• Nie Znaleziono Wyników

solennością, odpowiadającą głębokim uczuciom religij­

nym, święcono w Polsce ostatni tydzień wielkiego postu, poświ ęcony rozpatrywaniu Męki Pańskiej.

W niedzielę pal mową wręczali królowi palmy po st osownej oracji synowie znakomi t ych rodzin, ubrani w białe szaty. Zwy­

czaj ten poszedł w zapomni enie dopiero od czasów J a n a Kazi ­ mierza, a to skutkiem ciągłych zamieszek, podczas których nie pora było myśleć o podobnych ceremonjach.

Ogół święcił niedzielę palmową procesjami. Na czele ich postępowała strojna gromada chłopów z palmami w ręku i k o ­ kardami u kontusików. Wś ró d bicia dzwonów i p o b ożny c h pieśni okrążał p o c h ó d całe miasta; chłopcy od chwili do chwili podawali palmy tłumom, które rozszarpywały je, obrywając i połykając zaraz

„ba si e“ w przekonaniu, że i od chorób t ochroni i ku zbawieniu wiel­

kiemu to służy. Po powrocie procesji do kościoła ustawiała się młodzież szkolna w dwa rzędy, a lepsi uczniowie wygłaszali do pobożnej publiczności wierszowane przedmowy o śledziu, o poście, czasem o biedzie szkolnej, a dla kont rast u i o szynkach, jakoteż plackach wielkanocnych.

Nast ępnie zajmowali miejsce tych mł odoci anych oratorów chłopcy miejscy, poprzebierani za pas t uchó w, pielgrzymów, olej- karzy, huzarów i t. p., puszczając także folgę swej swadzie. P o ­ nieważ samo ich pojawienie się wywołało powszechną wesołość, zniesiono t en zwyczaj za czasów Augusta III.

W wielką środę, która, jak wiadomo, nazywa się „ciemną”

— ponieważ po każdym wygł os zony m przez kapłana psalmie gaszą j edną świecę — uderzają księża, odprawiający jutrznię, brewjarzami i psałterzami o ławki na znak zamieszania, które wy­

wołała męka Chryst usowa. Ów zwyczaj dawał młodzieży szkolnej nieraz asumpt do wybryków. Przedewszys t ki em żartownością un o­

sząc się, czynili piekielny iście harmider w takiej chwili w kościele, lecz nadt o oburzenie swe manifestowali często jeszcze poza obrę­

bem świątyni, bijąc kijami niemiłosiernie już nie ławki, jeno k a ­ żdego napot kane go żyda.

W czasie, gdy dzwony kościelne umilkną, t. j. w ciągu wielkiego czwartku, piątku i soboty, aż do rezurekcji, słychać było

136

w miastach dawnej Polski całemi dniami klekotki i grzechotki, cieszące się nadzwyczaj ną s ympat j ą u malców.

Z wielką ost ent acją przystrajano groby. Często też przy tej s posobnoś ci zdarzało się widzieć rzeczy bardziej efektowne, niż st osowne. Przy grobach przygrywała ni eust anni e muzyka p o d ­ niosłe melodje, lub też śpiewał je chór młodzieży, starannie za­

zwyczaj dobranej.

W wielki czwartek biskupi i królowie polscy, od Zygmunt a III począwszy, umywali ubogim starcom nogi. Za czasów Stanisława Augusta zdarzyło się pewnego razu, że z 12 starców miał każdy wyżej 100 lat, jeden 125, a wszysc y razem 1300. Dziś byłoby t rudno dobrać podob ną kompanję. W wielki piątek karano Judasza za zdradę. Uosabi ał go bałwan, wypa kowany gałganami i szma­

tami. Bałwanowi temu kładziono do kieszeni 30 kawałeczków szkła i wówczas dopiero opr owa d zano go po mieście. Na st ępni e rzucano go z wieży kościelnej, n as tępni e zaś, pó grunt ownem obiciu ki­

jami, topiono w Wiśle. Wymierzano też karę na barszczu i śle­

dziu za to, że przez t ydzień nie dopuszczały nic i nnego do żo­

łądka. Śledzia wieszano na suchej wierzbie, barszczowi zaś grożono, iż zakopany zostanie w garnku w ziemię. Do niesienia t ego garnka upat rywano st osowni e nai wną ofiarę, której w czasie pochodu rozbijali t owarzysze garnek na d głową, rozbiegając się potem na wszystkie strony.

