• Nie Znaleziono Wyników

Przemówienie Marion Gräfin Dönhoff z okazji uroczystoœci nada- nada-nia tytu³u doktora honoris causa na Uniwersytecie Miko³aja

Rozdzia³ VIII

I. Doktorat honoris causa UMK w Toruniu (1991)

7. Przemówienie Marion Gräfin Dönhoff z okazji uroczystoœci nada- nada-nia tytu³u doktora honoris causa na Uniwersytecie Miko³aja

Ko-pernika w Toruniu

Na wstêpie pragnê szczerze podziêkowaæ Uniwersytetowi za ogromny zaszczyt, jaki przypad³ mi z jego strony w udziale. W tym mieœcie zw³aszcza dzisiaj – w szczególnej fazie naszej historii, decyzja, aby wyró¿niæ Niemkê, której strony ojczyste znajduj¹ siê teraz w Polsce, jest równie¿ sygna³em.

Sygna³em oznaczaj¹cym wolê, aby na historiê nie patrzeæ ju¿ poprzez wsteczne lusterko, lecz wspólnie spogl¹daæ naprzód w europejsk¹ przysz³oœæ.

Panie i Panowie, proszê pozwoliæ mi, osobie, której zadaniem ju¿ prawie od po³owy stulecia jest œledzenie i analizowanie politycznego rozwoju œwiata, rozpoczynaj¹c krótkim okreœleniem miejsca, w którym siê znajdujemy. Jes-teœmy u koñca nawiedzanego katastrofami stulecia: dwie wojny œwiatowe, holocaust, Hiroszima, Hitler, Stalin – wszystko to zostawi³o po sobie heka-tomby ofiar, zniszczone miasta i miliony ludzi wyrwanych z dotychczasowego

¿ycia. Polska dotkniêta zosta³a tymi katastrofami dotkliwiej, ni¿ jakikolwiek inny kraj. Ka¿dy wie o tym, z czego jednak wielu nie zda³o sobie w dosta-tecznym stopniu sprawy, jak niesamowite jest dzie³o odbudowy, którego dokonali Polacy. Kto dzisiaj odwiedza milionowe miasto Warszawê, nie jest w stanie rozpoznaæ, ¿e wówczas, pod koniec wojny, zosta³o ono na rozkaz Hitlera zrównane z ziemi¹ i sk³ada³o siê z samych ruin, w których nie miesz-ka³o wiêcej jak 2000 ludzi. Dzisiaj z Zamkiem i Rynkiem Starego Miasta Warszawa jest piêkna jak zawsze by³a.

Spyta³am kiedyœ ministra spraw zagranicznych Rapackiego: „Czy gdyby nie zrekonstruowano tak kunsztownie, z takim nak³adem Rynku starego Miasta, mo¿na by wybudowaæ trzy razy tyle mieszkañ?” Jego odpowiedŸ – godna podziwu odpowiedŸ brzmia³a: „Zapomina Pani, co dla nas, Polaków oznacza historia”.

Owa ofiarnoœæ, jeœli chodzi o sprawy narodowe, oraz ta wytrwa³a si³a cierpienia, jest zreszt¹ powodem, dla którego wierzê, ¿e wszystkich krajów Wschodu, które musz¹ dzisiaj dokonywaæ bolesnych przemian, Polska ma najwiêksz¹ szansê, aby jako pierwsza wyjœæ z tej fazy z sukcesem.

Podczas ostatnich czterech dziesiêcioleci ¿yliœmy w na wskroœ sztucznym œwiecie, w którym europejski pluralizm wciœniêty zosta³ w nienaturalny, dwu-biegunowy schemat. Wszystko skupia³o siê, jak w procesie fizycznym, wokó³ dwóch supermocarstw, które w niepohamowanym procesie zbrojeñ rywali-zowa³y ze sob¹ a¿ do ruiny gospodarczej.

