• Nie Znaleziono Wyników

Reakcja na mit, która miała być zaproszeniem do dyskusji

Publiczność Dwóch brygad mogła konfrontować przesłanie tego fi lmu jedynie z ilustracyjnymi wysłowieniami mitu pokolenia pra-cy. Od połowy lat pięćdziesiątych widzowie kolejnych fi lmów mogli jeszcze skorzystać z informacji początkowych dla tego mitu, czyli ze wspomnień przedstawicieli pokolenia pracy. Wspomnienia opubli-kowane z okazji dziesiątej i dwudziestej rocznicy ogłoszenia Mani-festu PKWN stanowiły istotne uzupełnienie dla mitu wysłowionego w wypowiedziach propagandowych. Zawierały one opisy konkret-nych, życiowych sytuacji, które stanowiły motywację dla zasady mitu. Celem ilustracji przywołam trzy przykłady opowieści pokole-niowych, w których wyraźnie rysują się informacje początkowe istot-ne dla ukonstytuowania mitu pokolenia pracy.

Aleksander Tynecki57 urodził się w rodzinie kolejarskiej. Pracę na kolei rozpoczął jeszcze przed drugą wojną światową. Gdy w roku

57 Zob.: A. Tynecki: Ja i mój parowóz. Pamiętnik maszynisty z parowozowni Olsztyn. Odc. 1. „Głos Pracy” 29.09.1954, nr 232 (1141), s. 6; Idem: Ja i mój

179 Reakcja na mit, która miała być zaproszeniem…

1947 rozpoczęto propagowanie współzawodnictwa pracy, zaintry-gowało go zobowiązanie do wydłużenia przebiegów parowozu po-między płukaniami kotła do dziewięćdziesięciu tysięcy kilometrów, podjęte przez dwóch kolejarzy z Bydgoszczy – Czapczyka i Szwar-ca. Spotkawszy przypadkowo w parowozowni w Gdyni Czapczyka, spytał, jak można wykonać takie zobowiązanie. Czapczyk udzielił mu szczegółowych wyjaśnień i Tynecki po powrocie do swojej pa-rowozowni w Olsztynie zadeklarował chęć wydłużania przebiegów swojego parowozu. Naczelnik parowozowni, Kęsicki, ostrożnie pod-szedł do zamiarów Tyneckiego i najpierw pozwolił na przejecha-nie pięciu tysięcy kilometrów bez płukania kotła. Wszystko poszło dobrze i Tynecki zaczął stopniowo wydłużać przebiegi parowozu.

Ostatecznie doszedł do stu trzydziestu pięciu tysięcy kilometrów, a jego śladem przebiegi parowozów zaczęli wydłużać również inni maszyniści nie tylko z parowozowni w Olsztynie. W nagrodę za te osiągnięcia w roku 1950 Tynecki otrzymał Odznakę Przodownika Pracy i odbiornik radiowy.

W 1952 roku Tynecki przystąpił do współzawodnictwa pracy w zakresie oszczędzania węgla. Na zebraniach informowano robot-ników, że oszczędzanie węgla jest ważne, ponieważ pozwala zwięk-szyć jego eksport. Kierując się tym argumentem, Tynecki zaczął mie-szać węgiel gorszej jakości z mułem węglowym. Spalanie mieszanki węgla z mułem wymagało więcej pracy, ale Tynecki zapewniał, że prowadzone przez niego pociągi nie spóźniały się. Zarówno metoda wydłużania przebiegów parowozu pomiędzy płukaniami kotła, jak i metoda spalania mułu węglowego pochodziły z ZSRR. W Polsce, jak pisze Tynecki, początkowo nie wierzyli w ich skuteczność i ro-botnicy, i maszyniści, i kierownicy służby mechanicznej oraz zaopa-trzenia. Chociaż Tynecki w coraz większym stopniu wykorzystywał muł węglowy i jego brygada otrzymywała premie za oszczędność, to żaden z maszynistów nie chciał spróbować palenia mułem. Mimo oporu ze strony współpracowników, Tynecki konsekwentnie pro-pagował oszczędzanie węgla i w końcu trochę pod przymusem ze strony ministerstwa, a trochę pod wpływem porad Tyneckiego, inni maszyniści także zaczęli prowadzić parowozy na mieszance węgla z mułem węglowym.

