• Nie Znaleziono Wyników

Marian Adam Kasprzyk – poe-ta, prozaik, dziennikarz, wydawca, pedagog, wychowawca, działacz kulturalny i społeczny – urodził się w podprzemyskich Orzechowcach 22.12.1936 roku. W Szczecinie mieszkał ponad 40 lat. Uprawiał poezję, prozę, zajmował się kry-tyką literacką i publicyskry-tyką. Za-łożył i był redaktorem naczelnym Oficyny Wydawniczej „MAK”, w której wydał kilkadziesiąt antologii, almanachów, monografii, powieści, zbiorów opowiadań, indywidualnych tomików poetyckich i satyry, w tym licznym pisarzom i poetom szczecińskim, polickim i z regionu zachodniopomorskiego.

Organizował ogólnopolskie konkursy poetyckie Beatus qui amat, które wieńczył wydawanymi przez siebie antologiami.

Był Autorem książek: tomu opowiadań Wykarczowane jabłonie, Warszawa 1987;

zbioru sonetów Genius loci, Szczecin 2008; autobiograficznej opowieści Pejzaż w cieniu emblematu, Szczecin 2008; tomu sonetów Miliarium aureum, Szczecin 2010.

do ponad 180 pozycji napisał wstępy, posłowia lub opracował graficzne projekty okładek.

Należał do Stowarzyszenia Autorów Polskich, Stowarzyszenia dziennikarzy RP, ponad dwadzieścia lat był przewodniczącym ZW Stowarzyszenia Twórców Kultury w Szczecinie, wieloletnim przewodniczącym ZZ Pracowników OhP, niestrudzonym animatorem kultury i wychowawcą młodzieży. Za swoją działalność odznaczony m.in.: Brązowym, Srebrnym i Złotym Krzyżem Zasługi, Odznaką gryfa Pomorskiego, Odznaką Zasłużonego działacza Kultury i innymi.

W latach 1960-85 zdobył wiele prestiżowych nagród w ogólnopolskich konkur-sach literackich, m.in.: Czerwonej Róży, Rubinowej Hortensji, Bieszczadzkiego Lauru, Złotej Lampki Górniczej, były tez nagrody w konkursach im. W. Reymonta, J.

Śpiewaka, „Civitas Christiana” i in.

Odszedł od nas niespodziewanie 19 czerwca 2011 roku.

Róża Czerniawska-Karcz Życie zapisane wersem.

Wspomnienie o Marianie Adamie Kasprzyku

Mrze i poeta, ale nie umiera, Pamięć potomnych i żywa, i szczera, bo pozostawia nieśmiertelność słowa pośród pokoleń żywego zachowa -i nową ks-ięgę żywota otw-iera, mrze -i poeta, ale n-ie um-iera,

mrze i poeta, ale nie umiera. bo pozostawia nieśmiertelność słowa.

/Aforyzmy perskie/

Nie wiem, jak to się stało, ale 19 czerwca 2011 roku na wiadomość, że Marian odszedł, dostałam inną, przesłaną mi przez pamięć. Przypomniane z dawnej mą-drości perskiej słowa wiersza, z książeczki Remigiusza Kwiatkowskiego. Były mi nieustającym powtarzaniem w myślach „mrze i poeta, ale nie umiera!” To było jak mantra, jak modlitwa.

Nie umarł, nie odszedł, przecież jest...

Są jego wiersze, opowiadania, są zdjęcia i filmy, są obrazy, i nawet gdzieś słychać Jego głos, lekko schrypnięty, ale pobrzmiewający tą zawsze obecną autoironią i lekką kpiną z otaczającej, w ostatnich latach coraz boleśniejszej codzienności.

Jest.