W sobot ę, do późna w nocy, pozostawali królowie z ro­

dziną i dygnitarzami w kościele. W czasie rezurekcji strzelano z armat, moździerzy, strzelb i pistoletów, palono beczki smolne i sztuczne ognie. Gdy z ust kapłana padło pierwszy raz: „Alleluja“ , uczestnicy naboż eńs t wa uściśnieniem ręki i cichemi słowy składali sobie życzenia.

Z rezurekcją kończył się długi szereg obrzędów. Przy suto zastawionych stołach wynagradzano sobie z całym zapałem wstrze­

mięźliwość wi el kopost ną i trudy wielkiego tygodnia.

H U M O R K ło p o t s t ra ż a k a .

— K sięże p roboszczu, k a z a n o nam ś w i ę t o w a ć roc z n ic ę C u d u nad Wisłą z n a jw ię k s z ą p o m p ą .

— N o ?

— Kiedy nie w ie m y, jak t o zrobić! N asza nie p rz e j d z ie p rz e z drzwi ko ścioła. Musimy w z ią ć mniejszą!

Alleluja!

D opełniona już ofiara, Okup za n as dan,

W zbaw ienie się m ieni k ara, T rium fuje św ięta w iara. . . Z m artw y chw staje Pan!

Chw ała Tobie, Panie, Chw ała W te n w esela czas

Śpiew a nasza ziem ia cała, Co z zim owej drzem ki w stała, Śpiew a każd y z nas.

A z tą p ie ś n ią " — Z m artw ychw stały P an ie — spójrz w te n k raj —

I przez w ielki dzień Tw ej chw ały Dla Ojczyzny naszej całej

Czas zbaw ienia daj!

W. Gr.

138

Wielkanoc.

IELKANOC, święto Zmartwychwstania Pańskiego, zajmuje w wierzeniach i wyobrażeniach ludów europejskich miej­

sce bardzo poczest ne — tuż obok świąt Bożego Naro­

dzenia. Cała natura zdaje się podzielać triumf Zbawiciela — i w cza­

sie Rezurekcji woda w źródłach i w studniach zamienia się na chwilę w miód; skarby, ukryt e w ziemi, zapalają się j asnym płomie niem, a słońce, wschodzące na Wielkanoc „igra“ lub „s kac ze” z ra­

dości. Ta „uroczystość uroczystości” (sollemnis sollemnitatum), jak pięknie nazywa Wielkanoc Św. Grzegorz Wielki, stała się natu­

ralnym ośrodkiem bogatej obrzędowości, rozsnutej na cały tydzień poprzedzający, a często nawet i następny, i składającej się ze zwyczajów i praktyk, z chrześcijaństwem j ednak niewiele mają­

cych wspólnego. Następując po Zapustach, tern święcie końca zimy i zarania wiosny, Wielkanoc jest również świętem wiosny,, tylko nie walczącej jeszcze i zmagającej się z zimą, lecz zwycię­

sko obejmującej panowani e n a d światem, a zarazem jest świę­

tem umarłych, świętem dusz, które w tym czasie uzyskują rów­

nież możność przebywania wśród żywych na ziemi. Pojęcia chrze­

ścijańskie tylko zabarwiły po swojemu wyrosłą z tych założeń mieszaninę zwyczajowo-obrzędową, tylko legły na niej grubszym lub cieńszym pokostem, stwarzając niekiedy ciekawe i ni ezwy­

kłe połączenia. Czas em zwyczaj ludowy jest tylko dopełnieniem i dalszem rozwinięciem zwyczaju kościelnego, bez kt órego nie mógłby właśnie istnieć. Takim j e s t n p . zwyczaj wystawiania zbroj­

nej straży przy urządzanych w kościołach w W. Piąteki Sobotę Grobach Pańskich, zwyczaj do niedawna będący u nas już w za­

niku i praktykowany w niektórych tylko parafjach wiejskich, lecz obecnie w Polsce odżywaj ący nanowo: przed paru laty ze wzru­

szeniem widziałem w kościołach warszawskich żołnierzy naszej armji, w peł nym rynsztunku i zakrzepłej, posągowej wprost ni e­

ruchomości, wartujących przy grobach Ukrzyżowanego. Czasem znowu przedmioty obrzędu kościelnego otrzymują nieoczekiwane zastosowanie zabobonne. Tak np. gałązki wierzbowe lub iwowe, w Kwietną Niedzielę święcone po kościołach na pamiątkę owych różdżek palmowych któremi lud żydowski witał przed paschą wjeżdżającego do Jeruzalem Zbawiciela, służą często za narzędzie

