• Nie Znaleziono Wyników

P rzeglądając prasę fachową m ożna zupełnie w yraźnie zau­

ważyć wysiłek i pośpiech w tworzeniu lub opracow yw aniu form w alki pow ietrznej współczesnego lotnictwa.

Do czasu kiedy dane sam olotów i uzbrojenia nie wiele od­

biegały od charaktery styk i sprzętu używanego w czasie w ojny św iatow ej, doświadczenia zdobyte w tym okresie mogły służyć za podstaw ę do wszelkich rozum owań. Pomim o całej cenności przykładów z prakty k i, racjonalne opracow yw anie zagadnień w alki pow ietrznej w ym agało jeszcze teoretycznego uzasadnie­

nia oraz w yjaśnienia przebiegu i w yniku poszczególnych z ja ­ w isk w ystępujących w walce pow ietrznej. C harakterystyka b o ­ jowego sprzętu współczesnego lotnictwa, tak bardzo się różnią­

ca od sam olotów z lat 1914— 1918, gruntow nie zmieniła w za­

jem ny stosunek w alczących sam olotów i w arun ki walki, o d ­ bierając doświadczeniom w ojny światowej cechę aktualności.

Podniosło to jeszcze bardziej znaczenie teoretycznej argum en­

tacji.

Ponieważ jednak niektóre działy zagadnienia walki po­

w ietrznej są naukow o jeszcze bardzo m ało zbadane i o p raco ­ wane, m ożna się spotkać z szeregiem teorii nie tylko ze sobą niezgodnych, ale niekiedy wręcz sprzecznych.

Rzeczowa analiza i k ry ty k a tych teoretycznych wywodów może ostatecznie doprowadzić do w ybrania spośród nich n a j­

bardziej zbliżonych do rzeczywistości. Jednak naw et i w tym w ypadku, bez potw ierdzenia w praktyce teorii na której uzna­

nie się decydujemy, w ysuw anie konkretnych wniosków byłoby nieostrożne.

N atom iast bezkrytyczne, oparte na ślepym zaufaniu do drukow anego słowa, ustosunkow anie się do teoretycznych roz­

w iązań zagadnień w alki powietrznej może nie tylko doprow a­

dzić d o ' całkowicie błędnych pojęć, ale nawet nie pozwala na rzeczowe traktow anie tej tak doniosłej sprawy, sprzyjając przeistoczeniu się dyskusji n a ten tem at w bezprzedmiotową.

W roku 1934 w Z.S.S.R. ukazała się książka A. Łapczyń- skiego „W alka powietrzu a ”. W brew nazwie praca ta poświę­

cona jest właściwie wyłącznie tylko walce jednomiejscowych sam olotów myśliwskich, przy czym zupełnie w yraźnie widocz­

ne są osobiste przekonania autora o wyższości i bezwzględnej przew adze tego lotnictwa.

To jednostronne stanow isko au to ra już z góry każe bardzo ostrożnie przyjm ow ać jego wywody, będące przy tym ja sk ra ­ wym przykładem teorii nie potwierdzonych, a w wielu w ypad­

kach w prost niezgodnych z praktyką.

Książka ta jest przeładow ana dowodami cyfrowymi i w pierwszej chwili może w prost przytłaczać pow agą m atem a­

tyki. Dopiero przy uw ażniejszym śledzeniu toku myśli au to ra i spraw dzeniu przytoczonych obliczeń m ożna wykazać zupełną

(błędność lub względność 1) niektórych z nich. Spotkać można w śród nich naw et błędy arytm etyczne, jak np. na str. 241 2) i au to r mówi jakoby Ifirn2 było 2 razy większe od 4m2 i tego w y­

niku używa w dalszych swroich obliczeniach.

