• Nie Znaleziono Wyników

Dla jrcarywfci*

Dnia 21. września 1925 roku zmarł w

Boguminie-Mieście śp- iK^s. dziekan To- ' masz Dudek, który sobie swoją działal­

nością wśród naszego ludu na Śląsku za­

służył na to, aby mu poświęcić dłuższe wspomnienie. Ubył jeden z wybitnych wodzów ludowych, człowiek, który dla swoich specjalnych cech charkteru w ysu­

wany był na kierownicze stanowiska, na których zdziałał dużo dobrego, niejedno zwycięstwo odniósł, niejedną zdobyczą mógł się pochwalić.

Ks. Tomasz Dudek urodził się dnia 10.

grudnia 1849 roku w Stawiskach pod My­

słowicami na Śląsku Górnym. Ojciec Jan i matka Marja byli rolnikami • w Stawi­

skach. Do szkoły ludowej uczęszczał w Mysłowicach, d,o gimnazjum w Krakowie, a studja teologiczne odbywał we W ro­

cławiu, Wiedniu i Ołomuńcu, gdzie dnia 15. lipca 1875 r. w święto Cyryla i Meto­

dego otrzymał święcenia kapłańskie. Po wyświęceniu pracował jako wikary dwa miesiące w Jabłonkowie, następnie jeden rok w Karwinie, przez trzy ćwierci roku w Utsroniu. w Boguminie przez półtora roku, w końcu w Bielsku przez pięć lat, skąd przez księcia biskupa Roberta Her­

zoga został powołany ha administratora do Cieszyna. Od roku 1884 sprawował f przez ośm i pół roku z rzędu ku ogólnemu zadowoleniu administrację tej wielkiej parafji. Zabrał się żyw,o do pracy, usu­

wając stare nadużycia i nieporządki.

Uwiecznił swoją działalność w Cieszynie odrestaurowaniem kościoła parafjalfiego, zaopatrzeniem go w nowe stylowe .ołta­

rze i sprawieniem artystycznych para­

mentów kościelnych. Od 1. stycznia 1893 był proboszczem w mieście Boguminie.

W roku 1907 został mianowany tytular-

! nym radcą Generalnego W ikarjatu w Cie­

szynie, a w r. 1910 dziekanem. Zostaw­

szy proboszczem w Boguminie, zabrał się podobnie jak w Cieszynie do pracy, od­

nawiając kościół i zaopatrując go we wszystko, czego potrzeba do upiększenia kościoła i do podniesienia świetności na­

bożeństwa.

Jego właściwym żywiołem w pierw­

szym rzędzie był kościół i praca dusz­

pasterska. W szędzie gdzie pracował, za­

prowadzał ład i porządek w kościele, dbając o podniesienie ducha religijnego wśród ludu, o uświetnienie uroczystości kościelnych. W pracy duszpasterskiej pil­

ny i gorliwy, aż do końca • pracowitego życia. Pam iętał, że najważniejszym obo­

wiązkiem księdza katolickiego, treścią jego życia jest służba Boża. Wiedział jednakowoż dokładnie, że działalność księdza nie powinna, się ograniczać tylko do posług kościelnych, i umiał znaleźć czas i ochotę d,o innych prac, w których się mógł choćby pośrednio przysłużyć swemu ludowi. Gdy zachodziła potrzeba miał bronić słusznej sprawy, nawet wo­

bec swoich przewożonych, występował wtedy nieustraszenie, nie zważając na to, czy to w ładzy miłe, czy nie, czy go za jego postępowanie nie spotka nieprzyjem­

ność czy przykrość.

Najdobitniej okazały się te zalety jego charakteru podczas jego pobytu w Cie­

szynie. Tutaj otaczał szczególniejszą opie­

ka i popierał, gdzie było potrzeba prasę katolicką i p.olski ruch oświatowy. Gdy redakcję „Gwiazdki Cieszyńskiej11 objął ówczesny wikary cieszyński ks. Józef Londzin w roku 1890 i zaczął ją pod względem narodowym dosyć żywo pro­

wadzić, chcieli cieszyńscy Niemcy temu przeszkodzić. Niezadowolonymi z pisania ...Gwiazdki" byli i burmistrz dr. Dernel i

70

dr. Haase a nakońcu i ks. biskup wro*

oławski Kopp. Ekspedycja Gwiazdki"

mieściła się od roku 1888 w refektarzu starego probostwa za zgodą ks. Dudka.

