• Nie Znaleziono Wyników

ZIEMIA NICZYJA, ZIEMIA OBIECANA

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "ZIEMIA NICZYJA, ZIEMIA OBIECANA"

Copied!
418
0
0

Pełen tekst

(1)

ZIEMIA NICZYJA, ZIEMIA OBIECANA

42-Plesnar-Ziemia niczyja ziemia obiecana_TYTULOWE.indd 1 2015-05-04 13:43:02

(2)
(3)

Obraz granicy w literaturze amerykańskiej

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego

(4)

Recenzent

prof. dr hab. Krzysztof Loska

Projekt okładki Barbara Figuła Pracownia Register

© Copyright by Łukasz A. Plesnar & Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Wydanie I, Kraków 2015

All rights reserved

Niniejszy utwór ani żaden jego fragment nie może być reprodukowany, przetwarzany i rozpowszechniany w jakikolwiek sposób za pomocą urządzeń elektronicznych, me- chanicznych, kopiujących, nagrywających i innych oraz nie może być przechowywany w żadnym systemie informatycznym bez uprzedniej pisemnej zgody Wydawcy.

ISBN 978-83-233-3876-5

www.wuj.pl

Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego Redakcja: ul. Michałowskiego 9/2, 31-126 Kraków tel. 12-663-23-81, 12-663-23-82, tel./fax 12-663-23-83 Dystrybucja: tel. 12-631-01-97, tel./fax 12-631-01-98 tel. kom. 506-006-674, e-mail: sprzedaz@wuj.pl

Konto: PEKAO SA, nr 80 1240 4722 1111 0000 4856 3325

(5)
(6)
(7)

Spis treści

Wstęp ... 9

1. Granica w amerykańskiej historii i kulturze ... 19

2. Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas ... 35

3. Druga granica: Daniel Boone i przekroczenie Appalachów ... 65

4. Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w indiańskiej niewoli, czyli non-fiction Indian captivity narratives ... 103

5. Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera... 139

6. W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka ... 169

7. Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain ... 219

8. Powieści groszowe (dime novels): obraz granicy dla mas ... 275

9. Powstanie i rozwój powieści kowbojskiej: Owen Wister, Andy Adams i inni ... 313

Bibliografia ... 365

Indeks nazwisk ... 395

Indeks tytułów ... 403

Spis ilustracji ... 411

(8)
(9)

Wstęp

Pomysł Ziemi niczyjej, ziemi obiecanej powstał przed kilkoma laty, gdy pra- cowałem nad książką Twarze westernu. Zastanawiając się nad literackimi inspiracjami filmów o Dzikim Zachodzie, doszedłem do wniosku, że nie- zwykle bogata, ciekawa i często reprezentująca wysoki poziom artystycz- ny amerykańska literatura poświęcona poznawaniu i kolonizacji kolejnych obszarów Ameryki Północnej, czyli przesuwaniu się na zachód granicy cy- wilizacji anglo-amerykańskiej (opisywanej za pomocą kategorii frontier, ro- zumianej jako fenomen geograficzny, historyczny, kulturowy i mentalny), jest w Polsce prawie nieznana. Z dzieł, które stały się przedmiotem mojej uwagi, przetłumaczonych zostało bardzo niewiele: pięcioksiąg Jamesa Fe- nimore’a Coopera, Pod gołym niebem Marka Twaina, Wirgińczyk Owena Wistera, Na południe od Brazos Larry’ego McMurtry’ego oraz po kilka powieści Zane’a Greya i Maxa Branda. Do tego możemy dodać przeróbkę utworu Roberta Montgomery’ego Birda Nick of the Woods, opublikowaną przez Władysława Ludwika Anczyca pt. Duch puszczy. To drobny ułamek promila wszystkich tekstów (beletrystycznych i należących do tak zwanej literatury faktu) podejmujących interesującą mnie tematykę. Krajowe wy- dawnictwa i translatorzy nie okazali się zbyt łaskawi dla książek opisują- cych kształtowanie się i życie na granicy. Nie powstało też jak dotąd żadne polskojęzyczne opracowanie analizujące amerykańskie piśmiennictwo po- święcone problematyce granicy i Starego Zachodu. Postanowiłem, przynaj- mniej w niewielkim stopniu, wypełnić tę lukę.

(10)

Studium, jakie oddaję w ręce czytelników, jest owocem żmudnej pra- cy, w trakcie której musiałem pokonać niemało trudności. Część z nich wiązała się z ograniczoną dostępnością niektórych tekstów źródłowych, część zaś miała charakter językowy (posługiwanie się przez twórców dzieł siedemnasto-, osiemnasto- i dziewiętnastowiecznych słownictwem, idiomami i konstrukcjami gramatycznymi nieużywanymi w dzisiejszej angielszczyźnie, ani w wersji brytyjskiej, ani amerykańskiej). Przeszkody udało się jednak pokonać dzięki uporowi autora, rozlicznym słownikom (np. A Dictionary of the English Language Samuela Johnsona z 1768 roku) oraz pomocy rodziny i przyjaciół.

Praca nad rozprawą dała mi wiele satysfakcji i przyjemności. Mogłem bowiem, choćby na krótko, oderwać się od problematyki filmowej, którą zajmuję się na co dzień, jednocześnie zaś wykorzystać swoje zaintereso- wania historią Stanów Zjednoczonych (szczególnie dziejami podboju Far Westu) oraz fascynację amerykańską literaturą i kulturą popularną.

Już na etapie zbierania materiałów do książki stanąłem przed bardzo trudnym zadaniem: selekcją dzieł, które staną się bohaterami moich roz- ważań. Potencjalnych kandydatów było wielu, wszak o granicy i Starym Zachodzie napisano tysiące tomów. Jako kryterium wyboru przyjąłem wagę poszczególnych pozycji mierzoną ich wpływem na amerykańską opinię publiczną i świadomość zbiorową Amerykanów. Swoją uwagę sku- piłem na tekstach starych, pochodzących z siedemnastego, osiemnastego i dziewiętnastego wieku, ale i współczesnych, dwudziestowiecznych, na utworach należących do literatury wysokiej, o niepodważalnych warto- ściach artystycznych, ale i tych będących przejawem kultury popularnej, na dziełach reprezentujących beletrystykę (fiction), ale i tych zaliczanych do literatury faktu (non-fiction).

Zdaję sobie sprawę z tego, że mimo starań o zachowanie obiektywi- zmu wybór, jakiego dokonałem, jest w dużej mierze subiektywny. Inaczej jednak być nie mogło. Materiał, który wchodził w grę, był tak obfity, że wymagał radykalnej selekcji. Świadomie pominąłem na przykład ogrom- ny blok tekstów „militarnych”: wspomnień i dzienników dowódców oraz żołnierzy odbywających służbę na Zachodzie i biorących udział w kam- paniach przeciw Indianom, a także cieszących się swego czasu sporą po- pularnością książek Elizabeth Bacon Custer, opisujących – niezwykle ten- dencyjnie – życie jej męża, generała George’a Armstronga Custera. Nie uwzględniłem również bardzo bogatej literatury pamiętnikarskiej, której autorami byli zmierzający na Zachód osadnicy, farmerzy, poszukiwacze złota oraz ich żony (zwłaszcza pamiętniki kobiet są niezwykle ciekawe).

(11)

Oczywiście mogłem poszerzyć pole obserwacji, książka rozrosłaby się jednak do ogromnych rozmiarów, a i tak byłaby na swój sposób niekom- pletna. W jednej pracy nie da się bowiem opisać całej literatury prezentu- jącej granicę i proces jej przemieszczania się na zachód. Lecz nawet gdyby jakimś cudem to się udało, rezultat okazałby się zapewne niestrawny dla odbiorców. Dokonując trawestacji słynnej maksymy Winstona Churchilla, można powiedzieć, że rozprawa naukowa powinna wyczerpać temat, a nie czytelnika.

Przytoczone wyżej względy oraz ramy tematyczne książki, sugerowa- ne przez jej tytuł, sprawiły, że musiałem także całkowicie zrezygnować z omówienia bardzo bogatej literatury europejskiej poświęconej ame- rykańskiej granicy i Staremu Zachodowi. Warto jednak pamiętać, że w dziewiętnastym wieku literackie westerny cieszyły się na naszym kon- tynencie, szczególnie w Niemczech i Francji, ogromnym powodzeniem.

Najpopularniejszym ich twórcą był z pewnością Karl May, znany przede wszystkim z cyklu powieści o szlachetnym wodzu Apaczów, Winnetou, i jego białym przyjacielu, Old Shatterhandzie (May publikował również książki, których akcja rozgrywała się na Bliskim i Dalekim Wschodzie, w Ameryce Południowej i w Afryce). Inni modni swego czasu niemiec- cy autorzy utworów o amerykańskim Zachodzie to Karl Postl (używający pseudonimu „Charles Sealsfield”), Friedrich Armand Strubberg (piszący pod pseudonimem „Armand”), Friedrich Gerstäcker i Balduin Möllhau- sen. We Francji spore wzięcie miały powieści Paula Duplessisa, Gabriela Ferry’ego i Olivera Glouxa (posługującego się pseudonimem „Gustave Aimard”), we Włoszech – Emilia Salgariego (choć głównie specjalizował się on w opowieściach o piratach), na Węgrzech – Ferenca Belanyiego, a w Wielkiej Brytanii – George’a Fredericka Ruxtona, Roberta Michaela Ballantyne’a i George’a Alfreda Henty’ego1. Ta lista byłaby niepełna, gdy- byśmy nie uwzględnili pisarzy polskojęzycznych: Władysława Ludwika Anczyca, Marcina Mizery, Teresy Prażmowskiej, Artura Lubicza i Kazi- mierza Kalinowskiego2.