Pokaźna część pracy jest ponadto poświęcona ro ztrząsa­

niem moralno-psychologicznej strony walki pow ietrznej. Roz­

w ażania te śmiało m ożna uznać za m ateriał politycznie p ro p a­

gandowy. W obec politycznego stanow iska Sowietów jest to zupełnie zrozum iałe. Jednak tendencyjne tłum aczenie pewnych \ faktów z historii lotnictw a oraz w nioski wyciągane na tej pod­

staw ie są tak nielogicznie sprzeczne z podaw aną jednocześnie!

rzeczywistością i statystyką, że rażą naw et krytykę sowiecką.

Ukazanie się polskiego tłum aczenia „W alki pow ietrznej”

udostępniło szerszemu ogółowi bezpośrednie i dokładne zapo­

znanie się z tym dziełem.

Ponieważ po ukazaniu się jej w języku rosyjskim już m ożna się było spotkać z entuzjastycznym powoływaniem się n a w nioski Łapczyńskiego, jakoby na naukow o sprawdzone,

przeto bardzo pożyteczne, w ydaje m i się, przytoczenie zdania samej kry ty k i sowieckiej, doskonale oświetlającej właściwą w artość dzieła.

Recenzja ta ukazała się w num erze 7 „W iestnik W ozdusz- nogo F ło ta” z roku 1935, napisana przez Szczerbakowa, Jono­

wa i Czajkina.

Nie chcąc w całości tłum aczyć na 14 łamach drobnym d ru ­ kiem pisanej pracy, przytoczę najistotniejsze lub najciekawsze jej uryw ki, odsyłając bardziej zainteresow anego czytelnika do oryginału.

Czytamy tam więc:

(W iestnik W ozduszn. Fłota 7/35 str. 46).

Dzięki nowym szybkościom i wysokościom lotu oraz włączeniu do arsenału środków w alki pow ietrznej takiej nowej broni ja k karab in m aszynow y dużego kalibru, działka, dymy, trucizny bojowe, bom by i inne; dzięki lo­

tom w dużych zgrupow aniach, znajdujemy się teraz przed rewizją wszystkich naszych dotychczasowych poglądów na walkę powietrzną.

(W . W. F. 7/35 str. 46).

W artość każdej pracy literackiej naw et w w ypad­

ku jej aktualności, oryginalności i zalet literackich, w każdym razie przede w szystkim będzie się określać zgo­

dą z rzeczywistością oraz właściwym i przekonyw ającym uzasadnieniem tych podstaw ow ych twierdzeń, k tó re w y­

suwa autor.

(W . W . F. 7/35 str. 46).

N astępnie Łapczyński pisze:

„Z dziesiątków tysięcy wyszkolonych pilotów kraje burżuazyjne walczące w w ojnie światowej zdołały w ybrać zaledwie ponad 100 walczących, m ających rzeczywiste pragnienie walczenia.”

T utaj w szystko przesadzone.

(W . W . F. 7/35 str. 47).

Na str. 40 3) Łapczyński tłum aczy pow stanie taktyki grupowej w alki powietrznej... brakiem ochoty personelu latającego do walki.

Na str. 15 4), ciążenie lotników podczas w ojny im pe­

rialistycznej 1914—1918 do napadania z zaskoczeniem;

unikanie w alki w razie niepowodzenia pierwszego na­

padu z zaskoczenia; unikanie jej przy spotkaniu nieko­

rzystnego stosunku sił w czasie działań zaczepnych Łapczyński nazyw a „tchórzliwą, do pewnego stopnia me- lancholiczną doktryną*'. Należy zauważyć, że n ajw ybit­

niejszym przedstawicielem „tej tchórzliwej, melancho- licznej doktryny" był najlepszy z najlepszych lotników myśliwskich świata, Francuz Fonck, k tó ry m ając 75 za­

rejestrow anych zwycięstw pow ietrznych, nie doznał ani razu porażki.

Łapczyńskiem u „pomieszały się” w ym agania staw ia­

ne myśliwcowi osłaniającemu jakikolw iek obiekt w razie napadnięcia tego obiektu przez pow ietrznego przeciwnika, z w arunkam i przebiegu w alki pow ietrznej według „m e­

tody Foncka".

