• Nie Znaleziono Wyników

W poszukiwaniu Przejścia Północno- Północno--Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka

W dokumencie ZIEMIA NICZYJA, ZIEMIA OBIECANA (Stron 169-200)

Po uzyskaniu przez Stany Zjednoczone niepodległości w 1776 roku po-jawił się problem ewentualnej przyszłej ekspansji na zachód. By działania takie mogły zostać podjęte, konieczna była eksploracja mało znanych lub zupełnie nieznanych terenów położonych na zachód od rzek Missisipi i Missouri. Plany zorganizowania ekspedycji badawczej pojawiły się już w 1783 roku, a ich autorem był ówczesny kongresmen Thomas Jeffer-son368. Poprosił on bohatera rewolucji amerykańskiej George’a Rogersa Clarka o poprowadzenie wyprawy mającej spenetrować obszar od Missi-sipi do wybrzeża Pacyfiku. Clark jednak odmówił369.

Kilka lat później, gdy Jefferson przebywał we Francji jako ambasador, popierał starania Johna Ledyarda, towarzysza kapitana Jamesa Cooka z czasów jego trzeciego rejsu przez Ocean Spokojny (1776–1780), który planował podróż na Syberię, następnie przepłynięcie statkiem na zachod-nie wybrzeże Ameryki i samotną wędrówkę przez kontynent. Projekt zachod-nie

368 O Thomasie Jeffersonie por. m.in.: Richard B. Bernstein, Thomas Jefferson, Ox-ford University Press, New York 2003; Willard Sterne Randall, Thomas Jefferson: A Life, H. Holt, New York 1993.

369 Na temat George’a Rogersa Clarka por. m.in. Frederick Palmer, Clark of the Ohio:

A Life of George Rogers Clark, Kessinger Publishing, Whitefish 2004.

miał oczywiście najmniejszych szans realizacji. Na dodatek podejrzliwi Rosjanie aresztowali Ledyarda w Irkucku i wydalili go do Polski370.

W 1793 roku, działając w imieniu Amerykańskiego Towarzystwa Fi-lozoficznego, Jefferson chciał sfinansować przedsięwzięcie francuskiego botanika André Michaux, który zamierzał odnaleźć i opisać najkrótszy i najdogodniejszy szlak prowadzący znad Missisipi do brzegów Pacyfi-ku. Ostatecznie jednak do wyprawy nie doszło, gdyż Michaux wplątał się w skomplikowane międzynarodowe intrygi knute przez ambasadora Francji Edmonda-Charles’a Genêta i stracił zaufanie swych amerykań-skich sponsorów371.

Od tej pory Jefferson nie podejmował już żadnych poważnych prób wysłania ekspedycji do zachodniej części kontynentu północnoamerykań-skiego. Sytuacja zmieniła się w roku 1801, gdy został prezydentem Sta-nów Zjednoczonych. Zajmując najwyższe stanowisko w państwie, miał znacznie większe możliwości zorganizowania i sfinansowania wyprawy, o jakiej marzył przez całe życie. Tym bardziej że w ciągu ostatnich kilku lat wiedza na temat Zachodu mocno się poszerzyła. Stało się to za spra-wą licznych odkryć dokonanych przez podróżników, badaczy i handlarzy futrami: kapitana Roberta Graya, kapitana George’a Vancouvera z brytyj-skiej marynarki wojennej, Johna Thomasa Evansa, Alexandra Mackenzie-go oraz handlarzy z Saint Louis.

Ostateczna decyzja o rozpoczęciu przygotowań do ekspedycji zapadła, po konsultacjach z najtęższymi umysłami w kraju, pod koniec 1802 roku.

W styczniu 1803 roku Jefferson przesłał do Kongresu tajne pismo z proś-bą o poparcie jego inicjatywy. Nieoczekiwany zakup od Francji przez Sta-ny Zjednoczone ogromSta-nych terenów (o łącznej powierzchni 2,14 miliona kilometrów kwadratowych) na zachód od rzeki Missisipi (tzw. Louisiana Purchase) ułatwił i nadał dodatkowe znaczenie planowanemu przedsię-wzięciu372.

