• Nie Znaleziono Wyników

Prawa przyzwyczajenia

W dokumencie Pogadanki psychologiczne (Stron 38-45)

Ważną jest bardzo rzeczą, aby nauczyciele rozum ieli d o ­ niosłe znaczenie przyzw yczajenia, a tu w łaśnie psychologja oddaje nam wielkie usługi. M ó w im y o dobrych i złych n a w y - knieniach; jeżeli jćdnak używ am y słow a „n a łó g ” , m am y w te d y zwykle na m yśli” złe nałogi. I ta k , m ów i się o nałogow em : paleniu, przeklinaniu, piciu, a nie m ó w i się o nałogu w s trz e ­ mięźliwości, um iarkow ania lub o dw ag i. W istocie je d n a k cnoty nasze są tak samo nałogam i, ja k i w ad y. Całe nasze życie, o ile ma określone form y, jest zbiorem nałogów , p ra ktyczn ych , uczuciowych i um ysłow ych, system atycznie zo rg an izow an ych , pomyślnych lub zgubnych, a popychających nas z nieprzepartą mocą ku naszemu przeznaczeniu.

Ponieważ uczniow ie m ogą to zrozumieć już stosunkow o w młodym wieku, a zrozumienie tego fa k tu bardzo sp rzyja wzmocnieniu w nich poczucia odpow iedzialności, uw ażałbym za słuszne, aby nauczyciele sami objaśniali im p raw a p rz y z w y ­ czajenia w podobny sposób, ja k ja w am teraz objaśnię.

Sądzę, iż prawom ty m podlegam y w s k u te k tego, że m amy ciato. Plastyczność ożyw ionej m aterii, składającej nasz system nerwowy, jest przyczyną, że, robiąc coś po raz p ie rw szy, d o ­ znajemy trudności, że potem ta sama czynność przychodzi nam coraz łatw iej, a w koń cu nabieram y w p ra w y , w y k o n y w a m y czynność nawpół mechanicznie lub praw ie nieśw iadom ie. Nasz system nerw ow y ro zw ija się w ten sposób, ja k je st ćw iczony (mówiąc słowami d -ra C arpentera), zupełnie ja k arkusz papieru lub kawał płótna, k tó ry , raz w pewien sposób złam any lub złożony, następnie układa się zawsze w te same fa łdy i składy.

Nałóg staje się istotnie d ru gą naturą, lub raczej — ja k mówi książę W ellington — „dziesięćkroć n a tu rą ", jeżeli zw ażym y jego w pływ na dalsze życie; gdyż nałogi, nabyte przez w y c h o ­ wanie, ham owały lub tłu m iły w iększość naszych naturalny ch popędów w rodzonych. D ziew ięćdziesiąt dziewięć setnych, a może nawet dziewięćset dziew ięćdziesiąt dziewięć tysiącznych naszych czynności w y k o n y w a m y autom atycznie, z p rzyzw yczaje nia , p o ­ cząwszy od w sta w a nia z łóżka rano aż do kładzenia się spać wieczorem. Ubieranie się i rozbieranie, jedzenie i picie, p o w i­

tania i pożegnania, zdejm ow anie kapelusza i usuwanie się

z drogi kobietom , większość naszych z w ro tó w w mowie po­

tocznej są to czynności ty p u ta k ustalonego przez przyzw ycza ­ jenie, źe możemy je zaliczać praw ie do odruchow ych. Dla w szelkiego ro d za ju w rażeń m am y pew ną autom atyczną, g otow ą reakcję. N aw et stówa, któ re obecnie do was w ypow iadam , są tego przykładem ; ponieważ już daw niej miatem odczyt o p rz y ­ zw yczajeniu, zamieściłem o niem rozdział w swej książce i od­

czytałem go w druku, obecnie m ow a moja nieuchronnie odtw arza daw ne zdania i z w ro ty nieom al dosłow nie.

Jako w ięc zbiór n aw yknie ń, jesteśmy istotam i stereotypo- w em i, naśladow cam i i rep ro du kcjam i naszego własnego, d a w ­ niejszego „ j a “ . Ponieważ zaś we w szelkich okolicznościach m am y skłonność do nabierania j/rzyzw ycza jeń i nałogów , w y ­ n ika stąd, że pierw szą p ow innością nauczyciela jest zaszczepić w uczniach takie przyzw yczajenia, k tó re b y b y ły w dalszem życiu najpożyteczniejsze. W ychow anie ma na celu Określenie postępow ania, a nałogi i n aw yknie nia stanow ią m aterjał, który się na to postępow anie składa.