1 Por. Richard H. Cracroft, World Westerns: The European Writer and the American West [w:] J. Golden Taylor (red.), A Literary History of the American West, Texas Chris- tian University Press, Fort Worth 1987, s. 159–179.

2 O polskich powieściach poświęconych amerykańskiemu Zachodowi można się spo- ro dowiedzieć z książki Sławomira Bobowskiego Nie tylko przygoda. Polskie powieści in- diańskie dla młodzieży w perspektywie etnologicznej, Oficyna Wydawnicza Atut, Wrocław 2012.

(12)

W wieku dwudziestym moda na literackie westerny w Europie nie przeminęła. Niezwykle płodnymi autorami okazali się Francuz George Fronval (w latach 1925–1975 wydał sześćset książek) oraz Norwegowie Rudolf Muss (pięćset książek) i Kjell Hallbing (publikujący pod pseudo- nimem „Louis Masterson”). Swój wkład w rozwój gatunku mieli również twórcy polscy, między innymi Arkady Fiedler, Nora Szczepańska, Stani- sław Supłatowicz, Longin Jan Okoń, Adam Bahdaj oraz Alfred i Krystyna Szklarscy.

Wielka liczba tytułów i powodzenie, jakim cieszyły się dziewiętnasto- wieczne europejskie westerny literackie, a także ogromna popularność, jaką w wieku dwudziestym zdobyły filmy i seriale telewizyjne o Dzikim Zachodzie, dobitnie świadczą nie tylko o sile mitu amerykańskiej grani- cy, ale i o jego światowym zasięgu. Amerykańska mitologia narodowa za sprawą literatury, kina i telewizji stała się mitologią globalną, zastępując w jakiejś mierze tradycyjne mitologie antyczne, przede wszystkim helleń- ską, którą poznaje młodzież licealna naszego kręgu kulturowego. I właśnie proces tworzenia – za pomocą tekstów literackich – mitu amerykańskiej granicy, wraz z późniejszymi fenomenami jego dekonstrukcji, był głów- nym przedmiotem mojego zainteresowania.

Książka składa się z dziewięciu rozdziałów. W pierwszym z nich, zaty- tułowanym Granica w amerykańskiej historii i kulturze, definiuję pojęcie granicy (frontier), łącząc je ze zjawiskiem kolonizacji, zwłaszcza anglo- saskiej, kontynentu północnoamerykańskiego. Omawiam tak zwaną hi- potezę graniczną sformułowaną w 1893 roku przez Fredericka Jacksona Turnera i głoszącą, że granica, przesuwając się stale na zachód, stanowi- ła miejsce najszybszej i najskuteczniejszej amerykanizacji osadników ze Wschodu i imigrantów. Ponieważ pochód cywilizacji na zachód odbywał się w różnym tempie, zależnie od tego, kto go prowadził, rozróżniam, za Turnerem, cztery typy granicy: granice handlarzy i traperów, ranczerów, górników oraz farmerów. Ta pierwsza była najbardziej pionierska i dyna- miczna, ta ostatnia najbardziej stabilna i kulturotwórcza.

Przez ponad pół wieku „hipoteza graniczna” była powszechnie ak- ceptowana jako narzędzie interpretacji amerykańskiej historii. W latach trzydziestych dwudziestego wieku pojawiły się jednak kontrowersje i gło- sy krytyki. Przedstawiam pokrótce najważniejsze wysuwane wobec niej zastrzeżenia i staram się odpowiedzieć na pytanie, czy dzisiaj może ona nadal służyć za pożyteczny instrument badawczy lub przynajmniej źródło inspiracji. Zwracam również uwagę na fakt, że granica nie stanowiła zja- wiska wyłącznie historycznego, lecz była także, i nadal pozostaje, mitem.

(13)

Mit granicy, w przeciwieństwie do mitów klasycznych, powstał przy tym w wyniku działalności piśmienniczej, jest więc swego rodzaju artefaktem zbudowanym z trzech elementów strukturalnych: bohatera, świata przed- stawionego oraz narracji opisującej wzajemne relacje bohatera i świata.

W analizach tekstów mitologizujących (lub odwrotnie: demitologizują- cych) granicę będę uwzględniał tę strukturalną specyfikę mitu.

Rozdział drugi, noszący tytuł Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas, jest poświęcony dwóm mitycznym postaciom z epoki kolonialnej, które stały się bohaterami pierwszej amerykańskiej legendy opowiadającej o niewinnej indiańskiej dziewczynie, ratującej ży- cie dzielnemu i szlachetnemu białemu mężczyźnie. Choć Smith był Angli- kiem, pisarze zza Atlantyku ukazywali go jako ideał kolonisty i prototyp przyszłego amerykańskiego herosa, Pocahontas traktowali natomiast jako wzorzec indiańskiej kobiety: pięknej, prawej i dobrowolnie podporządko- wującej się kulturze białego człowieka. Dostrzegano w niej także uciele- śnienie pewnej utopii: pokojowej koegzystencji i współpracy dwóch spo- łeczności zamieszkujących Amerykę Północną, Indian i kolonistów.

Prowadząc rozważania o obu postaciach, odwołuję się zarówno do prac samego Smitha, zwłaszcza The Generall Historie of Virginia, New- -England, and the Summer Isles… (1624), jak i późniejszych utworów lite- rackich, takich jak: The First Settlers of Virginia (1806) Johna Davisa, The Forest Maiden (1833) Williama Gilmore’a Simmsa, Captain John Smith: A Biography (1868) George’a Canninga Hilla, My Lady Pocahontas (1879) Johna Estena Cooke’a i Pocahontas: A Story of Virginia (1895) Johna R. Musicka. Poddaję też szczegółowej analizie dwie powieści wy- korzystujące wizerunkowy wzorzec Pocahontas, choć nieco go modyfiku- jące. Pierwsza, Hope Leslie; or, Early Times in Massachusetts (1827) Ca- tharine Marii Sedgwick, reprezentuje tak zwaną literaturę wysoką; druga, Malaeska, the Indian Wife of the White Hunter (1839) Ann S. Stephens, należy do literatury popularnej.

Bohaterem rozdziału trzeciego pt. Druga granica: Daniel Boone i prze- kroczenie Appalachów jest sławny osiemnastowieczny pionier, myśliwy i żołnierz, którego autorzy licznych powieści, poematów i literackich biografii uczynili postacią mityczną, oświeceniowym Człowiekiem Na- tury i samotnym traperem, równocześnie zaś archetypem kolonizatora oraz apostołem cywilizacji (tę pozorną wizerunkową sprzeczność posta- ram się wyjaśnić i rozwiązać). Z bogatego repertuaru tekstów literackich prezentujących życie i przygody Boone’a gruntownej analizie poddałem dwa: The Adventures of Colonel Daniel Boone (1784) Johna Filsona oraz

(14)

The First White Man of the West, or The Life and Adventures of Daniel Boone, the First Settler of Kentucky (1868) Timothy’ego Flinta. Odwołu- ję się także do kilku innych pozycji, na przykład: The Mountain Muse:

Comprising the Adventures of Daniel Boone (1813) Daniela Bryana, Daniel Boone and the Hunters of Kentucky (1856) Williama Henry’ego Bogar- ta, Daniel Boone: The Pioneer of Kentucky (1874) Johna S.C. Abbotta, The Days of Daniel Boone: A Romance of “The Dark and Bloody Ground”

(1883) Franka H. Nortona i The Life and Times of Col. Daniel Boone:

Hunter, Soldier, and Pioneer (1884) Edwarda S. Ellisa.

W rozdziale czwartym, Kobiety znad granicy: opowieści o pobycie w in- diańskiej niewoli, omawiam wybrane teksty reprezentujące pierwszy czy- sto amerykański gatunek literacki, czyli Indian captive narratives. Ogra- niczam się przy tym do utworów przybierających formę wspomnień i pisanych przez kobiety. Za June Namias wyróżniam trzy typy bohaterek Indian captivity narratives: Ocalone, Amazonki i Kruche Kwiaty.

Wzorcem ocalonej jest Mary White Rowlandson, autorka słynnej The Sovereignty and Goodness of God (1682), w której relacjonowała po- rwanie i jedenastotygodniowy pobyt w niewoli u Narragansettów w 1676 roku.

Przykład Amazonki to Hannah Duston, uprowadzona w 1697 roku przez wojowników ze szczepu Abenaki, której jednak udało się uciec, po wcześniejszym zabiciu tomahawkiem dziesięciu Indian, w tym sześcioro dzieci. Jej przygody przedstawił najpierw wpływowy purytański pastor i kaznodzieja oraz płodny pisarz Cotton Mather w monumentalnej Mag- nalia Christi Americana (1702), aprobując całkowicie postępowanie swej bohaterki. Podobne stanowisko zajmował Timothy Dwight w Travels in New England and New York (1823) i John Greenleaf Whittier w Legends of New England (1831). Zdecydowanym krytykiem Duston okazał się na- tomiast jeden z najwybitniejszych amerykańskich pisarzy dziewiętnastego wieku, Nathaniel Hawthorne, autor szkicu The Duston Family, opubliko- wanego w 1836 roku w czasopiśmie „The American Magazine of Useful and Entertaining Knowledge”.

