Dnia 8 stycznia 1920 r. złożył m inister skarbu W ł. Grabski Sejm ow i wniosek nagły „w przedm iocie ustanowienia m arki polskiej środkiem płatniczym na całym obszarze R zp litej“. (D ruk Nr. 1274). W ładysław Grabski, w sw em przem ów ieniu w ygłoszonem ex re tego w niosku na p o siedzeniu 107 w dniu 8 stycznia 1920 r. postaw ił tezę, iż „nie kursa gieł
dowe mogą tu (o relacji) rozstrzygać... trzeba uchw ycić stosunek cen na p ro d u kty główne... i ten stosunek cen będzie najsłuszniejszym , najspra
w iedliw szym m iernikiem ... ten stosunek cen wym agałby relacji nawet niższej niż 70... Jeżeli m im o to zaproponow ałem relację 70, to dlatego, że jednak chciałem trochę uwzględnić tę sytuację naprężoną, jaka się w y
tworzyła w jed n ej dzielnicy
W sprawie nagłości w niosku przem aw iał także i Diamand. Od pew nego czasu stał się on przedm iotem ataków osobistych praw icy sejm o wej. Odpowiada na nie, jak w idzim y, z dużą werwą i hum orem , dowci
p em zam ykając usta sw ym przeciw nikom , nie grzeszącym nadm iernym poziom em u m ysłow ym — o czem świadczą owe w ykrzykn iki.
W ysoka labo!
Zapisałem się, ażeby przem aw iać za nagłością w niosku pana mini
stra. Uważam, że spraw a jest nadzwyczaj pilna i załatw iona być pow inna jak najszybciej. Jestem tego zdania niie od dzisiaj. Jeszcze w m arcu, gdy swoją ustaw ę pan Englich przedłożył nam (o pow szechnej pożyczce pań
stw ow ej p. str. 52), byłem gorącym zw olennikiem jak najszybszego załatw ienia spraw y k oro n i m arek, a wówczas i większość Sejmu była tego samego zdania. Uchwaliliśmy ustawę, k tó ra pow inna była bardzo szybko rozwiązać tę kwestję. Niestety, większość nie była konsekw entną.
Przyszedł pan K arpiński i większość Sejmu unieważniła tę ustawę (p. str. 59). I pow stała próżnia, a potem nastał chaos. I to m ożna było przewidzieć zgóry. Ci wszyscy panowie, którzy tak gorąco przem aw iali za w nioskiem pana Englicha, zrobili salto m ortale i potem ta k samo mó
wili przeciw ko panu Englichowi a za panem K arpińskim . Jestem prze
konany, że gdyby dziś nie wiem jaki był tutaj wniosek, to nie mom enty
Przemówienia w Sejmie 11
rzeczowe, ale uboczne wywierałyby wpływ na decyzję. (Sprzeciwy, glos:
Biliński, to też uboczny m om ent). Ja proszę Panów nie powoływałem p an a Bilińskiego, ja wówczas nie byłem prezydentem m inistrów . (Głos:
I nie będziesz Pan). Ja też jego nie obalałem. To te same czynniki, które głosowały za Englichem, które głosowały przeciw ko Engiichowi, a za Karpińskim , powołały Bilińskiego i wyrzuciły Bilińskiego. (W esołość).
Jeżeli mówię o ubocznych względach, to w tym w ypadku tych ubocz
nych względów było za dużo. Jeżeli pan Biliński poszedł, to nie za to, co złego zrobił, ale W y wygryźliście go za to, co on dobrego chciał zro
bić. (Glosy: To jest bezczelność! Poseł de Rosset: Za krzyw dę w ojska polskiego, które nie miało ubrania, ponieważ pan m inister nie wyasygno
wał pieniędzy). P an Biliński popełnił znacznie większe błędy, aniżeli te, o których się mówi, ale nie dlatego go obalono, tylko dlatego, że chciał położyć tam ę samowoli niektórych m inistrów , któ ra jest największą szkodą dla naszego Skarbu. (Głos: I popełniał samowolę sam!). Jestem przekonany, że jeżeli pan G rabski będzie rządził Skarbem , to pod tym względem zaprow adzi rygor jeszcze ściślejszy i ktokolw iek tu będzie, to zrobić musi, choćby spekulanci i dostawcy byli niezadowoleni, aż po krańce niezadow olenia ludzkiego. (Poseł Gdyk: Bankierscy proletarju- sze!). Jeżeli P an mówi o mnie, iż jestem bankierem , to pan łżesz!
