• Nie Znaleziono Wyników

Przemówienia w Sejmie Rzeczypospolitej. 1919-1930

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Przemówienia w Sejmie Rzeczypospolitej. 1919-1930"

Copied!
574
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

PRZEMÓWIENIA

W SEJM IE RZECZYPOSPOLITEJ

1 9 1 9 1 9 3 0

■' " i.'".- . 'v/ 7';-'O ■' vr : v 77 7 ' - 7 ^ . - ' 777' 7 7 7: :77'7-r7 v '.••■ V 77V777':7;^-7i-;^i77:7v

WSTĘP i UWAGI A L F R E D A K R I E G E R A

jjSSig %

W A R S Z A W A 1932

NAKŁADEM KSIĘGARNI ROBOTNICZEJ - WARECKA 9

(6)
(7)
(8)
(9)

PRZEMÓWIENIA

W SEJMIE RZECZYPO SPO LITEJ

1 9 1 9 — 1 9 3 0

W S T Ę P i U W A G I

A L F R E D A K R IE G E R A

W A R S Z A W A 1932

N A K Ł A D E M K S I Ę G A R N I R O B O T N I C Z E J

• W A R E C K A 9.

(10)

lf\- y^O |’yQ^vJMa/)^

Ą l,(o M . ^ 5 * ’^

f e i )

ODBITO CZCIONKAMI DRUKARNI LBDOWE-J W KRAKOWIE, POD ZARZĄDEM IGNACEGO WINIARSKIEGO

(11)
(12)
(13)

pamięci i pracy H erm a n a D iam anda.

Centralny Komitet Wykonawczy Polskiej Partji Socjalistycznej.

(14)
(15)

P rzez pół w ieku pracował w obozie socjalistycznym , jako m ów ca, pisarz i działacz. Nie było dziedziny, w którejby Diamand nie w spół­

pracował czynnie. Jed n ym z najw ażniejszych i najbardziej ow ocnych działów Jego pracy była działalność parlamentarna. W ybrany został posłem (do parłam entu austrjackiego) w ro ku 1907, m ając lat 47. Dzia­

łalność Jego na terenie parłam entu austrjackiego świadczyła o,d pierw ­ szej chwili, iż jest to p o lityk w ytraw ny, o dużej rutynie parlam entarnej i bogatem doświadczeniu. Nic więc dziwnego, iż zajął wśród posłów par­

lam entu austrjackiego stanowisko wybitne. N atychm iast ujawniły się jego tałenty i um iłowania — poświęcił się niem al wyłącznie zagadnie­

niom gospodarczym.

Podobnie i w Sejm ie Rzeczypospolitej.

Centralny K om itet W yko n a w czy P olskiej Partji Socjalistycznej, pragnąc uczcić pam ięć H erm ana Diamanda i utrwalić dzieło Jego życia, zwrócił główną uwagę na Jego pracę parlam entarną w okresie N ie­

podległości. Ten fakt spowodował wydanie Jego przem ów ień, wygło­

szonych w Sejm ach Rzeczypospolitej.

Przem ów ienia te (z w yjątkiem dw óch) poświęcone są zagadnieniom natury gospodarczej. Zakres Jego zainteresowań i um iejętności w tej dziedzinie był niezm iernie szeroki: zagadnienia ogólnej natury gospo­

darczej, budżet, podatki, polityka handlowa i celna, płace, ceny i t. d.

We w szystkich tych dziedzinach ujawniał się talent Diamanda, jako znawcy pierwszorzędnego. Z tych zagadnień najbardziej znaną była m u sprawa podatków pośrednich. Spraw y opodatkowania cukru, nafty i spi­

rytusu, to były dziedziny, w których w ykazyw ał największą znajom ość przedm iotu.

Diamand był przedew szystkiem działaczem praktycznym . Ta cecha uzewnętrzniała się i w jego działalności parlam entarnej. A dopomagała m u w tem także bardzo wielka znajom ość życia gospodarczego Europy.

Znał je, jak niewielu posłów naszych. Z tych zalet w ynikała jego m etoda pracy parlam entarnej. Ujmował praktycznie każde zagadnienie, licząc się z aktualnem i w arunkam i społeczno-gospodarczemi. Zdawał sobie bardzo dokładnie sprawę, iż żyjem y w ustroju kapitalistycznym , wyciągał z tego konsekw encje w swej pracy parlam entarnej. Ta cecha uwidacz-

l*

(16)

niala się wyraźnie w Jego taktyce. W nioski Jego oparte są na tw ardym gruncie rzeczyw istych stosunków , bez próby teoretyzowania i uogól­

niania spraw wym agających rozważania konkretnego. Charakterystycz­

n ym przykładem Jego ta ktyki była sprawa poruszona przez niego w S ej­

mie U stawodawczym — sprawa gazociągów. Diamand złożył w niosek nagły, domagający się zastrzeżenia Państwu prawa wyłącznego zakła­

dania gazociągów, aby „Państwo położyło rękę na tym p rodukcie“

(gazach ziem nych). „Środki k u tem u są bardzo rozmaite. Możnaby uchwalić — powiada w Sejm ie dnia 11 marca 1919 — i przez to zdaje m i się, stw orzyłoby się wielkie dzieło, że właścicielem w szystkich m ine­

rałów bitum icznych jest P a ń s t w o J e d n a k „natrafilibyśm y na wielkie trudności“ wobec czego „wydaje m i się lepszą taktyką nie stawiać kw estji tak szeroko, nie decydować z a s a d n i c z o . T e n em piryzm w m etodach i środkach działania nie przeszkadzał m u w ujawnieniu swej ideologji.

Podkreślał przy każdej sposobności sw ój światopogląd socjalistyczny, stwierdzając, że reprezentuje ideologję i interesy klasy robotniczej.

W polem ice stwierdzał zawsze wyraźnie, że służy klasie robotniczej, że praca Jego i stronnictw o, którego był członkiem , ma za zadanie w alkę o interesy ludności pracującej.

D zięki ty m zaletom stał się w kró tkim czasie czołow ym parlam en­

tarzystą naszego Sejm u. Jego w nioski były niejednokrotnie osią dys- kusyj parlam entarnych. M inistrowie skarbu, przem ysłu i handlu, przed­

stawiciele praw icy dyskutow ali z Nim, starali się Go przekonać, liczyli się z N im jako z w ybitnym przedstaw icielem gospodarczej m yśli socja­

listycznej.

Ułatwiały m u pracę parlam entarną wielkie zdolności oratorskie.

Jego niski głos tubalny um iał, opanować audytorjum najbardziej nie­

sforne i niespokojne. Przem awiał m ocno i jednocześnie bardzo sp o kojnie.

„W sprawach gospodarczych — powiada w Sejm ie dnia 10 lutego 1919 — należy zachować zupełny spokój i trzeźw ość“. I tę m etodę stosował stale.

Siła argumentacji, spokój i opanowanie zyskiw ały Mu zawsze ogromne audytorjum . Jako m ówca nie miał w Sejm ie Mu podobnego. Nie był mówcą o wspaniałym geście i w ielkim patosie Ignacego Daszyńskiego, raczej jego przeciw ieństw em . Spokojny, opanowany, mało gestyku­

lując, grom ił przeciw ników sw ym p o tężnym głosem i w zbudzał zawsze wielkie zainteresowanie. W pierw szych miesiącach prac Sejm u Ustawo­

dawczego próbowano m u przeszkadzać niekulturalnem i okrzykam i.

