• Nie Znaleziono Wyników

Przyglądając się różnym sytuacjom i zdarzeniom, pojawia się pytanie: co w szczególnym stopniu decyduje o tym, że jeden człowiek jest zadowolony ze swego życia i cieszy się z każdej sytuacji, a ktoś inny przypisuje życiu tylko porażki? Wydaje się być oczywiste, że każdy z nas poszukuje sposobów samorealizacji w życiu, które w efekcie niosą poczucie spełnienia „dobrego życia”. To wieloznaczne pojęcie oznaczać może zarówno rozkosz, jak i poczucie logiczności czy sensowności, a indywidualnie dla człowieka znaczy też jeszcze inne wartości. Paradoks rzeczywistości polega jednak na tym, że nie zawsze przyjemne znaczy mądre i mające sens, zaś dążenie sensowne nie musi był bezwzględnie skojarzone z odczuwaniem stanu błogości. Na te dwie abstrakcje można patrzeć w wymiarze odwiecznej kontrowersji w temacie szczęścia, optymizmu i nieszczęścia czy pesymizmu. Polemika między zwolennikami hedonizmu i eudajmonizmu sięga znacznie wcześniej niż czas greckiego „złotego wieku”. Wyobrażenie stoickiej eudajmonii czasem nie ma zbyt wiele wspólnego z sensorycznym odczuciem przyjemności. Miarą zadowolenia jest osiąganie tego, co warte jest starań, czyli wszystko to, co zgodne jest z naturą, z dajmonem, dziś powiedzieć można – z prawdziwym „ja”. A zatem „szczęście krainy eudajmonii” to życie autentyczne, spełnione, wykorzystujące – na ile to możliwe – potencjał tkwiący w człowieku.

I znowu nabiera to rozważanie bardzo osobistego i indywidualnie zróżnicowanego znaczenia. Często poczucie takiego szczęścia jest bardziej związane z wyrzeczeniem się pewnych wartości, z cierpieniem i z wysiłkiem niż z przyjemnością. Clive S. Lewis opisuje „Radość”, która „oznacza stan zupełnie inny niż szczęście czy przyjemność. Łączy ją z nimi tylko jedno,

a mianowicie to, że kto raz doświadczył Radości, będzie jej znowu pragnął. Poza tą jedną cechą, biorąc pod uwagę istotę Radości, należałoby raczej nazwać ją szczególnym rodzajem smutku lub przygnębienia. Jest to jednak smutek, za którym się tęskni. Wątpię, czy ktoś, kto go doświadczył, chciałby, gdyby było to w jego mocy, zamienić jedną chwilę Radości na wszystkie przyjemności świata. Radość jednak, inaczej niż przyjemność, nigdy nie zjawia się na zawołanie.” (Lewis 1999 [1955]: 21). To bardzo specyficzny rodzaj wewnętrznej Radości. Z kolei nurty o orientacji zmysłowego hedonizmu przyjmują dla zadowolenia miarę subiektywnej użyteczności, uwzględniającej w prosty sposób bilans przyjemności i przykrości, czerpania doraźnych, często cielesnych radości i delektowanie się chwilą rozkoszy. Każdy człowiek sam powinien odkryć, co w jego życiu jest naprawdę warte starań.

W bliskim spotkaniu z drugim człowiekiem nie dziwi fakt, że pod fasadą pesymizmu i towarzyszącego mu smutku czy nerwicowych leków, kryją się często uczucia tłumionej nienawiści bądź urazy, trwające niejednokrotnie od czasów wczesnego dzieciństwa. Na zasadzie psychicznego rezonansu odżywają za każdym razem, gdy sytuacje aktualne są w jakiś sposób podobne do przeszłych doświadczeń. Uczucia negatywne tłumione do zbyt surowego ojca, wracają w przypadku zetknięcia się z surowym przełożonym, a ich ukrytym motywem jest znowu ucieczka przed karą. Żal do mało emocjonalnej i czułej matki wraca, gdy pojawia się ryzyko odrzucenia przez inną osobę czy partnera. Nie znajdując zaspokojenia w relacjach, człowiek popada w pesymistyczny odcień przekonania o bezwartościowości i o skrzywdzeniu. Ciągnie za sobą bagaż przeszłości, próbując radzić sobie z przekazem o mocy lub słabości, dobrej lub zupełnie bezowocnej ciężkiej pracy. Pod tym nerwicowym smutkiem kryje się pogarda i wstręt, nienawiść do najbliższych i do siebie, gdyż, jak ujął to Ken Wilber: „To, co stłumione, nigdy naprawdę nie ginie, lecz tylko leży uśpione, nabierając sił, lub też przenika na powierzchnię w innym przebraniu.” (Wilber 1996 [1979]: 162). I wtedy okazuje się, że ten lęk przekazujemy również swoim dzieciom.

