• Nie Znaleziono Wyników

Jeśli ciekawość, jak wam powiada Znane od wszystkich ludzi przysłowie, Niby najbrzydsza na świecie wada, Pierwszym się stopniem do piekła zowie, To ja wam dodam dziateczki jeszcze, Że i wtrącanie się w cudze sprawy W liczbę nałogów brzydkich pomieszczę. Była w Warszawie dziewczynka mała; Kto ona? może mnie kto zagadnie, Ale nie powiem wam jak się zwała, Bo robić plotki bardzo nie ładnie. Otóż ta panna rzeknę w sekrecie Miała ten zwyczaj (słuchajcie proszę) Że do kaździutkiej rzeczy na świecie Musiała wtrącić swoje trzy grosze. Gdy w domu zajdzie jaki wypadek, Przybędą goście, zmienią nauki, A Mama każe spóźnić obiadek, Już ona swoje wyprawia sztuki: Wkręci co, zmyśli, doda połowę, Wciąż wyjeżdżając z swemi radami, Tak że służący zachodzą w głowę I co im robić nie wiedzą sami .,

Słowem kucharka, stróż, lokaj, chłopak, Ciągle wzywani nie wiedząc na co, Do tego stopnia spraw wątek tracą, Iż rzecz najprostsza idzie na opak.

1 6 4

Każdy na drugich winę swą składa, Ten źle wykona, ów niezrozumie... Brzydko, wszak prawda? o, taka wada Najlepsze nawet przymioty tłumi. A ona jednak zawsze i wszędzie Niepomna mądrej Ojca przestrogi, Ni rad zbawiennych Mateczki drogiej, W ciąż niepoprawna trwa w swoim błędzie. I cóż się stało? Oto że wszyscy

Starzy i młodzi, duzi i mali, Obcy i swoi, dalsi i blizcy

Panną Wtrącalską odtąd ją zwali.

LXVII. Ś n i e g .

Wszakźeście ezęsto widziały dziatki Zimą, albo też w późnej jesieni, Owe bielutkie, śnieżyste płatki, Które się z górnej sypią przestrzeni. Wszędzie gdzie tylko sięgniecie wzrokiem, Panuje pomrok smutny, ponury,

A słońce czarnym skryte obłokiem, Złotą swą tarczę kryje wśród chmury; I owych szmatek tysiące, krocie, Niby zdziebełek rój niezliczony, Zwolna w wirowym krążąc obrocie, Spadają z mglistej niebios opony. Czasem gdy wietrzyk silniej zawieje, Lub też zahuczy wicher zuchwały, Przez pola, lasy, niwy i knieje Śnieżnych atomów płynie smug biały,

I piękną ziemię życiem bogatą, Co karmu tworom swoim udziela, Niby całunu śmiertelną szatą, Zewsząd powłoką martwą zaściela. Gdy zaś mróz chwyci, a promień słońca Przez chmur oponę przedrzeć się zdoła, Wnet ta śnieżysta przestrzeń bez końca W miliony świateł zaskrzy dokoła. Jakiż to cudny widok o dzieci, Kiedy na szacie co kryje łany, Tysiące drobnych iskierek świeci Niby brylantów skarb nieprzebrany! Bywa czasami że które z dziatek,

Widząc w grze świateł skarby przyrody, Chce ująć w dłonie błyszczący płatek, A on się zmienia w kropelkę wody... 0 bo ten śnieżek, co jasną smugą Osrebrzył pola, łąki, dąbrowy, Ścieląc swój całun—nie potrwa długo 1 zniknie z ciepłem pory wiosnowśj, I wtedy znowu trawy i zioła Przez plenne ziemi przedrą się łono, Rozkwitną piękne kwiatki dokoła I świat zabłyśnie barwą zieloną; Wśród gajów, lasów, ptasząt gromada Ozwie się zewsząd wesołem pieniem, Witając wiosnę, a zima blada

LXVIII.

F l a d r a .

O ile miło widzieć panienki

Odziane w schludne, ładne sukienki,

Z czystym fartuszkiem, lśniącym trzewiczkiem, Włosem bez pierza, umytem liczkiem,

O tyle znowu chwalić rzecz trudna, Gdy panna... brudua.