(W . W . F. 7/35 str. 47).

Jako wniosek... Łapczyński dał rozdziałowi tytuł

„Żołnierz pow ietrzny”, a ograniczył się do omówienia za­

gadnień dotyczących wyłącznie pilota jednomiejscowego sam olotu myśliwskiego.

(W . W . F. 7/35 str. 47).

Łapczyński słusznie stwierdza, że w walce pow ietrz­

nej „przew aga będzie po stronie tego, kto będzie mógł przeprow adzić większą ilość uderzeń w jednostce czasu".

Lecz to ogólne i słuszne twierdzenie sam Łapczyński rozumie nie całkowicie i dlatego nie zupełnie właściwie.

Uwzględnia tylko m anew r samolotem, nie uw zględniając m anew ru bronią, co ze swojej strony pociąga przedwczes­

ne ustalenie „ilości uderzeń”.

(W . W . F. 7/35 s tr 47).

Łapczyński słusznie podkreśla zdolności m anew row a­

nia jednomiejscowego myśliwca, górujące nad sam olota­

m i innych rodzajów. N atom iast zupełnie błędnie w niosku­

je, że jednom iejscow y myśliwiec może zadać swemu prze­

ciwnikowi, sam olotow i liniowemu ,bombowemu lub

dwu-W rzeczywistości zaś, dzięki „m anew rom " obracalnych karabinów m aszynow ych ,samolotów dwu- i wielomiej- scowych, uzgodnionym z m anew rem samolotów, jedno- m iejscow i myśliwcy częściej znajdują się w bardziej nie­

korzystnym stosunku ilości uderzeń.

(W . W . F. 7'35 str. 47).

Łapczyński zupełnie nie rozróżnia warunków walki powietrznej przy szybkościach w granicach od 300 do 400 km/godz. od walki przy szybkościach około 200 km/godz,.

z uwzględnieniem których Łapczyński przeprow adza całą analizę.

(W . W . F. 7/35 str. 48).

Przede w szystkim należy zaznaczyć, że w metodzie rachunku praw dopodobieństw a nie dał nic nowego, a w wielu wypadkach popełnił błędy. W ykorzystał stary ogól­

nie znany sposób rachunku praw dopodobieństw a i częś­

ciowo teorię strzelania w powietrzu.

Nowe jest tu tylko to, że autor starał się rozwiązać skomplikowane zagadnienie współczesnej walki powietrz­

nej i stwierdzić przewagę tego czy innego rodzaju samo­

lotów na podstaw ie wyników rachunku praw dopodobień­

stwa trafienia. Obliczenia przeprow adzone dla poszczegól­

nego wypadku, autor następnie bezpodstawnie uogólnił.

O perując praw idłow o wielkościami ustalonym i m ożna drogą rachunku praw dopodobieństw a zbadać zagadnie­

nie najkorzystniepszego kierunku strzelania w powie­

trzu. Lecz nie m ożna używ ać tego rachunku jako m e­

tody badania w szystkich skom plikowanych zagadnień w alki pow ietrznej. Nie można opierając się tylko na teo­

retycznych wnioskach o najkorzystniejszych kierunkach i odległościach strzelania tworzyć wniosków o taktyce walki powietrznej i o przewadze tego czy innego rodzaju samolotu w walce powietrznej. Strzelanie jest tylko jed­

nym z czynników w alki powietrznej.

(W . W, F. 7/35 str. 48).

Zwróćmy się teraz do zagadnienia .zbadania n ajkorzy­

stniejszych kierunków i odległości walki. Tutaj autor w y­

kładając zasady strzelania powietrznego 'dopuścił się sze­

prowadziło au tora do mylnego wniosku, że ..najkorzyst­

niejszy dla m yśliwca będzie napad pod kątem 70°, 80', 90°”, tj. pod kątam i najm niej korzystnym i praktycznie (str. 1 2 8 )6,

2) Obliczenie serii jest dalekie od praktyki. P rzepro­

w adzając rachunek praktycznie dopuszczalnej ilości poci­

sków w serii a u to r wszędzie używa w zoru nadającego się

Wyniki takiego strzelania, tak pod względem skutecz­

ności jak i ilości pocisków wypuszczonych w jednostce czasu, znacznie się różnią od wyników obliczonych przez Łapczyńskiego.