Z m ojej daw niejszej książki przytoczę poprostu to zdanie że najw ażniejszem zadaniem w ych o w a n ia jest u c z y n ić z systemu nerwowego sprzym ierzeńca, a n ie wroga. Trzeba zgromadzić i sk a p ita liz o w a ć jego n a b y tk i i żyć bezpiecznie z procentu oc tego ka pita łu . W ty m celu p o w in n iś m y się postarać, a ly ja k n a j­

w iększa ilo ś ć pożytecznych czynności przeszła w zw yczaj, stałe się autom atyczną, i n a o d w ró t— strzec się tego, aby czynność niew łaściw e nie p o w ta rz a ły się i nie ustalały. W miarę, jak nasze powszednie czynności d o ko n yw a m y z coraz większą w p ra w ą i coraz bardziej autom atycznie, wyższe w ładze naszego um ysłu u w a ln ia ją się i o dzysku ją swobodę, potrzebną do speł­

niania w ła ś c iw y c h im zadań. Niema nieszczęśliwszej istoty nad człow ieka, k tó ry nie p rz y w y k ł do niczego, oprócz nieustannego w ahania się, dla któ re go zapalenie każdego cygara, wypicie każdej filiż a n k i, codzienne w staw anie z łó ż k a i kładzenie si^

spać, rozpoczęcie każdego zajęcia je st przedm iotem długich na­

m ysłó w i ro zw a g i. P ołow ę swego czasu traci on na postana­

w ian ie lub żałow anie ta kich postępków , które p ow inn y być dc tego stopnia rzeczą przyzw yczaje nia i w p ra w y , aby w praktyce zupełnie nie z a tru d n ia ły jego św iadom ości. Jeżeli któ ryko lw ie k z m oich słuchaczy nie nabrał jeszcze ta kich prostych nawyknień codziennych, niechaj czem prędzej pośpieszy to zło naprawić.

39

Profesor Bain w rozdziale, za tytu ło w a n y m : „N a ło g i m o ­ ralne", zamieścił k ilk a doskonałych w s k a z ó w e k codziennych.

W ynikają stąd dwie ważne zasady. Pierw szą jest, że: do n a b y ­ wania nowych przyzw yczajeń lub p orzuce nia daw nych m usim y użyć całej s iły postanowień i n ie za ch w ia n e j e n e rg ji, na ja k ą tylko zdobyć się możemy. Z grom adzajm y te w szystkie o k o li­

czności, które mogą w zm ocnić pobudki naszego postępow ania, stawiajmy się w w arunkach, sprzyjających w y k o n a ć naszych postanowień, p rzyjm ujm y zobow iązania, nie dające się ze staremi nałogami pogodzić; jeżeli się da, w ygła szajm y publicznie obie­

tnicę; słowem, zamiarom naszym dostarczajm y w szelkiego rodzaju poparcia. W ten sposób, staw iając k ro k pierw szy, usposobim y się tak, że niełatw o nastręczy się pokusa do złam ania p o sta ­ nowień; każdy dzień w y trw a n ia zw iększa szansę dotrzym an ia przyrzeczeń.

Pamiętam, że niegdyś czytałem w jednej z gazet austrjac- kich ogłoszenie pewnego Rudolfa, k tó ry obiecał pięćdziesiąt guldenów nagrody czło w ie ko w i, k tó ry b y po dacie ogłoszenia spotkał go w w in ia rn i Am brożego N. „C z y n ię to — w y ja ś n ia ł dalej w ogłoszeniu— w s k u te k przyrzeczenia, danego mej żonie*-.

Taka żona i takie w łaściw e pojm ow anie sposobu p ozb yw a nia się starych nałogów m ogą każdego ośmielić do za ry z y k o w a n ia pieniędzy i założenia się, że R udolf d o trzym a postanow ienia.