Jako egzemplifikację postaci Kruchego Kwiatu wybrałem Minnie (Wil- helminę) Buce Carrigan, autorkę wydanych w 1903 roku wspomnień z ataku Siuksów na wioskę Middle Creek w Minnesocie, do którego doszło 41 lat wcześniej (w 1862 roku). Napastnicy zabili rodziców i dwie siostry Minnie, ją samą zaś oraz brata Augusta i siostrę Augustę uprowadzili. By udramatyzować swą opowieść, noszącą tytuł Captured by the Indians: Re- miniscences of Pioneer Life in Minnesota, Buce Carrigan zamieściła relacje

(15)

kilku osób, opowiadających o tej samej napaści Indian i okrucieństwach, jakich dopuszczali się czerwonoskórzy.

Teksty Rowlandson, Duston i Buce Carrigan przedstawiały Indian jako krwiożercze bestie oraz uosobienie zła, grzechu i zepsucia. Trafiały się jed- nak captivity narratives, w których odnajdziemy nieco bardziej pozytywny obraz rdzennych Amerykanów. Należą do nich wspomnienia Mary Jemi- son, spisane, zredagowane i opublikowane przez Jamesa E. Seavera w 1824 roku pt. A Narrative of the Life of Mrs. Mary Jemison, Who Was Taken by the Indians in the Year 1755, oraz wydana w 1863 roku broszura Sary F. Wake- field Six Weeks in the Sioux Tepees: A Narrative of Indian Captivity.

Rozdział piąty, Natty Bumppo, czyli pięcioksiąg Jamesa Fenimore’a Coopera, poświęciłem analizie (pod kątem mitotwórczym) pięciu powie- ści „ojca amerykańskiej literatury” (określenie Williama Faulknera): Pio- nierów (1823), Ostatniego Mohikanina (1826), Prerii (1827), Tropiciela śladów (1840) oraz Pogromcy zwierząt (1841). Utwory te tradycyjnie trak- towane są jako pewna całość i uważane za skarbiec amerykańskich mitów narodowych. Mity te usiłuję śledzić i opisywać. Dochodzę przy tym do wniosku, że najbardziej mityczny charakter ma centralna postać pięcio- księgu, Natty Bumpoo, ucharakteryzowany na archetypicznego „człowie- ka granicy” (frontiersmana), będący – by posłużyć się słowami jednego z amerykańskich literaturoznawców – „nowym człowiekiem, Amerykani- nem, metaforą zachodniej granicy w ludzkim ciele”.

Ważnymi postaciami pięcioksięgu są Indianie. Cooper nie tworzy jed- nak ich autentycznego obrazu, odwołując się raczej do dwóch odmien- nych stereotypów rdzennych Amerykanów. Indianie autora Pionierów są albo bezgranicznie dobrzy i szlachetni, albo absolutnie źli. Dobrzy są Mohikanie, ich kuzyni Delawarowie oraz Paunisi, źli natomiast Hurono- wie, Irokezi i Siuksowie.

Nie zawsze wszakże w literaturze opisującej granicę spotykamy się z takim dwoistym wizerunkiem czerwonoskórych. Jako przykład utwo- ru, w którym Indianie są wyłącznie dobrzy, podaję niezbyt udany arty- stycznie melodramat Lydii Marii Child zatytułowany Hobomok: A Tale of Early Times (1824). Egzemplifikacją tendencji odwrotnej, ukazywania Indian jako uosobienia zła, jest z kolei bardzo popularna swego czasu po- wieść Roberta Montgomery’ego Birda Nick of the Woods, or The Jibbena- inosay: A Tale of Kentucky (1837). Autor stworzył przy okazji wzorcowy model literackiego westernu z dominującym motywem zemsty, a także skonstruował archetyp postaci mściciela, bez której trudno wyobrazić so- bie literaturę opowiadającą o życiu na Zachodzie.

(16)

Głównym tekstem omawianym i analizowanym przeze mnie w rozdzia- le szóstym, W poszukiwaniu Przejścia Północno-Zachodniego: wyprawa Lewisa i Clarka, są dzienniki obu podróżników, drobiazgowo opisujących sławną ekspedycję z lat 1804–1806. Stanowią one fascynującą lekturę i mogą być traktowane nie tylko jako relacja z podróży, ale również jako dzieło literackie. Oddajmy na chwilę głos Frankowi Bergonowi, amery- kańskiemu pisarzowi i krytykowi literackiemu. „Spoglądając z perspekty- wy prawie dwóch wieków – pisał on w 2004 roku – łatwo zauważyć, że te niejednorodne, fragmentaryczne, nieoszlifowane zapiski pełnią funk- cję narodowego eposu. Posługując się wielością stylów, opowiadają one o ludzkich zmaganiach z dziką naturą, wędrówce na zachód i powrocie do domu. Wykorzystując formę bezpośredniej i prostej opowieści, uosabiają mityczną historię narodu w stopniu znacznie wyższym niż większość po- ematów, powieści i sztuk teatralnych”.

Bohaterami moich rozważań są w pierwszej kolejności Meriwether Le- wis i William Clark, przywódcy wyprawy. Sporo uwagi poświęcam tak- że Sacagawei z plemienia Szoszonów, kobiecie dla amerykańskiej historii i kultury niemal tak mitycznej jak Pocahontas. To właśnie ona, na równi z Lewisem i Clarkiem, stała się centralną postacią wielu powieści, powsta- łych jednak już w wieku dwudziestym i dwudziestym pierwszym. W roz- prawie odwołuję się między innymi do: The Conquest: The True Story of Lewis and Clark (1902) Evy Emery Dye, Red Heroines of the Northwest (1930) Byrona Defenbacha, Star of the West: The Romance of the Lewis and Clark Expedition (1935) Ethel Hueston, I Should Be Extremely Hap- py in Your Company: A Novel of Lewis and Clark (2003) Briana Halla, Eclipse: A Novel of Lewis and Clark (2003) Richarda S. Wheelera i Love on the Lewis and Clark Trail (2004) Pata Deckera.

Kilka ostatnich stron rozdziału szóstego przeznaczyłem na omówienie wydanych w 1845 roku raportów z dwóch pierwszych wypraw zorgani- zowanych i kierowanych przez Johna Charlesa Fremonta (w sumie było ich pięć), opatrzonych tytułem Report of the Exploring Expedition to the Rocky Mountains in the Year 1842, and to Oregon and North California in the Years 1843–’44.

Rozdział siódmy ma trzech bohaterów, na co wskazuje zresztą jego ty- tuł: Relacje z podróży na krańce cywilizacji: Washington Irving, Francis Parkman, Mark Twain. Najwięcej miejsca poświęcam Irvingowi, jednemu z najwybitniejszych i najbardziej znanych amerykańskich prozaików dzie- więtnastego wieku, autorowi aż trzech książek o granicy. Lecz tylko jedna z nich, A Tour on the Prairies (1835), ma charakter wspomnień z własnej

(17)

podróży, odbytej w 1832 roku wraz z oddziałem wojskowych zwiadow- ców, w głąb Terytorium Indiańskiego w dzisiejszej wschodniej Oklahomie.

Pozostałe dwa utwory, Astoria (1836) i The Adventures of Captain Bonne- ville (1837), zostały oparte na relacjach innych osób. W Astorii Irving opi- sywał dramatyczne dzieje dwóch ekspedycji zorganizowanych przez Johna Jacoba Astora, jednej morskiej, a drugiej lądowej, które miały dotrzeć do ujścia rzeki Kolumbii do Oceanu Spokojnego. Celem wyprawy morskiej było założenie tam ufortyfikowanej faktorii. Wyprawa lądowa miała na- tomiast zbadać szlaki komunikacyjne przez kontynent i znaleźć lokalizacje dogodne do zbudowania placówek handlowych. Obie ekspedycje dotarły wprawdzie na miejsce przeznaczenia, ale zamiar przejęcia kontroli przez Astora nad handlem futrami na ogromnym obszarze na zachód od Gór Skalistych nie powiódł się. W The Adventures… Irving relacjonował z ko- lei przebieg wyprawy badawczo-handlowej, prowadzonej przez kapitana Bonneville’a, imigranta z Francji i oficera armii amerykańskiej, eksplorują- cej tereny obecnego północnego zachodu Stanów Zjednoczonych. A Tour on the Prairies oraz Astorię poddaję gruntownej analizie, Adventures…

przywołuję zaś niejako na marginesie głównych rozważań.

W drugiej części rozdziału dokładnie omawiam niezwykle ciekawą pra- cę Francisa Parkmana, późniejszego wybitnego historyka, The Oregon Trail:

Sketches of Prairie and Rocky Mountain Life (1849). Jest to niewątpliwie jedna z najlepszych dziewiętnastowiecznych reportażowych książek ame- rykańskich, opisująca przedsięwziętą w 1846 roku ekskursję z St. Louis, wzdłuż tak zwanego Szlaku Oregońskiego, przez tereny dzisiejszych sta- nów Missouri, Kansas, Nebraska i Wyoming do Fortu Laramie i dalej przez Kolorado i Kansas do osady Independence w Missouri.

Rozdział kończę analizą książki Marka Twaina Pod gołym niebem (1872), opowiadającej o przeżyciach i wrażeniach autora z czasów jego pobytu na zachodzie Stanów Zjednoczonych, w Nevadzie i północnej Kalifornii oraz z wycieczki na Hawaje. Utwór jest gatunkową hybrydą, łączącą elementy powieści podróżniczej, reportażu, prywatnego dzienni- ka i literackiej autobiografii. W jego opisie zwracam uwagę na fascynację Twaina przemocą i jego skrajnie negatywny, graniczący z rasizmem, stosu- nek do Indian.

