Dariusz Dziurzyński, Metrum, Wydawnictwo Nowy Świat, Warszawa 2005, 106 s.
Sformułowanie „czuły klasycyzm” (zob. „Pro Libris” 2004, nr 3/4), którego użyłam na określenie poezji Dariusza Dziurzyńskiego, wciąż do niej przystaje, kolejny jednak tomik utalentowanego warszawskiego poety wymyka się jednoznacznym klasyfikacjom.
Z jednej strony bowiem jego wiersze rzeczywiście wpisują się w tę formułę klasyczności, która na poziomie poetyki cechuje się rytmicznym wdziękiem regularnych strof i wersyfikacyjną elegancją, leksyka zaś wyraża się – jak ujęli to Anna Legeżyńska i Piotr Śliwiński w odniesieniu do twórczości innego młodego poety o klasycznych skłonnościach, Krzysztofa Koehle-ra – we fKoehle-razach, w których pojawia się „pamięć, Bóg, katedry i klasztory, podróż, książki, Mickiewicz i Goethe” (zob. A. Legeżyńska, P. Śliwiński, Poezja polska po 1968 roku, Warszawa 2000, s. 126).
Co zatem odróżnia Dariusza Dziurzyńskiego od innych klasycyzujących poetów polskich nie tylko debiutujących po przełomie 1989 roku (jak
wspo-mniany Krzysztof Koehler czy Wojciech Wencel), ale także tych, których dzieło definiuje Ryszard Przybylski w swojej słynnej analizie krytycznej To jest klasycyzm jako odrzucające ideę historyzmu:
„Jarosław Marek Rymkiewicz wie – pisze między innymi Przybylski – że historia nie może nadać sensu działalności poety. Wynika z niej – pisze w jednym z manifestów – »tyle, że nic nie wynika«. I dodaje:
»na historię nie można zbytnio liczyć, ponieważ to, co się dzieje i działo, nie jest nigdy rozwiązaniem«.
Rymkiewicz odrzucił więc historyzm i powrócił do mitycznej jedności człowieczeństwa” (R. Przybylski, To jest klasycyzm, Warszawa 1978, s. 21)
Patos, wielkie słowa i wielkie miary, Rymkiewicz i Herbert, historia i ludzkość, są już jednak – chyba na szczęście – obce autorowi Metrum – używane i nad-używane roztrwoniły swoje sensy, dziś w obliczu dra-matycznych doświadczeń przełomu wieków byłyby już tylko fałszywymi liczmanami dawnych złudzeń.
Klasycyzm Dziurzyńskiego w tym kontekście zatem, to klasycyzm poszukujący nie tyle bezpowrot-nie już chyba utraconego ładu świata czy też ów ład idealizujący, co klasycyzm przykrojony na miarę poje-dynczego człowieka próbującego odnaleźć siebie, swoją własną historię, dotrzeć do źródeł po to, by zrozumieć kim się jest i co jest ważne.
Nie chodzi również o „rytuały mowy” (Wieczer-nik, s. 5), które są poecie doskonale znane, ale o samookreślenie wobec tradycji najbliższej – domo-wej, rodzinnej (tomik poświęcony jest zmarłej Babci) – a więc tej rodzącej poczucie najintymniejszej wspól-noty, obdarowującej pewnością i bezpieczeństwem nawet wtedy, jeśli jest tylko wspomnieniem zaludnio-nym cieniami bliskich, których już nie ma. Odnajdziemy tu niewątpliwie echa koncepcji Rymkiewicza z jego teorią wiecznych repetycji w sztuce i życiu, wzboga-coną u Dziurzyńskiego o metaforę lustra czy raczej lustrzanego odbicia przeniesioną z płaszczyzny kul-tury na płaszczyznę jednostkowego istnienia. Owo zwierciadło przeszłości zmieniające obraz odbijającej się w nim teraźniejszości decyduje o naszej tożsa-mości i jestestwie, stając się ich niezbywalnym skład-nikiem i kształtując wyobrażenia o człowieku i świecie.
Znakomicie ujmuje to zjawisko Marek Zaleski, oma-wiając zagadnienie pamięci i jej roli w najnowszej pol-skiej prozie: „Jesteśmy tworem naszych wspomnień i nasza świadomość jest funkcją naszej pamięci. Ta nasza przeszłość domaga się od nas upamiętnienia i pragnienie upamiętniania przeszłości stale znajduje wyraz w naszych poczynaniach. Między innymi znaj-duje go w literaturze” (M. Zaleski, Formy pamięci, Gdańsk 2004, s. 5). W sformułowaniu Zaleskiego wydaje się jednak kryć pewien ledwie wyczuwalny fatalizm. Jest on również obecny w omawianym tomiku.
