• Nie Znaleziono Wyników

PRZEGLĄD TEATRALNY

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1878, T. 3 (Stron 106-114)

( { a rok 1 8 7 7)

*).

Dwuaktowy obrazek pani Mellerowśj W Alpach, posiada znamio­

na talentu tak żywo uwydatnione w Fałszywych blaskach tćjźe autor­

ki, chociaż ani założeniem, ani siłą opracowania nie może się porów­

nać z tą komedyą. Autorka przedstawiła tu romantyczną przygodę na stokach alpejskich, którśj bohatćrem jest warszawski wietrznik i ty- r°lska dziewoja, oszalała z namiętnćj miłości. Romans ten, w którym niłokos popełnia podłość w skutek lekkomyślności a dziewczyna jest bliską zbrodni w skutek namiętnego szału, jest zajmującą przygodą, chociaż nie przedstawia głębszego moralnego i psychicznego interesu.

Całą tćż zasługą autorki nie jest kom pozy cy a, ale wierność i żywy ko­

loryt, które sprawiają, że romantyczny dramacik staje się dość powab­

nym realistycznym obrazkiem. Krytyka nasza, często zbyt drażliwa na społeczne decorum, zarzucała pani Mellerowćj, że ujmę nam zrobi­

ła przedstawiając młokosa warszawskiego w roli alpejskiego Dun-Żua- na, tak jakby w istocie pustoty jednego lekkomyślnego młodzika, mo­

gły przynosić za granicą ujmę społeczeństwu. Ważniejszym dla nas za­

rzutem, jaki można pani Mellerowćj uczynić, jest brak artystycznego efektu w zestawieniu barwnych figur alpejskich z postaciami chwytane- nń z warszawskiego bruku, które wyglądają mdło i szaro przy takićm otoczeniu. Nie robimy autorce zarzutów z braku głębszego założenia Psychologicznego lub etycznego, gdyż widocznie nie miała na myśli żadnych tendencyjnych założeń, ale kreśliła zwykły objektywny obra- 2ek, uwieńczony tylko w epilogu zdrowszym sensem moralnym. Ze stanowiska racyonalnćj krytyki, nićmamy prawa wymagać od autorki, żę nie uwydatniła tego, czego bynajmnićj nie założyła sobie, że dała Oie dramat moralizujący, ale obrazek rodzajowego zakroju. W ltaż- (lym razie sztuka ta posiada dużo żywćj prawdy, świeżości, kolorytu 1 scenicznego ruchu, które pomimo braku głębszego artystycznego zało­

żenia, wyrobiły jćj wcale poczesne miejsce w repertuarze bieżącym.

rub. 3 1 5 ,1 6 1 k. 4; z ) w kom unlkaoyaoh bezpośrednich: a ) z d rogą M osk iew - 8k o -B rz08]Ią rub. 1 9 9 ,5 4 7 k. 2 6 ' / 2, b) z d rogą K ijow ską rub. 3 9 4 , 9 0 1 , k o p .

®7l/ ł , c) z d rogą N ad w iślańską rub. 1 7 .3 7 5 k. ti7 ' /3, razem rub. 6 1 1 , 8 2 4 h.

8 0'A; 3 ) w koin unikacyi tranzytow ćj rub. 3 5 9 , 7 5 8 k . 5 1 .

P ow yższe cyfry, m ianow icie zaś sto su n ek m ięd zy dochodom każdćj z o s o - h«a kom u n ik acyi, a o g ó ln ą sum ą dochod u na każddj z ty ch dróg, n ie p o tr z e ­ bują kom entarza.

*J D o k o ń czen ie — patrz zeszy t za c ze rw ie c.