370 O Johnie Ledyardzie por. m.in.: Bill Gifford, Ledyard: In Search of the First Ameri-can Explorer, Houghton Mifflin Harcourt, Boston 2007; Edward G. Gray, The Making of John Ledyard: Empire and Ambition in the Life of an Early American Traveler, Yale Univer-sity Press, New Haven 2007; James Zug, American Traveler: The Life and Adventures of John Ledyard, the Man Who Dreamed of Walking the World, Basic Books, New York 2005.

371 Na temat André Michaux por. m.in.: Gail Fishman, Journeys through Paradise, University Press of Florida, Gainesville 2001; Henry Savage Jr., Elizabeth J. Savage, An-dré and François AnAn-dré Michaux, University Press of Virginia, Charlottesville 1986.

372 Za zakupione ziemie amerykański rząd zapłacił Francji 60 milionów franków (11,25 miliona dolarów) oraz anulował jej długi w wysokości 18 milionów franków (3,75 miliona dolarów). Zakupione tereny niemal podwoiły powierzchnię ówczesnych

Na przywódcę wyprawy Jefferson wybrał Meriwethera Lewisa, swe-go sąsiada, przyjaciela i osobisteswe-go sekretarza373. Urodzony w 1774 roku, 31 lat młodszy od Jeffersona, Lewis spędził młodość w Wirginii i Georgii.

W 1793 roku ukończył college Liberty Hall w Lexington (obecnie Wa-shington and Lee University). Służył w milicji stanowej w Wirginii, a w la-tach 1795–1801, jako kapitan, w amerykańskiej armii. Stacjonował na Terytorium Północno-Zachodnim (Northwest Territory of the River Ohio), gdzie zdobył niejakie doświadczenie w poruszaniu się po bezdrożach. Choć jego formalne wykształcenie pozostawiało wiele do życzenia (uzyskał zale-dwie stopień bachelor of arts, odpowiednik naszego licencjatu), był czło-wiekiem oczytanym i o sporej wiedzy. Pasjonował się historią naturalną i botaniką, nieobce były mu też podstawy zoologii, geografii, etnologii i kartografii. W 1801 roku został sekretarzem Jeffersona. Na wiosnę 1803 roku prezydent wysłał go do Filadelfii na konsultacje z wybitnymi

uczo-Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie na przyłączonych obszarach powstało 13 nowych stanów. Zajmują one niemal 25% obecnej powierzchni USA.

373 Por. Richard Dillon, Meriwether Lewis: A Biography, Coward-McCann, New York 1965.

Zdj. 37. Meriwether Lewis (ilustracja z roku 1905)

nymi, członkami Amerykańskiego Towarzystwa Filozoficznego. Nauczy-cielami i doradcami Lewisa byli między innymi Andrew Ellicott – mier-niczy, geometra i kartograf, Robert M. Patterson – profesor matematyki i chemii, Benjamin Rush – najwybitniejszy ówczesny amerykański lekarz i profesor medycyny, Benjamin Smith Barton – profesor botaniki i historii naturalnej, a także Caspar Wistar – profesor medycyny i anatomii.

Wiedza była Lewisowi potrzebna, ponieważ Jefferson postawił przed nim, jako dowódcą ekspedycji, trudne i skomplikowane zadania. W pierw-szej kolejności wyprawa miała zbadać, opisać i skartografować ogromny, prawie nieznany do tej pory obszar położony pomiędzy rzeką Missisipi i wybrzeżem Pacyfiku. Miała także odnaleźć, o ile istnieje, legendarne Przejście Północno-Zachodnie (Northwest Passage), umożliwiające łatwe przemieszczanie się i transport towarów od źródeł Missouri do źródeł Ko-lumbii. Członkowie ekspedycji mieli zbadać florę i faunę Zachodu, jego geologię i system hydrograficzny, prowadzić obserwacje meteorologiczne, opisać życie i kulturę materialną Indian, nawiązać przyjazne stosunki z tu-bylcami, zainicjować handel futrami oraz określić zasoby naturalne, które w przyszłości mogliby wykorzystać amerykańscy osadnicy.