W czasie tym stereotypy wrogoœci opanowa³y myœlenie na Wschodzie i Zachodzie, bo przecie¿ to nie fakty kszta³tuj¹ nasz obraz œwiata, lecz wy-obra¿enie, które stwarzamy sobie o tych faktach; dlatego tak wa¿ne s¹ de-mokracja, krytyka, sprzeciw i dialog.

Stereotypy wrogoœci s¹ rodzajem broni wszelkiego zastosowania: solida-ryzuj¹, zwalniaj¹ z wysi³ku w³asnego myœlenia, usprawiedliwiaj¹ przes¹dy, sankcjonuj¹, dyskryminuj¹. Wszyscy inni s¹ lekk¹ rêk¹ piêtnowani:

kapitaliœ-ci, komuniœkapitaliœ-ci, ¯ydzi, intelektualiœkapitaliœ-ci, cudzoziemcy… Wrogiem jest zawsze obcy, outsiderem, na nim koncentruj¹ siê wszystkie negatywne emocje.

Na tym widzeniu œwiata opiera siê wyobra¿enie o stosunku przyjaciel – wróg. Wróg jest zawsze tym z³ym, natomiast samemu chce siê tylko dobra.

Samemu jest siê tym, który moralnie stoi wy¿ej, ten inny nale¿y do „imperium z³a”.

Zarówno Zachód jak i Wschód poprzez lata pos³ugiwa³y siê t¹ sam¹ ar-gumentacj¹: broñ przeciwnika zawsze s³u¿y agresji, a w³asna oczywiœcie je-dynie do obrony. W³asna partyzantka to oczywiœcie bojownicy o wolnoœæ, partyzanci przeciwnika – któ¿ móg³by w to w¹tpiæ – to terroryœci.

Prawie przez po³owê stulecia schemat przyjaciel – wróg by³ podstawo-wym wzorcem zimnej wojny. Z koñcem zimnej wojny zaczynaj¹ równie¿ na szczêœcie bledn¹æ stereotypy wrogoœci. Dziêki biegowi wydarzeñ, który mia³ swój pocz¹tek w 1980 roku w Polsce oraz dziêki umiejêtnoœci Gorbaczowa patrzenia na œwiat nowymi oczami – dostrze¿enia nonsensu sytuacji i zapo-cz¹tkowaniu w zwi¹zku z tym odprê¿enia – jesteœmy obecnie w stanie, uczy-niæ ten œwiat znowu bardziej „mieszkalnym”: granice upad³y, przywrócona zosta³a suwerennoœæ pañstw Europy Wschodniej, podzielone Niemcy

zosta-³y znowu zjednoczone, konfrontacja przerodzi³a siê w kooperacjê, a miejsce militarnej rywalizacji zajê³o wspó³zawodnictwo gospodarcze.

Wszystko to jest jeszcze na razie w fazie powstawania, ale zmiany, a s¹ to zmiany globalne, obejmuj¹ce ca³y œwiat – ju¿ siê zarysowuj¹. Tak jak po wojnach napoleoñskich, istnieje wielka szansa na przeobra¿enie œwiata – w ka¿dym razie jego pó³nocnej pó³kuli. Wówczas to Kongres Wiedeñski stworzy³ pokój na pó³ wieku. Oczywiœcie konieczna jest do tego koncepcja czo³owych mê¿ów stanu, którzy jednak, tak siê czasami wydaje,, nie pojêli jeszcze znaczenia tego, co siê dzisiaj dzieje. Tymczasem przewa¿a bezrad-noœæ, ¿eby nie powiedzieæ brak koncepcji.

Proces wci¹¿ nie jest jeszcze stabilny, jeszcze mo¿e zostaæ zagro¿ony poprzez kilka z³ych posuniêæ, zbyt g³oœne mówienie mo¿e wywo³aæ lawinê, która zablokuje drogê pozytywnego rozwoju; ale traktat, który zosta³ w³a-œnie zawarty pomiêdzy Polsk¹ i Niemcami nie otwiera nowego rozdzia³u w starej ksiêdze, lecz daje mo¿liwoœæ rozpoczêcia ksiêgi ca³kiem nowej.