Jeżeli przy tym uwzględnić, że au to r błędnie uwa­

ża, że ta sama ilość pocisków przy ogniu ciągłym jest

równie skuteczną jak przy 4 krótszych seriach, to trzeba przyznać, że w nioski w ysnute przez niego na podstawie błędnych obliczeń nie mogą pretendować do zgodnych z rzeczywistością.

W ten sposób w zbadaniu zagadnienia n ajk orzy st­

niejszych kierunków strzelania, Łapczyński nie potrafił stwierdzić, które ostatecznie k ąty są najkorzystniejsze dla napadającego i broniącego się, gdyż jednakow e trak to w a­

nie w arunków strzelania na kursach zgodnych i przeciw­

nych m ija się ze stanem rzeczywistym (str. 128").

(W . W . F. 7/35 str. 49).

Rozwiązawszy w ten sposób, z przytoczonym i tu błędami, zagadnienie ognia i praw dopodobieństw a trafie­

nia chociażby jednym pociskiem, a u to r nie idzie dalej i nie rozw iązuje zagadnienia ilości pocisków koniecznych do strącenia tego czy innego samolotu. N atom iast ja k n a j­

szybciej w yprowadza wniosek, że siła myśliwca idącego naw et w prost na obserw atorskie karabiny maszynowe przeciw nika jest wyższa od siły sam olotu liniowego (str.

133 7) i bombowego (str. 147 x).

Zdawałoby się, że teraz trzeba rozpatrzyć n astęp u ją­

ce zagadnienia w alki: m anew r, przeciwdziałanie przeciw ­ nika, możność w ykonania rozm aitych napadów , jak po­

dejść do ogniowej pozycji z najkorzystniejszego kierunku itd., to jest rozpatrzyć taktykę w alki pow ietrznej, żeby na podstaw ie takiego rozbioru, po uzgodnieniu z analizą sto ­ sunku ognia, dać w nioski praktyczne.

Lecz autor znalazł się w niewoli liczb.

Nie biorąc pod uwagę w zrostu bezwzględnych szyb­

kości współczesnych samolotów, w pływ u szybkości na zw rotność sam olotu i na formę walki, nie rozpatrując, jak się urzeczywistnia spotkanie myśliwca z przeciwnikiem i ja k pierw szy z nich zajm uje położenie wyjściowe do n a ­ tarcia, au to r tak wiele rozpraw iający na początku książ­

ki o m anewrze, ro zp atru je walkę pow ietrzną myśliwca z sam olotam i innych typów tylko m etodą policzenia praw dopodobieństw .

Dla kogo nie jest jasne, że siła ogniowa 4 karabinów maszynowych przy tempie ognia 15 strzałów na minutę jest większa od siły ognia 2 karabinów maszynowych z tempem ognia 10 strzałów na minutę i że prawdopodo­

bieństwo trafienia w cel 4 X 1 m jest większe od trafie­

nia w cel o wymiarze 1 X 1 m ?

Ale czyżby tym i liczbami, w yczerpuje się walkę po­

w ietrzną i rozw iązuje się w szystkie jej zagadnienia?

Czyżby na podstaw ie tylko tych rachunków , „nie p re ­ tendujących do posiadania bezwzględnego znaczenia”

i bezwzględnej zgody z rzeczywistością, m ożna np. w ysnu­

wać w nioski o zastąpieniu dw 11 miejscowego sam olotu roz­

poznawczego pojedyńczym , nadzwyczaj szybkim, lecz nie uzbrojonym ?

