• Nie Znaleziono Wyników

O NORM ALNYCH LUDZIACH W NIENORMALNYCH MIEJSCACH

W dokumencie Konteksty ludzkich zachowań (Stron 107-129)

Jeśli istnieje zdrowie psychiczne i choroba psychiczna, to ja k możemy je od­

różnić?

Pytanie to nie jest pytaniem dziwnym ani w żaden sposób nie świadczy 0 szaleństwie pytającego. Bez względu na to, jak głęboko bylibyśmy przekona­

ni, że potrafimy odróżnić człowieka zdrowego psychicznie od człowieka chore­

go, to dostępne fakty nie w pełni potwierdzają słuszność tego przekonania. N ie­

rzadko, na przykład, możemy przeczytać o procesach osób oskarżonych o zabój­

stwo, w których wybitni psychiatrzy, występujący po stronie obrony, m ają od­

mienne stanowisko w kwestii poczytalności oskarżonego, niż równie wybitni psychiatrzy występujący po stronie oskarżenia. Mówiąc ogólnie, istnieje ogrom­

na liczba niezgodnych ze sobą danych dotyczących trafności, użyteczności 1 znaczenia takich terminów, jak: „zdrowie psychiczne”, „choroba psychiczna”,

„choroba umysłowa” lub „schizofrenia” (1). Ponadto, ju ż w 1934 roku, Benedict wyraziła pogląd, że pojęcia „normalny” i „nienormalny” nie m ają charakteru uniwersalnego (2). To, co jest uważane za normalne w jednej kulturze, w innej może być uważane za odbiegające od normy. Dlatego pojęcia: normalność i nienormalność m ogą okazać się mniej dokładne, niż się powszechnie sądzi.

Formułowanie pytań dotyczących normalności i nienormalności w żadnym wypadku nie podaje w wątpliwość faktu, że zachowania niektórych osób są dewiacyjne i dziwaczne. Morderstwo ma charakter dewiacyjny, podobnie jak halucynacje. Stawianie tych pytań nie jest też równoznaczne ze stwierdzeniem, że osoby dotknięte „chorobą umysłową” nie doznają cierpień. Lęk i depresja istnieją; istnieje też psychiczne cierpienie. Jednak normalność i nienormalność, zdrowie psychiczne i choroba psychiczna, a także diagnozy ich dotyczące, m ogą mieć słabsze oparcie w rzeczywistości niż się na ogół uważa.

Problem, czy osobę zdrową psychicznie można odróżnić od osoby chorej (i czy można wykazać istnienie różnych poziomów nasilenia choroby), sprowa­

dza się do prostego pytania: czy wyraźne cechy, prowadzące do postawienia diagnozy, są cechami samych pacjentów, czy raczej cechami środowiska i kon­

tekstu, w których obserwuje się pacjentów? Od Bleulera, poprzez Kretschmera,

aż do twórców niedawno poprawionego Podręcznika Diagnostycznego i Staty­

stycznego, wydanego przez Amerykańskie Towarzystwo Psychiatryczne, utrzy­

muje się głęboko zakorzeniony pogląd, że symptomy, które przejawiają pacjen­

ci, m ogą być skategoryzowane i - co za tym idzie - że osoby zdrowe można odróżnić od osób chorych. Jednakże w ostatnim czasie pogląd ten zaczęto kwe­

stionować. W rezultacie pojawił się pogląd, wyrastający z koncepcji teoretycz­

nych i antropologicznych, a także filozoficznych, prawnych i terapeutycznych, zgodnie z którym psychologiczna kategoryzacja chorób psychicznych jest, w najlepszym przypadku, bezużyteczna, a w najgorszym - szkodliwa, błędna i wyrządzająca więcej zła niż dobra. Zgodnie z tym poglądem, diagnozy psy­

chiatryczne są wytworem umysłu obserwatorów i nie stanowią trafnych uogól­

nień cech charakterystycznych dla osób obserwowanych (3, 4, 5).