139 zabiegów magicznych, mających na celu zapewnienie zdrowia, płodności lub bogactwa. W Niemczech, w Polsce, na Ukrainie, w Rosji, zaraz po poświęceniu palm, ludzie biją się niemi, życząc

C h r y s t u s Z m artw y c h w stały .

sobie wzajem zdrowia i dostatku (u nas i na Ukrainie mówią przytem: bądź zdrowy, ja k woda... i bogaty, ja k ziemia), n adt o 1ą samą gałązką gos podar ze uderzają każdą sztukę bydła przy

140

pierwszem wypędzaniu t rzody na pastwisko. Czasem wreszcie — i to jest wypadek najczęstszy — stary obrzęd pogański otrzy­

muje wytłumaczenie lub choćby nazwę chrześcijańską, i w tej formie dostraja się wewnęt rzni e lub choćby zewnętrznie tylko do charakteru uroczystości kościelnej. Rozpowszechniony jest zwyczaj zapustny wynoszeni a za osiedle uwitej ze słomy lub gał ganów kukły i topienia, palenia lub rozrywania jej na części — wiemy, że pier­

wotnie wyobrażała ona zimę i że przez wykonanie tego obrzędu lud spodziewa się z pod władzy zimy prędzej się uwolnić i nadejście wiosny przyśpieszyć. Zwyczaj ten, częsty w obrzędowości Zapus ­ tnej, powraca czasem i w Wielkanocnej — tutaj j ednak kukła ta w Niemczech, Czechach i u nas pojmowana jest jako wyobra że­

nie zdraicy Judasza i zależnie od t ego obrzęd ma zazwyczaj miej­

sce w W. Czwartek. Przykł ady p o dobnej zewnętrznej chrystjani- zacji zwyczajów pogańskich spot kamy jeszcze niejednokrotnie.

Wynoszeni u zimy odpowiada, jako jego logiczne uzupełnie­

nie, wnoszeni e wiosny lub lata — obrzęd również do dziedziny czarów naśl adowczych należący i w związku z cyklem wielkano­

cnym często spot ykany. Wiosnę tu reprezentuje jużto lalka t. j.

wyobrażenie ludzkie — taka jest angielska „ Ma yl a dy“ — jużto grający rolę wiosny żywy człowiek, względnie dwoje młodych lu­

dzi, przedstawiających „króla“ i „królowę w i o s ny “ (ostatni zwyczaj zresztą jest wiązany częściej z zielonemi Świętami), — jużto świeża, rozwijająca się gałązka — taki np. jest nasz wielkanocny zwyczaj chodzenia z „Nowem l at k i em “, wiosną kiedy to chłopcy, wnoszący do chat strojną gałązkę lub drzewko, śpiewają:

Pani gospodyni!

Nowe latko w sieni, Nowe latko i Maj, Boże, szczęścia wam daj!

ot rzymawszy zaś datek, dorzucają:

My wam dziękujemy,

Zdrowia, szczęścia winszujemy.

Jużto wreszcie, co jest zjawiskiem najczęstszem, połącze­

nie figury ludzkiej i zieleni: niemiecki „Maikóni g“ jest zwykle cały gałązkami osnuty, a i do naszego „Nowego l at ka“ jest także nie­

kiedy doczepiana pupka tj. lalka. Czasem także świeżą gałąz­

kę zastępuje jakiś inny przejrzysty s ymbol wiosny, np. zapowi a­

141 dająca jej zbliżanie się jaskółka: tutaj należy starogrecki zwyczaj chodzenia o wiośnie z jaskółką, który w związku z Wielkanocą żyje dotąd u Nowogreków, a od Nowogr ekó w dostał się na bli­

ską nam Ruś. U nas ostatnia forma obrzędu znana jest również, tylko jaskółka zastąpiona została przez „k og ut k a ”, — p ra wdopo­

dobnie z myślą o kurze ewangelicznym i związanem z Męką Pań­

ską zaprzaństwem Piotrowem (drugi przykład chrystjanizacji zwy czaju pogańskiego).