Z tym i przeciw nikam i rozprawiał się bardzo szybko, niszcząc ich dowci­

pem i zjadliwą nieraz ironją. A dowcip był zn a ko m itym dow odem Jego poziom u intelektualnego. Dowcip ten był bronią niezawodną, zm usza­

jącą przeciw nika do liczenia się z Nim. Przejawiało się to najw yraźniej

(17)

w polem ice. Na każdy o krzyk odpowiadał, nie tracąc przytem nigdy w ątku m yśli swego przemówienia. „Dialogi — m ów i w Sejm ie 7 lu­

tego 1923 — nie zależą ode m nie, lecz m am takie nieprzyjem ne p rzy­

zw yczajenie nieprzepuszczania uwag, lubię jasność i w yrazistość". Mó­

wił wówczas szczerze, albow iem lubił, by Mu przerywano. „Nawet lubię, przyznam — powiada w Sejm ie 8 stycznia 1920, — jeśli m i kto m ądrze coś powie, choćby coś n ie p r z y je m n e g o M ia ł rację, albowiem czytając nawet Jego przem ów ienia zauważa się, że przeryw ania spra­

wiały Mu widoczną przyjem ność. D owcip i ironja były w ażnem i instru­

m entam i Jego kunsztu oratorskiego, a cechuje go zawsze w yso ki poziom i szacunek dla ciała parlamentarnego. Ciął przeciw nika nieraz bardzo boleśnie, jednak zawsze z um iarem , bez wycieczek osobistych. Miał odwagę naprawienia zła, jeśli przeciw nik czuł się jego dowcipem do­

tknięty i publicznie usprawiedliwiał sw ój niezawiniony błąd. Ale żądał tego samego i w stosunku do siebie, zm uszając przeciw nika do m il­

czenia. „Doszedłem do przekonania — powiada w Sejm ie dnia l i stycz­

nia 1920 — że nietylko same o krzyk i tego rodzaju, ale i reagowanie na nie jest szkodliw e dla reputacji W ysokiej Izb y “. W tem powiedzeniu przejawia się m oże najw yraźniej Jego um ysłowość. L ubił dowcip, po­

sługiwał się nim bardzo często, jednak zawsze z um iarem , pamiętając, iż przem aw ia w Izbie Ustawodawczej Rzeczypospolitej.

B ył posłem w Sejm ie naszym przez lat jedenaście. W ygłosił ogromną liczbę przem ów ień, złożył niem niejszą liczbę wniosków. Przeglądając za­

kończone już, niestety, dzieło Jego życia, podziwiać m u sim y Jego nadzw y­

czajną pracowitość. Odnosi się wrażenie, że nie opuszczał nigdy sali posiedzeń i że stale śledził przebieg obrad Izby. Świadczą o tem nie­

tylko przem ów ienia w sprawach objętych porządkiem obrad, lecz także przem ów ienia w sprawach form alnych, czy to w sprawie porządku dzien­

nego posiedzenia następnego, czy to w spornych zagadnieniach regula­

m inow ych. Czuje się, że w pracę parlam entarną wkładał całą swoją energję, oddając się tej pracy z m łodzieńczym zapałem. A jednocześnie pracował w kom isjach, w yjeżdżał w ważnych m isjach państw ow ych zagranicę, pisyw ał artykuły do prasy partyjnej, przem awiał na wiecach, wygłaszał odczyty.

W ażnym odcinkiem służby publicznej H ermana Diamanda były jego m isje zagraniczne w sprawach państwowych, w ielkiej zazw yczaj wagi.

Archiwa państwowe dla badań nad okresem pow ojennym są jeszcze nie­

dostępne. W obec tego nie nadeszła jeszcze chwila — oczywiście i z in­

n ych pow odów — oceny działalności Diamanda w tej dziedzinie. W tej chwili w ystarczy stwierdzenie faktu, iż Diamand, wszedłszy do Sejm u jako parlam entarzysta w ytraw ny, od pierw szej niemal chwili był jed n ym

|

(18)

z tych, któ ry m rządy nasze polecały m isje zagraniczne w ważnych spra­

wach państwowych.

W r. 1919 był członkiem delegacji polskiej (w espół z posłem Kor­

fantym i ś. p. w ojewodą Łuszczew skim ), która miała na celu nawiązanie z N iem cam i rokow ań w sprawach gospodarczych. W czasie tych ro ko - wań inni delegaci zostali odwołani, celem załatwienia innych spraw, tak, że Diamand prowadził sam rokow ania i podpisał ten układ w dniu 22 października 1919 jako pierw szy pełnom ocnik Rządu Polskiego.

W okresie plebiscytu na G órnym Śląsku i przed decyzją w sprawie podziału Górnego Śląska w yjechał do Anglji, by na terenie londyńskim bronić słuszności żądań Rzeczypospolitej w sprawie g órn o śląskiej1).

Od lutego 1925 do lutego 1927 był członkiem delegacji polskiej do ro­

kow ań handlow ych z Niem cam i, jako przedstawiciel klasow ych zw iąz­

kó w zaw odowych. B ył to niezm iernie trudny okres rokowań, albowiem w czerwcu 1925 r. rozpoczęła się wojna celna pom iędzy Polską a N iem ­ cami.

U czestniczył w M iędzynarodow ej K onferencji Gospodarczej w Ge­

newie (kw iecień—m aj 1927), a wreszcie u sch yłku życia wybrano Go przew odniczącym polskiej grupy parlam entarzystów gospodarczych.

Dzisiaj jeszcze za wcześnie na ocenę roli i znaczenia Diamanda w tych sprawach. Z konieczności ograniczyć się m u sim y do podania je d y­

nie Jego opinji o m etodzie rokow ań m iędzypaństw ow ych. Diamand był przedew szystkiem działaczem robotniczym i parlam entarzystą. N aw ykły do innych m etod pracy, czuł się obco w atm osferze rokow ań dyplo­

m atycznych. Szukał w tej pracy — ja k zawsze — dróg własnych, celem osiągnięcia zamierzonego celu. Określa je w liście do Żony w sposób następujący (dnia 19 października 1919): „...Spokój, cisza, nie słyszę niekończącego się szeregu m ów , w lokących się dniami, m ów, m ających zakryć zamiary, dać słuchaczowi wrażenie przeciw ieństwa tego, o co się przem aw iającem u rozchodzi. Taka to chłopska chytrość, tak bowiem przedstawiają m i się te finezje, któ rych zamiar ukryty widzi średnio inteligentny słuchacz, nim usłyszał w stęp do chytrego podstępu. Zw ró­

ciłem się do tych panów z otwartą prośbą, by zaniechali tych m etod, które nikogo w błąd nie wprowadzą, a jeno przykre wyw ołują wrażenie.

Staram się zapobiec tej m d łej grze przez to, że odrazu odsłaniam karty i gram grę jaw ną“. Metoda stosowana przez Diamanda daleko odbiegała od m etod zw anych dyplom atycznem i.

W yjeżdżając jako pełnom ocnik Rządu, nie ukryw ał się za sw ym

*) W ynikiem dłuższego pobytu w Londynie są feljetoiny, ogłaszane w prasie Polskiej P a rtii Socjalistycznej (p. „Piobotnik“ Nr. 102, 105 i 108/1921). Feljetony te świadczą 0 wielkim kunszcie pisarskim Diam anda.

(19)

paszportem dyplom atycznym i nie odgradzał się od społeczeństwa i kraju, w któ rym przebywał. W chodził w ko n ta kt bezpośredni z przed­

stawicielam i rozm aitych ugrupowań gospodarczych, starał się poznać ich opinję, zrozum ieć ich stanowisko. Sw ej roli nie ukryw ał nigdy, działał otwarcie i bawiąc zagranicą w ystępował jako publicysta.W okresie rokow ań handlow ych polsko-niem ieckich pisał bardzo wiele do prasy niemieckiej. Miał — rzecz zrozum iała — otwarte łam y niem ieckiej prasy socjalistycznej, nie ograniczał się jednak tylko do tego odłam u prasy.

Pisywał w pow ażnych m iesięcznikach (N ord und Siid), ogłaszał arty­

ku ły w sprawie stosunków gospodarczych polsko-niem ieckich w cen­

trow ej „Germanji".

