Dla jrcarywfci*
Dnia 21. września 1925 roku zmarł w
Boguminie-Mieście śp- iK^s. dziekan To- ' masz Dudek, który sobie swoją działal
nością wśród naszego ludu na Śląsku za
służył na to, aby mu poświęcić dłuższe wspomnienie. Ubył jeden z wybitnych wodzów ludowych, człowiek, który dla swoich specjalnych cech charkteru w ysu
wany był na kierownicze stanowiska, na których zdziałał dużo dobrego, niejedno zwycięstwo odniósł, niejedną zdobyczą mógł się pochwalić.
Ks. Tomasz Dudek urodził się dnia 10.
grudnia 1849 roku w Stawiskach pod My
słowicami na Śląsku Górnym. Ojciec Jan i matka Marja byli rolnikami • w Stawi
skach. Do szkoły ludowej uczęszczał w Mysłowicach, d,o gimnazjum w Krakowie, a studja teologiczne odbywał we W ro
cławiu, Wiedniu i Ołomuńcu, gdzie dnia 15. lipca 1875 r. w święto Cyryla i Meto
dego otrzymał święcenia kapłańskie. Po wyświęceniu pracował jako wikary dwa miesiące w Jabłonkowie, następnie jeden rok w Karwinie, przez trzy ćwierci roku w Utsroniu. w Boguminie przez półtora roku, w końcu w Bielsku przez pięć lat, skąd przez księcia biskupa Roberta Her
zoga został powołany ha administratora do Cieszyna. Od roku 1884 sprawował f przez ośm i pół roku z rzędu ku ogólnemu zadowoleniu administrację tej wielkiej parafji. Zabrał się żyw,o do pracy, usu
wając stare nadużycia i nieporządki.
Uwiecznił swoją działalność w Cieszynie odrestaurowaniem kościoła parafjalfiego, zaopatrzeniem go w nowe stylowe .ołta
rze i sprawieniem artystycznych para
mentów kościelnych. Od 1. stycznia 1893 był proboszczem w mieście Boguminie.
W roku 1907 został mianowany tytular-
! nym radcą Generalnego W ikarjatu w Cie
szynie, a w r. 1910 dziekanem. Zostaw
szy proboszczem w Boguminie, zabrał się podobnie jak w Cieszynie do pracy, od
nawiając kościół i zaopatrując go we wszystko, czego potrzeba do upiększenia kościoła i do podniesienia świetności na
bożeństwa.
Jego właściwym żywiołem w pierw
szym rzędzie był kościół i praca dusz
pasterska. W szędzie gdzie pracował, za
prowadzał ład i porządek w kościele, dbając o podniesienie ducha religijnego wśród ludu, o uświetnienie uroczystości kościelnych. W pracy duszpasterskiej pil
ny i gorliwy, aż do końca • pracowitego życia. Pam iętał, że najważniejszym obo
wiązkiem księdza katolickiego, treścią jego życia jest służba Boża. Wiedział jednakowoż dokładnie, że działalność księdza nie powinna, się ograniczać tylko do posług kościelnych, i umiał znaleźć czas i ochotę d,o innych prac, w których się mógł choćby pośrednio przysłużyć swemu ludowi. Gdy zachodziła potrzeba miał bronić słusznej sprawy, nawet wo
bec swoich przewożonych, występował wtedy nieustraszenie, nie zważając na to, czy to w ładzy miłe, czy nie, czy go za jego postępowanie nie spotka nieprzyjem
ność czy przykrość.
Najdobitniej okazały się te zalety jego charakteru podczas jego pobytu w Cie
szynie. Tutaj otaczał szczególniejszą opie
ka i popierał, gdzie było potrzeba prasę katolicką i p.olski ruch oświatowy. Gdy redakcję „Gwiazdki Cieszyńskiej11 objął ówczesny wikary cieszyński ks. Józef Londzin w roku 1890 i zaczął ją pod względem narodowym dosyć żywo pro
wadzić, chcieli cieszyńscy Niemcy temu przeszkodzić. Niezadowolonymi z pisania ...Gwiazdki" byli i burmistrz dr. Dernel i
70
dr. Haase a nakońcu i ks. biskup wro*
oławski Kopp. Ekspedycja Gwiazdki"
mieściła się od roku 1888 w refektarzu starego probostwa za zgodą ks. Dudka.
