• Nie Znaleziono Wyników

od Trójcy Przenajświętszej

Przeżywszy lat 85; powołania zakonnego 60; profesji zakonnej 58.

S

iostra Michalina – Janina Halesiak urodziła się 2 marca 1932 roku w Majdanie Sieniawskim, powiat Jarosław, woj. Rze-szowskie, jako czwarte z sześciorga dzieci miejscowych rolników:

Kazimierza Halesiaka i jego żony Heleny, z domu Wolanin. Była ich jedyną córką. Miała pięciu braci: trzech starszych i dwóch młodszych od siebie.

Sakrament Chrztu św. otrzymała w kościele parafialnym w Majdanie 6 marca, a Pierwszą Komunię św. przyjęła podczas wojny – jak wspominała – w pożyczonej sukience i pantofelkach.

Wybuch wojny, pół roku po ukończeniu przez nią siedmiu lat, uniemożliwił zdobycie nawet podstawowego wykształcenia.

s. Rut Wosiek FSK – śp. Siostra Michalina 165 Podczas przesuwających się po jej rodzinnych stronach kolejnych frontów przeżyła wraz z rodziną nie tylko powszechny wojenny głód, kiedy zabrali im jedną krowę, a druga zdechła, ale i rodzin-ną tragedię, kiedy Niemcy w okrutny sposób zamordowali jej starszego szesnastoletniego brata. Ich ojciec był świadkiem zada-wanych synowi męczarni i próbował bezskutecznie ofiarować się w zastępstwie syna na śmierć, ale został odpędzony. Wydarzenie to zapadło w pamięć Janiny na zawsze, tak jak wspomnienie wi-doku codziennej modlitwy ojca na kolanach. Wspominała także głęboką religijność mamy, od której dzieci czerpały praktycznie całą swoją wiedzę religijną, słuchając w długie zimowe wieczory jej opowieści ze Starego Testamentu czy żywotów świętych. Mała Janka miała też obrazki św. Teresy od Dzieciątka Jezus oraz św.

Małgorzaty Marii Alacoque i kiedy nikt nie widział, próbowała się przebierać, żeby się do nich upodobnić.

Po zakończeniu wojny na podejmowanie nauki w szkole było już za późno. Mając trzynaście lat, zaczęła pracować, żeby choć trochę zarobić i pomóc rodzinie, choć marny to był zarobek. Za to chętnie pomagała, razem w koleżankami, w różnych pracach w kościele parafialnym. Myśl o życiu zakonnym coraz silniej jej towarzyszyła, ale była świadoma, że brak świadectwa ukończenia szkoły podstawowej realizację tych marzeń raczej uniemożliwiał.

Pewnego razu przyjechała jednak do Majdanu dawna parafianka, która mieszkała w Warszawie i namawiała sąsiadkę (późniejszą pracownicę Lasek p. Zofię Kamieniec), żeby poszła do Karmelu, bo tam potrzebują siostry do kontaktów zewnętrznych. Sąsiadka się nie zdecydowała, ale zaproponowała Jankę, o której marze-niach wiedziała, i która oczywiście nie zawahała się ani chwili.

Pomimo oporów rodziców, pojechała do Warszawy do klasztoru na Wolskiej, gdzie spędziła cztery szczęśliwe lata. Najpierw jako siostra posługująca w zewnętrznych kontaktach, potem – przez dwa lata – już za klauzurą, gdzie złożyła pierwsze śluby. Jednak

dwuletni pobyt za klauzurową kratą okazał się zbyt trudny fizycz-nie i skutkował poważnymi kłopotami zdrowotnymi.

W porozumieniu z lekarzami przeorysza Karmelu skontakto-wała się z matką Benedyktą Woyczyńską (kontakty Lasek z war-szawskim Karmelem były wtedy bliskie dzięki zaangażowaniu duszpasterskiemu Ojca Korniłowicza aż do jego śmierci w 1946 roku). Po załatwieniu formalności prawnych przez Księdza Pry-masa Wyszyńskiego, mającego wówczas tzw. „specjalne upraw-nienia” na terenie PRL, Siostra przyjechała do Lasek. Zaprowa-dzono mnie do Mateńki – wspomina – Matka przytuliła mnie, zrobiła krzyżyk na czole i życzyła, żebym wytrwała w Laskach do końca życia.