T alenty jego ułatwiały Mu podjęcie się m isji natury bardzo deli­

katnej. św iadczą o tem rozm o w y prow adzone z m inistrem spraw za­

granicznych R zeszy N iem ieckiej, Gustawem Stresem annem . Praw dopo­

dobieństwo wejścia Niem iec do Ligi Narodów (w rzesień 1926) i uzy­

skanie przez nich m iejsca w Radzie Ligi Narodów, stwarzało dla Polski zupełnie nową sytuację. Rzeczpospolita domagała się rów nież miejsca w Radzie Ligi. W ytw orzyła się konieczność bezpośrednich rokow ań w tej sprawie, jednak nie za pośrednictw em pełnom ocników oficjalnych. Misji tej podjął się Diamand. Pani Antonina Valentin opisuje w sw ej biograf ji S trese m a n n a 1) spotkanie Diamanda ze Stresem annem w sposób na­

stępujący: „Owej późnej jesieni 1926 pojechał On (D iam and) do Wil- dungen, by odwiedzić Stresem anna. Nie był On znanym typem delegata o niedostępnych m anjerach, któ ry operuje niedostępnem i paragrafami.

Nie wygłosił także wobec Stresem anna długiej prelekcji z dziedziny historji polskiej, by uzasadnić w ten sposób żądania dnia dzisiejszego — siedział naprzeciw niego, pochylony nieco niedbale, z w iecznym papie­

rosem w ustach, pod wąsem jasnym i obwisłym . Jego przenikliw e, jasne oczy i twarz poorana zm arszczkam i dawały obraz człowieka poszu­

kującego. Nie był to w zrok delegata, któ ry przynosi gotowe rozwiązanie.

Po tej rozm ow ie bezpośredniej dw óch ludzi, szybko znaleziono drogę wyjścia, która zadowoliła oba kraje. Biurokracja genewska załatwiła sprawy m niejszej wagi — we wrześniu 1926 delegacja niem iecka mogła przyjechać do G enewy“. D iamand i w tej dziedzinie, obcej m u przecież, ujaw nił swe talenty.

Oto obraz działalności publicznej Diamanda. Olbrzymia pracowi­

tość, umiłowanie warsztatu pracy, troska o los klasy robotniczej i dobro Rzeczypospolitej sprawiła, że H erm an Diamand był jed n ym z naj­

lepszych i najznakom itszych działaczów w obozie socjalistycznym .

* *

*) Stresem ann, Vom W erden einer Staatsiclee. Berlin 1930. Str. 202 i nast.

y

(20)

Książka niniejsza obejm uje w szystkie nieom al przemówienia Dia­

manda, wygłoszone w Sejm ie od r. 1919 do 1930. Opuszczono tylko przem ów ienia w sprawach form alnych i regulam inow ych oraz kilka większych w dyskusji szczegółowej. Umieszczenie ich w tem wydaw­

nictwie wymagałoby kom entarza zb yt obszernego.

Przem ówienia w ydrukow ano w całości bez ja kichkolw iek skrótów lub popraw ek. Zapewne, D iamand nieraz pom ylił się w ocenie sytuacji, zapewne inaczej ją później oceniał. Jednak te (bardzo nieliczne zresztą) szczegóły nie zm ieniają obrazu Jego działalności.

W ydaw ca ograniczył się jedynie do opracowania kom entarza w fo r­

m ie luźnych „uwag“, ułatwiających orjentację. P rojekty w iększej wagi, w sprawie któ rych Diam and przemawiał, zostały um ieszczone w „uwa- gach“ bądź w całości bądź ich najw ażniejsze przepisy.

Przem ów ienia uzupełniono bardzo nieznacznem i szczegółami (na­

zwiska, artykuły ustaw i t. d.), celem łatwiejszego ich rozumienia.

„Uwagi“ opracowane zostały z myślą, iż m ają one być kom entarzem , ułatwiającym czytanie przem ów ień Diamanda, bez ja kich ko lw iek ten- dencyj polem icznych lub chęci napisania historji życia politycznego i gospodarczego R zeczypospolitej.

W książce przyjęto w zasadzie podział chronologiczny, w yjąw szy dwa w ypadki (sprawa gazociągów i niektóre przem ów ienia w sprawie em isyj m arek). Przem ów ienia w tych sprawach zgrupowano w odręb­

nych rozdziałach, celem łatw iejszej orjentacji.

Fragm entaryczność „uwag“ poprzedzających przem ów ienia, narzuciła ich specyficzny układ. Zaznaczono go, drukując „uwagi“ te k u r s y w ą . Ustępy w ydrukow ane p e t i t e m są w yjątkam i w niosków złożonych lub om aw ianych przez Diamanda lub kom entarzem wydawcy.

A lf r e d K rie g er.

(21)

R O K 1919.

U/ spraw ie sp rz e d a ży drzew a na odb u d o w ę kraju.

D iamand przem aw iał po raz pierw szy w Sejm ie U staw o daw czym na posiedzeniu 9-tem w dniu 28 łutego 1919 r.

Przedm iotem obrad było sprawozdanie Kom isji O dbudowy Kraju w sprawie w niosku posła W itosa i tow. „w sprawie odbudowy zniszczo­

n ych wojna wsi i m iasteczek oraz wydania drzewa budulcowego do budow y zniszczonych gospodarstw na rachunek Skarbu P a ń stw a ‘ (D ru k Nr. 71).

Kom isja złożyła Sejm ow i p ro jekt ustawy oraz cztery rezolucje.

W jed n ym w niosku wezwano Rząd, aby „w celu doraźnej pom ocy udzielił zniszczonej wojną ludności natychm iastow ych środków do odbudowy gospodarstw na całym obszarze Polski tak z lasów państw ow ych ja k i z pryw atnych, drzewa budulcowego na rachunek Skarbu Państwa“.

W iększość kom isji, przyjm u jąc ten wniosek, dodała słowa „albo na wa­

runkach szczególnie u l g o w y c h N a plenum poprawka ta wywołała o k r z y k posła W itosa „do kubanów najprostsza droga“. W im ieniu „Polsk.

Stron. Ludow ego“ zaproponow ał poseł B ryl popraw kę, w m yśl któ rej

„drobni rolnicy i drobni posiadacze m iejscy otrzym yw aliby drzewo na rachunek Skarbu Państw a“ na cele odbudow y zniszczonych dom ów i go­

spodarstw wiejskich, zaś „na inne cele po cenach ustanowionych przez R ząd“.

P opraw ka posła Bryla została przyjęta, rów nież i poprawka posła W itosa („Ustawa niniejsza przestaje obowiązywać skoro zostanie w y­

dana ogólna ustawa o odbudowie kra ju “). Przyjęto rów nież popraw kę posła W ł. Grabskiego, by w m iejsce słów: „na w arunkach szczególnie ulgowych“ wstawić słowa „do w ysokości stw ierdzonej szkody w ojennej“.

Ustawa została ogłoszona w D zienniku Praw Państwa Polskiego Nr. 20 z dnia 5 m arca 1919, poz. 229.

W ysoka Izbo!

Rozprawia, jaka się tutaj teraz toczy, nie m a cech dyskusji rzeczo­

wej i pozwólcie Panowie, że zrobię tę uwagę: zbyt nam iętnie jest p ro ­ wadzona. W spraw ach gospodarczych należy zachować zupełny spokój

(22)

i trzeźwość. (Głosy: W e wszystkich spraw ach!) Nie pomoże tu gwał­

towność ani nam iętność, albowiem w interesie całego społeczeństwa leży rzeczowe rozstrzygnięcie kwestji. Obydwaj referenci naprowadzili szereg nader trafnych argumentów. Pow iada referen t większości (ks.

poseł Starkiew icz), że lud Królestw a w trudnych w arunkach, w jakich żył, zdobył sobie tężyznę właśnie z pow odu b raku ułatwień. Cnota to bardzo cenna i należałoby ją podtrzym ać. Z drugiej strony pan referen t mniejszości (poseł B ryl) powiada, że ludziom, którym tężyzna nie wy­

starczy, koniecznie trzeba przyjść z pom ocą, aby przetrw ali przesilenie.