Przez całe żyje człowiek uczy się trudnej sztuki rezygnacji, ale tej pogodnej, w zgodzie ze sobą. Rozbieżność między „mogę” a „chcę”, w życiu nie w pełni dojrzałego człowieka, pozostawia ślady żalu i goryczy, może nawet poczucie krzywdy. Owocem jest wszechogarniający smutek,

który – jak to zwierciadło czarnoksiężnika w opowieści, którą napisali Hal i Sidra Stone (1994) – zniekształca w brzydotę i złość nawet to, co jest dokładnie jego przeciwieństwem. Pesymizm pozostawia trwałe nakładki na najbardziej wewnętrznych receptorach, prowadzi do pustki uczuciowej, która jeszcze dosadniej podkreśla karłowatość wewnętrznej nadziei. Natomiast pogodna rezygnacja wynika z autentycznego optymizmu i wnosi poczucie spełnienia się w tym, co rzeczywiście jest wartościowe. To szczególne poczucie szczęścia, niekoniecznie związanego ze śmiechem i rozrywką.

Radosny człowiek to ten, co pielęgnuje w sobie szczęśliwe wewnętrzne dziecko, które jest spontaniczne, twórcze, śmiałe, kochające. Ma odwagę pytać i poszukiwać, a lęk pozostawia sytuacjom z realnym niebezpieczeństwem. Jednak szczęście w takim pojęciu, to nie stąpanie po drodze usianej płatkami róż. Wszystkich spotykają trudy, cierpienia, próby, dobro i zło, radość i smutek. Chodzi o to, by wszystko, co się zdarza, przyjmować, mieć w sobie zgodę na kolejne wydarzenia – te radosne i także te trudne oraz umieć je mądrze przeżyć. Jedno z życzeń, które kieruje się do drugiego człowieka brzmi, by umieć zatrzymać się w biegu życia i cieszyć się prawdziwym skarbem, a nie tym, co tylko błyszczy i kusi zewnętrznym powabem. Adekwatnie ujął to Joseph Campbell pisząc, że „życie wcale nie ma być szczęśliwe. Nie taki jest jego sens. Jeżeli oczekujemy od życia szczęścia, wyrządzamy sobie krzywdę. Wszelkie życie jest przepojone smutkiem. Smutek jest istotą życia. Chodzi o to, czy sobie z nim radzimy. Czy zachowujemy na tyle afirmatywną postawę wobec życia, żeby powiedzieć „tak” bez względu na wszystko. Stopień, w jakim posiedliśmy umiejętność mówienia „tak” jest stopniem, w jakim jesteśmy zdolni do miłości.” (Campbell 1994 [1989]: 93-94). Przenosząc fizyczne prawo irradiacji w świat wewnętrzny, człowiek kochający siebie, zadowolony z siebie, w pozytywnym tego znaczeniu, promieniuje swoimi wartościami na całą rzeczywistość. Niezadowolony i depresyjny – podobnie też odbiera otoczenie, zależnie od siły tego odczucia, bezbarwnie, w szarościach albo w czerni widzi innych ludzi i całą przyszłość. Występuje bowiem skłonność do prostej generalizacji.