Przeciwko temu zaprotestował dr. J. De- mel u ks. biskupa Śniegonia, jako prze
wodniczącego kościelnego komitetu kon
kurencyjnego. Ks. biskup Sniegoń doma
gał się od ks. adm inistratora Dudka, aby
f Ks. Jó z e f Dudek.
on wywar} nacisk na redakcję w myśl życzeń Niemców, albo, aby ekspedycję ..Gwiazdki" przenieść gdzieindziej. Począt
kowo opar! się temu ks. Dudek tak sta
nowczo, że na niego dłuższy czas nie na
legano, później jednak, gdy się przeko
nano, że ..Gwiazdka" będzie miała więk
sza swobodę i niezawisłość, przeniesiono jej ekspedycję do domu Dziedzictwa" na Stary Targ, i w ten sposób uniknięto dal
szych przykrości niemieckich na pewien czas.
Nie trwało to jednak długo. Po wybo- I
rach do sejmu śląskiego, w których nie udało się przeprowadzić trzech posłów polskich, Niemcy, niezadowoleni z istnie
jącego stanu rzeczy, postanowili żywa i'uch Rolski przytłumić. Solą w oku była dla nich ,-Gwiazdka" i jej redaktor ks.
Londzin. Szukali tylko jakiejś dobrej spo
sobności, aby przeprowadzić u władzy duchownej przeniesienie niewygodnego im księdza. Z pow.odu rzekomej obrazy cesarza niemieckiego przez ,.Jurę i Jonka"
w „Gwiazdce" zaskarżyli redaktora u ks.
biskupa Koppa Niemcy cieszyńscy, doma
gając się jego usunięcia. Ks. biskup zade
kretował, że ks. Londzin pójdzie do Biel
ska. gdzie wśród Niemców nie będzie miał sposobności zajmować się ruchem
| narodowym. Temu oparł się jedynie ks-]
| Dudek, i umiał swem stanowczem wystą-f
! pieniem skłonić ks. biskupa do cofnięcia]
| swego postanowienia. Ks- Londzin mógł
| pozostać dalej w Cieszynie.
Niespożyte zasługi położył ks. Dudek]
okpło wybudowania i utrzymania d.omu ..Dziedzictwa bł. Jana Sarkandra". Dom]
ten był pomyślany jako ośrodek życia polsko-kato!ickieg,o w Cieszynie. Według]
projektów ks. Dudka zrobiono plany, pod jego nadzorem prowadzono prace budow
lane, on najwięcej zabiegał około zebra(nia.
potrzebnych funduszów (od ówczesnego biskupa wrocławskiego śp. Ks. Herzoga uzyskał 29.000 zł.). Zaraz po^^wybudowa- niu znalazły w niem p;omieszczenie także i niemieckie stowarzyszenia katolickie. Te się jednak nie poczuwały do płacenia na
jemnego, pomimo, iż „Dziedzictwo" znaj
dowało się wówczas w trudnem położeniu finans,owem. Z pretensji tow arzystw nie
mieckich wyniknęły długotrwałe zatargi, które się ostatecznie oparły o najwyższą władzę duchowną: ks. kardynała Koppa.
gdy je wypowiedziano sądownie i one zaj
mowane dotąd ł,okale opuścić musiały.
Podczas swego pobytu w Cieszynie w r.
1906 wezwał ks. kardynał Kopp księdza Dudka, jako prezesa „Dziedzictwa". Na tern posłuchaniu wyjaśnił ustnie ks. kar
dynałowi praw o własności domu, ,odparł niesłuszne zarzuty tow arzystw niemiec
kich i uzasadnił zarządzenie „Dziedzic
twa1', jako bezsprzecznego właściciela Zatarg jednak na “tem się nie skońcaył.
Wywiązała się obszerna korespondencja Romiędzy ks. kardynałem a wydziałem Dziedzictwa". W ydział „Dziedzictwa"
konsekwentnie bronił swych słusznych praw i nie ustępował. Przez 3 lata trw ał spór, zakończony ostatecznie listem, w y stosowanym do ks. kardynała, w którym Wydział ..Dziedzictwa" wskutek w yw o
dów ks. Dudka odmówił ks. karć. Kop- powi prawa dysponowania domem „Dzie
dzictwa", gdyż „n a t e n d o m k a r d y - fiał n i c n i e d a ł 11.
Zimną krew i równowagę utrzym ał ks.