Każdy z nas musi przyznać, że jeden i drugi referen t mieli zupełną słuszność, ale nasze postanow ienia zależą mietyiko od naszej dobrej woli, lecz i od naszego serca i rozum u. Musimy postąpić tak, aby w danych w arunkach móc uchwałę w prowadzić w życie z pożytkiem dla .społe­

czeństwa. I dlatego zdaje m i się, krzyw dę czyni się jednem u i drugiem u referentow i, jeżeli się wywołuje wrażenie, jakoby tendencje jego nie były zupełnie czyste. Taka m etoda u tru d n ia nam należyte rozstrzygnięcia.

Powiedział referen t główny na wstępie swego spraw ozdania, że praw ie jednom yślnie przyjęto zasadniczą tezę wniosku, ażeby odbu­

dowa wsi i miasteczek odbyw ała się na rachu nek Skarbu Państw a. Niech się pan referent nie gniewa, ale ja sobie takiej uchwały nie przypo­

minam. I stałaby też ona w jaskraw ej sprzeczności z referatem , albo­

wiem w łaśnie punkt sporny w dyskusji jest z tą tezą sprzeczny. Takiej uchwały -nie było. Zasadniczo jest ona zupełnie słuszną i niewątpliwą, ale zachodzi pytanie, jakie są stosunki w Państw ie, jak w yglądają jego finanse i tu pirzedewszysitkiem pow inien m inister skarbu powiedzieć, jak daleko nasza hojność iść może. Jeżeli m am y dać, to dajm y jak najwięcej. (Głos: Chodzi o drzewo nie o pieniądze). Ale proszę P ana kolegi, drzewo nie jest sprzeczne z pojęciem pieniędzy. Może P an rekwi- row ać drzewo z pryw atnych lasów, ale nie bezpłatnie. (Głos: Skonfi­

skować lasy obszarników ). Gdy będziemy mogli konfiskow ać, to kwestja odszkodowania nie spraw i nam trudności, ale ma razie ustawa m a być uchw alona jeszcze w w arunkach dzisiejszych, i dlatego kw estja pie­

niężna nie jest obojętną i pan m inister skarbu pow inien dać w yjaśnienie, jakie jest stanowisko Rządu. (Przeryw ania). Panie kolego, może P an mó­

wić, co P an chcesz, ale to tylko przedłuża sprawę. Mówiłem, że trzeba część drzew a kupić, ale kto m a za to zapłacić? Jeden z reprezentantów Rządu, pan prezydent Urzędu Likwidacyjnego oświadczył, że Rząd całe odszkodowanie pokryje z w łasnych funduszów. Jeżeli to jest praw dą, to przypuszczam, odstąpi od swego referatu i zgodzi się na wniosek mniejszości. Ale pod tym względem, Panow ie, musim y mieć jasność i wiedzieć, jak wygląda Skarb Państw a. W dotychczasowem naszeni

(23)

życiu publicznem przyzwyczailiśmy się drzeć łyko z Rządu, o ile się dało, a n a czerń się to skończy, to nas wcale nie interesow ało. Dziś jesteśmy w in nych w arunkach, dziś gospodarujem y na swojem, a więc odpow ie­

dzialność nasza jest większa i związanie końca z końcem w naszych rachunkach państw ow ych powinno być największą tro sk ą w całej na­

szej gospodarce.

Sprawa, o której teraz mówimy, zawiera jeiszcze in n ą stronę, której w tej ustawie nie rozstrzygamy, mianowicie, co będzie z odbudow ą miast, i gdybyśmy mieli przyjąć taką zasadę, jakiej pan referen t dał w yraz w swoim referacie, to nie omieszkałbym zastrzec tutaj, że n a tej samej zasadzie pow inno się w yrów nać wszystkie szkody, a zatem i miejskie. Ale tego w ciągu 2, 3 dni nie zrobimy. Jeżeli kw estja ma być załatw iona zasadniczo, to Rząd musi i pow inien przedstawić nam w jak najkrótszym czasie dokładny obraz szkód i kwot, potrzebnych na odszkodowanie i nie jedynie kw estja słuszności i sprawiedliwości, ale i kw estja możliwości będzie tu odgrywała rolę. Pan referent m niej­

szości powoływał się na 350 m iljardów , które w Banku Francuskim będą nagrom adzone dla pokrycia szkód wojennych. Atoli kw estja, w jaki sposób bank ów pozyska te 350 m iljardów , jest jeszcze otw arta. Gdy kolega w nioskodaw ca mówił, że zapłaci to Austrja, m row ie mnie prze­

szło, bo wiem, że dotychczas byliśmy w tam tam gospodarstwie, i jeżeli Auistrja ma zapłacić, to ja nie wiem, ile n a nas wypadnie. (Głos: Pan m a dosyć). Ja nic nie dostanę, gdyż nie jestem przedsiębiorcą budo­

wlanym. (Głos: Powiedziałem nie, że P an dostanie, lecz że P an ma dosyć). Gdybym miał m ajątek powiększyć, starałbym się to uczynić innem i m etodam i, a mie terni, którem i teraz ludzie m ajątki robią. (Glosy:

Słusznie). To P anie pośle Bryl proszę przyjąć cło wiadomości.

Otóż spraw a tego banku nie jest tak jasną, żeby on mógł być pod­

stawą naszych gospodarczych uchwał. Zresztą wcale mi się nie wydaje, że gdyby kto z obywateli odbudow ał się z w łasnych środków, pretensje jego do tego funduszu byłyby mniejsze niż pretensje Państw a, bo P ań­

stwo Polskie, w ystaw iając rachunek ogólny co do odszkodowań, pomieści w nim również wszystkie pokryte już przez poszczególnych obywateli kwoty. To więc co uchwalilibyśm y w spraw ie odszkodowań, nie będzie stracone i wcale nie przesądza naszych praw do umieszczenia tych strat w ogólnym rachunku. Kwestję pow stania banku odszkodowań z fun­

duszem 350 m iljardów pom ijam , bo nie chcę ani jednego słowa mówić, któreby mogło wywołać cień zobowiązania z naszej strony.

Powiedział pan referen t mniejszości, że ustawa ta nie jest dobrze ułożona. J a zupełnie podzielam zdanie pana referenta, a jednak wyszła ona cała z pod jego pióra, z w yjątkiem jednego zdania, k tó re zapro-

(24)

ponowa! zastępca m inistra skarbu. Przyznaję, że m a ona znaczne braki, ale zaraz powiem P anom dlaczego. Ustawy takiej w kilku godzinach zrobić nie można. Myśmy się starali popraw ić ją na posiedzeniu, ale okazało się, że niektórych określeń nie można dać tak naprędce. P a­

nowie wnioskodaw cy ziupełnie słusznie żądali, ażeby ustaw a była go­

towa do 1 -go, żądali z tego względu, że w yrąb lasów musi się rozpocząć natychm iast, a spóźnienie w yrębu uniemożliwiłoby całą akcję. Więic woleliśmy się zgodzić n a niedostateczne dzieło ustawodawcze, niż że­

byśmy mieli w strzym ać całą akcję. Już określenie „drobni rolnicy" oraz

„drobni posiadacze miejscy" jest niedokładne. Jeżeli P an kolega obawia się, że urzędnicy będą wymagali d anin z pow odu braku określenia, kom u dać ulgę a kom u bezpłatnie, to i mnie się w ydaje, że ta sposobność do łupienia skóry okaże się także przy określeniu „drobny rodnik". Go znaczy „drobny rolnik", „drobny mieszczanin"? My w Galicji mamy pojęcie potoczne nienaukow e drobnej własności w przeciw stawieniu do wielkiej własności, do obszarników, ale specjalna organizacja Galicji daje tem u pojęciu bliżej określoną treść, dla Królestwa to nie wy­

starcza. Żaden z nas jednak w kom isji nie mógł naprędce dać okre­

ślenia innego. Również określenie „na w aru n k ach szczególnie ulgowych"

nie wystarcza, bo nie pow iada, kogo się tyczą te ulgowe w arunki, a kto ma dostać bezpłatnie. Gdybyśmy chcieli to ująć ustawodawczo, to zdaje mi się tego w tak krótkim czasie uczynić nie m ożna było. Na to trzebaby więcej czasu, ale zgodziliśmy się na to, że pow inno wyjść rozporzą­

dzenie wykonawcze, które zaw ierać będzie bliższe postanow ienia wy­

jaśniające.

