• • /
#■ t I j ' j ' » ' i . * # 4 I ,
Rzecz sama dodawała wym owy moiemu przewodnikowi. Byłem m ło d y, ciekawy i pręd
ki do zapału* O y c i e c M i k o ł a y tyłe na mnie uczynił w rażenia, iż nie mogłem bydź spo- k o y n y , pókim g o n i e poznał. , P r z y i ą ł mnie z
d o b r o c i ą , i obracaiąc na mnie wzrok prawdzi
wie oycow ski: ,, Częfto się zdarza , mówił m i , widzieć ludzi twoiego wieku, szukaiących związ
ku z ludźmi mnie podobnemi. D la ciebie świat ieft w swoim kwiecie ; c o ż ci przyydzie z wi
dzenia go przy swoim schyłku? Przy tobie ieft w e s o ł o ś ć i r o s k o s z , co ż cię do tego uftronia przyciąga? Melancholia i żale , c o ż dla ciebie miłego mieć mogą? C h o ć iuż iednak, nie ż y i ę d la uciech światowych , nie myśl iednak , iż ieftem
ni eczuły na roskosze wspierania i d o b r o c z y n ności. Cieszę się z twego do mnie przybycia, i miałbym się za szczęśliwego , gd ybym ci
mógł bydź użytecznym.,,
W k r ó t c e poftrzegł, że lubiłem nauki. P o kazał mi ciekawe rękopisma , i niektóre rzad
k i e xiażki n a łe ża c e do klasztoru. c Z L e c z nie tego szukałem. P rzypadek dał mi sposobność nabycia pewnych wiadomości o oycu M ikoła- iu , o iego nieszczęściach i pobud kach tak su-?
rowego życia.
Przyszedłem iednego wieczora do iego celi..
S t u k a m , nie słyszy m n ie, wchodzę i znayduię klęczącego przy k r u c y f n d e : na tym kru.cyfixie zawieszony był mały portrecik , k t ó r y mniema-;
łem bydź N. Panną. Zatrzymałem się w t y l e * nie wiedząc czy sie oddalić*nim runie poftrzcże^
60 v Moralność
‘ , 9 '
lub czekać, bez przerywania go, póki swego na- bożeńftwa nie skończy. Miał twarz rękami za
k r y t ą , i słyszałem ięki, które usiłował zatłumić.
L i t o ś ć z ciekawością zmieszana , zatrzymała mnie w mieyscu, gdziem ftanął. Oderwał ra
ptownie rękę od swoich o c z u , iak g d y b y go do tego nagle przymusiła b o l e ś ć , wziął mały p o r tr e c ik , p o c a ło w a ł go dwa razy , przycisnął do swego s e r c a . . . . Spoyrzawszy potem na n i e
go zalał się łzami. T y m sposobem p o d d a ią c się przez nieiaki czas swoim z a ło m , złożył r ę
ce , wzniósł o c zy ku niebu , przemówił kilka s ł ó w , k tó ry ch nie mogłem dosłyszeć , i wydał
głębokie weltchnienia. T e n oftatni znak smut
k u zdawał się na ten raz k o ń c z y ć bolesny r a chunek , k tó ry czynił przed sobą samym w p o ł a c i , w jakiey go znalazłem. Witał i zobaczył mnie. Pomieszany wymówiłem kilka słów na moie usprawiedliwienie, ofkarżaiąc s i ę , iż
p rzerw ałem , lubo n ie d o b r o w o ln ie , iego modli
twy. Nieltety, odpowiedział, nie oszukuy się.
Ł z y które widziałeś , nie z nabożeńltwa p o c h o d z ą , ale są to męczarnie zgryzot. M io d y czło
w ie k u , m oże będzie z twoim p o żytkiem słyszeć jhiltoryą moich zbrodni i moich katuszy. Sa
ma twoia niewinność m oże cię wrprowadzić na sidła, od których ia się uchronić nie potrafi
łem. Możesz iak ia, Jtać się ofiarą t w o i e y c z u ł o ś c i , zwiedzioney c n o t y , źle poiętego honoru, i fałszywego wftydu, k t ó r y m óy rozum obłąkał.