Znałem dzieweczkę pilną i grzeczną, Cichą, łagodną, dobrą, nie sprzeczną, A jednak wszystkie owe zalety Były w niej tylko zawsze niestety Jedynie próbą, chęcią bezwiedną,

Przez wadę jedną.

Była niechlujną. Zaraz od rana Idzie na pensyę nieuczesana,

Z kurzem na nóżkach, pyłem za uszkiem, Pierzem we włosach, zmiętym fartuszkiem: A panny widząc tę postać lichą,

Chichoczą cicho.

Czasem ją Matka weźmie w obroty, Da nową suknię, ułoży włoski: A co tam trudów, starań, roboty, Zabiegów, pracy, kłopotów troski, By wyglądała panienka ładnie,

Nikt nie odgadnie.

OD 8-iu DO 12-tu LAT.

Lecz wszystko za nic. Zaledwie Mama Otworzy oczy—kryzka pogięta,

Włosy w nieiadzie, na sukni piania, Stanik rozdarty, czarce rączęta... A nasze dziewczę u wszystkich ludzi,

Zawsze wstręt budzi. Powiedzcie same, o lube dziatki, Ileż to zmartwień, wstydu i sromu, Dla domowników, Ojca i Matki, Tak niestaranną mieć pannę w domu, Którą za karę wielcy i mali

Flądrą przezwali. Powiedzcież same, ezyliż to sposób, Przestróg Matczynych, zdrowia zasadę, Szczere uznanie statecznych osób, Niszczyć przez jedne niedbalstwa wadę, A w gronie ludzi dalszem i blizkiem

Być pośmiewiskiem?

LXIX. W ó z e k .

Na wsi, za lasem, bardzo daleko, Był mały domek i ogródeczek, A tam pod Matki żyło opieką

Troje dziateczek. Muszę wam jednak wyznać, o mili, Choć to rzec smutno, że te dziateczki, Wiedli ze sobą w każdej dnia chwili,

Często je Matka napomni ostro, Lub też surową przywita twarzą. Lecz to napróżno, gdyż bracia z siostrą

Ciągle się swarzą.

Jeszcze chłopczyki doszedłszy granic Gniewu, słuchali zbawiennej rady, Ale dziewczynka nie chciała za nic,

Wstąpić w ich ślady: Gdy się w szkaradny rozdąsa sposób, Gdy siądzie w kątku z chmurnem obliczem, To napomnienia statecznych osób,

Są dla niej niczem. Sądzicie może, że ma przyczyny Do objawienia złego humoru? Nie, ona stroi fochy i miny,

Ot tak—z uporu. Pewnego razu niesforne dziatki, Razem się w pole za wieś wybrały, Wziąwszy ze sobą różne manatki,

I wózek mały.

W wózeczku wiozły zapasik duży Zabawek, aby w tym dniu wesołym, Mogły na łące, gdy czas posłuży,

Bawić się społem.

Lecz wszystko za nic! ledwie przybyli Z całym przyborem pod las, nad rzeczkę, Niezgodna Henia od pierwszej chwili

Zawodzi sprzeczkę.

„Nie chcę! nie będę! nie dam! to moje!” Powstaje hałas, krzyk, płacz i wrzawa: Chłopczyki swoje, a ona swoje,

Na nic zabawa!

OD 8-iu DO 12-tu LAT. 169

Powracać trzeba. „Czas ruszyć w drogę, p o już dzień zagasi w wieczornym m roku!” Helcia chce powstać: „Aj— ja nie mogę

Zrobić ni kroku!”

„Biedna siostrzyczka!” wołają chłopcy, „Jaka zmieniona, cierpiąca, blada,

Wszak my jćj bracia, wszak my nie obcy? Pomódz wypada.

Ot wózek, siadaj—chętnie do domu Powieziem naszą siostrzyczkę małą, A gdy powrócim, nie mów nikomu,

Co się tu stało.” „Widzę, że teraz, o moi mili,

Nie doznam nigdy z wami zawodu!” Zawoła Matka, która w tej chwili

Wyszła z ogrodu, „Źle kiedy niema zgody u dziatek, Bo każda kłótnia zawsze jest zdrożna, Lecz się z tych błędów, gdy przyjdzie statek,

Poprawić można;

Ten jednak nigdy w narowu matni, Czystości swego serca nie straci, Kto idąc torem miłości bratniej,

Dobrem złe płaci.”

LXX.

Powiązane dokumenty