Marszałek: Za użycie tego słowa przyw ołuję pana do porządku.
Poseł Diamand: P anie m arszałku, nie mogę znieść, żeby m ię tu w ten sposób traktow ano i nie mieć ochrony od p an a m arszałka. Jeżeli pan m arszałek nie będzie mię chronił, sam to uczynić potrafię.
Marszałek: I za to powiedzenie przyw ołuję parna do porządku.
Poseł Diamand: Jestem na to przygotowany, że życzliwość pana m arszałka idzie tak daleko, że osiągnę niedługo rek ord w przywoływa
niu do porządku. Może pan m arszałek znow u skorzysta ze swego praw a.
P an m inister skarbu przedłożył nam tutaj projekt, którego kryty
kować teraz nie mogę, bo mówię tutaj tylko o nagłości, ale którego uza
sadnienie wymaga bardzo ścisłej polemiki. Jeżeli Panow ie będziecie oka
zywali tyle niechęci w słuchaniu zdania innego, jakiekolw iekby ono było, to ta niechęć, tw orząca atm osferę niem ożności dyskusji, w yrządzi P ań
stwu Polskiem u znacznie większą szkodę, niż to, cokolwiek powiedziałby ten, którem u usiłujecie nie dać mówić. (Głosy na lewicy: Słusznie!).
(O krzyki na prawicy!). W iem , że te okrzyki pochodzą z tych stron, które m erytorycznie powiedzieć mogą bardzo mało. (Głosy na lewicy: Które nie rozum ieją). Nie które nie rozum ieją, ale których ja nie rozumiem; (Poseł I-Ierz: Zdaje mi się, że my się nigdy nie zrozum iem y).
Sytuacja, k tó ra pow stała za rządów pana Grabskiego, przyspieszyła konieczność załatwienia tej sprawy. Jestem zdania, że musi się Sejm
z panem m inistrem G rabskim porozumieć, musi poznać plany pana mi
nistra Grabskiego, aby wiedział, czy się n a nie zgodzić może. (Poseł Herz: Bardzo słusznie!). Tak mało w zrusza mnie to Pańskie „bardzo słusznie", jak obelgi z tam tej strony.
Z tego, co się stało dotychczas, uważam, że to porozum ienie się z panem Grabskim jest bardziej konieczne, aniżeli z którym kolw iek z jego poprzedników. P an m inister Grabski m a pew ną właściwość, która na krześle m inistra skarbu jest arcyiniebezpieczna, a tą jest, nadzw yczajna łatwość w ydaw ania rozporządzeń. Gdyby nie ona, nie mielibyśmy praw dopodobnie rozporządzenia co do składania kwot w Kasie Pożyczkowej i w innych instytucjach państw ow ych J).
Z plakatów, które w iduję w W arszaw ie, w nioskuję, że są dwa ro dzaje rozporządzeń: rozporządzenie obowiązujące i kontradykcja, rozporządzenie nieobowiązujące. Otóż to rozporządzenie m inistra skarbu należy do kategorji rozporządzeń nieobowiązującycih. (P an m inister Grabski: Proszę złożyć interpelację, a odpow iem bardzo łatw o). Nie było żadnego rygoru, a uważam, że tego rodzaju rozporządzenia w spraw ach skarbow ych są nadzw yczajnie szkodliwe. Skarb nie może się udaw ać do obywateli z propozycją, prośbą lub apelem . Skarb musi powiedzieć, czego chce, czego żąda, musi to umieć w ykonać i nadać każdem u roz
porządzeniu powagę. (Głos: Już nadał). Mimo to, o ile mi wiadom o, sum tych się nie składa.