Jako pierwszy debiut sceniczny zdolnego autora, zasługuje na uwagę jednoaktowy draniacik wierszem p. Święcickiego: U wrót, szczęś­

cia, który nosi jednak na sobie zbyt widoczne cechy literackićj prymi- cyi. Autor oparł akcyą tego dramatu na założeniu nieco paradoksal­

nym, gdyż odmalowawszy na początku krótkićj sztuki scenę miłosną dwojga kochanków, ukazał w jćj zakończeniu tęż sarnę kobietę prze­

chylającą się w ramiona uwodziciela. Celem tego pomysłu jest potę­

pienie lekkomyślnćj wrażliwości z braku głębszych instynktów moral­

nych u wielu kobiet żyjących w niezdrowój atmosferze salonowego świa­

ta. Z powodu jednak młodzieńczej przesady w słowie, oraz braku głębszśj a spokojnśj charakterystyki psychicznćj, sytuacye te na scenie przybrały pozór nieco wstrętny i paradoksalny, chociaż gorące oburze­

nie, z jakiśm autor potępia błędy lekkomyślności, świadczą o jego czy­

stych etycznych zamiarach. Czujemy tu zresztą pewną siłę mło­

dzieńczą, polegającą głównie na retorycznym i deklamacyjnym nastro­

ju podniesionym przez gładką wersyfikacyą, wreszcie na nieopatrznie śmiałćm traktowaniu drażliwych sytuacyi i stawianiu kontrastów niedo­

statecznie miarkowanych przez przejścia pośrednie i motywowane ro­

botą szczegółów. To pewna jednak, że w autorze tego dramatu tkwi pisarz szlachetniejszego polotu, pisarz z powołania i przekonań, które odczuwa gorąco i silnie, a chociaż w pierwszój próbie pomysły jego fan- tazyi ukazały się jeszcze w formie niewykształconćj, nie oblekły się ani w plastykę życiową, ani w artystyczną skończouość, jednakże nawet dość rażące błędy tego dramatu okazują młodzieńczą siłę i żywość wy­

obraźni, które w dalszćm wyrobieniu mogą dać nam pisarza sceniczne­

go, wcale nie tuzinkowćj miary.

Z tą szorstką próbą młodzieńczych zdolności, zupełny kontrast stanowi konwencyonalne i pospolite naśladownictwo w przysłowiu pana Kościelskiego: Nierówne praw a, będące bladą parafrazą Feuilletow- skiego Pour et contrę.

W dziedzinie farsy wybornym nabytkiem dla repertuaru, jest dwuaktowa sztuka Bałuckiego: Teatr amatorski, pełna żywego ruchu, komizmu karykaturalnego wprawdzie, ale porywającego dziarskością i życiem, tryskająca czysto rodzimym humorem, zabawna dzięki nagro­

madzeniu sytuacyi dobrze pomyślanych a przeprowadzonych zręcznie bez wyszukanych sztuczek francuzkićj farseryi. Niemożna tego powie- dzićć o mocno niesmacznćj jednoaktowćj farsie p. Bobowskiego: Kiedyż obiad? napisanćj zręcznie, ale opartćj na efektach nieprzyjemnych dla delikatniejszego smaku,— ani o jednoaktowćj bluetce p. Faleńskiego:

K rzyżyk na dro/rę, pospolitćj bardzo i niezabawnćj, ani nareszcie o je- dnoaktowym figielku p. Derynga: Z życia artysty, będącym klej on 1(¾ efektów wyrachowanych na aktorską brawurę.

W ogóle biorąc, cała oryginalna a współczesna produkcya sce­

niczna z ubiegłego roku, przedstawia się nader ubogo i nie można się pochwalić ani jcdnćm dziełem prawdziwie szerokiego zakroju, promień- nćm ideą wyższego posłannictwa estetycznego lub społecznego. Nie

mówiąc o komedyach Fredry, które są przecież pośmiertną puściną, większa część nowości oryginalnych, jakeśmy to widzieli, należy do ka- tegoryi utworów myślowo pospolitych, artystycznie, albo zupełnie mier­

nych, albo tćż zasługujących na wyrok połowicznie przychylny, dzięki okolicznościom łagodzącym. Z pomiędzy dziesięciu tych nowych na­

bytków dramaturgii naszćj, tylko Teatr am atorski, ZLe ziarno i W A l­

pach, miały istotne warunki żywotności na scenie i zyskały sobie pra­

wdziwe powodzenie, chociaż niektóre inne świeciły dość często na afi­

szu, grając rolę sprzętów zapychających od bićdy repertuar w chwili reżyserskich kłopotów.

