• Nie Znaleziono Wyników

Ucieczka z niemieckiej do sowieckiej strefy

W dokumencie Z Żółkiewki do Izraela (Stron 76-79)

W czasie naszego krótkiego pobytu w Krasnymstawie zostałem zmuszony pójść do pracy. Ciągnąłem wóz zamiast konia i w ten spo-sób dostarczałem materiały na odbudowę mostu na rzece Wieprz.

Wróciliśmy do Żółkiewki w czasie, gdy Niemcy po raz drugi już po-wrócili do Krasnegostawu. Z pozoru wszystko wyglądało normalnie.

A że zbliżał się katolicki post, zaczęliśmy wytłaczać olej z nasion rze-paku, lnu, konopi. Ojciec zajął się mieleniem ziarna za pomocą kiera-tu i konia. Mama parowała ziarno w kotle. Brat Judka, który wrócił z Warszawy gdzie pracował, wytłaczał olej, a ja pracowałem w młynie.

Na początku okupacji hitlerowskiej w Żółkiewce jeszcze nie było Judenratu, ale pod przymusem musiał spełniać ich rozkazy Boruch Kac40. Niemcy zmusili mnie i innych Żydów do porzucenia swoich zajęć i wykonywania takich robót, jakie nam zlecali. Kazali np.

Żydom usuwać błoto z ulicy, przy tym niemiłosiernie się nad nimi znęcając. Pewnego razu zapędzili nas do kopania kartofli w folwarku pana Janisławskiego w Wólce. Pilnował nas młody Niemiec. Zamiast kopać kartofle, gdy przyszło jeszcze kilku innych urządzali z Żydami różne widowiska, które sprawiały im wielką radość. Pamiętam jak na-igrawali się nad starym Żydem Majerem Gejterem, który nosił rudą brodę i przezwisko Żółty Mendel. Młody Niemiec położył go na polu, drugi trzymał za nogi, a trzeci zgolił mu połowę brody. On płakał a Niemcy się śmiali. Bili nas, kazali nam biegać, a gdy mieli dość tej zabawy, kazali iść do domu. Przychodziłem z płaczem i miałem już tego wszystkiego dość.

Patrząc na to wszystko co Niemcy wyczyniali, buntowałem się wewnętrznie i nie mogłem się z tym pogodzić. Nie wiem na ile taka postawa wynikała z wychowania w domu, a na ile z żydowskiej i pol-skiej szkoły, ale honor nie pozwalał mi spokojnie na to patrzeć.

Zacząłem myśleć, w jaki sposób przedostać się na stronę rosyjską.

Ostateczny wpływ wywarli koledzy, którzy powrócili z Warszawy, gdzie dotąd pracowali. Oni lepiej wiedzieli, do czego to wszystko zmierza i twierdzili, że będzie coraz gorzej. Zdecydowaliśmy się wszyscy na ucieczkę przez linię demarkacyjną do Lwowa.

Nie chciałem tego czynić bez przyzwolenia rodziców. Zapytałem ojca, co mam robić, on długo myślał i w końcu powiedział: Nie wiem - co dla mnie było równoznaczne z wyrażeniem zgody. W olejarni na ten czas byli inni ludzie, więc tak naprawdę to się z rodzicami oficjal-nie oficjal-nie pożegnałem. Powiedziałem tylko mamie, że wyjeżdżam z domu, a ona była zajęta gotowaniem w kotle nasion na olej, nie płakała otwarcie, ale tylko fartuchem wycierała łzy. Na drogę dała 20 zł i zawiniątko z żywnością a także chciała wręczyć mi jakąś złotą obrączkę, ale nie wziąłem mówiąc, że niemiałbym pojęcia co z nią zrobić. Nigdy nie przypuszczałem, że widzę te ukochane osoby po raz ostatni, bo obaj bracia z rodzicami w 1942 r. zostali zagazowani w obozie śmierci w Sobiborze. Gdybym wtedy nie wyjechał, podzie-liłbym tak samo ich los.