Drugie rozp orząd zenie2) co do w ypłacania m arkam i wywołało nadzw yczajne kom plikacje w Galicji — rzeczy, k tóre muszą zatrwożyć każdego, rzeczy, które przynoszą nieobliczalną szkodę. Strajki kolejo
we... ( Głos na prawicy: Kto je zorganizował?). Nie wiem, może Ksiądz Poseł wie o tem. J a jestem zdania, że organizował te strajki Skarb P ań stwa, gdyż nie m ożna wypłacać urzędnikom w relacji m niej, aniżeli im się należy, a tylko pryw atnie tu powiedzieć, że im się to wynagrodzi. Ja nie wiem, jakie będą te wynagrodzenia, nie wiem, jak myślicie Panow ie je obliczyć. Mnie się w ydaje, że to obliczenie jest niemożliwe i że te szkody urzędników były bardzo znaczne. Albowiem spekulacja znacznie więcej zarabia wtedy, gdy dziesiątki tysięcy ludzi idzie pojedynczo zmie
niać m arki, niż na wszelkich innych tranzakejach, nie było zaś lepszej sposobności dla spekulacji niż ta, k tó ra została wywołana przez nie
wczesne wym ienianie m arek.
*) Diamancl m ów i praw dobodobnie o Rozp. min. skarbu „w przedm iocie p rzy j
m ow ania przez P. K. K. P. i przez kasy skarbow e w kładów w walucie koronow ej"
z dnia 22 grudnia 1919. Dz. Urz. Min. Skarbu Nr. 1/1920.
2) Rozp. min. skarbu „w przedmiocie ustanow ienia stosunku m arek polskich do koron" z dnia 24 grudnia 1919. Dz. Urz. Min. Skarbu Nr. 1/1920.
11*
Przyznaję panie m inistrze, że położenie pańskie było bardzo trudne, nie mogę jednak uznać, że to wyjście, które P an znalazł, było dobre i odpow iadało interesom Skarbu naszego Państw a.
P an m inister mówi o spekulacji, ale zapom ina, że są zawsze dwie spekulacje sobie przeciw ne; jedna idzie na podwyższenie, a druga na zniżenie ceny. I kto zwalcza jedną spekulację środkiem nie dość silnym, nie obejm ującym całości, ten pom aga drugiej spekulacji. Jeśli się zwal
cza tych, którzy idą na haussę koron, to się pom aga tym, którzy idą na baissę i odw rotnie. Sytuacja jest taka, że cokolwiek się zrobi, to pewien kierunek spekulacji będzie z tego korzystał. Gdyby się m ożna było uchro
nić od spekulacji, gdyby można było zrobić to, co zam ierza pan m inister, t. j. usunąć spekulację, to z pew nością jużby to była zrobiła F rancja, której franki są dzisiaj w arte niecałe 50 centimów.
Rzeczy tych jednak tak łatwo, jak myśli pan m inister i aplaudujący go koledzy, zrobić się nie da. Mnie najbardziej uderzył ton p ana mini
stra. To są rzeczy tak skom plikowane, tak trudne, tak niejasne, że na to, by znaleźć dobrą drogę, trzeba mieć zupełny spokój i zupełną trzeźwość.
Apelowanie do nam iętności uw ażam za środek dla m inistra skarbu nad
zwyczaj niebezpieczny. (Glos: Tu trzeba chirurgji!).
Proszę Panów , pan m inister skarbu przekona się, że ta ohirurgja nie jest tak łatwą, ja k się P anom n a pierwszy rzut oka zdaje.
W obec tego wszystkiego sądzę, że potrzebne jest bardzo szczegółowe porozum ienie się z panem m inistrem wogóle co do jego polityki skarbo
wej, a także i co do kw estji przeprow adzenia unifikacji w aluty polskiej, a raczej w aluty w Polsce. T a unifikacja musi się odbyć, ale w ydaje mi się, że przytem pom inięto okoliczności nadzwyczaj ważne, mianowicie niem a tutaj tego ograniczenia, tego scharakteryzow ania koron, które m ają być utrzym yw ane w relacji do naszej m arki. I choćbyście Panow ie obrali dzisiaj kurs dla Galicji jak najniekorzystniejszy, jak największą szkodę jej przynoszący, to nie ochronicie się przed dalszym przypływ em niesteimplowanych not, gdy n a jakim ś targu zagranicznym nastąpi jakieś zajście, k tó re obniży tam jeszcze bardziej kurs tych koron, tak, że one u nas będą miały targ najlepszy. (Glos: Nie dawać żydom paszportów!).
