hakatyzm pruski usiłują przeszczepić na grunt polski - na drugim widzę polujących na urzędy dworskie

Przedpomnikiem Katarzyny 89

geszefciarzy i lizusów bez ideału, bez godności a często i bez sumienia. Więc dla dobra kraju powinni zjednoczyć się ludzie środka, musi powstać stronnictwo umiarkowane, które by umiało realizm polityczny skojarzyć z idealizmem uczuć, a jedno i drugie na gruncie wyrobienia i hartu moralnego.

Źródłem, skąd hart moralny powstaje, jest religia. I ze smutnej uroczystości wileńskiej wyszedł z godnością, zasłużywszy na szacunek tak swoich, jak i Rosjan jeden człowiek, ten, który ideę religii i Kościoła u nas przedstawia - ks. biskup Ropp8 9. Przyjmując w. księ­

cia Michała’ w Ostrej Bramie, zaintonował on Pod Twoją obronę i z piersi zgromadzonego ludu buchnęła ku Niebu ta pieśń rzewna. Uszom własnym nie wierzyli obecni, słysząc publicznie, na ulicy, wobec zaskoczonego tym znienacka i zdziwionego brata cesarskiego słowa modlitwy w wyklętej oficjalnie, znienawidzonej, uciskanej, z miejsc publicznych do kryjówek domowych wygnanej mowie polskiej, a zuchwały („nachalny”, jak go nazwali Rosjanie) i pobożny biskup polecał lud swój opiece „tej, która z Ostrej świecąc Bramy”, wyprowadza ze „złych przygód”, wśród których giniemy i jedna nas z Synem, który jest Słowem Przedwiecznym, a Słowo jest światłem świecącym w ciemnościach i tylko przez światło to jednostki i narody wznoszą się na wyżyny jedności z Myślą Bożą...

Ropp Edward von (1851-1939)-od 1903 r. biskup wileński w 1907usunięty przezwładze rosyjskie.

9 Michał II Romanow (1878-1918) - syn Aleksandra III Romanowa,w 1917 odmówił przyjęcia tronu.

10 Sołowjow Włodzimierz (1853-1900) - filozof,myśliciel religijny, mistyk.

I przypomniały mi się wówczas dziwne mistyczne słowa, które kreślił Włodzimierz Sołowjow10, gdy pod wrażeniem pobytu w Częstochowie utwierdzał się w myśli, że

„sprawa stosunków polsko-rosyjskich zależy przede wszystkim od tego, jak na nią patrzy Ta, czyj obraz starożytny na Jasnej Górze nieustannie pociąga ku sobie niezliczone tłumy pielgrzymów”. „Pytanie - pisał on - śmieszne dla niedowiarka, ale ci, dla których religia jest żywą rzeczywistością wiedzą, że to śmieszne pytanie jest jedynym ważnym w całej sprawie. A samo postawienie pytania tego już się staje rozwiązaniem i gdyby w całym społeczeństwie rosyjskim nie znalazł się ani jeden człowiek, który by umiał wznieść się na stanowisko Jasnej Góry, ona pomimo tego nie straci swego istotnego znaczenia i sprawa polsko-rosyjska rozwiązana zostanie przez historię nie inaczej, jak z tego jedy­

nego stanowiska”, to jest „nie na nizinach nienawiści, lecz na Jasnej Górze wieczyście dziewiczego Bogoczłowieczeństwa”.

Te słowa wielkiego filozofa rosyjskiego brzmią bardzo mistycznie, ale odrobina mi­

styki - a pod mistyką rozumiem żywe czucie związku życia doczesnego ze światem wyższym, nadprzyrodzonym - jest konieczna w polityce, wznosząc nas bowiem od rzeczy zmiennych ku rzeczom wiecznym, uczy nas rzetelnej miłości ojczyzny czyli tej, która łączy myśl o ojczyźnie z dążeniem do bytu szlachetniejszego, do Boga. I tylko ludzie taką miłością obdarzeni, czyli ludzie czyści, zdolni są posiąść prawdziwą roztropność, wskazującą wyjście z zawikłania spraw ludzkich, bo patrząc na nie z wyżyn owej Jasnej Góry, o której marzył mistrz myśli rosyjskiej.

Aleksander Meysztowicz

List otwarty obywatela z Litwy do profesora Zdziechowskiego