W rozstrzygnięciu sporu o to, który z tych poglądów jest bardziej słuszny, mogłoby pomóc umieszczenie normalnych ludzi (czyli takich, którzy nie mają i nigdy nie mieli poważnych zaburzeń psychicznych) w szpitalach psychiatrycz­

nych i zaobserwowanie, czy zostaliby uznani za zdrowych psychicznie, a jeśli tak - to dzięki czemu. Gdyby u takich pseudopacjentów, zawsze rozpoznawano zdrowie psychiczne, to mielibyśmy prima fa cie dowód, że zdrowego człowieka m ożna rozpoznać, mimo iż znajduje się on w nienormalnym środowisku.

Normalność (a także, przypuszczalnie, nienormalność) jest dostatecznie cha­

rakterystyczna, aby można j ą było rozpoznać gdziekolwiek wystąpi, gdyż za­

wiera się ona w danej osobie. Natom iast jeśli nie odkryto by, że pseudopacjenci są zdrowi psychicznie, to ci, którzy opowiadają się za tradycyjnymi sposobami stawiania diagnoz psychiatrycznych, stanęliby przed poważnymi problemami.

Jeżeli założymy, że personel szpitalny był kompetentny, że pseudopacjent za­

chowywał się tak samo normalnie w szpitalu, jak poza nim, i że nie było żad­

nych informacji, iż był on już poprzednio umieszczony w szpitalu psychiatrycz­

nym, to nieoczekiwany wynik takiego eksperymentu dostarczyłby argumentu za tym, że diagnoza psychiatryczna niewiele mówi o pacjencie, natomiast wiele o środowisku, w jakim jest on obserwowany.

Obecny artykuł zawiera opis takiego właśnie eksperymentu. Osiem osób zdrowych psychicznie zostało potajemnie przyjętych do 12 różnych szpitali (6).

Ich doświadczenia związane z diagnozą opisane są w pierwszej części artykułu, pozostała jego część stanowi relacje z ich przeżyć w instytucjach psychiatrycz­

nych.

Zbyt mała liczba psychiatrów i psychologów, nawet spośród tych, którzy w nich pracowali, wie jak takie przeżycia wyglądają. Rzadko rozm awiają oni o tych przeżyciach z byłymi pacjentami, gdyż najwyraźniej nie dow ierzają temu, co m ów ią osoby cierpiące niegdyś na zaburzenia psychiczne. Personel szpitali psychiatrycznych na ogół przystosowuje się do tego środowiska tak dobrze, że staje się niewrażliwy na wpływ tego rodzaju doznań. Chociaż można znaleźć doniesienia badaczy, którzy dobrowolnie decydowali się na pobyt w szpitalu psychiatrycznym (7), to jednak pozostawali oni zazwyczaj w nim przez krótki czas i często za w iedzą personelu szpitala. Dlatego trudno stwierdzić, w jakim

zakresie byli oni traktowani jak pacjenci, a w jakim jak koledzy - badacze.

Niemniej, ich doniesienia dotyczące życia szpitalnego są bardzo cenne, a celem niniejszego artykułu jest poszerzenie tej wiedzy.

P seu d opacjen ci i ich środow isko

Grupa ośm iorga pseudopacjentów miała zróżnicowany charakter. Jeden z nich, liczący nieco ponad 20 lat, był studentem kończącym psychologię. Pozo­

stała siódemka to osoby nieco starsze i życiowo ustabilizowane. Byli to trzej psychologowie, pediatra, psychiatra, malarz i gospodyni domowa. W grupie tej były trzy kobiety i pięciu mężczyzn. Wszyscy występowali pod pseudonimami, aby rzekome diagnozy choroby psychicznej nie wpływały na ich dalsze życie.

