• Nie Znaleziono Wyników

w zetknięciu z chorobą czy śmiercią i zachęcają też do odważnego poznawania siebie i świata

Anna Maik

Bajka mająca na celu zmienić lub niwelować strach i lęk przed ciemnością

Piękno nocy

Dawno, dawno temu, w pięknym, zielonym lesie, żył elfik o imieniu Żurek. Zamieszkiwał on – wraz ze swoją rodziną – niewielkie mieszkanko zbudowane z liści. Żurek był bardzo pogodnym elfem, uwielbiał biegać, tańczyć, śpiewać… Czuł się wspaniale, gdy wstawało słońce, a do jego mieszkania wpadały

promienie słoneczne. Żurek bardzo często spacerował po lesie. Zbierał grzyby, dokarmiał zwierzęta, odpoczywał na leśnych polanach. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak ważny jest ruch na świeżym powietrzu. Rodzice byli bardzo dumni z syna. Wspólnie z nim dzielili szczęście, piękno i radość, jaką przynosił świat. Wszystko było cudowne w życiu Żurka, do pewnego momentu…

Gdy zachodziło słońce, a w okolicy zapadała cisza, Żurka ogarniał lęk i strach. Bardzo nie lubił ciemności. Jego mamusia często leżała przy nim, by syn mógł zasnąć. Żurek nie potrafił zasypiać w samotności, a tym bardziej bez blasku światła. Kiedy zapadała noc, Żurek wyobrażał sobie wiele nieprzyjemnych rzeczy. Słyszał nieznane dźwięki, szumy… Bał się własnego oddechu. Zdawało mu się, że gdy zamknie oczy, nie zauważy czyhającego niebezpieczeństwa. Czuł, że gdy się poruszy, usłyszy go jakiś potwór, po czym go zaatakuje. Mamusia zawsze powtarzała Żurkowi:

— Synku, nie ma czego się bać, to wszystko jest tylko twoim wyobrażeniem. Tego nie ma naprawdę.

Ale Żurek nie chciał wierzyć. Wiedział, że noc jest dla tych, co noszą w sobie zło i że ciemność zawsze będzie współgrała z niebezpieczeństwem.

Pewnego dnia, gdy Żurek próbował zasnąć, odwiedziła go Wróżka Majka. Przybyła nocą, tak więc Żurek spodziewał się wszystkiego, co najgorsze. Wróżka Majka delikatnie złapała elfa za rękę i zabrała w podróż nocną po lesie. Pokazała mu nie tylko piękne gwiazdy na niebie, których nikt nie jest w stanie zliczyć, ale także cudowny księżyc, który swym blaskiem odbijał się w wodach jeziora. Wspólnie wsłuchali się w szelest liści, pogwizd wiatru i szum wód. Wszystko było takie spokojne. Żadnego śladu niebezpieczeństwa, żadnych potworów. Żurek nie mógł w to uwierzyć.

— Przecież to niemożliwe! Noc nie jest zła? W ciemności nie czyhają żadne potwory?! — z niedowierzaniem pytał Wróżki Majki.

Ona opowiedziała mu, jak to księżyc zastępuje słońce, które musi odpocząć po ciężkim dniu świecenia, jak gwiazdy pomagają oświecać drogę podróżującym, a drzewa odpoczywają od hałasu i głośnych krzyków ludzi.

— Muszę pomóc innym elfom pozbyć się strachu przed ciemnością. Czy boisz się czegoś, Żurku? Mam jeszcze zostać? — zapytała Wróżka.

— Niczego się nie boję. Wiem, że potwory wcale nie przychodzą nocą, że tak naprawdę, w ciemnościach nie ma nic, czego warto się bać. Wszystko sam wymyśliłem, to tylko moja wyobraźnia. Wcale nie noc mnie przerażała, lecz moje myśli — odpowiedział Żurek.

Wróżka Majka odleciała pomagać innym elfom, a Żurek ze spokojem położył się spać przy zgaszonej lampce. Od tego wieczoru lubił noc coraz bardziej. Lubił ten spokój, ciszę, Uwielbiał wyobrażać sobie, jak dobry księżyc zastępuje słońce, które jest tak bardzo zmęczone i jak wspaniałe gwiazdy oświetlają drogę tym, którzy zabłądzili. Kochał myśl, że drzewa w końcu mogą odpocząć, a delikatny pogwizd wiatru i szum falujących wód, kołyszą do snu wiele zwierząt i owadów.