We wszystkich tych obrzędach uczestnicy wi os ennych o b ­ chodów, otrzymujący za przybycie do domu datki w naturze lub pieniądzach, przywołują wszelkie błogosławieństwa niebios na g o s ­ podarzy hojnych, wyśmi ewają zaś i wyklinają skąpych, co wnosi sporo rodzimego humoru do tego zwyczaju.

W wesołe i r ados ne tony tej symfonji wielkanocnej zaplą- tają się przecież często t ony inne, o brzmieniu smęt nem i powa- żnem, nie mające jednak nic ws pól nego ze wspomnieniami o m ę­

ce Pańskiej. Jak już zaznaczyłem, Wielkanoc jest nietylko ś wi ę­

tem wiosny i Zmartwychwstania, ale u wielu ludów jest dotąd lub była dawniej świętem umarłych. Pytanie, jaki dzień w cyklu wiel kanocnym należy uważać za ośrodek obchodu zadusznego, tradycje ludowe w różnych krajach rozwiązują różnie, i kiedy j e ­ den z zarysowujących się w niej prądów wysuwa Kwietną Nie­

dzielę lub poprzedzającą s obot ę, inny skłania się ku W. Czwart­

kowi, inny jeszcze zatrzymuje się w samym dniu Wielkiejnocy.

Pierwsze umiejscowienie widzimy u Oset ów Kaukazu, u R umu­

n ów Siedmiogrodu, u Bułgarów, u Czechów, wreszcie którzy np.

gałązki, wt edy święcone, wtykają w mogiły s wych zmarłych. Dru­

gie obserwujemy u Bułgarów z gór Rodopy, u fińskich plemion Rosji, Czuwasów, Czeremisów, u Ukraińców, gdzie W. Czwartek nosi nazwę „Wielkanoc umarłych” (Naroskij Wełykdeń), a pierwo­

tnie także i u nas; wszak Michał z Janowca w swych Kazaniach Trzemeszeńskich (1497) przestrzega przed pogańskim zwyczajem palić w W. Czwartek jarzące groumathki na pamiątkę dusz bli­

skich, tudzież przed wierzeniem, j akoby dusze do tego ognia przy­

chodziły i przy nim się grzały, a i dziś jeszcze w czasie ob no ­ szenia „kogutka,, młodzież śpiewa:

W Wielki Czwartek, w Wielki Piątek Cierpiał Chrystus za nas smętek...

Piętrzę, Piętrzę, weź te klucze, Idź do raju, wypuść dusze!

142

Wogóle oddawani e czci zmarłym w Wielki Czwartek daje się n a w e t źrodłowo śledzić dość daleko wstecz: prócz Kazań Trzemeszeńskich należy tutaj ciekawe świ adect wo Soboru Mos ­ kiewskiego z XVI w., że lud rosyjski w W. Czwartek rano słomę pali i umarłych przywołuje i jeszcze ciekawsze dalej kazanie sta- t oruskiego z doby przedmongolskiej, że w tym dniu dla zmarłych frtflie)(/a)wystawiano jadło, jaja, mleko i mięso, urządzano łaźnie i wieszano prześcieradła dla ocierania się.

Obok więc karmienia i pojenia widzimy tutaj omywani e i ogrzewanie przodków, które rzuca nieoczekiwane światło na pochodzenie ogni wielkanocnych, znanych dobrze w Europie (por.

