• Nie Znaleziono Wyników

S e n.

W głębokim śnie p o g rą ż o n y sp o cz y w a ł w sw y m namiocie R e jn h o ld , g d y w ic h e r miotał na w sz y s tk ie strony lekką tą b u d o w ą , i g ią ł drążki, które ją w sp ie r a ły ; słabo o św ie c a ła tę sypialnią w isz ą c a w środku lampka. — S e n młodzieńca z d a w a ł się b y ć nie najlep­

szym : pierś w z d y m a ła się g w a ł t o w n i e , u - r y w k o w o w ym a w ia n e w y r a z y zdradzały jąkąś t r w o g ę , na z w y k le łag o d n e j tw a rz y , malo­

w a ł się przestrach.

Lekko ro z su n ę ła s ię z a s ło n a , i w s z e d ł do namiotu pustelnik; w p a t r y w a ł się sta rze c z e w sp ó łc zu c ie m w niespokojenie ś p ią c e g o , i ż eb y p r z e r w a ć męczarnie m łodzieńca, obu­

dził g o . P o r w a ł s ię p rzebudzony i siadł na

ł ó ż k u , rzucając dziki w z ro k na w s z y s tk ie s tr o n y ; u sp o k o iw s z y się c o k o lw ie k , i w id z ą c , ż e stoi p rzy nim drogi j e g o d z ia d e k , p r z e ­ m ó w i ł radośnie: „ D z ię k i B o g u , ż e j e s t e ś p r z y mnie o jcze ! A c h ! j a miałem sen okrop­

n y ! Siądź-obok m n ie , bo mię j e s z c z e p rzej­

m uje tr w o g a , tak mi smutno, j a k n ig d y j e s z ­ c z e w życiu nie było. — Ś n iło mi s i ę , ż e le ża łe m w tru m n ie, a z mej piersi lała się k r e w obficie. O tw o rzy łe m o c z y i w id ziałem , ż e samotny leżałem w w ielkim bardzo k o ­ ś c ie l e ; lampa z a w ie s z o n a p rzed ołtarzem, rz u c a ła p osępn e ś w ia t ło , na znajdujące się ta m że g r o b o w c e i posągi. B y łe m sobie z u ­ p e ł n i e p rzyto m n ym , lubo ru s z y ć się n ie m o - g ł e m ; g d y z śmiertelnej rany płyn ęła stru­

m ien iem k r e w za każdem odetchnieniem.

O ! b y ło to okropne p o ło ż e n ie , przerażające u c z u c ie ! — A w tem s ły s z ę stąpanie po k o ­ ś c ie le zb liża ją ce go się ku mnie c z ło w ie k a ; a tym ty b y ł e ś , w r a z z jakim ś nieznajomym cz ło w ie k ie m . N iezn ajom y r z u c ił się na mnie i c a ł o w a ł mię c z u l e , ty zaś p o ło ż y łe ś tw ą r ę k ę na moję p ie r ś , poczem k r e w na raz się str z y m a ła , i o b u d ziłem się w objęciach t w o ­

i c h . 44 — ; i

181 —

„U sp o k ó j s i f mój s y n u ! — m ó w ił tonem łagodnym pustelnik. S e n tw ó j b ył tylko marą, igrzy sk ie m tw e j fan tazyi, skutkiem może jakiej ch o ro b y , która k r e w t w o ję w z b u ­ rzyła; nie myśl w i ę c o te m , nie bój się ztąd ład n ych okropnych sk u tk ó w .a

„ W s z a k w ie s z o jcze , ż e nie znam bojaźni, ani pod nią u le g a m ; już ja nie raz m iew a­

łem okropne sn y, ale tak p rze ra ża ją ce go jak ten , o którym m ó w i ę , nie miałem n igd y.