Skupianie się na zaspokojeniu pragnień własnego „ego” nawet przez czas całego życia nie przyniesie zadowolenia. Wciąż „ego” pozostanie nienasycone i chciwie wyglądać będzie kolejnych kęsów. Nie sprostamy też oczekiwaniom innych ludzi, ani stereotypom. Okaże się, że im więcej podejmiemy działań

zmierzających do osiągnięcia zadowolenia, tym ciaśniej oplecie nas sieć niepotrzebnych więzów, ciężaru odpowiedzialności i goryczy po stracie. I dopóki czujemy tożsamość z posiadanymi rzeczami, czy z zajmowaną pozycją, tym większa rozpacz po ich porzuceniu. Alegoryczna opowieść „Alchemik” w prosty sposób odsłania konieczność sprzedania „wszystkich owiec”, co znaczy śmiałe zakwestionowanie wystarczalności tego, co do tej chwili wiemy czy posiadamy. Podobnie jak w przypowieści biblijnej człowiek, który znalazł drogocenną perłę, sprzedał wszystko, co miał, by ją kupić. Tą perłą jest wartość wyższa ponad wszelkie wartości intelektualne i materialne. To kres poszukiwań.

Obrazem szczęścia w bajkach często jest przekaz zawarty w jej zakończeniu. To zdanie, w którym czytamy, że odtąd żyli długo i szczęśliwie, a wiadomo też, że zło zostaje ukarane i znika. Enigmatyczne stwierdzenie, które czytelnik sam uzupełnia, albo zostawia w zawieszeniu z poczuciem spełnienia. Świat idealny to przestrzeń, w której tylko kwitną kwiaty, a spadające koronkowe płatki śniegu topią się na rozgorączkowanych zabawą policzkach. Nie ma suchych liści jesiennych, nie ma cierpienia, choroby, bólu ani śmierci. W życiu realnym tętni w żyłach krew, okazuje się też, że oprócz idyllicznych, są także zdarzenia nieprzewidywalne, nudne albo okrutne, a rozwiązania problemów nie zawsze pokrywają się z naszym ludzkim poczuciem sprawiedliwości. Nie każdy potrafi przedrzeć się przez różne odcienie na powierzchni człowieczych zdarzeń, by widzieć w nich źródło wiecznego zadowolenia i zachwytu nad niespodziankami życia.

Można teraz pokusić się o próbę sprecyzowania warunków utrzymania szczęścia i tego wszystkiego, od czego zależy spełnienie się w życiu. Odwaga bycia wartościowym człowiekiem, który faktycznie wzbogaca się przeżyciami i doświadczeniami, wynika właśnie z oddzielenia oraz zerwania z symbiotycznym scaleniem się z czymkolwiek innym. Gotowość do własnej odpowiedzialności i decyzji owocuje też dobrymi relacjami społecznymi. Wszelkie działania winny rozpoczynać się jednak od nas samych. W przeciwnym razie, jeśli nasze wewnętrzne dziecko nie jest szczęśliwe, nie będziemy umieli przekazać własnym dzieciom, czym jest zadowolenie i spełnienie w życiu, bo wtedy życie dzieci stanie się obszarem zastępczych, nierozstrzygniętych dotąd rozgrywek, polem bitwy z tętniącym lękiem,

z żywymi wciąż problemami. Wciąż to, co w człowieku jest nieświadome albo zwyczajnie – wyparte, to, za co sami nie potrafimy wziąć odpowiedzialności i uporządkować, będzie zagłuszać jakiekolwiek inne głosy zadowolenia. Ale równocześnie okazuje się, że to, co robimy dla siebie porządkując własny wewnętrzny świat, owocuje w relacjach z dziećmi i z innymi ludźmi. „Osoby dobrze ugruntowane i oddzielone, które mają za sobą trwogę separacji, przejście przez progi życiowej inicjacji, stawanie na własnych nogach, życie na własny rachunek – spotykają się. Osoby niedojrzałe – lgną do siebie.” (Santorski 2004: 267). Przejawem złudzenia jedności z inną osobą jest poświęcenie się w roli ratownika. Nie doświadczy również radości wybaczania i tolerancji ktoś, kto tkwi w roli prześladowcy lub ofiary. Koniecznością jest zatem wyznaczenie dla siebie niezależnych granic i pozostając w tym obszarze wolności stawiać kolejne kroki ze świadomością, że:

„każdy przecież początek to tylko ciąg dalszy, a księga zdarzeń

zawsze otwarta w połowie.”