Życie zapisane w wersach, na kartach książek, które pozostawił. Tysiące. A biogra-fię miał niezwykle bogatą. Nie sposób ją ogarnąć. Jedno życie. Jak zmieścić czyjeś życie, a życie M.A.K.-a w szczególności, na kilku stronach wspomnienia? Jak opisać emocje, które nim targały, wzruszenia, które przeżywał, pochylając się nad słowem czy obrazem, gdy słuchał muzyki, gdy sam grał, śpiewał, tańczył, gdy wibrował w nim gniew albo śmiech... jak? A te najdelikatniejsze jak pajęczyny wyznania uczuć najtkliwszych, miłość, miłość do żony, do dzieci, wnucząt, do rodziny, a i przyjaciele znaleźli tam swoje miejsce... jak? Jakimi słowami ponazywać te wszystkie troski, wątpliwości, pragnienia, marzenia, które mu w duszy, w sercu, ale najbardziej w głowie grały, gdy targał nim ból od porażonego nerwu trójdzielnego? gdy serce

B

BIOgRAFIE

stabilizowane rozrusznikiem nieposłusznie przyspieszało, gdy głos zamierał, a tyle było jeszcze do powiedzenia...

W wydanych tomach i tomikach czytamy mniej lub bardziej obszerne noty, bio-grafie, monobio-grafie, wspomnienia, pamiętniki, dzienniki samego Mariana. Te ostatnie chyba najwierniejsze, odkrywające Jego wnętrze najbardziej. Tak jak na spotkaniach autorskich, wieczorach literackich, poetyckich, kiedy to z ogromną radością i wie-dzą rozprawiał o poezji, o literaturze, o kwitnącym życiu literackim, artystycznym minionych dziesięcioleci. gawędziarz doskonały, jak wodzirej w zabawie, tak on z erudycją i elokwencją wielką wspominał, a właściwie malował barwne portrety ludzi, których znał, z którymi pracował, kreował rzeczywistość, z którymi pił wódkę, bawił się i których tworzył, dzięki wsparciu radą, wskazaniem drogi, zachętą, przyjazną akceptacją, wydaniem wierszy czy zamieszczeniem w antologii. Często młodych debiutantów wspomagał wydaniem bezpłatnym arkusza czy tomiku w swojej Oficynie.

Recenzował i życzliwie, acz krytycznie jurorował w konkursach wszelakich i sam też posyłał i zdobywał laury w najbardziej prestiżowych.

Osobny rozdział do ogarnięcia dla ewentualnego biografa stanowić będą Jego zainteresowania, poparte zdolnościami i przeogromną ciekawością świata i ludzi.

Zgłębianie charakterów ludzkich, poznawanie przyczyn i skutków działań. dociekanie motywów i nieobliczalnych konsekwencji ich czynów. Był doskonałym psychologiem.

Ale zawsze najpierw artystą. W ostatnich latach wszystko zamieniał w słowa, w obrazy oprawiane w formę sonetu, spuentowane refleksją.

Takim go poznałam 11 lat temu! Te lata powolutku, ale skutecznie zamieniały się w przyjaźń serdeczną, w zaufanie, które zobowiązuje mnie teraz do tego, by go nie zawieść, by nie nadużyć tych pokładanych we mnie uczuć i nadziei. Tyle we mnie cichej radości, że zdążyliśmy, mimo Jego choroby, tej najbardziej zdradzieckiej przeciwności losu, zrealizować tych kilka spotkań promocyjnych. Najpierw w Klubie garnizonowym tom 51 sonetów „genius loci”, potem w tymże Klubie wielka promocja wspomnień o pracy w OhP „ W cieniu emblematu” i ... w ostatniej niemal chwili, tuż przed kata-strofą, której jednak nikt się nie spodziewał... w Pałacu Młodzieży spotkanie z cyklu W PAŁACU literacko, w czwartkowy marcowy wieczór promocja „Milliarium aureum Sonety z dedykacją”, na którym mogliśmy uczcić jubileusz 50-lecia twórczości Maria-na Adama Kasprzyka, gdzie mogliśmy jako literaci ZLP oddać mu podziękowanie za wkład jego niezmierzonej pracy na rzecz szczecińskiej i nie tylko, literatury, a poezji w szczególności. Mogliśmy mu dać do zrozumienia, że mimo iż nie miał naszej legi-tymacji członkowskiej, to jednak należał do Związku Literatów Polskich bez stawania ze swoimi książkami i działaniami przed Komisją Kwalifikacyjną. Skromnym dowodem naszego uznania była wręczona Róża Poetów, którą przyjął ze wzruszeniem.