Tynecki był całkowicie pochłonięty pracą zawodową. Gdy zajął się propagowaniem spalania mułu węglowego właściwie musiał zre-parowóz. Pamiętnik maszynisty z parowozowni Olsztyn. Odc. 2. „Głos Pracy”

30.09.1954, nr 233 (1142), s. 6; Idem: Ja i mój parowóz. Pamiętnik maszynisty z parowozowni Olsztyn. Odc. 3. „Głos Pracy” 01.10.1954, nr 234 (1143), s. 4.

zygnować z czasu wolnego: „Przez cały ten czas – pisze Tynecki – do domu zaglądałem rzadko. Żona częściej zachodziła do parowo-zowni i czekała nieraz dość długo, aż wrócę po obejrzeniu składu mułu i sprawdzeniu mieszanki”58. Za oszczędzanie węgla otrzymał dyplom mistrza oszczędności i Złoty Krzyż Zasługi. Jego wspomnie-nia kończy zdanie wyrażające ogromną satysfakcję z wykonanej pra-cy: „Ja nie byłem żadnym technikiem, ja ledwie ukończyłem sześć oddziałów szkoły powszechnej, ale świadomość pracy dla siebie, warunki pracy, jakie stworzyła już nam nasza ojczyzna, zrodziły we mnie wiarę we własne siły, dały mi w ręce maszynę, z którą się zro-słem, z którą nadal będę jechać – w coraz lepszą przyszłość”59.

Nie tylko robotnicy, lecz również dyrektorzy bywali w drugiej połowie lat czterdziestych i w pierwszej połowie lat pięćdziesią-tych bez reszty pochłonięci pracą zawodową. Na takiego dyrektora kreuje się we własnych wspomnieniach Henryk Dorsz60. Cegielnia w Ostrzeszowie, w której zaczął pracować w 1948 roku, nadawała się właściwie do likwidacji. Piece pochodziły z roku 1882, a technolo-gia nie sięgała dwudziestego wieku. Wszystkie prace wykonywano ręcznie. Nie stosowano nawet maszyn parowych, a o elektryczności nie było co mówić. Modernizacja zakładu wcale nie była taka pro-sta. Pomoc ze strony budżetu państwa była bardzo skromna, a re-gulacje administracyjne wręcz hamowały rozwój. Dorsz postanowił zwiększyć produkcję mimo tych trudności. Powiodło mu się głów-nie dlatego, że przekonał pracowników do zastosowania metod pra-cy wzorowanych na rozwiązaniach radzieckich. A trzeba dodać, że załoga nie składała się z samych dwudziestoletnich zetempowców.

Było wręcz odwrotnie. Wielu pracowników przeżyło młodość jesz-cze przed drugą wojną. Dorsz nie opisuje, jak udało mu się pozyskać zaufanie załogi. Na pewno trochę przemawiał na jego korzyść fakt, że jego matka pochodziła z tamtych stron. Zyskał też w oczach pra-cowników swoją bezpośrednią postawą. Zamiast kierować produkcją zza biurka, chodził po cegielni i rozmawiał z nimi. Wreszcie niepod-ważalnym argumentem na rzecz zmian w funkcjonowaniu cegielni

58 Idem: Ja i mój parowóz. Pamiętnik maszynisty z parowozowni Olsztyn.

Odc. 3…, s. 4.

59 Ibidem, s. 4.

60 Zob.: H. Dorsz: Widzę to dopiero dziś. Pamiętnik dyrektora cegielni w Ostrzeszowie. Odc. 6. „Głos Pracy” 09.11.1954, nr 267 (1176), s. 4; Idem: Wi-dzę to dopiero dziś. Pamiętnik dyrektora cegielni w Ostrzeszowie. Odc. 7. „Głos Pracy” 10.11.1954, nr 268 (1177), s. 4; Idem: Wi dzę to dopiero dziś. Pamiętnik dyrektora cegielni w Ostrzeszowie. Odc. 8. „Głos Pracy” 11.11.1954, nr 269 (1178), s. 4.