Chcąc ocenić nieco dokładnićj wartość nowości tłómaczonych, któ­

re wzbogaciły repertuar zeszłoroczny, musielibyśmy nad miarę i nad potrzebę rozszerzać ramy niniejszćj pracy. Choćby szkicowa nawet krytyka literacka tych płodów zagranicznćj produltcyi, nie miałaby na­

wet celu po tylu specyalnych i różnorodnych recenzyach, których takie mnóstwo drukują obecnie codzienne i tygodniowe czasopisma. Mając Ha celu streszczenie ogólnych rezultatów działalności naszćj głównćj in- stytucyi estetycznćj, o ile one, pod względem społecznym lub literackim, stanowią przyrost w postępowym rozwoju, nie potrzebujemy zresztą zajmować się bliżćj produkcyą przyswojoną nam tylko, gdyż nie jest ona objawem żywotnćj działalności naszych sił umysłowych. Utwory te zasługują jednak na naszą uwagę ze stanowiska wpływu, jaki wywie­

rają na umysłowość naszę i smak estetyczny ogółu, więc w najogólniej­

szych tylko zarysach zaznaczymy, jakie one przyniosły ze sobą żywioły Ha deski naszćj sceny.

Najsilniejsze wrażenia z utworów zapożyczonych wywołała pię­

cioaktowa sztuka (piece) Dumas’a Cudzoziemka, będąca jednym z naj- bardzićj ciekawych płodów nowego kierunku francuzkićj dramaturgii.

Podobnie jak wszystkie dzieła Dumasa (syna) wnosi ona ze sobą na scenę naszą chorobliwe pomysły płytkiego i zwichniętego myśliciela, odziane w cały urok potężnego pisarskiego talentu. Teorye społeczne i moralne autora P ól światka są jak wiadomo tćj natury, że pomimo jaskrawćj oryginalności, nie może się do nich przyznać żadna metoda, żadna szkoła filozoficzna, dogmatyczna lub społeczna, rozwijająca się logicznie ze swych premis naczelnych. Idealistę razić musi w jego Utworach estetyczne i moralne podnoszenie kału, moralista chrześciań- ski oburzy się słusznie na ideę mordu podnoszoną do zasady sprawie- dliwćj kary przysługującćj jednostkom; pozytywista ruszy ramionami Ha wszystkie jego pomysły a śmiać się będzie z genezy kobiety od sami­

cy kraju Nod, albo z trójkąta mężczyzny, kobiety i Boga; liberalny so- cyolog podzieli może tendencyą Naturalnego si/na, ale napróżno będzie szukał zdrowćj myśli w reformie stosunków rodzinnych lub społecznych.

Jcduóm słowem każdy prawie umysł logicznie rozwinięty w tym lub in­

nym kierunku, może co najwyżćj podziwiać ruchliwość niepospolitego pisarza, jego zdolność do rzucania coraz to nowych a błyskotliwych pa­

radoksów, ale nie odkryje nigdy owćj nici przewodnićj, zasadniczego

/ T om III. L ipiec 1878. 14

poglądu na zagadkę istnienia i powołania człowieka, z którego u głęb­

szych myślicieli płynie cały łańcuch związanych ze sobą pomysłów i te- oryi. W Cudzoziemce znajdujemy niektóre dawniejsze dziwactwa Du­

