• Nie Znaleziono Wyników

klasztoru Br. Mn. ( 0 0 . Reformatów) w Sądowej W iszni.

A zachód o 50 kim. od Lwowa (na linji kolejowej Lwów

— Kraków) leży w śród pięknej, lesistej okolicy nie wiel­

kie lecz bardzo stare miasteczko Sądow a W isznia. P o­

czątki tego miasta sięgają okresu piastow ego. W skazują na to zapiski Kronik i liczne legendy ludowe. Istniał tu przed w iekam i warowny zamek, który bronił m iasta i okolicy przed częstem i napadam i Tatarów . Jeszcze dziś wskazuje lud t. zw. kopiec ta ­ tarsk i, z którego głębi dokopano się wielkich, kam iennych fun­

dam entów a nieco później natrafiano na sklepienia piwnic zam ­ kowych.

Sądowa W isznia, jak wiele miast polskich w południowo- wschodniej części kraju m iała pewne okresy spokoju i d o bro­

bytu a naw et św ietności, lecz często spotykały ją nieszczęścia bądź w postaci zagonów tatarskich, bądź w postaci klęsk żyw ioło­

wych. — W 1484 r. wybuchł w mieście pożar. W ciągu kilkunastu godzin ogień objął wszystkie ulice. O ratunku nie było mowy, gdyż miasto ówczesne było przeważnie drew niane i skupione na

K alen d arz P o s ła ń c a Ś w . A n to n ie g o z P a d w y . 4

50

niew ielkiej przestrzeni. Zgorzało praw ie całe. Kazimierz Jagiel­

lończyk, król polski wzruszony tą straszną klęską odnowił dla Sądow ej W iszni przywilej lokacyjny i w ten sposób przyczynił się do odbudow y m iasta. K ilka lat potem na dawnem pogrzebisku wyrosła nowa osada. Nie długo jednak cieszyła się spokojem . T atarzy, którzy w tym czasie napadli Polskę, nie oszczędzili rów ­ nież Sądow ej W iszni. Zniszczyli oni miasto, .a część ludności za­

brali do niewoli. Po odparciu w roga przyszedł z pom ocą biednej ludności król A leksander. Na prośbę wysłanników rady miejskiej zwolnił Sądow ą W isznię z podatków i podw ód na 8 lat Oraz za­

pew nił miastu w iększe bezpieczeństw o. O d tą t m iasto rosło i roz­

wijało się bez większych trudności. W 1663 r. było już sześć cechów : kraw iecki, szewski, rzeźniczy, stolarski, ślu sarsk i i tkacki.

W id ać z tej krótkiej n o tatk i kronikarza, że życie rzem ieślnicze znalazło tutaj podatny grunt. Dziś rów nież znaczna część m ie­

szkańców Sądow ej W iszni trudni się rzem iosłem . Zwłaszcza kw i­

tn ie tu garncarstw o i wyrób parkietów .

Sądow a W isznia była m iasteczkiem starościńskiem . Tutaj szlachta odbyw ała sławne sejm iki generalne. Miejscem n arad był kościół parafjalny. N a tle tradycji sejmikowej poeta W incenty P o l osnuł swój sławny poem at, w którym przedstaw ił życie

polityczne i obyczajowe szlachty polskiej w XVIII wieku.

W 1730 r. przybyli do Sądowej W iszni Br. Mn. (O O . Re­

formaci). H rabia Rzewuski ofiarow ał m iejsce pod kościół i klasz­

to r. Zaś Jan Leszczyc Siemieński, kasztelan lwowski i Franciszek Slepow ron Zaw adzki właściel Sądowej W iszni własnym kosztem wznieśli mury klasztorne. W 1741 r. dokonał konsekracji kościoła A n d rzej P ru ski, biskup-sufragan przemyski. Kościół otrzymał ty tu ł W niebow zięcia N. M. P. G dy w 1785 r. pożar zniszczył kościół farny przeniesiono parafję do kościoła O O . Reformatów, gdzie była aż do 1890 roku.

