• Nie Znaleziono Wyników

121 szczęśliwym stanie Polski, która gdyby i chciała naukowo się roz

winąć się, to nie może pod ciężką ręką despotyzmu, która jak zmora ciągle na niej cięży. Biedni wy, biedni Polacy, zakończył, u was ludzie muszą po razy kilka zmieniać powołanie swoje i zdo­

bytą wiedzę, zdobyte pracą stanowiska porzucać dlatego tylko, że potrzeba bronić najdroższych praw człowieka"!

Drugi profesor zaledwo dotknąwszy z lekka pracy mojej, zaczął mówić o swym podziwie dla owego żelaznego charakteru i niezłomnej woli, z jaką dokonałem tego, com przedsięwziął :

„pracą swą i moralnością obudziłeś Pan w nas szacunek dla tego nieszczęśliwego kraju, którego dzieci przychodzą nauką dobijać się zwiększenia współczucia dla swej ojczyzny“.

Trzeci dziękując, że ich poznajomiłem z bogactwem mine­

ralnych źródeł w Polsce, o których nigdy nawet nie słyszeli, dzię­

kował, że życiem mem dałem przykład młodzieży, jak powinien postępować człowiek w podobnem położeniu.

Po ukończeniu tego potoku pochwał nie wiele miałem kło­

potu z odpieraniem zarzutów, bo mi ich nie czyniono, profesoro­

wie odeszli do sali konferencyjnej na naradę, a wkrótce potem wszedł sekretarz z berłem w ręku i ogłosił, że zostałem uznany za godnego otrzymania dyplomu doktora medycyny i chirurgji.

Cała sala zatrzęsła się od oklasków, któremi mię obsypali obecni; ludzie nieznajomi, których nigdy nie widziałem, przy­

chodzili uścisnąć mi rękę i powinszować. Byłem wzruszony do głębi duszy takiem uznaniem i takiem współczuciem kolegów i mieszkańców Strasburga.

Miałem zostać jeszcze w Strasburgu do 1. sierpnia, chcąc słuchać nie ukończonych jeszcze kursów i uczęszczać jeszcze na klinikę, żeby jak najdłużej korzystać ze światła, którego nam darmo udzielali. Następnie zamyślałem udać się do Mulhuzy dla odwie dzenia przyjaciół i dla odpoczynku, a potem udać się do Szwaj- carji, drugiej ojczyzny mojej, żeby tam obmyśleć, co mam przed­

sięwziąć na przyszłość, zebrać środki pieniężne i rekomendacje, uregulować stosunki moje wobec rzeczypospolitej, której byłem obywatelem, wysłać choć małą pomoc pieniężną mojej ro­

dzinie, która była w ciężkiem materjalnem położeniu, a na­

reszcie popróbować na nowo szczęścia, czy mi się nie uda osie­

dlić w Galicji.

Muszę tu wyrazić wdzięczność człowiekowi, którego tylko dwa razy w życiu spotkałem, a który powziął dla mnie taką sym- patję, że zrobił to, czego nigdy nie spodziewałem się od Niemca..

Chcę mówić tu o p. Hammerze, dyrektorze policji lwowskiej. Gdy z rozkazu Gołuchowskiego byłem wtrącony do więzienia, badał mię o celu przyjazdu p. Hammer; opowiedziałem mu przyszłość moją i moje zamiary. Hammer, jak dowiedziałem się następnie, robił różne kroki, żeby uzyskać dla mnie prawo osiedlenia się w Galicji, ale bezskutecznie, bo Gołuchowski był temu przeciwny.

Gdym był w więzieniu iwowskiem, na jego rozkaz otrzymałem wszelkie możliwe złagodzenia, które mi zostały odebrane natych­

miast, jak tylko przybyłem do Krakowa. Ale co ważniejsza, przez przyjaciół moich kazał, żebym na jego ręce przysłał prośbę o po­

zwolenie powrotu do Galicji, mając nadzieję uzyskać to od Pos- singera, czego nie uzyskał od Gołuchowskiego. Zabiegi jego nie odniosły pożądanego skutku, lecz za dobre jego chęci dla mnie muszę choć w tych pamiętnikach wyrazić mu wdzięczność, którą mam dla jego pamięci...

