• Nie Znaleziono Wyników

Z WYSTAWY PARYZKI ŚJ

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1878, T. 3 (Stron 114-137)

Wystaw a Towar zystw a a n tr op ologiczn e go.— P rzedmioty po lskie w działach au- atryackim i franouzkim.— Wysta w a sztuk pięknych. — D ział austryacki: Sejm b i e l s k i , D zwon Z yg m u n ta, W ilcz ek M atejki, W j a z d K a r o l a I' do A n tw e r p ii J a k a r t a . — Czermalc, Bonczar, M u n k a n y .— Dział niemiecki: Poch ód L is o w cz y- ków p r z e z ste p U k r a in y J ó z efa Brandta,— Itnaus, Hildebrand, Pil otti, G e b ­ hardt.-— Dział rossyjski: Kopern ik Gersona, Pochodnie N eron a Siemiradzkiego, Vzara albo k o b ie ta, R o z b i t e k . — W yst aw a p łod ów rolniczych i machin.— L e ś ­ nictwo: okazy żywych zwierząt.— W ys taw a T owar zyst wa opie ki nad zwie ­ rzętami.— Pała c algierski na Troka do ro. Kolon izaeya alzacka w A lg ier ze .

Pod innym zupełnie wpływem rozpoczynamy drugie sprawozda­

j e z wystawy, niż kreśliliśmy pierwsze przed miesiącem. Wtedy nie było o czćm pisać; stan chaotyczny ciężył nad tym światem ledwie

stworzonym; dzisiaj wszystko inaczćj. Wprawdzie i teraz jeszcze snu­

ją się w bluzach robotnicy, tu i owdzie sterczy rusztowanie, dwa wiel­

kie akwarya nie zapełnione dotąd, wiele działów dotychczas nic otwar­

tych; całość jednak przedstawia się już bardzo świetnie. Są tu wkoło i ławy i krzesła i koszykarskie pawiloniki, zasłaniające głowę od skwaru; wszędzie ludno, huczno i gwarno. Przy samym wstępie, dzwo­

ny rozmaitćj wielkości wydzwaniają melodyjne temata, dalćj przed czerdą węgierską Cygani wygrywają od ucha swoje czardasze lub mar­

sza Rakoczego; tam pod galeryą amatorowie dają gra tis koncerta na różnych instrumentach muzycznych. Głośnićj nad to wszystko huczą koła nieprzeliczonych machin. Wśród tćj międzynarodowćj wrzawy nie słyszymy tylko chrzęstu jedwabnych sukien, jak to bywało przed jedenastu laty. Ubiór kobićt w ogólności nie wydatny i skromny; snąć przychodzą po to aby widzieć wystawę, nie zaś aby należeć do paryz- kich okazów. Ten popęd zawdzięczamy księżnćj Walii, której odzież odznaczała się zawsze największą prostotą.

Od czego tu rozpocząć? tyle przedmiotów nasuwa się razem przed oczy. Im bardzićj rozpatrujemy się w tych dziewięćdziesięciu sekcyach na które przedmioty rozdzielono, tćm silnićj uderza nas ich łączność.

Oprócz materyałów surowych, wszystko co tu widzimy jest dziełem ludzkićj ręki, wszystko nosi na sobie wyciśnięte piętno geniuszu ludz­

kiego: z tego wychodząc stanowiska, zdaje nam się najwłaściwićj roz­

począć od etnografii. Ważna ta nauka dzieckiem jest XIX wieku: zro­

dziła się razem z ideą narodowości, razem z romantyzmem, który w miejsce abstrakcyjnych ideałów starożytnego świata wyprowadził na widownią żywy lud z jego wiarą i tradycyą, wywalczył mu obywatel­

stwo w dziedzinie literatury.