Wiem, ¿e niejedna osoba w Polsce odczuwa obawê w obliczu 80 milio-nów Niemców w zjednoczonym ponownie kraju s¹siaduj¹cym. Myœlê

jed-nak, i¿ powinni Pañstwo wzi¹æ pod uwagê, ¿e zarówno pod wzglêdem mili-tarnym, jak i ekonomicznym Niemcy s¹ g³êboko zintegrowane z NATO i Wspólnym Rynkiem, nie mog¹ wiêc samodzielnie uruchomiæ ¿adnej kampa-nii, ani te¿ pójœæ odrêbn¹ drog¹ gospodarcz¹.

Najlepsza pewnoœæ polega moim zdaniem na tym, ¿e poprzez doœwiad-czenia tego stulecia Niemcy zmienili siê bardziej i trwalej ni¿ jakikolwiek inny naród. Gdybym mia³a tê istotn¹ przemianê usystematyzowaæ, powiedzia³a-bym:

1. Wiêkszoœæ Niemców odnosi siê do wszystkich spraw militarnych z naj-wiêksz¹ nieufnoœci¹;

2. Dziewiêtnastowieczny nacjonalizm sta³ im siê obcy;

3. Niemcy utracili ambicje mocarstwowe i wprost przeciwnie, s¹ oni w sto-sunku do niej nastawieni w najwy¿szym stopniu sceptycznie.

A z drugiej strony – co myœli siê u nas o Polakach? Zapyta³ mnie ostatnio w Warszawie pewien dziennikarz: „Co Pani w³aœciwie tak ceni w Polakach?”

Nie od razu umia³am na to odpowiedzieæ, poniewa¿ jeszcze nigdy nie

zdawa-³am sobie sprawy z pytania „dlaczego”. Po zastanowieniu przysz³a mi na myœl odpowiedŸ: polska reakcja na rozporz¹dzenie nazistów mówi¹ce o tym, ¿e

¿adnemu Polakowi nie wolno uczêszczaæ do szko³y œredniej. Na oczach oku-panta uda³o siê Polakom w podziemiu doprowadziæ do matury 9000 uczniów i zaanga¿owaæ do nauczania w tajnych, tak zwanych „lataj¹cych uniwersyte-tach” 200 profesorów. Ta mieszanka oporu i solidarnoœci, ta konspiracyjna mi³oœæ do ojczyzny jest równie rzadka, jak przekonywuj¹ca.

Podziwu godnym wydaje mi siê tak¿e pe³ne spokoju opanowanie, z jakim Polacy reaguj¹ obecnie na owe odra¿aj¹ce dzia³ania kilku sprowadzonych na manowce m³odocianych z NRD. Je¿eli jakiœ system przez lata wpaja³ nie-nawiœæ – a w NRD ju¿ dzieci w szkole wychowywano, aby nienawidzi³y

„zachodnich braci” – istnieje bardzo du¿e niebezpieczeñstwo, ¿e zmieni siê tylko cel, a wiêc obiekt nienawiœci, natomiast pe³na nienawiœci intensywnoœæ pozostanie ta sama – tak jak gdyby tê sam¹ rêkawiczkê wk³ada³o siê po prostu odwrotnie.

Wiele spoœród tych rzeczy, które mówi¹ i których domagaj¹ siê u nas dzia³acze ziomkostw nie ma sensu, jednak jeœli zastanowiæ siê nad sytuacj¹

ludzi, których oni reprezentuj¹, niejedno wydaje siê bardziej zrozumia³e, cho-cia¿ nie staje siê przez to bli¿sze rzeczywistoœci.