• I . V 1
M o ie nazwisko ielt H. H ubert, p o ch o d zę a dafrney i zacney familii , k tó rą nieszczęśliwe
♦ ,
zdarzenia o g o ło c i ły z maiątku. Utraciłem oycd, nim go ieszcze poznać m o g ł e m , albo raczey nim byłem w lianie uczuć nieszczęście z jego utraty. P o b łaża n ie moiey matki nie dało mi
p oznać potrzeby bacznieyszego obchodzenia się ze mną. P o zakończeniu nauk w ftolicy m o ie y p r o w i n c y i , matka posłała mnie do P a ry ża z pewnym młodzieńcem z naszego sąsiedz
twa , którego r o d z i c e , lubo nie tak znaczney familii, nie równie byli bogatsi.
M ł o d y De La Serre ( to było nazwisko m o- iego towarzysza p o d r ó ż y ) wszedł do służby w o y s k o w e y , ia zaś udałem się na naukę pra
wa. Rodzice moi zapewnili dla mnie pew ny u r z ą d , k tó ry mieli mi kupić, slioro byłbym w
| % f t S %
ftanie zadosyć obowiązkom iego uczynić. La Serre p o w ażaiąc sarnę tylko w o y s k o w o ś ć , dla wszyftkich innych ftanów naywyższą okazywał p o g a r d ę , i nie opuszczał żadn ey s p o s o b n o ś c i,
ażeby we mnie też same wpoić zdania. W y niosłość ludziom woyskowym zwyczayna, t e a
ro d zay przewagi pomiędzy m ło d z ie ż ą , zaczął i mnie za sobą p o c i ą g a ć : duma i boiaźń do
konała reszty. Bałem się szyderltw nawet łu
dzi nie wiele wartych mego szacunku. N a u k a p r a w a , do k tó r e y mnie rodzice przeznaczyli, wymagała niepospolitych przym iotów , pilności, rzetelności i dobrych obyczaiów. W y r z e k a i ą c się tego ftanu , k t ó r y potrafiono mi wyllawić za niegodny , wyzułem się nieznacznie z cnót, iakich wyciąga. Zacząłem się wftydzić
z a l e t , które nazwano śmiesznemi wadami i O y ciec M M a ij
.
1 9V
62 ,
Moralność.0 % _
prz}~swoiłem w y f t ę p k i, któremi się wewnętrznie brzydziłem. La Serre chlubił się z tego mo- iego nawrócenia , iako ze znakomitego zwycię
stwa. Jie był niższym odemnie w szkołach , tyle celował nademnie w Paryżu. Jego maią- tek dawał mu sposobność prowadzić ż y c ie w spaniałe, wpaiał w niego zaufanie, na któ-
rem mnie zbywało. A iego doskonalenie się • nawet w~Sztuce marnotraftwa i rospufty, p o r ó wnane z moią nieśmiałością, nadawało mu przy mnie postać mistrza, k t ó r y układa młodego nowicyusza , i daie mu przepisy życia. Źle
oświecona czułość moiey m atki, nie pozwalała rej odmawiać mi niczego , co tylko uczynić była w ftanie. Z a przysyłane od niey pienią
dze , mogłem ubiegać się za roskoszami mło
dzieży , k tó re y przykład uwiódł moię p r o f t o t ę ; smutne roskosze przerywane zgryzotami, a k t ó re nie raz zdarzyło mi się dzielić przez nieia- ką hipokryzyą , ieżełi tak można, nazwać uda
wanie wyliępku. T a k ieft, dałem się niekie
dy, lecz rzadko i skrycie, p o w o d o w a ć uczuciami c n o t y , i ieżelim czasem użył na dobre rzeczy nieco z tych pieniędzy, z których się matka dla mnie o g o ł a c a ł a , nie śmiałem się do tego p r z y z n a ć , u d a i ą c , że ie wcale innym sposo
bem strwoniłem.
