• Nie Znaleziono Wyników

Często się zdarza, że na tym świecie Los w dziwny sposób prąd zdarzeń miecie,

Małe szczegóły, drobne wypadki, Stawaj ą jako natrętne świadki, A rzecz co sama z siebie wypływa,

Przestrogą bywa. Pewnemu panu w formie nowalii, Przysłano spore pudło bakalii, On zaś na gwiazdkę córeczce małej Za otrzymane z nauk. pochwały I dowód szczerej w pracy ochoty,

Dał pierścień złoty.

„Słuchaj,” rzekł Tata: „idziem wraz z Mamą Społem do miasta, zostaniesz samą;

Sprawiaj się grzecznie i przyzwoicie, Ale przestrzegam cię moje dziecię, Niechcij zaglądać co w pudle na dnie,

Bo to nie ładnie.

Nie wiem zaprawdę co się tam działo, Gdy dziewczę samo w domu zostało, To tylko powiem, że pudło duże, Widniało zdała na półce w górze, A zaś panienka, wzór niewiniątek,

Myk w ciemny kątek. „Córeczko,” rzecze Matka do panny, „Czy czasem jaki nałóg naganny, Nie sprawił, że twój mały paluszek, Sięgnął do zbioru suszonych gruszek?” „Nie, wszakże pudło,” rzecze nieśmiało,

„Stoi jak stało.” Nazajutrz w domu gwałt, zamieszanie, Krzyk, hałas, lament, szepty, bieganie,

jfil

Kręcą się sługi w lewo i w prawo, Zajęte jakąś niezwykłą sprawą: Pierścień, co dziewczę dostało wczora,

Znikł jak kamfora. Struchlała służba, zmarszczył się Tata, Bo w własnym domu najmniejsza strata, Może być często sądzoną mylnie,

Lecz chociaż wszyscy szukają pilnie, Pośród szczupłego rodziny gronka,

Niema pierścionka! Czyż warto próżne żale zawodzić? Ot lepiej swoją biedę osłodzić, Dalej do pudła... Przebóg to cuda! Lub też mamiąca zmysły ułuda:

Wśród fig i smacznych rodzynków gronek, Błyszczy pierścionek. I wnet się owa sprawka wydala: Panna skosztować łakoci chciała, Niepomna przestróg. Mały paluszek Plądrował pośród daktylów, gruszek, A gdy szperała w bakaliach rączka,

Spadła obrączka. A więc widzicie kochane dziatki, Ze jeśli źle jest nie,słuchać Matki, To stokroć gorzej, gdy jakie dziecię, Sądzi iż błąd swój utai skrycie, Często się bowiem odkryją winy,

LX.

Duża I m ała.

Niektóre na pensy i panny, Gdy tylko wzrost im posłuży, Mają ten zwyczaj naganny, Że każda rolę gra dużej;

Z mniejszą bez żadnej przyczyny, Choćby ta prym w klasie miała, Zawsze jakieś stroją miny, Mówiąc: „Ona taka mała!” Że kto większy na trzy cale, I jeszcze na korkach chodzi, Nie jest wywyższeniem wcale, I rozumu nie dowodzi.

Rozum w książkach się znajduje: Kto zadania spełnia składnie, Nie marudzi, nie próżnuje, Tego małym zwać nie ładnie. A ja nawet powiem szczerze, I powtórzę to po prostu, Że mnie ochota nie bierze, Celować wielkością wzrostu, Bo od dorosłej panienki, Profesor więcej wymaga, A choć ma długie sukienki, To jej wiele nie pomaga;

Owszem, tym mniej jeszcze w klasie Podobne wybiegi służą,

Gdyż wołają w każdym czasie: „Ucz się więcej kiedyś dużą.”

Liczę jedynastą wiosnę,

Jestem właśnie w drugiej klasie, Miną lata —to wyrosnę,

Bo to przyjdzie w swoim czasie; Nieźle mi idą początki,

Z nauk kontenta jest Madame: Mam trzy czwórki, cztery piątki, A ćwiczenia sama składam. Czasem duża przyjdzie do mnie, Rozkłada kajet na stole,

I prosi tak ładnie, skromnie, By wyręczyć ją w mozole, Ja wyręczam, mówiąc sobie: (Lecz tak żeby nie słyszała), „Patrzcie, co ja czynię tobie, Choć ty duża a ja mała!” Tym sposobem jam z swej doli Zawsze rada i kontenta,

Czasem wprawdzie to i boli, Lecz się o tern nie pamięta; Aiem sobie dała słowo, Choćbym po niejakim czasie Przeróść miała wszystkie głową, Być dla każdej dobrą w klasie, Znając jak to nieprzyjemnie, Będę równo je kochała: Żadna nie dozna odemnie Przykrości, za to, że mała.

LXI.

Czemsić być trzeba.

„Gdy z dziecka które igra wesoło,

Wzrośniesz w młodzieńca z męzkiem obliczem Kiedy rodzinne opuścisz koło,

Czemźe być pragniesz?” „Ja będę niczem!” „Niczem? cóż znowu: czemsić być trzeba: Każdy, kto chce mieć swej chleb powszedni, Własnemi trudy z pomocą nieba,

Wyrabia sobie stan odpowiedni. Ot ja, jak widzisz uprawiam rolę, Stryj kapitałem obraca swoim, Wujaszek w biórze siedzi przy stole, Ciotka bielizny trudni się krojem; Wszyscy coś robią, życie nikomu Nie jest zabawą, szałem zwodniczym, A więc cóż powiesz, gdy braknie domu?” „Już powiedziałem, ja będę niczem!” „Niczem? to dobrze—teraz pójdź ze mną, Zobacz, czy zera zdatne są na co,

Pomnij jak świetną jest i przyjemną Dola takiego co gardzi pracą.