W porozumieniu z prezydentem Lewis zaangażował jako współdowód-cę ekspedycji swego starego przyjaciela, Williama Clarka374. Urodzony w Wirginii Clark dorastał w Kentucky w pobliżu dzisiejszego Louisville.

W 1789 roku wstąpił do milicji, a potem do armii. W 1803 roku porzucił służbę, by zarządzać rodzinną plantacją bawełny. Wkrótce jednak uległ namowom Lewisa i wyruszył razem z nim w podróż swego życia.

W Filadelfii Lewis nie tylko pogłębiał wiedzę z różnych dziedzin, ale też kompletował wyposażenie ekspedycji. Kupił między innymi moskitie-ry, atrament, termometmoskitie-ry, paciorki dla Indian, wodoszczelne puszki na proch strzelniczy, sprzęty kuchenne i ubrania – wszystko to ważyło blisko dwie tony.

Latem 1803 roku Lewis przekroczył Appalachy. W Pittsburghu nad-zorował budowę specjalnie zaprojektowanej, siedemnastometrowej ło-dzi, którą wyprawa miała wykorzystywać na rzekach Zachodu. Gdy łódź została ukończona, Lewis popłynął nią w dół rzeki Ohio do Clarksville, gdzie czekał już na niego Clark. Obaj mężczyźni zajęli się teraz rekruta-cją członków wyprawy. Preferowali wojskowych i oni też stanowili

zde-374 Por. Landon Y. Jones, William Clark and the Shaping of the West, Hill & Wang, New York 2004; Jerome O. Steffen, William Clark: Jeffersonian Man on the Frontier, University of Oklahoma Press, Norman 1977.

cydowaną większość ekspedycji. Długą i mroźną zimę z 1803 na 1804 rok spędzono w obozie Dubois w okolicach dzisiejszego miasta Hartford w stanie Illinois, naprzeciw Saint Louis w Missouri. Dowódcy dyscyplino-wali i szkolili podwładnych, przygotowując ich do wypełnienia skrajnie trudnej misji, uzupełniali także potrzebny ekwipunek i zapasy żywności.

Przed wyruszeniem we właściwą podróż musieli jeszcze załatwić jedną ważną sprawę. Lewis obiecał Clarkowi, że wspólnie obejmują komendę nad blisko pięćdziesięcioosobową grupą żołnierzy-eksploratorów, którzy sami siebie nazwali Korpusem Odkrywców (Corps of Discovery). Problem polegał na tym, że Lewis był kapitanem, a Clark tylko porucznikiem, ar-mia zaś odmówiła mu awansu. W tej sytuacji Lewis zataił przed podwład-nymi prawdziwą rangę Clarka i tytułował go kapitanem. Współpraca obu mężczyzn układała się wzorowo, co było niewątpliwie jedną z głównych przyczyn sukcesu wyprawy.

Przebieg ekspedycji jest dość dobrze znany. Dysponujemy bowiem wia-rygodnymi tekstami źródłowymi, przede wszystkim dziennikami Meri-wethera Lewisa i Williama Clarka. Nie wiadomo wprawdzie dokładnie,

Zdj. 38. William Clark

kiedy powstały, pewne jest natomiast, że opierały się na codziennych no-tatkach sporządzanych podczas podróży. Przez pewien czas pozostawały w formie rękopisu. Początkowo do druku przygotowywał je Lewis. Prace jednak przeciągały się, a w 1809 roku Lewis, dręczony depresją, popeł-nił samobójstwo. W 1814 roku Nicholas Biddle i Paul Allen zredagowali i opublikowali obszerne fragmenty rękopisów pod długim i skomplikow-anym tytułem History of the Expedition under the Command of Captains Lewis and Clark, to the Sources of the Missouri, Thence across the Rocky Mountains and Down the River Columbia to the Pacific Ocean. Performed during the Years 1804, 1805, 1806. By Order of the Government of the United States375. Potem jeszcze wielokrotnie ukazywały się bardziej lub mniej selektywne wybory zapisków Lewisa i Clarka, między innymi zna-komicie opracowany tom The Journals of Lewis and Clark pod redakcją Bernarda DeVoto376. Pierwszego całościowego wydania dzienników doko-nał w latach 1904–1905 Reuben Gold Thwaites377. Bardzo cenione przez specjalistów jest też krytyczne, trzynastotomowe wydanie zredagowane w latach 1983–2001 przez Gary’ego E. Moultona i opatrzone tytułem

