• Nie Znaleziono Wyników

Spalenie W orozdynu.

, , P r z e d czterem a dn iam i, sied ziałem w ie ­ czorem p rzy kom inku g rz e ją c z z ię b łe człon ki, na raem ło n ie s ie d zia ł snem z d ję ty R ejnhold.

B y łto w ie c z ó r podobn y do d z is ie js z e g o , z i­

m n y, sło tn y, p o n u ry ; — żadna g w ia z d a n ie p r z y ś w ie c a ła , w ia tr w y ł ja k szalo n y, d e szc z u le w n y bił silnie w okna. M ało m ię to o b ­ c h o d ziło s ie d z ą c e g o w c ie p łe j izb ie i piastu­

ją c e g o na łon ie to , co mi na tym ś w ie c ie b y ło n a jm ilsze .— W te m w p ad a zad yszo n y i s tr w o ­ żo n y s łu g a do izb y i tę w ie ś ć g ł o s i : „ S z la ­ ch e tn y hrabio! u sp o só b s ię sm utną u s ły s z e ć n o H in ę ! —

W

p o b liskiej w s i dokazuje od­

d zia ł W ę g r ó w w sp o só b n a jo k ro p n iejszy! — P r a g a w ręku c e s a r s k ic h , a w o jsk a k r ó le w ­ skie n a w s z y s tk ie ro z p ie rz c h ły się strony.

— 29

K o rzysta ją c zzam ię sza n ia w ę g ie r s c y żo łn ie ­ rze napadają w s ie i rabują lud b ied n y. M a­

szta le rz W e jt b y ł w ła ś n ie w e w s i , g d y rota kapitana T o r e lli, któ ry tu tak okropnie g o ­ sp o d arzył, w p ad ła do w s i . — Ł o tr ten pytał się je d n e g o z c h ło p ó w , czy hrabia je s te ś w w d o m u , i d o d a ł, iż ci ch ce odd ać w iz y t ę , k tó rą popam iętasz. — P rze stra szo n y c z ło ­ w ie k nie z d o ła ł dać o d p o w ie d z i, za co u d e ­ r z y ł g o T o relli płazem p ałasza w g ło w ę tak o k ru tn ie, ż e za p y ta n y p adł b e z zm y słó w ; W e jt z a ś , który się n ie m yli, bo p rzy ś w ie tle pochodni dobrze m ó g ł rozpozn ać T o r e lle g o , zem k n ął i za d y sza n y w ła śn ie co p rzy n ió sł tę sm utną w iad o m o ść. “

„P rz e lę k n io n y tem d o n iesien iem , p o rw a ­ łem się z k r z e s ła , przytom ność zu p ełn ie mię o d b ie g ła ; w e w si dało się s ły s z e ć d z w o ­ n ien ie na g w a ł t , a płom ień okropny palą­

cych się d o m ó w w ło ściań sk ich o ś w ie c ił stra­

s z liw ie okna m ego m ieszkania. M ieszkań cy zamku w padali je d e n za d rugim po rad ę i rozkazy. — W y jrz a łe m okn em ; o B o ż e ! ja k okropna scen a p rzed staw iła s ię oczom mo­

im ! — W ic h e r m iotał płom ien ie palących s ię dom ów , co tylko zapalił k o ś c ió ł, ż o

ł-d actw o u w ijało s ię po w s i , w le w e j r ę c e trzym ając pochod nie dla zapalania o ch ron io­

nych je s z c z e p o m ieszka ń , w p ra w e j m or­

d erczą b r o ń , ścig a ją c n ie sz c zę śliw y ch w ie ­ śn iakó w ; p rze ra źliw y krzyk i se rce ro z d z ie ­ rający p łacz u d e rzył me u szy ; a to mię z o słu p ien ia o b u d ziło , m ęstw o i o d w a g a o d żyła w e mie. P rzy p a sa łem m iecz do boku, zg ro m a d ziłem m oich lu d z i, zapaliłem ich o d w a g ę dzielnem i s ło w y , w yd ałem sto so w n e do o b ro n y zam ku ro zk a zy. W s z y s tk o , co zd oln e b yło do b o ju , stan ęło w kilku m i- * nutach zaopatrzon e b ro n ią, czterd ziestu z u ­ c h ó w liczyłem w moim p o czcie. Z ataraso ­ w aliśm y bram y zam k u , n aznosiliśm y broili, k u l, k a m ien i, b elek na m ury; krótko m ó­

w ią c b yliśm y w s z y s c y g o to w i p rzyjąć d zie l­

nie n ie p rzyja cie la , b ić się do ostatn iego bośm y byli p rzek o n a n ym i, ż e nie możns się s p o d z ie w a ć pobłażan ia od napastników . Ja stan ąłem w n a jn ieb esp ieczn iejszem m iejJ scu p rzy m o śc ie , g d z ie r ó w nie b y ł dosyt g łę b o k i.

