• Nie Znaleziono Wyników

Świat dziecka to zdumiewające obszary, strachy, niespodzianki i zachwyty. Zjawiska naturalne okazują się niezwykłe, a to, co wydaje się niemożliwe dla dorosłych, w przestrzeniach malucha staje się niemal realistyczne i prawdziwe. Dlatego też, jak pisze Jostein Gaarder: „dopóki jesteśmy dziećmi, posiadamy zdolność przeżywania otaczającego nas świata. Z czasem jednak przyzwyczajamy się do niego. Dorastanie jest jak upijanie się doznaniami zmysłowymi. (...) Bezgranicznie smutne wydaje mi się, że my, ludzie, jesteśmy skonstruowani w taki sposób, że przyzwyczajamy się do czegoś tak zdumiewającego jak życie. Nagle pewnego dnia całkiem oczywiste wydaje się nam to, że istniejemy. Później nie zastanawiamy się nad tym więcej, aż do chwili, kiedy się okazuje, że mamy ten świat opuścić.” (Gaarder 1996: 296 – 297). Wtedy znów wyraźnie dostrzegamy cud życia i potrafimy docenić każdą niespodziankę, dotąd nazywaną „codziennością i zwyczajnością”. Stawiamy też w nowym świetle drugiego człowieka i podstawowe wartości.

Najczęściej człowiek sam obdarza drugą osobę kredytem zaufania tak silnym, że decyduje się wzorować na nim i podążać jej śladem. Te same zasady zawierzenia dotyczą także rodziców. Pierwsze autorytety są najmocniej odczuwalne, a wzorce przez nich nadane, wytłaczają się znacząco w świadomości na całe życie. Również lojalność względem rodziców ma ogromne znaczenie. Dorastając, człowiek dostrzega głębokie rysy w mentalności, strategii postępowania czy w charakterach opiekunów. Krytyka jest ezopowa i zdecydowana. Z biegiem czasu okazuje się jednak, że wiele schematów działania wnosimy do swojego życia i powielamy zachowania, których kiedyś chcieliśmy uniknąć. W dorosłym życiu, nawet po wejściu

w nowe związki, daje się też odczuć, iż zależność od rodziców w jakimś stopniu nadal trwa. Człowiek zaczyna zdawać sobie sprawę, jak bardzo ojciec wciąż pozostaje autorytetem, gotowym jednocześnie do angażowania się w aktualne sprawy.

Dorosłe dzieci muszą jednak zrezygnować z określonych reguł posłuszeństwa, zgodnie z którymi przez lata funkcjonowali, a wybrać nowe formy poszanowania i miłości względem rodziców, tym razem już z pozycji człowieka, który sam występuje w roli rodzica. Definiowane przez terapeutów pojęcie poczucia niższości jest cechą wszystkich ludzi w pewnym okresie rozwoju, bo każde bez wyjątku niemowlę i małe dziecko jest w pełni zależne od drugiego człowieka, a jego byt warunkowany jest sytuacją i opieką ze strony rodziców oraz pozycją w rodzinie. Tym samym szanse rozwojowe, które mu stworzono, wyznaczają dopiero kierunek zmian. „Być człowiekiem – według Alfreda Adlera (1986: 80) – znaczy mieć poczucie niższości, prące ustawicznie do przezwyciężania go.” To przekraczanie uznaje się za podstawowe prawo życia, służy dążeniu do samozachowania i unikania niebezpieczeństw. Kierunek zmian jest tak samo rozmaity, jak i cel poszukiwanej doskonałości. I tak, w nieprzerwanym pochodzie życia, naszymi wyborami w pewnej przynajmniej mierze, kieruje pragnienie przezwyciężenia. Natomiast element poczucia wspólnoty nadaje tempo i stabilizuje postawę człowieka.

Własny rozwój w kierunku samorealizacji i poznania siebie, daje szansę na uwolnienie się od bezwiednego powtarzania repertuaru powinności i nakazów oraz prowadzi do przerwania zaklętego koła zależności. Jest to akcent optymistyczny. Błędne spirale zniewolenia i powtarzane wzorce są możliwe do przełamania. Nie zawsze jest to łatwe. Nie zawsze możliwe dla samego zainteresowanego człowieka do samodzielnego rozwikłania, bez pomocy terapeuty. Ale warto.

Każdy człowiek odczuwa konflikty lub nawet sam je wywołuje. U niektórych ludzi, głównie z powodu wczesnego doświadczania negatywnych postaw: odrzucania, zaniedbywania, nadmiernej opiekuńczości i innych rodzajów niefortunnych oddziaływań rodzicielskich, występują one w ostrzejszej postaci.