Dudek d,o 'końca. Gdy podczas plebiscytu
*na probostwo do Bogumina przyszedł jakiś gorąco kąpany bojówkarz czeski i żądał, aby się ,.vystehoval ven“, zapytał się go spokojnie ks- Dudek, czy t,o ma być natychmiast, czy też trochę później, i w ten sposób odprawił gorliwego „dzia
łacza".
W twardej walce, jaką społeczeństwo polskie na Śląsku na przełomie wieku XX.
staczać musiały, zajmował zm arły ks.
Dudek wybitne stanowisko. Należał długi czas do wydziału „Macierzy szkolnej" i był przez jakiś czas jej wiceprezesem. Od roku 1904, aż do grudnia roku 1918 byl prezesem , Związku śląskich katolików"
Praca polityka jest pracą niewdzięczną o tyle, że owoce jej zbiera nie polityk, ale sprawa, której służy, i że nieraz korzy
stają ze zdobyczy polityków nawet ci,
którzy im w tej sprawie przeszkadzają.
Ile zasług ma np. „Związek śląskich kato
lików" dla ruchu narodowego na Śląsku, dla całego społeczeństwa polskiego, bez różnicy przekonań, tego ani historja póź
niejsza dostatecznie nie wyświetli. Tru
dno byłoby w niniejszym krótkim szkicu skreślić wszystko, co ks- Dudek jako pre
zes „Związku śląskich katolików" dla ru
chu polskiego zdziałał.
Poza pracą polityczną najwięcej zasług położył ks. Dudek około rozwoju „Dzie
dzictwa bł. Jana Sarkandra" dla ludu pol
skiego. Wcześnie wstąpił w jego szeregi, został w ybrany do wydziału i piastował, raz wybrany, godność prezesa „Dziedzic
twa" aż do śmierci.
Można o nim śmiało powiedzieć, że był aniołem stróżem żywego ruchu narodo
wego wśród ludności katolickiej na Ślą
sku w latach dziewięćdziesiątych. To też choć nie przyłożył ręki do drobnej pracy narodowej, bo był zawsze zajęty przede- wszystkierń pracą duszpasterską lub też szkolną, to swym wybitnym duchem opo
zycyjnym, swym tęgim niezwruszonym charakterem, swą nadzwyczajną odwagą i prawdomównością wobec możnych tego świata imponował im i umiał niejeden cios odwrócić od rozwijającego się ruchu na
rodowego.
Praca ks. Dudka na polu kościelnem, politycznem, narodowem i kulturaln,o- oświatowem pozostawi na długie czasy wybitne swoje ślady. Postaci ks. Dudka nie będzie mógł pominąć przyszły histo
ryk naszego ruchu narodowego. Ludność śląska, dla której pracował, za tę pracę, dokonaną nad jej budzeniem i dla jej do
bra z miłością i wdzięcznością i szacun
kiem wspominać go będzie.
W S A D Z J E .
W natłoczonej sali sądu powiatowego I zaduch. Mieszają się wyziewy potu ludz- j
kiego, chłopskich kożuchów, starego tłu
szczu z czadem, wychodzącym z pieca.
Pan sędzia prowadzi dzisiaj ,.pyskówki".
Dzień feralny. Do wyznaczanych ośm- dziesięciu rozpraw o obrazę czci nie zja- wiły się strony zaledwie w dwudziestu sprawach; reszta, to jest skarżący i oskar
żeni w pozostałych sześćdziesięciu spra
wach dotrzymali placu. Osób okoł,o sto^- pięćdziesiąt. Starzy i młodzi, kobiety i mężczyźni, wszyscy podnieceni wzajem
nym widokiem, pełni chęci upokorzenia przeciwnika, niecierpliwie czekający swo
jej kolei, starają się jak najbardziej przy
bliżyć do barjery, .odgradzającej audy- torjum od ,.sądu“ w mniemaniu, że przy
śpieszą w ten sposób załatwienie swej sprawy.
Na małej przestrzeni za barjerą przy dwóch małych stolikach, nakrytych strzę
pami atramentem poplamionego sukna, które miało niegdyś kolor ziel,ony, usta
wionych po przeciwległych bokach sali, tłoczą się obrońcy. Jedni z nich konferują poprzez barjerę ze swymi klientami inni układają się właśnie p objęcie spraw y i c dbierają informacje, inni znów zaperzeni starają się wzajemnie przekrzyczeć i otu
manić zeznających świadków; inni w re szcie apatycznie czekają swej koleji, prze
glądając gazety.