Nie przypuszczaliśmy wtedy, że odprowadzi go ta Róża jak najcenniejsze odznaczenie, na miejsce, z którego odleci w sobie tylko znaną przestrzeń „zieleni swych łąk” .

A tyle jeszcze zostało do zrobienia. Rozmawialiśmy o tym tak niedawno. Od kilku lat przygotowywał humoreski, opowiadania o życiu w PRL. Czytał mi fragmenty. Ta książka mogłaby stać się bestsellerem. Tyle planów. Tyle sonetów do napisania jeszcze!

A tu tylko miejsce na wspomnienie, na rozmowy, tylko na PAMIęć.

Tak naprawdę tylko ona prowadzi w nieśmiertelność.

Chociaż jak każde życie zaczyna się przybyciem.

Urodził się w podprzemyskich Orzechowcach...

tak zaczynają się w większości Jego noty biograficzne, potem następują bogate w fakty dokonania literackie, wyliczanie publikacji, tytuły tomów, zdobyte laury. Przebogate życie zawodowe, stanowiska i tytuły. Przynależność do różnych organizacji, ugrupowań, stowarzyszeń, którym przewodził albo tylko pozostawiał swoje niezatarte piętno. Miał czas nie tylko dla innych, znalazł go również dla siebie, gdy w Szczecinie założył w 1971 roku rodzinę. Wychował dwóch synów i córkę, radował się pięknie rosnącymi wnuczkami i najmłodszym wnusiem Fryckiem, od córki Tamary.

Był postacią nieprzeciętną, ikoną pewnej epoki, której już nie ma.

Ci ludzie przechodzą bez fanfar do przeszłości, zabierając ze sobą niepowta-rzalny koloryt czasu, w którym przyszło im żyć, gdzie wszystko było możliwe, mimo kolosalnego niedostatku i ogromnych ograniczeń, a więc i wyrzeczeń. Potrafili two-rzyć, budować, inicjować życie kulturalne miasta czy środowiska, realizować siebie i pomagać w tej realizacji innym, wbrew wszystkim i wszystkiemu. dorobek życia Mariana A. Kasprzyka mówi o nim i za niego.

Kiedyś w rozmowie z Przyjacielem wyznał: „Ogromem swoich najpiękniejszych doznań a także dramatów, które były moim udziałem - mógłbym obdzielić miliony ludzi.” I obdzielił, zamieniając je w życie zapisane w wersach.

Janusz Krzymiński Dźwignia poezji

Był czerwiec 48. roku.

Rok szkolny, szczęśliwie, dobiegał końca. I jakkolwiek lekcje jeszcze się odbywały, to już nie pod zwykłym rygorem i strachem złapania dwói...

Bo, z większości przedmiotów, już stopnie wystawiono. I umacniała się pew-ność, że w przyszłym roku szkolnym spotkamy się w klasie w tym samym składzie.

Zresztą, w owych czasach wysiłki pedagogów (za co chwała im i wdzięczna pa-mięć) zmierzały ku temu, by nikogo nie zostawiać na drugi rok w tej samej klasie.

B

BIOgRAFIE

I przez zaaplikowanie delikwentowi poprawki, zmusić go, żeby przez wakacje nauczył się tego, co w ciągu roku zawalił...

I taka właśnie chmura zawisła nade mną. Z fizyki, której wówczas w naszym gimnazjum im. h. Pobożnego uczył asystent WSI (Wyższej Szkoły Inżynieryjnej) Pan (imienia nie pamiętam) Wisz. Młody brunet z wąsikiem, spod którego, z bły-skiem swoich olśniewających zębów i z sardonicznym uśmiechem, kwitował bzdury, jakie plótł ten, wyrwany do tablicy. Bo prawidłowe odpowiedzi potwierdzał jedynie skinieniem głowy i oznajmieniem oceny.