Dlaczego autor zapomina, że nie można żądać od przeciwnika, by tworzył z siebie tarczę do strzelań? D la­

czego au to r później zapolmina o przytoczonym schemacie na str. 140—141®), pokazującym , z jakim powodzeniem może dwumiejscowy samolot walczyć m anew rem z m yś­

liwcem ?

Dlaczego au to r uważa, że „sam olot wielomiejscowy w walce z myśliwcem stanowczo nie może się opierać na m anew rze ( str. 143 10) ?

Oczywiście dla zadośćuczynienia swojej metodzie.

N aturalnie, jeżeli odrzucić m anew r i skom plikowany ch ara k ter w alki na dużych szybkościach; jeżeli odrzucić zastosow anie now ych środków zwalczania; jeżeli ze szcze­

gólnym ustosunkow aniem potraktow ać zagadnienie uz- brojeniai sam olotów ; jeżeli uprościć trudne do rozw iąza­

nia zagadnienie w alki pow ietrznej, sprow adzając je do sa­

mego tylko strzelania do tarcz; to a u to r m a słuszność, że do celu wielkości 4X 1 m trafić łatw iej niż do celu 1X1 m. Lecz czy w arto było' dla w ykazania tego tracić tyle pracy i czy m ożna było tę pracę nazyw ać „W alką pow ietrz­

n i ”, k tó ra to nazw a zaw iera pojęcia dowodzenia, m ane­

w ru i w arunków walki, co wszystko nie da się podciąg­

nąć pod nazwę teorii praw dopodobieństw ?

(W . W . F. 7/35 str. 49).

Nawet z punktu widzenia obliczenia prawdopodo­

bieństwa trafienia chociażby jednym pociskiem au to r po­

pełnia szereg niedokładności, wpływających na wnioski.

(W . W. F. 7/35 str. 49 i 50).

W roztrząsaniu w alki pow ietrznej m yśliwca z cięż­

kim i sam olotam i bom bow ym i au to r znów ogranicza się do przedstaw ienia tylko gołego schem atu, pozostaw iając w milczeniu, gdzie i z jakiej przyczyny walczą przedsta­

wione na schemacie samoloty, czy myśliwcy n ap ad ają na samoloty bombowe na podejściu do celu, czy też gonią je po zrzuceniu bomb. a przecież sposoby napadu w pierw ­ szym i drugim w ypadku będą różne.

W pierwszym w ypadku myśliwcy związani są W wy­

konaniu zadania ograniczonym czasem, a bombowcy są zmuszeni trzym ać kurs.

W drugim w ypadku myśliwcy m a ją więcej czasu do w ykonania zadania, a bombowcy po uw olnieniu się od bomb są swobodniejsi. Nie wiadom o dlaczego, w yrzuciw ­ szy z eskadr ciężkich samolotów bombowych czw arty sa­

molot „bez potrzeby zwiększający głębokość g rupy” (str.

240 11) i stw orzyw szy z 3 kluczy kolum nę ciężkich sam o­

lotów bombowych, au to r poumieszczał dookoła ciężkich sam olotów bombowych klucze myśliwców.

Stworzywszy w ten sposób „obraz w alki”, Łapczyński policzył praw dopodobieństw o trafień. Znalazł więc licz­

bę trafień m atem atycznie spodziewaną. Na tej podstaw ie poszczególnego w ypadku wysuwa ogólny wniosek, że do zwalczania ciężkich samolotów bom bowych konieczne jest „w prow adzanie do pracy ilości myśliwców nie m niej­

szej od 2-krotnej ilości samolotów bom bowych oraz n a ­ padanie przeciw nika z boków ”, tj. z kierunków , w k tó ­ rych ogień ciężkich samolotów bombowych jest n ajsil­

niejszy. Na tym właściwie w alka pow ietrzna się kończy, recepta została podana. Przy tym a u to r uważa za m ożli­

we na czas w alki z m yśliwcam i pozbawić ciężkie samo­

loty bombowe m artw ych stożków ostrzału i dać im moż­

ność użycia w walce całej posiadanej broni (str. 241 12).