Do Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża została przyjęta 31 października 1956 roku. Pierwszą profesję złożyła 15 sierpnia 1959 roku; profesję wieczystą 15 sierpnia 1965 roku.

Jako postulantka wyjechała z innymi siostrami do porząd-kowania świeżo odzyskanego przez siostry kościoła św. Marcina i klasztoru. Potem pracowała w klasztornej kuchni. W klasztorze przeżyła też nowicjat i po profesji wróciła do Lasek, gdzie praco-wała w gospodarstwie zakładowym, głównie w oborze. W swo-ich jubileuszowych wspomnieniach, spisanych z okazji 50-lecia profesji w listopadzie 2009 roku, notuje z właściwym sobie po-czuciem humoru: Jak pracowałam w oborze, to często, prawie codziennie, przychodził Pan Marylski. Lubił z nami żartować, pytał gdzie lepiej pracować: w kuchni czy w oborze. Odpowiadałam, że w kuchni, bo jak się źle ugotuje, to zjedzą świnie, a jak świnie nie zjedzą, to już kłopot.

Należąc do Domu zakonnego św. Franciszka, pracowała ko-lejno w różnych działach gospodarczych: w kuchni centralnej i magazynie żywnościowym. Dwukrotnie w Domu św. Teresy, w spiżarni (lata 1965–1968 i 1971–1973). Bardzo mile wspomina pracę u chłopców. Pisze: Podkarmiałam ich, za co miałam uwagi

s. Rut Wosiek FSK – śp. Siostra Michalina 167 od wychowawców, że chłopcy marudzą przy obiedzie, bo na prze-rwie byli u s. Michaliny.

W latach 1975–1976 pracowała w gospodarstwie w Sobiesze-wie. W latach 1977–1979 opiekowała się w rodzinnym Majdanie chorymi rodzicami. Po śmierci ojca w 1978 roku została przenie-siona do Żułowa – wraz z chorą mamą, która po pewnym czasie powróciła do Majdanu.

W tym okresie, 14 stycznia 1980 roku, w drodze z Żułowa do Lasek uległa wypadkowi samochodowemu, jadąc wraz z Matką Almą i ks. Stanisławem Piotrowiczem. W pamiętnym wypadku poniósł śmierć kierowca p. Ludwik Mroczkowski, poważnie ran-ny został ks. Piotrowicz, wstrząsowi uległa Matka Alma, a s. Mi-chalina trafiła do szpitala w Lublinie. Po operacji szczęki przez wiele tygodni mogła pić tylko przez rurkę.

W 1984 roku, po pogorszeniu się stanu zdrowia matki, po-nownie wyjechała do rodzinnego domu. Mama zmarła w maju 1985 roku, a Siostra Michalina wróciła do Lasek i pracowała w Domu Rekolekcyjnym. Na dwa lata wyjechała do pracy w kuch-ni w klasztorze warszawskim, a w 1987 roku wróciła do Lasek, gdzie została skierowana do pracy administracyjnej w Domu św.

Maksymiliana.

Ten ostatni okres swojej aktywnej pracy wspominała ze szcze-gólnym wzruszeniem. Wszystko było tu dla niej dobre i przynosi-ło radość: Współpraca ze świeckimi była bardzo dobra. To był mój najdłuższy okres pobytu w jednej pracy i życia w jednym miejscu.

Starałam się, aby to, co robię, było na chwałę Panu Bogu i służyło niewidomym. Z myślą o chłopcach zasadziłam drzewa owocowe, aby mogli sami korzystać z ogrodu. Także hodowane przeze mnie winogrona na jesień sprawiały chłopcom wielką radość. W oto-czeniu szkoły i internatu zaprojektowałam dwie kapliczki. Jedną wykonałam sama, z pomocą p. Szczepana [Porockiego], a drugą według mojej myśli wykonał Andrzej Haba, uczeń szkoły św. Mak-symiliana. Te miejsca sprzyjały spotkaniom chłopców na wspólnej

modlitwie i śpiewaniu pieśni czy Litanii do Matki Bożej. Cały teren wokół szkoły przez te lata systematycznie porządkowałam i dla bezpieczeństwa część została ogrodzona. Praca w tym domu dała mi możliwość kontaktu z niewidomymi chłopcami, którzy często szukali pomocy, czasu drugiej osoby, aby móc zwierzyć się ze swoich trosk i kłopotów. Jestem Bogu wdzięczna za ten czas, kiedy mogłam bezpośrednio służyć niewidomym.

