• Nie Znaleziono Wyników

Samotne noce i dni nad Jeziorem Ontario

Florian Śmieja - poeta podwójnie zakorzeniony

4. Samotne noce i dni nad Jeziorem Ontario

Adam Tomaszewski prozaik, reportażysta, autor wielu szkiców, opowiadań i felietonów publikowanych między innymi w londyńskich

„Wiadomościach”, „Oficynie Poetów”, „Tygodniku Polskim” czy „Przeglądzie Polskim” przyjechał do Kanady, podobnie jak Iwaniuk, w 1948 roku.

Z autorem Ciemnego czasu współpracował (w założonej między innymi przez Iwaniuka) Konfraterni Artystów „Smocza Jama”, która, jak wspominał po latach poeta: „Była jedyną, kulturalną kiedyś organizacją [...] organizatorką wystaw artystycznych, działalności teatralnej, podwieczorków przy mikrofonie, wieczorów autorskich, imprez i odczytów. Dzięki działalności Smoczej Jamy, polonusy z Toronto i okolic zobaczyli żywego Wierzyńskiego, Wittlina, Jantę, Kuncewiczową, Czapskiego, Tolę Korian, Terleckiego, aktorów polskich z Londynu”58.

Adam Tomaszewski mieszkał w Toronto - wraz z żoną, pisarką Jadwigą Jurkszus - przez ponad pięćdziesiąt lat i właśnie temu miastu oraz Kanadzie

na straży fałszu i obłudy, dla których nie liczy się dobro obywatela, a jedyną wartością je st niszczycielski system.

58 W. Iwaniuk, Szeptem z Toronto. , s. 2.

poświęcił dwie swoje książki Toronto, Tronto, Trana oraz Wiosna u Wielkich Jezior. W pewnym wymiarze oba zapisy można traktować jak dziennik emigranta - podróżnika, który postanawia dokładnie rozejrzeć się w nieznanym terytorium, zapoznać z jego specyfiką, przeniknąć tajemnicę nowej przestrzeni.

Nie ulega wątpliwości, że Kanada fascynuje bacznego obserwatora - przybysza, ale niezwykle istotna w procesie poznawczym jest próba otwarcia się na „obcego”, nawet jeśli on nie pragnie kontaktu. Jak pisze Tomaszewski w Wiośnie u Wielkich Jezior: „Tutejszy świat obwarował się przed innością przybysza, przygląda mu się nieufnie, prawie z odrazą”59. Taka postawa wymaga od obserwatora wyzbycia się uprzedzeń, jeśli chce on zrozumieć świat, który go otacza, a przede wszystkim poczuć, że jest jego częścią. Toronto, Tronto, Trana to zapis przemyśleń dwóch osób, które w sposób możliwie obiektywny starają się przybliżyć odbiorcy kanadyjski świat, którego symbolem pod wieloma względami jest właśnie Toronto. Obok reporterskich relacji dotyczących różnych sfer życia miasta, autorzy (Jadwiga i Adam Tomaszewscy) dzielą się z czytelnikiem przemyśleniami na temat miejsca, które było ich emigracyjnym domem. Refleksja ma wymiar prywatny:

Czy ucichła tęsknota? Czy stępiało uczucie? Nie wiemy. I choć trudno nam powiedzieć jeszcze

<<Chosen C o u n tr y » [...] bośmy tego kraju nie wybrali, wytworzyło się już w nas przywiązanie, poczucie łączności. Poczucie ważniejsze niż formalność uzyskania obywatelstwa, niż prawo głosowania. Ludzie z pokolenia średniego rzadko bardzo staj ą się stuprocentowymi Kanadyjczykami, ale i dla nich po latach je st jasne, że Kanada to nie tylko schronienie czasowe dla tułaczy, to nie jeden z wielu namiotów długiej wędrówki po świecie, ale dom do którego się wraca60.

Na szczególną uwagę zasługuje fakt, że książka została wydana w 1967 roku i, jak się zdaje, jest to pierwsze w prozie reportażowej wyraziste świadectwo pozytywnego odbioru miejsca osiedlenia.