Ponadto wszystkie osoby zawodowo związane z psychologią lub psychiatrią podawały inne zawody, aby odwrócić od siebie uwagę personelu, który mógłby - ze względu na uprzejmość lub ostrożność - chcieć traktować swoich chorych kolegów w sposób szczególny (8). Z wyjątkiem mnie samego (byłem pierw­

szym pseudopacjentem i fakt mojej obecności znany był - o ile wiem, wyłącznie - dyrektorowi szpitala i głównemu psychologowi), personel szpitala nic nie wiedział o obecności innych pseudopacjentów i celach naszego programu ba­

dawczego (9).

Środowiska szpitalne były także zróżnicowane. Aby móc uogólnić wyniki, pożądane było przyjęcie pseudopacjentów do różnych szpitali. Eksperyment przeprowadzono w dwunastu szpitalach, zlokalizowanych w pięciu stanach na wschodnim i zachodnim wybrzeżu. Niektóre szpitale były stare i w złym stanie, a inne całkiem nowe. Jedne były nastawione na prowadzenie badań, a inne nie.

Jedne miały w ystarczającą liczbę personelu przypadającego na jednego pacjen­

ta, w innych personelu brakowało. Tylko jeden szpital był całkowicie prywatny.

Pozostałe korzystały z dotacji stanowych lub federalnych oraz - w jednym przypadku - uniwersyteckich.

Pseudopacjent najpierw telefonował do szpitala, aby umówić się na wizytę, a następnie - w izbie przyjęć - skarżył się, że słyszy głosy. Zapytany, co te gło­

sy mówią, odpowiadał, że są one zazwyczaj niewyraźne i że najbardziej przy­

pom inają mu słowa: „pusty”, „głuchy” i „tępy”. Pseudopacjenci twierdzili, że nie znają wypowiadających te słowa, ale że należą one do osób tej samej płci co oni. Symptomy te zostały wybrane dlatego, że są podobne do symptomów egzy­

stencjalnych. Sądzi się, iż pow stają w wyniku sprawiającej cierpienie koncen­

tracji na dostrzeganym braku sensu własnego życia. To jest tak, jakby osoba doznająca halucynacji mówiła: „Moje życie jest puste i bez treści”. W ybór tych symptomów był także podyktowany brakiem jednego choćby doniesienia o psychozie egzystencjalnej w literaturze fachowej.

Poza udawaniem symptomów oraz podawaniem zmyślonego nazwiska, za­

wodu i miejsca pracy, pozostałe informacje dotyczące osoby, historii życia i środowiska pseudopacjentów były prawdziwe. Znaczące wydarzenia z ich życia przedstawiano tak, jak naprawdę przebiegały. Zgodnie z prawdą (biorąc jednak pod uwagę - dla zachowania konsekwencji - wspomniane wyżej zmiany w podawanych informacjach) przedstawiano też relacje z rodzicami i rodzeń­

stwem, współmałżonkiem i dziećmi oraz znajomymi z pracy i ze szkoły. Wyda­

rzenia frustrujące i powodujące niepokój relacjonowane były na równi z tymi, który dawały radość i przynosiły satysfakcję. Warto zapamiętać, że tak właśnie było, gdyż relacjonowanie tych faktów przyczyniło się w dużym stopniu do uzyskania wyników przemawiających na korzyść zdrowia psychicznego, ponie­

waż historia życia żadnego z pseudopacjentów ani ich bieżące zachowania nie świadczyły wcale o poważnej patologii.

Bezpośrednio po przyjęciu na oddział psychiatryczny pseudopacjenci prze­

stali symulować wszelkie symptomy choroby psychicznej. Niektórzy z nich odczuwali przez krótki czas lekki niepokój i nerwowość, gdyż żaden z pseudo­

miały związany z nowym otoczeniem i szybko ustąpił.