Mianowicie, przeszłość nas determinuje, pozostawia panami siebie tylko w niewielkiej mierze, cała reszta to spuścizna, element odziedziczony, na który mamy minimalny wpływ, no, może jedynie poza aspektem wolicjonalnym: możemy otóż ową przeszłość odrzucić i unieważnić lub zaakceptować z dobrodziejstwem inwentarza – jak czynią (choć też wybiórczo) klasycy.
Taką drogę wybiera również Dariusz Dziurzyński, zaglądając w zwierciadło przeszłości, by w szeregu lustrzanych odbić próbować odnaleźć oblicze własne, autentyczne i jedyne w swoim rodzaju. Teraźniej-szość jest tu zdecydowanie zwierciadłem krzywym, a „dossier współczesności” wygląda w nim kompro-mitująco i karykaturalnie:
prywatyzacja
„Polacy a Holocaust”
lustracja
(z rzutem oka na parlament) kościół a media
przestępczość zorganizowana bieda w Bieszczadach środowiska akademickie regionalne Oddziały ZLP.
(Modlitwa o Zolę, s. 10) Wyraźnie zaznaczony dystans wobec współczes-ności nie jest tu jednak najważniejszy, najbardziej istotna jest jego przyczyna: dominacja spraw zbiorowości nad problemami jednostki, które nie dość, że są wzgardzone i pominięte, to jeszcze tak trudno uchwytne w słowie. Jak bowiem
Odpowiednie dać rzeczy nierzeczy
Wielo-słowo
(Przybyszewski, s. 11) Jak utrwalić to, co dziś, w świecie emocji kolek-tywnych i uczuć programowanych medialnie, jest wyjątkowe i niepowtarzalne – „twoje wyobrażenia”
i „twój strach”, to, że „Jeśli miałeś kota / będziesz mówić o kocie. / Jeżeli papugę to właśnie o niej” (Po, s. 15), pragnienie istotności, zachłanność świata, potrzeba poznania i identyfikacji.
Świat dzisiejszy to kostium, który uwiera i nie pasuje, pozbawia indywidualności i kolorów, a „lite-racka dusza” poety, zagubiona i samotna w kory-tarzach betonowych blokowisk i czeluściach windo-wych szybów tęskni ku wzlotom, iluminacjom i pięknu, które – choćby tylko (lub aż) poprzez słowo – dostrzec można nawet w odbitym refleksie brudnej szyby nocnego autobusu, gdzie
Oczy z matowego szkła oglądają zatopione rzeźby i śnią ciężarne
o matowych rybach.
Tutaj skrapla się czas.
Pachnie czarna głębia.
Ławica wpływa w noc na ostatnim przystanku.
(W autobusie, s. 20)
Tak, poezja Dariusza Dziurzyńskiego zdecy-dowanie wymyka się krytycznym opisom i próbom uogólnienia; czy to jeszcze w ogóle jest klasycyzm – zastanawia się w Posłowiu do zbiorku Anna Legeżyńska – wskazując na jej polifoniczność i różnogatunkowość.
I rzeczywiście, raz jeszcze to powtórzmy, nie będzie to klasycyzm rozumiany jako stylistyczne ćwiczenie, popis warsztatowej sprawności lub wier-ność regułom sztuki wierszowania. Klasycyzmu Dziurzyńskiego trzeba szukać gdzie indziej – na znacznie głębszym poziomie, bowiem w sferze światopoglądu, świadomości i samoświadomości poetyckiej. Nie formuła zatem, w której można by zamknąć tę poezję, ale jej duchowa istota lokująca się w sferze wyobraźni i wrażliwości (czułości) na piękno świata, na jakie większość z nas – w tym również często poeci (zwłaszcza najmłodszych roczników) – jest po prostu ślepa. A wystarczy umieć patrzeć, z „czuciem i wiarą” – chciałoby się powiedzieć, choć nie o romantyzm tu idzie – albo raczej z niedzi-siejszym (klasycznym więc, bo należącym, niestety, do przeszłości) zachwytem i uważnością, by
Zatrzymała mnie kamienica rzucając
fioletowy cień sytych liści.
Liści pnących się arabeską Ku źrenicom mansard.