W określonych, długotrwałych warunkach społecznych, stać się mogą źródłem lęku podstawowego lub neurotycznego. Mimo, iż wewnętrzny dysonans

nie jest wbudowany w naturę ludzką jako nieunikniony, w rzeczywistości wyróżnia się konflikty naturalne i neurotyczne. Różnica między nimi ma charakter ilościowy. Gdy stan lękowy nasila się, konieczne staje się irracjonalne i sztuczne rozwiązywanie konfliktów wewnętrznych, które zmusiły wcześniej do tworzenia wyidealizowanego obrazu siebie i wybór prób dorównania w życiu temu nierealistycznemu obrazowi. Poszukiwanie sławy, uczucie pogardy do siebie, chorobliwa zależność od innych ludzi oraz samoponiżanie się – oto niektóre z niezdrowych i destrukcyjnych zjawisk, wynikających z nieadekwatnego obrazu samego siebie. Innym rozwiązaniem stosowanym przez osoby neurotyczne w odniesieniu do konfliktów, polega na ich eksternalizacji. Następuje wtedy skupianie się na przypisywaniu innym chęci dominowania i władzy. Podstawowe w tym przypadku potrzeby neurotyczne, Karen Horney (Hall i Lindzey 1990: 171) podzieliła na trzy kierunki działań: 1. dążenie ku ludziom (np. potrzeba miłości, przynależności i akceptacji), 2. odsuwanie się od ludzi (np. potrzeba niezależności) i 3. występowanie przeciwko ludziom (np. potrzeba władzy). Każda z nich reprezentuje pewną postawę czy orientację wobec innych i wobec siebie. Współistnienie tych odmiennych profilów stanowi podłoże wewnętrznego konfliktu.

Większość ludzi dorosłych, ale też i młodzież, a czasem nawet młodsze dzieci, borykając się z problemami życiowymi, przeżywa dylematy wyborów i nie zawsze umie znaleźć mądrego i zaufanego powiernika. Na dodatek człowiek jest ograniczony własną indywidualnością biopsychiczną, warunkami społeczno-historycznymi oraz kulturą, w jakiej żyje, dlatego też jedynie w niewielkim zakresie naśladuje innych i wzoruje się na wybranych ludziach. Przede wszystkim szuka u innych potwierdzenia samego siebie, inaczej mówiąc: wartości własnej osoby oraz możliwości jej ciągłego wzrastania. Funkcja autorytetu osobowego może być inspirująca i kształcąca, przez co pomaga osiągnąć w życiu więcej w zakresie rozwoju siebie. Wychodząc z założenia, że ranga autorytetu osobowego, własnego i cudzego, jest w równym stopniu ważna, należy nauczyć się ich rozgraniczania. „Droga do wyznaczonego celu, do pełni człowieczeństwa, jest dana człowiekowi jedynie poprzez poznanie samego siebie, poznanie swoich najważniejszych cech i skłonności. Każdy nosi w sobie coś drogocennego, czego nie ma nikt inny. Jednak owo drogocenne „COŚ” w człowieku zostaje ujawnione mu dopiero wtedy, gdy prawidłowo

rozpozna swoje najsilniejsze uczucie, swoje najgłębsze pragnienie, to, co w nim samym porusza jego najgłębszą istotę.” (Buber 2004: 20). Znając siebie, łatwiejsze staje się podejmowanie zmian, a do tego niezbędne jest określenie celu swojego życia.

Sposoby, w jaki przebiegają takie wewnętrzne odkrycia, uzależnione są w znacznej mierze od środowiska rodzinnego, lokalnego czy kultury. W społeczności tradycyjnego szczepu indiańskiego problemy młodzieży rozwiązywano na zebraniu całej wioski. W książce „Wyspa”, Aldous Huxley (2004 [1962]) opisuje wyspiarską społeczność, która pielęgnowała tak zwane rodzinne kręgi. Dzieci wprowadzano do środka kręgu. Wódz plemienia, albo inny człowiek, najstarszy, uznany za najmądrzejszego, prowadził rozmowę między zebranymi. Pomagał im zadawać pytania i odpowiadać szczerze i otwarcie. Przykładowo: gdy chłopak, dziecko lub młodzieniec, miał jakiś problem, mógł sobie wybrać dorosłych doradców – dziadka, ojca, wujka lub kogoś innego – i zapraszał ich do środka takiego kręgu. Doradcy jednak nie mówili wprost pytającemu, co ma robić, lecz dzielili się z nim swoimi doświadczeniami z podobnych sytuacji. Opowiadali część swojej historii, swoje przeżycia i to, jak sobie wtedy radzili. W takim spotkaniu młodzi ludzie otrzymywali ze strony doświadczonej starszyzny potwierdzenie ich własnej mądrości, towarzyszących w życiu wątpliwości, a jednocześnie szacunku dla osobistych wyborów.