Godzina jedenasta.
Rozpoczęła się nowa rozprawa. Skarga zarzuca oskarżonej, że na, pubilcznem m ej scu wołała na skarżycielkę: „Masz tylu kochanków, że możnaby z nich ustawić telegraf z Krakowa do Tarnowa". Siedzą
cy za „zielonym" stołem na podwyższe
niu sędzia, znużonym głosem odczytyw ał skargę. Obhcze jego miało widoczne ce
chy przemęczenia; szklany wzr,ok świad
czył o tem, że umysł jego słabo reaguje na zdarzenia świata zewnętrznego. Myśl, że to dopiero początek zadania, wyzna
czonego na dzień dzisiejszy, przygniatała go do reszty.
Zaledwie zdążył .odczytać część skargi, oskarżona wpadła w istną furję. Przeni
kliwym głosem zaczęła przeczyć oskar
żeniu i potok epitetów zgoła nieparlamen- arnych skierowała na przeciwniczkę. Ta znów nie chciała być gorszą, Nie na to wnosiła skargę i zapłaciła zastępcę, aby dać oskarżanej możność do popisów. Pod
niosła i ona swój głos o takiem napięciu, że zagłuszyła wymowę oskarżonej.
Przemęczony sędzia bezradnie patrzjt na walczące strony. Próbował przywołać rozjątrzone niewiasty do porządku- Osoba jego nie zdołała jednak zwrócić najmniej
szej uwagi zaperzonych przeciwniczek, zajętych wyłącznie sobą.
W reszcie leżącym na siole kodeksem począł sędzia walić z całej mocy, rów
nież br.z najmniejszego rezultatu. Obrońcy uznali widocznie, że nadeszła dla nich chwila działania. Zastępca oskarżycielki, powstawszy, szarpnął swoją klientkę za chustkę.
—• Niech się pani uspokoi! -— odez
wał się do niej zaciągając — niech pani będzie mądrzejsza, co się pani będzie kłó
cić z byle kim!"
W tym momencie uznał za stosowne wystąpić obr,ońca oskarżonej:
— W ypraszam sobie! — wołał dysz
kantem, udając zacietrzewienie — by pan kclega w sposób lekceważący wyrażał się o mojej klijentce, pan tu wogóle nie ma nic do mówienia!
Dotknięty do żywego zastępca skarży- cielki, w.ołał do swojego kolegi;
1 — W ypraszam sobie, aby pan kolega udzielał mi nauk, ja wiem, co mam robić, lepiej od pana!
Słysząc ten koleżański djalog, przeciw
niczki, które tymczasem nabrały trochę tchu, podniecone sprzeczką swych zastęp
ców, rozpoczęły na n,owo z równą gw ał
townością swe przemowy. Pow stał kw ar
tet o fenomenalnej wprost dynamice.
Wśród tego sędzia błędnym wzrokiem rozglądał się pp sali. Widział, że męż
czyzna jakiś w czarnem palcie, o poczci
wym wyrazie twarzy, gwałtem usiłował
uporczywie usiłował przedostać się za j barjerę, zawołał ku niemu sędzia:
— Ależ człowieku, nie pchajcie się tak, przecież widzicie, że wszyscy na raz nie mogą zeznawać; zaczekajcież, aż przyj
dzie wasza kolej.
Zaczęło się przesłuchanie Walentowej, poprzedzone uroczystem zaprzysiężeniem jej. Przesłuchanie to przeryw ane wzaje
mnymi atakami stron i obrońców, trwało przeszło pół godziny. Esencję zeznań świadków i wyników rozprawy aj mowa;
we formę protokołu stary dieiarjusz. W y
soki, wysuszony, pożółkły siedział schy
lony nieruchomo i z bezwzględnym spo
przecisnąć się ku niemu i coś przemówić.
Nie słychać jednak było ani jednego sło
wa. Przyszło wreszcie do przesłuchiwania świadków. Oskarżona zażądała stanow
czo, aby w szyscy
przysięgali-—' W alentow a’ — wołała skarżycielka na swoją kumoszkę w tłumie na sali — a chodźcież!