(Wisława Szymborska – Miłość od pierwszego wejrzenia)

Podążając za różnymi niespodziankami i zdarzeniami „należy mieć na względzie niepojęty ciąg zwrotów i szans, z jakich składa się życie, splot wszystkich absurdów, powabów i strachów tworzy mozaikę ludzkiego losu. (...) Uświadomienie sobie za kogo siebie uważamy i jakie nawyki myślowe kierują w istocie naszymi uczuciami i czynami, kładzie kres owej manichejskiej łamigłówce. Jeżeli będziemy ponawiać takie chwile uświadomienia sobie, kim nie jesteśmy, aż staną się ciągłością, możemy nagle odkryć, kim w istocie jesteśmy.” (Huxley 2004 [1962]: 54). Wtedy okaże się, że wszelka baśń wymyślona ani trochę nie przystaje do rzeczywistości. Życie każdego człowieka to niepowtarzalna historia.

Jestem. A moje własne życie z dnia na dzień układa się w baśń. Historia wciąż trwa i na kolejnej kartce znaczę swój ślad, zapisuję znak. Słowa czasem nie mogą pomieścić myśli; zbyt ciasne, małe. Rozpoznaję dziewczynkę, którą byłam i kobietę widzianą dziś w lustrze. Cieszę się kolejnym oddechem. Dziękuję za Czas. Za życzliwość Twojej Dłoni.

D. Bajka i baśń

Zarówno bajki, jak i baśnie, sięgają korzeniami dawnych i bardzo dawnych czasów, przeplatają się z mitami, przypowieściami i legendami, ulegają transformacjom, celowym lub samoistnym przekształceniom, na przestrzeni czasu dostosowywane są do wciąż nowych współczesnych oczekiwań i wymagań. Mają też swój symboliczny język, pełne są obrazów, realnych albo wymyślonych postaci, które w swej mocy lub słabości stanowią metaforę zwyczajnego życia. Czytane tylko w swej warstwie zewnętrznej są opowiadaniem o cudzych dylematach, szczęściach i nieszczęściach, losach, przypadkach i zagadkowo-tajemniczych epizodach. Pozostawione na dłużej w świadomości, docierają do wewnętrznych obszarów naszego „ja”, pozwalając sobie na identyfikację i poczucie podobieństwa w dowolnym odcinku bliskiej nam życiowej podróży. Bohater odpowiedniego opowiadania może przyczynić się do kompensowania, czyli do zaspokajania, w dostępny sposób istotnej potrzeby. Może pocieszać, uspokajać, pokazywać i uczyć, a także być źródłem pomysłów, które czytelnik – oswojony z problemem – sam już będzie tworzył. Niewiele jednak dzieje się natychmiast, najczęściej alegoria jest tylko elementem w złożonym procesie stawania się i dokonywania zmian, które następują w dłuższej perspektywie czasu.

W różnych fazach rozwoju człowieka wyróżnia się specyficzne mechanizmy powstawania, a następnie przekształcania postaw czy nastawień. Jednym z nich jest mechanizm internalizacji lub introjekcji. Polega na kształtowaniu się postawy przez przyswajanie, recypowanie i włączanie w swój wewnętrzny system regulacji treści wyłącznie ze względu na ich atrakcyjność, niezależnie od tego skąd pochodzą i w jaki sposób są przekazywane.

Innym mechanizmem jest przymus, kiedy to człowiek przyjmuje określoną postawę ze względu na nagrodę, jakiej się spodziewa, lub broniąc się przed karą, możliwą do uniknięcia. Trzeci to mechanizm identyfikacji. Zachodzi w tych wszystkich przypadkach, gdy główną motywacją jest upodobnienie się do fascynującej postaci. Szczególnie często mechanizm ten pojawia się w dzieciństwie i w wieku młodzieńczym, w okresie poszukiwania ideałów i wzorów osobowych. Takie atrakcyjne i interesujące osoby nie zawsze znajdują się w najbliższym otoczeniu lub nawet w realnym świecie. Czasem są to postaci historyczne, aktorzy, gwiazdy piosenki, sportu, bohaterowie z książek czy z filmu. Stanowią wzorce pozytywne lub negatywne. Przedstawiają, jak w zwierciadle, nasze własne sytuacje życiowe, pełne śmiechu i troski. Uczą nie tylko rozwiązywać problemy wagi małej i wielkiej, ale pokazują również sposoby okazywania emocji, uzewnętrzniania uczuć. Sprawiają, że częściej patrzymy na świat naturalnie i zwyczajnie, z poczuciem wdzięczności nie tylko za uśmiech, ale też za trudy i smutki, bo to one przecież rzetelnie prowadzą do wewnętrznej przemiany, szlifują kanty pysznej postawy człowieka, który zapomniał już, czym jest proszenie i dziękowanie, czym prosta radość z kromki chleba albo kubka zimnej wody. Gdy zaczniemy dostrzegać to, co najprostsze i podstawowe, kiedy w zwyczajnym świecie odkrywać będziemy cuda, ciesząc się każdym oddechem, wtedy można powiedzieć, że zależy nam na życiu, że poznaliśmy jego wartość. Indywidualna wizja rzeczywistości jest zróżnicowana, niekiedy zniekształcona własnymi pragnieniami czy oczekiwaniami, uczuciem miłości lub chęci złośliwej zemsty, gdy ludzie wzajemnie nie szanują się. Czasem myślę, że najbardziej czarodziejskim zjawiskiem jest to, że są chwile, kiedy patrzymy na otoczenie i widzimy je w pełni naturalnym, bez niepotrzebnych upiększeń i nadmiernej brzydoty.