Poza tym krótkim okresem zdenerwowania, pseudopacjenci zachowywali się na oddziale tak, jak „normalnie”. Rozmawiali z pacjentami i personelem tak, jak robili to zawsze. Ponieważ na oddziałach psychiatrycznych jest niezwykle mało zajęć, dlatego pseudopacjenci starali się wciągać innych do rozmowy. Gdy byli pytani przez personel, jak się czu ją odpowiadali, że czują się dobrze i nie m ają ju ż żadnych objawów. Stosowali się do poleceń pielęgniarek, poddawali się terapii (leków jednak nie zażywali) i przestrzegali regulaminu dotyczącego po­

siłków. Poza angażowaniem się w zajęcia dostępne na oddziale, pseudopacjenci spędzali czas na pisaniu obserwacji dotyczących oddziału, pacjentów i persone­

lu. Początkowo robili to „potajemnie”, ale ponieważ szybko się okazało, że nikt nie zwraca uwagi na to co ro b ią zaczęli pisać na kartkach o normalnej wielko­

ści, w miejscach publicznych, takich jak pokój dzienny. Żadnej tajemnicy ze spisywania obserwacji nie robili.

Pseudopacjenci, podobnie jak pacjenci psychiatryczni, zostali przyjęci do szpitala, nie wiedząc z góry, kiedy zostaną wypisani.

Powiedziałem im, że powinni wydostać się ze szpitala dzięki własnej pomy­

słowości, głównie poprzez przekonanie personelu, iż są zdrowi psychicznie.

Stres psychiczny związany z hospitalizacją był tak duży, że wszyscy pseudopa­

cjenci, z wyjątkiem jednego, zapragnęli wydostać się ze szpitala prawie natych­

miast po przyjęciu. Byli oni zatem motywowani, aby nie tylko zachowywać się w sposób świadczący o ich zdrowiu psychicznym, ale także aby zachowywać się w sposób wzorowy. Ze sporządzonych przez pielęgniarki raportów, które były

dostępne w odniesieniu do większości pseudopacjentów, wynikało, że ich za­

chowanie w żadnym stopniu nie powodowało dezorganizacji pracy na oddziale.

Raporty te zgodnie stwierdzają, że pacjenci byli „przyjaźni”, „chętni do współ­

pracy” i „nie przejawiali żadnych nienormalnych objawów”.

Normalne zachowania osób normalnych nie zostają dostrzeżone

Pseudopacjenci, mimo iż zachowywali się normalnie, nigdy nie zostali wy­

kryci. Wszystkim, poza jednym wyjątkiem, postawiono diagnozę schizofrenii (10) i wypisano ich ze szpitala z diagnozą schizofrenii „w okresie remisji” . Określenia „remisja” nie należy traktować jako zwykłej formalności, gdyż w żadnym momencie hospitalizacji nie pojawiły się podejrzenia dotyczące sy­

mulacji pseudopacjentów. Nie znalazła się też żadna wzmianka w historii cho­

roby, z której wynikałoby, że istnieją jakiekolwiek podejrzenia odnośnie do symulacji. Istnieją natomiast poważne dowody na to, że gdy ju ż raz uznano pacjenta za schizofrenika, to etykieta pozostawała przy nim na stałe. Jeśli pseu- dopacjent miał być zwolniony, to oczywiście musiał się znajdować w okresie

„remisji”; nie znaczyło to jednak, że jest on zdrowy psychicznie, tak jak w opi­

nii personelu szpitala nigdy zdrowy nie był.

Tego niepowodzenia w „wykryciu” osób zdrowych psychicznie nie można w jednakowym stopniu przypisać poziomowi poszczególnych szpitali, bo cho­

ciaż były pomiędzy nimi znaczne różnice, to jednak kilka z nich cieszyło się znakom itą opinią. Nie można również tłumaczyć tego faktu w ten sposób, że personel miał zbyt mało czasu na obserwację pseudopacjentów. Okres hospitali­

zacji wynosił od 7 do 52 dni, ze średnią 19 dni. W gruncie rzeczy, pseudopa­

cjenci nie byli poddawani ścisłej obserwacji, ale to niedopatrzenie ma większy związek ze zwyczajami panującymi w szpitalach psychiatrycznych, niż z bra­

kiem możliwości przeprowadzania takich obserwacji.