375 Bradford and Inskeep, Philadelphia 1814.

376 Houghton Mifflin, Boston 1953.

377 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedition, 1804–1806, Dodd, Mead & Co., New York 1904–1905. Reprint tego wydania ukazał się w 2003 roku nakładem Wisconsin Historical Society w Madison. Reprint ten dostępny jest także w Internecie.

Zdj. 39. Fort Dubois (współczesna rekonstrukcja)

A Journal of the Voyages and Travels of a Corps of Discovery under the Command of Capt. Lewis and Capt. Clark378.

Dzienniki Lewisa i Clarka nie są zwykłą relacją z podróży, choćby naj-bardziej fascynującej. To także – jak pisał Albert Furtwangler – „klasyka literatury amerykańskiej, porównywalna z dziełami Williama Wordswor-tha, Marka Twaina, Wallace’a Stevensa i innych”379. Jeśli nawet w sło-wach tych tkwi odrobina przesady, The Journals… są tekstem unikatowym i frapującym, pozwalającym czytelnikom obcować z niezwykłymi ludźmi, wydarzeniami i krajobrazami.

O nadzwyczajnych walorach dzienników Lewisa i Clarka przekonany jest również Frank Bergon:

„Epicki” i „epika” to słowa często odnoszone do ekspedycji [Korpusu Odkryw-ców] – historycznego aktu eksploracji. Jednak terminów tych można także uży-wać do charakterystyki dzienników jako tekstów literackich. (…) Spoglądając z perspektywy prawie dwóch wieków, łatwo zauważyć, że te niejednorodne, fragmentaryczne, nieoszlifowane zapiski pełnią funkcję narodowego eposu.

Posługując się wielością stylów, opowiadają one o ludzkich zmaganiach z dzi-ką naturą, wędrówce na zachód i powrocie do domu. Wykorzystując formę bezpośredniej i prostej opowieści, uosabiają mityczną historię narodu w stop-niu znacznie wyższym niż większość poematów, powieści i sztuk teatralnych.

Odrzucając konwencjonalną historię samotnego bohatera, stawiającego czoło dzikiej naturze, opisują przedsięwzięcie wymagające współpracy wielu ludzi, wśród których są żołnierze, traperzy, kowale, cieśle, kucharze, Francuzi, czar-ny niewolnik, kobieta ze szczepu Szoszonów i jej nowo narodzone dziecko380.

Z perspektywy czasu widać również, że dzienniki w sposób udramaty-zowany prezentowały, choć zapewne nieświadomie, koncepcję „Boskiego Przeznaczenia”, zgodnie z którą – by przywołać słowa Williama Gilpina – „celem amerykańskiego ludu jest opanowanie kontynentu”381.

Z językowego punktu widzenia fragmenty dzienników autorstwa Le-wisa znacznie różnią się od partii, które wyszły spod pióra Clarka. Ten ostatni preferował styl prosty, bez zbędnych ozdobników. Jego wpisy są na ogół krótkie i przemyślane, a w deskrypcjach środowiska przyrodniczego

378 University of Nebraska Press, Lincoln 1988.

379 Albert Furtwangler, Acts of Discovery: Visions of America in the Lewis and Clark Journals, University of Illinois Press, Urbana 1993, s. vii.

380 Frank Bergon, Wilderness Aesthetics [w:] Kris Fresonke, Mark Spence (red.), Le-wis and Clark: Legacies, Memories, and New Perspectives, University of California Press, Berkeley 2004, s. 38–39.

