• Nie Znaleziono Wyników

pragmatyzm,

bo była utopią

146

Solidarność wyzbyła się również iluzji, w której pogrążona jest współczesna prawica. Mam na myśli iluzję o istnieniu rzekomo wspaniałych wzorców, tradycji, które wskrzeszone rozwiążą nasze dzisiejsze bolączki. Działacze i działaczki Solidarności wiedzieli, w jakim miejscu się znajdują, wiedzieli, że mieszkają w Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej, i nie w głowie im było sięgać po wzorce I Rzeczpospolitej. To jest kwintesencja nowo-czesności – tego rodzaju pozycja podmiotowa wobec problemów i wobec możliwości, które mamy. W tym sensie Solidarność cały czas pozostaje utopią nowoczesności, której w polskim społe-czeństwie tak bardzo brakuje.

Krzysztof Mazur: Jeśli chodzi o oświecenie, to opierałem się na eseju Stanleya Rosena Rozmyślając nad oświeceniem. Co zaś do materializmu, to jeśli tezy materialistyczne propono-wane są przez konkretną osobę, to wcale nie oznacza, że ona jest materialistą. W tym sensie zgadzam się, że Solidarność była zanurzona w empirii, zanurzona w problemach material-nych, ale uczestnicy ruchu nie byli materialistami w sensie, jakiego używamy w naukach myśli politycznej. Po trzecie – nie zgadzam się z poglądem, że Solidarność była mocno antyelita-rystyczna. W roku 1980 istniało poczucie, że elity i lud stanowią wspólnotę. Oczywiście w złożonym ruchu pojawiają się różne opinie, natomiast myślę, że takie mocne stawianie nierówności jest nieuprawione.

Leszek Jażdżewski: Z Solidarnością jest tak, że każdy chciałby przyporządkować jej cechy lub poglądy, z którymi się zgadza. Co do kobiet, to oczywiście były one obecne u zarania tego ruchu, który rozpoczął się ze względu na sytuację konkretnej kobiety. Ale jeśli spojrzymy na póź-niejsze władze Solidarności, to niestety kobiet było jak na lekarstwo. Solidarność była utopią w działaniu. Łatwo więc zrobić z niej bajkę dla dzieci i mówić, że łączyła kolekty-wizm z indywidualizmem, że napięcia były przezwyciężane. Wystarczy zobaczyć film z narady kierownictwa związku po

147

wydarzeniach bydgoskich, kiedy Karol Modzelewski zrezy-gnował z bycia rzecznikiem, a Andrzej Celiński przestał być sekretarzem. Jakie zarzuty formułowano wobec Lech Wałęsy o feudalny styl kierowania związkiem. Solidarność wyklu-czała pragmatyzm, dlatego że była utopią. Dlatego mogliśmy w niej połączyć rzeczy normalnie sprzeczne. Wolne soboty są świetnym przykładem. Kiedy Solidarności nie udało się wywalczyć wszystkich wolnych sobót, pojawiło się wielkie roz-czarowanie. Swoista naiwna polityczność była możliwa (być może konieczna) w świecie totalitarnym.

W ramach tego świata Solidarność musiała budować roszczenia, ale pamiętajmy, że budowa realnego porozumienia, robienie realnej polityki napotykały w Solidarności bardzo silny opór. Widzimy dzisiaj, że właściwie żaden z przywódców związku nie cieszy się jednoznacznym i powszechnym uznaniem, każdemu przykleja się łatkę zdrajcy. Byłoby bardzo źle, gdybyśmy kon-struowali sobie pamięć o Solidarności w oparciu o to, że pięknie zginęła i była piękna w swojej naiwności. Apeluję, by nie ulegać tej percepcji.