D rugą zasadą jest: n ig d y n ie dopuszczać w y ją tk ó w , p óki nowy zim/czaj n ie zakorzeni się w ż y c iu . Każdy w y ją te k jest to jakby upuszczenie na ziemię zw ijanego kłębka nici: niech się choć raz w yśliźnie, a odw inie się ich więcej, niż zdołam y n a w i­

nąć na now o licznemi obrotam i ręki. Ciągłość ćwiczeń jest ważnym środkiem uzdolnienia systemu nerw ow ego do działania w sposób niezmiernie k o rzystn y. Profesor Bain m ów i:

„Szczególną w łaściw ością n ałogów m oralnych w przeci­

wieństwie do ihabytków um ysłow ych jest ciągła obecność dwóch wrogich potęg, z k tó ry c h jednej m usim y sto pn iow o zapewniać przewagę nad drugą. W takiem położeniu niezbędną je st rzeczą nie przegrać ani jednej b itw y . Każde zw ycię stw o strony, ujem ­ nej niweczy owoc z w ycię stw strony dodatniej. O lów nem sta­

raniem naszem pow inno b yć zatem takie ustosunkow anie dwóch potęg przeciw nych, by jednej z nich zapewnić nieprzerw any szereg zw ycięstw , dopóki jej p ow tarzanie nie w zm ocni o tyle, by już w każdej okoliczności m ogła przełamać opór. Jest to,

teoretycznie rzecz biorąc, najw ła ściw sza droga postępu d u ­ ch o w e g o ".

Do dwóch poprzednich można dodać trzecią zasadę:

C h w y ta j p ie rw szą nastręczającą się sposobność do spełnienia powziętego p osta no w ie n ia i odrazu zaspokój ka żdy popęd do d z ia ła n ia w m yśl sw ej decyzji. Nie w c h w ili form u ło w an ia postanow ień, lecz w c h w ili, g d y w y w o łu ją notoryczne następ­

stw a, o d d z ia ły w a ją one na mózg.

Bez w zględu na to, ile m ądrych zasad sobie p rzysw oim y, bez w zg lę d u na szlachetność naszych zam iarów , jeżeli ty lk o nie c h w yta m y każdej sposobności do działania, charakter nasz nie będzie się ro zw ija ć ani doskonalić. Dobrem i chęciami, ja k wiem y, brukuje się piekło. Jest to o cz y w is ty w y n ik zasad, które w y ­ głosiłem . „C h a ra k te r— m ów i J. St. M il i - je s t to zupełnie w y ro ­ biona w o la ” ; w o la zaś w ty m sensie, ja k on ją rozum ie, jest to zbiór popędów do działania szybko, stanow czo i w pewien określony sposób pośród różnych trudnych i pow ażnych o k o ­ liczności w życiu. Skłonność do działania w pewien ustalony sposób zakorzenia się w nas w m iarę tego, ja k często p o w ta ­ rzają się pewne czynności w nieprzerw anym szeregu, gdyż m ózg p rzystosow uje się do nich i, rosnąc, kszta łtuje się o d p o ­ w iednio. Jeżeli ja kie ś postanow ienie lub popęd szlachetny ulotni się, nie przyniósłszy pożądanych ow oców , jest to znacznie g o ­ rzej, niż stracona okazja: sta no w i to na przyszłość dla dobrych postanow ień i zbaw iennych w zruszeń przeszkodę do normalnego uja w nien ia się w czynie. Niema lichszego ty p u ludzkiego nad pozbaw ionego w o li sentym entalnego m arzyciela, k tó ry przez całe życie p ła w i się w falach pięknych sentym entów , ale nigdy nie spełni istotnie dzielnego, męskiego czynu.

T o p ro w a d z i nas do czw artej zasady. N ie w yg ła sza j wobec u czniów zbyt w ie lu kazań m o ra ln y c h a n i jń ę k n y c h , Cez a b strakcyjn ych frazesów. C h w y ta j raczej każdą nastręczającą się sposobność do pożytecznego czynu i skłaniaj w te d y sw ych uczniów , aby równocześnie m yśleli, czuli i działali. W łaśnie po- jedyńcze czynności w yciskają nowe piętno na charakterze i w szcze­

piają weń organicznie dobre n aw yknienia. Kazania i m ow y nużą ła tw o i nie w y w ie ra ją wrażenia.

W k ró tk ie j a u to b io g ra fji D arw in a jest ustęp, często c y to ­ w a n y, a ta k ściśle zw iąza ny z naszym przedm iotem , że go tu muszę przyto czyć. D a rw in m ów i: „A ż do trzydziestego roku życia lub naw et jeszcze później miałem w ielkie zam iłow anie do

41

poezji, a już, ja k o uczeń, zachwycałem się Szekspirem , zw łaszcza jego dramatami historycznem i. Jak już w spom niałem , lubiłem również niegdyś obrazy, a m uzyka spraw iała mi w ie lką rozkosz.