Niech wolno mi bêdzie chwilê mówiæ o sobie samej, aby wyt³umaczyæ, co mam na myœli: Od roku 1959 reprezentowa³am na ³amach tygodnika „Die Zeit” domaga³am siê prowadzenia aktywnej polityki wschodniej i propago-wa³am. Nawi¹zanie stosunków dyplomatycznych z Polsk¹ – ale rezygnacja z moich ojczystych stron w Prusach Wschodnich przysz³a mi z wielkim tru-dem.

Potrzebowa³am wielu lat, zanim by³am w stanie zaakceptowaæ sama dla siebie to, co sta³o siê póŸniej polityczn¹ rzeczywistoœci¹: utratê rodzinnych stron. W niezliczonych dyskusjach przez lata tak formu³owa³am swoje stano-wisko: zrzeczenie siê u¿ycia si³y – tak, ale nie rezygnacja z terytorium. Uza-sadnienie: je¿eli Polacy nie wierz¹ w nasze zrzeczenie siê u¿ycia si³y, to o ile mniej bêd¹ wierzyæ w nasz¹ rezygnacjê z terytorium.

Po tym, jak ostatecznie Willy Brandt otworzy³ nowe mo¿liwoœci polityki wschodniej, owa graj¹ca na zw³okê polityka nie wyda³a mi siê ju¿ mo¿liwa, aby j¹ reprezentowaæ; zrozumia³am, ¿e teraz z pe³nym przekonaniem trzeba odpowiedzieæ twierdz¹co. Skoro chcieliœmy normalizacji, konieczna by³a jas-noœæ co do ostatecznej granicy, poniewa¿ alternatywa znowu oznacza³aby wypêdzenie i nowe cierpienia.

Dlatego te¿, na proœbê Willy Brandta w roku 1970, natychmiast

zgodzi-³am siê pojechaæ do Warszawy na podpisanie uk³adu. Im bardziej jednak termin ten siê zbli¿a³, tym wiêkszy niepokój odczuwa³am w sercu: myœl, ¿e pod koniec ceremonii zwi¹zanej z podpisaniem uk³adu wznieœæ trzeba bêdzie toast za rezygnacjê z rodzinnych stron, stawa³a siê dla mnie coraz bardziej nieznoœna. Ostatecznie poprosi³am Brandta o zrozumienie i odmówi³am wy-jazdu do Warszawy – odmówi³am z wyrzutami sumienia, bo wiedzia³am, ¿e politycznie by³o dla niego bardzo wa¿ne, aby by³ przy tym ktoœ o moim rodo-wodzie.

Jednak Willy Brandt, który tak du¿o wie o ¿yciu i ludziach, nie wzi¹³ mi tego, jak siê obawia³am za z³e, lecz po powrocie napisa³ w³asnorêczny list, w którym znajdowa³o siê zdanie: „Mnie tak¿e œciska³o w gardle, kiedy

wzi¹-³em pióro, aby z³o¿yæ podpis”.

Polacy i Niemcy s¹ s¹siadami od 1000 lat. Ci, którzy nie znaj¹ wschod-niej historii, myœl¹ czêsto, ¿e stulecia te by³y nieskoñczonym ³añcuchem

wo-jen, rabunków, rywalizacji i wrogoœci. Nie jest to prawd¹. Oczywiœcie, w ostatniej æwierci XVIII wieku by³y trzy rozbiory Polski, w których wzbo-gaci³y siê Prusy, aczkolwiek we wszystkich trzech przypadkach (1772, 1793 i 1795) lwi¹ czêœæ otrzyma³a Rosja, a Austria tak¿e wysz³a na swoje.

W stosunkach niemiecko-polskich nie by³o jednak tylko ponurych

rozdzia-³ów, by³o równie¿ wiele jasnych momentów œcis³ych kontaktów i wzajem-nych owocwzajem-nych wp³ywów.