Etnografia, jak ją dziś pojmujemy, jest naukowćm określeniem żywiołów składających narodowość. Dotyka ona i geologii i hydrogra­

fii i klimatologii, słowem, całego świata fizycznego, który oddziaływał tak na zmysłowe, jak na intelektualne życie ludów; dotyka ona szcze- gólnićj tych zagadnień ekonomicznych, politycznych i religijnych, które z pojedynczych rodowości wyrabiają wspólną narodowość, bez względu nawet na różnicę języków. Dlatego to nauka etnografii coraz szersze zajmuje stanowisko, nawet w zastosowaniach praktycznych.

Zrozumieli doskonale ważność tej nauki organizatorowie wystawy powszechnćj, zwłaszcza tćż zagraniczni. W pałacu na Polu Marsowćm przy wszystkich działach, widzimy licznie nagromadzone okazy etno­

graficzne, dające poznać życie ludów; widzimy je także w osobnych domkach i pawilonach, zbudowanych jako aneksa przez różne narody;

ale głównćm ogniskiem etnografii połączonćj z antropologią jest tu osobny gmach, ogromny rozmiarem, zajmujący na Trokadero prze­

strzeń 1,500 metrów. Gmach ten nosi ogólny tytuł sekcyi antropolo­

giczn i]. W nim to zajmuje znaczną przestrzeń oddział antropologii i etnografii polskićj, wystawiony przez nowo utworzone Towarzystwo pod prczydencyą Duchińskicgo.

Antropologia i etnografia, obie nauki nowe, nie miały dotąd cza­

su rozgraniczyć się między sobą w sposób wybitny. Co więcćj reprezen­

tanci ich patrzą na siebie z nieufnością; mówimy tu o głównych kory­

feuszach. Antropologowie, zwłaszcza zwolennicy Darwina, i ogólnie Pozytywiści, badający człowieka ze strony czysto li zwierzęcćj, zarzu­

cają etnografom kierunek spirytualny. Dla tych pozytywistów sam Quatrefages nie jest dostateczną powagą, z powodu, że w jego krytycz­

nych poglądach żywioł religijny ważną odgrywa rolę. Pomimo tych wąlk i radykalnych różnic między uczonymi, obadwa bratnie działy najęły wspólny gmach na wystawie. Antropologowie, jakby K ain y, pa- j^ ą pogardliwie na idealnych Ablów, a jeżeli ulegając konieczności to- krują ich obok siebie, z uśmiechem jednak politowania spoglądają na

*ch okazy. Z dumą zato przedstawiają światu skamieniałe szkielety Przedpotopowych zwierząt, wydarte z łona ziemi, świadczące w ich mnie­

maniu o prawach ewolucyi.

Jak we wszystkich oddziałach, tak i w antropologicznym mnós­

two rzeczy niewykończone dotąd. Otwarcie urzędowe odbyło się 30 maja, nie tylko dla formy. Brak napisów nadzwyczaj utrudnia zwiedzanie; ka­

talog tćź jeszcze nie wydrukowany; musimy zatćm ograniczyć się na Uaj ogólniej szych tylko zarysach. Trzy bramy prowadzą do gmachu, tworzącego długą, oświeconą z góry galeryą. U bramy środkowśj stoją Giby na straży dwa olbrzymie peruwiańskie bożyszcza. Wejdźmy do głębi: po prawćj ręce wpada w oko wielka grupa meksykańskich boż­

ków, włączona do hiszpańskiego działu; po lewćj błyszczą na słońcu malownicze stroje naszych krakowiaków i podhalan. Ale zostawmy ich Ga potćm, aby dłużćj pozostać z nimi, a puśćmy się na prawo. W roz­

stawionych rzędem witrynach widzimy tysiące narzędzi z epoki bronzo- Wćj, szczątki pierwotnćj cywilizacyi Iberów. Nagle galery a przemienia się w kostnicę: gdzie rzucisz okiem—szkielety i czaszki. Mnóstwo ich wy­

stawia Hiszpania, więcćj jeszcze Anglia nagromadziła ich tu z dalekich kolonii swoich, rozsianych po całćj kuli ziemskićj. Ztąd to lud paryzki, Gie świadomy ważności nauk antropologicznych, nazywa cały ten dział

^l/stawą kościotrupów. Nie wdajemy się w rozmierzanie tych czaszek Ga dolicho i brachocefalc (długo i krótkogłowe), według czego antropolo­

gowie wywodzą bliższe i dalsze pokrewieństwo danych plemion z m ał­

pami.