Kolega woła, żeby żydom nie dawać paszportów i myśli, że to po
może. (R óżne glosy). Nauczm y się nie strzelać z za płotu, lecz mówić sobie jasno w oczy. Gdyby to pomogło, toby już dawno było pom o
gło. Ale kto zna stosunki, ten wie, że w inę co do tych transportów pono
szą nie ci, którzy nie m ają paszportów , tylko ci, którzy m ają dozór nad paszportam i. Kto zna stosunki graniczne, ten wie... (Glos: Można i bez paszportów !). W idzę, że P an dobrze wiesz. Takiem i środkam i te rzeczy nie dadzą się załatwić. Rdzeniem całej kw estji jest przecież k u rs na
szej m ark i zagranicą zupełnie niezależnie od tego, jaka jest relacja po
między k o ro n ą a m arką w ew nątrz naszego kraju. I jeśli nam się uda tę relację oznaczyć niekorzystnie dla Galicji i dla południowego Króle
stwa, to może być... (Głos: I dla parna D iam anda). Bądź P an spokojny, Panie... przepraszam , nie znam nazwiska. Ale gdyby się rozchodziło o mnie, to m am dostateczną znajom ość spraw skarbow ych n a to, ażeby przy opieszałości naszego Rządu pięć tysięcy razy pozbyć się tych koron, które według P ana posiadam . (W esołość). Nie podnosi to powagi Sejmu, zdaje mi się, jeśli ja z uwagami tego typu muszę się tutaj rozpraw iać.
(Głosy: Słusznie, braw o!). N aw et lubię, przyznam , jeśli m i kto m ądrze coś powie, choćby coś nieprzyjem nego. (W esołość). Ndech P an nie my
śli, że ja m am żal do Pana, wiem, że wedle staw u grobla. (W esołość).
P ro jek t tej ustaw y jest niedostateczny; nie obejm uje on całej kw e
stji; w rozwiązywaniu tej spraw y m a ch ara k ter dorywczy, lecz nie myśli o tem, co będzie za dwa tygodnie. Ja zaś, proszę Panów , pragnąłbym , że
byśmy tego nie załatwiali kaw ałkam i, żeby kw estja w alki między ko ro n ą a m ark ą nie była stałą instytucją P aństw a Polskiego.
Zdaje mi się, że to, co my zrobim y, musi być zupełne, m usi załatwić kw estję m arki i k oron}7 raz na zawsze, że wynikiem tego musi być jedna waluta.
Proszę Panów , nadużyw am W aszej cierpliwości i znowu uzyskał
bym bardzo p rzykrą dla m nie i niepokojącą mnie naganę, gdybym dziś, m ów iąc o nagłości, mówił o m erytorycznych argum entach pana mini
stra. Muszę sobie zastrzec głos z mego stanow iska do następnego czyta
nia, gdzie będziem y mówili już o samym projekcie.
Jestem najgłębiej o tem przekonany, że nie uznać nagłości tej sprawy nikt w Polsce nie może. (Brawa).
Dnia l i stycznia 1920 r. złożyła K om isja Skarbow a sprawozdanie (D ruk Nr. 1291) w sprawie pro jektu ustawy, w m yśl którego (art. 1)
„marka polska jest p raw nym środ kiem płatniczym na całym obszarze R zpłtej“. Relacje przyjęto 70 m k. za 100 koron (art. 2), w m yśl projektu m inistra skarbu. Na tem posiedzeniu zabrał głos Diamand, proponując relację 100:80. Sprawa ta uzewnętrzniła antagonizm y dzielnicowe, istniejące na tle stosunków gospodarczych, spowodow anych także i „am
bicją gospodarczą b. dzielnicy p r u s k i e j j a k m ów ił Diamand. Stara on się ująć zagadnienie ze stanowiska ogólnopolskiego, podkreślając na wstępie przem ów ienia jednocześnie jego wielkie znaczenie polityczne.