N ie d lu go śm y czekali na nieprzyjaciela, w n e t stan ął tręb acz z w e z w a n ie m , aby się p o d d a ć , a g d y śm y odm ow ną dali od p ow ied ź.

— 31 —

n astąp iły p o g ró ż k i, i zam ek zo stał opasan y.

N a p o w tó rn e w e z w a n ie , o d rzekłem : ż e po­

trafię o p rze ć s ię najezdnikom . W o d p o w ie ­ dzi św isn ę ła obok mnie kula i za b iła c z ło ­ w ie k a , o c z y w is t a , ż e mnie ofiarow aną była, p rzeto sk o czyłem za m ur i rozkazałem lu­

dziom dać ognia. N asze d o b rze m ierzone s trz a ły p o w a liły do trzyd ziestu n iep rzyjació ł, ale i z n aszych padło kilkoro. — Z natężoną o d w a g ą n astęp ow ali W ę g r z y ; spuściło się ich kilkadziesiąt w w ą w ó z i ch cieli ztam tąd o p an o w ać m o st, kazałem z w a lić na nich p rzy g o to w a n e d rze w a i k a m ien ie, to ich p o d ru z g o ta ło , a ja odetchnąłem w id ząc, iżeśm y naszą obroną nie źle p rzerzed zili n iep rzyjacielsk ie s z e r e g i, i że n iektóre od­

d ziały oddalały s ię od bram y. — A le mylna to była p o cie ch a , nie w ie le b ow iem u pły­

n ęło c z a s u , g d y z d ru giej strony zam ku U słyszałem szczę k broni. O słu p iałem , bo p rzy s z ła mi m yśl: czy też n iep rzyjaciel nie od krył p o d ziem n ego w ch o d u ? — T orelli na c z e le ; ten T o r e lli, którem u żad en zakątek zam ku nieznajom ym b yć nie m oże. — Z e ­ b rałem co tylko było m ożna ludzi i p o śpie­

szyłem do ty ln ego w a łu . — B o ż e ! mój d o

-t j m ysł n ie b y ł płon n y! — P o d o b n ie ja k du chy p iekieln e w y ła zili n iep rzyjaciele z podziem ­ nych sklepień . Moi w a lc z y li ja k lw y , ale c ó ż ? kied y n iep rzyjaciel liczbą n as p rze ­ w y ż s z a ł. P o stan o w iliśm y d ro g o sp rzed ać ż y c ie n a s z e ; cięliśm y na le w o i na p raw o , napastn icy padali w e k r w i w ła s n e j. W tem s ły s z ę ch rap liw ie w ym o w io n e n azw isk o m oje, o glądam się w tę s tr o n ę , a oto stoi p r z e - dem ną zem stą pałający T o relli. P r z y blasku p ochodni poznałem te g o ło tr a , k tó ry — • p rzyp om in asz so b ie — w P a d w ie nas oby­

d w ó ch zd rad zieck o n a p a d ł, ch cąc się po­

m oście za urojoną o b razę. J e g o k r w io ż e r ­ czy zam iar nie udał się na ó w c z a s , ale zem sta pozostała w je g o czarn ej d u szy, a z a b iw s z y có rkę sw e m okrutnem p ostęp o­

w a n ie m , p o stan o w ił z g u b ić i je j ojca.

O tó ż d ru gi raz stanęliśm y na p rze c iw so b ie ; n asze p a ła sze p o c zę ły szczęka,ć; r e ­ szta w m ilczen iu zrobiła z a w ie s z e n ie b ro n i,, aby się p rzy p a trze ć w a lc e sw y c h n aczeln i­

k ó w , o św ie c o n e j rażą ce m św ia tłe m p o ch o ­ dni. Z d rad zieck o zm ie rza ł d łu g i p a ła sz n ie­

p rzyjaciela do m ojej p ie r s i, aby ją p r z e s z y ć , le cz n a d zw y cza jn ą siłą i obrotem o d p iera ­