181 Reakcja na mit, która miała być zaproszeniem…

było jej zapóźnienie technologiczne. Ostatecznie udało się Dorszowi zmobilizować załogę i ruszyło współzawodnictwo w wykonaniu pla-nu produkcji. Postawiono na mechanizację i – jak pisze Dorsz – „całą załogę ogarnęła »pasja usprawniania«”61. Wykorzystując wyrzucane wcześniej odpady, budowano potrzebne urządzenia i wytwarzano nową mieszankę paliwową do pieców. Takimi sposobami obniżono koszty produkcji. Natomiast metodami „gospodarskimi”, czyli za darmo i po godzinach pracy, za kredyt, który zgodnie z kosztorysem powinien wystarczyć na wybudowanie jednej nowej suszarni cegieł, wybudowano nową suszarnię i dodatkowo wyremontowano drugą.

Swoje i pracowników zaangażowanie w pracę Dorsz ilustruje wymownym przykładem: „Pewnego razu, w niedzielę akurat, na-gle i niespodziewanie zachmurzyło się i lunął deszcz jak z cebra.

Wsiadłem szybko na motor i popędziłem do cegielni. Bałem się, że korzystając z pięknej pogody robotnicy zostawili drzwi do suszarń otwarte i cały zapas prawie już wysuszonej surówki [czyli surowej cegły przed wypaleniem – J.Z.] pójdzie na nic. Zajeżdżam, a na da-chu suszarni mignął mi jakiś cień w szarym prochowcu. Podchodzę.

A to młoda robotnica, przodownica Marysia Nowaczykówna, pierw-sza w cegielnictwie kobieta podmajstrzy. Była chyba na spacerze, bo w zamszowych pantofelkach i w ładnym kostiumie. Narzuciła tylko prochownik i wiedziona troską o naszą surówkę przybiegła w nie-dzielę do zakładu. Tacy są u nas ludzie”62.

Pełne zaangażowanie w pracę cegielni nie przyniosło Dorszowi znużenia z powodu monotonii spraw codziennych i rozgoryczenia z powodu utraty możliwości realizacji własnych zainteresowań. Pod-sumowując swoją opowieść, pisze: „Praca jest treścią mego życia, po-chłania cały czas i wszystkie moje myśli. Cały dzień jestem poza do-mem. Niedziele też rzadko należą do mnie, a ściślej mówiąc do mojej rodziny. A przecież jestem szczęśliwy. Krótkie chwile odpoczynku, chwile beztroskiej zabawy z dziećmi, serdeczna rozmowa z żoną – to dopełnienie mojego szczęścia”63.

Wspomnienia Wandy Cichej64 w części dotyczącej życia przed drugą wojną światową zawierają informacje początkowe dla mitu

61 Idem: Widzę to dopiero dziś. Pamiętnik dyrektora cegielni w Ostrzeszowie.

Odc. 7…, s. 4.

62 Ibidem, s. 4.

63 H. Dorsz: Widzę to dopiero dziś. Pamiętnik dyrektora cegielni w Ostrzeszo-wie. Odc. 8…, s. 4.

64 Zob.: W. Cicha: Nowe mody… Pamiętnik Wandy Cichej przodownicy pra-cy z huty „Będzin” spisany przez Wiktorię Musiał. Odc. 1. „Głos Prapra-cy” 02–