Zdaje mi się tedy potrzebnem , by Rząd najpierw oświadczył się co do tego, czy i jak w edług jego zdania spraw a ta da się finansowo roz­

wiązać, bo jeżeli on powie, że da się rozw iązać w całej pełni, to bę­

dziemy głosować za tem, żeby w szyscy dostali drzewo darm o, jeżeli zaś wykaże n am jakieś trudności, to od wielkości tych trudności będzie zależała nasza decyzja. Ale prócz tego Rząd musi jeszcze dziś powiedzieć, kogo uważa za drobnego rolnika, a kogo za właściciela drobnej w ła­

sności miejskiej, bo jeżeli tego określenia nie będzie — a oświadczenie Rządu musi być obowiązujące — to nie będzie można głosować za sty­

lizacją większości. Rząd musi powiedzieć jasno i niedwuznacznie, kom u da darm o, a kogo tyczą się ulgi. Żądam tego nie jakobym mniemał, iż dzięki ternu nie będzie już kubaniarstw a, — bo wiem, że jasność ustawy wcale nie jest środkiem do usunięcia przekupstw a i że stwo­

rzenie stanu urzędniczego bez zarzutu wymaga długiej i systematycznej pracy, — ale ponieważ potrzeba, żeby uiczciwy urzędnik i uczciwy obywatel wiedział jak ustaw a decyduje. Jeżeli m inister da oświadczenie,

(25)

że każdy potrzebujący, każdy kto nie ma dostatecznych zasobów do opłacenia odbudowy z w łasnej kieszeni, nie ukrócając swojego niezbęd­

nego kapitału obrotowego, to znaczy kto nie może swobodnie pokryć kosztów z w łasnej kieszeni, pow inien dostać m aterjał bezpłatnie, to gotowiśmy pójść Rządowi na rękę i ułatw ić m u jego finansow e poło­

żenie. Ta uchw ała nie jest wcale zależna od stosunku naszego do Rządu.

Finanse Państw a nie są finansam i m inistrów , lecz naszem i finansam i, i ułatw ienie finansowego gospodarstw a Rządu jest ułatw ieniem życia finansowego całego społeczeństwa. 0 ile się będzie rozchodziło o rze­

czowe rozstrzygnięcia, będziemy się w tej Izbie kierow ali jedynie inte­

resem społeczeństwa, interesem Państw a i narodu, a obrachunki z Rzą­

dem odroczym y do takich pozycyj, gdzie społeczeństwo ze względu na naszą opozycję szkody nie poniesie, a Rząd będzie zniewolony wyciągnąć konsekwencje.

W spraw ie trzeciej zm ian y robotników w kopalniach Zagłębia Dąbrowskiego.

Posłowie: Arciszew ski, Gęborek i P użak złożyli S ejm ow i w niosek nagły (D ruk Nr. 67) w zyw ający Rząd „do natychmiastowego wprowa­

dzenia trzeciej zm iany robotników w kopalniach Zagłębia Dąbrow­

skiego. S zybkie załatwienie tej spraw y leży w interesie odbudow y prze­

m ysłu, zaopatrzenia ludności w węgiel oraz zm niejszenia zatrważającego bezrobocia“. Diamand przem aw iał w tej sprawie jako m ówca gene­

ralny. D yskusja była bardzo ożywiona. Brali w niej udział: Minister przem ysłu i handlu Ilącia oraz w icem inister kom u n ika cji Eberhardt.

Pierw szy stwierdził, że „tendencja tego w niosku jest nam nader sym - patyczna“ albowiem „winniśm y się starać o to, aby zm niejszyć liczbę b e z r o b o tn y c h je d n a k „droga wskazana przez posła Arciszewskiego m oże niezupełnie odpowiada celowi“. M inister ko m u n ika cji podkreślał, że główną przeszkodą w rozw oju produkcji węgla jest brak wagonów i z tego powodu „zabiegi M inisterstwa usilnie skierow ane są w tym kierunku, ażeby zdobyć z pom ocą ententy materjał, niektóre m aszyny do p rzy­

śpieszenia napraw (taboru kolejow ego)“.

Na te przem ów ienia odpowiedział Diamand na posiedzeniu 5 w dniu 5 m arca 1919 r. z ferw orem dobrze znanym . W pierw szem jego prze­

m ów ieniu czuć jeszcze ja kby jakieś onieśmielenie. P ow odem tego było zapewne now e środow isko, wśród którego przemawiał. Natomiast prze­

m ówienie drugie świadczy o zupełnem ju ż opanowaniu. W yśm iew ając

„fachowość“ rządu Paderewskiego, w przeciwieństwie do często w ów ­

!

(26)

czas zarzucanej Rządow i ludow em u „niefachowości", wola wśród prote­

stów: „nie prow okujcie m n ie“ z ironiczną uwagą, iż to jest jego „skromna rada“.

W ysoki Sejmie!

Panow ie m inistrow ie obudzili m oje serdeczne współczucie swą bez­

silnością i bezradnością. Rząd wobec każdej kwestji stoi, jak wobec dy­

lematu. Każda kw estja w ydaje się Rządowi kołem błędnem i skoro się tylko nasunie, widzi się pp. m inistrów , załam ujących ręce: jak wyjść z tej sytuacji, co zrobić w tem rozpaczliwem położeniu, jesteśmy bez wyjścia! Proszę Panów , tak źle nie jest. Ja żałuję bardzo, że za rządów pana Moraczewskiego nie było Sejmu, bo chciałbym słyszeć wówczas ataki znakom itych szerm ierzy praw ej strony tego Sejmu n a Rząd Moraczew­

skiego wobec takich oświadczeń Rządu, jak dzisiejsze. Chciałbym wi­

dzieć, jakby ówcześni m inistrow ie wyglądali w prasie po takiej dyskusji, jaką dzisiaj tu przeprow adzono.

Panowie! tak się nie rządzi. Rząd musi wiedzieć, czego chce i jak się co robi. To jest rzeczą Rządu i kto tego nie wie, ten nie może rządzić.

(N a lewicy potakiwania). My nie możemy stać stale wobec opinji, wobec wrażenia, że jest chaos, że jest bezdenna anarchja, że wszysitko jest stra­

cone. Nie możemy być świadkam i wiecznego płaczu. My żądam y od Rządu, ażeby wskazał drogę, któ rą należy iść, ażeby spraw y Państw a za­

łatwić. Proszę Panów , tu przecież nie chodzi o nierozw iązalne proble­

maty. Przeciwnie, sytuacja jest dość korzystna.

Ja uważam ją za pomyślną.

Pierw szą kw estja w załatw ieniu spraw y bezrobocia, we wznowieniu przem ysłu, w odbudowie przem ysłu, jest kw estja węgla i cały świat dzisiaj stoi w obec kwestji: czy jest węgiel, czy niem a węgla? I dzisiaj słyszeliśmy z ust pan a m inistra bardzo pom yślną odpowiedź, któ rą pow i­

nien ogłosić z trium fem : Polska m a n adm iar węgla, jesteśmy dzisiaj pod tym względem najlepiej położeniem państw em w Europie. Ale ja tego trium fu w mowie pana m inistra nie mogłem się dopatrzeć, Pp. mi­

nistrow ie są w przykrem położeniu, bo nie mogą tego węgla wywieźć, a ja pytam się, czy to jest od dzisiaj, czy, gdy Panow ie objęli rządy, ta kw estja nie była otw artą? I bardzo byłbym ciekaw spraw ozdania, co Rząd zrobił, ażeby dziś była dostateczna ilość parow ozów i wagonów.