Katarzyna Matyjaszczuk

Bajka dla dziecka,

które boi się podróżować samochodem

O dziewczynce Zuzi i nowym przyjacielu

Był piękny i słoneczny letni poranek. W pewnej miejscowości stał śliczny, biały domek, od którego odbijały się promyki słońca. Słoneczko na niebie świeciło bardzo mocno, a to sprawiało, że każde dziecko z sąsiedztwa, cieszyło się na myśl o wyjeździe nad jezioro.

Jedynym dzieckiem, które miało smutną buzię była dziewczynka o imieniu Zuzia. Ona też marzyła o tym, aby udać się nad jezioro i spotkać tam swoje koleżanki, jednak bała się bardzo podróży samochodem. Mieszkała w białym domku z rodzicami, którzy bardzo ją kochali i chcieli dla niej jak najlepiej. Dlatego postanowili spełnić marzenie Zuzi i pojechać nad jezioro.

O poranku mama obudziła dziewczynkę i powiedziała, że dziś jadą na wycieczkę nad jezioro, dlatego musi się szybciutko ubrać i grzecznie zjeść śniadanie. Zuzia bardzo długo ociągała się, po jej mince było widać, że myśl o wyjeździe budzi w niej mieszane uczucia, bo chciała i równocześnie

bała się jechać nad jezioro. Kiedy już była ubrana, zeszła na dół, aby zjeść śniadanie. Jednak nie mogła niczego przełknąć, tak bardzo bolał ją brzuszek ze zdenerwowania. Rodzice zauważyli to i pozwolili jej wziąć ulubionego misia Frania w podróż. Uradowana dziewczynka pobiegła do swojego pokoju po przytulaka.

W tym czasie rodzice zaczęli pakować rzeczy do samochodu. Jednak, gdy wyszła z misiem przed dom i zobaczyła samochód, jej strach powrócił na nowo. Ciągle miała w pamięci ostatnią podróż, w której było bardzo duszno i strasznie szumiało.

Wtem w krzakach, obok domu, coś zaszeleściło. Zuzia odwróciła głowę i zobaczyła małego chłopczyka z sąsiedztwa, który bacznie ją obserwował.

— Cześć! — powiedział chłopiec. — Cześć! — odpowiedziała Zuzia.

— Widzę, że jedziesz na wycieczkę samochodem.

— Tak, jadę nad jezioro — odpowiedziała Zuzia, spuszczając przy tym głowę. — Zazdroszczę ci. Lubię jeździć samochodem na wycieczki, ale widzę po twojej minie, że ty się nie cieszysz.

— Ja boję się jeździć samochodem. Jest w nim duszno i ciągle szumi! — Ja też kiedyś się bałem, ale teraz uwielbiam.

— A co zrobiłeś, że już się nie boisz?

— Gdy szumiało, to wyobrażałem sobie, że to muzyka powietrza, które śpiewa mi dla przyjemnej podróży, a kiedy było mi duszno, to poprosiłem rodziców, aby uchylili mi okno.

— I to pomogło?

— Pomogło. Spróbuj, może tobie też pomoże.

Wtedy rozległ się głos mamy wołającej Zuzię do samochodu. — Przepraszam, muszę iść. Dziękuję za radę.

— Nie ma za co. Powodzenia. Do zobaczenia.

Zuzia wsiadła niepewnie do samochodu. Mama przypięła ją w foteliku, lecz zanim odeszła, dziewczynka złapała ją za rękę i zapytała, czy mogłaby uchylić okno. Mama uśmiechnęła się i potakując spełniła prośbę córeczki.

Gdy jechali, dziewczynce nie było już tak duszno, a każdy szum starała się zamieniać w piękną piosenkę powietrza, ułożoną specjalnie dla niej. I tak powstała cała gama różnych piosenek.

Dziewczynce bardzo szybko minął ten czas i kiedy trzeba było wysiadać, żałowała końca tych piosenek. Jednak była bardzo zadowolona, że jej nowy kolega miał rację, a podróż samochodem przestała wydawać się już taka straszna. Postanowiła, że gdy tylko wróci do domu, to pójdzie mu podziękować i podzieli się z nim nowo usłyszanymi piosenkami. Tymczasem zaś będzie rozkoszować się spełnionym marzeniem o wycieczce.