Nie można też powiedzieć, iż niepowodzenie w „wykryciu” zdrowia psy­

chicznego u pseudopacjentów było związane z ich nienormalnym zachowaniem.

Chociaż wszyscy oni przejawiali pewne oznaki napięcia, to odwiedzające osoby, a także prawdziwi pacjenci, nie zauważali niczego nienormalnego w ich zacho­

waniu; ci ostatni dość często dostrzegali, że pseudopacjenci nie cierpią na żadne zaburzenia psychiczne. Podczas trzech pierwszych hospitalizacji, gdy dokładnie zliczano wszystkie wydarzenia, 35 spośród 118 pacjentów na oddziale wyrażało swoje wątpliwości, czasem bardzo stanowczo: „Nie jesteś wariatem. Jesteś dziennikarzem albo profesorem (dotyczyło to ciągłego sporządzania notatek).

Jesteś tu, aby kontrolować pracę szpitala”. 1 chociaż większość pacjentów da­

wała wiarę zapewnieniom pseudopacjentów, że byli oni chorzy przed przyję­

ciem do szpitala, a teraz czują się ju ż dobrze, to jednak niektórzy z nich nadal uważali, iż pseudopacjenci byli całkiem zdrowi przez cały czas pobytu w szpi­

talu (11). Fakt rozpoznawania przez pacjentów normalności u pseudopacjentów, podczas gdy nie był tego w stanie zrobić personel szpitala, skłania do poważ­

nych refleksji.

Niepowodzenie w „wykryciu” normalności podczas hospitalizacji może mieć związek z tym, że lekarze m ają silną tendencję do robienia tego, co powoduje - w języku statystyki - błąd drugiego rodzaju (5). Oznacza to, iż lekarze są bar­

dziej skłonni uznać osobę zdrow ą za osobę chorą (przyjęcie hipotezy, która jest w istocie fałszywa - błąd drugiego rodzaju) niż uznać osobę chorą za zdrow ą (błędne odrzucenie hipotezy prawdziwej - błąd pierwszego rodzaju). Przyczyny tego stanu rzeczy są jasne: uznanie osoby chorej za zdrow ąjest bardziej niebez­

pieczne, niż uznanie osoby zdrowej za chorą. Lepiej więc, zachowując ostroż­

ność, pomylić się i zdiagnozować chorobę nawet u osoby zdrowej.

Jednak to, co jest prawdą w odniesieniu do medycyny w ogóle, nie jest w ta­

kim samym stopniu praw dą w przypadku psychiatrii. Choroby somatyczne, chociaż są źródłem wielu problemów, nie m ają konotacji pejoratywnej, nato­

miast na chorobach psychicznych ciąży piętno osobiste, prawne i społeczne (12). Dlatego należało się przekonać, czy tendencja do uznawania ludzi zdro­

wych psychicznie za chorych może ulec odwróceniu. Przeprowadzono w związ­

ku z tym eksperyment w szpitalu o profilu badawczym i dydaktycznym, którego personel znał wyniki tych badań, ale wątpił, żeby takie błędy mogły być popeł­

nione w ich placówce. Personel poinformowano, że w czasie najbliższych trzech miesięcy o przyjęcie na oddział będzie się starać jeden lub większa liczba pseu- dopacjentów. Poproszono wszystkie osoby z personelu, aby podczas przyjm o­

wania pacjentów, a także już na oddziale, oceniały stopień prawdopodobień­

stwa, że dany pacjent może być pseudopacjentem. Posłużono się skalą dziesię- ciopunktow ą w której punkty 1 i 2 świadczyły o głębokim przekonaniu, że dany pacjent jest pseudopacjentem.