381 William Gilpin, Mission of the North American People, Geographical, Social, and Political, J.B. Lippincott, Philadelphia 1874, s. 130.

widać dążenie do obiektywizmu. Nieco inaczej postępuje Lewis. Wpraw-dzie i jego notatkom nie można odmówić precyzji oraz wartości poznaw-czych, zawierają one jednak znacznie więcej stylistycznych upiększeń, od-wołujących się do oświeceniowych koncepcji harmonii i porządku. Autor odkrywa na przykład swego rodzaju równowagę między dzikością przyro-dy i łagodnością w „pieśniach” ptaków, opisywanych jako „opierzone sta-da, które pozdrawiają ucho wędrowcy dziką i prostą, chociaż słodką i po-godną melodią”382. Obszar Wielkich Równin, nieoswojony i niegościnny, porównuje do wytworu cywilizacji, „pięknego, wiecznie zielonego traw-nika”383. Sąsiadujące z preriami „dumne i rozległe lasy” uznaje za „jedną z najpiękniejszych i najbardziej malowniczych krain, jakie kiedykolwiek widziałem”, a ich granice wyznaczają „przecudne różane ogrody”384. Od-krywcy są dla Lewisa niczym nowo stworzeni ludzie w nowym raju, spa-cerujący swobodnie wśród zwierząt, które nie odczuwają strachu. „Całą krainę wypełniają stada bizonów, łosi i antylop. Wiele jest także jeleni, lecz te trzymają się raczej lasów. Bizony, łosie i antylopy są tak łagodne, że albo wcale nie zwracały na nas uwagi, albo zbliżały się do nas, by zorientować się, kim jesteśmy”385.

Współczesnemu czytelnikowi lektura dzienników Lewisa i Clarka może nastręczać pewnych trudności ze względu na „pomysłową” – by tak rzec – ortografię. Liczne błędy popełniał zwłaszcza Clark, pisząc na przykład

„fee Mail” zamiast „female”, „axcent” zamiast „accent”, czy „segassity”

zamiast „sagacity”. Zasada wydaje się tu prosta: Clark, a niekiedy również Lewis, zapisywali niektóre słowa fonetycznie. Czasami jednak pozorne błędy wcale nie są błędami. Podróżnikom udało się bowiem uchwycić for-my gwarowe, używane na początku dziewiętnastego wieku przez traperów z Wirginii i Kentucky. Elijah Harry Criswell w legendarnej dziś pracy Le-wis and Clark: Linguistic Pioneers dowodził, że autorzy dzienników stwo-rzyli w nich rodzaj kompendium ówczesnej kolokwialnej amerykańskiej angielszczyzny. Nieprawidłowa ortografia oddawała gwarową wymowę, która nie zawsze przetrwała do naszych czasów. Taka była geneza zapisów w rodzaju „fur” zamiast „far”, „git” zamiast „get”, „jest” zamiast „just”,

„tegious” zamiast „tedious”, „furin” zamiast „foreign”, „pint” zamiast

382 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi-tion…, op. cit., t. IV, s. 266.

383 Ibidem, t. III, s. 80.

384 Ibidem, t. IV, s. 266.

385 Ibidem, t. IV, s. 67.

„point”, „sarvisberry” zamiast „seviceberry”, „idear” zamiast „idea”, „on-ced” zamiast „once” czy „usquetor” zamiast „mosquite”386.

Po kilkumiesięcznym pobycie w obozie zimowym w Dubois, 14 maja 1804 roku Korpus Odkrywców wyruszył w górę rzeki Missouri, rozpo-czynając wielką przygodę. Pierwszy etap wyprawy prowadził przez zie-mie znane już białym ludziom, opisane i skartografowane. Mimo to Lewis i Clark uważnie obserwowali teren, sporządzając własne mapy oraz czę-sto penetrując brzegi, by zbadać występujące tam formacje skalne, glebę, zwierzęta i rośliny.