— 33 —

łem tako w e ra zy , upatru jąc sp osob n ości aby mu za d a ć raz śm ierteln y. W ła ś n ie p o d n ió sł m iecz w g ó r ę , a że b y n aw ałem u d erzenia p o w alić m ię , g d y na raz z a w y ł w ia tr, i z p r z y le g łe g o skrzyd ła za m k o w e g o b u ch n ął sro g i p łom ień ; to g o z m ię s z a ło n a moment; co s p o strz e g łs z y ciąłem g o z całej siły , i p o w a ­ liłem na ziem ię. W rz a s k tr w o g i i zem sty, w y d o b y ty z p ie rsi w ę g r ó w , b y ł śp iew em p o g rz e b o w y m tem u ło tro w i. W czasie g d y k rw ią zb ro czo n e g o jedn i odn osili na s tr o n ę , u d erzyli dru d zy na m nie za p a lczy ­ w ie . Moi osłonili m ię i z w y trw a ło śc ią odpierali n ie p rzyja ció ł. P o św ię ciliśm y się na ś m ie rć , i w alczyliśm y z ro zp a czą ; m nie B ó g ła s k a w ie o c h ro n ił, nie odebrałem żadnej ra n y ; ale g d y obok m nie padali to w a rz y sze , i jab ym n iezaw o d n ie p adł b y ł w obronie m e g o majątku.

;,W tym krytyczn ym m om encie p r z y b ie g ł

^do m nie kapelan z lekarzem i szep n ął m i:

„h ra b io ! pam iętaj o R ejn h o ld zie! — On ma p raw o do tw e g o życia ! — C hod ź z nami póki je s z c z e c z a s ! “ — R zu ciłem oczym a b o leści na m oich w iern ych to w a r z y s z ó w ; ja k ż e op u ścić ty c h , co dla m nie na śm ierć

s ię p o ś w ię c ili? — T a m yśl mną z a ch w ia ła , ale p o c h w y c ił mię lekarz z kap elan em pod r ę c e , i g w a łte m uprow ad zili z p o b o jo w is­

ka. — P o kilku m inutach p rzyb yliśm y u kry­

tym k u rytarzem na p rze c iw n ą stro n ę zam ku, i stanęliśm y za m urami. T am za ich stara­

niem c z e k a ł na m nie s łu g a trzym ając o sio ­ d ła n e g o konia za c u g le i R ejn h old a na ręku.

P rzycisn ąłem w n u ka do s e r c a , o kryłem się o b szern ym p ła s z c z e m , w sia d łe m na d ziel­

n e g o rum aka i w z ru s z o n y rzek łem do m oich p r z y ja c ió ł: „b ą d źcie zd ro w i! Oto je s z c z e raz w y p ę d za m ię p rzykry los z m ojej w ła ­ s n o ś c i, m nie latam i s ty ra n e g o starca! — J e ż e lib y zm ien ny los nie ze ch cia ł nas tu na ziem i k ie d yś p o łą c z y ć , to zo b a czy m y się n ie za w o d n ie ta m , g d z ie niem a sm utku i n a rze k a n ia ! “ — A m e n o d rzekli p rzyjaciele;

a po podaniu so b ie w z a je m w d zię czn y c h d ło n i, p ęd ziłem lotem b ły sk a w ic y w ś r ó d ciem n ej nocy.

„ W n e t oddaliłem się zn a czn ie o d m ego z a m k u , k tó ry z daleka u jrzałem je s z c z e w okropnych p łom ieniach. Ł z y z ro siły m oje lica na w sp o m n ie n ie , iż n ie b yło mi w oln o p o ż e g n a ć z w ło k m ej c ó r k i, — ch o ć z n ę k a ­

ny zm a rtw ie n ie m , zn u żo n y w a lk ą , p rze cie ż z w ie ra łe m ostrogam i k o n ia , i pędziłem p rzez p o la , aby nie natrafić na ro zb itk ó w z pod P ra g i. — W końcu stanąłem p rzed sam otną w śró d lasu stojącą chatą. W ę g la r z m ieszkał w n ie j, i dał p rzytu łek m nie i w n u k o w i m ojem u.