Jan Sowa: Jedna kwestia, którą poruszył Krzysztof Mazur, wydaje mi się niesłychanie istotna. Nie jest prawdą, że mieliśmy jedność elit i ruchu robotników w tamtym czasie. Pani profesor Staniszkis o tym pisała. Była głęboka kontrowersja dotycząca pierwszego postulatu, czyli akceptacji niezależnych od partii wolnych związków zawodowych. Większość elit intelektual-nych odradzała robotnikom zgłaszanie tego postulatu, ponieważ uważała, że on jest nierealistyczny i nigdy nie zostanie spełniony. Ale robotnicy uparli się wbrew elitom i zdołali go przeforsować. Więc o jakiejkolwiek jedności nie może być mowy.

Jadwiga Staniszkis: Po pierwsze – musimy pamiętać, że Solidarność wciąż istnieje. Jest skutecznym związkiem zawodowym. Jej problemem jest, że nie ma wpływu na małe i średnie firmy, gdzie jest bardzo duży wyzysk, i że nie istnieje w sektorze administracji państwowej. Solidarności można

148

pomagać, akceptując jej dzisiejszą formę bez mitów. To ruch bardzo pragmatyczny – działa przy nim naprawdę świetne biuro prawne. Pracują tam głównie kobiety, które są wychowankami Uniwersytetu Gdańskiego. Druga rzecz – chciałam wrócić do wątku oświecenia, bo uważam, że jest ciekawy. Nie idealizowa-łabym oświecenia. Możemy oczywiście mniej mówić o utopiach, a więcej o tym, co można zrobić w tym konkretnym kontek-ście biednego, zdeindustrializowanego kraju o bardzo dużym wskaźniku wyzysku. Zastanowić się, jak pomagać temu związkowi, który podejmuje próby działań na najniższym, pracowniczym poziomie. Co jest moim zdaniem naprawdę godne szacunku.

Pytania od publiczności:

Marek Pędziwora, byłem członkiem Solidarności Dolnośląskiej w 1981 roku. Ze względu na to, że konferencja poświęcona jest utopii, często pojawia się stwierdzenie, że Solidarność była utopią. Dla mnie nie była żadną utopią – dla mnie Solidarność była maksimum, jakie można było w tamtych warunkach osiągnąć. Podczas zjazdu Solidarności doszło do słynnego konfliktu między tak zwanymi prawdziwymi Polakami a kor --owcami. Ten spór był pierwszym sygnałem tego, co mamy w tej chwili w Polsce. Ci, którzy rządzą, i ci, którzy są w opozycji, to w znacznej mierze jest dawna Solidarność, tylko działająca w zupełnie innych warunkach.

Występuję tutaj trochę jako działacz. Działam wśród tych pracowników, wśród których nie potrafi działać Solidarność – małych przedsiębiorstw oraz ludzi na śmieciówkach. Jednocześnie jestem dzieckiem tych, którzy przegrali. Mój ojciec był w Solidarności, ale nie był w niej kimś ważnym. Był kimś, kto wierzył w samorządną Rzeczpospolitą. Teraz mówi, że po 1989 roku przestał wierzyć w cokolwiek. W sensie strukturalnym nic się nie zmieniło, zmienili się jedynie bohaterowie rozgrywek.

149

Nawiązuję tu do tego, o czym mówiła Ewa Majewska, do eks-ponowania własnej słabości. Wiemy więc, że jako ruch pracow-niczy jesteśmy słabi. Ale z tej słabości, z tej siły bezsilnych być może się coś wyłoni. Istnieją trzy rzeczy, które moim zdaniem najbardziej blokują rozwój w ogóle. Są nimi lęk, emigracja oraz brak nadziei. Ludzie nie wierzą w utopię, nie wierzą w możliwość zmiany. Wolą uciec dokądś niż cokolwiek zmieniać.

Dla mnie Solidarność to ostatnia ludowa rewolucja we współcze-snej Europie. Ma wiele wspólnego z rewolucją francuską. Ludzie chcieli chleba, ludzie byli głodni, ludzie mieli dosyć systemu. Moje pytanie brzmi: co ma wspólnego rewolucja w Polsce, rewolucja solidarnościowa, rewolucja wartości z ruchami spo-łecznymi roku 1968 w Europie?

