• Nie Znaleziono Wyników

Pięciokłos Edwarda Kozikow skiego

W dokumencie Pod piórem (Stron 172-178)

Autor Płomyka świecy (1 9 2 1 ), Tęsknoty ramy okiennej (1 9 2 2 ), Końca Hortensji Europy (1 9 2 5 ), Wymarszu świer- szczów (1925) i W towarzystwie wierzby (19 2 9 ) — i'chodzi przede wszystkim za najbliższego ideowo-poetyckiego sojusznika Zegadłowicza z jego „Czartakowego“ okresu. Mniemanie słusz­

ne o tyle, że Edward Kozikowski (ur. w r. 1891) był istotnie współzałożycielem Czartaka, zamierzonego początkowo jako pe­

riodyk, którego jedyny zeszyt pierwszy, wydany w r. 1922, nie miał jeszcze wyraźnie zdeklarowanego programu, skoro, oprócz Zegadłowicza i Kozikowskiego, znaleźli się w nim nie tylko Leśmian i Miller, jako chwilowi sprzymierzeńcy ludowo-balla- dowi, ale także Miłaszewski i nawet St. Ign. Witkiewicz. Tylko dwaj pierwsi wraz z Brzostowską i Szantrochem wystąpią jako autorzy zbiorowego tomu Czartaka z r. 1925. To było już w ła­

ściwe grono „zboru poetów beskidzkich, złączonych wspólnym hasłem odrodzeńczego zwrotu od urbanizmu do kultu ziemi, przy­

rody i tradycji ludowej. W tymże roku osobno wydany W y ­ marsz świerszczów, cykl poezji beskidzkich Kozikowskiego, po­

zostanie indywidualnym świadectwem regionalizmu autora, który' jednak — co stanowczo stwierdzić należy — zachował w swej postawie twórczej odrębny nastrój duchowy i samodzielny kie­

runek poetyckiego rozwoju. Ci właściwi „Czartakowcy“ z roku 1925, z sąsiednich regionów przybrawszy do swego grona po­

krewnych ideowo: Kossak-Szczucką, Wiktora, Hanysa oraz Józe­

fa Birkenmajera, wydali w roku 1928 jeszcze jeden zbiorowy tom „Czartaka". Była to już ostatnia wspólna publikacja beskidz­

kiego zboru poetów.

Na drodze poetyckiej Kozikowskiego ów „Czartakowy“ etap miał wprawdzie znaczenie doniosłe i bodaj nawet przełomowe, ale oblicze twórcze autora Tęsknoty ramy okiennej ukształtowało

się już wcześniej, tylko w atmosferze beskidzkiego zboru zyskało jakby świeże barwy radosnego ożywienia. Wszelako znaczenie poety bynajmniej się nie ogranicza tym okresem, lecz rozciąga się na całość jego twórczości. Wydany na jesieni 1937 roku tom poezji zebranych Edwarda Kozikowskiego : Pięciofylos, zawiera­

jący utwory drukowane w poprzednich zbiorach, uzupełniony wierszami przedtem niedrukowanymi, ułatwia przegląd całkowi­

tego dorobku poety z lat 1912— 1929.

Pod pierwszym wrażeniem po przeczytaniu Pięciokłosu nabie­

ramy przeświadczenia, że poezje Kozikowskiego nie tylko wycho­

dzą zwycięsko z kilkunastoletniej próby 'czasu, lecz nawet nabie­

rają w oczach naszych jakby na nowo podniesionej wartości. Jeśli się zważy, jak wiele publikacji poetyckich, nawet głośnych i chwa­

lonych w chwili wydania, pokryło się pyłem zapomnienia, spod którego wydobywać ich przeważnie nie warto, to ów korzystny dla Kozikowskiego probierz czasu tym mocniej usprawiedliwia potrzebę nowego i bliższego rozpatrzenia się w ogólnym dorobku poety.

W jednym z wierszy ostatniego swego cyklu zwierza się Ko- zikowski, jak „szukając małej dróżki w symetrii zagonów“, „z chło­

dem ziemi sprzymierza małość własnej treści, by w bezmiarach utonąć pożądaniem zbratać“ , wreszcie „tęsknota stóp znajduje, jak cierń — ścieżkę własną. „Ten ujmujący ton człowieka — jakby rzec można — „szarego“, lecz zarazem mającego świado­

mość swej odrębności, da się wyśledzić już w pierwszym cyklu poety, skromność swoją zaznaczającego nawet tytułami zbiorów : Płomyk świecy i Tęsknota ramy okiennej. Niemniej tamże stwier­

dza: „umiem wierzyć w to, czego dusza moja pragnie“ . Nie jest to czczy frazes, lecz szczere i uprawnione przekonanie o sobie.