Uderzyły nas w pośród innych czaszki opatrzone z obu stron Gietalowćm uszkiem: tubylcy Australii nawłóczą je na sznur i noszą zawieszone u pasa. Są to głowy ich ojców! Zwyczaj ten przy całćm barbarzyństwie ma jednak poetyczną stronę!

W końcu prawego skrzydła, galerya odgrodzona ścianą obejmuje owa działy: rossyjslci i austryacki. Tu przekroczywszy drzwi, spoty­

kamy się z całym zastępem Czeremisów, Kamczadalów i Samojedów, Przybranych w szuby futrzane, ciepłe kapuzy i bermice; na ścianie znowu spostrzegamy wielką mozajkę ułożoną z typowych głów plemie- Gia mongolskiego. Ważne to są okazy dla uczonych, ale więcćj zajmie

Tom III. L ipiec 1873. 15

ich, jak sądzimy, model rozkopanego wzdłuż i w poprzek kurhanu, w którym mieściły się szczątki ludzkie i pogrzebane z niemi przybory.

Ciekawy tćż bardzo wielki sarkofag kamienny, sięgający, jak czytamy w napisie, czasów przedhistorycznych, wydobyty z ziemi pod Moskwą.

Do tych czasów (prekistoriqu.es) zaliczony tu jeszcze wiek IX. W sar­

kofagu leży szkielet jakiegoś naczelnika Mordwiany, który prowadząc ko­

czownicze ludy po stepach nadwołżańskich, nie przypuszczał zapewne, że kiedyś zawędruje do Paryża i stanic się przedmiotem ciekawości dla uczonych antropologów.

Przechodzimy wreszcie do Austryi; tu przynajmnićj granica otwar­

ta, niśma komory ani celników, a przecież rozgraniczenie widoczne w samychże wystawionych przedmiotach. Tam przeważała antropolo­

gia, tutaj góruje etnografia. Dzięki zbiorom hr. Dzieduszyckiego i p.

Baranieckiego, twórcy technicznego Muzeum w Krakowie, ten dział austryacki zachował przeważnie polski charakter. Widać tu na pół­

kach misy, dwojaki, garnki i dzbany rozmaitój wielkości; na ścianach porozwieszane barwiste kilimki, w witrynach całe stosy pisanek wiel­

kanocnych, dalćj ogromny zbiór kolorowych haftów na płótnie, wyszy­

wanych rękoma Haliczanek, według ich własnego pomysłu. Co zna­

czą te misy, te hafty i te jajka? spyta może niejeden. Znaczą one wie­

le; zrozumieli to szanowni wystawcy; w tych bowiem drobnostkach od­

bija samodzielna fantazya ludu; są to pierwotwory naszego rodzimego malarstwa, przechowane w wiekowćj tradycyi; badacz dopatrzy w nich zawiązku sztuki polskićj. Próbki rzeźby widoczne znów w laskach z toporkami, bardzo udatnie wystruganych, nabijanych stalą, i w róż­

nych sprzętach do zwykłego użytku.

Oddział czysto austryacki zaleca się tćż bogactwem i rozmaitoś­

cią. Obok szkieletów i wykopalisk tak bronzowych jak ceramicznych, widzimy tu modele chat i całych zagród wieśniaczych z XV i XVI-go wieku, odrobione z najściślejszą dokładnością.

Reszta galeryi poświęcona francuzkim zbiorom. Nadesłały je z całego kraju liczne towarzystwa naukowe. Opisywać niepodobna tych kości i tych czaszek, owych narzędzi z epoki kamiennćj i bronzo- wćj, wydobytych« jaskiń Perygordu, tycli reprodukcyi menhirów, dol­

menów, tumulusów i domków najeziornych z czasów zwanych przed- historycznemi. Mylna to nazwa; odkąd istnieją pomniki, odtąd zaczy­

na się historya. W rogu galeryi przywódzcy nauk antropologicznych oddzielili pokój osobny: tu nagromadzono mnóstwo szkieletów małpich.