Teraz od w ielu la t nie mogę sie zmusić do przeczytania żadnego wiersza. Próbowałem niedawno czytać Szekspha, ale w y d a ł mi się ta k nudnym , że mnie poprostu m dliło. Straciłem r ó w ­ nież prawie całkow icie upodobanie do m uzyki i o brazów ...

Zdaje się, że mój um ysł stał się rodzajem m aszyny do w ysnu ■ wania praw ogólnych ze zbioru szczegółow ych fa k tó w ; nie rozumiem jednak, dlaczegoby mnie to m iało d oprow adzić do zaniku ty lk o tych części mózgu, od k tó ry c h zależy poczucie piękna... G dybym m ógł życie na now o przeżyć, w ziąłbym za

| zasadę przeczytać ja k iś u ry w e k poezji lub w ysłuchać trochę muzyki przynajm niej raz na tydzień; może w ten sposób u trz y ­ małbym przy życiu te cząstki mego m ózgu, któ re teraz znajdują f się w zaniku. S trata tych upodobań pozbaw ia mnie pewnego rodzaju szczęścia i może odbijać się ujemnie na um yśle, a jeszcze pewniej na charakterze, gdyż osłabia dziedzinę w zruszeń w mej naturze".

Wszyscy w m łodości pragniem y się stać tern w szystkiem , czem człowiek zostać może. M am y nadzieję, że będziem y zawsze znajdow ali rozkosz w poezji, że coraz lepiej oceniać będziemy obrazy i m uzykę, zajm ow ać się kw e s tja m i religijnem i,

| że nawet współczesne k ie ru n ki filozoficzne nie będą nam obce.

I Wszyscy ta k m niem amy zam łodu, m ówię, a je d n a k czyż w ielu dojrzałych mężczyzn i ko biet w id z i spełnienie się tych życzeń i nadziei? Niestety, niew ielu zapewne; a dlaczego się ta k dzieje, , objaśniają nas p raw a przyzw yczajenia. Pewne zainteresow anie do tych rzeczy budzi się u każdego w danym okresie w ieku ; ' jeżeli jednak nie dostarczam y mu stale w łaściw eg o pokarm u, i zamiast wzrosnąć, ja k o silne i trw a łe przyzw yczajenie, zanika

ono i zamiera, w y p a rte przez codzienne, powszednie popędy, -które odżyw iam y nieustannie. S tajem y się D a rw in a m i w ujem - nem znaczeniu, zaniedbując stale to , co się w praktyce do spełnienia naszych życzeń przyczynić może. ,M ó w im y w te o rji:

„Pragnę w ielbić poezję i rozkoszow ać śię nią, nie zatracać zamiłowania do m uzyki, czytać książki i brać u d zia ł w ruchu umysłowym swej epoki, p o d trzym yw a ć w sobie wyższe życie duchowe i t. d .“ Ale nie tra k tu je m y tych spraw ko nkretn ie

! i nie zaczynam y od d z is ia j. Z ap om ina m y, że za każde dobro, które posiadać pragniem y, m usim y płacić codziennym w ysiłkie m .

O dkładam y w ciąż na później, aż przem iną pom yślne w arun ki.

Tymczasem dziesięć m in ut, pośw ięconych codziennie na 'czytanie poezyj, pow ażnych książek lub na rozm yślanie; godzina lub dwie ty g o d n io w o na m uzykę, na oglądanie obrazów tub filozofję, byleby zacząć zaraz i nie zaniedbyw ać nigdy, zapew niłyby nam w e w ła ściw ym czasie w s z y s tk o , czego pragniem y. U nikając konkretnego, niezbędnego w y s iłk u , oszczędzając sobie tej odro­

biny codziennej pracy, faktycznie podkopujem y egzystencję swoich w yższych uzdolnień. W tej kw e s tji w y , nauczyciele, pow in- nibyście koniecznie oświecać sw oich starszych i bardziej roz­

w in ię tych uczniów .

Zależnie od tego, czy pew na funkcja je s t codziennie ćwi czona, człow iek staje się ta k ą lub inną w przyszłości istotą.