Albowiem Kozikowski od razu zajął stanowisko niezależne, oparte na poszukiwaniu wyrazu dla prawdy swoich uczuć. Wprawdzie w jego wcześniejszych utworach pobrzmiewają czasami echa liry­

ków Tetmajera, rzadziej Staffa, częściej — co warto podreślić jako upodobanie w trudniejszym i mniej zbanalizowanym mistrzu młodości poety — Micińskiego (np. O hebanowej głowicy.

U wrót, W snach nagłych). Ale nawet takie nieuniknione u de­

171

biutującego poety zależności literackie noszą piętno indywidual­

nego przyswojenia, przystają do ogólnego tonu cyklu, w którym autor mógł byl powtórzyć z a . Mussetem, że czara jego poezji jest mała, ale własna.

Dominującym już w Płomyku świecy jest wątek egotyczmej tęsknoty i smutku, połączony z niechęcią do „zgiełku miasta“

i „ludzkiej wTzawy“, szukający ukojenia w przyrodzie, która przynosi poecie nawet poczucie wewnętrznego odrodzenia, wyra­

żane nie bez nalotu młodopolskiej afektacji, przezwyciężanej jed­

nak na rzecz coraz lepiej krystalizowanej szczerości wrażeniowo- uczuciowej. Z widocznym upodobaniem białego kolorytu do obrazowania swego często wprowadza tutaj Kozikowski akacje, jaśminy i kasztany. Oto np. „kasztanów białe, rozkwitłe wieżyce tańczą w szerokich liściach“ , co wypadło wiernie i ładnie. Nie obyło się wszakże bez symbolistycznej sztuczności, zwłaszcza w refleksjach intelektualnie wyszukanej lektury, co dzisiaj wydać się musi przebrzmiałym wdziękiem kwietyzmu.

Odrębną uwagę w pierwszej części Pięcioklosu zwraca motyw pariasa i nędzy miejskiej oraz w wierszu: Przy kweście, ozna­

czonym datą 1916 r., ironiczno-satyryczny ton patriotycznego obu­

rzenia. Jest to jakby przejście do społecznej tematyki następnego cyklu. Niejednym z wierszy tego cyklu mógłby się Kozikowski ubiegać teraz o miano jednego z pierwszych autentystów poety­

ckich, napewno przewyższając artyzmem wielu młodych wyznaw­

ców tego modnego hasła. Z tego powodu w swoim czasie zarzu­

cano mu nawet przerost techniki reportażowej, co właśnie dzisiaj w pewnych kolach powinno mu zdobyć szczególne uznanie. Dla niego samego było to wyzwolenie się z sugestii młodopolskich mi­

strzów młodości, świadome odkrywanie źródeł poezji w bezpośred­

nim kontakcie z rzeczywistością, o czym już w następnym cyklu wyrazi się sam poeta, że „trudno budować zdania, gdy zabraknie przeżyć“.

W Tęsknocie ramy okiennej, gdzie talent poetycki Kozikow- skiego stanął na własnych stopach i objął szeroką skalę wątków realistycznych, w dalszym jednak ciągu najmocniejszą ekspresję wydobył poeta z liryzmu na podłożu egotycznym. Do utworów

tych, oprócz pięknie zobiektywizowanego wiersza tytułowego, na­

leżą przede wszystkim Tragedia, w której temat pracy buchaltera otrzymał głębszą wymowę psychologiczną o bardzo dyskretnej poincie filozoficznej, oraz Wybryk, wiersz, którego nie powinno zabraknąć w żadnej antologii współczesnej poezji polskiej, gdyż w nim to motyw szarego syna miasta z jego ukrytą tęsknotą do bezkresów znalazł bodaj najlepszy, a w każdym bądź razie szcze­

rze przekonywujący wyraz poetycki. Zresztą ta część Pięcioklosu zawiera w ogóle najbardziej urozmaicony ładunek uczuciowy i najżywszy polot naturalnej bezpośredniości. Również obra­

zowanie poetyckie Kozikowskiego, oparte na realistycznej obserwacji, przez niespodziewane lecz szczęśliwe skojarzenia po­

siadło świeży wdzięk uniezwyklonej prostoty, jak np. owo „słońce pod rękę z lampą“ z wiersza pt. Nie to, nie tamto..., w swej zwartej a celowo szorstkiej rytmice przedstawiającego nadto wy­

jątkowo udatny przykład samodzielnego uderzenia w ton pieśni ludowej. Jest zaś dla twórczości Kozikowskiego wielce charak­

terystyczne i oczywiście dodatnie, że nawet w swych próbach balla­

dowych i w okresie programowej ludowości Czartaka, autor Wji- marszu świerszczom zachował zawsze niezależną, odrębną postawę poetycką, wyrażającą się i w treści i w formie jego wierszy. Świa­

dectwem choćby dedykowana Z.agadlowiczowi Ballada o k°czu~

jqcym pociągu. Albowiem dla Kozikowskiego wsłuchanie się w tworzywo pieśni ludowej stało się tylko podnietą, wyzyskaną w sposób oryginalny, podobnie jak zbliżenie do przyrody beskidz­

kiej było mu tylko drogą do odnalezienia swej własnej prawdy wewnętrznej. W obu więc kierunkach atmosfera Czartaka przy­

niosła Kozikowśkiemu silę wyzwalającą jego indywidualne powo­

łanie poety.