L e c z nałóg zniszczył powoli te cnotliwe poruszenia , i nie wiem ia k b y mnie daleko
doprowadził, g d y b y szczęśliwy przypadek nie zerwał moiego związku z panem La Serre. O d e
brał on rozkaz udania sio do swego r eg i
men-Ojciec* Mikohuj
. %* V 0 r * / » ^
% ►
t u , ' wyiechał do Dunkierki. Odprowadza
łem go aż do wsi iednego z jego krewnych
w
Pikardyi , gdzie się miał przez kilka dni za
trzymać. Chcę cię tam p o z n a ć , rzekł do mnie tonem żartobliWyn : pewny ieftem , że tam b ę
dziesz kochany. M ó y krewny San tonge, ielt tak skromny i wftrzemiężliwy , iakim ty byłeś dawniey. W samey rzeczy ten zacny człowiek posiadał wszyftkie c n o t y , które La Serre w y
szydzał , lecz których i a w moiem przekonaniu szanować nie przeltawałem ; przez k r ó tk ie z niru
obcow anie te cnoty odzyskały swoię nademna władzę. Jego przykład dodawał mi m ę s t w a ,
a iego rady wsparcia. L e c z n ayw ięcey dolca- zała córka iego Emilia-. Wyszedłszy z zepsu
tego to w arzyftw a, zoftałem cnót iey hoido- wnikiem. Naturalne wdzięki i tkliwy obraz
czyftego iey serca, dały mi poznać nowa i nieprzezwyciężona ponętę. La Serre przeciwnie znaydował E m ilia niezgrabna i nudna ; w yie-
chał też nazaiutrz prosząc, ażebym za iego p o wrotem od regimentu, widział się z nim w P a ryżu. Czułem w sobie wcale odmienne wra
żenia, Zdawało mi s i ę , iż tam tylko ż y ć m o g ę , gdzie mieszka Em ilia. L e c z iakże ia śmiem ieszcze wspominać, i dlaczego przywo
dzę na pamięć tak czyltey szczęśliwości chwi
le ? nieftety l były zbyt krótkie. Pan dc San
tonge dla poratowania zdrowia przymuszony b y ł wyiechać na zimę do P a r y ż a , córka czy
niła naj troskliwsze o koło niego zabiegi, ia ich nie oditępowałem , szczęśliwy żem mógł osia-*
64 Moralność
dzać ich t r o s k i , i zbliżyć się fjdo familii , W k t ó r e y wszyftkie moie zamknąłem nadzieie*
C h o r o b a ftawała się coraz m o cn ieysza, i p o mimo wszelkich lekarskich ftarań Pan Santonge umarł poleciwszy swoię córkę moiey przyia- źni. Zaszczycony iego szacunkiem, pochlebiałem sobie , iż pozyskam serce Emilii. Skropiliśmy .Wspólnemi łzami grób ie y o y c a , a nakoniec odważyłem się mówić o moiey miłości. E m ilia pełna szczerości i nieznaiąca ^obłudy, ze
zwoliła na moie życzenia.
Pojechaliśmy do Santonge , gdzieśmy żyli Szczęśliwi w spokoynem uftroniu. E m ilia była zawsze godną kochania. W r o k naszego p o życia była bliska połogu. M o i e przywiązanie
czyniło mnie niespokoynym. Poftanowiłem za
wieść ią do Paryża , gdzieby mogła mieć wfzel- k a p o m o c w takim razie potrzebną. Z tru
dnością na to ia nakłoniłem , za p o m o cą kilkuW i/ i i L przytomnych sąsiadów. Pamiętam n a w e t , iż synowiec , iednego świeżego pana noszący tytuł Wsi, k tó rą iego o y c ie c dzierżawił, zapewnił
mnie w yraźn ie, iż nie masz nigdzie akuszerów, oprócz w Paryżu.