W rozdziale ósmym, zgodnie z jego tytułem (Powieści groszowe: obraz granicy dla mas), zajmuję się niezwykle popularnym w drugiej połowie dziewiętnastego i na początku dwudziestego wieku fenomenem tak zwa- nych dime novels, reprezentujących literaturę popularną w najbardziej skrajnej postaci. Względnie dokładnie omawiam dorobek czterech auto-

(18)

rów powieści groszowych (względnie, ponieważ każdy z nich tworzył tek- sty hurtowo i ma na swym koncie po kilkaset utworów): Edwarda S. El- lisa, Edwarda Zane’a Carrolla Judsona, używającego pseudonimu „Ned Buntline”, Prentissa Ingrahama i Edwarda L. Wheelera.

W dalszej części tej partii książki skupiam się na twórczości dwudzie- stowiecznych kontynuatorów tradycji dime novels: Zane’a Greya oraz Fredericka Schillera Fausta, pisującego pod pseudonimem „Max Brand”.

Ostatni, dziewiąty rozdział zatytułowany jest Powstanie i rozwój powie- ści kowbojskiej. Opisuję w nim krótko ewolucję gatunku od jego narodzin po współczesność. Dokonuję także szczegółowej analizy czterech należą- cych do niego utworów: Wirgińczyka (1902) Owena Wistera, The Log of a Cowboy (1903) Andy’ego Adamsa, Monte Walsh (1963) Jacka Schaefera oraz Na południe od Brazos (1985) Larry’ego McMurtry’ego.

***

Chcę podziękować wszystkim, którzy wspierali mnie podczas pisania Ziemi niczyjej, ziemi obiecanej: żonie, córkom, koleżankom i kolegom z Instytutu Sztuk Audiowizualnych Uniwersytetu Jagiellońskiego, a także moim kotom, których donośne miauczenie mobilizowało mnie do wytę- żonej pracy.

(19)

1

Granica w amerykańskiej historii i kulturze

W amerykańskiej tradycji termin „granica” (frontier) rozumiany jest nie- co inaczej niż w Europie. Na naszym kontynencie oznacza on mniej lub bardziej umowną linię zamykającą (wyznaczającą) pewien określony ob- szar (parcelę, wieś, miasto itp.) lub oddzielającą od siebie dwa terytoria, będące często podmiotami politycznymi względnie administracyjnymi, na przykład państwami, województwami, powiatami czy gminami albo ich odpowiednikami w innych systemach administracji publicznej3. Tym- czasem w Stanach Zjednoczonych słowem „granica” zwykło się określać zazwyczaj pas ziemi stanowiący najdalszą strefę zasiedlenia przez białą ludność wraz z przylegającym do niej obszarem bez stałych osiedli (wil- derness), tylko okazjonalnie penetrowanym przez badaczy, traperów, my- śliwych i osoby handlujące z Indianami.

Tak rozumiana granica wiąże się więc ze zjawiskiem osadnictwa i kolo- nizacji kontynentu północnoamerykańskiego. Sam termin został oficjalnie użyty po raz pierwszy w 1690 roku, gdy komitet działający przy samorzą- dowej legislaturze Massachusetts, zwanej The General Court of Massa-

3 Istnieje naturalnie jeszcze inne znaczenia terminu „granica”, np. „linia podziału, czynniki różnicujące” oraz „pewien ograniczony zasięg, miara, kres czegoś dozwolonego, przyjętego; koniec, kres możliwości”. Por. Mieczysław Szymczak (red.), Słownik języka polskiego, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1978, t. I, s. 694.

(20)

chusetts, poprosił ją, by określiła, czym jest i gdzie przebiega granica ko- lonii, a także utworzyła wojskowe garnizony, w sile czterdziestu żołnierzy, w każdym nadgranicznym osiedlu4. Ale granica, niezależnie od tego, jakim słowem ją określano, pojawiła się na terenie dzisiejszych Stanów Zjedno- czonych znacznie wcześniej, wraz z pierwszymi osadnikami z Hiszpanii, Francji, Danii i Anglii.

Szczególnie ważna okazała się kolonizacja angielska. Po kilkunastu nie- fortunnych próbach w szesnastym i na początku siedemnastego wieku, w 1607 roku udało się założyć pierwszą stałą osadę na terenie dzisiejszego stanu Wirginia. Na cześć króla Jakuba I nazwano ją Jamestown. W następ- nych latach nowe osiedla rosły jak grzyby po deszczu. W drugiej połowie siedemnastego wieku obszar skolonizowany obejmował nie tylko wybrze- że Atlantyku, ale i tereny położone wzdłuż rzek wpadających do oceanu.

Na początku osiemnastego wieku angielscy handlarze futrami dotar- li do rzeki Ohio. W latach trzydziestych pierwsi osadnicy przekroczyli Pasmo Błękitne (Blue Range) w Appalachach i wkroczyli do doliny She- nandoah w dzisiejszych stanach Wirginia i Wirginia Zachodnia. W tym samym mniej więcej czasie chaty farmerów pojawiły się na płaskowyżu

4 Por. Frederick Jackson Turner, The Frontier in American History, Dover Publica- tions, New York 1996, s. 39.

Zdj. 1. Przybycie do Jamestown (ilustracja z roku 1905)

(21)

Piedmont w Karolinie Północnej i Południowej. W drugiej połowie tego stulecia osadnicy zaczęli przybywać nad brzegi rzek Mohawk w obecnym stanie Nowy Jork, New River w Karolinie Północnej i Wirginii, Kanawha w Wirginii Zachodniej, a także do źródeł Yadkin i French Broad w Karo- linie Północnej. W 1763 roku król Jerzy III, reagując na powstanie Pon- tiaca, ogłosił proklamację zabraniającą jego poddanym osiedlania się na zachód od źródeł rzek wpadających do Atlantyku. Postępów kolonizacji nie dało się już jednak zatrzymać.

Dalszy rozwój osadnictwa nastąpił w czasie i po zakończeniu wojny o niepodległość. Jeszcze w okresie rewolucji osadnicy przybyli do Kentucky i Tennessee, zakładając między innymi osiedla Harrodsburg i Fort Boones- borough. Jak wykazał pierwszy spis ludności w Stanach Zjednoczonych, przeprowadzony w 1790 roku, tereny zasiedlone obejmowały w tym cza- sie: południowe Maine, Nową Anglię z wyjątkiem części Vermontu i New Hampshire, Nowy Jork wzdłuż dolin rzek Hudson i Mohawk, wschodnią

Zdj. 2. Fort Boonesborough (ilustracja z roku 1912)

(22)

i południową Pensylwanię, znaczne fragmenty Wirginii i Wirginii Zachod- niej, obie Karoliny i wschodnią Georgię. Poza tym obszarem ciągłego zalud- nienia znajdowały się osadnicze enklawy w Kentucky, Tennessee i Ohio5.

W kolejnych dekadach obszary zasiedlane przez osadników stale się powiększały. Drugi spis ludności z 1820 roku wykazał, że fala imigrantów napłynęła do Ohio, południowej Indiany i Illinois, południowo-wschod- niego Missouri, Kentucky, Tennessee, Missisipi, południowej Luizjany i na Florydę. Potem rozlała się na Michigan, pozostałe części Indiany i Illinois, na Arkansas, resztę Missouri, Iowę, Wisconsin oraz Minnesotę, Kansas, Nebraskę i obie Dakoty.

W połowie dziewiętnastego wieku granica pojawiła się w Kalifornii, gdzie odkrycie złota ściągnęło tysiące poszukiwaczy. Od początku lat czterdziestych grupy osadników zaczęły osiedlać się w Oregonie i Utah, przekraczając – często z narażeniem życia – pas Wielkich Równin i Góry Skaliste. Nieco później poszukiwacze złota pojawili się w Kolorado, a far- merzy i ranczerzy w Wyoming, Montanie, Idaho i Waszyngtonie. Pod ko- niec dziewiętnastego wieku właściwie cały obszar Stanów Zjednoczonych, może poza Alaską, był zwarcie zasiedlony, a granica, pojmowana jako za- sięg osadnictwa, zniknęła.

W swoim słynnym tekście The Significance of the Frontier in Ameri- can History Frederick Jackson Turner sformułował tak zwaną hipotezę graniczną (frontier hypothesis)6. Głosiła ona, że różnice między cywiliza- cjami Europy i Ameryki wynikały w dużej mierze z unikatowego środo- wiska geograficznego Nowego Świata. Jego najbardziej charakterystycz- ną cechą było „istnienie obszarów dostępnej ziemi, ich stały ubytek oraz proces osadnictwa postępujący w kierunku zachodnim”7. Krocząc przed siebie, imigranci nie tylko pozbywali się dotychczasowego bagażu kultu- rowego i przystosowywali się do całkowicie nowych, nieznanych im dotąd warunków fizjograficznych, lecz odrzucali także wiele cywilizacyjnych za- wiłości. Jak pisze Ray Allen Billington:

5 Ibidem, s. 5–6.

6 Tekst ten, w formie referatu, został wygłoszony 12 lipca 1893 roku na spotkaniu American Historical Association w Chicago. Po raz pierwszy opublikowano go 14 grud- nia tego samego roku w „Proceedings of the State Historical Society of Wisconsin”, a póź- niej zamieszczono w książce Turnera The Frontier in American History (Henry Holt, New York 1920) jako jej pierwszy rozdział. Książka była wielokrotnie wznawiana, między in- nymi w nowojorskiej oficynie Dover Publications w 1996 roku.