Ten ostatni dzień mego rozstania z rodzinnym domem miałem i dotąd mam w swojej pamięci. Widzę ojca idącego za koniem w kie-racie, mamę doglądającą kocioł na ogniu, brata Judkę pracującego w młynie i potem przy pomocy prasy ściskanej śrubą, tłoczącego olej.

Najbardziej trudnym momentem było jednak moje rozstanie z najmłodszym 13-letnim bratem Ickiem, który odprowadził mnie do furmanki, prosząc bym do nich pisał listy. Samo wspomnienie tego bolesnego rozstania powoduje ból serca i wyciska łzy.

Było to w poniedziałek, w dzień targowy, a koledzy umówili już furmankę, którą mieliśmy wyjeżdżać. Z pięcioma żydowskimi kole-gami pojechaliśmy furmanką do Izbicy gdzie zanocowaliśmy, a po-tem dalej przez Zamość, Tomaszów, dotarliśmy do Bełżca. Tam w młynie czekaliśmy na przewodnika. Po drodze Niemcy widząc nas śmiali się, ale jeszcze nie zabraniali przemieszczać się na inne tereny, jak to potem wprowadzili. O północy przyszedł nasz przewodnik i najpierw targował się z nami, chcąc pobrać od nas więcej pieniędzy.

Każdy musiał zapłacić 50 zł, a że ja miałem tylko 20 zł, resztę

dołoży-li koledzy. W niedługim czasie granica była już lepiej pilnowana i jak 0 tym wiem niejeden przewodnik był złapany i zesłany na Sybir, stąd nie mam żalu do naszego przewodnika, że za pieniądze narażał siebie na takie konsekwencje.

Po północy przeszliśmy tory kolejowe Bełżec-Lwów. Na skraju lasu była granica niemiecko - rosyjska. Jeszcze nie doszliśmy do lasu, gdy usłyszeliśmy strzały i szczekanie psów. Ażeby psy nas nie wytro-piły, przewodnik kazał nam się położyć w rowie z wodą. Leżeliśmy tak długo aż strażnicy niemieccy się od nas oddalili. Nasz przewodnik miał dom w lesie, może to była gajówka, przyprowadził nas do siebie, wydoił krowy, poczęstował chlebem i mlekiem, wskazał kierunek drogi wyjścia z lasu, lecz w obawie przed Sowietami, nie chciał iść dalej z nami. Poszliśmy we skazanym kierunku, ale z powodu gęstej wówczas mgły, po przejściu kilku kilometrów, straciliśmy orientację 1 nie wiedzieliśmy gdzie się znajdujemy. Wtedy z daleka zobaczyli-śmy sowieckich żołnierzy. Omijając ich doszlizobaczyli-śmy do Lubyczy Kró-lewskiej. Pierwszym człowiekiem, z którym się tam spotkaliśmy był Żyd. Ostrzegł on nas, byśmy się nie kręcili po ulicy, bo tu jest strefa pograniczna, a Sowieci wyłapują nielegalnych uciekinierów i wsa-dzają do więzienia. Dzień przeczekaliśmy ukryci u jednego Zyda, a w nocy wynajętą furmanką 14 km pojechaliśmy do Rawy Ruskiej, gdzie po mieście można było się swobodnie poruszać. Działał tam komitet żydowski, który kilka dni później pomógł nam w kupnie biletów na pociąg do Lwowa. Do dnia dzisiejszego nie mogę pojąć w jak cudow-ny wprost sposób Pan Bóg przeprowadził nas przez te dwie granice, tym bardziej przez radziecką najpilniej strzeżoną na świecie. Gdy na-szym śladem w późniejna-szym okresie uciekali następni Żydzi, właśnie Sowieci ich wyłapywali i albo odsyłali do łagrów, albo z powrotem do Niemców. Żydzi, których Sowieci nie wywieźli w głąb Rosji, po 22 VI 1941 r. zostali wymordowani przez hitlerowców.

W dokumencie Z Żółkiewki do Izraela (Stron 76-79)