Anna Fabin

Bajka dla dziecka, które boi się psów

Czworonożny przyjaciel

Niedaleko za miastem, w przestronnym domu, mieszkał sobie chłopiec o imieniu Maciej. Wraz z nim mieszkali rodzice, dziadek i babcia, która uwielbiała rozpieszczać swojego jedynego wnuka wyszukanymi i jakże pysznymi smakołykami.

Maciuś, chociaż nie chodził jeszcze do szkoły, był bardzo pojętnym i żądnym przygód chłopcem. Często wybierał się z dziadkiem na wycieczki piesze i rowerowe, próbował także nauczyć się wędkowania. Każda przygoda była dla niego wielkim wyzwaniem. Jedyny problem, z jakim nie mógł się uporać, był lęk przed psami. Bojaźń ta wynikała z pewnego przykrego doświadczenia, które miało miejsce przed kilku laty...

Mały chłopiec o miłym usposobieniu, próbował zaprzyjaźnić się z każdym bezdomnym zwierzątkiem. Dokarmiał i głaskał wszystkie koty w okolicy, sam w domu posiadał małe ZOO, którego mieszkańcami była gromadka kotków, królik, papuga i śpiący całymi dniami chomik. Maciuś bardzo chciał mieć też i psa, tak jak wszyscy koledzy. Pragnął mieć czworonożnego przyjaciela, ale rodzice nie wyrażali zgody na nowe zwierzątko. Toteż mały chłopiec, aby wynagrodzić sobie brak upragnionego zwierzaka, głaskał wszystkie pieski. Dziadek, który często towarzyszył Maćkowi, ostrzegał go:

— Wnusiu, nie zbliżaj się do nieznajomego pieska, bo kiedy ty będziesz chciał się do niego zbliżyć i go pogłaskać, on może cię ugryźć! Psy nie znają cię, mogą się przestraszyć. Będą się wtedy broniły i mogą ci zrobić krzywdę!

Maciej nie rozumiał tych słów, nie chciał wierzyć, że czworonożny zwierzak – przyjaciel, mógłby go zranić. Kiedy pewnego dnia, babcia jak zawsze na podwieczorek chciała upiec pyszne, czekoladowe muffinki, spostrzegła, że brakuje jej kilku składników do ciasteczek.

Wtem zbiegł Maciuś, zmartwiony, że nie czuje jeszcze zapachu ulubionych smakołyków. Na wieść, że babci skończyło się mleko i proszek do pieczenia, postanowił pojechać rowerkiem do pobliskiego sklepiku.

Dotarłszy na miejsce, chłopiec kupił potrzebne składniki i wychodząc z zakupami, zauważył błąkającego się psa. Zbliżył się do zwierzaka, wyciągnął rękę w jego stronę, a on, zapewne pomyślał, że Maciuś chce mu zrobić krzywdę. Potraktował go jako napastnika, skoczył w jego kierunku i ugryzł chłopca w rączkę. Przerażony Maciek zaczął głośno płakać. Z pomocą chłopcu przyszedł zaniepokojony dziadek.

Po opatrzeniu rany, wrócił do domku, i nie myśląc o ciasteczkach ani przygodach, zamknął się w swoim pokoju. Rozmyślał i próbował znaleźć odpowiedź na pytanie: Dlaczego ten piesek zrobił mi krzywdę? Od tej pory Maciuś zaczął panicznie bać się psów.

Mijały dni, miesiące i kolejne lato chyliło się ku końcowi. Upływający czas wyleczył ranę chłopca, zadaną mu przez pieska, ale lęk przed zwierzętami wcale nie minął.

Pewnego ranka, kiedy Maciuś jeszcze spał, zza okien dochodziło przeraźliwe skomlenie. Dochodzące z ulicy „dźwięki” obudziły całą rodzinę. Ciekawski chłopczyk postanowił jak najszybciej sprawdzić, co jest powodem takiego piszczenia. Otworzył drzwi od domu i spostrzegł na wycieraczce małą włochatą kulkę, która merdała ogonkiem.

Zanim pojawili się rodzice, szczeniaczek już był głaskany i przytulany przez Maciusia. Wówczas chłopiec powiedział:

— Ten piesek nie zrobi mi krzywdy, bo nie ma jeszcze ząbków. I... jest przecież taki malutki.