7 Frederick Jackson Turner, The Frontier in American History, Henry Holt, New York 1920, s. 1.

(23)

(…) prymitywne osiedla, jakie zakładali wzdłuż granicy, poddane były słabszej społecznej, politycznej i ekonomicznej kontroli niż zwarte osady na Wscho- dzie, a mieszkający w nich ludzie nie mieli wiele czasu na życie kulturalne, gdyż swą energię poświęcali karczowaniu lasów. Gdy przybywali nowi osad- nicy, społeczności te dojrzewały, ale cywilizacja, którą tworzyły, różniła się znacznie od tej ze Wschodu. Jej instytucje uległy modyfikacji pod wpływem osobliwego otoczenia, specyficznej ewolucji oraz wkładu wnoszonego przez radykalnie odmienne grupy tworzące wspólny porządek społeczny. Nastąpiła

„amerykanizacja” ludzi i ich zbiorowości8.

Istotę tego procesu Turner opisuje z charakterystycznym dla siebie po- etyckim zadęciem:

Granica jest miejscem najszybszej i najskuteczniejszej amerykanizacji. Dzika natura (wilderness) panuje tu nad kolonistą. Wprawdzie przybywa on w eu- ropejskim stroju, z europejskimi narzędziami, podróżuje po europejsku i po europejsku myśli, ale natura zabiera mu wkrótce większość atrybutów cywili- zacji. Zmusza go do podróżowania w brzozowym kanu, pozbawia odzieży Eu- ropejczyka i przyobleka w strój myśliwski oraz mokasyny, umieszcza go w cha- cie z bali wzniesionej na modłę Czirokezów lub Irokezów i każe mu zbudować wokół niej indiańską palisadę. Kolonista uprawia indiańską kukurydzę, orze ziemię zaostrzonym drewnianym palem, wydaje okrzyk wojenny i skalpuje wroga w ortodoksyjny indiański sposób. Mówiąc krótko, środowisko granicy jest początkowo zbyt nieprzyjazne dla białego przybysza. Jeśli nie chce zginąć, musi zaakceptować nowe warunki i przystosować się do indiańskiego stylu życia. Powoli przekształca dziką przyrodę, lecz rezultat tego procesu nie przy- pomina starej Europy. Rezultatem jest nowy twór, Amerykanin9.

Turner utrzymywał, że dzięki stałemu przesuwaniu granicy, połączone- mu z przekraczaniem geograficznych barier: Appalachów, rzeki Missisipi, rzeki Missouri, szerokiego pasa Wielkich Równin i Gór Skalistych, rozwój Stanów Zjednoczonych nie miał charakteru liniowego. Przebiegał on ra- czej koliście – na każdym etapie, przy pokonywaniu każdej nowej granicy, osadnicy napotykali bardzo podobne, prymitywne warunki życia, wyma- gające od nich porzucenia starych (wyniesionych ze Wschodu lub Europy) przyzwyczajeń i zaadaptowania się do nowej, prostej egzystencji na sty- ku cywilizacji i dzikiej natury. Na każdym etapie musieli też stawić czoło podobnym problemom: zagrożeniu ze strony Indian, kwestii publicznej i prywatnej własności ziemi, wzajemnym relacjom między „starymi” i „no-

8 Ray Allen Billington, The American Frontier, Service Center for Teachers of History, Washington 1958, s. 1–2.

9 Frederick Jackson Turner, The Frontier in American History, op. cit., s. 3–4.

(24)

wymi” imigrantami oraz budowaniu zrębów działalności politycznej, reli- gijnej, ekonomicznej i edukacyjnej.

Oczywiście, stałe przesuwanie się granicy na zachód powodowało, że każdą kolejną fazę, oprócz podobieństw do poprzednich, charakte- ryzowały także różnice, wynikające z odmienności miejsca i czasu. Ży- cie w puszczach Kentucky i Tennessee w drugiej połowie osiemnastego wieku tylko w niewielkim stopniu przypominało egzystencję osadników w siedemnastowiecznych koloniach nad Atlantykiem. To samo dotyczyło dziewiętnastowiecznych gospodarstw w dolinie Missisipi, farm Kansas czy Nebraski oraz górniczych osiedli w Górach Skalistych.

Pochód cywilizacji w kierunku zachodnim odbywał się w różnym tem- pie, zależnie od tego, kto go prowadził. Dlatego Turner proponuje odróż- niać cztery typy granicy: granice handlarzy, ranczerów, górników i farme- rów. Najbardziej dynamiczni byli handlarze, robiący interesy z Indianami, oraz traperzy. Jak pisze amerykański historyk:

Gdy kopalnie i zagrody dla bydła były wciąż rozlokowane w pobliżu morskie- go wybrzeża, handlarze przekraczali już Appalachy i zapuszczali się w okolice Wielkich Jezior. Gdy traperzy dotarli do Gór Skalistych, farmerzy nadal tkwili w dolinie Missisipi10.

Handlarze i traperzy odegrali też niezwykle ważną rolę w poznawaniu amerykańskiego interioru. To właśnie oni, jako pierwsi biali, docierali do najdzikszych i najtrudniej dostępnych obszarów kontynentu, to oni prowa- dzili sławnych odkrywców i podróżników: Meriwethera Lewisa i Willia- ma Clarka, Zebulona Pike’a, Johna C. Fremonta, Josepha R. Walkera oraz George’a M. Wheelera. Byli ludźmi, którzy zdążyli poznać grozę i wspa- niałość prawdziwie dzikiej natury oraz zakosztować życia jej pierwotnych mieszkańców. Gdy na scenie pojawili się osadnicy, to prymitywne życie dawno już odeszło w przeszłość. Farmerzy spotykali Indian uzbrojonych nie tylko w tradycyjne dzidy i łuki, ale i w broń palną. Paradoksalnie, han- dlarze, uzależniając tubylców od białej cywilizacji, wyposażali ich w sku- teczne narzędzie oporu wobec niej.

Epoka handlarzy i traperów, odkrywających nieznane ziemie i na- wiązujących pierwsze stosunki z czerwonoskórymi, szybko przeminęła.

Trwałe elementy cywilizacji przynosili dopiero osadnicy. Turner konstatu- je, że na nowe tereny napływali oni zazwyczaj w trzech falach. Najpierw przybywali pionierzy, prowadzący zwykle w pełni naturalną gospodarkę

10 Ibidem, s. 12.

(25)

Zdj. 3. Traper (obraz Charlesa Deas z 1844 roku, zatytułowany Long Jakes;

the Rocky Mountain Man)

rolną. Na wykarczowanych, kilkunastoarowych poletkach, za pomocą prymitywnych, własnoręcznie wykonanych narzędzi, uprawiali kukury- dzę, kapustę, fasolę, ogórki i ziemniaki. Mieszkali w jednoizbowych cha- tach z bali, a w prowizorycznych stajniach trzymali nieliczny inwentarz:

konia, krowę i jedną lub dwie świnie. Gdy okolica stawała się bardziej zaludniona, a ich nieskrępowana do tej pory wolność była ograniczana społecznymi konwencjami, sprzedawali swą własność i ruszali ku nowym wyzwaniom, by w leśnej głuszy lub na spalonej słońcem prerii zaczynać życie od nowa.

Na ich miejsce pojawiali się osadnicy innego rodzaju. Nie zajmowa- li, lecz kupowali ziemię, starając się stworzyć większe i bogatsze farmy.

Domy wyposażali w ceglane lub kamienne kominy, a w okna wprawiali szyby. Oczyszczali szlaki dla wozów, wznosili mosty nad potokami, czasem budowali również młyny, spichlerze, kościoły i szkoły.

W trzeciej fali imigrantów znajdowali się ludzie interesu, finansiści i przedsiębiorcy, gotowi inwestować w niedawno powstałe osady. To

(26)

dzięki nim małe wioski szybko przekształcały się w miasteczka i miasta z szerokimi ulicami, parkami, ogrodami i reprezentacyjnymi gmachami.

Wraz z architekturą zmieniał się też styl życia mieszkańców, którzy coraz bardziej zaczynali cenić komfort i wygody. Z upływem czasu w prymi- tywnych niegdyś osiedlach zagościło wyrafinowanie, przepych, elegancja, a nawet frywolność.

Cechą charakterystyczną osadnictwa farmerskiego była często jego cy- kliczność. Rolnicy, jak pamiętamy, uprawiali pola metodami bardzo prymi- tywnymi, nie stosując płodozmianu. Po pewnym czasie zaczynali więc osią- gać coraz skromniejsze plony ze względu na postępujące jałowienie ziemi.

Wtedy sprzedawali za bezcen swe włości i znowu ruszali na zachód, gdzie za jeszcze mniejszą sumę kupowali kolejną dziewiczą działkę, której ży- zność zapewniała im obfitość płodów rolnych przez kilka najbliższych lat.

Zupełnie odmiennie postępowała inna grupa osadników – hodowcy bydła. Budując rancza, zamierzali oni raczej pozostać w nich na stałe, po- większając stada i wykorzystując coraz więcej pastwisk. Początkowo sta- nowiły one zazwyczaj własność publiczną, zwaną open range (wypasają- cych na nich ranczerów określano mianem free greezers). Później ziemia

Zdj. 4. Chata rodziny pionierów (The Robert F. Aldous Cabin)

(27)

przeszła w ręce prywatne, co dało początek wielu konfliktom zarówno między poszczególnymi hodowcami, jak i nimi oraz farmerami.

Istnienie i stałe przesuwanie się granicy na zachód miało, zdaniem Tur- nera, doniosłe konsekwencje. We wczesnym, jeszcze kolonialnym, okresie przyczyniało się do zmniejszenia zależności osadników od władz angiel- skich. Im dalej od wybrzeża, tym wpływy metropolii stawały się mniej- sze, a możliwości sprawowania kontroli nad kolonistami były bardziej ograniczone. Prowadziło to w prostej linii do amerykanizacji imigrantów.