masa z dodatkiem wielu nowych niemniśj ekscentrycznych i chorobli­

wych. Mamy tu znaną już z dawniejszych utworów zasadę rozwiązy­

wania zawikłań moralnych za pomocą uświęconego i pożądanego mor­

du; mamy chimeryczną teoryą o wibryonach, moralnych pracownikach zgnilizny społecznćj, wynikającą z fałszywego i dowolnego przenoszenia prawd naukowych z życia fizycznego w dziedzinę życia moralnego; ma­

my jakąś fatalistyczną teoryą samoniszczenia się tych wibryonów po­

gmatwaną z pogańskićm pojęciem interwencyi bogów w sprawy ludzkie, a nareszcie w akcyi sztuki widzimy podnoszenie do ideału miłości ko­

biety zamężnćj z dawnym kochankiem, którą to namiętność autor sta­

wia ponad obowiązki moralne, ponad konwenans światowy, przyzywa nawet fatalizm na zgładzenie męża niepotrzebnego w tój sercowćj kom- binacyi. Biorąc rzeczy na trzeźwo, trudno pojąć jak tyle sprzecznych wybryków teoretycznych może się pomieścić w umyśle bądź co bądź niepospolitym, zdumiewającym zkądinąd swą analityczną bystrością i spostrzegawczą siłą; jak może umysł podobny głosić takie dziwactwa z całą siłą przekonania, poruczając nawet ich wykład umyślnie w tym celu wprowadzonćj figurze, którćj zadaniem jest ukazać całą akcyą sztuki w świetle tych zwichniętych teoryi.

Tendencyjna i teoretyczna strona sztuki, nie wywarła przekony­

wającego wrażenia na publiczności naszój, która dotąd szuka w przed­

stawieniu scenicznóm przeważnie wrażeń artystycznych. Niewątpliwie szkodliwćm dla moralnój trzeźwości ogółu naszego była strona obycza­

jowa tego utworu, a zwłaszcza dramat małżeński prowadzony i roz­

wiązany na zupełnie fałszywych podstawach etycznych. Wpływ jćj był tćm niebezpieczniejszy, że Dumas rozwinął czarodziejską potęgę swego świetnego stylu, pełnego olśniewającój świetności, namiętnego, gorącego i nerwowego, a więc działającego tak silnie, na dzisiejszy rodzaj wyo­

braźni, Urok tej wymowy był tak silny, żc publiczność nasza lubująca się głównie w efektach sytuacyjnych, słuchała z uwagą sążniście dłu­

gich rozpraw w niby filozoficznym stylu. Mistrzowstwo sceniczne, któ­

re rozwinął Dumas zwłaszcza w akcie pierwszym i dwu ostatnich, przyczyniło się także do istotnego powodzenia tego niezdrowego pro­

duktu nowszćj twórczości francuzkićj, błyszczącego, świetnego i pocią­

gającego wrażliwszą fantazyą, ale noszącego w głębi zasady nerwowego rozstroju i moralnój zgnilizny, podobnież jak te smutno bohaterki zło­

conego zepsucia, których tak często autor D am y Kameliowej jest lite­

rackim rycerzem.

Niekoniecznie także zdrową strawę ducha dał nam przedstawiony po raz pierwszy poemat dramatyczny Musseta M e ig ra się z miłością (On ne badine pas avec 1’amour), w którym także tkwią żywioły roz­

kładowe zgorzkniałego pesymizmu i nerwowćj ironii. Mimo to jednak, utwór ten na scenie trochę dziwaczny i bezładny, nagradza tę gorycz

tru-przez potęgę poezyi, czarownćj, pełnćj niezrównanego a właściwe­

go sobie uroku, tchnącćj miłością dla piękna i prawdy, nieokreślonym pragnieniem ideału, którego brak właśnie zatruwa pierś poety goryczą i zwątpieniem. Urok ten potężny łącznie z oryginalnością kolorytu poetycznego, zapewnia fantazyi Musset’a stanowisko między celniejsze- mi płodami twórczości romantycznój, a dla wykształceńszćj publiczno­

ści dostarczył on wrażeń artystycznych podnioślejszego nastroju, o któ­

re tak trudno przy dzisiejszćm, głównie realnćm skierowaniu dramato- pisarstwa francuzkiego.