Od najdawniejszych czasów rada innych ludzi, uznawanych za znaczące postaci, wspomagała tych, którzy mieli problemy, pytania, dylematy. Porad i wyjaśnień udzielały osoby uznane za proroków, kapłanów, sędziów i mędrców. „Brak rady unicestwia zamiary, udają się one, gdzie wielu doradców” (Biblia 1980) to jedno z przysłów spisanych przez Salomona. Wyznacznikiem uznania jakichkolwiek treści za prawdziwe nie jest liczba głosicieli czy ludzi powtarzających utarte slogany. Nie zawsze też suma przeżytych lat i siwe włosy są probierzem racji, a oczywiste jest, że i wykształcenie człowieka nie jest jednoznaczne z mądrością. Paweł z Tarsu pisał w liście do swego ucznia – Tymoteusza: „Żaden niech młodością twoją nie gardzi, ale bądź przykładem wiernym w mowie, w obcowaniu, w miłości, w duchu, w wierze, w czystości(...) Od dzieciństwa bowiem swego znasz Pisma, które mogą cię uczynić mądrym (...) i doskonałym”. (Biblia 1980: 1353). Podkreślał tym samym autorytet

Pism Świętych, a sam był tak pewnym tego, co wyznawał, że śmiało mógł powiedzieć: „Zatrzymaj wzór zdrowych nauk, które ode mnie usłyszałeś.” (Biblia 1980: 1352) i „Chciałbym, aby wszyscy byli tacy, jak ja.” (Biblia 1980: 1296). Ale nawet w tym przypadku wygłaszane słowa i zapewnienia nie stanowią o wartości człowieka, ale bieg jego życia aż do samego końca, z wyborami i decyzjami, świadczy o mocy autorytetu, a także – jak ujął to Harold S. Kushner (2003 [2001]: 50) – „Probierzem moralności danej osoby jest jej zachowanie się w sytuacji, gdy uważa, że nikt jej nie widzi.”

Trudno w tym momencie nie wspomnieć o rozważaniach Viktora E. Frankla (1976 [1950]). Zasadnicze pytanie człowieka o sens życia może dotyczyć jedynie siebie samego i danej sytuacji, o to, kim się być może i kim się być powinno. Zapytanie to jest ściśle związane z odpowiedzią na poszukiwania dotyczące własnej powinności, tego, za co człowiek może być odpowiedzialny. Nie można pytać o sens wszystkiego, bo taki całkowity sens jest swoistym nadsensem, który w niewielkiej tylko części należy do człowieka i od niego zależy. Przyjmując słuszną konieczność zawężenia zakresu rzeczywistości, warto zastanowić się jedynie nad obszarem realnego świata przypisywanego przez każdego z nas sobie i własnym możliwościom decydowania o swoim życiu, a jest on z pewnością uzależniony od etapu rozwojowego. Co jednak dzieje się wówczas, gdy nie możemy w pełni zaaprobować wyboru, bo dana nam koncepcja sensu życia jest reliktem, pozostałością z wcześniejszego okresu rozwoju osobowości i nie jest dostosowana do aktualnej fazy rozwojowej lub gdy jakaś koncepcja tego sensu zostaje narzucona z zewnątrz. Czasem doświadczenia nagromadzone w dzieciństwie wymuszają określony styl funkcjonowania z właściwą mu orientacją życia, a człowiek jedynie kontynuuje i wypełnia taki plan przez całe życie. We wspomnianej przeze mnie koncepcji „lustra”, w konstruowaniu się nastawienia opartego na własnym wizerunku „czytanym w oczach” innych, ważnych ludzi, znaczącą rolę odgrywa stopień zależności społecznej (włącznie z odwoływaniem się do innych, jako punktu odniesienia albo jako do sędziego). Powiązania te mogą być silne, słabe lub z manifestacją niezależności, która pozwala określać obojętny stosunek wobec cudzych opinii i zbędne się stają wtedy jakiekolwiek porównania z innymi. Poziom takiej zależności lub niezależności, jest wynikiem pozycji społecznej, kompetencji społecznych, płci, wieku, wykształcenia oraz wielu innych czynników sytuacyjnych i indywidualnych.

Po czasie całkowitego wpływu rodziców i opiekunów, w wieku dorastania nastaje okres własnych prób samodzielności oraz samodecydowania o sobie.