03.10.1954, nr 235 (1144), s. 4; Eadem: Nowe mody… Pamiętnik Wandy Cichej

pokolenia walki. Natomiast część druga, w której Cicha opowia-da o zmianach, jakie zaszły po drugiej wojnie w jej życiu i w życiu mieszkańców wsi Szpitary, z której pochodzi, daje oparcie mitowi pokolenia pracy. Rodzice Cichej mieli w Szpitarach niewielkie go-spodarstwo, więc cała rodzina żyła bardzo skromnie. Cicha i jej sio-stry nie mogły liczyć na zamążpójście, ponieważ okoliczni kawale-rowie szukali panien z posagiem. Cicha zdecydowała się wyjechać do Sosnowca w poszukiwaniu pracy, chociaż rodzice nie wróży-li jej powodzenia. Pamiętawróży-li bowiem, jak przed wojną trudno było o pracę w mieście i w jakiej nędzy żyli tam stryj Jan i wuj Maj. Wuj Maj w ciągu dwudziestu lat pobytu w Sosnowcu przepracował nie-całe pięć i to za marne wynagrodzenie. Tymczasem Cicha w kilka dni po przyjeździe znalazła pracę w ogrodzie miejskim w Będzinie, a wkrótce potem przeniosła się do Huty „Będzin”, w której została przodownicą. Nie musiała się obawiać, że w wyniku redukcji etatów zostanie bezrobotna. Dostała mieszkanie i wyposażyła je za własne pieniądze. Pomogła też młodszej siostrze, która po przyjeździe do Będzina mieszkała u niej przez pewien czas. Siostra Cichej dostała pracę w Spółdzielni Krawieckiej „Zgoda” w Sosnowcu. Po pewnym czasie obie wyszły za mąż.

Równolegle z wątkiem życia osobistego, Cicha rozwij a opis po-prawy warunków życia w Szpitarach. Do wsi doprowadzono drogi, a „przed wojną, jak wujek [z Sosnowca – J.Z.] przysyłał do nas dzieci, to w Krakowie musiały przesiadać się na dworzec Kraków-Grzegórz-ki, aby dostać się do Kocmyrzowa. W Kocmyrzowie czekały parę go-dzin na wąskotorówkę i kolejką dojeżdżały do Proszowic. Z Proszo-wic do Szpitar jest siedem kilometrów, kto miał furmankę, ten jechał, a kto nie miał – szedł”65. W 1954 roku, gdy powstały wspomnienia Cichej, ze Szpitar można było w półtorej godziny dojechać autobu-sem Państwowej Komunikacji Samochodowej do Krakowa. Przewo-zy pracownicze obsługiwały autobusy z Nowej Huty. W Szpitarach była już elektryczność, a we wsi oddalonej od Szpitar o dwa kilome-przodownicy pracy z huty „Będzin” spisany przez Wiktorię Musiał. Odc. 2. „Głos Pracy” 04.10.1954, nr 236 (1145), s. 4; Eadem: Nowe mody… Pamiętnik W andy Cichej przodownicy pracy z huty „Będzin” spisany przez Wiktorię Musiał. Odc. 3.

„Głos Pracy” 05.10.1954, nr 237 (1146), s. 4; Eadem: Nowe mody… Pamiętnik Wandy Cichej przodownicy pracy z huty „Będzin” spisany przez Wiktorię Musiał.

Odc. 4. „Głos Pracy” 06.10.1954, nr 238 (1147), s. 4; Eadem: Nowe mody… Pa-miętnik Wandy Cichej przodownicy pracy z huty „Będzin” spisany przez Wiktorię Musiał. Odc. 5. „Głos Pracy” 07.10.1954, nr 239 (1148), s. 5.

65 W. Cicha: Nowe mody… Pamiętnik Wandy Cichej przodownicy pracy z huty

„Będzin” spisany przez Wiktorię Musiał. Odc. 4…, s. 4.

183 Reakcja na mit, która miała być zaproszeniem…

try wybudowano porodówkę. Cicha zapewnia, że wszystkie te zmia-ny ogromnie ją cieszą. Na wspominanie przedwojennego życia nie ma cierpliwości, bo ciągle ma tyle do zrobienia i w pracy, i w czasie wolnym pomagając siostrom.

Ze wspomnień Tyneckiego i Dorsza nietrudno wydobyć właści-wie wszystkie informacje początkowe wspierające mit pokolenia pra-cy. Przede wszystkim obaj zapewniają o całkowitym zaangażowaniu w pracę. Po drugie, w swoim postępowaniu kierują się przekonaniem, że tylko praca zespołowa przynosi najlepsze efekty. Wkładają wiele wysiłku nie tylko w wykonanie własnych obowiązków, lecz rów-nież w konsolidowanie współpracowników. Udaje im się to pomi-mo trudności i zespoły osiągają znaczące sukcesy, co w opowieściach Tyneckiego i Dorsza oznacza oszczędności. Wreszcie, obaj czują się spełnieni i szczęśliwi. Co więcej, czują, że otaczające ich osoby, nawet jeśli wcześniej patrzyły na ich działalność niechętnie, teraz, gdy już tworzą jeden kolektyw, również są bardziej zadowolone z życia.