Mama wytłumaczyła synkowi, że piesek potrzebuje teraz pomocy i opieki. Wtedy to Maciuś postanowił zadbać o swojego nowego przyjaciela. Zrozumiał, że piesek wybrał sobie jego dom spośród wszystkich innych, jako ten najlepszy. Chłopiec wiedział, że jeśli obdarzy pieska miłością i zaufa mu, zwierzaczek odwdzięczy mu się swoją przyjaźnią.

I tak oto od tej pory włochata kulka, zwana przez Macieja Muffinkiem, pozostała jego najwierniejszym przyjacielem.

Joanna Jaroszewska

Bajka dla dziecka, które boi się burzy

O chłopcu, który bał się burzy

Dawno, dawno temu, w malowniczej wiosce, mieszkała kochająca się rodzina. Jej domek znajdował się na najwyższym punkcie wzgórza. Z okna swojego pokoju Bartuś miał piękny widok na całą wioskę.

Był słoneczny, piękny, wiosenny dzień. Siedząc wieczorem przed domem, Bartuś i jego mama patrzyli na nadchodzące chmury. Mama – tuląc Bartusia w ramionach – mówiła:

— Zobacz, synku, ta chmurka ma kształt pieska.

Bartuś z niechęcią i strachem w oczach spojrzał na chmurę. Była ogromna, czarna i dawała cień, który sprawiał, że robiło się szaro i ponuro.

— Nie chcę na nią patrzeć — szepnął chłopiec.

— Nie bój się, Bartusiu. Ta chmura zaraz przejdzie i nie zobaczysz, że wygląda jak piesek — odparła mama.

Bartuś z niechęcią spojrzał na chmurę, po czym wykrzyknął: — Mamuś, tam jest piesek, na niebie jest piesek!!!

Chwilę później, szturchając mamę, pokazywał na niebo z uśmiechem na twarzy i radośnie krzyczał:

— Mamusiu, widzę misia!!!

— Tak, kochanie. Ta chmurka wygląda jak miś, ale miś idzie już spać, a my musimy wziąć z niego przykład — odparła mama.

— Dlaczego? Zostańmy jeszcze chwilkę — poprosił chłopiec. — Nie możemy, zbiera się na burzę — odpowiedziała. Bartuś słysząc te słowa, szybko wstał i cały się trząsł. — Co się stało? — spytała mama.

— Zimno mi, mamusiu — odparł chłopiec i przyspieszył kroku. Po kąpieli i kolacji wszyscy poszli spać.

Bartuś, leżąc w swoim łóżeczku, nadsłuchiwał coraz głośniejszych odgłosów szybko nadchodzącej burzy. Patrzył w okno, a po każdym błysku i grzmocie chował się pod kołdrę.

Burza nie ustępowała. Bartuś tak się bał, że zaczął płakać. Nagle usłyszał dziwne dźwięki dochodzące z pokoju. Błyski tak rozjaśniały pokój, że chłopiec zauważył małego szczurka, który stał przy szafie i przyglądał się chłopcu. Po chwili szczurek spytał:

— Dlaczego płaczesz?

— Boję się burzy — odpowiedział przerażony. — A ja lubię burzę — odparł szczurek.

— Jak to? — spytał zdziwiony chłopiec.

— Chodź ze mną do okna, to pokażę ci dlaczego — szepnął szczurek. — Nie, szczurku. Boję się, nie chcę tam iść.

— Nie bój się, Bartusiu. Obiecuję ci, że nic ci się nie stanie. Przecież okno jest zamknięte, a ty tak bardzo lubisz patrzeć przez nie na swoją wioskę — zachęcał go szczurek.

Po dłuższej chwili zastanowienia, chłopiec wstał i powolutku, niepewnym krokiem podszedł do okna.

Szczurek wskoczył na parapet i zapytał: — Ślicznie, prawda?

Bartuś nie mógł oderwać wzroku od pięknych błyskawic, które oświetlały całą wioskę. Wyglądały one ślicznie. Chłopiec patrzył na oświetlane co chwilę domy i drzewa. Nie słyszał już nawet głośnych grzmotów, ponieważ tak zafascynowany był przecudownym widokiem.

— Już wiesz, dlaczego nie boję się burzy? — spytał zaciekawiony szczurek.