Mikołaj Ratajczak, czasopismo „Praktyka teoretyczna”. Chciałbym poprosić panelistów o umieszczenie Solidarności w szerszym kontekście historycznym, aby wyjść trochę z kontekstu polskiego. Moim zdaniem Solidarność była ludową, robotniczą odpowiedzią na kryzys industrialnego kapitalizmu. Innym nurtem tego ruchu były wydarzenia we Francji w roku 1968, we Włoszech w latach siedemdziesiątych, w Portugalii, Hiszpanii. Te ruchy były odpowiedzią na wzrost organicznego składu kapitału w późnym kapitalizmie przemysłowym, na kryzys finansowy i kryzys długu. W sytuację Polski nic nie uderzyło tak silnie, jak Paul Volcker (prezes Banku Rezerw Federalnych w usa), który w 1979 roku gwałtownie podniósł stopy procen-towe, a dług Polski zaciągnięty w Międzynarodowym Funduszu Walutowym zwiększył się parokrotnie. Na ile więc można uznać Solidarność w szerszym kontekście za robotniczą odpowiedź na kryzys przemysłowego kapitalizmu?

Jadwiga Staniszkis: Na pewno można w Europie Zachodniej wyłowić wątek takiego pomysłu, według którego aby uniknąć swoich problemów, trzeba wyjść na rynki Europy Wschodniej, żeby je otworzyć, wystawić na konkurencję, przejąć banki,

150

wprowadzić własne towary. U nas, jak wiadomo, zaczęła się fala bankructw związana z importem. Warto zrozumieć, w jaki sposób podjęto decyzję. Czy dokonał tego Leszek Balcerowicz, którego bardzo cenię, bo umiał wziąć odpowiedzialność za własne błędy. Podjęta wtedy decyzja o wewnętrznej wymie-nialności złotego spowodowała upadek znacznej części gospo-darki. Mówię o tym, ponieważ zbyt mało wiemy o mechani-zmach podejmowania pewnych kluczowych decyzji. Pamiętam, że kiedyś miałam przyjemność brać udział w panelu dysku-syjnym z Ryszardem Kuklińskim i Bronisławem Geremkiem. Rozmawialiśmy długo m.in. o tym, że ucieczka Kuklińskiego była nie tyle umożliwiona, co niepowstrzymana przez władze. Chodziło bowiem o to, by przedstawił w Waszyngtonie

infor-mację, że stan wojenny jest lokalną decyzją i ma zapobiec wkroczeniu wojsk radzieckich, nie zaś ułatwić Armii Czerwonej marsz na Europę Zachodnią. Po prostu stan wojenny był wpro-wadzany z przekonaniem, że Zachód wie, iż nie jest to początek inwazji sowieckiej, a wręcz odwrotnie.

Krzysztof Mazur: Solidarność była ruchem pokolenia zawiedzionych nadziei. W 1980 roku byli to ludzie trzydziesto- lub czterdziestoletni, a więc osoby urodzone po 1945 roku. Typowe pokolenie powojenne, które z jednej strony pamięta traumę swoich rodziców, ale z drugiej strony ma zawie-dzione nadzieje. System komunistyczny dawał robotnikom nadzieje na spełnienie aspiracji, ale tylko do pewnego stopnia. Rozczarowanie niemożliwością awansu było ogromne. W tym sensie to jest pokolenie zawiedzionych nadziei, które da się także rozpoznać w innych ruchach w Europie. Jeśli mówimy o różnicach pokoleniowych, to istotne są negocjacje podczas kryzysu bydgoskiego. Tam wyraźnie widać, jak strony dzielą się pokoleniowo. Władysław Siła-Nowicki, który brał udział w dyskusji i pamiętał Powstanie Warszawskie, przypominał reszcie, co może stać się, jeśli przesadzą w swoich żądaniach.

Uznanie, że oto