Trzeba sobie uœwiadomiæ, ¿e kultura i cywilizacja w Europie wêdrowa³y z W³och i Francji stopniowo na Wschód – do Niemiec i Polski. Od drugiej po³owy XIII wieku patrycjat miejski w Polsce mówi³ po niemiecku. Wszyst-kie ruchy duchowe od czasów Œredniowiecza przemieszcza³y siê wraz z jê-zykiem niemieckim z Zachodu na Wschód: teologia katolicka, idee reforma-cji, póŸniej idee oœwiecenia i humanizmu.

Do drugiej wojny œwiatowej – a¿ zosta³o to zburzone przez Hitlera – jê-zyk niemiecki by³ lingua franca w Europie wschodniej.

Przede wszystkim Kraków mia³ wiele powi¹zañ z Zachodem, z Erazmem, Lutrem i Melanchthonem. O narodowoœæ urodzonego w roku 1473 w Toru-niu z niemieckich rodziców astronoma Kopernika, który czu³ siê Polakiem i z wielk¹ lojalnoœci¹ s³u¿y³ pañstwu polski emu, rywalizuj¹ Polacy i Niemcy jeszcze dzisiaj – chocia¿ wówczas nie mia³o to ¿adnego znaczenia. By³y wiêc d³ugie okresy owocnej koegzystencji, w których wielu Polaków z zadowole-niem ¿y³o w Niemczech i wielu Niemców pracowa³o w Polsce. Dopiero w okresie nacjonalizmu ostatnie pokolenia Polaków wciœniêtych miêdzy Ro-sjê i Niemcy prze¿y³y okres pe³en cierpieñ.

Podczas polskich ruchów wolnoœciowych w czasie ubieg³ego stulecia potrzeba Niemców solidaryzowania siê z Polsk¹ by³a tak silna, ¿e zarówno Leibniz, jak i póŸniej tak¿e Nietzsche mówili przy sposobnoœci o swoich pol-skich przodkach, chocia¿ nie jest to udowodnione dokumentami. Obydwoje rodzice wielkiego polskiego bohatera walk narodowo-wyzwoleñczych ge-nera³a Jana Henryka D¹browskiego, który po trzecim rozbiorze Polski.

W roku 1795 stworzy³ we W³oszech legion polski, byli Niemcami. Ojciec by³ saskim oficerem, matka – z domu Lettow-Vorbeck, a sam Jan Henryk, który poza tym od czasów m³odoœci, a tak¿e póŸniej we W³oszech pisa³ wiersze w jêzyku niemieckim, a wiersze Schillera wozi³ ze sob¹ w torbie przy siodle, on równie¿ wst¹pi³ w wieku 14 lat do saskiego pu³ku kawalerii. Tak¿e

i w owym czasie narodowoœæ nie odgrywa³a decyduj¹cej roli. Miejmy na-dziejê, ¿e któregoœ dnia postêp przywiedzie nas ponownie do tego szczêœli-wego stanu.

Po powstaniu listopadowym w 1830 roku strumienie uciekinierów pol-skich, które rozla³y siê przez Saksoniê, Frankoniê, Hesjê i Palatynat, napot-ka³y na falê szczerego wspó³czucia poetów i intelektualistów niemieckich, a ludnoœæ organizowa³a wszelk¹ pomoc i okazywa³a solidarnoœæ. August hrabia Platen, Nikolaus Lenau, Ludwig Uhland i Justinus Kerner zapewniali o swo-jej przyjaŸni i pisali gor¹ce protesty.

Dzisiaj nie mo¿na sobie wcale wyobraziæ, jak ró¿norodna przez stulecia by³a wymiana duchowa, jak œcis³e by³y stosunki kulturalne pomiêdzy Niem-cami i Polakami wielki „interpretator” Polaków Karl Dedecius pisze w swo-jej ksi¹¿ce Niemcy i Polacy: „W czasie, kiedy Polska by³a podzielona i okupowana, w Lipsku, w Librairie Etrangere drukowano ksi¹¿ki auto-rów polskich, które w beczkach na wino przemycano do okupowanego kraju. Tylko w latach 1833-1890 jeden wydawca (Bobrowicz) wydruko-wa³ i przemyci³ do Polski 400 tytu³ów czêœciowo w formacie kieszonko-wym, w tym 40 tytu³ów z biblioteki klasyków polskich”.