niem. osterfeuer). Zczasem j ednak Wielkanoc sama dzięki swemu większemu ciężarowi gat unkowemu przyciągnęła ku sobie obrzędy, ze czcią przodków związane, stając się początkiem okresu zadu- sznego, kończącego się dopiero w t ygodni u przewodnim. U Ru­

munów Besarabji np. w czasie nabożeństwa w noc przed Wiel­

kanocą dzieci na mogiłach rodziców kładą mal owane na czer­

wono jaja, przyczem na pozdrowienie: Chrystus zm artw ychwstał, zmarli mają odpowiedzieć: Zaiste zm artw ychw stał. U Guryjczy- ków Kaukazu lud tejże nocy zapala na mogiłach świece wo­

s kowe i kładzie jaja. Ostatni, pożegnalny akt tych zaduszek zwany u nas Przewody, u Czechów Provod, u Ukraińców Pro- vody, u Rosjan Radunica, u Białorusinów Radavnica, zwłaszcza w Rosji i na Ukrainie święcono bardzo uroczyście. Lud w poni e­

działek lub wtorek t ygodni a przewodniego zbiera się tłumnie na cmentarzach, tarza na mogiłach na krzyż jaja barwione lub zako­

puje je do ziemi, ucztuje sam i wzywa na ucztę zmarłych. Po sowitem uraczeniu przodków nast ępował o pierwotnie ich wyp ę ­ dzanie, zwyczaj, który zachował się jedynie w formie przeżyt­

ków: w ni ekt órych np. gubernjach wielkorosyjskich baby wiejskie w Sobotę przed przewodami z miotłami i ożógami w ręku wy­

pędzają z sioła „śmierć“, która tutaj jest zastępczą zamianą zmarłych.

Jak widzimy, obchody zaduszne w okresie Wielkanocnym rozpowszechni one są przeważnie na Wschodzie i Poł. Wschodzie Europy. Niemniej j ednak wiele przemawia zatem, że pierwotnie były one praktykowane także w Środkowej i Zachodniej Europie.

Mam na myśli często spot ykane: 1) złowróżebne znaczenie okresu wielkanocnego, który nal eży do kategorji dni nieszczęśliwych, kiedy niczego nie godzi się zaczynać; 2) różne zakazy, w rodzaju

143 zakazu przędzenia, wicia sznurów, rąbania drzew, które widzimy zazwyczaj w związku-z uroczystościami zadusznemi; 3 ) p ows ze chn y w Europie zwyczaj barwienia na Wielkanoc jaj, króre, jak z oba ­ czymy poniżej, grają o dd a w n a ogr omną rolę w kulcie dusz.

Błędem jednakże byłoby mniemać, że w powyższych o b ­ chodach zadusznych mamy poprostu ni esk aż o ne i czyste reszt­

ki kultu dusz, jaki istniał wśród ludów Europy przed wprowadze­

niem chrześcijaństwa. W tej formie, w jakiej obser wuj emy go dzisiaj, nosi on wyraźnie ślady normującego i porządkuj ącego wpłuwu grecko-rzymskiej kultury.

W Rzymie cały maj uważano za miesiąc nieszczęśliwy, ki edy nie zawierano małżeństw. Na początku tego okresu widzimy trzydni owe (9, 11, 13, maja) święto Lemuria (od Lemures dusze zmarłych) kiedy ojcowie rodzin rzucali duszom poza siebie tyle ziarn bobu, ile głów liczyła rodzina, w charakterze wykupu za siebie i za swoich, a n as tępni e wypędzali je słowami: „wynijdź- cie, dusze przodków!“ Nakoniec znów (1 czerwca) przypadało zaduszne również święto Carnarja (od zamierzchłej bogini Karny), kiedy s pożywano ten sam b ó b z sadł em (stąd nazwa ludowa:

Kalendy bobowe), duszom ofiarowywano róże (napis z Emony:

ut rosas Carnariis ducant), matki zaś rozkładaniem w oknach i na progach domów gałązek cierniowych broniły swych dzieci od chci­

wych na ich krew skrzydlatych strzyg (striges), tj. dusz w pta­

siej postaci. Za czasów chrześcijańskiego Cesarstwa powstaje pod­

powiedziane przez wspomnianą ofiarę róż nowa nazwa „dzień ró­

ż y “ (dies rosea, dies rosationis, rosalia), która, jak widać z nie­

których datowanych napisów, na Zachodzie imperjum stosowana jest nie tylko do dawnych Carnarjów, ale i do dawnych Lemur- jów. W greckiej jednak połowie Cesarstwa obok rzymskiej, im­

portowanej nazwy rosalia (zazwyczaj w formie rusalia russalja) 'widzimy także nazwy rodzime: rodismós, rodonia (od rodon róża) i to współistnienie dwóch nazw dla dwóch j ednozna cznyc h uroczystości prowadzi wkońc u do zróżnicowania czasowego: ter­

mi nem rodovia poczęto nazywać święto wcześniejsze; termi­

nem rusalia (por. rusałka) późniejsze.