Otrzymano oceny dotyczące 193 pacjentów, których przyjęto na leczenie psychiatryczne. O dokonanie tych ocen poproszono wszystkich członków per­

sonelu, którzy mieli stały kontakt z pacjentami lub byli za nich bezpośrednio dpowiedzialni, czyli salowych, pielęgniarzy, psychiatrów, innych lekarzy i psy­

chologów. Czterdziestu jeden pacjentów zostało zdecydowanie uznanych za pseudopacjentów przez przynajmniej jednego członka personelu. Dwudziestu trzech było podejrzanych przez przynajmniej jednego psychiatrę. Dziewiętnastu było podejrzanych zarówno przez jednego psychiatrę, jak i jednego członka personelu. W istocie żaden pseudopacjent (przynajmniej z mojej grupy) nie zgłosił się w tym czasie do szpitala.

ces diagnostyczny, w którym tak łatwo o liczne błędy, nie może być uznany za rzetelny.

T rw ałość p sychodiagnostycznych etykiet

Uzyskane dane wskazują na dwie rzeczy. Po pierwsze, na istnienie tendencji do uważania ludzi zdrowych za ludzi chorych; tendencja ta lepiej wyjaśnia za­

chowanie lekarza stawiającego diagnozę w chwili przyjęcia pacjenta do szpitala, niż po okresie jego długotrwałej obserwacji. Po drugie, dane te wskazują na rolę, ja k ą odgrywa etykietowanie w diagnozie psychiatrycznej. Skoro pseudopa- cjent raz otrzymał etykietkę „schizofrenik”, to nic nie może zrobić, aby się od niej uwolnić. N azw a ta wywiera głęboki wpływ na to, jak widziany jest pacjent i jego zachowanie.

Otrzymane dane są, z pewnego punktu widzenia, mało zaskakujące, gdyż od daw na ju ż wiedziano, że znaczenie elementów zależy od kontekstu, w którym występują. Fakt ten dobitnie podkreślała psychologia postaci, a Asch (13) wyka­

zał, że istnieją „osiowe” cechy osobowości (takie jak „ciepło”, będące przeci­

wieństwem „oziębłości”), których siła jest tak duża, że decydująco w pływ ają na znaczenie innych informacji przy tworzeniu się obrazu danej osoby (14). Do najsilniejszych cech osiowych należą prawdopodobnie cechy określane jako:

„chory psychicznie”, „schizofrenik”, „osoba maniakalno-depresyjna” i „wariat”.

Gdy tylko jakaś osoba zostanie uznana za nienorm alną to etykietka ta będzie miała wpływ na ocenę wszystkich jej zachowań i cech. Istotnie, oddziaływanie etykietki jest tak silne, że albo w ogóle nie dostrzeżono wielu z normalnych zachowań pseudopacjentów, albo błędnie je zinterpretowano. Kilka przykładów pozwoli lepiej zrozumieć te rozważania.

Jak wcześniej ju ż wspomniałem, nie wprowadzano żadnych zmian do histo­

rii życia pseudopacjentów i ich obecnego statusu; zmieniano jedynie nazwisko, informację o miejscu zatrudnienia oraz - tam, gdzie było to konieczne - o wy­

konywanym zawodzie. Poza tym, wszystkie informacje dotyczące życiorysu i sytuacji życiowej pseudopacjenta były prawdziwe. Nic w tych informacjach nie wskazywało na zaburzenia psychotyczne. Jak więc mogły one spowodować postawienie diagnozy „psychoza”? A może dokonano modyfikacji tych diagnoz w taki sposób, aby były one zgodne z okolicznościami życia pseudopacjenta, takimi, jak on sam je przedstawił?

M uszę stwierdzić, że w takim zakresie, w jakim byłem to w stanie ustalić, na diagnozy w najmniejszym stopniu nie miały wpływu „normalne” losy życiowe pseudopacjentów. Ujawniła się prawidłowość odwrotna: sposób interpretacji zdarzeń z życia pseudopacjenta był całkowicie podyktowany postaw ioną mu diagnozą. Taka interpretacja ujawniła się wyraźnie w przypadku pseudopacjen­

ta, który w okresie wczesnego dzieciństwa miał bliski kontakt z m atką czego

nie można było powiedzieć o jego kontaktach z ojcem. Natomiast w okresie podobne rzeczy, bez żadnych szkodliwych konsekwencji. Zobaczmy jednak, jak takie zdarzenia zostały zinterpretowane w kontekście psychopatologicznym.