Miłćm zjawiskiem była tegoż poety elegancka komedya K aprys, zawierająca w subtelnćj koronkowćj formie dodatnią dążność moralną, wyśmiewająca z delikatną ironią kapryśne zachcianki niewiary m ał­

żeńskiej, będącćj tak częstym grzechem w świetnćj atmosferze życia sfer arystokratycznych francuzkich. To małe arcydzieło salonowego wy­

kwintu , dodało do repertuaru prawdziwy klejnocik dobrego smaku.

Z dziedziny dramatu historycznego, który zwykle tak ważną gra rolę w repertuarze scen pierwszorzędnych, za rok zeszły, mieliśmy jedno- aktowy tłómaczony z niemieckiego dramat utworu II. Schmidta Róża

• Oset, w którćj poeta postawił sobie za zadanie ukazać granitową po­

stać Kromvella, ze strony uczuć ogólno-ludzkich, oraz w świetle dziejo- wćj misy i. Zadanie było piękne i poważne, pomysł akcyi dramatu szczęśliwy, ale siły wykonawcze niezupełnie dopisały autorowi, który dobrze pomyślane rysy swego obrazu zaciera często w kolorycie peł­

nym maniery i sztucznego patosu, chociaż pomimo tych usterków artysty­

cznych, repertuar zyskał w tym dramacie utwór podnioślejszego polotu.

Inne nowości sceniczne poczerpnięte z bieżącego repertuaru fran­

cuzkiego, nie przedstawiały zresztą żywiołów artystycznych godniej­

szych uwagi. Trzyaktowa komedya Sardou Nitka jedw abiu (Les femmes fortes), nie należy bynajmnićj do celniejszych dzieł wielkiego bawiciela Francy i, którego talent spadał ostatniemi czasy do bardzo uizkiego poziomu w takich wstrętnych i brudnych utworach jak Andrea lub Fernanda. Dążność satyryczna tćj komedyi mająca na celu wy­

śmianie wybryków źle pojętćj emancypacyi kobiecćj, mogłaby nawet być Użyteczną, gdyby autor nie oparł jćj tak jak w Wuju Samie na ptatnćj z imperyalistowskiego skarbu satyrze obyczajów republikańskićj Ame­

ryki, na szykanie pozbawionćj znajomości obyczajów nowego świa­

ta, nacechowanćj widoczną tendeneyą polityczno-społecznego pamfle- tu, przeprowadzonego ze zwykłą temu autorowi zręcznością scene­

ry!. Z innych ulotnych płodów francuzkićj muzy, najszlachetniejszą dążnością odznacza się jednoaktowa komedya Sąsiad/ca, będąca utwo­

rem dwu podrzędnych pisarzy francuzkich, którzy poszli w kierunku Manuela i Coopće’go, idealizując w celach etycznych życie klas robotni­

czych, ale nie mieli dość talentu i zręczności, aby obudzić sceniczne za- iecie. z jednoaktówek wesołego pokroju, najprzyjemniejszą i najbar- dzićj zabawną była Filiżanka herbaty, gdy tymczasem P ani z prze- 0 i w/c a i Córka Kwy, należały do nędznych fabrykatów ostatniego

rzę-du, produkowanych przez tuzinkowych partaczy, a jedynie z niemiec­

kiego tłómaczona krotochwiia Teodolinda, chociaż w treści samćj nie przedstawia nic zdrożnego, jednakże oparta jest na porozumieniach i dwuznacznikach -»tak cynicznych i plugawych, że pomimo humoru i zręczności scenicznćj, mogłaby figurować tylko na scenie kawiarnia­

nych teatrzyków, gdy teraz przynosi stanowczo ujmę repertuarowi na­

szego teatru, który nawet dla rozrywki nie powinien się uciekać do .produktów jarmarcznego humoru.