Proces ten nie dotyczył wyłącznie osadników pochodzenia angielskiego.

Obejmował także Irlandczyków, Szkotów, Niemców, Holendrów, Szwe- dów i przedstawicieli wielu innych narodowości. W rezultacie powstał grunt, na którym mogła ukształtować się nowa, amerykańska świadomość narodowa i podstawy niezależnej państwowości.

Granica tworzyła również zapotrzebowanie na kupców, a w konse- kwencji kładła podwaliny pod rozwój nowoczesnej gospodarki kapita- listycznej. Kupcy byli często jedynym łącznikiem między kolonistami a cywilizowanym światem, umożliwiając tym pierwszym przetrwanie.

Odegrali też ważną rolę w procesie odkrywania i lepszego poznawania kontynentu, nawiązując stosunki handlowe z Indianami zamieszkującymi obszary nietknięte jeszcze przez białe osadnictwo.

Z przesuwaniem się granicy łączyła się konieczność zarządzania pu- bliczną własnością ziemską. Zwłaszcza kupno od Francji Luizjany w 1803 roku, co niemal podwoiło obszar Stanów Zjednoczonych, stało się punk- tem zwrotnym nie tylko w terytorialnym rozwoju państwa, ale i w zmia- nach ustawodawczych, w tym konstytucyjnych. Wzmocniły one wydatnie pozycję rządu federalnego, ujednoliciły system polityczny i administracyj- ny, wreszcie ograniczyły lokalne partykularyzmy, szczególnie widoczne na wybrzeżu atlantyckim.

Najważniejszym efektem oddziaływania granicy było jednak dla Turne- ra krzewienie demokracji. Granica rodziła indywidualizm, a organizacja socjalna, jeśli w ogóle się pojawiała, była prymitywna, opierając się na naj- mniejszej i najbardziej zwartej grupie społecznej, czyli rodzinie. Osadnicy niechętnie poddawali się jakiejkolwiek kontroli, zwłaszcza tej bezpośred- niej, sprawowanej przez władze. Z jednej strony rodziło to poczucie nie- zależności i kult wolności, z drugiej zaś ograniczało plenipotencje samej władzy.

Konsekwencje tego stanu rzeczy były wielorakie: polityczne, kulturo- we i psychologiczne. Turner twierdził, że to właśnie granicy „amerykań- ski charakter” zawdzięczał swoje wyjątkowe właściwości: nieokrzesanie

(28)

i siłę, wnikliwość i ciekawość świata, praktyczność i pomysłowość, pęd do bogacenia się i umiejętność osiągania wielkich celów, pewnego rodzaju niesforność i indywidualizm, a jednocześnie optymizm i wylewność.

Przez ponad pół wieku sformułowana przez Turnera „hipoteza gra- niczna” była powszechnie akceptowanym narzędziem służącym do in- terpretacji amerykańskiej historii. Kontrowersje zaczęły się pojawiać po śmierci jej autora w 1932 roku. Na świecie szalał wówczas Wielki Kryzys i wiele podstawowych wartości amerykańskiej cywilizacji zostało zakwe- stionowanych. Turner w sposób zbyt bezpośredni odwoływał się do tych wartości, by uniknąć krytyki. Wrogów znalazł zwłaszcza na lewicy. Sym- patycy doktryny marksistowskiej oskarżali go o absolutyzowanie czynni- ków geograficznych i całkowite pominięcie aspektów klasowych w opisie procesu historycznego. Badacze o orientacji socjalistycznej lub socjalde- mokratycznej zarzucali mu z kolei apologię indywidualizmu, podczas gdy – ich zdaniem – dla prawidłowego rozwoju społeczeństwa konieczna jest ścisła kontrola sprawowana przez rząd. Sporej części historyków nie po- dobało się lekceważenie przez Turnera wpływu kultury europejskiej na kształtowanie się amerykańskiego charakteru i państwowości. Jak bowiem utrzymywali, koloniści, przybywając do nowego środowiska, wcale nie zrywali więzów z przeszłością i swą dotychczasową kulturą, nawet jeśli chwilowo okazywała się ona balastem. Wręcz przeciwnie, pielęgnowali narodowe i religijne tradycje, porzucając je ewentualnie dopiero po wielu pokoleniach. Zaprzeczając tej oczywistej prawdzie, Turner – twierdzili – torował drogę niebezpiecznym ideom izolacjonizmu i prowincjonalizmu.

Najpoważniejszy zarzut pod adresem autora The Significance of the Frontier in American History dotyczył odrzucenia przez niego podstawo- wej zasady obowiązującej we współczesnej historiografii i głoszącej, że każde zjawisko ma wiele przyczyn oraz że nie należy ograniczać się do wskazywania tylko jednej z nich. Tymczasem Turner tak właśnie postępo- wał, ignorując zupełnie wpływ, jaki na dzieje Stanów Zjednoczonych wy- warły takie zjawiska jak industrializacja, urbanizacja, rozwój transportu, edukacji, opieki zdrowotnej itp., a także czynniki zewnętrzne, na przykład liczne wojny osłabiające międzynarodową konkurencję11.

11 Wśród wielu tekstów krytycznych wobec poglądów Turnera można wymienić między innymi następujące prace: J.A. Burkhart, The Turner Thesis: A Historian’s Con- troversy, „Wisconsin Magazine of History” XXXI (September 1947), s. 70–83; Louis M. Hacker, Sections – or Classes?, „The Nation” CXXXVII (July 26, 1933), s. 108–110;

Carlton J.H. Hayes, The American Frontier – Frontier of What?, „American Historical Re- view” LI (January 1946), s. 199–216; Richard Hofstadter, Turner and the Frontier Myth,

(29)

Wiele kierowanych wobec „tezy granicznej” krytycznych uwag jest niewątpliwie słusznych. Pamiętajmy jednak, że Turner nie miał ambicji konstruowania teorii naukowej wyjaśniającej dzieje Ameryki. Formułował tylko hipotezę, być może nadmiernie wyostrzoną i nieco jednostronną.

Ale trudno upierać się, że fałszywą. Czynniki geograficzne i przyrodnicze nie były zapewne jedynymi elementami kształtującymi tożsamość naro- dową Amerykanów, lecz zaliczały się z pewnością do tych ważniejszych.

Ich lekceważenie byłoby ogromnym błędem zamazującym źródła i isto- tę „amerykanizmu” rozumianego jako przeciwstawienie „europejskości”.

Opozycja Stary Świat – Nowy Świat była i stale jest obecna w kulturze zarówno amerykańskiej, jak i europejskiej. Sama Ameryka zaś postrzegana bywała często przez mieszkańców obu kontynentów jako anty-Europa, nieco mityczny kraj oferujący nowe doświadczenia i w zasadzie nieogra- niczone możliwości.

W „hipotezie granicznej” najwięcej kłopotów sprawia termin „granica”, bowiem Turner nie tylko go nie zdefiniował, ale też posługiwał się nim w różnych znaczeniach. Raz pisał o granicy jako o „miejscu spotkania dzi- kiej natury i cywilizacji”, kiedy indziej jako o „obszarze, na który napływa- ją osadnicy”, „formie społeczności”, „stanie umysłu”, „raczej fazie rozwoju społeczeństwa niż miejscu”, „procesie” oraz „regionie, którego społeczna struktura wynika z zastosowania tradycyjnych instytucji do nowych warun- ków, charakteryzujących się dostępnością ziemi”. Terminologiczny chaos jest wszakże tylko pozorny. Gdy dokładniej przyjrzeć się tekstowi Turnera, okazuje się, że autor używa słowa „granica” w dwóch zasadniczych sen- sach: jako określenie geograficznego obszaru i jako procesu.

W pierwszym znaczeniu granica to terytorium przylegające do nieza- siedlonych części kontynentu, o małej gęstości zaludnienia, zasobne w bo- gactwa naturalne, umożliwiające jednostce poprawę swego ekonomicz- nego i społecznego bytu bez pomocy z zewnątrz. W znaczeniu drugim granica to proces zmian jednostek i instytucji w wyniku kontaktu ze śro-

„American Scholar” XVIII (Autumn 1949), s. 433–443; R.L. Lokken, The Turner Thesis:

Criticism and Defense, „Social Studies” XXXII (December 1941), s. 356–365; George W. Pierson, The Frontier and Frontiersmen of Turner’s Essays: Scrutiny of the Founda- tions of the Middle Western Tradition, „Pennsylvania Magazine of History and Biogra- phy” LXIV (October 1940), s. 449–478; Earl S. Pomeroy, Toward a Reorientation of Western History: Continuity and Environment, „Mississippi Valley Historical Review”

XLI (March 1955), s. 579–600; Robert E. Riegel, Current Ideas of the Significance of the United States Frontier, „Revista de Historia de America” (June 1952), s. 25–43; idem, American Frontier Theory, „Journal of World History” III, nr 2 (1956), s. 356–380.

(30)

dowiskiem dostarczającym ludziom niedostępne dla nich wcześniej zaso- by. Jak podsumowuje to cytowany już Ray Allen Billington:

Pierwsza definicja sugeruje, że „granica” nie była wąską linią, lecz strefą mi- gracji o zróżnicowanej szerokości, zaludnioną przez różnorodne typy ludzkie, od traperów na zachodzie po budowniczych miast na wschodzie. Z drugiej definicji wynika natomiast, że społeczne dziedzictwo i przemiany dokonujące się w owej strefie różniły się zależnie od czasu i miejsca, natury jednostek i in- stytucji oraz środowiska, w jakim przyszło im działać12.