N iedaw no k ilk u w ykszta łco nych H indusów zw iedzało Cam bridge, rozm aw iając sw obodnie o życiu i filo z o fji. N iektó rzy z nich w y z n a li mi, że w id o k naszych tw a rz y , na któ ry c h m alow ał się w ła ś c iw y Am erykanom w y ra z naprężenia i niepokoju, nasze nie­

zgrabne i skurczone p o sta w y podczas siedzenia bardzo ich nie­

mile u derzyły. „N ie pojm uję— m ó w ił jeden z n ic h —ja k możecie źyć, ani m in u ty dziennie nie oddając się w y p o c z y n k o w i i roz­

m yślaniu. Dla nas, H indusów , je st rzeczą nieodzow ną p rz y ­ najm niej przez pól god zin y dziennie zachować milczenie, dać w yp o czyn e k m ięśniom, uregulow ać oddech i myśleć o rzeczach w iecznych. Każde dziecko induskie p rz y w y k a do tego od, n aj­

w cześniejszych la t ż y c ia ". Zbaw ienne s k u tk i tego zw yczaju u ja w n ia ły się w rów no w ad ze fizycznej i b raku naprężenia, w zdu­

m iew ającym sp oko ju i łagodnym w yra zie tw a rz y , w poważnych ruchach ty c h synów W schodu. Przekonałem się, że m oi ziom ­ k o w ie p ozb aw iali się sami n ie zm ie rn ie w dzięcznej stron y cha­

rakte ru. Ileż z pom iędzy dzieci am erykańskich słyszy od ro ­ dzicó w i nauczycieli, że m ają ham ow ać swe k rz y k liw e głosy, bez potrzeby nie naprężać m uskułów i, siedząc, zachow yw ać się zupełnie spokojnie? Ani jedno na tysiąc, ani jedno naw et na pięć tysięcy! Jednakże to nieustanne natężenie ruchliw ości jm uskułów i w y ra z u tw a rz y odbija się bardzo niekorzystnie na w e w n ę trz n y m stanie u m ysłu i szko dliw ie w p ły w a na nasz cha­

ra k te r n arod ow y.

Proszę, w as, panow ie nauczyciele, ażebyście poważnie za­

s ta n o w ili się nad tą k w estją . Może przyczynicie się do tego, aby now e p okolenia A m e ryka n ó w w y tw o rz y ły sobie w yższy ty p ideałów osobistych.

W racając do' naszych zasad ogólnych, dołączę jeszcze piątą i ostatnią regułę praktyczną, dotyczącą p rzyzw yczajenia.

„Przez codzienne drobne ćw iczenia p o d t r z y m u j w sobie zdolność do w y s iłk u ” . T o znaczy: w rzeczach drobnych i małej w a g i systematycznie spełniaj małe b ohaterstw a, codzień zrób coś trudnego ty lk o dlatego, że to jest trudne, ażebyś w c h w ili, gdy cię spotkają w ielkie przeciwności, znalazł potrzebną silę i spokój, by się z niemi zmierzyć. Tego rodzaju ascetyzm je st czemś w rodzaju ubezpieczenia, opłacanego od dom u i ruchom ości.

Wnoszona oplata narazie nie p rzyn osi żadnych korzyści, a może nawet nie w róci się nigdy; lecz jeżeli naw iedzi nas pożar, dzięki niej unikniemy ruiny. T a k samo dzieje się z człow iekiem , k tó ry nawyki do skupiania u w a g i, energji, w y trw a ło ś c i i panow ania nad sobą w sprawach codziennych. Stać on będzie ja k w y ­ niosła wieża, gdy w szystko się zachwieje kolo niego, a ludźmi wątlejszej natury, niby liśćm i, w ia tr będzie pom iatał.

Zarzucano mi, że starym n aw yknieniom przypisyw ałem moc tak niezwyciężoną, iż u niem o żjiw iałab y nabycie n ow ych przyzwyczajeń, a w szczególności w yłącza ła p ra w d o po do bie ń ­ stwo nagłych nawróceń. G d yby istotnie z m ojej te o rji takie wynikały konsekwencje, starczyłoby to, żeby ją odrzucić, ponie­

waż nagłe nawrócenia — choć są rzadkie — istotnie się trafia ją.