Pan m inister powiedział, że dzisiaj czy wczoraj mówił z misją angielską o item, że b rak nam wagonów. Ja to uczyniłem wobec tej misji w zeszłym tygodniu, a Panowie, którzy macie reprezentację w Paryżu (K om itet narodow y) n a miejscu, mogliście to już daAvno załaitwić i dzisiaj mieć

(27)

już o debrane od Niemców wagony i lokomotywy w kraju. (W rzaw a na prawicy, przeryw ania).

W łaśnie z tej strony, z której mi przeryw ają, były wieczne krzyki, że M oraczewski nie m a drogi do Paryża. (Głosy na prawicy: Nie chciał mieć). Nie, nie chciał, przecież były usiłowania, ale Panow ie tę drogę zaparliście. P an M oraczewski się usunął i droga naoścież otw arta, a pano­

wie m inistrow ie nie chcą udaw ać się do Paryża. Nie w spom inajm y więc Moraczewskiego, bo niefachowy Rząd Moraczewskiego ani o włos nie był m niej fachowym, niż Rząd pana Paderewskiego. (Na lewicy brawa).

Proszę Panów , jeśli chcecie, aby o tem nie mówić, to przyjm ijcie skrom ną radę: nie prow okujcie mnie. — Rząd obowiązków swych nie wypełnił, nie postarał się o parowozy, o wagony i o ile o ten m om ent chodzi, to istotnie z winy Rządu nie m am y wagonów. Ale nietylko jest b rak wagonów, jest nieodpow iednia mainipulacja temi wagonami. W agony zbyt długo stoją na stacjach. Stacje często są zapchane. Nie m ożna w a­

gonów wydostać. 0 ile idą tow ary do K rólestwa, nie można się po tygodniu doczekać zw rotu wagonów. Kolej jest instrum entem bardzo czułym i wymaga wielkiego porządku i wielkiej świadomości w kie­

rownictwie, a m am wrażenie, że tej świadomości, tej celowości w tern kierow nictw ie niema. Proszę Panów , mówili koledzy z Królestwa o w a­

run kach tutejszych, że wagony m ożnaby tu napraw iać i sporządzać i że kw estja napraw y parow ozów nie jest w K rólestwie nierozw iązalna. To jest ciężki zarzut, jeśli Rząd dotychczas tego nie uczynił.

Rząd pow iada, że są pewne przeszkody, trudności, których nie można pokonać. Ale ja Panom dam przykład jaskraw y, jak Rząd trudności te opanowuje. Mamy w Galicji fabrykę wagonów, która pracuje. F abryka ta sporządziła jeszcze na zamówieniie A ustrji szereg wagonów. (Głos na lewicy: Blisko 90 wagonów). Rząd pana Paderew skiego — nazywam go tak nie dlatego, jakoby to była wiina pana prezydenta ministrów, ale chcę określić jego Rząd. — Rząd p ana Paderew skiego nie chce tych wa­

gonów odebrać. Dlaczego? Dostaliśm y telegram od robotników, że fabrykę siię zamyka, że gotowe wagony są i czekają n a odbiór, a ten odbiór nie następuje i nowych zam ówień niema. W ahałbym się po­

wiedzieć, nie znając dobrze stosunków, po czyjej stronie jest racja: po stronie kolegów z Zagłębia, czy po stronie Rządu. Ale m ając w iadom ości o tem , co się stało w Sanoku, ani chwili nde wątpię, że gdyby był Rząd chciał, to nasza sytuacja zupełnieby inaczej wyglądała. Na telegram, k tó ry nadszedł z Sanoka, udał się kolega, poseł tam tejszy, Misiołek do m inistra kolei. Minister kolei powiedział, że nie ma pieniędzy. Udał się więc do m inistra — zdaje mi się — handlu i tam także dostał odpo­

wiedź niezdecydowaną. Zdaje mi się, że pod wpływem dzisiejszej dy-

(28)

skusiji, p o d wpływem interw encji kiodegi Misiołka znajdą siię pieniądze i now e zam ówienia dla tej fabryki.

Minister Hącia: Już załatwione.

Poseł Diamand: Przyjm ujem y z podziękowaniem oświadczenie pana m inistra, ale o ile chodzi o ilustrację, w jak i sposób się u n as rządzi — to nie jest decydujące. W obec takiego b rak u wagonów i tego strasznego położe­

nia, obojętność Rządu dla fabryki wagonów i jej produkow ania była tak wielka, że groziła zam knięciem jedynej fabryki wagonów. To isą stosunki nieznośne. Jeśli będą tak nam i rządzili, to idziemy w otchłań, bo sy­

tuacja jest straszna. W Galicji przy ograniczeniu wszelkich możności komsumcyjnych, b rak jest także konsum cji kolejow ej, a w skutek ogra­

niczenia konisumcji pryw atnej zredukow aliśm y konsum cję przem ysłu galicyjskiego z 4000 wagonów n a 600, ponieważ w Galicji niem a węgla.

Ale pirotszę Panów , toż my w ten sposób nie odbudujem y przem ysłu, podetniem y tylko arte rje tego przem ysłu, k tó ry dziś jeszcze żyje i p ra­

cować może i w sztuczny sposób pow iększam y bezrobocie w kraju.

A jeżeli jest jak a kw estja ważna, pierw szorzędna, k tó ra jest zadaniem Rządu, od której usunąć się nie może, to jest nią w łaśnie kw estja bez­

robocia, a zatem także kw estja węglowa.

Panowie! Koleje w Galicji rekwiirują węgiel, przeznaczony dla fabryk. Z rafin erji nafty dochodzą nas codziennie wiadomości, że z po­

w odu h rak u węgla w strzym uje się ruch. I znowuż szereg bezrobotnych i znowu b rak rozm aitych produktów do życia, dla handlu i przem ysłu potrzebnych!

Jeżeli jest błędne koło, to tem błędnem kołem, z którego niem a wyjścia, jest nasz Rząd. Tam jedna niem ożność rozw iązania kwestji podaje drugiej niemożności rękę, tak, że pod tym względem to koło błędne jest ściśle związane. Nie mówcie mi, Panow ie, że .niema pie­

niędzy, albowiem Czesi dali nam przykład budzenia gorącego p atrio­

tyzm u u ludności, dali nam przykład, jak m ożna zachęcić n aród do ogromnej, potężnej subskrypcji n a pożyczkę państwową. (Głos: Oni kłamią). Oni tym razem nie kłam ali, tylko mieli rozum, żeby to zrobić, a my pow inniśm y mieć ten rozum , żeby to naśladować. Oni przy stem­

plowaniu pieniędzy, zabrali połowę gotówki na pożyczkę. (Głos: Oni kłamali). To nie jest kłam stwo, Panie kolego!

Proszę Panów, jeżeli kto nie żywił zaufania do Czechów, to właśnie ja nim byłem, i nie chcę być obrońcą ich praw dom ów ności. Ale nie o to ch o d zi Ja liczę, że pan m inister zastosuje ten środek i w to -nie wątpię. Jeżeli ten środek zastosujemy, będziemy m ieli w kasie gotówkę według moich obliczeń około 4 m iljardów. (Głosy na lewicy: Brawo,

w reszcie jest droga).

(29)

Tak, pieniądze będą, ale one same nam nie pomogą. My prędko się ich pozbędziem y i przyjdą nowe trudności, jeżeli nie będziemy mieli planow ej gospodarki, jeżeli nie wytężymy wszelkich sił, ażeby uruchom ić przem ysł, ażeby zaprow adzić w gospodarce naszej porządek.

Ciągle pow ołujem y -się ma to, że w świecie jesit anarchja. W znacznej części jest to praw da. Ale Rząd nie jest na to, żeby an arch ję powiększać, aby staw ać się ofiarą zamieszania, lecz powołany jest do tego, ażeby zapanować, a co najm niej usiłować zapanować nad tą anarchja. Ja u Rządu polskiego nie widzę ani tych usiłowań, ani tej energji, ani tej niezłom nej woli, ani świadomych chęci, potrzebnych dla opanow ania

anarchji.