Po obu stronach okien liany w ciężarnych girlandach w cieplarniach wyrosłe warkocze
lepiej: Rubens ceramicznych powojów.
(Secesja, s. 23) I jeszcze jedno – u Dariusza Dziurzyńskiego wszystko jest pomiędzy: między dziś i wczoraj, ciałem i transcendencją, światem i słowem, zakorze-nieniem i wolnością, realnością i imaginacją, prawem do marzenia i regułami rzeczywistości. Jego poezja jest jak tkanina, w której splotach spotykają się czasy, wydarzenia, ludzie i miejsca; w jej prześwitach zaś ujawniają się – ułamkowo i nigdy nie do końca – uta-jone sensy i znaki. Znaczenia nakładają się na siebie, tworząc nowe lub niespodziewanie ukazując po-dobieństwa niewidoczne na pierwszy rzut oka.
Wszystko jest sprawą zmysłu wzroku i wyobraźni; za ich przyczyną przeszłość prześwieca przez teraźniej-szość, tworzy asocjacyjne ciągi i układy, nowe wzory
i konfiguracje, jak wtedy, gdy nazwisko polityka (Poncyliusz, Kampania, s. 22) uruchamia pamięć i fantazję, przenosząc w świat starożytnego Rzymu i jego realiów, zadziwiająco zresztą bliskich współ-czesnym.
Odnaleźć „między” to odnaleźć siebie: to odwiecz-na tęsknota do pełni i pogodzenia przeciwieństw, pragnienie harmonii i istotności. To jest klasycyzm – wysublimowany i przefiltrowany przez traumę do-świadczeń współczesności, mający odwagę wątpie-nia i marzewątpie-nia, będący jednocześnie obrazem twarzy i lustra, tego, co prywatne i tego, co wspólne, ja osob-nego i ja zwielokrotnioosob-nego – w historii, religii, sztuce, dziedzictwie przeszłości; rozpięty między intymnoś-cią a komercją, przyziemnośintymnoś-cią i anielstwem, zmysłowością i bólem przemijania...
Utrwalić to, co ulotne, choć zawsze dla kogoś z jakiegoś względu ważne, ująć w słowie wrażenie, impresję zmysłów lub wyobraźni „posłusznej lękom jak barokowy światłocień” (Paliatywy, s. 74). Poezja Dariusza Dziurzyńskiego jest też przecież zmysłowa, malarska, impresjonistycznie finezyjna w rysunku i kolorycie, starająca się uchwycić rytm i wzorzec zaplątany w chaotycznej fakturze rzeczywistości.
Czasem odnajduje go dzięki żartobliwej ironii, która bywa najlepszym komentarzem do codzienności, bo dlaczego na przykład nie przyznać się (w sposób jak najbardziej naturalny i pozbawiony zadęcia), że
„bardzo lubię słodycze / i czuję niepohamowany pociąg / do dekadencji towarzyszącej kawie”, gdy herbatniki Leibniz „w aksamitnych tunikach czekola-dy / leżą na kryształowej paterze / jak ostatni Rzymianie” i ... „mają pięćdziesiąt dwa ząbki / i po tym można je odróżnić / od barbarzyńskich ciastek”
(Zapraszamy do reklamy, s. 76). Może i tu tkwi jakaś tajemnica?: „Tylko dlaczego akurat / pięćdziesiąt dwa ząbki? – zapytuje Leibniz”. (Który? Może ten od monad i teorii osobności w wielości porządkowanej boską wolą?)
Poezja Dziurzyńskiego, co dziś rzadkie niezwykle, wyraża podziw dla świata, który stworzyliśmy, świa-ta ludzkiego; szczerze i bez maniery umie zachwycić się jego cudami i różnorodnością, jest pochwałą człowieczego geniuszu i kunsztu („Jaki geniusz wyrzeźbił powietrze / oddychające łuskami gotyku?
– Ratusz, s. 48), poprzez który przemawia tajemnica istnienia, prawdy i dobra na zawsze złączonego z pismem: finezja metafory, subtelne niuanse niedo-powiedzeń, przestrzeń dla wyobraźni pod dyscypliną
RECENZJE I OMÓWIENIA
wiersza, cudowność odnajdywana pośród zwyczaj-ności, teraźniejszość opisywana przez przeszłość, prywatność okazująca się modelem człowieka i świa-ta – wśród tych antynomii i dylematów, pomiędzy
nimi, jest prawdziwa poezja. Znajdziemy ją w tomie Dariusza Dziurzyńskiego.
Anna Szóstak