• Nie Znaleziono Wyników

[…] gdzie nieraz całymi tygodniami spali literaci i artyści: pani Marusia kasprowiczowa, pani hanna Nałkowska, ignacy witkiewicz42,

39 alberti, wyjaśniając dziennikarzowi ze „zjednoczenia Śląskiego” motywy zorganizo-wania drugiej z wystaw, nadmieniła o uporczywych, anonimowych telefonach. Była to rów-nież lekcja kultury słowa. Pisarka jednemu z rozmówców na pytanie: „a my gdzie?”, odpo-wiedziała: „Proszę pojechać do francji. tam wszystko zaczyna się od sakramentalnej for-mułki Mousieur et Madame” (nr 56 z 23 listopada 1934).

40 rosner pisze o kilku wystawach prac Bunscha, wspomina też ekspozycje zorganizo-wane przez alberti w zakładach pracy, dysponujących odpowiednimi salami. Por. e. ros- ner: Przypomnienie Kazimiery Alberti…, s. 110.

41 a. Bu nsch (syn): Wspomnienie dawnych lat. w: Bielsko -Biała w zwierciadle czasu…, s. 235—236.

42 duch witkacego i owianej legendą willi kasprowicza silnie akcentowany jest w bio-grafii alberti (myślę o nielicznych i niekompletnych szkicach oraz notach słownikowych);

zabieg ten sprawia wrażenie chwytu reklamowego. o interesujących kontaktach autora Niena-sycenia z małżeństwem albertich można przeczytać zarówno w opublikowanych już dwóch tomach korespondencji do żony, jak i w listach przygotowywanych do druku (książnica Pomorska w szczecinie). wspomina tę znajomość również sama alberti (intymnie — w swej

którego dotąd pełno, całe ściany zawieszone są portretami małżonków, przetransponowanych na różnych ludzi. witkacy umie zrobić ze staro-sty bielskiego Maharadżę z Białej, z literatki kokainistkę, chinkę, staro- styli-zuje ją na swe cyfry i litery, każąc przeżywać jeszcze na tej ziemi prze-różne inkarnacje43.

uwaga z cytowanego już wcześniej reportażu aury wyleżyńskiej ugrunto-wała pogląd na to, że w budynku przy ul. staszica 1 w Białej prowadzono salon literacki44. Potwierdzają to również wspomnienia adama Bunscha (juniora):

w salonie albertich spotykało się towarzystwo o bardzo wysokim pozio-mie intelektualnym, zainteresowane kulturą i sztuką. Byli to ludzie łączący wielonarodowościową społeczność Białej i Bielska, z pozycją pro-fesjonalną — wielki świat Bielska i Białej. Pani kazimiera potrafiła zgro-madzić w swoim salonie osoby wyróżniające się osobistą kulturą i pozy-cją w swoim zawodzie. rodzice byli częstymi uczestnikami tych spotkań, przy czym ojciec był szczególnie wyróżniany przez Gospodynię45. o artystycznej atmosferze tego domu świadczy też komunikat sprawoz-dawczy z wystawy „Portret pani”: „rozdanie nagród artystom odbędzie się w prywatnym mieszkaniu p. starosty dr. stanisława alberti — na herbacie w piątek, 19 b.m. [X 1934] o godzinie 5 -tej po południu”46.

więcej znanych nazwisk przewija się w Przypomnieniu Kazimiery Alberti rosnera. Badacz związku pisarzy z Beskidami, powołując się na eugeniusza

korespondencji) oraz Jerzy eugeniusz Płomieński. Por. J.e. Płomieńsk i: Polski „Ponti-fex Maximus” katastrofizmu. w: Stanisław Ignacy Witkiewicz. Człowiek i twórca. Księga pamiątkowa. red. t. kotarbińsk i, J.e. Płomieńsk i. warszawa 1957, s. 194—195. (o nie-zwykłych relacjach pisarki i ekscentrycznego artysty opowiadałam podczas sesji „odgrze-bywanie witkacego”, zorganizowanej 6 października 2010 roku w teatrze Polskim w Biel-sku-Białej. tytuł mojego wystąpienia: „… w typie swoim jedyny w Polsce” — o Witkiewi-czu w listach Kazimiery Alberti do Marii Grabowieckiej). wizyty na harendzie potwierdza worcell oraz publicystyczna działalność albertich. Por. w wyborze: k. alber ti: Jak było u Jana Kasprowicza na Harendzie. „orlęta” 1927, nr 5, s. 70—71; eadem: Wspomnienia z ostatnich dni u Jana Kasprowicza na Harendzie. w: Spotkania z Kasprowiczem. red.

r. loth. [kraków] 2006, s. 139—147; k. alber ti: Po zgonie Jana Kasprowicza. „Świat kobiecy” 1926, nr 18; eadem: Kęs Harendy w Sofii. [U D. Gabe]. „Świat kobiecy” 1931, nr 1; eadem: U J. Kasprowicza na Harendzie. „kurier literacko -Naukowy” 1926, nr 24;

h. worcell: Wpisani w Giewont. wrocław 1974, s. 34.