Jeżeli teraz rzucimy okiem na całość zeszłorocznego nabytku na- szśj sceny, to ogólne rezultaty tego poglądu wypadną wcale niekorzyst­

nie, Gdy w dziedzinie oryginalnych nowości, dano pobłażliwie miej­

sce przeważnie utworom miernym, jednocześnie zaniedbano poważniej­

sze kierunki naszćj dramatycznćj twórczości. Zjawiskiem bardzo dzi- wnćm, niewytłumaczonćm z racyonalnego punktu widzenia, jest systema­

tyczna niemal obojętność, z jaką scena warszawska pomija usiłowania autorów sięgających w dziedzinę wyższych zadań artystycznych, gdy właśnie popierając jo, mogłaby sobie zarobić na szczerą wdzięczność społeczeństwa, mogłaby odegrać najpiękniejszą rolę w jego literackim a nawet cywilizacyjnym rozwoju. Obojętność ta jest tćm bardzićj za­

dziwiającą, że dramat warszawski posiadając tak dzielne siły wyko­

nawcze, może sprostać nawet najtrudniejszym w dziedzinie wyższćj sztuki zadaniom. Wprawdzie w tym kierunku twórczość nasza nie wy­

dała jeszcze dzieł naczelnych, o które dzisiaj trudno we wszystkich li­

teraturach, ale w każdym razie zanotować można szereg usiłowań wcale poważnych, będących płodem pewnych zdolności pisarskich, wyższych lub niższych. Dramata: Asnyka, Rapackiego, Święcickiego (Paulina Stachur­

skiego), Okońskiego, Olizarowskiego, Grabowskiego, Kościelsltiego, Ju­

liana z Poradowa, Ant. Urbańskiego, Starzeńskiego i Iiorwata, znane już to w druku, jużto grywane na scenach galicyjskich i odznaczone na konkursach dramatycznych, przedstawiają w tym kierunku materyał obfity i znaczący, który nie powinien być pomijany z lekceważeniem. Nie jesteśmy za tćm aby przedstawiać bez wyboru i planu, wszystkie szczę­

śliwe i nieszczęśliwe próby w tym kierunku, ale to pewna że możnaby z poważnćj produkcyi oryginalućj, wybrać niejeden utwór zasługujący daleko więcój na przedstawienie od niejcdnćj oryginalućj lub prze- kładanćj miernoty. To samo zupełnie dzieje się w wyborze repertuaru tłumaczonego, gdyż podnioślejsze produkcyc obcych literatur, są od pe­

wnego czasu osobliwością na naszćj scenie. Od dwu lat nie przed­

stawiono na scenie Warszawskićj żadnego poważniejszych rozmiarów nowego dramatu, żadnego z wielkich arcydzieł literatury powszechnćj, których dotąd tak mało przyswoiła sobie nasza scena. Jak widzieliśmy, wybór współczesnych nowości był także w znacznćj części niefortun­

nym i odznaczał się niepamiętnym od lat wielu procentem lichot lub mierności. W ogóle cały zeszłoroczny kierunek najważniejszśj instytu- cyi artystycznćj, uderza widocznie brakiem jakichkolwiek celów prze­

wodnich, brakiem poważnego pojęcia potrzeb postępu ogółu, twórczego

rozwoju umysłowego życia, okazuje niebywały dotąd brak ruchliwćj i wielostronnćj inicyatywy, brak dobrego zrozumienia nawet materyal- nych potrzeb instytucyi. Znakomite siły estetyczne naszój trupy z ma- łemi wyjątkami są wyzyskane bardzo niedostatecznie, a niektóre z nich marnują się w zupełnćj bezczynności.