To się nie zgadza ze ścisłą, rachunkową metodą i ra­

czej jest podobne do wysiłku wmawiania komuś z góry ustalonego położenia, z „ustępstw em ” tam. gdzie to jest możliwe.

C harakterystyczne, że żadnych położeń oprócz przed­

staw ionych na schem atach na str. 175 i 177 13) au to r nie roztrząsa.

Nie rozpatruje on: a ) w alki z ciężkimi sam olotam i bombowymi lecącym i w innych szykach; b ) zastosow a­

nia broni o dużym kalibrze, zasłon dym nych itd .; c) chwili zbliżania się myśliwców do szyków ciekich samolotów bombowych, zajęcia położenia wyjściowego do napadu, oderw ania się od przeciw nika; d) zagadnień dowodzenia w alką i organizacji pierwszego uderzenia.

(W . W . F. 7/35 str. 50).

A czyż szybkość i wysokość lotu nie kom plikują m y­

śliwcom w alki z sam olotam i bombowymi, chociażby dla­

tego jednego, źe trudno im być może spotkać te samoloty?

(W . W . F. 7/35 str. 50).

Na str. 57, 251 14) au to r dowodzi, że dla dorów nania m yśliwcom w praw dopodobieństw ie trafienia inne typy sam olotów pow inny mieć taką przew agę w ilości karab i­

nów m aszynowych, któ rab y w yrów nała różnicę w wielko­

ści celów.

Dla ciężkich samolotów bombowych otrzymał liczbę 97 karabinów maszynowych. O trzym awszy tę liczbę au to r woła: „w yraźny ab su rd !”.

Zupełnie słusznie, absurd, lecz nie dlatego, że nie ustawimy na ciężkich samolotach bombowych takiej ilości karabinów maszynowych, ale dlatego, że charakter prze­

prowadzonej analizy nie mógł doprowadzić do innego wniosku. Absurd dlatego, że nie można zagadnienia walki powietrznej rozwiązywać wyłącznie przez policzenie praw­

dopodobieństwa trafienia. Metoda w ybrana przez autora, aczkolwiek jest oryginalna, nie zgadza się z rzeczywisto­

ścią.

(W . W . F. 7/35 str. 50).

Zastosowanie obliczeń dla otrzym ania wniosków o przew adze tego czy innego rodzaju samolotów, z m echa­

nicznym w ykorzystaniem tych teoretycznych rachunków , prowadzi do wniosków mylnych, orientuje niewłaściwie, a zw ężając rozum ow anie taktyczne jest szkodliwe.

(W . W . F. 7/35 str. 51).

Porów naw szy położenia obydwu stron, doszliśmy do wniosku że dwumiejseowy sam olot walczy z jedno,miej­

scowymi m yśliwcam i m anew rem i ogniem. Znając słabą stronę jednomiejscowego myśliwca — zdolność strzelania tylko w położeniu zw róconym m aską do przeciw nika — dwum iejseowy samolot przy swojej szybkości i zw rotno- ści będzie zwiększał kąty spotkania, a to w dużym stopniu zm niejszy ilość tych pocisków, które myśliwiec jakoby m iał wypuścić do dwumiejscowego przeciwnika, i silnie zwiększy ilość pocisków z sam olotu dwumiejscowego. Te­

go nie uwzględnia Łapczyński. A to przecież wnosi zm ia­

nę i w wielkości celu, gdyż wbrew mniemaniu Łapczyń- skiego w opisyw anym przez nas zw arciu jednomiejsco- wy myśliwiec będzie mimowoli „pozostaw ał" przed ce­

low nikiem obserw atorskich karabinów m aszynow ych dwumiejscowego samolotu, nic tylko w położeniu zw ró­

conym m aską do niego, lecz w położeniach rozm aitych.