— Tak. Dziękuję ci, szczurku, że pokazałeś mi, jak pięknie wygląda nasza wioska, gdy oświetlają ją błyskawice.

Burza zaczęła odchodzić. Grzmoty już prawie ucichły, a w oddali widać było jeszcze błyski, na które chłopiec patrzył zadziwiony.

— Jak chcesz — szepnął szczurek — to zawsze, gdy będzie burza, ja będę do ciebie przychodził i będziemy razem patrzeć przez okno na wioskę.

— Oczywiście, szczurku. Już nie mogę doczekać się, kiedy znowu będzie burza.

Rano obudziły chłopca promyki słońca wdzierające się przez okno. Bartuś szybko zerwał się z łóżka i zbiegł po schodach do mamy.

— Mamusiu, pójdziemy dzisiaj popatrzeć na chmurki? — Tak, Bartusiu — odparła mama.

Teresa Sobczak

Bajka dla dziecka, które boi się pająków

Niezwykli przyjaciele

W pewnym małym, ale ślicznym i kolorowym domku, na skraju zielonego lasu, pośród ogromnej, pięknie ukwieconej różnorodnymi kwiatami łąki, mieszkała wraz z rodzicami mała dziewczynka o imieniu Klaudynka. Była ona bardzo grzeczna, miła, wesoła i mądra. Miała tylko jeden, ale bardzo poważny problem: strasznie, ale to strasznie, bała się pająków i to wszystkich. I tych w bajkach, i tych w książkach, i w telewizji. Nie można było przy niej nawet wymówić słowa „pająk”, bo od razu krzyczała, zatykała uszy i cała trzęsła się ze strachu.

Pewnego letniego, słonecznego dnia, Klaudynka została sama w domu. Tatuś pojechał do pracy, a mamusia musiała wyjść do lasu po maliny do ciasta, które piekła dla Klaudynki. Niestety, dziewczynka nie mogła pójść z mamusią, bo bolała ja nóżka.

Klaudynka w tym czasie rysowała sobie kredkami. Nagle jej ulubiona, różowa kredka poturlała się i spadła ze stołu na podłogę, wprost pod komodę. Dziewczynka zeszła z krzesła, uklękła na kolanka i zaczęła szukać kredki. Zaglądała wszędzie – i pod stół, i pod łóżko, pod krzesła, pod szafkę z telewizorem, pod dywan i wreszcie zajrzała pod komodę, a tu patrzyły na nią jakieś wystraszone, maleńkie, ale tak maleńkie, jak dwie kropeczki, oczka. Już otworzyła buzię, już miała zacząć przeraźliwie krzyczeć, gdy nagle usłyszała cichuteńki, drżący głosik:

— Proszę cię, nie rób mi krzywdy, jestem taki malutki i okropnie się boję, bo się zgubiłem. Nie wiem, gdzie jestem, nie wiem, gdzie jest moja mamusia. Pomóż mi, bardzo cię proszę, bardzo!

I tu nasz zabłąkany pajączek, bo to był maleńki pajączek, rozpłakał się przesmutnie. Klaudynka, jeszcze zszokowana z powodu widoku znienawidzonego pająka, nie wiedziała, co zrobić: czy wycofać się spod komody i uciec głośno krzycząc, czy uderzyć wstrętnego potwora

kapciem. Z tego przerażenia i zaskoczenia nie mogła się w ogóle ruszyć, ale i nie zaczęła krzyczeć, jak to zwykle bywało. Przełknęła ze strachu ślinę i drżącym głosikiem zapytała:

— A skąd ty tu się wziąłeś?

Pajączek odpowiedział, cichuteńko łkając:

— Szedłem z mamusią, podskakując sobie wesoło i daleko, zgubiłem się i nie wiem, gdzie jestem, gdzie jest mój domek. Błąkam się tak od rana, już nie mam sił, proszę cię pomóż mi znaleźć mamusię – chlipał żałośnie.

Dziewczynka na to:

— Ale ty jesteś pająkiem, a ja bardzo się boję pająków! Pajączek:

— Przecież jestem taki malutki, że ledwo mnie widzisz! Powiedz mi, czy mam straszne zęby?

— No, nie.

— A może ostre i długie pazury?

— No, nie.