Cicha nie podkreśla tak silnie, jak Tynecki i Dorsz, swojego zaan-gażowania w pracę, ale łatwo się domyślić, że jako przodownica pra-cowała więcej niż inni. W swojej opowieści Cicha eksponuje wpływ pracy zawodowej na poprawę warunków życia i znalezienie szczę-ścia. O szczęściu pisze w odniesieniu do siebie i swojej siostry. Obie pracują zawodowo, uzyskują dobre dochody i nie muszą mieszkać u rodziców. Cicha wyszła za mąż, a jej siostra przygotowuje się do ślubu. Czytelnik bez trudu może się domyślić, że gdyby Cicha i jej siostra zostały w Szpitarach, to pozostałoby im jedynie oczekiwanie na kawalera. Dostępność pracy zmieniła również życie w Szpitarach.

Wieś zyskała nową infrastrukturę, a bezrolni chłopi, którzy podjęli pracę w przemyśle – na przykład w Nowej Hucie – mieli w czasie spi-sywania wspomnień Cichej niekiedy lepsze dochody niż niektórzy gospodarze. Z tych informacji początkowych wynika prosty wnio-sek: z powszechności pracy rodzi się powszechne dobro. A w zewieniu z informacjami początkowymi dla mitu pokolenia walki sta-je się jasne, że powszechna dostępność pracy sta-jest wyłączną zasługą wprowadzenia po drugiej wojnie socjalizmu.

Film Molo66 w reżyserii Wojciecha Solarza trafi ł do kin mniej więcej w połowie marca 1969 roku. W tym czasie przygotowania do obchodów dwudziestej piątej rocznicy ogłoszenia Manifestu PKWN właśnie nabrały tempa. Ogólnopolski Komitet Frontu Jedności Na-rodu rozpoczął je jeszcze w roku 1968, ale zgłaszanie zobowiązań toczyło się niespiesznie. 20 lutego 1969 roku odbył się w Hucie

„War-66 Molo. Reż. W. Solarz. Pd. 1968, pr. 14.03.1969.

szawa” wiec, w czasie którego Henryk Dembowski, mistrz z Wy-działu Kuźni, przeczytał apel hutników, w którym napisano między innymi: „Wzywamy załogi hut, kopalń i fabryk, rolników i pracow-ników PGR, pracowpracow-ników nauki i młodzież, wszystkie zakłady pracy i instytucje w Polsce – do podejmowania zobowiązań produkcyjnych i czynów społecznych. Niech nasz czyn będzie wyrazem dumy klasy robotniczej i wszystkich ludzi pracy z osiągnięć minionego XXV-le-cia, manifestacją naszego przywiązania do ojczyzny i do przewod-niej siły narodu – Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej”67. Od dnia opublikowania tego apelu w „Trybunie Ludu” zaczęły pojawiać się, najczęściej na pierwszej stronie, liczne doniesienia o kolejnych zo-bowiązaniach zgłaszanych przez załogi zakładów pracy w różnych częściach Polski. Z kontekstem rocznicowym wiąże fi lm nie tylko data premiery. W sekwencji wodowania statku pojawia się redaktor o imieniu Staszek. Informuje on telewidzów i jednocześnie widzów Mola, że dwadzieścia lat temu, 3 kwietnia 1948 roku, oglądał położe-nie stępki pod pierwszy polski statek wybudowany po drugiej woj-nie – rudowęglowiec „Sołdek”68. Przywołanie dwudziestej rocznicy odrodzenia polskiego przemysłu stoczniowego metonimicznie od-syła do dwudziestej piątej rocznicy Odrodzenia Polski (również tą nazwą określano święto przypadające 22 lipca).