Na wielkićm drzewie, pomicszczonćm w pośrodku, widzimy manekiny tych czwororęcznych zwierząt, poprzyczepiane do gałęzi w malowni­

czych postawach. To według jednych praojcowie, według innych krew­

niacy nasi, już nic po dziesiątym, ale po jakimś setnym kisielu.

Z niemniejszą pychą dawni bohatćrowie wywodzili ród swój od Wcnery lub Herkulesa, jak dzisiejsi pozytywiści chcą wylegitymować swe m ał­

pie pokrewieństwo! Zostawmy ich w pokoju, a przejdźmy do właściwój etnografii.

Dział ten rozpoczynają naj sam przód mapy etnograficzne, poka­

zujące grupy ludów połączone razem, bądź na prawach plemiennych, bądź tćź na prawach narodowości, wytworzonćj w paśmie wieków jed­

nością wpływów historycznych i cywilizacyjnych. Szereg tych map daje nam poznać wszystkie wędrówki ludów, które tylokrotnie prze­

mieniały oblicze świata. Nagromadzono tu liczne okazy bożyszcz i amu­

letów, pierwotnych narzędzi myśliwskich i rybołówczych, sprzętów do użytku domowego, typów charakterystycznych, bądź w rysunku, bądź w statuetkach; wszystko to w oczach badacza stanowi żywotną historyą Prac i tryumfów człowieka, świadectwo jego olbrzymich walk z przyro­

dą, nad którą dano mu zapanować!

W kilku witrynach francuzkich przedstawiono zbiór lalek, y strojach ludu wiejskiego, z rozmaitych okolic kraju. Rzecz dziwna, jakim sposobem intellektualny naród francuzki, nie rozumić znaczenia tego rodzaju badań. Chata wieśniacza odgrodzona od Paryża praw­

dziwie chińskim murem. Kilku wprawdzie malarzy, jak Breton, Mil­

let, kilku poetów, jak: bretończyk Briseux i prowansalczyk Mistral, przedarło się tryumfalnie przez ten wał zastarzałych uprzedzeń; ogół Podziwiał ich prace, lecz nie poszedł wskazaną mu drogą. Napróźno Henri Martin powtarza bezustannie: dopóki nie wskrzesimy w sobie starych Gallów, póty, jak ślepi krążyć będziem w zaklętćm kole! Ogół przyklaskuje mu, powtarza za nim imiona Wercyngetoryksów i Bren- uusów, lecz sercem nie zrasta się z nimi, nie uczci ich pieśnią, pędzlem uni dłutem, jak patryoci niemieccy czczą swoich Arminiuszów i Aryo- wistów; pomija obojętnie starożytne menhiry i dolmeny, a z uczuciem dumy narodowćj, ściga wzrokiem starożytne areny i wodociągi, w gal- lo-rzymskićj Narbonie lub Arlezyi.

Oprócz ludowych typów, umieszczonych tu po witrynach, Francya 'wystawiła jeszcze w galeryi sztuk pięknych, manekiny naturalnćj wiel­

kości, przybrane w kostyum narodowy. Są tam i pasterze z Landów Ua wielkich szczudłach, są Bretonki w piramidalnych czepcach i kafta- ńacli bogato wyszywanych, są i bearneńskie dziewczęta w zawojkach 2 krasnych chusteczek, ale te wszystkie typy wykonane w Paryżu, Przystrojone przez krawców tutejszych, służyćby raczćj mogły za fry- zyerskie szyldy, gdyby im włożono utrefioną peruką. Te wieśniaczki strojne w jedwabne spódnice i fartuchy, wyglądają jak Paryżanki w maskaradowćm przebraniu. Z naukowego stanowiska, wystawa tych typów lubo świetna, żadnćj nióma wartości.