Nazwać by go można poetą dnia powszedniego, gdyby me tkwiąca w nim tęsknota do bezkresu i głębi, hamowana wprawdzie żywym poczuciem rzeczywistości, lecz przenikająca jego realisty­

czne widzenie świata zdecydowanie romantycznym polotem du­

chowym. W jednocześnie wydanych cyklach : Koniec Hortensji Europy i Wymarsz świerszczom, objawiło się to wyraźnie na obu płaszczyznach tematyki poetyckiej Kozikowskiego. Na pierwszej

173

z nich, leżącej w sferze mieszczańskich doznań i przeżyć, jest to więc akt pogardy dla tego środowiska, najdobitniej zaznaczony nie tyle jednak w poezjach spoleczno-rewolucyjnych, co w wierszu pt. Nigdy, głoszącym nienawiść do miazmatów kawiarnianej czczości. Na płaszczyźnie poezji beskidzkiej dokonało się nato­

miast odrodzenie duchowe syna miasta, który w przymierzu z ziemą i przyrodą podnosi hasło nowego żywota i symbolicznego pojed­

nania z Bogiem. W raz z tym następuje zmiana tonu z szorstkiego na radosny, a zamiast ostrych migawek naturalistycznych, w jakie poeta ujmował swe widzenie miejskich obrazów, występuje tutaj szerokie tchnienie epickie, nabierające chwilami, np. w wierszu Z Wadowic do Mucharza, jak gdyby mickiewiczowskiej formy z Pana Tadeusza. „Miłość leczy serca z grzechu i beztroski“ —- wyznaje poeta w bardzo ładnym wierszu o Emilu Zugadlowiczu, który jednak już wtedy budził w Kozikowskim niewiadomy nie­

pokój jakiegoś „zagadkowego tematu“. W tych III i IV czę­

ściach Pięciol(łosu również sztuka poetycka autora doznała wzbo­

gacenia i technicznego udoskonalenia, co widać i w pewnym uroz­

maiceniu form rytmicznych i zwłaszcza w wynalazczym opero­

waniu asonansami, z których np. szczególnie piękne znajdują się w Komentarzu do całości.

Cykl W towarzystwie wierzby, zamykający na razie twórczość poetycką Kozikowskiego, zaznacza się powrotną falą smutku, ale inny to już smutek, wynika on bowiem nie z młodzieńczego nie­

dosytu, lecz z pogłębionej świadomości wewnętrznej, albo i z ja­

kichś przełomowych doświadczeń życia, co się nawet podnosi do akcentów bólu. Nie ma tu jednak, jak i we wcześniejszych eroty­

kach i innych lirykach osobistych Kozikowskiego, nic z narcysty­

cznego egotyzmu. Zgodnie ze wskazaniem Rilkego z listów do młodego poety, liryki miłosne Kozikowskiego nie są prywatnymi wynurzeniami, lecz wyrażają się tylko ogólnym nastrojem uczu­

ciowym całego wiersza, w którym jeno przygodnie wpleciona aluzja potrąca o jakiś bliżej nieokreślony moment osobisty. Taka po­

wściągliwość poety w sferze uczuciowej tym bardziej zadziwia, że Kozikowski w swych wierszach, czerpanych z wrażeń dnia pow­

szedniego, odznaczał się przecież naturalistyczną szczerością

i ostrą rzeczowością. Ale właśnie szczery jest i ten liryzm miło­

snych radości i zawodów, co w Wymarszu świerszczom i W to­

warzystwie wierzby ukrył się pod pozorami szerokich poetyckich przenośni, branych z otaczającego świata przyrody, w którym poeta ostatecznie siebie odnalazł. Stąd zapewne pochodzi rów­

nież ogólne wrażenie kontemplacyjnego uspokojenia, jakie w koń­

cowej części Pięciot^losu ujawnia się w przemianie formy poety­

ckiej, zwróconej tutaj ku klasycznym wzorom. Nadało to istot­

nemu autentyzmwoi poezji Kozikowskiego tym szlachetniejszą czystość tonu.

Rzekomo na wąskiej a bezspornie na własnej ścieżce zebrany, poetycki Pięciol(łos Edwarda Kozikowskiego przyniósł plon do­

prawdy piękny i nawet bogaty. W związku zaś z nowymi prze­

mianami poezji polskiej nabiera on jakby na nowo zaktualizowa­

nego znaczenia, a niezależnie od tego przemawia do nas szczerym wzruszeniem i rzetelnym artyzmem powołanego poety.

175

1938

W dokumencie Pod piórem (Stron 172-178)