• Nie Znaleziono Wyników

Wszystko co zaszło zdawało się jej snem, nie jawą

W dokumencie Ogień : powieść. Cz.1-2 (Stron 195-200)

Jeszcze się Perditą zwała.

Lato, umarłe lato, leżało tam w głębi wo­ dy, w szklane], opalowej zamknięte trumnie!

Słowa słowami były.

— Mógłżebyś ją pokochać? Oddech jeden jeszcze i w szystko gasło. Jak płomię gdy waha się pod wiatru tchnieniem, odrywa zawieszone zaledwie na cienkiej, sinej nici powietrznej przę­ dzy, to znów płonie i wybucha gdy podmuch przycichnie, tak zm ysły nieszczęsnej, wahały się porwane szału podmuchom. Lęk i wzburzenie pokryły twarz jej śm iertelną bladością,

Stelio Effrena nie patrzał na nią, wzrok trzym ał w bity w kamienie.

— Jeślibym ją znów spotkał, czy pragnął­ bym istotnie zapanować nad jej losem?

I w m yśli widział dziewiczą postać Dona- telli Ar vale, o szerokich, w ygiętych biodrach, w yłaniającą się z lasu najeżonych na estradzie smyczków, co się zdawały w y c ią g ać melodyę z samej jej istoty.

— Może.

I w m yśli widział jej twarz zamkniętą, twardą niemal, kryjącą m yśl _ niezbadaną... w i­ dział niechętne brwi ściągnięcie.

— Lecz co tam! i czemże być mogą wypad­ ki i potrzeby życia i losów wyroki, wobec wią­ żących nas uczuć. Możemyż być jak ci nędzni, m ali kochankowie, co dni trawią na sprzeczkach, łzach i wzajemnych wyrzutach, klnąc się wza­ jem nie...

Foskaryna zacisnęła zęby.

czyć rozpacznie o w łasność swą i bezpieczeń­ stwo. Mignął jej w m yśli b łysk zabójczy, zbro­

dniczy.

„Nie! nie dostaniesz jej!“

Egoizm brutalny kochanka w ydał się jej m onstrualnym.

Zdawało się je j, że się cała k rw aw i pod roz­ m yślnie, o k ru tn ie w ym ierzanem i sobie razam i, podobnem i ty m , k tó ry c h była raz św iadkiem n a drodze, w m ieście, górników .

Przypomniało się to jej teraz.

W idziała tam człowieka powalonego nagle o ziem ię uderzeniem maczugi.

W idziała jak się porwał bezbronny i usiło­ wał rzucić na napastnika.

Pam iętała grad razów wym ierzanych silną pięścią, słyszała jak się odbijały o czaszkę ludz­ ką, pam iętała desperackie usiłowania powstania powalonego o ziemię, twarz zbitą w jedną krwa­ wą ranę, dziwną i okrutną oporność życia.

W spomnienia te m ieszały się z bólem obe­ cnej chwili.

Porwała się przerażona gwałtownością, któ­ ra nią nagle zatrzęsła.

W tem cenna czasza pękła w konwulsyjnie zaciskającej się jej dłoni, zraniła ją i z dźwię­ kiem rzeczy rozbitych rozsypała się u stóp jej, na drobne szkła okruchy.

Drgnął Effrena.

Omyliło go jej dziwne m ilczenie.

Teraz dopiero spojrzał na nią i zrozumiał co znaczyć mogło i nagle przypomniał sobie ów wieczór gdy głownie skw ierczały i g a sły na ko­ minku, w pokoju aktorki.

r - pt E #wss*

Jak wówczas i teraz dostrzegł na jej twarzy z obłędem graniczące wzburzenie. j Chciał ją uspokoić banalnem ubolewaniem nad zbitą czaszą, lecz w rzeczy samej czuł się przestraszonym i zniecierpliwionym zarazem.

-— Ab!—zawołała kobieta, opanowując mio« tające ją drżenie, z gorzkiem ust zaciśnięciem — jak że silna jestem ! Innym razem, przyjacielu mój nie tak powoli wymierzaj swe razy, wiesz, ja k mało w ytrzym ałą bywam.

Spostrzegła że się jej palce krwawią.; Owinęła je chustką co się wraz zaczerwie­

niła. .

Spojrzała na leżące u nóg jej szkło rozbite — Czasza pękła! Nadtoś bo ją w ychw alał G dybyśm y też jej tu w znieśli pomnik?'

Gorzka i szydercza m iała usta ścięte cichym powstrzym yw anym , cierpkim śm iechem .

Stelio milczał, zawiedziony, z sercem peł- nem żalu po rozbitej jak ona piękna czasza na­ dziei.

— Naśladujm y Nerona, ponieważ jużeśm y naśladowali Kserksesa—ciągnęła Foskaryna.

Bardziej jeszcze może niż jej kochanek, cziu ła zgrzyt sw ych sarkazmów, ostre, fałszyw e to­ n y głosu, cierpkość śm iechu co mimowoli w y­ krzyw iał spazmatycznie jej usta, lecz nie mogła Bię już opanować, porwana wichrem nam iętności jak ci żeglarze, co z rąk ster w ypuściw szy, sta­ ją w obec burzy z opuszczpnemi, niezdolnemi pochwycić lin y i' w iosła ramiony.

Czuła nieprzepartą potrzebę naigrawania się

i

szydzenia, deptania, niszczenia tego co dotąd czciła.