W ysoka Izbo! '
Przew ażna część mówców, którzy mówili o przedmiocie, który jest na porządku dziennym, mówiła ze stanow iska gospodarczego. Nie prze
czę, że istota w niosku jest gospodarcza, ale znaczenie jego jest wysoce polityczne. W Sporze, który tu się toczy, w yraża się sprzeczność pomię
dzy dwiema dzielnicami Państw a, a sprzeczność ta m a oczywiście cha
ra k te r polityczny. (Glos: Niestety!). Niestety. Nic to nie pomoże, czy do faktu tego odniesiemy się radośnie, czy ze współczuciem lub żalem, jali ten pan, który zawołał „niestety". F ak t jest faktem i należy m u się przy
patrzeć zimno. Galicja — M ałopolska odznaczała się ciągłem, stałem cią
żeniem do centrum . (Glos na prawicy: W iedeńskiego). Do polskiego po
zwoli się P an Kolega pouczyć. W idzę, jak referent większości (poseł R ząd) inform ow any jest o Małopol sce i jej psychice. W szystkie ruchy polityczne w Małopolisce, stosunek do Austrji, wszystkie form acje poli
tyczne stale były tworzone z punktu w idzenia dawnej przynależności do wspólnego jednego państwa. (Głosy: austrjackiego). J a postanow iłem nie odpow iadać więcej na podobne przeryw ania. Doszedłem do przekona
nia, że nietylko same okrzyki tego rodzaju, ale i reagow anie na nie jest szkodliwe dla reputacji W ysokiej Izby.
W ięc to było stałą myślą przew odnią polityki polskiej w zaborze austrjackim i ktokolw iek z Królewiaków m usiał przenieść się do Gali
cji, z pewnością odczuł, że zawisze i wszędzie u nas Królewiacy byli sta
w iani n a pierwszem miejscu: czy rozchodziło się o urząd, czy o zajęcie, czy o polityczne poparcie. W szystkie ruchy narodow e i rew olucyjne, an
tyrosyjskie w Królestwie, miały poparcie w Małopolsce, poparcie naj
życzliwsze, poparcie najofiarniejsze. Dlatego gdy rozpadła się A ustrja i przyszła chwila złączenia się ziem, to M ałopolska przedewszystkiem zniosła swoją w łasną organizację. N iech Panow ie nie myślą, że nie by
liśmy świadom i w ielkich trudności i następstw stąd w ynikających;
bardzo dobrze wiedzieliśmy, że o ile chodzi o spraw y gospodarcze, to znacznie lepiej byłoby w pierwszych czasach podtrzym yw ać autono- mję Galicji, lecz złożyliśmy świadomie ofiarę, zrzekając się tej autono- m ji natychm iast, skoro tylko można było, rozw iązując naszą odrębną organizację i całą siłą w chodząc w now opowstałą organizację państw ow ą wspólną.
Mimo to różnice dzielnicowe, niestety, albo nie niestety, nie za
tarły się. Życie idzie swoim trybem , nie uw zględniając uczuć i napięć uczuciowych. Pow stają tarcia, pow stają trudności, które muszą zgodnie pokonać ci, którzy są rzeczywiście za podtrzym aniem jedności nietylko form alnej, lecz i duchowej. Jedną z takich trudności, wchodzących
w rdzeń życia, są dwie waluty. Niem a chyba dwóch zdań pod tym wzglę
dem, że tę trudność, tę różnicę między nam i należy usunąć. Jeist ona szkodliwa pod kaiżdym względem. Musi raz ustać ta dwoistość skarbow a, k tó ra mimo zniesienia odrębnej adm inistracji, dzieli rzeczywiście Mało- polskę od reszty Państw a bardzo głębokim rowem. F akt, iż w Państw ie są dwie waluty zwalczające się, że może być kurs w ysoki czy niski jednej lub drugiej waluty, że mogą panow ać w ew nętrzne w alki ekonom iczne pomiędzy dwiema częściami Państw a, że interes M ałopolski staje się in
nym od interesu reszty Państw a, że się staje sprzecznym, stanowi, proszę Panów, jedną z tych trudności, k tó ra nie pozwala na zupełne zlanie się także duchowe, które i w gospodarczych w arunkach m a swoje źródło.