Z tej małej pozornie kw estji rozw inął się przed nam i cały proble­

m at naszego położenia. Ja, proszę Panów , uważam, że nie należy czekać na rozwiązanie w szystkich spraw — może ja źle zrozum iałem pana m inistra przem ysłu i h andlu — ażeby nie czekać na rozwiązanie całej kw estji węglowej, tylko rozpocząć ograniczanie anarch ji w kraju. Stan, że mamy dziesiątki tysięcy górników , a nie m am y dla nich roboty — jest stanem anarchji. P orządek wymaga, aby robotnicy do tych kopalń dostali przystęp. Jeżeli wniosek uchwalim y, to rozpoczniem y walkę z an archją gospodarczą, k tó ra u nas panuje. (Potakiwania). Jeżeli będzie węgiel, — a węgiel jest, — to Rząd pow inien wytężyć wszystkie siły, ażeby dostać wagonów i parow ozów i przeprow adzić transporty. Być może, że to się nie uda zupełnie nienagannie, ale ja widzę b rak naw et poważ­

nych usiłowań i starań po temu.

Jeżeli opanujem y drugą kwestję, kw estję wagonów, będziemy mieli rozwiązanie najważniejszych trudności. Będziemy mieli węgiel i bę­

dziemy mogli dostarczać go tam , gdzie jest tego potrzeba i w tedy bę­

dziemy mogli powiedzieć o sobie, że my nie jękiem, nie płaczem, nie skargam i, nie m alow aniem groizy, ale czynem rozpoczęliśm y zapro­

wadzanie porządku w Państw ie Polskiem .

Dlatego, proszę Panów , jestem przeciw ny odsyłaniu tego w niosku do komisji. (Proponow ał m inister przem ysłu i handlu Hącia). W niosek ten jest przedyskutow any, jest jasny, kom isja nic w nim zm ienić nie może.

Proszę więc Panów przyjąć ten w niosek m anifestacyjnie i w skazać Mi­

nisterstw u kierunek, w jakim ono działać powinno. To będzie ze strony Sejmu m anifestacja — to żądanie energicznego, stanowczego postępo­

w ania Rządu.

D yskusja nad tym w nioskiem zakończyła się odesłaniem go do Kom isji Przem ysłowo-H andłowej.

Przemówienia w Sejm ie 2

(30)

W spraw ie gazociągów , służących do przep ro w a d za n ia g a zó w ziem n ych .

Spraw y przem yśla naftowego interesowały zawsze Diamanda. Było to rzeczą zupełnie zrozumiałą. U rodzony i w ychow any w Galicji W schod­

niej, interesując się zawsze zagadnieniami natury gospodarczej, nie mógł pom inąć przem ysłu naftowego, jedynej gałęzi produkcji w ielkokapi­

talistycznej w tej części kraju. W tem przem ów ieniu sam powiada o sobie: „zajmuję się tą sprawą dość dawno... Niestety nie byłem człon­

kiem Sejm u galicyjskiego, wrota jego były dla m nie zam knięte, a żało­

wałem b a r d z o .R e a k c y jn a ordynacja wyborcza do Sejm u galicyjskiego (oparta na jaw ności i pośredniości w yborów i podzieleniu wyborców na cztery ,,kurje“), brak naw et ku rji p o w szech n ej1) rzeczywiście „za­

m knęła m u w rota“ do Sejm u. Nic więc dziwnego, że D iam and porusza spraw y naftow e w Sejm ie U stawodawczym i składa 5 marca 1919 wnio­

sek nagły następującej treści (D ruk Nr. 88):

USTAWA

o wyłącznem upraw nieniu Państw a do zakładania rurociągów , służących do prze­

prow adzania gazów ziemnych.

§ 1.

P raw o zakładania rurociągów , służących do przeprow adzenia gazów ziem­

nych z m iejsca produkcji do miejsc użycia, służy wyłącznie Państw u.

§ 2.

W wypadkach, w których Rząd uważa, że w w łasnym zarządzie rurociągów urządzać lub założonemi zarządzać nie może, wolno Rządowi praw o to odstąpić zrzeszeniom lub osobom pryw atnym n a czias ograniczony. P rzy rów nie dla P a ń ­ stwa korzystnych w arunkach m a producent gazu ziemnego pierwszeństwo wobec innych, o pozwolenie zakładania rurociągów gazowych ubiegających się o só b 2).

§ 3.

Udzielając pozwolenia zakładania rurociągów gazowych Rząd oznaczy sieć r u ­ rociągu, k tó rą przedsiębiorca w publicznym interesie wykonać ma obowiązek, term in do którego rurociąg ma być wykończony, oznaczy cenę gazu w m iejscach użycia, zastrzeże sobie praw o każdoczesnego w ykupu rurociągów w raz zw iązanem i z niemi instalacjam i po cenie szacunkowej, nieuwziględniającej intratności przedsiębior­

stwa.

1) Zmieniona w r. 1914 ustaw a z „k u rją powszechną" nie weszła w życie z po­

wodu wybuchu wojny.

2) Ustęp ostatni tego zdania niezrozumiały, zapewne z powodu omyłki druku.

(31)

W zasadzie praw o zakładania rurociągów gazowych nie może być przeno­

szone na osobę trzecią. W w ypadkach, w których taka tranzakejia ze w zględu na interes publiczny okaże się konieczną, rząd zasięgnie zgody Sejmu.

Na posiedzeniu 13 w dniu 11 marca 1919 r., wygłosił Diamand w lej sprawie przem ówienie następujące:

W y iso ik a I z b o !

Sprawa, w której ośmieliłem się postawić swój w niosek zajm uje już oddawna umysły całego kraju. Kwestja, o której wniosek mój mówi, jest częścią wielkiej kwestji, jak kraj będzie się odnosił do produkcji minerałów bitumicznych, a raczej do wyzyskania m inerałów bitu­

micznych.

W iadomo jest powszechnie, że ziemia zawieira wiele minerałów, które zaw ierają naftę i podobne do niej produkty, gazy, i t. d. Podczas gdy wszelka produkcja m inerałów w ziemi jest ochraniana, a raczej objęta przez ustawy górnicze, m inerały bitum iczne objęte nią nie są.

Stąd wyłonił siię stosunek zupełnie odrębny i jak p rak ty k a wykazała, niekorzystny tak dla całego społeczeństwa, jaik dla całego przemysłu.

Zajmuję się tą spraw ą dość dawno, i w parlam encie austrjackim po­

stawiłem wnioski dążące do tego, ażeby wpływ społeczeństwa przez Państwo na m inerały bitumiczne powiększyć i uczynić decydującym.

Niestety, nie byłem członkiem Sejmu galicyjskiego, w rota jego były dla innie zamknięte, a żałowałem bardzo, albowiem ustaw odaw stw o tyczące się minerałów bitumicznych należało do Sejmu, w skutek czego usta­

wodawstwa w tym kierunku praw ieśm y nie mieli. Ale m oją żywą agitację podjęli W ęgrzy i oni m ają ustawę, któ ra poddaje wszystkie m inerały bitumiczne pod decydujący wpływ państwa. Tam nikt poszukiwać tych m inerałów i wydobywać nie może o ile państw o na to się nie zgodzi.

Dzisiaj W ęgrzy są drugiem państw em na świecie, produkującem gazy ziemne. Gaz ten m a znaczenie w świecie bardzo wielkie. W Ameryce wydobywają ogromne ilości i według pew nych d at podanych mi, prze­

szło 5 mil jonów ludzi w Ameryce pali i oświetla gazem ziemnym. W oko­

licach, gdzie gaz ziemny jest i dokąd go można ruram i doprowadzić, powstał ogromny przemysł.

To samo może być i u nas, bo i nasze okolice, bogate w ropę naf­

tową, posiadają gazy ziemne. W Borysławiu odzyskano te gazy i zużywa się je na miejscu. Ogromny szereg przedsiębiorstw boirysławskich używa do opału gazu ziemnego. Nie wiadomo jaki los spotka Borysław i jaki będzie jego stosunek do Polski, ale wydaje mi się niewątpliwem, że w zachodniej Galicji nikt inny nie będzie gospodarow ał tylko Państwo

§ 4.