Opisując terapeutyczną funkcję baśni, można powiedzieć, że opowieści te są zwierciadłami ukazującymi różne symptomy naszego wewnętrznego świata oraz etapy rozwojowe, niezbędne w procesie kształtowania się dojrzałej osobowości. „Gdy zanurzymy się w znaczenia baśniowe, wydadzą nam się one najpierw spokojną tonią, w której odbija się tylko nasza twarz. Wkrótce jednak ukażą nam się w głębi wewnętrzne wiry naszego życia psychicznego.” (Bettelheim 1985 [1977]: 253). Czytamy je zatem niejako na różnych poziomach.

W bajkach i baśniach już sam początek opowiadania przenosi czytelnika czy słuchacza w nieokreślone i symboliczne miejsce. „Dawno temu”, „za siedmioma górami, morzami i rzekami”, „w odległych czasach” może być „kiedyś”, „wszędzie” i „nigdzie”, czyli dokładnie tam, skąd najbliżej do własnego problemu. Takie ujęcie poszerza perspektywę wątku sytuacyjnego i sprawia, że łatwiej jest dotrzeć do archaicznych znaczeń. Wydobywamy wtedy nasze własne myśli i wyobrażenia, bliższe się stają najbardziej podstawowe i wciąż niezmienne wartości, a nawet pierwotna samotność kryje nowe znaczenie.

Również finisz opowiadania odgrywa niemałą rolę. W baśni czy w bajce, zakończenie oznacza powrót do autentycznej osobowości bohatera. Wiąże się z osiągnięciem zaufania do swoich własnych sił, które odtąd nie są w nadzwyczajny sposób zwielokrotnione ani wspierane przez inne osoby. Przejście do codzienności prowadzić może do zaakceptowania swojego życia takim, jakie jest, wraz z rolą i pozycją społeczną. Słuchacz odzyskuje szczęście w wymiarze zwyczajnego dnia. Na dodatek samo wejście i wyjście z klimatu bajki jest wyborem i decyzją człowieka. A między tym początkiem i końcową kropką wydarza się w pewien sposób „teraźniejszość”, z realnego świata przeniesiona tylko w inny, symboliczny czas i miejsce. Są osoby i zwierzęta, rośliny i różne ożywione przedmioty, które stanowią nie zagrażające niczym przeniesienie. Niekiedy zwierzęta okazują się najbardziej bezpiecznymi obiektami identyfikacji, bo odwołują się one do archaicznej i niewinnej sfery naszego życia. Do esencji wewnętrznego problemu. Ułatwia to przyjrzenie się własnej osobie z perspektywy, a nawet bardziej oczywiste stają się motywy postępowania.

Wtedy przychodzi także czas, by zrozumieć, że oprócz pojedynczego „ja” jest „Inny”, jesteś „ty” i ważne się stają relacje, a w nich dostrzega się sensowność. Spełnienie baśniowego bohatera uzyskuje kompletność, gdy po walce i pokonaniu smoka, zwycięstwie nad sobą, rozgromieniu lęków i wykazaniu swojej siły, która okazuje się jednak mocniejsza niż słabość, poznaje księżniczkę, a dalej to już tylko „żyją długo i szczęśliwie”. Ale najpierw trwa bitwa i są próby, które wskazują na umiejętne spotkanie z samym sobą i z drugim człowiekiem, na prowadzony dyskurs, który obustronnie nie wyniszcza, ale ubogaca i pielęgnuje wartości nadrzędne z szacunkiem i prawdziwym uczuciem.