Jednakże między praw am i przyzw yczajenia, któ re stw ierdziłem , a nagłemi z w ro ta m i w charakterze niema nieprzejednanych sprzeczności. N ow y zw yczaj może się zakorzenić— m ów iłem to wyraźnie — pod w arunkiem , że istnieją nowe p ob ud ki i nowe podniety. Życie zaś dostarcza ich w obfitości, niekiedy naw et nastręcza takie krytyczne i przełom ow e dośw iadczenia, że w y ­ wołuje przew rót w całym systemie pojęć i zmianę całej skali wartości. W ta k ic h w ypadkach d aw ny porządek p rz y z w y c z a ­ jeń przerywa się; jeżeli zaś nowe p obudki trw a ją stale, tw o rz ą się nowe n aw yknie nia i s ta n o w ią podstaw ę now ej, odrodzonej natury.

Najzupełniej uznaję całą tę ka teg orję fa k tó w ; nie naruszają

o n e je d n a k 'b y n a jm n ie j ogólnych praw* przeze mnie sko n s ta to ­ wanych, a studja fizjologiczne nad stanam i um yslow em i pozo­

stają niemniej najsilniejszym sprzymierzeńcem w y c h o w a n ia m o ­ ralnego. Piekło pozagrobow e, o którem nam m ów ią teologow ie, nie jest gorsze od piekła, które sobie stw a rza m y sami, po­

zwalając, by nasz charakter zachwaszczał się ziemi n a w y k n ie - niami.’ G dyby m łodzi w ied zie li, ja k szybko nadejdzie chw ila,

* 3

baczną uw agę na swe postępowanie w porze, w któ re j natura ich posiada p ie rw o tn ą swą plastyczność. Sami snujemy wątek naszych przeznaczeń, w dobrem czy złem znaczeniu, i nie możemy odrobić tego, cośmy zrobili. Każdy d ob ry czy zły p o i stępek pozostaw ia choćby m aleńki ślad w naszym charakterze.

P ija k R ip -W a n -W in k le w sztuce Jeffersona tłum aczy się przy każdej recydyw ie słow am i: „ T o raz ty lk o , to nie wchodzi w rach un ek!" Zapewne, on tego może nie brać w rachunek i łaskaw e niebiosa także nie; ale niemniej policzone to będziej W tajnych zakątkach jego kom órek nerw ow ych policzą się tej m olekuły, zaregestrują i zsumują, a użyte będą przeciw niemuj przy pierwszej pokusie. Ze ściśle naukow ego p un ktu widzenia;

nic z tego, co k ie d y k o lw ie k uczynim y, nie zginie bez śladu.

Ma to zapewne zarów no dobrą, ja k i złą stronę. Jak stajem y się n a łog ow ym i pijakam i przez doryw cze fa k ty pijań]

stw a, ta k pod względem m oralnym stajemy się św iętym i, a pod p ra ktycznym i um ysłow ym zn ako m itym i i dzielnym i, w skutek pojedynczych godzin, spędzonych p rzy pracy. Niechaj się mło-j dzieniec nie lęka o ostateczny rezu ltat swego w ychow ania w ja k im k o lw ie k kierunku, jeżeli ty lk o każdej godziny dnia użyje dobrze na pożyteczną pracę. Może śm iało i bezpiecznie liczyć na to, że pe„wnego pięknego poranku obudzi się jako godny i pożyteczny przedstaw iciel swego pokolenia, bez względu na to, na jakiem polu zaznaczy sw ą działalność. Zw olna w śród różnych szczegółow ych prac jego zaw odu zdolność sąi dzenia o w szystkiem , co pozostaje z nim w zw iązku, rozw inie się w nim i w zrośnie, ja k o stały i nieprzem ijający nabytek;

u m ysłow y. M łodzież pow inna być zawczasu św iadom a tej p ra w d y. Nieświadom ość częściej może w y w o ła ła zniechęcenie;

i upadek ducha u m łodych p rzy rozpoczęciu trudnego zaw odu,!

niż w szelkie inne przyczyny, razem wzięte.

W ostatniej pogadance, m ów iąc o przyzw yczajeniu, m ia łe m ! głów nie na uwadze n aw yknie nia ruchow e, dotyczące naszego}

postępow ania nazew nątrz. Jednakże nasze procesy c z u c io w e j IX .

W dokumencie Pogadanki psychologiczne (Stron 38-45)

Powiązane dokumenty