Jakieś smutne p rze czu cie zdejm uje mię; m oże twój Rejnhold pójd zie do s w e j matki, a ty jjc z e zostaniesz sam na tym ś w i e c i e ; — to jest w ła ś n ie , coby mi śm ierć przykrą czyniło.K Cicho płacząc spuścił s w ą g ł o w ę na piersi starca; ten zaś w z ru s z o n y tem n ad zw y cza j­

nym rozczuleniem w n u k a , d łu g o w alc z ył i u c z u c ie m , aż się zd o b ył na s ło w a p ocie­

chy. „J a k to ? p r z e m ó w ił w r e s z c i e , toż to ma b yć ó w m ężny i od w ażn y R e jn h o ld , któ­

ry s p o cz y w a na mej piersi? T e n sam , co nie daw no tak g o r l iw ie i słuszn ie odm awiał gw iazd om w p ł y w u na losy lu d zk ie? T e n ż e to sam , co w ie , ż e W s z e c h m o c n y , Najmędr­

szy i N ajlepszy O jciec rządzi lu d źm i, cz u w a nad tym i, co mu w ie rn ie służą i nic istotnie

z ł e g o na nich n ie d o p u s z cz a ? — A oto teraz

— s e n , c z c z y obraz fantazyi rozzbraja całe m ę s t w o j e g o , i obala te p o d sta w y ufności w B o g u ! — Nie mój syn u! nie hań b’ się tą t r w o g ą ! — S p o jrzy j w o k o ł o s i e b i e , toć z n i­

k ły sklep ien ia , g r o b y , p o s ą g i , które cię tak t r w o ż y ł y , a ty s p o c z y w a s z na ło n ie t w o je g o ojca! — C z e g ó ż się j e s z c z e lękasz m a ł o - w i e r n y ; w sz a k ci losy t w o je zło ż o n e są w r ę ­ ku B o g a , a on jest panem t w e g o p o w o d z e ­ nia. P rzeto u spok ój s ię i nie p o z w a la j, aby c ię p ró żn e t r w o ż y ł o m a r z e n ie , któ re zapra­

w d ę p ierzch n ie p rzed promieniami w s c h o ­

d z ą c e g o słoń ca.a r

W z b u r z o n a fantazya R ejnholda podczas tćj m o w y starca uspokoiła s i ę , w s z a k ż e nie z d o ł a ł j e s z c z e stać się panem sm u tn e g o u - c z u c i a , jakiego dotąd j e s z c z e n igd y nie do­

zn a ł. P o w s t a ł z posłania i p r z e s z e d łs z y parę- r a z y po namiocie r z e k ł: „ N u ż o jc z e ! nie j e - s te m ż e ja ju ż z n o w u d a w n iejszy m śm iał-' k i e m ? — Mocą tw ych s ł ó w pierzchła trwo-*

g a ! — W s z a k ż e p o w ie d z ż e m i, jakim żeto s z c z ę ś liw y m przypadkiem znalazłeś się r lto-f • c h an y o j c z e , w ła ś n ie w sam r a z , g d y ciebie n a j w ię c ć j p o t r z e b o w a ł e m ? K •

— 183 —

„ A w sz a k ci ja p r z y r z e k łe m , ja k tylko b ę ­ dzie można najrychlej o d w ie d z ić cię w obozie.

D ziś w ie c z o r e m tu stanąłem. W s t ą p iłe m do k s ię c ia , g d z ie z e s z e d ł nam czas na rozma­

itych ro z m o w a ch aż do c h w ili, k ie d y mię do t w e g o namiotu o d p ro w ad zić rozkazał. Jest teraz w ła śn ie p ó łn o c; nie byłbym cię p r ze ­ b u d z ił, g d y b y sen tw ó j b y ł tak spokojny, jak z w y k l e , ale ż e w id ziałem iż c ie r p i s z , p o w i­

nienem b y ł p r z e r w a ć t w e cierp ien ia, obu ­ dzić c ię . “

„ O jakże ci w d z ię c z n y j e s t e m , ż e ś przer­

w a ł moje okropne p ołożen ie! — A teraz ko­

chany o j c z e , zajmij moje p osłanie; ja jako ż o ł n i e r z , o w in ą w s z y się w p ła s z c z , spoczn ę p rzy n o g a ch twoich. Z d aje mi s i ę , ż e teraz b ę d ę sp ał spokojniej.01

' Z w d zię czn o ścią p o ło ż y ł się pustelnik na Rejnholda miejsce. M łodzien iec d łu g o nie m ó g ł z a s n ą ć , ja k ie ś smętne przeczu cie n ie ­ pokoiło g o , aż w kilka g o d zin zasn ął sp o k o j-

Wjfffi pokrzepiającym snem.