Patrz! oto szewca, garbarza znaki: Ten szyje buty, ten skórę gniecie, Nikt ieb nie kładzie między próżniaki, Gdyż każdy czemsić jest na tym świecie. Tu garncarz lepi garnuszki z gliny, Tu blacharz spaja rynny na dacbu, Tu znów kominiarz czyści kominy, Wszyscy w obranym pracują fachu;

A jeśli pragniesz widzieć niezdarę,

Co dał się błędem zwładnąć zwodniczym , Podąż wraz ze mną— ot k roków parę, A ujrzysz tego co chciał być niczem. Zwróć oczy sw oje na dziadowinę, Który o litość błaga bogaczy: Ab jakże smutną nędzarz ma minę, Ileż tam bólu, ileż rozpaczy!

I słuchaj synu co mówi dziadek:

„Jam miał przed sobą niegdyś dzień jasny Błogiej przyszłości — a ten upadek To straszny skutek winy mej własnej. Szydziłem z trudów, wzgardziłem pracą, Do której każdy człowiek się garnie, Być czemsić w świecie, a to mnie na co? Czyliż nie lepiej wieść życie marnie... Minęła pora młodości złota,

A jam wciąż snem się łudził zwodniczym, Wreściem u krańców stanął żywota I ot widzicie — dziś jestem niczem!

L xn.

Kto rano wstaje, terno Pan Bóg d aje.

Są takie dziatki — znam ich nie mało, Które nie lubią budzić się wcześnie, A choć już dawno słoneczko wstało, One weiąż leżą zgrążone we śnie; Za to wieczorem w spoczynku porze, Kiedy znużenie snem oczy mruży, Nikt je do łóżka skłonić nie może, Rade ziewając siedzieć najdłużej.

Zły to obyczaj, powiem wam z góry: Nocą spać trzeba, a dniem pracować, Kto zaś porządek zmieni natury, Ten może później tego żałować. A przede wszystkiem zaspańce owe Mają umysłu władze stępione, Obrzękłe lica i ciężką głowę, Wargi obwisłe, oczy czerwone; W czasie nauki pamięć ich myli, I choć chęć dobra, nic się nie uda, Nawet wśród zabaw wesołej chwili Cięży im senność, niesmak i nuda. Nie widzą słońca pięknych promieni, Co wschód jutrzenką różową złocą, Ni kropel rosy, co wśród zieleni Jak skrysztalone łezki migocą; Nie im słowiczek nuci swe pieśni, Wydźwięcza rzewną nutę skowronek, Nie im ptaszkowie świegocą leśni, Gdy z mroku nocy rodzi się azionek. W pewnej rodzinie, jakiej? nie powiem, Był mały chłopiec imieniem Janek, Który choć dobrem cieszył się zdrowiem, Cały zazwyczaj przesypiał ranek;

I kiedy w domu duzi i mali

Z drogą się czasu rachując chwilką, Do dziennych zajęć z łóżek powstali, On z wszystkich jeden spał sobie tylko. Raz, w te się słowa Ojciec odzywa: „Ty, co część życia przepędzasz we śnie, Wiedz, jutro Wujek do nas przybywa, By go uściskać trzeba wstać wcześnie;

OD 8-iu DO 12-tu LAT. 157

Krótko zabawi, gdyż mu czas drogi, A więc wypada nim słońce wstanie Zerwać się z łóżka na równe nogi, J być gotowym na powitanie...” Lecz próżne słowa—słońce już wstało, Nie można chłopca ściągnąć z poduszek: Wujek uściskał rodzinę całą,

Janka nie widział, gdyż spał leniuszek. Więc też wyjechał. W tydzień coś pono, O ile pomnę w wieczornej porze,

Do sali jakieś pudło wniesiono, A każdy pyta co to być może?

„Z poczty przesyłka—jaka? od kogo?” Wołają zewsząd chłopcy, dziewczęta... .,.Ja wiem,” rzekł Ojciec, „komu jest drogą Rodzina nasza, kto nas pamięta:

To przywiązania Wujcia zadatek, To dowód jego serca i łaski;

On przysłał pewnie dla grzecznych dziatek Jakie książeczki, cacka, obrazki...

Wreszcie zobaezym. Chodźcie, jam gotów Otworzyć pudło...” „Ot już otwarte:

Ah co tam ślicznych w skrzynce przedmiotów, Podobnych darów czy liż my warte?” „Bądźcie spokojni, o moi mili,

Wuj was obdarzyć chciał rzeczywiście, Na tę nagrodę wy zasłużyli...

Ale czytajmy co pisze w liście: Dla Zosi, która jest panieneczka Pilna do nauk—piękne powiastki, Dla dobrej Józi druga książeczka, Lalka z warkoczem dla małej

Nastki-Zdziś weźmie konia, Staś biczyk z piłką, Niech się pobawią kochane chłopcy Gdy skończą lekcye. Dla Janka tylko Nic nie posyłam, bo on mi obcy.” Zapłakał śpioszek, a Ojciec powie: „Mój biedny Janku, jak ci się zdaje, Czyliż nie dobre dawne przysłowie: Tego Bóg darzy, kto rano wstaje?

LX III.

Powiązane dokumenty