Przypatrzmy się nakoniec zbiorom naszym. Bez uprzedzenia po- wiedzićć możemy, iż te pod względem etnograficznym stoją na równi 2 okazami innych narodów, a niektóre z nich przewyższają. Zdanie to Podzielają z nami cudzoziemcy; w dzienniku pół-urzędowym le Soir czytapy, że w dniu urzędowego otwarcia tćj wystawy, dwa działy zaję­

ły szczególnićj ministra dc Bort: dział hiszpański i polski.

W sześciu witrynach mieszczą się narzędzia z epoki kamiennćj i starożyne przedmioty ceramiki, nadesłane przez zarząd toruńskiego

muzeum. Te urny zajęły żywo uczonych, widzą bowiem na nich pier­

wotne zarysy twarzy ludzkiój, co świadczy o ich głębokićj starożytności.

Fotograficzne okazy czaszek i kamiennych wykopalisk, dopełniają dzia­

łu antropologicznego. Nasz dział etnograficzny reprezentowany szcze­

gólniej pięknym doborem strojów wieśniaczych. Trzydzieści kilka ma­

nekinów tworzy bijącą w oczy grupę. Biała kierezya Krakowiaka ślicznie odbija przy guni Hucuła lub granatowój sukmanie Przemyślaka.

Kaftaniki Haliczanek suto wyszywane pasmenteryą i złotem, rękawy i naramienniki haftowane krasną wełną, we wzory własnego utworu, nadają ubraniu ich prawdziwie samodzielny charakter. Okazów tych udzielił hrabia Dzieduszycki z bogatego muzeum swego we Lwowie.

Strój Galicyan zaleca się nadzwyczajną rozmaitością, każda niemal wieś ma jakąś właściwą sobie cechę, czyto w kroju sukien, czy w obuwiu, czy tćż w pokryciu głowy. Tu kapelusz męzki z wielkim bukietem, tam wysoka czapka barania, tam jakiś kaptur podbity lisami; tu na głowie dziewczyny chusteczka zgrabnie przewiązana, tam czółko stroj­

ne pękiem wstęg albo kwiatów. Między innemi uważaliśmy czółko czerwone do uplecenia między włosy; starsza córka w rodzinie ma wy­

łączne do niego prawo: gdy idzie za mąż, składa je w puścinie młodszśj siostrze. Inne czółko złożone z kilku wyszywanych opasek, ma także osobną tradycyą. Gdy dziewczę upodoba sobie tancerza, odczepia z głowy pasek jeden, rzuca mu na kapelusz. Czyżto nie przypomina średniowiecznych turniejów, kiedy zwycięzca w szrankach odbierał szarfę z rąk pani myśli swojćj i niósł ją na hełmie? Dar taki nie zobo­

wiązuje przecież do niczego; są w wioskach don-źuani, którzy po dwa­

dzieścia podobnych trofeów noszą na kapeluszach. Hrabia Dzieduszycki szczery miłośnik ludu opowiadał nam te ciekawe szczegóły.

Oprócz kostyumów galicyjskich mamy tu jeszcze niemnićj malow­

nicze stroje naszych Kujawiaków i Kujawianek, naszych sandomier­

skich parobków i dziewoi, mamy i śliczny kostyum ukraiński, z czerwo- nćm czółkiem i przejrzystą namitką. Czego niedostajo w okazach, dopełniają to akwarele, rysunki, liczne ryciny i fotografie. Album, złożony z trzydziestu akwareli biegle wykonanych pędzlem panny Eu- frozyny Rakowskiej, przedstawia nam typy Mazurów, Szkalmierzaków, Podolaków i Podolanek, Kujawiaków, Kaszubów i Podlasian, Górali beskidowych, włościan z Naddniestrza i Zabuża. Piękne rysunki pan­

ny Anieli Wisłockiej, odtwarzają wiernie rysy i stroje ludu krakowskie­

go. Na, obrazie pana Merwarta, ucznia tutejszćj szkoły sztuk pięk­

nych, widzimy lud nasz z najdalszych okolic, zebrany na jednym obra­

zie, tworzący pełną życia grupę. Ta nadzwyczajna rozmaitość w stro­

jach ludu naszego, uderza w oczy obcych etnografów, świadczy bo­

wiem, że ten lud przyrósł do grzędy macierzystej i wiernie pilnuje przekazanej wiekami tradycyi; ztąd zachował nietknięty indywidua­

lizm, tę główną cechę cywilizacyi europejskiej. Uderza niemniej pięk­

na forma tych kostyumów, pokazująca zmysł estetyczny rozwinięty w oryginalny sposób.