Iwaniuk i Tomaszewski spędzili w Kanadzie prawie tyle samo lat: autor Lustra zmarł w Toronto 2001 roku, a Tomaszewski rok później - w tym samym mieście. Obydwaj aktywnie uczestniczyli w życiu polskiego środowiska

59 A. Tomaszewski, Wiosna u Wielkich Jezior, Polski Fundusz W ydawniczy w Kanadzie, Toronto 1990, s. 7.

60 Tamże, s. 27.

literackiego w Kanadzie61, jednakże, co trzeba podkreślić, ich odbiór kraju i miasta był odmienny. Zacytujmy jeszcze fragment z Toronto, Tronto, Trana:

„Kontrasty zaskakujące ostrością, kontrasty aż brutalne, nagłe przeskoki od bogactwa do nędzy, od tamtego wieku do współczesności, od patosu do groteski. Takie jest Toronto. Miasto o wielu o b lic z a c h .”62. Podsumowując swoje refleksje Tomaszewscy dodają: „Toronto to miasto z własnym charakterem, z własną indywidualnością. Ma swój grandeur. Swój couleur locale [...]. Można polubić to miasto”63.

W emigracyjnej twórczości W acława Iwaniuka odnaleźć można wiele fragmentów, w których poeta prezentuje swoje przemyślenia zarówno na temat Kanady, jak i samego Toronto. Refleksje poświęcone miejscu osiedlenia występują również u Czaykowskiego, wystarczy tu chociażby wspomnieć o utworze Superkontynentalny Toronto-Vancouver. Tryptyk, w którym jak w kalejdoskopie zmieniają się nazwy miast i prowincji kanadyjskich. Wśród nich pojawia się również „żytne Toronto” (Sk 246).

W ten sposób Czaykowski próbuje „ogarnąć przestrzeń”, nauczyć się jej krajobrazu, zapamiętać właściwości szczególne. Te zabiegi poznawcze przynoszą nadzieję, że z czasem możliwe będzie wpisanie samego siebie w nowe miejsce. Ważne jest też psychiczne opanowanie miejsca. Ten proces określony zostaje poprzez trafną formułę: „I obraz odwijany w przestrzeń / Z przeżycia wchodzi we wspomnienie” (Sk 251). Mimo iż natura kanadyjska okazuje się najlepszym pośrednikiem pomiędzy człowiekiem a miejscem, gdyż potrafi do pewnego stopnia łagodzić stany psychiczne, zwłaszcza te, które wynikają z zagubienia i osamotnienia odczuwanego w nowej przestrzeni, Czaykowski wielokrotnie jeszcze będzie definiować swoje relacje z miejscem

„powtórnych narodzin”. Przy czym wątpliwości powrócą nawet po jednoznacznym, zdawałoby się, wyznaniu: „Urodzony wiele razy, urodziłem się raz jeszcze. / Przywiązałem do miejsca” (Okanagańskie sady, Os 199).

Równie ambiwalentny stosunek do miejsca osiedlenia prezentuje Wacław Iwaniuk, choć jego wyznania zdają się o wiele bardziej wyraziste

61 Tomaszewski był jednym z założycieli Polskiego Funduszu W ydawniczego w Kanadzie, Iwaniuk przez wiele lat był jego prezesem.

62 J. Jurkszus - Tomaszewska, A. Tomaszewski, Toronto, Tronto, Trana, nakładem czytelników, Toronto 1967, s. 169.

63 Tamże, s. 180-181.

emocjonalnie. Niekiedy są to przemyślenia nacechowane bardzo negatywnie, ale są i takie, w których poeta próbuje równoważyć emocje i wówczas ujawnia się sentyment, jakim darzy on „przybraną ojczyznę”. Dodatkowym elementem potęgującym, jakby powiedział Norwid, „dwuskrzydlate” uczucie jest samotność doświadczana w odległej Kanadzie. We wstępie do zbioru Zanim znikniemy w opactwie kolorów cytowany już parokrotnie Janusz Kryszak trafnie diagnozuje stosunek Iwaniuka do miejsca osiedlenia, wskazując na obecny u autora konflikt skrajnych emocji - niechęci i fascynacji, poczucia obcości i identyfikacji64. Krytyk zauważa również, że mocno odczuwana przez poetę w Kanadzie świadomość odrębności przenika się z poczuciem przynależności do określonej wspólnoty65, wspólnoty emigrantów.