Bohaterem fi lmu Wojciecha Solarza jest Andrzej Rudnicki (Ry-szard Filipski), inżynier, kierownik Wydziału Kadłubowego w Stocz-ni Gdańskiej. Rozpoczynająca Molo sekwencja wodowaStocz-nia kadłuba zapowiadała fi lm o człowieku pracy. Tak nakreślony temat fi lmu Beata Jaworska przyjęła z aprobatą: „Film zaczyna się jak najlepiej.

Solarz szybko i zgrabnie konstruuje realia: stocznia, morze, praca, inżynier. A więc nareszcie fi lm polski, fi lm współczesny”69. Dalsza

67 Do wszystkich ludzi pracy. Cyt. za: J. Siew.: Robotnicy Stolicy wzywają!

Dumni z dotychczasowych osiągnięć nowymi czynami uczcimy ćwierć wieku Polski Ludowej. Zobowiązania warszawskich hutników. List do towarzysza Władysława Gomułki. „Trybuna Ludu” 21.02.1969, nr 51 (7241), s. 1.

68 Zob. Dialogi w fi lmie Molo.

69 B. Jaworska: Zmęczony na molo. „Tygodnik Demokratyczny” 23.03.1969, nr 12 (824), s. 6. Krytycy nie zajmowali się takimi szczegółami, ale warto zwrócić uwagę, że aktualność akcji Mola jest wyrażona nie tylko kostiumami i scenografi ą, lecz również przez wodowany typ statku. Redaktor prowadzą-cy telewizyjną transmisję na żywo z wodowania statku, w którego budowie uczestniczył Andrzej Rudnicki, informuje, że 3 kwietnia 1968 roku wodo-wany będzie statek przetwórnia typu B22. W tym czasie, a więc w kwietniu 1968 roku, w Stoczni Gdańskiej rzeczywiście budowano statki tego typu. Jan Dudziak, opisując rozwój polskiego przemysłu okrętowego, przypomina, że

185 Reakcja na mit, która miała być zaproszeniem…

część utworu rozczarowała właściwie wszystkich recenzentów. Na-wet Bolesław Michałek, który wyraźnie chciał obronić, jeśli nie Molo, to przynajmniej samego reżysera przed krytyczną powierzchowno-ścią70 i w swojej recenzji przeprowadził obszerną analizę fi lmowego debiutu Solarza, doszedł do wniosku, że żaden z wątków tematycz-nych utworu nie uporządkował znaczeń świata przedstawionego.

W rezultacie rozmyło się przesłanie fi lmu i jego dramaturgia.

Na przeciwnym krańcu ocen w stosunku do recenzji Bolesława Michałka można umieścić recenzję Stanisława Grzeleckiego, który, nie wdając się w rozważania na temat subtelności stylistycznych Mola, napisał po prostu: „Wojciech Solarz zrobił fi lm zgrabny, utrzymany w dobrym tempie, zawierający sporo epizodów zręcznie pomyśla-nych i sprawnie wyreżyserowapomyśla-nych. Jest to jednak fi lm o niczym”71. Dlaczego Grzelecki uważał, że Molo jest o niczym? W jego odczuciu fi lm nie wyjaśniał motywów postawy Andrzeja. Nie odkrywał powo-dów frustracji, zniechęcenia, rozgoryczenia bohatera. Grzelecki pisał:

„Reżyser każe nam się domyślać…”72, a to zbyt mało. Zbyt mało nie tylko dlatego, że fi lm nie daje materiału do snucia domysłów, lecz również dlatego, że publikacje na tematy morskie wręcz zaprzeczały obrazowi sfrustrowanego stoczniowca.

W publikowanych w prasie pamiętnikach prawie nie było wspo-mnień stoczniowców i marynarzy. W „Głosie Pracy” wydrukowano pracę podpisaną Stefan Stefański73, która została nadesłana na konkurs zorganizowany z okazji dziesięciolecia PRL. Stefański napisał w niej o swoim gorzkim rozczarowaniu, jasno wyjaśniając jego powód. Naj-większym marzeniem Stefańskiego był zawód marynarza. Po ukończe-statki rybackie i drobnicowce były od 1963 roku trzonem produkcji Stoczni Gdańskiej. W roku 1967 rozpoczęto produkcję trawlerów-przetwórni typu B22 o nośności 1500 ton. Zob.: J. Dudziak: Rys historyczny polskiego przemysłu okręto wego. „Zeszyty Problemowe” listopad 2005, s. 23–24. htt p://www.cto.

gda.pl/fi leadmin/Badania_i_Rozwoj/ZESZYTY_PROBLEMOWE/B_116.pdf [dostęp: 18.04.2016].