W albumach Piwarskiego cudzoziemcy widzą typy mieszczan 1 żydów warszawskich; w albumie Matejki wzory ubiorów polskich od najdawniejszych czasów. Wielki obraz panny Mikulskićj przedstawia ślepców ukraińskich z przewodnikiem. Dwa lata temu widzieliśmy na wystawie piękny ten utwór; artystka nasza dodała do niego inne jesz- cze typy z pod Kijowa, prządkę i taniec kozacki. Pan Mioduszewski wystawił portret pięcioletniego chłopczyka w krakowskiśj kierezyjce 1 niewiasty nad wzburzonym Dnieprem, ścigające oczyma tonącą łódź ''ybacką. W pośród tych zbiorów błyszczy piękny obraz Matejki: Jan Kochanowski nad umarłą Urszulką. Jakie ma znaczenie ten obraz w dziele etnograficznym, pokazuje napis dany w górze: „Typ szlachcica Polskiego XVI wieku, według Matejki.” Jednę z najgłówniejszych 0zdób stanowi tu śliczna fryza, złożona z figurek porcelanowych, utwo- ru znakomitego rzeźbiarza p. Cypryana Godebskiego. Figurki te w liczbie kilkudziesięciu, przedstawiają typy rozmaitych plemion całśj Kuropy i części Azy i, w rozmaitych pozach i strojach. W samym środ­

ku pomieszczone polskie typy włościan, szlachty i żydów. Znawcy wy­

soko oceniają to dzieło.

Szanowny rytownik nasz Oleszczyński wystawił swoje album, Poświęcone rzeczom narodowym; wzbogacił niemniój zbiory nasze, wize­

runkami królów i zasłużonych mężów polskich.

Po witrynach mieszczą się różne okazy etnograficzne, jak laski z toporkami wyrobu karpackich górali, rękojeść do harapu, wyrzeźbio- na bardzo udatnie, przez włościanina ze wsi Korzeń w Gostyńskićm;

Modele chaty naszćj, pługa i wozu drabiastego. Na innych znów pół­

kach mamy zbiór przedmiotów pamiątkowych, jak sztylet Zygmunta Augusta, oprawny bogato w kość słoniową; broń króla Stanisława Po­

niatowskiego, piękny pałasz księcia Józefa, kilka dobrze zachowanych Pasów słuckich i t . p.

Zdobią wystawę naszą popiersia, medaliony i portrety ludzi za­

służonych w kraju. Nad witrynami panuje biust Mickiewicza, wyko- puuy dłutem Dawida z Angers, szereg medalionów tego słynnego rzeź­

biarza, przedstawia nam rysy Kościuszki, Niemcewicza, księcia Adama y%artoryskiego, Lelewela, Klaudyny Potockiej. Piękny odlew spiżowy z 'Ucdalionem Antoniego Oleszczyńskiego, z narożnikami historycznćj

“keści, dłuta zmarłego brata artysty Władysława, odznacza się mis-

•'zowskićm wykonaniem. Dwa portrety wytrwałych pracowników, którymi kraj nasz dotąd zaszczyca się i cieszy, godnie uwieńczają wy­

stawę; jeden z nich powtarza wiernie rysy czcigodnego K. Wł. Wójcic- , ego, nestora etnografów naszych. Liczne prace jego etnograficzne,

^ fą w s z y od P rzysłó w , wydanych przed pięćdziesięciu laty, do Klechd, uórych wydaniem ziomkowie uczcili niedawno jubilata, tworzą niema- y stos poniżćj portretu. Drugi z pracowników Jan Kanty Gregoro- lcz w siermiędze Janka z Biclca, znalazł tu godne siebie miejsce, śród objawów życia tego ludu, któremu poświęcił trzydzieści lat nie- 'Uiordowanój pracy.