Na terenie internatu jest szkoła, o którą też starałam się dbać, hodując kwiaty, ale przede wszystkim była tam okazja do nawią-zania kontaktów z wieloma nauczycielami. Nasze relacje można określić jako rodzinne. Tak jak tego pragnęła nasza Matka. Moje poczucie humoru ułatwiało mi kontakt z ludźmi i przetrwanie trudnych momentów w życiu, których też nie brakowało.

Kolejne poważne choroby i postępujący z wiekiem spadek sił stopniowo ograniczały tę jej aktywność. Przez jakiś czas próbo-wała poruszać się pomiędzy Domem św. Maksymiliana i Domem św. Teresy, do którego należała od momentu jego utworzenia w 1988 roku, oraz „centralą” z kaplicą Matki Bożej Anielskiej.

Korzystała ze specjalnie skonstruowanego dla niej trzykołowego wózko-roweru, przedziwnego pojazdu z siodełkiem i pedała-mi, który wszyscy w Laskach znali, ale chyba nikt z niego poza s. Michaliną nie korzystał, także później. Ostatecznie, po poważ-nym upadku do piwnicy, przyjęła propozycję przełożonych, by całkowicie przenieść się do Domu św. Rafała, gdzie od sierpnia 2008 roku zamieszkała na Oddziale Chorych Sióstr. Podczas swe-go jubileuszu 50-lecia profesji tak to wydarzenie podsumowała:

Mam więcej czasu na modlitwę, a do pracy za wiele się nie biorę, ale odwiedzam siostry leżące. Moje życie to dziękowanie Panu Bogu za łaskę powołania i wszelkie dobro, którego w moim życiu było dużo, ale też zwracam się do Miłosierdzia Bożego, świadoma swoich słabości.

Ostatnie lata życia Siostry Michaliny upływały chyba do-kładnie według tak zarysowanego „scenariusza” – w

s. Rut Wosiek FSK – śp. Siostra Michalina 169 jącej coraz większej słabości i uzależnieniu od pomocy sióstr.

Mimo postępującej choroby, odejście Siostry do Pana nastąpiło zupełnie niespodziewanie w niedzielę 13 sierpnia o godz. 17.00, w obecności dyżurujących pielęgniarek: s. Anity i p. Marii oraz zawiadomionych telefonicznie Matki Radosławy i przełożonej s. Roncalli. Zdążył także dojść ks. Kazimierz Olszewski, który udzielił Siostrze sakramentu chorych i absolucji.

Wiadomość o odejściu Siostry do Domu Ojca została przeka-zana zgromadzonym w kaplicy Matki Bożej Anielskiej siostrom podczas wspólnie odmawianej modlitwy różańcowej.

Eksportacja z domowej kaplicy odbyła się tego samego dnia o godz. 20.00. Modlitwie przewodniczył ks. Kazimierz Olszewski.

Pogrzeb odbył się w czwartek 17 sierpnia o godz. 14.00.

Notatkę o Siostrze Michalinie zakończy modlitwa, którą przed ośmiu laty zamieściła ona w swoim jubileuszowym wspomnieniu, a która powstała w 1992 roku w czasie rekolekcji prowadzonych przez Ojca Tadeusza Fedorowicza:

Boże, Ty znasz najlepiej wszystkie moje pragnienia, wysiłki w dążeniu do Ciebie i także moje słabości, które utrudniają pracę

nad dążeniem do Ciebie.

Tak, Panie, Ty powiedziałeś: >Chodź za Mną<.

Jezu, idę za Tobą, a czasem się wlokę i oglądam się, ale jedyne pragnienie Ty, Jezu, znasz i ufam Twemu Bożemu Sercu, które

mnie ogarnia i tuli do siebie.

s. Rut Wosiek FSK

26 sierpnia 2017 roku odeszła do Pana