W czasie wojny św iatow ej mimo usilnej troski ówczesnego gw ardjana O- Minełki i obyw atela Sądow ej W iszni Franciszka R ycińskiego klasztor uległ zniszczeniu. Po opuszczeniu Sądow ej W iszni przez w ojska austrjackie Rosjanie zajęli konw ent i urzą­

dzili tu szpital dla 500 chorych i rannych. Po rocznej gospodarce uszli pod naporem wojsk austrjackich, zostaw iając klasztor w cał­

kow itej ruinie. Czego nie zdążyli zużyć, to przed odejściem zniszczyli. Nie zostawili ani jednej celi możliwej do zamieszkania,

51 ani jednego całego sprzętu. W takim stanie zastali] klasztor O O . Reformaci w 1917 roku. Dzięki jednak w ielkiej ofiarności tutejszego społeczeństw a udało się kościół i konwent doprow adzić do porządku.

Lecz na tem nie kończy się smutna historja klasztoru w Sądowej W iszni. W 1918 r. Rusini podburzeni przez wrogów

4*

52

Refektarz

53 P olski usiłowali zająć M ałopolską W schodnią. O panow ali już kilka mniejszych miast. W krótce kierow ali swój atak przeciw ko Sądow ej W iszni. S p otkali się jednak z dzielnym oporem ludności polskiej. Za miejsce obrony obrali Polacy klasztor O O . R efor­

matów jako punkt najwyżej położony posiadający wielkie walory strategiczne. O brońców było zaledw ie 300. A tak u jący ch ponad 4 tysiące. Zdawało się, że ta nierów ność sił wystarczy do zdobycia placów ki polskiej, na której tak bardzo U kraińcom zależało. Ro­

zum ieli oni dobrze, że zdobyw ając klasztor zdobędą tem samem panow anie nad m iastem i okolicą. Zrazu postanow ili wziąć go szturmem, lecz po kilku drogo opłaconych próbach porzucili ten zam iar i uradzili zastosow ać formalne oblężenie. O k o p ali się w pobliskim lasku t. zw. „sośninką“ i stam tąd ostrzeliwali w dzień i w nocy z arm at i karabinów maszynowych pozycje polskie. N ieprzyjacielskie pociski w yrządzały klasztorow i ogrom ne szkody. Dach blaszany na kościele został doszczętnie zniszczony.

Bibljoteka zaw ierająca setk i cennych dzieł, tak filozoficzno-teolo­

gicznych jak i traktujących o innych dziedzinach nauki częściowo zniszczała przez częstą zmianę lokalu, częściow o została rozkra- dziona. Cele i korytarze zasypane były gruzem . M urowany parkan otaczający ogród klasztorny chylił się do upadku. K lasztor po­

dobny był raczej do ruin opustoszałego zamku niż do budynku zamieszkałego przez ludzi. Jednak wrzało w nim życie. G arstka dzielnej młodzieży i kilku zakonników z O . Mateuszem Dzielskim na czele stawiała długo skuteczny opór. O dpieran o niestrudzenie wszystkie ataki U kraińców . Była chw ila, w której nieprzyjaciele zbitą grom adą podsunęli się pod same mury sądząc, że zmęczeni obrońcy długą strzelaniną nie będą zdolni do walki z przew aża­

jącą siłą. Lecz i tym razem zostali przy pomocy Bożej odparci.

Jednak nie obyło się bez strat w ludziach. W czasie walk zginął między innymi jeden zakonnik Br. W ładysław Stachura a Br. S a­

muel Rubrycki został ranny.

Mimo wszelkich wysiłków ze strony w roga klasztoru nie zdobyto. Przypisać to należy szczególnej opiece boskiej. Jako przykład jak O p atrzność czuwała nad swoimi sługam i niech posłuży następujące zdarzenie: Pew nego dnia, gdy nieco przy­

cichł ogień karabinów maszynowych, przełożony klasztoru, wie­

dziony jakiem ś przeczuciem, wezwał dzwonkiem zakonników na posiłek wcześniej niż zwykle. Po krótkim obiedzie zakonnicy

54

Refektarz

55 udali się do kościoła na południow ą adorację N. Sakram entu.

Ledw ie ostatni zdążył wyjść z refektarza a w tym momencie w pada przez okno do refektarza g ran at i rozryw a się na stole, przy którym b racia przed chw ilą jedli obiad. — Za ten wyraźny dow ód opieki podziękow ali zakonnicy Bogu uroczystem „Te D eum “.

Stół na którym pęk ł granat, znajduje się do dziś w klasztorze w sali obok refektarza.