„ T a k w ię c stałem się w y g n a ń c e m , opu­

szczo n y m , sam otnym ; w sz y s tk o co mi b yło m iłe , z n is z c z a ło ; córki z w ło k i pokryte z w a ­ liskam i za m k u , m ąż jej obłąkan y, spalony lub sro d ze zam o rd o w an y, m ajątek w ręku n ie p rzyjació ł; p o zo stało mi tylko d zie cię , k tó re za pom ocą p rzy ja ció ł u ratow ałem z p o g o rze lisk a. B ied n a s ie ro to , jakieiTci z d o ­ łam dać w y c h o w a n ie , sam o g o ło co n y ze w s z y s tk ie g o ! W tym n a w ale b o lesn e go u c z u c ia , padłem na kolana i z a w o łe m ;

„ W ie lk i B o ż e ! — S iła ręki T w e j w s z e ­ chm ocnej upokarza m ię d o tk liw ie! — T w o je rząd y są n ie d o śc ig łe ! Jak ciała te n ie b ie ­ skie fiiieźą raz so b ie zakreśloną d r o g ą , tak ręka T w o ja w sk a zała d ro g ę c z ło w ie k o w i, a on nie w i e , co g o c ze k a w najbliższej g o d z in ie ; ale T y p ro w a d zisz g o p rze z cier­

pienia do s z c z ę ś c ia , bo je s t e ś dobrym je g o

— 35 —

ojcem . T ą w ia rą ż y ję i n ieu pad am ; w iem ż e c zu w a sz nad n ie szczę śliw y m tu łaczem i p o p ro w a d zisz m ię tam d o tąd , g d z ie zn a jd ę u lg ę dla strap io n eg o se rca . — Z lituj się n ad biedną s ie ro tą , k tóra ujrzała św ia t na śm ierteln ym ło żu m atki. B ąd ź mu ojcem p r z e z c ią g ży c ia j e g o ! u

„ C u d o w n ie w zm o cn io n y temi m yślam i, ro z w a ż a łe m co dalćj ro zp o czą ć n ależy. C z e ­ g ó ż j a , zn ęk an y w ie k ie m i d o leg liw o ścia m i, m o g łe m ju ż szu k ać na tym ś w ie c ie ? — S p o - ko jn o ści i odosobn ien ia od św iata z a p ra g n ę ła d u sza m oja. A le dokąd s ię u d a ć ? — W p r a ­ w d z ie posiadam ja je s z c z e dobra w C ze ch a ch , ale m u szę w y z n a ć , ż e mi św ia t zb rzy d ł z u ­ p e łn ie , bo b yłem św ia d k ie m , jak z b e z c z e ­ szczo n o obraz B o sk i w c z ło w ie k u , i m iałżem w r ó c i ć , aby b yć św iad k iem tych o b m ierzło ­ ś c i? W tem sk ie ro w a ł n iezaw o d n ie B ó g ^ m yśl moją ku W a m , ku p rzy ja c ie lo w i m ojej m łod ości, o którym w ie d z ia łe m , ż e m ie szk a - c ie w spokojnych dolinach. D o W a s w ię c p o stan o w iłe m d ą ż y ć, a że b y W a m p o w ie r z y ć m oje n ie s z c z ę ś c ia , zn a le źć lek a rstw o na ran y se rc a , a potem p rzy w a s z e j rad zie, w cichym jak im za k ą tk u , p o św ię c ić s ię w ych o w a n iu

37

-m e g o R ejn h old a w bojaźni b o że j. I to je s t co m ię do W a s szan o w n y P rzyjacielu p rzy­

w io d ło ; zn a cie m oje n ie s z c zę ś c ia , m oje c ie r­

p ie n ia , p rzyjm ijcie m ię pod W a s z ą op iekę, n iech sch y łe k m e g o życia n a ce ch o w a n y b ę ­ dzie w y rze c ze n ie m się w s z y s tk ie g o : pokorą.

Z rzekam się m oich g o d n o ści, moich u rz ę d ó w , któ re mię na ś w ie c ie z d o b iły , do św iata n ie - mam żadnych p re te n syi, nie zn a n e g o nikomu, n iech m ię obejm ie jaka chatka p usteln icza, w r a z z w u n kiein moim. D z ie c ię to ma się d o w ie d z ie ć o n a z w ie sw y c h ro d z icó w i sw ych dalszych stosun kach w p ó źn iejszy m dopiero w ie k u ; a dotąd n iech się sposobi na g ru n ­ to w n e g o katolika, na ś w ia tłe g o i czyn n e g o o b y w a te la ; ja sam p rzeleję w j e g o se rce i u m y sł to, o czem w ie m , ż e mu k ied yś w to­

w a r z y s tw ie Iudzkiem b ęd zie potrzebne'm.