Przeciwko temu zaprotestował dr. J. De- mel u ks. biskupa Śniegonia, jako prze­

wodniczącego kościelnego komitetu kon­

kurencyjnego. Ks. biskup Sniegoń doma­

gał się od ks. adm inistratora Dudka, aby

f Ks. Jó z e f Dudek.

on wywar} nacisk na redakcję w myśl życzeń Niemców, albo, aby ekspedycję ..Gwiazdki" przenieść gdzieindziej. Począt­

kowo opar! się temu ks. Dudek tak sta­

nowczo, że na niego dłuższy czas nie na­

legano, później jednak, gdy się przeko­

nano, że ..Gwiazdka" będzie miała więk­

sza swobodę i niezawisłość, przeniesiono jej ekspedycję do domu Dziedzictwa" na Stary Targ, i w ten sposób uniknięto dal­

szych przykrości niemieckich na pewien czas.

Nie trwało to jednak długo. Po wybo- I

rach do sejmu śląskiego, w których nie udało się przeprowadzić trzech posłów polskich, Niemcy, niezadowoleni z istnie­

jącego stanu rzeczy, postanowili żywa i'uch Rolski przytłumić. Solą w oku była dla nich ,-Gwiazdka" i jej redaktor ks.

Londzin. Szukali tylko jakiejś dobrej spo­

sobności, aby przeprowadzić u władzy duchownej przeniesienie niewygodnego im księdza. Z pow.odu rzekomej obrazy cesarza niemieckiego przez ,.Jurę i Jonka"

w „Gwiazdce" zaskarżyli redaktora u ks.

biskupa Koppa Niemcy cieszyńscy, doma­

gając się jego usunięcia. Ks. biskup zade­

kretował, że ks. Londzin pójdzie do Biel­

ska. gdzie wśród Niemców nie będzie miał sposobności zajmować się ruchem

| narodowym. Temu oparł się jedynie ks-]

| Dudek, i umiał swem stanowczem wystą-f

! pieniem skłonić ks. biskupa do cofnięcia]

| swego postanowienia. Ks- Londzin mógł

| pozostać dalej w Cieszynie.

Niespożyte zasługi położył ks. Dudek]

okpło wybudowania i utrzymania d.omu ..Dziedzictwa bł. Jana Sarkandra". Dom]

ten był pomyślany jako ośrodek życia polsko-kato!ickieg,o w Cieszynie. Według]

projektów ks. Dudka zrobiono plany, pod jego nadzorem prowadzono prace budow­

lane, on najwięcej zabiegał około zebra(nia.

potrzebnych funduszów (od ówczesnego biskupa wrocławskiego śp. Ks. Herzoga uzyskał 29.000 zł.). Zaraz po^^wybudowa- niu znalazły w niem p;omieszczenie także i niemieckie stowarzyszenia katolickie. Te się jednak nie poczuwały do płacenia na­

jemnego, pomimo, iż „Dziedzictwo" znaj­

dowało się wówczas w trudnem położeniu finans,owem. Z pretensji tow arzystw nie­

mieckich wyniknęły długotrwałe zatargi, które się ostatecznie oparły o najwyższą władzę duchowną: ks. kardynała Koppa.

gdy je wypowiedziano sądownie i one zaj­

mowane dotąd ł,okale opuścić musiały.

Podczas swego pobytu w Cieszynie w r.

1906 wezwał ks. kardynał Kopp księdza Dudka, jako prezesa „Dziedzictwa". Na tern posłuchaniu wyjaśnił ustnie ks. kar­

dynałowi praw o własności domu, ,odparł niesłuszne zarzuty tow arzystw niemiec­

kich i uzasadnił zarządzenie „Dziedzic­

twa1', jako bezsprzecznego właściciela Zatarg jednak na “tem się nie skońcaył.

Wywiązała się obszerna korespondencja Romiędzy ks. kardynałem a wydziałem Dziedzictwa". W ydział „Dziedzictwa"

konsekwentnie bronił swych słusznych praw i nie ustępował. Przez 3 lata trw ał spór, zakończony ostatecznie listem, w y ­ stosowanym do ks. kardynała, w którym Wydział ..Dziedzictwa" wskutek w yw o­

dów ks. Dudka odmówił ks. karć. Kop- powi prawa dysponowania domem „Dzie­

dzictwa", gdyż „n a t e n d o m k a r d y - fiał n i c n i e d a ł 11.