Pomiędzy obu znaczeniami nie ma zasadniczej sprzeczności, do obu też będę się odwoływał w mojej pracy.

Będąc dalekim od geograficznego determinizmu, uznaję jednak, że czynniki geograficzne i przyrodnicze odgrywały niezwykle ważną rolę w kształtowaniu się fenomenu amerykańskiej granicy. Inne elementy za- angażowane w ten proces to stała obecność Indian, istot „o ciemnej skórze i podobnie ciemnym umyśle, tajemniczych, krwawych, okrutnych, »od- dających cześć diabłu«”13, brak silnych kultur europejskich oraz żywione przez osadników poczucie wykorzenienia, któremu towarzyszyły bardziej lub mniej racjonalne obawy, wątpliwości i niepewność jutra. Niejakie zna- czenie miały także narzucane przez władze (najpierw angielskie, później amerykańskie) rozwiązania polityczno-społeczne, ale ich funkcja była wy- raźnie drugorzędna.

Rozprawiając o granicy, należy pamiętać, że nie stanowiła ona zjawiska wyłącznie historycznego. Była również, i nadal pozostaje, mitem. To ostat- nie pojęcie, z natury wieloznaczne, wymaga wyjaśnienia. Termin „mit”

odnosić będę do tekstów narracyjnych (opowieści), w sposób dramatycz- ny prezentujących wyobrażenie świata i historyczny sens danej zbiorowo- ści lub kultury oraz redukujących wielopokoleniowe doświadczenia do zespołu mocno nacechowanych emocjonalnie metafor. Kompleks mitów funkcjonujących w obrębie społeczności lub kultury możemy określić mia- nem mitologii.

Richard Slotkin zauważył słusznie, że zakładana w procesie mitotwór- czym reakcja na mit

(…) jest zasadniczo nieracjonalna i religijna: odbiorca rozpoznaje w micie sam siebie i własne doświadczenie, doświadczenia swych przodków oraz twarze

12 Ray Allen Billington, The American Frontier, op. cit., s. 9.

13 Richard Slotkin, Regeneration Through Violence: The Mythology of the American Frontier, 1600–1860, University of Oklahoma Press, Norman 2000, s. 18 (wyd. I: Wes- leyan University Press, Middletown 1973).

(31)

bogów, którzy rządzą jego światem, a także czuje, że mit pozwala mu na in- tymny kontakt z najpotężniejszymi siłami kształtującymi jego życie. Mit można więc uznać za intelektualny i artystyczny konstrukt, który likwiduje rozziew między światem umysłu i światem rzeczy, między marzeniem i rzeczywistością, między pragnieniem i działaniem14.

Mit granicy, najstarszy z amerykańskich mitów, sięga swymi korzenia- mi jeszcze okresu kolonialnego. Powstawał on, co odróżnia go od mitów klasycznych, w wyniku działalności piśmienniczej, a właściwie literackiej, był więc swego rodzaju artefaktem. Później udział w procesie mitologi- zacji wzięły również inne dziedziny sztuki: malarstwo (na ogół w formie drzeworytowych reprodukcji publikowanych w amerykańskiej prasie), fo- tografia oraz, już w wieku dwudziestym, kinematografia.

Mity jako artefakty zbudowane są z trzech elementów strukturalnych:

protagonisty, czyli bohatera, z którym czytelnicy (widzowie) mają się w jakiś sposób identyfikować; uniwersum, czyli świata, w którym boha- ter działa, a który jest odbiciem procesu postrzegania przez odbiorców rzeczywistości materialnej, mentalnej, psychologicznej i religijnej; narracji opisujących wzajemne interakcje bohatera i uniwersum.

Wszystkie te czynniki są równie istotne. W micie granicy bohater wy- stępuje w różnych rolach, zależnie od czasu i miejsca powstania opowieści.

Jest więc męczennikiem za wiarę i cywilizację chrześcijańską (taką funkcję pełnią główne postacie w siedemnasto- i osiemnastowiecznych non-fiction Indian captivity narratives, czyli wspomnieniach z indiańskiej niewoli), wojownikiem walczącym z czerwonoskórymi, handlarzem futrami dzi- kich zwierząt lub eksploratorem odkrywającym nieznane dotąd białemu człowiekowi obszary, traperem przemierzającym puszcze Kentucky, rejony Wielkich Jezior lub Gór Skalistych, kowbojem pędzącym stada bydła z Tek- sasu do miast Środkowego Zachodu, szeryfem pilnującym ładu i sprawie- dliwości, a nawet bandytą, ale szlachetnym, kimś na kształt amerykańskie- go Robin Hooda, który wprawdzie narusza reguły prawa ludzkiego, lecz pozostaje w zgodzie z ważniejszymi od niego zasadami prawa boskiego.

Najbardziej rzucającą się w oczy cechą świata, w którym przychodzi działać bohaterom, jest jego dzikość. Występuje ona w czterech różnych formach: gęstych i niegościnnych puszcz rozciągających się na wschód od rzeki Missisipi, porośniętych trawami i bylinami bezleśnych Wielkich Równin poprzecinanych głębokimi kanionami i parowami, trudno do- stępnych gór, w znacznej części pokrytych lodowcami i wiecznym śnie-

14 Ibidem, s. 7.

(32)

giem, oraz bezwodnych, piaszczystych i kamiennych pustyń, wysysających z wędrowców wszystkie siły, a wraz z nimi i życie. Każda z tych form ma swoją klimatyczną specyfikę, każda stawia przed protagonistami inne wy- zwania, każdą reprezentują też inne plemiona indiańskie, w micie granicy symbolizujące zazwyczaj obcość, prymitywizm i zło.

Narracje prezentujące wzajemne zależności między bohaterami i świa- tem są niezwykle zróżnicowane. W obrębie literatury najczęściej przybie- rają one postać powieści i opowiadań, choć zdarzają się również inne for- my rodzajowe i gatunkowe: poezja i dramat, a także reportaże, dzienniki,

Zdj. 5. Buffalo Bill zabija w pojedynku wodza Żółtą Rękę (ilustracja z 1881 roku)

(33)

wspomnienia itp. Do tego dochodzą fenomeny pozaliterackie: filmy fabu- larne, seriale telewizyjne, komiksy.

W swojej pracy zamierzam ukazać kształtowanie się mitycznego obra- zu granicy w literaturze amerykańskiej, choć nieco uwagi poświęcę tak- że dziełom z okresu kolonialnego, a więc należącym, w ścisłym sensie, do literatury angielskiej. Moje zainteresowanie obejmie utwory powstałe na przestrzeni kilkuset lat: od pierwszej połowy siedemnastego wieku do wieku dwudziestego. Tam, gdzie będzie to konieczne lub wartościowe po- znawczo, poszerzę pole obserwacji o zjawiska wykraczające poza obszar li- teratury, choć niewątpliwie się z nią wiążące. Mam na myśli przede wszyst- kim kinematografię, odwzorowującą często narracje literackie w formie filmowych adaptacji, a także korzystającą z tych narracji w postaci źródła inspiracji lub gotowego zastawu rozwiązań fabularnych.

(34)
(35)

2

Pierwsza granica: kapitan John Smith i opowieść o Pocahontas

Kapitan John Smith uważany jest przez wielu za pierwszego bohatera białej Ameryki. Był to człowiek, którego życiorys mógłby dostarczyć materiału dla wielu pasjonujących powieści i filmów historyczno-kostiumowych15.

„Jego przygody są tak urozmaicone i niezwykłe, że ich szczegółowe omó- wienie wydaje się przypominać raczej literacki romans niż prawdziwą hi- storię” – pisała w swych Biographical Sketches of Great and Good Men Lydia Maria Child16.

15 Informacje o życiu i działalności Johna Smitha zaczerpnąłem z następujących tek- stów: Philip L. Barbour, The Three Worlds of Captain John Smith, Houghton Miffin, Boston 1964; Everett H. Emerson, Captain John Smith, Twayne, New York 1993; Philip F. Gura, John Who? Captain John Smith and Early American Literature, „Early American Literature” 21.3 (Winter 1986–1987), s. 260–267; Kevin J. Hayes, Captain John Smith:

A Reference Guide, G.K. Hall, Boston 1991; Karen O. Kupperman, “Brasse Without but Gold Within”: The Writings of Captain John Smith, „Virginia Cavalcade” 38.2 (Autumn 1988), s. 66–75; J.A. Leo Lemay, Captain John Smith [w:] Louis D. Rubin (red.), The History of Southern Literature, Louisiana State University Press, Baton Rouge 1985, s. 26–33; Dennis Montgomery, Captain John Smith, „Colonial Williamsburg Journal”, t. 16, nr 3 (Spring 1994); Bradford Smith, Captain John Smith: His Life and Legend, J.B.

Lippincott, Philadelphia–New York 1953; Donald A. Wise, Captain John Smith, „Daugh- ters of the American Revolution Magazine”, t. 14, nr 1 (January 1980), s. 4–8.