Tekst ten stanowi podsumowanie studium przypadku, i został napisany ju ż po

Fakty dotyczące tego przypadku zostały w sposób niezamierzony zniekształ­

cone przez personel szpitala, aby były one zgodne z popularną teorią dynamiki reakcji schizofrenicznych (15). Nie napisano o niczym, co by świadczyło o am­

biwalentnych relacjach z rodzicami, żoną lub przyjaciółmi. Jeśli można tu do­

strzec jakąś ambiwalencję, to jest ona zapewne nie większa niż we wszystkich kontaktach między ludźmi. Praw dąjest, że kontakty pseudopacjenta z rodzicami ulegały zmianie wraz z upływem czasu, ale w normalnych warunkach nie przy­

wiązujemy do tego szczególnej wagi - na odwrót, jest to coś, czego nawet ocze­

kujemy. Jest rzeczą oczywistą, iż znaczenie, jakie nadano tym sformułowaniom (tzn. ambiwalencji i zrównoważeniu emocjonalnemu), ma związek z postawioną diagnozą, czyli ze schizofrenią. Zupełnie inne znaczenie nadano by tym term i­

nom, gdyby było wiadomo, że mężczyzna ten jest człowiekiem „normalnym”.

W szyscy pseudopacjenci robili wiele notatek w ogólnodostępnych pom iesz­

czeniach. W zwykłych warunkach zachowanie takie powinno wzbudzać zainte­

resowanie obserwatorów, podobnie jak wywoływało je u pacjentów z oddziału.

W istocie, wydawało się nam, że notatki będą wzbudzać podejrzenia, dlatego dokładaliśmy wszelkich starań, aby codziennie zabierać je z oddziału. Jednak były to obawy na wyrost. A oto przykład ilustrujący stopień zainteresowania personelu sporządzanymi notatkami. Gdy jeden z pseudopacjentów zapytał leka­

rza o to, jaki lek dostaje i próbował zanotować jego odpowiedź, usłyszał deli­

katnie sformułowany komentarz: „Nie musi pan tego zapisywać. Gdyby miał pan trudności z zapamiętaniem nazwy, to po prostu proszę mnie znów zapytać”.

Jeśli nie pytano o nic pseudopacjentów, to w jaki sposób interpretowano spo­

rządzanie przez nich notatek? Zapisy pielęgniarek dotyczące trzech pacjentów św iadczą że traktowano pisanie jako formę patologicznego zachowania.

Stwierdzenie „pacjent zajmuje się pisaniem” - było codziennym komentarzem

pielęgniarek w odniesieniu do jednego z pacjentów, którego nigdy nie zapytano o sporządzane przez niego notatki. Zakładano, że skoro pacjent jest w szpitalu, to musi być psychicznie chory. A skoro jest psychicznie chory, to ciągłe pisanie musi być przejawem jego choroby; jest to, być może, jedno z zachowań o cha­

rakterze kompulsywnym, które czasem towarzyszy schizofrenii.

Jedno z milczących założeń leżących u podstaw diagnozy psychiatrycznej jest takie, że źródło zaburzeń zlokalizowane jest wewnątrz jednostki, a tylko rzadko w sytuacji bodźcowej, w której się ona znajduje. W konsekwencji, za­

chowania stymulowane przez środowisko są często przypisywane chorobie pa­

cjenta. N a przykład, gdy jedna życzliwa pielęgniarka zapytała pseudopacjenta

cjenta. N a przykład, gdy jedna życzliwa pielęgniarka zapytała pseudopacjenta

W dokumencie Konteksty ludzkich zachowań (Stron 107-129)

Powiązane dokumenty