— Nawet krzyczeć nie potrafię, więc mi wytłumacz, jak można się bać kogoś takiego jak pajączki?! To my się boimy was – ludzi. Jesteście tacy potężni, tacy głośni i ciągle polujecie na nas z kapciami, łapkami na muchy lub jeszcze straszniejszymi rzeczami, niszczycie nasze sieci. A my przecież robimy dla was tyle dobrego, łapiemy w sieci okropne, brudne muchy, które zanieczyszczają wam żywność i inne wstrętne owady. I czy zdarzyło się kiedykolwiek, aby pajączki zrobiły komuś z ludzi jakąkolwiek krzywdę? Nigdy! Więc pytam: dlaczego nas tak nienawidzisz i się nas boisz? Wiem, że jestem brzydki, ale to chyba nie powód? Jest mi bardzo przykro, to niesprawiedliwe!

Po tych słowach Klaudynka zastanowiła się głęboko i pomyślała: „Faktycznie, ten maluch ma rację. Skąd w mojej głowie wziął się ten straszny lęk przed tymi nieszkodliwymi stworzonkami?!”

— Wiesz, masz rację. Niepotrzebnie się boję pająków. Pomogę ci odnaleźć dom, wyjdź spod tej komody. Tylko nie gniewaj się, ale do ręki to ja cię jeszcze nie wezmę. Poczekaj tu, przyniosę pudełko po kredkach, to do niego wejdziesz.

Klaudynka wyjęła wszystkie kredki z pudełka i postawiła je na podłogę, aby mały pajączek mógł do niego wejść. Gdy się już w nim usadowił, ostrożnie z nim wstała na nóżki i mówi:

— Jak my znajdziemy twój dom? Gdzie ty mieszkasz? I jak masz na imię? — Nazywam się Kikuś, a mieszkam na waszym ganku, w rogu pod ławką. Tylko wasz dom jest taki wielki i nie mogę trafić do wyjścia. Ciągle się bałem, że mnie ktoś z ludzi zobaczy.

— Na ganku? To niedaleko. Przejdziemy tylko przez ten pokój, salon, przedpokój, a za jego drzwiami jest już ganek. Idziemy.

I poszli. Klaudynka przykucnęła przed ławką i postawiła pudełko na podłodze tak, aby Kikuś mógł wyjść. Wtedy wykrzyknął z radością:

— Brawo! Brawo! Brawo! To tutaj! Odnalazłaś mój domek! Jak się cieszę! Zaraz zawołam swoją mamusię! Tak bardzo ci dziękuję, Klaudyno. Bardzo, bardzo, bardzo! Jesteś cudowną dziewczynką i taką mądrą! Czy mogę zawołać swoją mamę? Ona jest trochę większa, ale też boi się ludzi. Mogę? Nie będziesz się bała i krzyczała?

Klaudynka na chwilę wstrzymała oddech i po chwili zastanowienia drżącym głosikiem odpowiedziała:

— Zawołaj swoją mamę, nie boję się już pająków, a chcę widzieć, że trafiłeś do domu i będziesz pod opieką, maluszku.

Kikuś zawołał:

— Mamo! Mamo! Odnalazłem się! Chodź tutaj szybko! Zobacz, kto mi pomógł!

W tym momencie spod ławki wyszła pani pająkowa w kolorowym fartuszku i z zapłakanymi oczkami. Na widok dziewczynki pani pająkowa cofnęła się o krok, ale pajączek Kikuś zawołał:

— Mamusiu, nie bój się. To właśnie jest Klaudynka, która mnie uratowała i odprowadziła do domu. Nie bój się, nie zrobi ci krzywdy.

Julka

Pani pająkowa uściskała Kikusia, płacząc teraz ze szczęścia i radości, bo był to jej jedyny, ukochany synek. Po chwili podziękowała bardzo pięknie Klaudynce i powiedziała, że gdyby potrzebowała ich pomocy na przykład

w oczyszczeniu domu z much i owadów, to ma zawsze śmiało do nich przyjść, a oni jej pomogą.

Od tej pory żyli w zgodzie ze sobą. Klaudynka zaś codziennie odwiedzała państwa pająków, a Kikusia zabierała w pudełeczku na łąkę, gdzie się razem bawili lub spacerowali. Dzięki temu pajączek Kikuś mógł poznać przepiękną okolicę, w której mieszkali.