W alentowa, otyła kobieta, o czerwonej twarzy, odtrąciła zamaszyście mężczy
znę, który się pchał ku sędziemu i sta
nęła za barjerą naprzeciw stołu sędziow
skiego. Ody mężczyzna ten atoli dalej
kojem, robiąc wrażenie maszyny, spisy
wał niezmordowanie zasłyszane daty, nazwiska i fakta.
Po ukończeniu przesłuchania Walento
wej, wepchnęła się druga kumoszka skarżyciela, wezwana przez nią na świad
ka, która również odepchnęła i teraz jesz
cze próbującego się przedostać ku sędzie
mu mężczyznę w czarnem palcie.
Odbyła się ta sama ceremonja odbiera
nia ,,generaliów", zapalania świec, po
wstawania obecnych i odbierania przy
sięgi.
Zniecierpliwienie sędziego przeciąga
niem się rozprawy rosło. „Następny
S ta te k pow ietrzny Morgę (Norż) przed odlotem.
świadek, prędzej11 — wołał rozgorączko
wany.
Tym razem udało się mężczyźnie w czarnein palcie przedostać przed kobietę, którą znów skarżycielka przywołała.
- - Jak się nazywacie? - - spytał go sę
dzia, gdy stanął przed zielonym stołem i uniżenie kłaniał się sędziemu.
Ppnroszę pppana sssędzięgo — zaczął powoli mężczyzna.
— Człowieku na miłość Boską! — wo
łał zdenerwowany sędzia -— nie proś o nie, tylko odpowiadaj na pytania. Jak się nazwywacie?
— Bbbartłomiej Chchchrząstek — zdo-jj tał Wykrztusić pytany a nieszczęsne' jego 1 jąkanie się zwiększało niecierpliwość sę-j dziego. Ile lat, jakiego wyznania, czy żo
naty, czem się trudni, czy krewny skar
żących się stron, czy nie karany za fał
szywe zeznania — padały następne pyta
nia, a po nich powolne odpowiedzi bada
nego*.
— A teraz złożycie przysięgę, że-bę
dziecie mówić prawdę. Przysięga jest rzeczą świętą zaczął go sędzia pouczać a gdy pouczany próbował znowu coś przemówić, wyprowadzony z
równowa-Balon Norge w locie.
gi sędzia krzyknął: — Milczeć, nie prze- j rywać mi! - Ody w ystraszony męż
czyzna wezwany do złożenia przysięgi, ociągał się i zaczął znów swoje:—Pppro- szę pppana ssisędziego — wybuchnął już wprost sędzia: — Człowieku, aresztem : muszę cię do złożenia przysięgi.
Przesłuchiwany jął przerażony powta
rzać jak ech,o słowa roty przysięgi w y głaszanej przez sędziego.
Po odebraniu przysięgi sędzia zdmuch
nął świece i ciężko oddechając, zwalił się na krzesło, zasłaniając na chwilę ręką oczy.
— A teraz powiedźcie mi wreszcie, co waru wiadomo w tej sprawie? — zapytał.
Ppproszę pppana sssędzięgo —. ode
zwał się zaprzysiężony — pppan aptekarz pppięknie sssię kłania i ppprosi pppana ssiędziego dzisiaj na sssiódmą na ppprefe- ransa.
Sędzia skamieniał. Błędne oczy ut kwił w stojącym przed nim mężczyźnie.
Powoli zaczął się orientować w sytuacji.
W stał, otworzył okno i biedną spoconą głowę wychylił na zimne powietrze.
Koniec.
MYŚLI I ZDANIA.
Ten tylko Boga dobrze poznaje, kto mu rzetelnie stara się służyć. Kto się z Bo
giem łączy, przeżywa Boga w sobie. Do
bre serce w Bogu spoczywa, zepsute od
wraca Się od iii eg,o. Najpierw zjawia się obojętność, potem zwątpienie, następnie brak posłuchu, wreszcie nienawiść i szy
derstwo; połowiczne myślenie prowadzi do djabła, całkowite d,o Boga.
Ponieważ Bóg jest wieczny, jest przeto
cierpliwy i łagodny. Tobie już często bra
kło cierpliwości. Bogu jeszcze nigdy. Bog niejednego jeszcze pozdrawia, który Bo ga już pozdrowić nie chce.
Jeżeli Bóg według swej woli z tobą-po
stępuje, szczęśli.wyś, nie zginiesz, jeżeli postępuje z tobą według twojej woli, prze
padłeś.