43 a. wyleż y ńska: W Polsce — u pani starościny…

44 taka informacja widnieje też na tablicy pamiątkowej, którą 26 listopada 2009 roku z inicjatywy urzędu Miejskiego w Bielsku -Białej odsłonięto na dawnym budynku starostwa.

45 a. Bu nsch: Wspomnienie dawnych lat…, s. 231.

46 „zjednoczenie Śląskie” z 16 października 1934. Nagrodzeni artyści w kolejności zaj-mowanych miejsc to: a. Bunsch, J. Glasner i witkiewicz.

9*

kopcia47 oraz na nieudokumentowane źródła informacji, oprócz stałych bywal-ców w mieszkaniu albertich (a właściwie tubylbywal-ców), czyli Bunscha seniora i zygmunta lubertowicza, wymienia również zofię Nałkowską, karola ludwika konińskiego, ignacego fika, Jana wiktora, dorę Gabe (i jeszcze Gustawa Mor-cinka — jako osobę, która stroniła od towarzystwa starościny). fakt ten impli-kował przekonanie autora tekstu o rodzących się w trakcie albertowskich spo-tkań pomysłach na zdynamizowanie życia kulturalnego Bielska i Białej; była to próba stworzenia autentycznego środowiska literackiego, a literaci regionalni mieli okazję zetknąć się z przedstawicielami innych uznanych ośrodków48.

szkoda, że ślady intelektualnych i twórczych zebrań aranżowanych przez alberti nie zachowały się na przykład w opublikowanych dokumentach osobistych Nałkowskiej czy trzeciej żony kasprowicza. również witkacy, który oprócz portretów pozostawił bogatą korespondencję, sprawę ducho-wej atmosfery mieszkania swych znajomych pomija, chyba że miałoby na nią wskazywać określenie „a salon stasia to jest sanktuarium”, pojawiające się obok „trzech gwoździ w łazience”. ekscentryczny artysta w liście do żony z 2 czerwca 1933 roku pisał bowiem:

w łazience 3 gwoździe, a salon stasia to jest sanktuarium. od rana miałem taką egzercizkę z kazimierą co do mego rozmieszczenia, że byś pękła ze śmiechu. Na pipi trzeba iść długim oszklonym gankiem, gdzie łażą „strony”. zatrzasnąłem drzwi i tam zostałem w szlafroku.

Porządek tu wściekły wprost. 5 lat tresury stasia kazimiera puszcza na mnie. […] teraz po egzercizce idę z alberti na miasto. Jutro mam ryso-wać. ale w ogóle tu mi się, wicie, podoba — haj49.

rosner, wyjaśniając motywy organizowania spotkań w domu bialskiego starosty, pisał o snobizmie osiadłej na prowincji literatki, o ambicjach pro-wadzenia własnego salonu (efekt wizyt u kasprowiczów), sugerował głód kontaktów z ponadregionalnym środowiskiem artystów. a może po prostu wystarczyło zawierzyć jej niezwykłej erudycji, artystycznej wrażliwości,

47 e. kopeć: Dwudziestolecie międzywojenne. w: Bielsko -Biała: zarys rozwoju miasta i powiatu. red. h. rechowicz. katowice 1971, s. 222.

48 e. rosner: Przypomnienie Kazimiery Alberti…, s. 106—109; idem: Literackie tra-dycje Podbeskidzia. „watra. rocznik Bielski” 1992, s. 40; idem: Znad Wisły i Dunaju.

Szkice o polsko -austriackich powiązaniach literackich. cieszyn 1998, s. 156. do informa-cji tych (kalkowanych w większości szkiców biograficznych), by wykluczyć nadinterpreta-cję zjawiska i upewnić się o adekwatności określenia „salon literacki”, należy podchodzić ostrożnie, a sprawa funkcjonowania salonu albertich w dosłownym tego słowa znaczeniu wymaga gruntowniejszego zbadania.

49 Listy Witkacego do żony [niepublikowane], nr 694. książnica Pomorska im. stani-sława staszica w szczecinie. Pisząc „strony”, miał witkacy na myśli urzędowych petentów.

Prywatne mieszkanie albertich łączyło się korytarzem ze starostwem, toaleta była wspólna.

gościnności czy wreszcie zobowiązującej funkcji społecznej męża i z nich uczynić impuls jeszcze jednego interesującego pomysłu na ożywienie kul-tury. w nostalgicznej korespondencji datowanej na lata 1949—1962 motyw domu z tej „cudownej epoki, która była na świecie” zajmuje ważne miej-sce. alberti rekonstruuje obrazy z Bolechowa, dąbrowy, warszawy przy róż-nych okazjach. kontekstem dla wspomnień o mieszkaniu w Białej są przede wszystkim obserwacje antropologiczne:

życie jest smutne w italii. życie towarzyskie nie istnieje. wszystko się grupuje w klubach — aby w domu nikogo nie przyjąć. takie rauty, jakie urządzałam w Białej na 100 osób z wspaniałym bufetem i koncertami istnieją może tylko w ambasadach w romie. ale i to nie, bo dadzą coctail w jakimś hotelu pierwszorzędnym i basta. […] Świat się strasz-nie zmienił, zalew wulgarności amerykańskiej jest zastraszający. i ja chowam różki tak jak ślimak50.