Stałem właśnie przed tablicą i usiłowałem wymienić rodzaje dźwigni, gdy weszła woźna z oznajmieniem, że lekcja ma być skrócona i mamy udać się do auli na spot-kanie z poetą, Władysławem Broniewskim.

Już byliśmy w auli.

Całe gimnazjum i liceum, co rusz uciszani przez naszych pedagogów, kiedy wraz z dyrektorem Franciszkiem Biełousem wszedł, witany oklaskami, Poeta.

Rozejrzał się po nas. Tym swoim spojrzeniem, jakie na zawsze zachowały iko-nografie. Chwilę stał, po czym podszedł do ławy. Takiej zwykłej. Bez oparcia, a którą (o zgrozo) i chyba w pośpiechu, woźny zostawił prawie na środku auli. Na twarzach, dyrektora i nauczycieli, zagościła wyraźna konsternacja, a wśród nas, tu i ówdzie, rozległy się, jakkolwiek stłumione, prześmiechy.

Wtedy poeta znów rozejrzał się po nas i - poluźniając krawat (taki w szkocką kratę) zdjął marynarkę i złożywszy ją w pół, wręczył najbliżej siedzącemu.

Znów śmiechy.

A poeta podszedł do nieszczęsnej ławy. Przyjrzał się jej i na idealnym jej środku - wykonał, stójkę na rękach...

Zerwały się brawa, a on trwał tak jakąś chwilę i zeskakując sprężyście, stanął wyprostowany. Znów nasze brawa. Wkładając marynarkę i nie dociągając krawata, poeta powiedział:

„A co. Myśleliście, że poeta to jakaś mimoza, co głowę ma w chmurach a tyłek w popiele!?”

A potem recytował swoje utwory. Odpowiadał na kierowane doń pytania.

Opuścił nas uśmiechnięty i żegnany burzą oklasków.

Wracaliśmy do klasy, gdy idący obok kolega powiedział: „Ale dźwignię zastoso-wał, co?” Na co odrzekłem: „Po prostu zrównoważenie sił. Przecież ustalił środek ławki idealnie”.

Idący za nami pan Wisz śmiejąc się, wcale nie sardonicznie, rzekł do mnie:

„A niech cię, postawię ci tróję.”

dodam jeszcze, że już wówczas rozczytywałem się w poezji, też i Władysła-wa Broniewskiego, którego utwory recytoWładysła-wałem na szkolnych akademiach, co pozytywnie oceniano, jako że czasy nadeszły rewolucyjne, a ja nie należałem do ZMP.

Leszek Dembek

Tryptyk dla Mariana Kasprzyka. In Memoriam

…piękni ludzie, piękne dni

gdy dla innych światłem kwitną …

Obrazy nie z tego świata

Marian ostatni raz do mnie mówił obrazami swojego brata na plebani w Korytowie

miałem przedzwonić ale chyba ktoś nas nie połączył teraz Marian do mnie mówi

tymi samymi obrazami ale w barwach już nie z tego świata

24.06.2011 RÓŻE I MAKI

ten znicz to płomień światła którym Byłeś też dla poetów by oświetlać ich kręte bezdroża ten znicz to takie nasze wierszowane laury

za drogowskazy by nie rozbijać się na skałach słowa ten znicz to takie nasze płomienne róże i maki za wiarę by iść do końca z poezją i poza…

25.06.2011 PRZELOTEM

tak … „Wpadłeś tu przelotem, zaledwie na mgnienie”

ale jaki przelot słowa, jakie mgnienie serca, że nie chce się pamiętać „porcji razów”

jak w wierszu „C`est la vie” (oto życie), który Napisałeś

„obdarowany tutaj światłem i przestrzenią”

25.06.2011

N

NASZE BIBLIOTEKI Marta Kurzyńska

Biblioteka Muzeum Narodowego w Szczecinie

BIBLIOTEKA MUZEUM NAROdOWEgO W SZCZECINIE