Wspomnijmy jeszcze mapy, stanowiące ważną część etnografii na- szćj. Jedna z nich pokazuje wpływy hydrografii na wyrób fizyologicz- no-psychiczny ludów zamieszkujących Polskę; druga oznacza ludy słowiańskie i turańskie, pod panowaniem Warago-Russów; na trzeciój określone migracye Słowian z nad Wisły, tłómaczą różnice języków słowiańskich, pod względem lingwistycznym; czwarta wyjaśnia etno­

graficznie nazwę Rusi i Rutenii. Wszystkie te mapy dopełniają się i tworzą jednę całość. Oprócz tego mamy jeszcze wystawioną wielką mapę generała Chrzanowskiego, złożoną z kilkudziesięciu tablic.

W kilka dni po urzędowćm otwarciu naszćj wystawy etnograficz- nćj, otworzoną została wystawa historyczna, w którćj Polska zarówno jest przedstawioną, jeśli nie przez kraj ani przez Towarzystwo histo­

ryczno-literackie, to przynajmnićj przez księcia Władysława Czarto­

ryskiego i hr. Jana Działyńskiego. Późniój powiemy obszernićj o tych zbiorach, dziś wspominamy o nich jedynie, aby ukazać główne ogniska reprezentujące Polskę w systematyczny sposób.

Od etnografii przenieśmy się teraz na inne pole; wnijdźmy do środkowćj galeryi pałacu wystawy, przeznaczonśj wyłącznie sztukom pięknym. Przedmiot to zanadto rozległy, wymaga zresztą dłuższych i dokładniejszych studyów, abyśmy mogli wyczerpać go odrazu. Pozo­

stawiamy tćż na boku Francyą, Anglią, Włochy i inne jeszcze kraje, a przypatrzmy się tym jedynie, w których artyści nasi pierwszorzędne zajęli stanowisko.

Zacznijmy od Austryi: ta łącznie z Węgrami, według powszech­

nego uznania, świetnie zabłysła na wystawie. Wybór obrazów staran­

nie uczyniony, każdy odznacza się jakąś właściwą sobie zaletą, niektó­

re należą do arcydzieł tegorocznej sztuki. Pod względem wykonania, któżby nie przyznał, że Sejm lubelski Matejki, niezaprzeczonćm jest arcydziełem. Im dłużćj patrzymy na ten obraz, tćm bardzićj oceniamy jego niezrównane zalety. Jakaż tu rozmaitość typów, a mimo to, jak sil­

nie odbite w nich piętno jodnćj narodowości. Ta wspólna charakterysty­

ka stanowi prawdziwą Unią, którćj rozbić nie mogły chwilowe niechęci możnowładzców litewskich, zanadto według nas uwydatnione, na marso- watćm czole Radziwiłła, w rozpaczliwćj postawie Chodkiewicza i innych panów, oglądających się z żalem na utracone przywileje. Chmurki te ule­

ciały niebawem z pogodnego widnokręgu; wartoź było pędzlem uwiecz­

niać je na płótnie i dawać powód cudzoziemcom do fałszywego pojęci»

rzeczy? My sami kilka dni temu słyszeliśmy najdziwniejsze określenie tćj wspaniałćj sceny historycznćj. „To chwila najzgubniejsza w dziejach Polski, mówił ktoś tłumacząc obraz drugiemu; na owym sejmie król fa­

natyk pod wpływem duchowieństwa, ogłosił surowe prawaprzeeiwko róż- nowiercom, ztąd ich boleść i rozpacz!" Gdyby przynajmnićj katalog w y ­ jaśnił rzecz dokładnie, ale i ten nieszczęściem nic nic mówi.

Dzwon flygm m tow sh i przedstawia się wspaniale. Tu przynaj­

Dzwon flygm m tow sh i przedstawia się wspaniale. Tu przynaj­

W dokumencie Biblioteka Warszawska, 1878, T. 3 (Stron 114-137)