Zimną krew i równowagę utrzym ał ks.

Dudek d,o 'końca. Gdy podczas plebiscytu

*na probostwo do Bogumina przyszedł jakiś gorąco kąpany bojówkarz czeski i żądał, aby się ,.vystehoval ven“, zapytał się go spokojnie ks- Dudek, czy t,o ma być natychmiast, czy też trochę później, i w ten sposób odprawił gorliwego „dzia­

łacza".

W twardej walce, jaką społeczeństwo polskie na Śląsku na przełomie wieku XX.

staczać musiały, zajmował zm arły ks.

Dudek wybitne stanowisko. Należał długi czas do wydziału „Macierzy szkolnej" i był przez jakiś czas jej wiceprezesem. Od roku 1904, aż do grudnia roku 1918 byl prezesem , Związku śląskich katolików"

Praca polityka jest pracą niewdzięczną o tyle, że owoce jej zbiera nie polityk, ale sprawa, której służy, i że nieraz korzy­

stają ze zdobyczy polityków nawet ci,

którzy im w tej sprawie przeszkadzają.

Ile zasług ma np. „Związek śląskich kato­

lików" dla ruchu narodowego na Śląsku, dla całego społeczeństwa polskiego, bez różnicy przekonań, tego ani historja póź­

niejsza dostatecznie nie wyświetli. Tru­

dno byłoby w niniejszym krótkim szkicu skreślić wszystko, co ks- Dudek jako pre­

zes „Związku śląskich katolików" dla ru­

chu polskiego zdziałał.

Poza pracą polityczną najwięcej zasług położył ks. Dudek około rozwoju „Dzie­

dzictwa bł. Jana Sarkandra" dla ludu pol­

skiego. Wcześnie wstąpił w jego szeregi, został w ybrany do wydziału i piastował, raz wybrany, godność prezesa „Dziedzic­

twa" aż do śmierci.

Można o nim śmiało powiedzieć, że był aniołem stróżem żywego ruchu narodo­

wego wśród ludności katolickiej na Ślą­

sku w latach dziewięćdziesiątych. To też choć nie przyłożył ręki do drobnej pracy narodowej, bo był zawsze zajęty przede- wszystkierń pracą duszpasterską lub też szkolną, to swym wybitnym duchem opo­

zycyjnym, swym tęgim niezwruszonym charakterem, swą nadzwyczajną odwagą i prawdomównością wobec możnych tego świata imponował im i umiał niejeden cios odwrócić od rozwijającego się ruchu na­

rodowego.

Praca ks. Dudka na polu kościelnem, politycznem, narodowem i kulturaln,o- oświatowem pozostawi na długie czasy wybitne swoje ślady. Postaci ks. Dudka nie będzie mógł pominąć przyszły histo­

ryk naszego ruchu narodowego. Ludność śląska, dla której pracował, za tę pracę, dokonaną nad jej budzeniem i dla jej do­

bra z miłością i wdzięcznością i szacun­

kiem wspominać go będzie.

W S A D Z J E .

W natłoczonej sali sądu powiatowego I zaduch. Mieszają się wyziewy potu ludz- j

kiego, chłopskich kożuchów, starego tłu­

szczu z czadem, wychodzącym z pieca.

Pan sędzia prowadzi dzisiaj ,.pyskówki".

Dzień feralny. Do wyznaczanych ośm- dziesięciu rozpraw o obrazę czci nie zja- wiły się strony zaledwie w dwudziestu sprawach; reszta, to jest skarżący i oskar­

żeni w pozostałych sześćdziesięciu spra­

wach dotrzymali placu. Osób okoł,o sto^- pięćdziesiąt. Starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, wszyscy podnieceni wzajem­

nym widokiem, pełni chęci upokorzenia przeciwnika, niecierpliwie czekający swo­

jej kolei, starają się jak najbardziej przy­

bliżyć do barjery, .odgradzającej audy- torjum od ,.sądu“ w mniemaniu, że przy­

śpieszą w ten sposób załatwienie swej sprawy.

Na małej przestrzeni za barjerą przy dwóch małych stolikach, nakrytych strzę­

pami atramentem poplamionego sukna, które miało niegdyś kolor ziel,ony, usta­

wionych po przeciwległych bokach sali, tłoczą się obrońcy. Jedni z nich konferują poprzez barjerę ze swymi klientami inni układają się właśnie p objęcie spraw y i c dbierają informacje, inni znów zaperzeni starają się wzajemnie przekrzyczeć i otu­

manić zeznających świadków; inni w re ­ szcie apatycznie czekają swej koleji, prze­

glądając gazety.