16 Lydia Maria Child, Biographical Sketches of Great and Good Men, Putnam & Hunt, Boston 1829, s. 15.

(36)

Urodzony w 1580 roku w Willoughby w Anglii, Smith rodzinny dom opuścił w wieku szesnastu lat, po śmierci ojca. Najpierw, jako ochotnik, walczył z Hiszpanami o niepodległość Niderlandów. Potem, pracując na statku handlowym, żeglował po Morzu Śródziemnym. W 1600 roku zacią- gnął się do armii austriackiej i brał udział w wojnie z Turcją. Uczestniczył w kampaniach na terenie Węgier i Transylwanii, gdzie wyróżnił się odwagą i uzyskał stopień kapitana. W jednej z bitew został ranny, pochwycony przez nieprzyjaciół i sprzedany jako niewolnik tureckiemu wielmoży. Ten uczynił z niego podarunek dla narzeczonej i wysłał do Istambułu. Według relacji samego Smitha (której niekoniecznie należy wierzyć) jego nowa właściciel- ka zakochała się w nim bez pamięci i skierowała do swego brata – ofice- ra, pod którego rozkazami szkolić miał oddziały janczarów. Przy pierwszej nadarzającej się okazji Smith zabił jednak brata dziewczyny i uciekł przez Rosję, a potem Rzeczpospolitą Obojga Narodów, do Transylwanii. Wkrótce opuścił szeregi austriackiej armii i udał się w podróż po Europie i północnej Afryce. Do Anglii powrócił zimą na przełomie 1604 i 1605 roku. Tutaj włą- czył się aktywnie w opracowywanie i realizację planów kolonizacji Wirginii.

20 grudnia 1606 roku trzy żaglowce, pod dowództwem kapitana Chri- stophera Newporta, opuściły Anglię, by po ponad czterech miesiącach żeglugi, w kwietniu 1607 roku, dotrzeć do wirgińskich wybrzeży. Na po-

Zdj. 6. Kapitan John Smith (ilustracja z 1878 roku)

(37)

kładzie jednego ze statków znajdował się John Smith. Nie był wszakże wolnym człowiekiem, gdyż za zamiar wszczęcia buntu został, w okolicach Wysp Kanaryjskich, uwięziony. Gdy po przybyciu do Ameryki Newport otworzył zalakowaną kopertę, przekazaną ekspedycji jeszcze w Anglii przez przedstawicieli króla, okazało się jednak, że władze wyznaczyły Smi- tha na członka siedmioosobowej rady mającej rządzić kolonią. W ciągu jednego dnia przeistoczył się on z więźnia, któremu groził proces i kara śmierci, w ważną personę i przywódcę.

13 maja 1607 roku statki z osadnikami wylądowały w miejscu, gdzie niebawem wzniesiono Jamestown. Życie przybyszów na nowej ziemi nie było łatwe. We znaki dawał im się głód, brak świeżej wody i choroby, a także ciężkie warunki klimatyczne i powtarzające się ataki Indian Pamunkejów.

W grudniu Smith z kilkoma towarzyszami wpadł w zasadzkę zastawioną przez czerwonoskórych. Napastnicy zabili pozostałych Anglików, Smitha zaś – z niewiadomych powodów – oszczędzili. O jego losie miał dopiero zadecydować wódz Pamunkejów, Powhatan17. Ten postanowił adopto- wać jeńca i uczynić jednym z tytularnych wodzów szczepu. W ceremo- nii uczestniczyła jedenastoletnia córka Powhatana, Pocahontas18. Później Smith przypisywał jej zasługę uratowania mu życia, choć rola, jaką w całej sprawie odegrała indiańska dziewczyna, do dziś pozostaje niewyjaśniona.

Smith przebywał w niewoli siedem tygodni, po czym został wypusz- czony w zamian za obietnicę dostarczenia czerwonoskórym kilku strzelb.

Przyrzeczenia tego nigdy nie spełnił, ale obdarował Indian wieloma inny- mi, cennymi dla nich przedmiotami. Od tej pory, przynajmniej przez jakiś czas, między osadnikami i Pamukejami zapanował pokój.

Korzystając z zawieszenia broni, a co za tym idzie – dłuższego okresu spokoju, Smith zorganizował wyprawę, której celem było zbadanie i skar- tografowanie rejonu zatoki Chesapeake oraz zdobycie dramatycznie po- trzebnego zaopatrzenia. Po powrocie do Jamestown, we wrześniu 1608 roku kapitan został wybrany na gubernatora. Rządził twardą ręką, wpro- wadzając żelazną dyscyplinę, wzmacniając rygory bezpieczeństwa i kieru- jąc się zasadą „kto nie pracuje, ten nie je”. W dużej mierze dzięki niemu kolonia przetrwała kryzys, okrzepła, a nawet rozwinęła się.

17 Jego prawdziwe imię brzmiało, zależnie od wersji, Wahunsonacock, Wahunsuna- cawh, Wahunsenacawh lub Wahunsunacock. Smith nazywa go Powhatanem, ponieważ rządził nie tylko Pamunkejami, lecz także konfederacją licznych szczepów, którą Indianie określali mianem Powhatan.

18 I ona w rzeczywistości nazywała się inaczej: Matoaka (Białe Piórko). Słowo „Po- cahontas”, oznaczające psotnicę lub łobuziaka, było przydomkiem, jednocześnie zaś dru- gim, nieoficjalnym imieniem z okresu wczesnego dzieciństwa.

(38)

W październiku 1609 roku Smith odniósł rany podczas wybuchu zgro- madzonego w Jamestown prochu i musiał opuścić Wirginię, udając się na leczenie do Anglii. Do Nowego Świata powrócił w kwietniu 1614 roku, eksplorując wybrzeże Maine i zatokę Massachusetts. Okolice te nazwał – za przyzwoleniem króla Jakuba I – Nową Anglią. Druga wyprawa do Ameryki była ostatnią wielką przygodą Smitha. Resztę życia spędził on w Anglii, pisząc wspomnienia i rozprawy.

O niewoli u Powhatana wspominał w pięciu pracach. W A True Re- lation of Such Occurences and Accidents of Noate as Hath Happened in Virginia since the First Planting of That Colony (1608), dziele opisującym geografię Wirginii i obyczaje miejscowych Indian, sprawie tej poświęcił zaledwie trzy zdania, utrzymując, że wódz Pamunkejów traktował go do- brze i odesłał do Jamestown. Jeszcze bardziej wstrzemięźliwy okazał się w A Map of Virginia with a Description of the Country, the Commodities, People, Government and Religion (1612) oraz w The Proceedings of the English Colony in Virginia (1612), gdzie ograniczył się tylko do króciut-

Zdj. 7. Pocahontas ratuje kapitana Smitha (ilustracja z roku 1870)

(39)

kich informacji o swej przygodzie z Indianami. W żadnym z tych tekstów nie pojawiła się nawet najmniejsza wzmianka o Pocahontas, ale też żaden z nich nie miał ambicji szczegółowego przedstawiania kolei życia Smitha.

Nieco obszerniejsze relacje z pobytu w indiańskiej niewoli znalazły się w dwóch późniejszych pracach Smitha: New England’s Trials (1620) i The Generall Historie of Virginia, New-England, and the Summer Isles with the Names of the Adventures, Planters, Governours from Their First Beginning Anno 1584 to the Present 1614 (1624). W tej ostatniej książce (autor pisze tu o sobie w trzeciej osobie liczby pojedynczej) pomieszczony został taki oto opis:

Gdy [Smith] przybył przed oblicze króla [czyli Powhatana], wszyscy wydali gło- śny okrzyk. (…) Następnie odbyła się długa narada. W jej wyniku przed Po- whatanem ustawiono dwa wielkie głazy. Potem przywleczono jeńca i położono go na nich, a wojownicy stali w pogotowiu z pałkami, gotowi roztrzaskać mu głowę. Gdy żadne błagania o łaskę nie pomagały, Pocahontas, najukochańsza córka króla, wzięła głowę Smitha w swoje ramiona, by uchronić go od śmierci19.

To właśnie pięć cytowanych wyżej zdań stworzyło pierwszą amerykań- ską legendę: o niewinnej indiańskiej dziewczynie ratującej życie dzielnemu i prawemu białemu mężczyźnie. Przez ponad trzy stulecia autentyczność

19 John Smith, The Complete Works of Captain John Smith (1580–1631), University of North Carolina Press, Chapel Hill 1986, t. 2, s. 151.

Zdj. 8. Kapitan Smith i Pocahontas (płaskorzeźba Constantina Brumidiego znajdująca się w Rotundzie waszyngtońskiego Kapitolu)

Cytaty

Powiązane dokumenty

Komputer z dostępem do Internetu, rzutnik, karty pracy, piosenka EINSHOCH6 „Solang die Erde sich dreht” https://www.youtube.com/watch?v=ZhyiKUAW2bA, małe białe tablice lap

Schadebeeld stortebed modelonderzoek weigerende schuif Stormvloedkering Oosterschelde.. Duiker gaat te water voor

W przypadku artykułów opracowanych przez kilku autorów są oni zobowią- zani do ujawnienia wkładu poszczególnych osób w powstanie opracowania (z podaniem informacji, kto

Do pokrycia całej sfery można wybrać pewną skończoną liczbę płatów, a następnie skupić uwagę jedynie na tej kolekcji (na przykład powierzchnię boczną walca da się

Chcesz wziąć starszego pana z kimś, z rodziną?” A ona spotkała jednego pana, który był żonaty, miał już parę dzieci i ona przychodzi jednego dnia, mówi: „Ja wychodzę za

Po prostu: ten, kto się czuje Polakiem, daje temu wyraz całym swym życiem, pracą, a gdy trzeba walką.. Roman Dmowski, wielki nauczyciel narodu, polityk o niedocenianych

On był znaną osobistością, bo był młynarzem, i pisałem do tych władz, prosiłem o odpowiedź, że może starsi nie żyją, ale może dzieci żyją, podałem ile

Ten Bronek, żydowski chłopak miał notes i podobno w tym notesie miał zapisane wszystkie nazwiska dzieci, które mu dokuczały, że on jak ocaleje, to się zemści na tych dzieciach,