I dlatego, proszę Panów , stronnictw o m oje zawsze stało na stanowisku jak najszybszego zniesienia tych różnic, znalezienia jednolitości także w walucie.
Kwestja ta jest bardzo paląca i bardzo żywo nas obchodzi, ale jest nadzwyczaj trudna. T ru d n ą dlatego, że przedew szystkiem Polska nie ma swojej waluty. K onstrukcja naszych not K rajow ej Kasy Pożyczkowej jest tak nieszczęśliwa, że naw et gdyby Polska była już teraz w najlepszem położeniu, gdybyśmy rzeczywiście szli w górę z naszym rozwojem go
spodarczym , to jednak w tedy noty nasze byłyby zawsze narażone na wielkie trudności, albowiem Państw o sam o przyznaje się w tych notach do długu, ale nie określa, jak w ielki jest ten dług. Lecz nie o podkład tu chodzi, ani nie o rzeczywistą w artość, bo przecież w artość not jest zaw
sze w artością fikcyjną, w yrozum ow aną, bo tylko kruszec j a k o m oneta ma w artość rzeczywistą. W ięc nie o tę w artość tutaj chodzi, tylko o brak określenia stosunku do kruszcu. Tam jest napisane, że to jest polska m arka, a Sejm kiedyś powie, ile to jest. Proszę Panów , z taką notą trudno bardzo utrzym ać się na targu. Dłużnik czy jest bogaty, czy biedny, czy zapłaci wszystko, czy nie, przedewszystkiem musi powiedzieć, ile jest dłużny. Bo jeśli ja biednem u pożyczę pieniędzy i on mi odda połowę, to wiem, że tnp. ta setka, któ rą m u pożyczyłem, jest w arta 50 m arek, ale je
żeli on nie powie, ile odda, to ja naw et, gdy bogatem u pożyczę, nie będę wiedział, ile on mi odda, jeżeli niem a kw oty napisanej. Jest to jak(by weksel, na którym niem a sumy. Stąd w ynika trudność znalezienia po
rów nania, stąd w ynika trudność wywnioskowania, ileby właściwie trzeba dać fenigów za koronę, żeby, jak Panow ie to nazywają, znaleźć spraw ie
dliwą relację. Nie można rach un ku przeprow adzić tam, gdzie po stronie m arki niem a określonej liczby. M arka zapowiada, że oznaczy to Sejm Ustawodawczy. Ja zw racam już teraz uwagę Panów n a to, że Sejm Usta
wodawczy nie może się rozwiązać, albowiem, gdyby się rozwiązał, toby nie było nikogo na świecie, któryby powiedział, jaką właściwie w artość
ta m arka przedstawia. W ięc proszę Panów przy spokojnem rozważaniu zrozumieć, że trudno wziąć ołówek do rą k i zirobić obliczenia.
P an m inister skarbu przedłożył nam m iernik, m ierzący w artość siłą kupna koron, względnie m arek. Gdybyśmy chcieli ser j o przystąpić do tych obliczeń, to są potrzebne lata dla zbadania siły ku p n a k o ron w Ga
licji. Ze względu n a rozm aitość towarów, rozm aitość miejsc, trzeb aby mieć ogromne ciało do takiego naukowego badania. I zdaje mi się, że ciało to przyszłoby do przekonania, że tego obliczyć nie można, albowiem i w tedy te liczby, jak i metody rachunkow e, byłyby zupełnie dowolne.
To jest zadanie rachunkow e, którego w danych w aru n k ach żaden rach m istrz i żadna m etoda rachunkow a w świecie nie są w stanie rozwiązać.
P om ijam to, że liczby, przedłożone przez pana m inistra skarbu, są według mnie niepraw dopodobne.
R achunek ten jednak musi być rozwiązany, my musim y znaleźć wyj
ście, ażeby określić relację naszych walut. Chcąc przystąpić do rozwią
zania tej kwestji, zdaje mi się, możemy się oprzeć jedynie na poczuciu
zania tej kwestji, zdaje mi się, możemy się oprzeć jedynie na poczuciu