W całym rozwoju zeszłorocznym naszój głównej sceny, widzimy spotęgowane w sposób niebywały błędy i usterki, jakie tylokrotnie już dawnićj wytykała krytyka, dbała o postęp drogićj nam wszystkim in­

stytucyi. Nie zapuszczamy się w tćj chwili we wnętrze ustroju naszój sceny, aby szukać w nim przyczyny tak niepomyślnego stanu, ale przedstawiamy tylko widoczne i bijące w oczy rezultaty, które wykazu­

ją potrzebę reformy wewnętrznych stosunków, namacalną konieczność zmiany obecnego działania na kierunek ściśle wytknięty, świadomy swych celów. Rok ubiegły można pod wieloma względami uważać za datę szczególnićj niepomyślną w dziejach rozwoju dramatu warszawskie­

go, a życzyć należy, aby stan taki był punktem zwrotnym, od które­

go zacznie się reakeya ku lepszemu, gdyż na dotychczasowej drodze, dramat ten tylko tracić może na znaczeniu społecznóm i literackióm, oraz na uroku pierwszeństwa, stawiającym go na czele wszystkich scen polskich. Już dzisiaj widzimy, że umiejętna i ruchliwa inieyatywa pry­

watna na tćm polu, pomimo szczupłości środków, pomimo ograniczenia monopolowego, wydaje owoce wcale niepoślednie. Powinno to być przestrogą dla czynników kierowniczych naszój głównój sceny, żc już drugi rok z rzędu, najważniejsze fakta scenicznego ruchu, mają miejsce poza obrębem jćj działalności. Podobnie jak Emigracya Chłopska Anczyca, która ujrzała zaprzeszłego roku światło kinkietów na des­

kach przyjazduego teatru poznańskiego, tak i w roku zeszłym Pan Da- t*iazy Blizińskiego, zaćmił swćm powodzeniem wszystkie inne objawy scenicznego ruchu. Komedya ta, wedle jednozgodnego wyroku kryty­

ki naszój, na którą podpisujemy się także z całą skwapliwością, jest najcenniejszym nabytkiem literatury scenicznój od lat bardzo wielu i przewyższa stanowczo swą artystyczną wartością całą współczesną dramatyczną produkcyą, a podobnie jak celniejsze utwory Fredry (ojca), Posiada w sobie żywioły artystyczne, zapewniające jej na długie lata niespożytą trwałość.

W sprawozdaniu ruchu scenicznego należy jćj się bezwątpienia miejsce naczelne, ale ponieważ jak nateraz zamykamy się w sferze działania warszawskiego stałego teatru, czekać będziemy zatem, do­

póki nie znajdzie owa komedya miejsca w jego bieżącćj kronice. Nie przy­

puszczamy, aby utwór takićj ogromnćj wartości, o który gdzieindzićj dobijałyby się najcelniejsze teatra, mógł zbyt długo czekać na swoję ko- iej w bieżącym repertuarze dramatu naszego, gdyż lekceważenie takich dzieł jest najcięższym grzechem, jaki może popełnić scena wobec społe­

czeństwa i wysokiego swego powołania.

Na zakończenie zeszłorocznych dziejów naszój głównój sceny, wy­

pada mi wspomuićć o fakcie, który wprawdzie wydarzył się poza wła­

ściwym obrębem jćj samodzielnego rozwoju, ale wzniósł się górujące ponad wszystkie objawy jćj artystycznego ruchu. Jak przelotny me­

teor ukazał się na scenie naszćj znakomity tragik włoski Ernest Rossi i wstrząsnął całą inteligentną publicznością, potężnym talentem w od­

twarzaniu najcelniejszych arcy-typów poezyi dramatycznćj. Jako Król Lear, Hamlet, Makbet, Otello i Romeo zajaśniał nam ten potężny ar­

tystyczny Proteusz, który po całym świecie ucywilizowanym spełnia wysoką swoję misyą prawdziwego kapłana ideału. Zwłaszcza w Królu

tystyczny Proteusz, który po całym świecie ucywilizowanym spełnia wysoką swoję misyą prawdziwego kapłana ideału. Zwłaszcza w Królu

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1878, T. 3 (Stron 106-114)