Niewątpliwie analiza dylematu zadomowienia i wyobcowania autora Evenings on Lake Ontario jest sporym wyzwaniem dla badacza (podobne problemy pojawiają się przy próbie rozpoznania tego zjawiska u Czaykowskiego). Wacław Iwaniuk toczy spór z krajem, w którym zamieszkał, i z miastem, które być może kochał, równocześnie czując do niego niechęć i obojętność. Cybulska twierdzi, że Toronto, o jakim pisze poeta, to „jedno z najbardziej niekochanych miast w literaturze”66.

Istotnie, w szkicu Szeptem z Toronto Iwaniuk zapyta: „Ale Toronto, co zrobić z tym rumowiskiem granitu, cegły, żelbetonu i cementu?”67. A dalej napotkamy taką deklarację: „Toronto. Nie kocham tego miasta, jest mi ono obojętne, ale nie z jego winy znalazłem się tu”68. Podobne przemyślenia poeta zawarł w szkicu Kłopoty w małżeństwem C., w którym napisał: „Samo Toronto niczym nie fascynuje. Rozległe, płaskie, nudne dla oka, obrośnięte chwastami nieuctwa i przesądów, kulturalnie jałowe”69. Być może w wymownym tytule eseju ukryta została odpowiedź na pytanie o stosunek pisarza do swego miejsca zamieszkania. W określeniu „m ałżeństwo” kryje się zarazem ironia oraz prowokacja.

Mimo przytaczanych deprecjonujących opinii, Iwaniuk jednak podejmuje próbę rewizji wytworzonego obrazu miasta. Okazuje się bowiem,

64 J. Kryszak, Wacław I w a n iu k ., s. 19.

65 Tamże, s. 18-19.

66 M.E. Cybulska, dz. cyt., s. 21.

67 W. Iwaniuk, Szeptem z T o r o n to ., s. 2.

68 Tamże.

69 W. Iwaniuk, Kłopoty z małżeństwem C., „Odra” 1992, nr 7 -8 , s. 78.

że słuszność mieli Tomaszewscy, pisząc: „Toronto trzeba poznać, zrozumieć, odczuć. Nie jest to łatwe. Tego miasta nie da się łatwo poszufladkować”70.

To samo dotyczyć będzie całego terytorium Kanady. W wierszach Iwaniuka pojawiają się refleksje na temat kontynentu północnoamerykańskiego.

Na przykład często wraca on wspomnieniem do swoich podróży na południe Stanów Zjednoczonych, gdzie przyjeżdżał po to, „ ... by ogrzać się słońcem / po kanadyjskiej zimie”71 (Podróż na południe, Oo 29). W Stanach szukał też inspiracji artystycznej: „wierzę, że po powrocie i słonecznych wczasach / napiszę oczekiwany południowy wiersz” (Podróż na południe, Oo 29).

W Wieczorach nad Jeziorem Ontario poeta wymienia wiele nazw miast i miejscowości, położonych głównie w prowincjach Ontario i Alberta, takich jak Ottawa, Dystrykt Kenora, Port Arthur, Quentico Park, Moosonee (Ontario), Edmonton (Alberta), które odwiedził w czasie swych podróży.

Jednak najwięcej uwagi poeta poświęca Toronto, które nazywa „ziemią niczyją” (ELO 16), miastem zatopionym w ulicznych neonach.

W swych utworach Iwaniuk próbuje przybliżyć odbiorcy klimat i charakter miasta koncentrując się na najbardziej charakterystycznych miejscach.

W Wieczorach nad Jeziorem Ontario pisze o rzeźbie brytyjskiego artysty Henry’ego M oore’a, która znajduje się w centrum Toronto - naprzeciwko miejskiego ratusza. Właśnie na Łuczniku (The Archer) M oore’a Iwaniuk wielokrotnie skupiał swoją uwagę, gdy w ratuszu pracował jako urzędnik:

„For my office lunch / I have Henry M oore’s sculpture, <<The Archer>>” („Na lunch / mam rzeźbę Henry’ego M oore’a, Ł u czn ik’ ELO72). Trudno się dziwić stęsknionemu za europejską sztuką poecie, któremu „Nic [ . ] tak nie dokucza / Jak brak na co dzień Vermeera” (Sprawozdanie z wystawy malarskiej w Toronto, Zok 151).

Miasto, które poeta wciąż oswajał, jaw i się w jego wierszach jako wcielenie nowoczesności i postępu, co nie zawsze wywołuje pozytywne konotacje.