Z ¿yj¹cych pisarzy polskich niektórzy mog¹ odnotowaæ wiêksze nak³ady swoich ksi¹¿ek w Republice Federalnej Niemiec, ni¿ w Polsce. W pojedyñ-czych przypadkach – przyk³adowo dotyczy to Gombrowicza – wydanie jego dzie³ wszystkich w Republice Federalnej Niemiec nast¹pi³o jeszcze przed wydaniem polskim.

Ka¿dego roku wydawnictwa niemieckie publikuj¹ oko³o 30 przek³adów z jêzyka polskiego. Na odwrót, z jêzyka niemieckiego na polski przek³ada-nych jest ponad 20 tytu³ów, aczkolwiek wielu Polaków czyta literaturê nie-mieck¹ w oryginale; podczas gdy w USA, Francji i Wielkiej Brytanii iloœæ t³umaczeñ z polskiego nie przekracza po³owy tuzina w ka¿dym z tych krajów.

Tak wa¿nych autorów jak Ko³akowskiego, czy laureata nagrody Nobla

Mi-³osza mo¿na by³o czytaæ w jêzyku niemieckim zanim jeszcze ukazali siê w Polsce.

Pojêcie narodu, które od czasów Napoleona nabra³o decyduj¹cego zna-czenia w naszym rzekomo tak bardzo cywilizowanym œwiecie, przysporzy³o wiele nieszczêœæ: stworzy³o bariery, obudzi³o nienawiœæ, wspomog³o arogan-cjê, usprawiedliwi³o zbrodnie. Zadajemy sobie pytanie, czy kiedykolwiek

panowa³a sprawiedliwoœæ; ani wtedy, gdy dynastyczne powi¹zania powiê-ksza³y i wzbogaca³y kraje, jak ów maria¿ pomiêdzy polskim i litewskim do-mem ksi¹¿êcym, ani dzisiaj, gdy granice nie s¹ ju¿ samowolnie ustalane przez jakichkolwiek w³adców, lecz rzekomo o wszystkim stanowi¹ same narody.

Ale nie traæmy nadziei: na oczach nas wszystkich Polska dokona³a sztuki, wykona³a w³aœciwie coœ, czego dotychczas nawet teoretycznie nikt nie

uwa-¿a³ za mo¿liwe; bez rewolucji, wojny, bez przelewu krwi Polska przemieni³a komunistyczne pañstwo w pluralistyczne spo³eczeñstwo. Czy cud ten bêdzie mia³ przysz³oœæ, zale¿eæ bêdzie tak¿e od nas, od reakcji Zachodu. Teraz siê oka¿e, czy Zachód jest gotów do wielkodusznego dzia³ania, czy te¿ te liczne piêkne mowy o wolnoœci, demokracji i prawach cz³owieka by³y tylko czcz¹ gadanin¹; Niemcy udostêpni³y dotychczas 17 miliardów USD dla Europy Wschodniej – trzeba mieæ nadziejê, ¿e inni bêd¹ kierowaæ siê tym przyk³a-dem.

Szansa jest jedyna w swoim rodzaju: nie rewizjonizm, tak jak po pier-wszej wojnie œwiatowej, jest dzisiaj has³em, lecz wspólna praca przy budo-wie europejskiego domu; a wiêc wzniesienie wspólnego dachu nad obydbudo-wiema czêœciami Europy – Wschodni¹ i Zachodni¹.

Magnificencjo, pozwoli³am sobie wyg³osiæ przemówienie w najwy¿szym stopniu nieakademickie, ale pomyœla³am, ¿e je¿eli Uniwersytet odznacza dzien-nikarza, to zdaje sobie sprawê, co go czeka.

Toruñ, 21 czerwca 1991