I chociaż nie jesteśmy bezpośrednio odpowiedzialni za błędy poprzednich pokoleń i wpływy dziedzictwa na nas samych, bo nikt z nas nie wybiera sobie środowiska, w którym się rodzi i rozwija, to równocześnie każdy z nas – dorosłych – mówi „tak” lub „nie” w każdym momencie swego indywidualnego życia „tu i teraz”. Jak pisze Viktor E. Frankl (1976 [1950]: 292): „Ta odpowiedzialność ma jeszcze za sobą jakąś wolność, ma swoją wolność: wolność powiedzenia „nie”, wolność powiedzenia ”tak” konkretnemu życiu, życiu w jego faktyczności i dziedzicznym charakterze.” Nie muszę wszakże wieść życia według swoich skłonności, mogę je przecież odrzucić i przeobrazić na nowe, swoje, zgodne z własnym systemem wartości.

Wśród wielu różnych pragnień i dążeń właściwych wszystkim niemal ludziom, niezależnie od wieku, statusu materialnego, czy pozycji społecznej, tym, co wydaje się łączyć cały zbiór ludzi jest pragnienie, by żyć bez niepokoju i lęku. Jest to lęk przed chorobą, przed przemijaniem, samotnością, odrzuceniem przez innych ludzi, lęk przed stratą i przed śmiercią. (Eichelberger 2001: 25). Można przez całe życie próbować oddzielić się od tego, co napawa nas bojaźnią, a obszary wypełnione lekiem schować do krainy personalnego Cienia1. Jednak okazuje się, że Cień personalny zachowuje się podobnie do rzeczywistego: im szybciej przed nim uciekamy, tym bardziej i cień przyspiesza. Gao Xingjian w swoich wspomnieniach opisuje stan lękowego zapętlenia: „Jestem jak ryba zaplątana w sieć trwogi, uwalniana na gigantyczny oścień. Próżno walczyć z ościeniem: trzeba cudu, żeby odmienił się mój los. Czyż jednak nie czekam przez całe życie na taki czy inny cud?” (Xingjian 2004 [1990]: 78). Bruno Bettelheim nazywa to dziecięcą potrzebą cudowności ukrytą w małym człowieku i w dorosłym, który zmaga się z Cieniem. Jan Apostoł rozumiał niepokój w duchowym wymiarze. Napisał, że „w miłości nie ma lęku, gdyż doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk wiąże się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości.” Jednak pojęcie miłości jest w tym ujęciu nieporównanie głębsze niż to jest potocznie rozumiane.

Z pokorą patrzę na różnorodność znaczenia słów, myśli, wyborów i doświadczeń na zdarzenia życia. Każdy z nas bowiem jest indywidualnością, wychowywani

1 Pojęcie to wprowadził Carl G. Jung na określenie stłumionego „ja”, przechowującego wyparte wspomnienia, przeżycia, emocje, cechy.

w podobnych warunkach i mając zbliżone wyposażenie genetyczne, żyjemy według własnego „planu” i wybieramy właściwy tylko sobie samemu styl życia. Pozostając częścią zbiorowości terytorialnej, członkiem społeczności, rodziny czy grupy, świadomie lub nieświadomie kierujemy się w życiu pewnym drogowskazem. Człowiek jest wyjątkowy od samego początku życia. W wieku dziecięcym dysponujemy mniej lub bardziej wykrystalizowanymi pojęciami przeszłości, teraźniejszości i przyszłości, a także granicami między poszczególnymi przedziałami czasowymi. Dorastając zaczynamy spostrzegać siebie na tle otoczenia, reflektujemy doświadczenia życia w poszukiwaniu znaczenia doniosłości zdarzeń w wymiarze własnego życia. Im więcej wykorzystujemy horyzontów czasowych, tym większe są nasze możliwości wieloaspektowego rozpatrywania zjawisk wewnętrznych i środowiskowych. W warunkach, gdy istnieje szansa wyborów i samorealizacji, a potencjalna liczba alternatywnych działań wciąż poszerza się, nasz rozwój nie ma pułapu końcowego, nie zatrzymuje się. Zmiany rozwojowe oznaczają osiągnięcie takiego stanu, który otwiera kolejne drzwi w życiu i uruchamia motywację do dalszego udoskonalania. Wartością jest dana nam szansa, by z satysfakcją odkrywać swój wizerunek, a dokonując bilansów, nie tracić z oczu nadrzędnych wartości. A wtedy niczego już nie trzeba ukrywać. I niczego też nie trzeba pokazywać.

Wchodzę. Smakować kolejny czas, przeżyć to, co na mojej drodze ma się jeszcze zdarzyć. Jest spokój i wieje dobroduszny wiatr. To życie zaprasza, by odważnie biec na spotkanie Pełni. Oby nie zgubić się tylko w gąszczu codziennych spraw. Snuje się nić. W blasku Wewnętrznego Słońca każda noc ma swój kres.