To spostrzeżenie potwierdza Iwaniuk w utworze Wieża śmierci w Toronto (Msś), w którym najbardziej rozpoznawalny symbol metropolii - CN Tower - przedstawiany jest jako „cud techniki”, wyjątkowa atrakcja turystyczna

70 J. Jurkszus, A. Tomaszewski, dz. cyt., s. 180.

71 Podobne przem yślenia pojaw iają się w utworach Po drodze wpadłem na Kubę, Podróż, Niebo na Florydzie, Lato na Florydzie.

72 Przekłady wybranych fragmentów Evenings on Lake Ontario - J.B.

i jednocześnie największy wróg ptaków, które wpadają w nią i „zranione krwawią” (Msś 50). Symbol postępu staje się więc symbolem śmierci, dlatego poeta przewrotnie zauważa, iż byłoby lepiej, gdyby takie budowle istniały jedynie w wyobraźni.

Kontrasty „trzeźwego i pozbawionego marzeń miasta” („sober, dreamless city”, ELO 29) wciąż zadziwiają Iwaniuka, dlatego prowadzi on uważną obserwację, utrwalając zwyczajną codzienność w Toronto.

Stąd w kanadyjskim diariuszu znajdziemy również wiele opisów dotyczących pracy w rzeźni Swifta. Niepoetyczne realia związane z tym miejscem wydobyte zostają na plan pierwszy:

I used to arrive at night at Swift’s slaughter-house in a shabby street car driven by a conductor who was always sleepy.

His face was half-Irish and half - Scotch, his colourless eyes were without distinction.

The neighbourhood was chocked with the slaughter-house smell.

(ELO 26)

Do rzeźni Swifta docierałem nocą obskurnym tramwajem

prowadzonym przez wiecznie zaspanego motorniczego.

Miał na wpół irlandzką, na wpół szkocką twarz, jego bezbarwne oczy niczym się nie wyróżniały.

W okolicy unosił się dławiący odór rzeźni.

Autor Moich stron świata sporo uwagi poświęca również „prywatnej topografii” Toronto. W tym kontekście szczególnie istotne są utwory, w których poeta koncentruje się na swym „domowym” otoczeniu.

Wówczas poszczególne elementy przestrzeni odważnie nazywa swoimi, jak chociażby w wierszu Elegia o cmentarzu w Toronto i słowo o śmierci:

Za oknem jest mój ogród. Potem płot,

a za płotem pomnik pięknego iście archanioła, trzymającego w dłoni muzyczny instrument.

... Obok

rośnie rozłożyste drzewo o cienkich z zielonego batystu liściach.

(Zok 97)

Dalsza część opisu odnosi się do cmentarza M ount Pleasant, położonego u wylotu ulicy Keewatin, przy której Iwaniuk mieszkał. Ten cmentarz poeta uważał za jeden z najpiękniejszych w mieście. To właśnie tam zwykł spacerować, tam też poznawał: „Imiona ludzi, / którzy urodzili się gdzie indziej, / a umarli tu / i zostali pochowani wbrew własnej nadziei”

(Zok 95). Iwaniuk portretuje tę nekropolię z niezwykłą precyzją. Zdaje się, iż wycinek prywatnej przestrzeni w oczach twórcy nabiera cech arkadyjskich:

„Gdy patrzę przez płot, wydaje mi się, / że widzę legendarny Raj z girlandami drzew, / z kapliczkami oplecionymi wypasionym bluszczem” (Zok 97), dlatego też przestrzeń ta nie przeraża, choć „Wnętrze cm entarza[...] wyłuskane jest z życia” (Zok 95), lecz napawa jakimś mistycznym spokojem. Poeta przyjmuje perspektywę badacza, a dokładność przedstawienia oznacza tutaj identyfikację z miejscem. Iwaniuk powiada: „Opisałem m ó j cmentarz [podkr. J.B.] z dokładnością, na jak ą mnie stać” (Zok 98). W tym kontekście zaskakujące może zdawać się zdanie zapisane w dzienniku kanadyjskim, jednakże poeta odróżnia cmentarz usytuowany obok domu w Toronto od metropolii - cmentarza:

Toronto became my many graveyards and my painful redemption.

(ELO 8)

Toronto stało się moimi wieloma cmentarzami mym bolesnym wybawieniem