J e ż e li mi się uda p rzy pom ocy B o skiej zro b ić z n ie g o czło w ie k a g o d n e g o , naten czas sp o - kojn y pójdę za w e z w a n ie m B o g a do w ie ­ czn ości. P rze to p ro szę W a s , p o zw ó lcie mi p r z y boku W a s z y m sp o czą ć w tem zaufaniu, ż e p rz e d s ię w z ię c ie m oje p op ierać b ę d zie cie . Jako słu g a B o g a i n a s z e g o Z b a w ic ie la , w stę p u ję pod g o d ła w iar^ .u

K ap łan słu c h a ł z ro zrze w n ie n ie m m ó w ią ­ c e g o ; g d y sk o ń czy ł p o b ło g o s ła w ił j e g o p r z e d ­ s ię w z ię c iu , i u ścisk ał g o n a js e r d e c z n ie j.—

D łu g o trw a ł tkliw y ten uścisk. P o cze m p r z y ­ r z e k łs z y n ow em u p u steln ik o w i w sz e lk ą p o­

m oc, i to z tak s z cz e rą c h ę cią , z ja k ą n ie ­ g d y ś s łu ż y ł mu w m ło d o śc i, z a w e z w a ł g o do sp o czy n k u , bo na w sc h o d z ie słoń ce ju ż s w e prom ienie ro zp o ścierać poczynało. — W n e t po trud ach i n ie w y g o d a c h zasn ął g o ś ć snem spokojnym .

RO ZD ZIAŁ IV .

Dni szczęścia po długich cierpieniach.

C a łą zimę przem ieszkał hrabia w domu sw e g o przyjaciela. Samemu tylko W a lle n - stejnow i wiadom y był je g o przytułek. Bo W allenstejnow i pow ierzył hrabia zarząd dóbr sw o ich , które prócz W orozdyna doń nale­

ża ły ; reszta przyjaciół sąd ziła, iż p oległ z rąk W ę g r ó w lub gru zy zamku zasypały g o . W allen stejn , aby życzliw ych p ocieszyć a nieprzyjaciół utrzymać w karbach umyślnie mścił w ie ś ć , że hrabia Czechin uszedł do

?rancyi, jako upoważniony od niego za­

wiadywał jak najsumienniej dobrami sw e g o colegi. — Hrabia zaraz na drugi dzień po przyjeździe ow ym do proboszcza zdjął ubiór rycerski, przybrał się w habit pustelniczy, i prow adząc dziecię za rękę chodził d w a

-k r o ć na dzień do -kap licy, w -k tórej s-kład ał N a jw y ższe m u s w e m odły. — W ie ś n ia c y p rzy p a try w ali się p o czą tk o w o z p o d z iw ie - n iem tem u n o w e m u zja w isk u : zczasem o s w o je n i i u jęci g rz e c z n o ś c ią tak pustelnika, ja k i j e g o d z ie c ię c ia , n ie m ogli utaić u sza ­

n o w a n ia , jakiem ku ob yd w om p r z e ję c i byli.

S k o ro zaś w iosn a odm ieniła p o stać ziem i, w y p r o w a d z ił s ię n asz p usteln ik z d z ie c ię ­ ciem do zb u d o w an ej dla sie b ie w pobliskim b o ru ch aty, g d z ie p rze p ę d za ł c z a s na m o­

d litw ie , pracy i w y c h o w a n iu s w e g o w nuka;

zw o ln a p rzy zw ycza ja ł s ię do n o w e g o spo­

sobu ż y c ia , ale im d łu że j tak ż y ł, tem w ię ­ cej zn a jd o w a ł u p o d o b an ia , tem w ię c e j nikły z m a trw ie n ia , a n asta w a ło zu p ełn e z a d o w o - lnienie-, bo jak to m ało ma c z ło w ie k istotnych p o trzeb ż y c ia , ja k skoro ich sam so b ie nie tw o r z y ; — jak zatem ła tw o w tym w z g lę ­ d zie zad ow oloion ym b y ć m oże! — Jak to w o le n b y ć m oże od n u d ó w i czczo ści życia , skoro um ie u żyć czasu na szla ch etn e z a ­ trud nienia! — N ig d y ch ałaśn e w ym ysły lu ­ d zk ie n ie zdołają tyle za ją ć i ro z w e s e lić szla ­ ch e tn ie ducha c z ło w ie k a , ja k czysta i prosta natura! — N ie d z iw p rze to , że ten , który

— 41

p rzy p a trzy ł się zm ien n ości r z e c z y ziem sk ich , k tó ry d o św iad czy ł ich cie rp k o śc i, oddalony od św iata u cz u ł s ię teraz daleko s z c z ę ś li­

w s z y m , niż d aw n iej.