(32)

Polskie. (Poseł D ębski: W Galicji w schodniej tak samo). Ja pow iadam , że nie ulega to żadnej kw estji co do Galicji zachodniej, ale obyś P an był szczęśliwym prorokiem , oby słowa wyszłe z ust Pańskich doszły do tro n u Najwyższego i oby były w ysłuchane. Ale na razie nikt nie kw estjonuje naszego władztwa w okręgach naftow ych Galicji zachod­

niej. Te okręgi są także bogate w gazy. W iadom o Panom , że spekulacja rzuca się n a wszystkie bogactwa świata i w cale nie jest wykluczone, że rzuci się na nasze gazy ziemne. Dziś jeszcze bardzo mało tych gazów ujęto. Stosuje się je w rafin erjach nafty w znacznej części zachodniej Galicji. Ale w krótce będziemy w tem położeniu, że trzeba będzie zade­

cydow ać co do tych gazów, czyje są one i kto m a niem i gospodarow ać, społeczeństwo czy spekulacja? Dlatego w ydaje mi się, że jest potrzebne, ażeby, zanim jeszcze ruch przem ysłowców skierow ał się w tę stronę, Państw o położyło rękę na tym produkcie.

Środki ku tem u są bardzo razm aite. Możnaby uchwalić i przez to zdaje mi się, stw orzyłoby się wielkie dzieło, — że właścicielem wszyst­

kich m inerałów bitum icznych jest Państw o; w ten sposób moglibyśmy unarodow ić m inerały bitumiczne. Dziś już bardzo wiele praw powstało n a tym terenie, dziś już wielkie nadzieje spekulantów związane są z tym przem ysłem i obaw iam się, że natrafilibyśm y na wielkie trudności, mie- tylko ze strony kapitału, ale i ze strony pod względem gospodarczym bardzo radykalnej, naw et ze strony praw ie socjalistycznej. Dlatego wy­

daje mi się lepszą taktyką nie stawiać kw estji tak szeroko, nie decy­

dować zasadniczo, lecz zastrzec sobie wobec gazów praw a, co do których Państw o zgłosiło swoje pretensje bardzo dawno.

Już bow iem bardzo dawno państw o nowoczesne ogłosiło i stosowało zasadę, że transporty, przewóz z m iejsca na miejsce należy do państwa.

Pod tym względem Państw o pow inno się starać o monopol. Nie będę tu mówił o ważności środków przewozowych i jak i one m ają wpływ na całe życie gospodarcze, ale to jest zupełnie jasne, że są one czyn­

nikiem najbardziej decydującym. Dlatego też wszystkie p raw ie państw a koleje upaństwowiły, dlatego starają się mieć wpływ decydujący na żeglugę. Dla gazów środkiem transportow ym są rurociągi. Postąpim y zu­

pełnie konsekw entnie, jeżeli uchwalimy, że Państw o kładzie również rę k ę na ten środek transportow y i powie: nikt nie m a praw a zakładać ru ro ­ ciągów tylko Państw o. Jeżeli ustawę taką uchw alim y, to uniemożliwimy spekulantom opanow anie ujęcia gazów ziemnych, bo kto niem a środków transportow ania tych gazów, nie może być ich panem . Już w p arla­

mencie austrjackim postawiłem wniosek, ażeby taką ustawę uchwalić

(33)

co do tran spo rtu n a fty 1). Te środki transportow e, ten całokształt ru r i pom p, nazywamy po angielsku Paydleinam t. Rząd austrjacki pozornie wszedł na mój tok myśli, zaprow adził system koncesyjny, powstała ogromna spekulacja koncesjami, ale ostatecznego słowa: m onopol pań­

stwowy na rurociągi naftowe, Rząd nie wypowiedział i przez to stracił decydujący wpływ na przem ysł naftowy. Skutki tego były nieobliczalne i bardzo szkodliwe. Mówię o tem dlatego, że to jest odstraszający przy­

kład: droga, k tó rą iść nie powinniśmy.

Jeśli Panow ie zgodzicie się n a m oją propozycję, jeśli uchwalicie monopol państwowy dla tran sp o rtu gazu ziemnego, to nie rozstrzy­

gniemy kwestji jeszcze ostatecznie, ale stworzymy dla siebie przywilej, który nam pozwoli spokojnie rozważać i zadecydować o wszystkich innych sprawach z tym now opow stającym przem ysłem złączonych.

Wiemy, że bardzo tru d no jest, żeby now opowstałe Państw o Polskie, w al­

czące z trudnościam i niebywałemi, odrazu przystąpiło do budow y ru ro ­ ciągów i dlatego zastrzegłem w jednem z postanow ień, że Państw o musi oddać budowę i używanie tych rurociągów przedsiębiorstw om pryw at­

nym, pod w arunkiem , że one nie mogą przechodzić z rą k do rą k i że ten, kto otrzym a koncesję na budow ę rurociągów , nie może nią handlo­

wać, że to może być tylko przedsiębiorca, który rzeczywiście sam chce budować. Następnie zastrzega sobie mój p ro jek t praw o w ykupna na rzecz Państwa, nie po cenach bajecznych, jak to się zwyczajnie dzieje, nie za zwrotem rozw odnionych kapitałów , tylko według rzeczywistej wartości, bez względu na intratność przedsiębiorstw a, tak że gdy przyj­

dzie chwila, kiedy Sejm przyjdzie do przekonania, że jest czas objąć całość tego środka przewozowego, nie będzie wielkich trudności tę rzecz załatwić zupełnie.

Nie mam pretensji, żeby tein p ro jek t był przyjęty w każdeim słowie.

Ja sam mam popraw kę do mego projektu, dlatego proponuję odesłać sprawę do kom isji — wydaje mi się najstosow niejszą Kom isja Przem y­

słowo-Handlowa — z wezwaniem, żeby projekt opracow ała i Sejmowi przedłożyła. Liczę na to, że kom isja załatwi to w ciągu kilku dni i po nie­

długim czasie przedłoży P anom projekt, k tó ry przejdzie w drugiem czytaniu i stanie się ustawą.

Rzecz na pozór drobna, ale znam ienna dla drogi, k tó rą Sejm chce pójść: znaczy ona, że stawiamy interesy państwowe ponad wszystkie inne i że nietylko teoretycznie, lecz i praktycznie będziemy pracow ali w tym kierunku.

') D iam and zło żył ten wniosek w dniu 15 lipca 1908 (Sesja XVIII., ziałacz.

Nr. 1124).

Cytaty

Powiązane dokumenty

Każdy z generałów maksymalizuje liczbę batalionów wojska, które pozostaną w jego posiadaniu, przy czym władanie wyspą jest równe wartości dwóch batalionów.. Jeżeli na końcu

Prawo wybierania do S enatu ma każdy Wyborca do Sejmu, który w dniu ogłoszenia wyborów ukończył lat 30 i w dniu tym zamieszkuje w okręgu wyborczym

zmieniająca dyrektywy Rady 78/660/EWG w sprawie rocznych spra- wozdań finansowych niektórych rodzajów spółek, 83/349/EWG w sprawie skonsolidowanych spra- wozdań

strzeni L na przestrzeń R, będącą dopełnieniem ortogonalnym K, nie jest domknięty. (*) Patrz

Bardzo proszę, żeby test wydrukować, rozwiązać, zeskanować lub zrobić zdjęcie i przesłać (ja go muszę wydrukować). Jak będziecie przesyłać proszę w temacie

tak powstałą część szachownicy można pokryć figurami

Kognitywistyka: Wstęp do matematyki Dowody indukcyjne, 2.10.2017 Zadanie 1.. Proszę udowodnić to twierdzenie w

Podmioty pozostające w relacjach ze spółką chronione są w szczególności przez liczne przepisy innych dziedzin prawa, takie jak prawo umów (kontrahenci), prawo pracy