Opanowywały ją szatany furyl, wraz z na­ dzieją i złudzeniami traciła wrodzoną sobie s ło ­ dycz i tkliwość.

Zawrzała w niej nienaw iść skrywająca się w głębi m iłości kobiet gw ałtow nych i nam ięt­ nych.

W spojrzeniu zresztą kochanka widziała po» w stający ten sam obłok co ćm ił jej serce i zm ysły,

— N iecierpliwię cię, gniew am , nudzę?—za­ wołała. — Chciałbyś wrócić do W enecyi i pozo­ staw ić po za sobą, w lagunach zmarłe, przekwi­ tłe Lato? Woda opada w odpływu godzinie, dość jej jednak zostało dla zalania tych co w ypłynąć na wierzch nie mają zamiaru. Chcesz, spróbuje! Chcesz? powiedz-że raz w reszcie bo wiesz jak po­ słuszną być umiem!

Mówiła słowa szalone, zapamiętałe, głosem syczącym , śm iertelnie blada, chwiejąca się na nogach, zemdlenia lub postradania zm ysłów bliska.

Effrena przypomniał sobie, że już ją widział .w podobnym stanie podniecenia, zmienioną do niepoznania, pewnego dnia pełnego szału, gniew u i smutku.

Serce mu się ścisnęło..

— Daruj mi je ś li cię zraniłem —szepnął usi­ łując ująć jej rękę i ułagodzić j ą pieszczotą — lecz czyś nie sama w ywołała,..

Przerwała mu, zniecierpliwiona słow y, gło­ sem i ruchem kochanka.

— Zraniłeś mnie! W ięc cóż, cóż to znaczy? N ie przepraszaj, nie rozczulaj się! Znam to! znam cię! W iem, pamiętam! um iesz płakać nad sm ut- ncm i oczami zająca którego p sy tw e rozrywają.

Szła szybko, wzdłuż kanału, mijając*’domy http://dlibra.ujk.edu.pl

na progu których siedziały jeszcze kobiety, trzy­ mające na kolanach kosze szklanych paciórek.

Słowa dław iły się w.jej ustach w ykrzyw io­ nych konw ulsyjnym śm iechem , dźwięczącym smutniej od łkań głośnych.

Towarzysz jej czuł przebiegające go dresz­ cze i nachylając się ku niej w ystraszony zwró- conem i na nich spojrzeniami przechodni, m ówił cicho.

— Uspokój się! uspokój! Foskaryno! Foska! proszę cię, błagam, uspokój się. Dojdziem y do brzegu, wrócim niebawem do domu... Pow iem ci... wówczas zrozumiesz... tu jesteśm y na ulicy... sły szy sz Foskaryno!

Na progu jednego z domów, stała kobieta ciężarna, ogromna, zawalająca drzwi całe.

Zamyślona gryzła pomału kromkę chleba. — Posłuchaj Foska! Foskaryna! Uspokój się, błagam cię! Oprze j na mem ramieniu.

Bał się że upadnie wyczerpana, zataczająca

się,

śm iertelnie biada.

N ie słuchała przyśpieszając kroku, biegnąc, zakrywając w ykrzyw ione spazm atycznym śm ie­ chem usta ręką ow iniętą w skrwawioną chustkę.

Zdawało się jej że skóra na tw arzy pęka. — Co ci! co widzisz? Na co tak patrzysz? N igdy już chyba nie miał zapomnieć jej Oczu i spojrzenia.

Szklane było a źrenice skakały w szeroko rozwartych powiekach.

Zdawała się olśnioną i widzącą coś czego on dostrzedz nie m ógł a co w łaśnie pobudzało

1ą do

tego spazmatycznego, konwulsyjnego śmie-

— Foska! zatrzymaj się! Napij się trochę wody.

Doszli do „fondamenta dei Y etrai.“ Sklepy b y ły już pozamykane.

Na pustej u licy rozlegały się odgłosy ich kroków i echo powtarzało jej śm iech spazma« tyczny.

Ile czasu upłynęło pomiędzy ich pierwszem tęd y przejściem i powrotem?

Jaką część życia zgubili na tej drodze? Jakie się mroki nagrom adziły po za niemi? W siadłszy do gondoli, otulona futrem, bled­ sza jeszcze niż przedtem, starała się opano­ wać śm iech spazmatyczny, przyciskając dłońmi szczęki.

Od czasu do czasu niepohamowanego śm ie­ chu wybuch, przerywał ostrą nutą ciszę

i

rytm uderzających o wodę w ioseł. , Przyciskała dłonią usta jak gdyby się mia­ ła udusić, pomiędzy opadającą na czoło woalką a skrwawioną przy ustach chustką, oczy jej sze­ roko otwarte i nieruchome szk liły się w wieczor­

nym mroku, ...

W powstałej nad lagunam i m gle zacierały się linie i k ształty, tylko w ystających po nad wodą ciem nych pali szeregi podobne b y ły do ko­ rowodu mnichów na popiołem posypanej drodze. Het! precz! w głębi, W enecya dym iła się niby rumowisko na placu boju.

Doleciał głos dzwonów...

W ówczas dopiero nerwowe ustąpiło naprę­ żenie, Foskaryna się upamiętała, zapanowała nad sobą; łzy

wytrysły z mrugających

jej

powiek;

.>— 196 - »

W dokumencie Ogień : powieść. Cz.1-2 (Stron 195-200)

Powiązane dokumenty