Poufn y s łu g a W a llen stejn a p rzy je żd ża ł w p e w n y ch czasach do h rab iego z w ażn em i w iad o m o ściam i, o któ rych ten że w ie d z ie ć b y ł pow inien . P o takich od w ied zin ach skła­

dał brat W a le n ty — taką b o w iem p rzy jął hrabia n a z w ę — zn a czn e dary p ien iężn e dla cierp iącej ludzkości na rę ce p ro b o szcza , z obow iązkiem rozdania tako w ych biednym w parafii; a chociaż p ro b o szcz n ig d y nie w y d a ł n a zw isk a d a w cy , b ied n y lud potrafił to d o­

b rze o c e n ić , ż e od czasu p o jaw ien ia się pustelnika s p ły w a na n ie g o obfite b ło g o ­ s ła w ie ń s tw o B o ż e ; i ró w n ie ta jem n ie, w p rostocie s w e g o s e r c a , um iał s ię o d w d zię ­ c z a ć sw e m u d obroczyń cy. P ró c z u sza n o ­ w an ia ja k ie m iał nieustan nie dla n ie g o , b y ­ w a ło c z ę s t o , ż e g d y w ra c a ł o jciec W a le n ty z k o śc io ła , zn a jd o w ał sw ą chatkę o c h ę d o ż o - ną i przyozdobioną kwiatam i.

W e s o ło ro sł R ejnhold ży c ie w czystem i zdrow e'm p o w ie trzu krzep iło j e g o c ia ło , a z n a jw ię k szą starann ością k ształco n e je g o

u m y sł i przym ioty s e r c a , o b ie cy w a ły dziad­

k o w i n ajpiękn iejsze o w o c e . Z n atężen iem s łu c h a ł nauk s w e g o n a u c z y c ie la , co mu nie b yło zro zu m ia łe m , o to p ytał się kilkokrotnie a ż n a leży cie zro zu m iał i p rzeją ł do u m ysłu s w e g o ; a o so b liw ie nauka w ia ry i j e j o b y­

c z a jó w b yła mu n a jw a ż n ie jsz ą , tę z a w s z e w u czy n k ach okazać się starał. — Ż y w e u czu ­ cie dla p ra w d y , sp ra w ie d liw o ści i słu szn o ści z a g n ie ź d z iło się w duchu j e g o ; b y w a ło że na w id o k n ie sp ra w ie d liw o ści i fa łs zu p ło ­ n ę ła tw a rz j e g o rum ieńcem ż a rliw o ś c i, lubo z w y k le ła g o d n o ść i uprzejm ość zm arłej matki g łó w n ą cech ą b yła ch arakteru je g o . — Mi­

ło w a n y i szan o w a n y od m ie szk a ń có w oko­

licy , sw o b o d n ie p ę d ził dni s w e j m łodości;

lu bo n ic je s z c z e n ie w ie d zia ł o sw o ich ro­

d z ic a c h , z p rzy czyn y ź e hrabia z a c h o w y w a ł ta k o w e ob jaśn ien ie aż do p ó źn ie jszy ch lat j e g o .

H rabia H ild en h o rst, o jcie c R ejn h o ld a , w y d o b y ł s ię , p ra w ie cu d o w n ym sp osob em z g o r e ją c e g o zam ku W o ro z d y n a , o czem W a lle n ste jn po p ięciu lub sześciu latach u - w iad o m ił pustelnika. Jakim sp o so b em to się s ta ło , n ie um iał p o w ie d z ie ć ; to tylko z p e­

— 43 —

w n o ścią d o n o sił, ż e z o b łę d u s w e g o je s t zu p ełn ie w y le c zo n y i b a w ił ja k iś czas na d w o rze s w e g o p rzy jacie la , op łaku jąc sw o je d aw n e b łę d y. W duchu pokutnym od p raw ił p ielgrzym k ę do R z y m u , g d z ie d o stąp iw szy od p u szczenia g r z e c h ó w , w r ó c ił do N iem iec, śled ząc teścia i s y n a , o których w ie d z ia ł, iż ż y ją . W ie ś ć uw iadom iła g o , że są w e F r a n - cyi: dotamtąd w ię c u d ał s ię p rzeb ieg ają c rozm aite okolice i dopytując się o n ich ; le cz g d y to b yło b e z skutku w r ó c ił zn o w u do N ie m ie c , bardzo sm ętny. P o długim czasie zn a la zł g o W a llen stejn przypadkiem rotm i­

strzem w słu żb ie c e s a r s k ić j, i w id z ia ł, ja k s ię o d zn aczył w kilku potyczkach o d w a g ą i m ęstw em .