70 Zob. B. Michałek: Ambicje i niekonsekwencje. „Kino” 1969, nr 4 (40), s. 20.

71 S. Grzelecki: Sny zmęczonego inżyniera. „Życie Warszawy” 19.03.1969, nr 66, s. 6.

72 Ibidem, s. 6. Z perspektywy czasu można zauważyć, że właśnie wte-dy…, gdy Molo trafi ło na ekrany, Jerzy Skolimowski w fi lmie Ręce do góry starał się dać odpowiedź na pytanie o kondycję ideową i egzystencjalną po-kolenia pracy i fi lm nie wszedł do rozpowszechniania.

73 Zob.: S. Stefański: Odzyskane życie. Odc. 3. „Głos Pracy” 29.10.1954, nr 258 (1167), s. 4 ; Idem: Odzyskane życie. Odc. 4. „Głos Pracy” 30–31.10.1954, nr 259 (1168), s. 5.

niu dziesięciu klas szkoły ogólnokształcącej, wbrew ojcu, zdał egzamin wstępny do Ofi cerskiej Szkoły Marynarki Wojennej w Gdyni. Nauka szła mu dobrze, ale badania lekarskie wykazały jego niezdolność do służby. Zamiast na okręt, trafi ł do sanatorium i długo nie potrafi ł się pogodzić z utratą możliwości zdobycia wymarzonego zawodu.

Wątek pracy w dziedzinie gospodarki morskiej pojawił się także we wspomnieniach podpisanych: „Lech”74. Autor na początku swojej drogi zawodowej, pod koniec lat czterdziestych, pracował w biurze planowania Działu Przeładunków Morskich CZPPW, a następnie od lata 1949 do lata 1952 zatrudnił się w Hydrotreście. Do jego obowiąz-ków należał odbiór i uruchomienie nowego sprzętu oraz nadzór nad wykonaniem nowych urządzeń. Później pracował na różnych budo-wach daleko od morza. Jeśli dopatrywać się jakichś związków tych wspomnień z Molem, to można wymienić zmęczenie. „Lech” bywa zmęczony, ale jest to ten typ zmęczenia, które Grzelecki uznaje za zrozumiałe w przeciwieństwie do zmęczenia, o którym mówi An-drzej. Powodem zmęczenia „Lecha” było bowiem przeciążenie pracą zawodową połączoną ze studiowaniem na Wydziale Mechanicznym Wyższej Szkoły Inżynieryjnej. Bohater Mola, wyrastający ze wspo-mnień „Lecha”, byłby zatem takim stoczniowcem, jakiego na ekranie chciał widzieć Grzelecki.

Wspomnienia Stefańskiego i „Lecha” nie dawały mocnego wspar-cia w informacjach początkowych dla mitu pokolenia pracy przedsta-wionego w realiach morskich. Na dodatek, opis pracy w Hydrotreście jest tylko w książkowej wersji wspomnień „Lecha”. Wydrukowany w „Sztandarze Młodych” fragment dotyczy początków pracy w Mo-stostalu na budowie kombinatu w Nowej Hucie75. Najbardziej narzu-cającym się widzowi kontekstem, w którym mógł on umieścić fabułę

Wspomnienia Stefańskiego i „Lecha” nie dawały mocnego wspar-cia w informacjach początkowych dla mitu pokolenia pracy przedsta-wionego w realiach morskich. Na dodatek, opis pracy w Hydrotreście jest tylko w książkowej wersji wspomnień „Lecha”. Wydrukowany w „Sztandarze Młodych” fragment dotyczy początków pracy w Mo-stostalu na budowie kombinatu w Nowej Hucie75. Najbardziej narzu-cającym się widzowi kontekstem, w którym mógł on umieścić fabułę