Pierwsze święto zostawiło po sobie ślad we czci zmarłych, obserwowanej w czasie Wielkanocy: stąd takie nazwy wielkano­

cnych obchodów zadusznych, jak rosyjska radunica, białoruska radawnica (z oparciem się o t emat rad, który widzimy w wyra­

144

zach radość, radować się; drugie — ślad jeszcze wyraźniejszy we czci zmarłych, związanej z Zielonemi świętami: stąd takie n a ­ zwy ludowe już to samej uroczystości, jużto właściwych jej obchodów, jak dawniejsze Pascha rosarum, Pascha rosata u Ita- lów i Hiszpanów, la têt de la rose u Francuzów, jak dzisiejsze Rusalji u Ukraińców, Rusalnaja niedziela u Rosjan, Rusadle u Cze­

chów, Rusicatż u Serbów. Zdaje się, że wraz z powyższemi na­

zwami tych uroczystości ludy nowe wzięły w spadku po staro­

żytnych i zwyczaj barwienia jaj na czerwono. Jaja w starożyt­

nym kulcie dusz grały rolę wybitną, będąc dzięki swej własności rozrodczej uważane za jednoznaczne z krwią, i przez barwienie ich na czerwono spodziewano się zapewne osiągnąć zewnętrzne takie wyrównani e. Dodam wkońcu, że wśród ludów klasycznych, które ciało zmarłego owijały w tkaninę czerwoną i grób j ego po­

s ypywał y kwiaty czorwonemi i to skł adane mu w ofierze jajko nie mogło chyba mieć innej barwy, jak tylko czerwoną. D o s­

tawszy się więc w drodze zapożyczenia do obrzędowań ludów chrześcijańskich, jajko greckie dzięki tejże własności rozrodczej zostało pojęte jako symbol zmartwychwstania — i dlatego weszło w daleko ściślejszy związek z uroczystością Wielkanocną, niż z Zapustami lub Zielonemi Świętami.

H U M O R K u p i e c w o r n a c i e .

W e L w o w ie zdarzył się n a s t ę p u ją c y ko miczny w y p a d e k kradzieży.

D o je d n e g o sk l e p u z p rzy b o r am i kościelnem i p rz y s z e d ł eleg a n ck i młody cz ło w ie k i prosił o p o k a z a n i e złotych ła ńcuszków , m ed alik ó w i innych k o s z to w n o ś c i. K u p ie c p o ro zk ład ał ż ą d a n e p rzed m io ty , a ó w p a n zaczął o p o w ia d a ć o je d n y m b is k u p ie , że to jego wuj i że chciałby mu k u p ić jakiś s t o s o w n y p r e z e n t , n ajlepie j m o ż e o r n a t b o g a ty , a c e n a to już m n iejs za rz ecz. W t e d y k u p ie c p o k a z a ł s t a r o ż y tn y orn at. Młody p a n z a p r o p o n o w a ł kup co w i, ż e b y dla p o k a z u o r n a t w dział n a siebie. K upiec posłuchał rady, ub ra ł się w ornat , w zią ł n a d to infułę na g ło w ę i zaczął sz u k a ć w szufla dzie pasto rału .

G dy pochylił się, w t e d y ó w k r e w n ia k b iskupi zag arn ął do kies zeni zło to i w y m k n ął się ze sklepu. K upiec zau w aży ł uciec zk ę i krzycząc: łapać złodzieja, w ybiegł w b is k u p ic h a p a r a t a c h na ulicę. Złodziej z o rj e n to w a ł się w sytuacji i zaczął wołać: r a t u n k u , w a r j a t za m ną goni! P r z e c h o d n i e i p o ­ licja p rz y trzy m ali „ b i s k u p a “ i mim o błagań i z a p e w n ie ń , że nie j e s t w ar- ja tem , z a w ie z io n o go do kom isarjatu, gd z ie s p r a w a się wyjaśniła. Złodziej

ty m c z a s e m uciekł. (R eichszost 1906).