T o w szy stk o w y c z y ta ł o jcie c W a le n ty z listu W allen stejn a z w ielk ą rad ością; i m ó­

w ił w u n iesien iu ducha sam do sie b ie : „ T a k je s t , zn a jd zie sz t o , c z e g o z taką usilnością szu k asz! tej pociech y w id ze n ia syna nie o d m ó w ię ci. L u b o ś ty b y ł m ordercą m ego lu b e g o d z ie c k a , ale m iędzy mną i tobą sta w a A n jo ł b ła g a ln y , tw o je n a w r ó c e n ie , k tó ry m ię rozbraja i cie b ie do serca p rzycisn ąć każe. U p łyn ą ć p raw d a je s z c z e la la , z a ­

nim u ścisk a sz tw e g o s y n a ; ale tak b y ć m usi, bo R e jn h o ld , niż w ystą p i w to w a rz y stw ie lu d zk ie m , p o w in ien b y ć w p rzó d n a le ży cie u g ru n to w a n y w w ie r z e i cn o cie — u m ysł j e g o ma b y ć zb o g a c o n y g ru n to w n em i w ia ­ dom ościam i na ś w ie c ie potrzebn em i. S p o ­ d zie w am s i ę , ż e B ó g u d zieli mi i życia i p o m o cy, ż e te g o d o k a żę ! “ R ejnhold lic zy ł w ła ś n ie ósm nasty rok ż y c ia , i przym iotam i d u szy p rze ś c ig n ą ł w s z e lk ie nad zieje s w e g o dziadka. P o b o żn y, p rzyk ła d n y, posiadał rz a ­ dki dar p o strzeg a n ia i pojm ow ania rz e cz y ;

— ro z w a ż a ł pilnie co w id z ia ł lub s ły s z a ł, — i z a s ię g a ł c ie k a w ie zdania s w e g o m istrza, k tó ry w id z ą c z ja k doskonałym p oglądem u cze ń zapatru je się na r z e c z y , ro z p ły w a ł się z rad ości. P r ó c z te g o p o sia d a ł zn a czn y z a ­ p a s w ia d o m o ści, z ła sk i s w e g o dziadka, k tó ry n a leża ł do rzędu u czo n ych lu d z i; — p ię k n y dar w y m o w y , ję z y k i, i postać ujm u­

ją c ą . D aleki od w sze lk ie j próżn ości i dum y, na każde skin ien ie b y ł p o słu szn ym ; p e łe n s z c z e r e j ufności w B o g u , posiadał m ęstw o i o d w a g ę . — Z g o ła o jc ie c W ale n ty m ó g ł się p o szczy c ić sw ym w y c h o w a ń c e m , i p o­

z n a ć , ż e w ła śn ie je s t c z a s , aby g o w y ­

— 45 —

p ro w a d zić na s c e n ę in n eg o ju ż n ie u k ryte g o p rze d św iatem ży c ia .

B y ło to w ła ś n ie p e w n e g o w io s ie n n e g o p o ran k u , g d y W a le n ty z R ejnh old em sie ­ d ział przed d om kiem , u d zielając mu w ia ­ dom ości. P o skoń czon ej n au ce w ła ś n ie ch cieli u d ać s ię na p rze ch a d zk ę , g d y p o ­ s ły s z e li tętęt zb liża ją cego się śp ie szn ie j e ­ ź d ź c a ; zatrzym ali się w ię c , i n ieb a w n ie sta­

n ą ł p rzed nimi na spienionym koniu s łu g a W allen stejn a. S k o c z y ł z g ra b n ie i z w in n ie z k o n ia, i ukłon ił się i w r ę c z y ł list od s w e g o pana. P u steln ik odebrał g o z w id o c zn ą ra ­ dością i p o p ro sił do ch atk i, w celu zasilen ia p o d ró żą zm ę czo n e g o posłańca. R ejn hold p o sta w ił g o śc io w i c h le b a , sera i m le k a , z uprzejm ą p ro źb ą , aby ra c z y ł p o k rze p ić się . S łu g a , stary ż o łn ie r z , p ro ste g o sp osob u m y śle n ia , siad ł i p o żyw a ł. — O jciec W a ­ len ty tym czasem p o sze d ł na stronę i czytał pilnie w rę c z o n y sobie list. — M u siał on za ­ w ie ra ć pom yślne w ia d o m o ści, bo tw a rz W a le n te g o w y p o g o d ziła s ię ; — czasam i sp o gląd ał na R ejnholda u p rz e jm ie , i coś so b ie z cicha szep tał. P r z e c z y ta w s z y list p rzy stą p ił z w y p o g o d zo n e m czo łem do od ­

d a w cy listu i rz e k i: „ B a r d z o pom yślną p r z y ­ w io z łe ś mi w iad om ość. Już blisko rok tem u ja k żad n ej nie m iałem w iad om ości o w a szy m w o d z u , i c ie s z ę s ię , ż e hrabię W a lle n ste jn a p o zn a ję teraz jako księ cia F ryd lan du. Jakże to d a w n o , ja k C e sa rz z a s z c z y c ił pana tw e g o tym zacn ym tytułem ? a