Bóg nigdy tak drzwi nie zamyka, żeby drugich nie otw.crzył.
Sukienuice w K rakow ie.
U Boga nie każdy dzień i;»st dniem za
płaty. ale każdego dnia prowadzi' dokła
dny rachunek i wypłaci potem zaraz.
Kogo Bóg crice ukarać, temu albo oczy zamyka, albo wszystkie drzwi <>iwi;ra.
Chrystus przyniósł nam prawdziwą wolność, nie wolność trupią, nie wolność gnicia, ale wolność porządku i życia- Oczekuje on po nas, że chętnie i dobro
wolnie będziemy żyć, jako słudzy B o g a . Na co się zda orł.owa siła jego skrzy
deł, gdy go złapią i za nogę uwiążą?
Każda zła skłoność, której się oddajesz, przywiązuje cię mocno do ziemi.
Część tego panowania nad spbą, któ
rego używam y nieraz dla ukrycia jakiejś wady, wystarczyłaby, należycie użyta, byśmy się z tej wady poprawili.
Kto sam nad sobą nie panuje, nad tym zapanują inni.
Umiej się powstrzymać. Nie krzycz, kie
dy cię muchy drażnią, bo jeśli gębę roz
tworzysz, muchy ci w nią wlecą.
Człowiek i:ie umiejący milczeć, jest jak
lis! .otwarty może się spodziewać wielu nieprzyjemności
Być do niczego niezdatnym, jest nie
szczęściem. lecz jest rzeczą nieroztropną chcieć być zdatnym do wszystkiego.
Nic bądź wygodnym, wygodni ludzi- stają się prędko niewygodni dla siebij i dla drugich.
Człowiek szlachetny nawet o złym wo
li szlachetnie myśleć, zly zaś człowiek nawet o dobrym źle myśleć. Wschodnie przysłowie powiada: Muchy szukaja ran,
* * '
pszcz,oły — kwiatów, dobrzy ludzie wy
szukują przedmioty, a ludzie pospolici -•
błędy. 1 żuk lata, lecz tylko z jednej ku
py mierzwy na drugą.
Uważaj i na sądy tych, którzy ci są przeciwni. Drogi mi jest przyjaciel, lecz i wróg może mi przynieść korzyść. Jeżeli mi bowiem przyjaciel wskazuje co mogę, to w róg mię uczy, com p.owinien.
Człowiek bezbożny stara się wywyż
szyć siebie, poniżając innych. Bojący się Boga uważa za słuszne, gdy sam jest
po-Waweł.
niżany, byle tylko Bóg hył wyw yższony 1 jakkolwiek go ludnie poniewierali, nie uważa się za nieszczęśliwego, ponieważ i Bog w Chrystusie był poniżony i spo
niewierany.
Niejeden malec, aby się pokazać więk
szym, wchodzi na stołek, wspina sie na rusztownie — a mimo t,o nie przestaje być małym, podobonie człowiek próżny;
choćby najwyższą otrzymał rangę, za
wsze pozostanie marną purchawką.
Świat oddaje wiele pochwał pozorom
uczoności a czemże jest ten pozór? Osiem który dźwiga na sobie wiele książek a przecież uczonym nie jest, zatrzym a on swjOje długie uszy, choćby się najadł sa
mych greckich chwastów.
Wielu ludzi jest do tego stopnia pró
żnych, że myślą, iż wszędzie mają zawist
nych, chociaż mało w nich jest, czegoby można zazdrościć- I takich też wiele, któ
rzy głośno mówią o cudzych błędach a rzadko się znajdzie człowiek, któryby się przyznał do swoich grzechów.
Nic przeceniaj swoich zdolności ducho
wych, staraj się poznać na czem .ci zby
wa. Niejeden zostałby mądrym, gdyby nie myślał, że już jest mądrym.
Możesz posiadać bogactwa, ale bogac
twa nie powinny ciebie posiadać. Zupełnie co innego posiadać truciznę, a być za
trutym. Aptekarze mają truciznę, lecz nie są zatruci. Podobniesz i ty możesz bo
gactwa posiadać, lecz nie być przez nie
W I G I L I A
(Opowiadanie sta Opowiadają starzy ludzie, że w noc wi
gilijną, o ‘■amej północy, wszystkie zwie
gilijną, o ‘■amej północy, wszystkie zwie