W chwili gdy wybierałem się już w drogę, nastąpiły niespo­

dziewane wypadki, które zmieniły zamiary m oje: Francja wypo­

wiedziała wojnę Prusom. Porzucić Francję, od której doznałem tyle dobrodziejstw, uważałem za niezgodne z obowiązkiem, bo niewdzięczności i egoizmu nie cierpię u drugich r całe życie sta­

rałem się ich unikać. Zdecydowałem się więc pozostać w Stras­

burgu przez przeciąg całej kampanji aby zapłacić Francji krwią moją lub pracą za naukę i przytułek. Zawahałem się jednak, na jakiem polu mam jej służyć; jako lekarz mało miałem doświadczenia, nie byłem pewny siebie, lękałem się omyłek tak naturalnych w zawodzie początkującego, wtedy gdy jako wojskowy miałem odpowiednią naukę, rutynę, przyzwyczajenie do komenderowania i do posłuszeństwa, pewność siebie i wyrobiony w kilku kampan- jach spokój. Postanowiłem więc odłożyć na stronę skalpel dok­

torski i wziąć znowu szpadę w ręce, ofiarowując Francji moje usługi.

Przedtem jednak jako obywatel szwajcarski zapytałem, czy mi będzie dozwolono służyć w wojsku francuskiem. Na to otrzy­

małem odpowiedź, że według prawa uchwalonego 30 lipca 1859 r. „każdy Szwajcar, który wstąpi do wojskowej służby obcego mocarstwa, będzie karany więzieniem od jednego do trzech mie­

sięcy i pozbawieniem .praw obywatelskich na lat pięć“. Musiałem więc porzucić myśl służenia Francji wojskowo, postanowiłem słu­

żyć jej jako lekarz, wstępując do międzynarodowego towarzystwa

‘ Czerwonego Krzyża.

123

Pierwsze chwile po ogłoszeniu wojny były bardzo radosne.

Robotnicy wieczorem przeciągali przez miasto śpiewając Marsyl- jankę, „Mourir pour la patrie“ śpiewano wszędzie. Mieszczaństwo tylko konserwatywne i bojące się o swe interesy pieniężne szem­

rało i nie podzielało ogólnego uniesienia. Codziennie przychodziły nowe pułki żuawów i turkosów dążących ku granicy; marszałek Mac Mahoń, który dowodził wojskami konsystującemi w mieście robił przeglądy przybywających pułków. Mieszkańcy Alzacji niena­

widzący Niemców radośnie przyjmowali wojska, rzucając kwiaty;

starzy żołnierze płakali ze wzruszenia i mówili, że nigdzie w ca­

łej Francji nie witano ich z taką szczerością i gościnnością.

Pułki turkosów obozowały za murami fortecy. Chcąc zoba­

czyć obóz tych dzieci pustyni udałem się za miasto i tam pozna­

łem jednego dowódcę kompanji arabskiej kapitana Woronicza syna emigranta i bratanka biskupa Woronicza, który już nie mó­

wił nawet po poisku. Chwalił on niezmiernie swych turkosów, ich odwagę i przywiązanie do dowódcy, a także ich ślepe posłu­

szeństwo.

Widząc, że Woronicz nie posiada żadnej mapy, darowałem mu moją, na której były narysowane granice Niemiec i Francji.

Nieznajomość geografji nawet między oficerami francuskiego je- neralnego sztabu była zdumiewająca. Przy mnie podpułkownik sztabu, już po ogłoszeniu wojny dopytywał u księgarza, ile jest mostów na Renie. Zarozumiałość przytem była tak wielka, że nikt jiie wątpił, że pokój zawarty będzie w Berlinie.

!