„ B ę d z ie tem u w n e t m iesiąc. — O w y ­ p raw a ch i w alkach K s ię c ia , p e w n ie ć o jcie c W a le n ty s ły s z a ł. Na c z e le trzyd ziestu ty­

się cy d o św ia d czo n e g o ż o łn ie rz a , ro z n o sił pom yśln ość broni c e sa rsk ie j po w szy stk ic h niem al niem ieckich p ań stw ach . T e r a z oble­

g a S tr a lz u n d , a ja ztam tąd w p ro st p rzy b y ­ w a m ; o d d a w szy list k się żn ie w P r a d z e , po­

śp ieszy łem tu d o tąd , ab y z e zlecen ia księcia m e g o p a n a , w am od d ać j e g o pism o. J e ­ że li dacie jak ą o d p o w ie d ź , ro z k a ż c ie , a ja z a cz e k a m , aż takow a w y g o to w a n ą b ę d zie .^

„ S k o r o w ra ca sz w p ro st do S tra lzu n d u , w ię c o św ia d cz K się ciu m ój najn iższy u k ło n , i z a p e w n ij: ż e w w yzn aczo n ym c z a s ie b ę d ę n ieza w o d n ie z moim w ych o w a ń ce m w P ra ­ d z e ; in n ej od p o w ied zi tym czasem n ie p o­

trzeb a. Jak mi tw ó j pan d o n o si, postąpi sobie z e Stralzu n d em krótko i w ę z ło w a to ,

oczem p rzyb ęd zie do P r a g i , g d z ie p rze to rid zie ć się b ęd ziem nie za d łu g o .“

„ C o do S tralzun du nie d zielę ja zdania le g o pana: bo ch ociażeśm y g o od strony idu tak o s a c z y li, że le d w ie ptak dostać się loń z d o ła , to za to zb yw a nam na okrętach , eb y g o o p asać od strony m o rza, a tęd y lostaje Stralzu n d ż y w n o ść , am unicyę i ś w ie ­ ż e w o jsk a. B o trzeb a w am o jcze w ie d z ie ć , :e w tych oto dniach D u ń czy k p o łą czył się i S z w e d e m , a n o w y szw e d zk i kom m endant iv S tra lzu n d zie , n ie m a łe g o kłopotu n ab aw i cesarskiego naczelnika. P o w ie m w am tylko małą próbkę t e g o , ja k to u nas id z ie : ośm dni przed moim odjazdem sie d ział K sią że ze sw oim i jen erałam i u s to łu , w nam iocie rozbitym na zn aczn em w z g ó r z u ; ja stałem przed nam iotem w sp arty na szabli i p rzy ­ słu ch iw ałem się tem u , co p a n o w ie d o sy ć

„ C o do S tralzun du nie d zielę ja zdania le g o pana: bo ch ociażeśm y g o od strony idu tak o s a c z y li, że le d w ie ptak dostać się loń z d o ła , to za to zb yw a nam na okrętach , eb y g o o p asać od strony m o rza, a tęd y lostaje Stralzu n d ż y w n o ść , am unicyę i ś w ie ­ ż e w o jsk a. B o trzeb a w am o jcze w ie d z ie ć , :e w tych oto dniach D u ń czy k p o łą czył się i S z w e d e m , a n o w y szw e d zk i kom m endant iv S tra lzu n d zie , n ie m a łe g o kłopotu n ab aw i cesarskiego naczelnika. P o w ie m w am tylko małą próbkę t e g o , ja k to u nas id z ie : ośm dni przed moim odjazdem sie d ział K sią że ze sw oim i jen erałam i u s to łu , w nam iocie rozbitym na zn aczn em w z g ó r z u ; ja stałem przed nam iotem w sp arty na szabli i p rzy ­ słu ch iw ałem się tem u , co p a n o w ie d o sy ć

Powiązane dokumenty