W zupełności zgadzam y się z Łapczyńskim w ocenie jego m artw ych stożków dwumiejscowego sam olotu, k tó rą on przytacza na str. 139—140 15). Szkoda tylko, że w tym m iejscu nie przyszedł do w niosku, że przecież w zw arciu dwum iejseowy sam olot m anew ruje w w arunkach o wiele korzystniejszych niż jednom iejscow y myśliwiec, i nie zwrócił uwagi, jakie będą tego następstw a.

(W . W . F. 7/35 str. 51).

Gdyby ciężki samolot bom bowy ja k m yśli Łapczyński, w pojedyńczym locie pozostaw ał równie niezw rotny jak w locie w szykach, m ożna by było w ykreślić wszystko to, cośmy wypowiedzieli, i opierać się tylko na ustosunkow a­

niu się ognia, w yprow adzonym przez Łapczyńskiego. Lecz w dynam ice pojedyńczej w alki z jednóm iejscowym m y ­

śliwcem ciężki samolot bombowy bezwzględnie „ożyw a”

gdyż m a w ystarczające do tego lotne zdolności.

(W . W . F. 7/35 str. 51,52).

Nie pozbawione podobnych błędów są rozdziały tra k ­ tujące o walce grup.

Zbudowawszy teoretyczne kąty m artw ych stożków grup, zaczynając od trzech lekkich samolotów bom bo­

wych, autor stał się niewolnikiem swych schematów, w w yniku czego zobaczył, że pojedynczy jednom iejscowy samolot jest w szechpotężny naw et przeciw grupie trzech dwum iejscowych samolotów.

Na str. 209 16 czytamy:

„A więc pojedynczy myśliwiec, jeżeli będzie w ybit­

nym pilotem, m a możność napadania z dużym powodze­

niem szyków z trzech samolotów dw um iejscowych”.

A dlaczego szyk tylko z trzech sam olotów?

Jeżeli podążać za logiką Łapczyńskiego według sche­

m atów 139, 140, 141, to w takiej postaci odpow iadają one i szykowi z 10 czy 100 samolotów.

To znaczy, że au to r może powiedzieć, iż jednom iej­

scowy myśliwiec w pojedynkę może z powodzeniem n a ­ padać na szyk z 10, 100 dwumiejscowych samolotów i bę­

dzie je niszczył, dopóki nie zabraknie am unicji.

(W . W . F. 7/35 str. 52)

Łapczyński doszedł do niezręcznego zestawienia jed- nomiejscowego myśliwca z ciężkim samolotem bombo­

wym, co pozwala tą samą drogą dojść do zestawienia łodzi podwodnej z dreadnoughtem. My wiemy, że niekiedy łódź podwodna topi dreadnought, lecz to wykazuje tylko jej możliwości w wyjątkowych okolicznościach.

Podeszła ona bezkarnie do „martwego dreadnough- ta“ i wypuściła do niego torpedę. Lecz to nie jest obrazem jej w alki z dreadnoughtem .

Podobnie jak łódź podwodna m a m inusy, które zd ra­

dzają jej obecność i zm uszają do długiej w alki dla

zdo-bycia pozycyj ogniowych, tak i jednom iejscowy m yśli­

wiec m a słabe strony, bardzo zm niejszające jego siły.

(W . W . F. 7/35 str. 52).

Czyż oznacza to, że współczesne lotnictwo bombowe

— to zakusy z niewystarczającymi środkami?

Oczywiście nie oznacza.

Któż więc ma słuszność, łapczyński czy praktyka wszystkich państw, które rozporządzają silnym lotnic­

twem bombowym?

(W . W . F. 7/35 str. 53).

Książka Łapczyńskiego w wielu wypadkach błędnie orientuje czytelnika. Za podręcznik do nauki w alki po­

w ietrznej służyć nie może. Jako pomoc szkolną m ożna ją polecać oddziałom liniowym i szkołom, lecz tylko pod wa­

w ietrznej służyć nie może. Jako pomoc szkolną m ożna ją polecać oddziałom liniowym i szkołom, lecz tylko pod wa­

Powiązane dokumenty