Godzina jedenasta.

Rozpoczęła się nowa rozprawa. Skarga zarzuca oskarżonej, że na, pubilcznem m ej scu wołała na skarżycielkę: „Masz tylu kochanków, że możnaby z nich ustawić telegraf z Krakowa do Tarnowa". Siedzą­

cy za „zielonym" stołem na podwyższe­

niu sędzia, znużonym głosem odczytyw ał skargę. Obhcze jego miało widoczne ce­

chy przemęczenia; szklany wzr,ok świad­

czył o tem, że umysł jego słabo reaguje na zdarzenia świata zewnętrznego. Myśl, że to dopiero początek zadania, wyzna­

czonego na dzień dzisiejszy, przygniatała go do reszty.

Zaledwie zdążył .odczytać część skargi, oskarżona wpadła w istną furję. Przeni­

kliwym głosem zaczęła przeczyć oskar­

żeniu i potok epitetów zgoła nieparlamen- arnych skierowała na przeciwniczkę. Ta znów nie chciała być gorszą, Nie na to wnosiła skargę i zapłaciła zastępcę, aby dać oskarżanej możność do popisów. Pod­

niosła i ona swój głos o takiem napięciu, że zagłuszyła wymowę oskarżonej.

Przemęczony sędzia bezradnie patrzjt na walczące strony. Próbował przywołać rozjątrzone niewiasty do porządku- Osoba jego nie zdołała jednak zwrócić najmniej­

szej uwagi zaperzonych przeciwniczek, zajętych wyłącznie sobą.

W reszcie leżącym na siole kodeksem począł sędzia walić z całej mocy, rów­

nież br.z najmniejszego rezultatu. Obrońcy uznali widocznie, że nadeszła dla nich chwila działania. Zastępca oskarżycielki, powstawszy, szarpnął swoją klientkę za chustkę.

—• Niech się pani uspokoi! -— odez­

wał się do niej zaciągając — niech pani będzie mądrzejsza, co się pani będzie kłó­

cić z byle kim!"

W tym momencie uznał za stosowne wystąpić obr,ońca oskarżonej:

— W ypraszam sobie! — wołał dysz­

kantem, udając zacietrzewienie — by pan kclega w sposób lekceważący wyrażał się o mojej klijentce, pan tu wogóle nie ma nic do mówienia!

Dotknięty do żywego zastępca skarży- cielki, w.ołał do swojego kolegi;

1 — W ypraszam sobie, aby pan kolega udzielał mi nauk, ja wiem, co mam robić, lepiej od pana!

Słysząc ten koleżański djalog, przeciw­

niczki, które tymczasem nabrały trochę tchu, podniecone sprzeczką swych zastęp­

ców, rozpoczęły na n,owo z równą gw ał­

townością swe przemowy. Pow stał kw ar­

tet o fenomenalnej wprost dynamice.

Wśród tego sędzia błędnym wzrokiem rozglądał się pp sali. Widział, że męż­

czyzna jakiś w czarnem palcie, o poczci­

wym wyrazie twarzy, gwałtem usiłował

uporczywie usiłował przedostać się za j barjerę, zawołał ku niemu sędzia:

— Ależ człowieku, nie pchajcie się tak, przecież widzicie, że wszyscy na raz nie mogą zeznawać; zaczekajcież, aż przyj­

dzie wasza kolej.

Zaczęło się przesłuchanie Walentowej, poprzedzone uroczystem zaprzysiężeniem jej. Przesłuchanie to przeryw ane wzaje­

mnymi atakami stron i obrońców, trwało przeszło pół godziny. Esencję zeznań świadków i wyników rozprawy aj mowa;

we formę protokołu stary dieiarjusz. W y­

soki, wysuszony, pożółkły siedział schy­

lony nieruchomo i z bezwzględnym spo­

przecisnąć się ku niemu i coś przemówić.

Nie słychać jednak było ani jednego sło­

wa. Przyszło wreszcie do przesłuchiwania świadków. Oskarżona zażądała stanow­

czo, aby w szyscy

przysięgali-—' W alentow a’ — wołała skarżycielka na swoją kumoszkę w tłumie na sali — a chodźcież!