Dni były podobne do siebie. Jak pisze Maurice Isserman:

Członkowie ekspedycji wstawali zazwyczaj o brzasku. Jedli pośpiesznie śniada-nie, składali namioty i zajmowali miejsca w czółnach. Najczęściej Clark płynął łodzią, a Lewis podążał brzegiem na piechotę. Czasami mieli szczęście i, gdy wiał korzystny wiatr, wykorzystywali żagle. Niekiedy rzeczne wiry pchały czółna pod prąd i wtedy ludzie mogli odpocząć. Na ogół jednak musieli cięż-ko pracować: wiosłować, stawiać i opuszczać żagle, a nawet wysiadać i ciąg-nąć łodzie za pomocą lin holowniczych. Pod wieczór zatrzymywali się (przy dogodnym strumieniu, jeśli tylko taki znaleźli), wyładowywali sprzęt i zapasy potrzebne na noc, rozbijali namioty i przygotowywali jedyny w ciągu dnia ciepły posiłek387.

2 sierpnia, o zachodzie słońca, w obozie ekspedycji pojawiła się grupa Indian Oto i Myzurów (Missouri). To pierwsze spotkanie z czerwonoskó-rymi przebiegło spokojnie, a obie strony wymieniły się uprzejmościami i darami. Członkowie wyprawy wiedzieli jednak, że sprawy mogą przy-brać gorszy obrót, gdy zetkną się z bardziej wojowniczymi szczepami, na przykład Siuksami. Ich obawy były tym większe, że prezydent Jefferson nakazał im utrzymywanie z tubylcami, szczególnie zaś ze Siuksami, przy-jaznych stosunków.

20 sierpnia, w pobliżu dzisiejszego Sioux City w stanie Iowa, umarł, prawdopodobnie na zapalenie wyrostka robaczkowego, sierżant Char-les Floyd, pierwszy amerykański żołnierz, który stracił życie na zachód od rzeki Missouri. Clark zanotował w swym dzienniku: „Sierżant Floyd zmarł w spokoju. Przed śmiercią powiedział mi: »Odchodzę. Chcę, żebyś napisał mi list«. Pochowaliśmy go, z honorami wojskowymi, na szczycie urwiska, pół mili od małej rzeczki, którą nazwaliśmy jego imieniem. (…)

386 Elijah Harry Criswell, Lewis and Clark: Linguistic Pioneers, University of Missouri Press, Columbia 1940.

387 Maurice Isserman, Across America: The Lewis and Clark Expedition, Chelsea House, New York 2010, s. 37.

Człowiek ten cały czas dawał dowody swojej stanowczości, będąc zdecy-dowany z całej duszy służyć krajowi”388.

W ostatnim tygodniu sierpnia ekspedycja wkroczyła na Wielkie Rów-niny (Great Plains) – prawdziwy raj dla myśliwych, pełen jeleni, łosi, bi-zonów i bobrów. Członkowie wyprawy jedli teraz dużo świeżego mięsa, a dietę uzupełniali chlebem z mąki kukurydzianej lub pszennej oraz zbie-ranymi po drodze owocami: dzikimi winogronami, śliwkami i różnego rodzaju jagodami.

Nie wszystko jednak układało się pomyślnie. Ludzi prześladowały roz-liczne dolegliwości, spowodowane ciężką fizyczną pracą, a także ukąsze-niami insektów, głównie kleszczy i moskitów. We znaki dawały się również kłopoty żołądkowe. Clark przypisywał je zanieczyszczeniom wody pitnej, lecz właściwą przyczyną było raczej nieodpowiednie przechowywanie mięsa oraz zbyt mała ilość spożywanych jarzyn i owoców389.

Pod koniec sierpnia Korpus Odkrywców napotkał po raz pierwszy Siuksów. Była to grupa plemienna Yangton, spokojniejsza i bardziej poko-jowo usposobiona niż jej sąsiedzi z górnego biegu Missouri, grupa Teton.