T u ż po odejściu pustelnika do namiotu W ań k a , z a p o w ie d z ia ł słu g a księeiu hrabiego H ildenhorsta, który w ła ś n ie co tylko p rzy b ył do obozu. W alle n ste jn zażąd ał w id z ie ć się

z nim natychmiast i p rzy jął ojca R ejnholda z s z c z e g ó l n ie js z ą uprzejm ością. „ A w itajże hrabio H ildenhorst, choć p rzy z n a ć m u s z ę , ż e ś s ię z p rzybyciem tw o je m o p ó ź n i ł . — Jakże, c z y c h c e s z , j a k cię p r o siłe m , zo stać przy m n ie ; c z y p rzy w o z isz tylko od J e g o C e s a r ­ skiej Mości d e p e s z e ? a

„ I je d n o i d r u g ie : c h c ę pod bokiem W a ­ s z e j K sią żę c e j Mości w a l c z y ć ; — a tu oto listy, które z w ła s n y ch rąk C e sa rz a odebra­

ł e m , w r a z z p o zd ro w ie n ie m dla w i e r n e g o » M a rs z a łk a , j a k się J e g o C e sa rsk a M ość w y ­ razić raczył. “

„ T o p r a w d a , że na raz w ie l e p rzy jem n o ­ ś c i ; ale n ajprzyjem niejsza mi z e w sz y stk ic h , tw o ja hrabio osoba. — P r zy jm ie sz komendę m e g o p i e r w s z e g o pułku ja z d y . S ą to u c z ­ c i w i , dzielni lu d z ie , mężni i bitni jak l w y , m o że s z sobie na ich c z e le s ł a w ę z je d n a ć ^ ' ju tr o od b ie rze sz p a ten t, i zaraz obejm iesz

obow iązki. Jak mi się z d a j e , da nam S z w e d n ie b a w e m za tru d n ie n ie ,— D zieln ieś hrabio b y ł w e W ie d n iu czyn nym na moją r z e c z , takiemu m ę żo w i w in ien em dzięki. P o z w ó l , ż e aż do najbliższej b it w y zostanę tw ym dłu żn ik ie m , a w te n c z a s chociażby je s z c z e

— 185 —

nikt nie p o w ie d z ia ł, ż e książę Frydlandu w y ­ nagradza p r zy s łu g i po c e s a r s k u , to ty nie­

za w o d n ie b ę d zie sz p ie rw s z y m ; na to daję ci w z a st a w moje k s ią ż ę c e s ło w o .w

„ K s ią ż e j e s t e ś w ie lc e dla m nie łaska­

w y m ! — Mam z sobą to w a rz y s za który pra­

g n ie także s łu ż y ć pod c h o rą g w ią k s ię c ia , m ło d e g o H ard e n b erg a . W s z a k ż e książę p o ­ k a za łe ś mu d o sy ć przychylności; ufny w ta­

k o w ą prosi o przy jęcie do słu żby, je że li to b y ć m o ż e , pod m ojem okiem.“

- „ A dla c z e g ó ż nie stanął o so b iście ? — C z y nie śmie pokazać się staremu przyjacie­

low i j e g o familii? P o w ie d z m u , ż e F ryd la n d - - c z y k nie je st tak z ły m , jak g o malują w rzym ­ skim państwie.^

„ W a s z a K s ią ż ę c a M ość ubliżałbyś j e g o g o r l iw o ś c i, g d y b y ś p rzy p u szczał p o w ą t p ie -

‘ #W anie o je g o u szan ow an iu i u leg ło ści. D o o s o b is te g o p rzed staw ien ia się W . K s . Mości było m u p rzeszk o d ą potknięcie s i ę k o n ia im a łe S tłuczen ie, w skutek k t ó re g o b ęd zie musiał p arę dni w yp o c z ą ć . Z re sztą nie sp o d zie w a m się żadnych n ieprzyjem n ych n astępstw.^

. „ S k o r o w y z d r o w i e j e , odd asz mu hrabio rotmistrzostwo w tw oim pułku, P otrze b u ję

j a zdatnych lu d zi, H a r d e n b e r g a znam j a k g o d n e g o m ęża. — W r a c a j w imię B o ż e do t w e g o przyjaciela; p r zy r z e cz e n ia m e g o d o­

trzym am ! “

Z a d ow oln ion y ła s k a w o ś cią K s i ę c i a , w y ­ s z e d ł hrabia z namiotu.

Powiązane dokumenty