W alentowa, otyła kobieta, o czerwonej twarzy, odtrąciła zamaszyście mężczy­

znę, który się pchał ku sędziemu i sta­

nęła za barjerą naprzeciw stołu sędziow­

skiego. Ody mężczyzna ten atoli dalej

kojem, robiąc wrażenie maszyny, spisy­

wał niezmordowanie zasłyszane daty, nazwiska i fakta.

Po ukończeniu przesłuchania Walento­

wej, wepchnęła się druga kumoszka skarżyciela, wezwana przez nią na świad­

ka, która również odepchnęła i teraz jesz­

cze próbującego się przedostać ku sędzie­

mu mężczyznę w czarnem palcie.

Odbyła się ta sama ceremonja odbiera­

nia ,,generaliów", zapalania świec, po­

wstawania obecnych i odbierania przy­

sięgi.

Zniecierpliwienie sędziego przeciąga­

niem się rozprawy rosło. „Następny

S ta te k pow ietrzny Morgę (Norż) przed odlotem.

świadek, prędzej11 — wołał rozgorączko­

wany.

Tym razem udało się mężczyźnie w czarnein palcie przedostać przed kobietę, którą znów skarżycielka przywołała.

- - Jak się nazywacie? - - spytał go sę­

dzia, gdy stanął przed zielonym stołem i uniżenie kłaniał się sędziemu.

Ppnroszę pppana sssędzięgo — zaczął powoli mężczyzna.

— Człowieku na miłość Boską! — wo­

łał zdenerwowany sędzia -— nie proś o nie, tylko odpowiadaj na pytania. Jak się nazwywacie?

— Bbbartłomiej Chchchrząstek — zdo-jj tał Wykrztusić pytany a nieszczęsne' jego 1 jąkanie się zwiększało niecierpliwość sę-j dziego. Ile lat, jakiego wyznania, czy żo­

naty, czem się trudni, czy krewny skar­

żących się stron, czy nie karany za fał­

szywe zeznania — padały następne pyta­

nia, a po nich powolne odpowiedzi bada­

nego*.

— A teraz złożycie przysięgę, że-bę­

dziecie mówić prawdę. Przysięga jest rzeczą świętą zaczął go sędzia pouczać a gdy pouczany próbował znowu coś przemówić, wyprowadzony z

równowa-Balon Norge w locie.

gi sędzia krzyknął: — Milczeć, nie prze- j rywać mi! - Ody w ystraszony męż­

czyzna wezwany do złożenia przysięgi, ociągał się i zaczął znów swoje:—Pppro- szę pppana ssisędziego — wybuchnął już wprost sędzia: — Człowieku, aresztem : muszę cię do złożenia przysięgi.

Przesłuchiwany jął przerażony powta­

rzać jak ech,o słowa roty przysięgi w y ­ głaszanej przez sędziego.

Po odebraniu przysięgi sędzia zdmuch­

nął świece i ciężko oddechając, zwalił się na krzesło, zasłaniając na chwilę ręką oczy.

— A teraz powiedźcie mi wreszcie, co waru wiadomo w tej sprawie? — zapytał.

Ppproszę pppana sssędzięgo —. ode­

zwał się zaprzysiężony — pppan aptekarz pppięknie sssię kłania i ppprosi pppana ssiędziego dzisiaj na sssiódmą na ppprefe- ransa.

Sędzia skamieniał. Błędne oczy ut kwił w stojącym przed nim mężczyźnie.

Powoli zaczął się orientować w sytuacji.

W stał, otworzył okno i biedną spoconą głowę wychylił na zimne powietrze.

Koniec.

MYŚLI I ZDANIA.

Ten tylko Boga dobrze poznaje, kto mu rzetelnie stara się służyć. Kto się z Bo­

giem łączy, przeżywa Boga w sobie. Do­

bre serce w Bogu spoczywa, zepsute od­

wraca Się od iii eg,o. Najpierw zjawia się obojętność, potem zwątpienie, następnie brak posłuchu, wreszcie nienawiść i szy­

derstwo; połowiczne myślenie prowadzi do djabła, całkowite d,o Boga.

Ponieważ Bóg jest wieczny, jest przeto

cierpliwy i łagodny. Tobie już często bra­

kło cierpliwości. Bogu jeszcze nigdy. Bog niejednego jeszcze pozdrawia, który Bo ga już pozdrowić nie chce.

Jeżeli Bóg według swej woli z tobą-po­

stępuje, szczęśli.wyś, nie zginiesz, jeżeli postępuje z tobą według twojej woli, prze­

padłeś.