Pod datą 30 sierpnia 1804 roku Clark relacjonował:

Po przygotowaniu kilku podarków dla wodzów (…) posłaliśmy pirogą pana Doriona po wodzów i wojowników, by wzięli udział w naradzie pod dębem koło naszej flagi, która dumnie powiewała na wietrze. W południe spotkali-śmy się tam z Indianami i kapitan Lewis wygłosił mowę. Następnie ofiaro-waliśmy wielkiemu wodzowi medal i trochę ubrań. Podobnie obdaroofiaro-waliśmy pomniejszych wodzów. Wszyscy z radością przyjęli prezenty i tytoń. Wielkie-mu wodzowi daliśmy również flagę, certyfikat, naszyjnik z Wielkie-muszelek, kapelusz i kurtkę wojskową. Wypaliliśmy fajkę pokoju390.

Przedstawiając Yangtonów, Clark pisał:

Siuksowie są dzielnymi i śmiałymi ludźmi (młodzi mężczyźni są też przystojni).

Większość z nich doskonale posługuje się łukami i strzałami. (…) Wojowni-cy malują ciała, a głowy ozdabiają piórami. Noszą legginsy i mokasyny oraz różnokolorowe długie szaty, sporządzone ze skór bizonów. U kobiet najpo-pularniejszym strojem są spódnice i białe skórzane suknie. Indianki zarzucają zwykle czarne włosy na ramiona391.

388 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi-tion…, op. cit., t. I, s. 114–115.

389 Maurice Isserman, Across America…, op. cit., s. 39.

390 Reuben Gold Thwaites (red.), Original Journals of the Lewis and Clark Expedi-tion…, op. cit., t. I, s. 129.

391 Ibidem, s. 129–130.

Następne spotkanie z czerwonoskórymi, Siuksami z grupy Teton, mia-ło znacznie bardziej dramatyczny przebieg. Prezenty, które otrzymali od Lewisa i Clarka, wydały się Indianom niewystarczające. Jeden z wodzów zażądał nawet łodzi jako ceny za przepuszczenie ekspedycji. Wraz z kilku-dziesięcioma wojownikami próbował również schwytać Clarka. Ten ostat-ni dobył szabli, gotów użyć siły w samoobroostat-nie. Lewis postawił żołostat-nierzy w stan gotowości bojowej. Zamierzał też użyć, w razie konieczności, ob-rotowego działka zamontowanego na pokładzie łodzi. W ostatniej chwili obie strony zrezygnowały z konfrontacji. Pokój został uratowany, lecz ka-pitanowie przekonali się, jak niebezpieczna może być ich misja.

Uniknąwszy krwawej walki, wyprawa posuwała się w górę rzeki Mis-souri, niepokojona od czasu do czasu przez Tetonów. Wokół rozciągały się Wielkie Równiny. 7 września Lewis i Clark spotkali na brzegu małe zwierzęta, jakich nigdy dotąd nie widzieli. Mieszkały one, jak to określił Clark, „w wiosce” składającej się z „wielu norek”. Gdy kapitanowie zbli-żyli się do tych stworzeń, wydawały one gwizdy i kryły się w jamach. Le-wis określił zwierzątka mianem „szczekających wiewiórek”, lecz sierżant John Ordway zaproponował nazwę, która powszechnie się przyjęła i jest używana do dziś: „pieski preriowe”.

Dni i noce stawały się coraz chłodniejsze, z północy wiał przykry, zim-ny wiatr. Rankiem 5 października temperatura spadła poniżej zera stopni Celsjusza.

8 października ekspedycja osiągnęła tereny, w północnej części dzi-siejszej Dakoty Południowej, zamieszkane przez Arikarów. Szczep ten, niegdyś liczący ponad 30 000 członków, pod koniec osiemnastego wieku

8 października ekspedycja osiągnęła tereny, w północnej części dzi-siejszej Dakoty Południowej, zamieszkane przez Arikarów. Szczep ten, niegdyś liczący ponad 30 000 członków, pod koniec osiemnastego wieku

W dokumencie ZIEMIA NICZYJA, ZIEMIA OBIECANA (Stron 169-200)