Największa wartość baśni dla rozwijającego się młodego człowieka leży w niewymuszonym prowokowaniu do rozmyślań nad tym, co opowieść sama w sobie daje do zrozumienia. Głębszy przekaz odnosi się do konfliktów wewnętrznych, które ożywają w konkretnym momencie życia. Dzieje się tak niezależnie od źródła tych prywatnych i indywidualnych sporów, czy tkwi ono w osobowości czy też w zewnętrznym świecie. Dlatego też prowadzi to do odkrywania własnego rozwiązania problemu. Baśń nie mówi wprost, jakie rozwiązanie wybrać. Przeciwnie, „pomaga ona rozwijać dążność do osiągania wyższej świadomości w sposób pośredni, poprzez to, co opowiadana historia milcząco w sobie zawiera.” (Bettelheim 1985 [1977]: 85). Budzi oddźwięk w wyobraźni, jako odpowiedź na dziejące się stany, a końcowy obrót zdarzeń przedstawia w taki sposób, który zawiera dla słuchającego urok i poprzez to – zachęca do aktywności i twórczego poszukiwania.

Zazwyczaj sama treść baśni czy bajki odległa jest od zewnętrznego życia. Zbliża się jedynie w obszarze wewnętrznych konfliktów czytelnika, które wydają się nierozwiązywalne, bo są najczęściej po prostu niezrozumiałe. Pomieszanie realności z elementami nierzeczywistymi wcale nie przeszkadza. A dzięki wątkom opisującym fantastyczne przestrzenie, pozornie tylko utkanym z detali życia codzienności, baśń nie narzuca bezpośrednio rozwiązania ani wyjaśnienia, ale otwiera dostęp do wglądu w procesy przebiegające we wnętrzu człowieka.

Opowiadania te podają również jako pewnik bardzo cenną myśl, że do osiągnięcia tożsamości osobowej wiedzie długa droga, poprzez trudy, doświadczenia, wymaganie poświęcenia, walkę z samym sobą, bo pojawia się strach, wahanie, ryzyko utraty życia, ale w finale czeka zwycięstwo i nagroda. Jeden ze studentów w osobistej wypowiedzi napisał, że po przeczytaniu tych bajek zrozumiał, iż „miarą miłości jest wielkość poświęcenia”. Miłość prawdziwa, szczera, przyjacielska czy braterska nie pozostawia wątpliwości co do wartości podjętego w jej imię ryzyka. Czym zatem byłaby, gdyby człowiek zostawił w potrzebie przyjaciela? Zadbał tylko o siebie? Czy miłość nie pozostałaby wtedy tylko echem po wybrzmieniu pustych słów?

Jest w baśniach i bajkach pewien ład świata. Po długich przygodach, pełnych niebezpieczeństw, porażek i zwycięstw, nadchodzi czas porządku i sprawiedliwości. Zło i nienawiść zostają ukarane bądź unicestwione. Dobro,

miłość i czystość – nagrodzone, a ludzie kierujący się tymi wartościami „żyją długo i szczęśliwie”. Oczywiście w życiu opowieść trwa nadal. Wciąż pojawiają się kolejne próby i zdarzenia, które znaczą kolejny krok na etapie dorastania do ostatniego w koncepcji okresu – integracji. Jak pisze Erik H. Erikson, każdy człowiek, aby stać się dojrzałym w pełni, powinien dojść do ostatniej fazy integracji. Do tego ósmego poziomu historia wiedzie przez sekwencję siedmiu stadiów, które oznaczają rozwiązanie (lub jego brak) kryzysów charakterystycznych dla danego wieku. Ostatni etap możliwy do osiągnięcia, czyli faza integracji „wspólna jest więc mądremu Indianinowi, prawdziwemu dżentelmenowi i wieśniakowi, którzy potrafią ją rozpoznać.” (Erikson 1997 [1950/1963]: 280). Nie wszyscy jednak osiągają ten etap. W takim finale człowiek poznaje sens życia, niczego już nie „musi”, a jego „chcę” wykracza