Bóg nigdy tak drzwi nie zamyka, żeby drugich nie otw.crzył.

Sukienuice w K rakow ie.

U Boga nie każdy dzień i;»st dniem za­

płaty. ale każdego dnia prowadzi' dokła­

dny rachunek i wypłaci potem zaraz.

Kogo Bóg crice ukarać, temu albo oczy zamyka, albo wszystkie drzwi <>iwi;ra.

Chrystus przyniósł nam prawdziwą wolność, nie wolność trupią, nie wolność gnicia, ale wolność porządku i życia- Oczekuje on po nas, że chętnie i dobro­

wolnie będziemy żyć, jako słudzy B o g a . Na co się zda orł.owa siła jego skrzy­

deł, gdy go złapią i za nogę uwiążą?

Każda zła skłoność, której się oddajesz, przywiązuje cię mocno do ziemi.

Część tego panowania nad spbą, któ­

rego używam y nieraz dla ukrycia jakiejś wady, wystarczyłaby, należycie użyta, byśmy się z tej wady poprawili.

Kto sam nad sobą nie panuje, nad tym zapanują inni.

Umiej się powstrzymać. Nie krzycz, kie­

dy cię muchy drażnią, bo jeśli gębę roz­

tworzysz, muchy ci w nią wlecą.

Człowiek i:ie umiejący milczeć, jest jak

lis! .otwarty może się spodziewać wielu nieprzyjemności

Być do niczego niezdatnym, jest nie­

szczęściem. lecz jest rzeczą nieroztropną chcieć być zdatnym do wszystkiego.

Nic bądź wygodnym, wygodni ludzi- stają się prędko niewygodni dla siebij i dla drugich.

Człowiek szlachetny nawet o złym wo­

li szlachetnie myśleć, zly zaś człowiek nawet o dobrym źle myśleć. Wschodnie przysłowie powiada: Muchy szukaja ran,

* * '

pszcz,oły — kwiatów, dobrzy ludzie wy­

szukują przedmioty, a ludzie pospolici -•

błędy. 1 żuk lata, lecz tylko z jednej ku­

py mierzwy na drugą.

Uważaj i na sądy tych, którzy ci są przeciwni. Drogi mi jest przyjaciel, lecz i wróg może mi przynieść korzyść. Jeżeli mi bowiem przyjaciel wskazuje co mogę, to w róg mię uczy, com p.owinien.

Człowiek bezbożny stara się wywyż­

szyć siebie, poniżając innych. Bojący się Boga uważa za słuszne, gdy sam jest

po-Waweł.

niżany, byle tylko Bóg hył wyw yższony 1 jakkolwiek go ludnie poniewierali, nie uważa się za nieszczęśliwego, ponieważ i Bog w Chrystusie był poniżony i spo­

niewierany.

Niejeden malec, aby się pokazać więk­

szym, wchodzi na stołek, wspina sie na rusztownie — a mimo t,o nie przestaje być małym, podobonie człowiek próżny;

choćby najwyższą otrzymał rangę, za­

wsze pozostanie marną purchawką.

Świat oddaje wiele pochwał pozorom

uczoności a czemże jest ten pozór? Osiem który dźwiga na sobie wiele książek a przecież uczonym nie jest, zatrzym a on swjOje długie uszy, choćby się najadł sa­

mych greckich chwastów.

Wielu ludzi jest do tego stopnia pró­

żnych, że myślą, iż wszędzie mają zawist­

nych, chociaż mało w nich jest, czegoby można zazdrościć- I takich też wiele, któ­

rzy głośno mówią o cudzych błędach a rzadko się znajdzie człowiek, któryby się przyznał do swoich grzechów.

Nic przeceniaj swoich zdolności ducho­

wych, staraj się poznać na czem .ci zby­

wa. Niejeden zostałby mądrym, gdyby nie myślał, że już jest mądrym.

Możesz posiadać bogactwa, ale bogac­

twa nie powinny ciebie posiadać. Zupełnie co innego posiadać truciznę, a być za­

trutym. Aptekarze mają truciznę, lecz nie są zatruci. Podobniesz i ty możesz bo­

gactwa posiadać, lecz nie być przez nie

W I G I L I A

(Opowiadanie sta Opowiadają starzy ludzie, że w noc wi­

gilijną, o ‘■amej północy, wszystkie zwie­

gilijną, o ‘■amej północy, wszystkie zwie­