Pierwszych dni naszego bawienia w tein mieście, rzadko bardzo oddalałem się odgEmilii, Mieszkaliśmy w tym samym domu , w k tórym
utraciła swoiego o y c a , i gdzie ią odebrałem ,
y V ^ I j
iako skład szacowny z rą k tego szanownego ftarca przy iego zgonie. T e mieysca b y ł y -pełne naysmutnieyszych i naytkliwszych p a
miątek * nadawały naszemu obcowaniu iakowąś
melan-OyńiC Mi koła f . 65
m elancholiczną poftać. S e r c e E m ilii dręczyły okropne przewidzenia. N a p a d a ł i^ czasami sm u tek, od k t ó r e g o się w zbronić nie m o g ł a ,
a k t ó r y dla k o b ie t w je y (lanie b ęd ących ieit niebezpiecznym. W szyftkie .s p o s o b y przyiaźni i rozumu u ż y te b y ły na oddalenie i e y trwogi*
Nie, mawiała wtenczas, nie zobaczę iuż Sento gć1 m oiego lubego mieszkania* L e c z ty ie przy- naym niey odwiedzisz i myśleć tam o mnie b o
dziesz. T e lalki gdzieśmy smakowali w s ł o d y czach samotności, ten ftrumyk, k tó re g o szem*- ranie tak nam b y ło przyiemne, ta p iękn ość przyrodzen ia, te c z u c i a , k t ó r y c h żadna mowa wyrazić n ie z d o ln a . . . »
T u o y c ie c M i k o ł a y m aiac serce przy*
walone ciężarem tylu żałosnych wspomnień, nie mógł d o k o ń c z y ć , i musiał łzom swoim bieg wolny zoftawić. Po nieiakiey przerwie tak da*
ley mówił osłabionym głosem t
Przebacz mi ten żal , k tó ry wftfzymał mo- ie opowiadanie. T e łzy litość w tobie wzbudzaia.
N i e f t e t y ! (rzadko mi się tak słodkie ronić w y d a rza. Zadrżało moie serce na te o b r a z y , a moie zgryzoty na moment w żale się zamienia
ły. N i e iełtem godzien doznawać tak słodkie
go czucia. Słuchay , co ci mam daley po^
wiedzieć.
W k r ó t c e nayszczęśliwsze rozwiazanie pod
ło ż y ło k o n iec poftrachom Emilii* W y d a ła na świat syna, k t ó r y dopełnił naszych ż y c z e ń , i itał się przedmiotem naytkliwszego przywiąza
nia i naymilszych nadziei. M atka zoftaia iego Październik
4
4. % £66
Moralność* ^ V * >- * ' • 1 . ' M
t » ' f • ** . * I » ^
karmicielką , tak przez własną skłonność, ia-k o t e ż dla uniia-knienia niebezpieczeńftw z przy-ięcia mamki Paryzkiey. Zakładaliśmy so b ie w krótce opuścić to mialto. C zekaiąc na wzmo
cnienie zdrowia Emilii , i gdy ona zaięta była zatrudnieniami m acierzyńfkiemi, ia tym czasem umyśliłem zakończyć sprawę sukcessyyną , k t ó rą mi ieden z przyiaciół przy swoim zgonie
P r a c u ią c około tego interesu , gdym dnia iednego przechodził jszybko przez TuiUrits na
gle zatrzymał mnie m ó y dawny kolega Laser- re. Przywitał mnie z większa radością i unie
sieniem , aniżelim się mógł spodziewać , znaiąc iego charakter. Powiedział mi f iż wie z przy
p a d k u , ze mieszkam w Paryżu , i ze mnie wFzę- dzie szukał, nie m ogąc znaleźć. Ja zaś powiem praw dę, iż ze wszyftkich łudzi iego naybar- dziey lękałem się spotkać. Słyszałemj w na- szey prowincyi wiele wieści o iego szalenftwach i marnotrallwie , lecz oprócz tych zdrożności gorsze ieszcze rzeczy o nim mówiono. N ie chciano przecięż tym mowom zupełnie wierzyć, nie m o g ą c p o i ą ć , ażeby7 przyszedł do tak sro
motnego spodlenia się. Pomimo tak brzydkiey s ł a w y , nie mogłem się oprzeć iego nademną przewadze. Pierwszym skutkiem tey słabości
b y ł o , żem go usprawiedliwiał, a przynay- mniey wyftawiałem go nierównie mniey win
nym. P o zadanych mi tysiącznych pytaniach , i zapewniwszy mnie po wiele razy, iak szcze
rze dzielił moię szczęśliwość, tak na mnie m o
cno nalegał , ażebym u niego wieczór przepę-polecil