• Nie Znaleziono Wyników

Losy Rejnholda czyli Bóg cudownie się opiekuje tymi, którzy Go kochają. Powieść dla młodzieży katolickiej z czsów trzynastoletniej wojny. - Wyd. 2 popr.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Losy Rejnholda czyli Bóg cudownie się opiekuje tymi, którzy Go kochają. Powieść dla młodzieży katolickiej z czsów trzynastoletniej wojny. - Wyd. 2 popr."

Copied!
206
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)

Losy Rejnholda,

czyli

[jó g cudownie się opiekuje tym i 5 ' którzy Go kochają.

* o w ie ść d la m ło d zie ży k a to lic k ie j i ezasów trzydziesto- le tn iej w o jiiy ,

przełożona przez K s. M. Osmańskiego.

«>

jdanie drugie poprawione.

B R O D N I C A ,

ilrukiem i nakładem C. A. K 6 b l e r a .

1 8 6 1.

(4)

•; H a u

% ■

\ - V

/

(5)

RO ZD ZIAŁ I.

Gość w porze nocnej.

Jztern aście lat p rzed czasem , w którym n a - ,ia p o w ie ść w ła ś c iw ie rozpoczyn a s i ę , s ie - ział ksiądz A n ze lm W e n d t, p ro b o szcz m ałej iosczyny w bliskości m iasta S a lcb u rg a le ż ą - I , w sw o im sam otnym pokoiku, zajęty c z y ­ n e m jak ie jś książki. — Ciem na noc p o k ry - iła ziem ię, w e w si i w plebanii w sz y s tk o

i

g łęb o k im śn ie b yło p o g rą ż o n e ; w ic h e r to p o tężn y dżdżem i śn ie g ie m m iotał na z ystk ie stron y, trzep ał w o k n a , ź e aż s z y - , idzw onily, w p ad ając kom inem w y ł i p isz - p ł po domu n ib y fu rye p ie k ie ln e , a c h o r ą - e w k a na w ie ż y kościoła w ich rem szarpana

t

zyp iała u szy przerażającą piosn kę. U d e - ła na kościelnym z e g a r z e g o d zin a j e d e - i t a k s . p ro b o szcz zam knął książkę w której

J i *

(6)

z k rz e s ła i p rzech o d ził s ię po iz b ie , ażeby sie d ze n ie m stru d zo n e człon ki ro zru ch a ć i p o­

k rz e p ić. — W id a ć b yło z j e g o tw a rz y , że duch je g o r ó w n ie je st m iotany rozm aitem i sm utnem i m yślam i, ja k ze w n ą trz w ich rem p o w ie tr z e , d e s z c z i ś n i e g . — T r z y d z ie s to ­ letn ia w ojn a z a b u rzy ła c a łe n ie m c y ; potargała w ę z ły p oko ju , ład u i porządku. — W ie ś c i o b ie g a ły coraz sm u tn ie jsze : pola le ża ły od ­ ło g ie m , b yd ło p ozab ieran e p rze z żo łd a k ó w , a u b o g i rolnik d rę czo n y p r z e z n iep rzyjaciół r ó w n ie jak p rze z p r z y ja c ió ł, u ciek a ł w bory zo s ta w u ją c dom i ziem ię na s w y w o lę n ap a­

s tn ik ó w .— W io s k a w której ks. W e n d t m ię- s z k a ł b yła w p ra w d z ie dotąd je s z c z e od trw ó g i n ie s z c z ę ś ć , jak ich d o św iad czały strony od­

le g le js z e , poniekąd och ron ion a; pojed yń czf tylko u ryw ki o d d zia łó w w o js k o w y c h , istotn ra b u sie , znachod zili czasam i sp okojn ych m ie­

sz k a ń c ó w , i w y d z ie ra li im m ajątek. K to by od tej sm utnćj doli w o ln y, w s p ie r a ł p o trz e ­ b u ją cych ; w s z a k ż e w ten sposób nikły zdn ieil każd ym za so b y ż y w n o ś c i, nied ostatek si w z m a g a ł, tak ż e p rzy szło do t e g o , iż ni b y ło czem d zielić się z biednym i. P ię rw s z y r

(7)

do w sp ieran ia biedn ych b y ł p r o b o s z c z , ale i u n ie g o się p rzeb ra ło u czu ł on n ęd zę pa­

nującą tern d o tk liw ie j, że nie b y ł zdolen od ­ w ró c ić je j od s w e j lubej trzo d y, a p rzy sz ło ść p rzed staw ia ła mu się w bardzo smutnych kolorach.

T akiem i to ducha d ręczącem i myślam i za­

ję t y dobry kapłan sporem i m ie rzy ł sw ą izbę krokam i że n ie u w a ż a ł n a w e t, ja k w ielk ie na d w o rz e za b u rze n ie panuje. W tem ude­

r z y ł kominem prąd w ia tru , w p a d ł do izby i w y r w a ł je d n o skrzyd ło o k n a, lampa z g a s ła , ciem n ości n ap ełn iły iz b ę ; p rze lę k ły tem zd a­

rzen iem p ro b o s z c z , p o ch w y cił co mu pod rę k ę p o d p a d ło , z a sta w ił o k n o , i w ła śn ie ch cia ł zapalić la m p ę , g d y u s ły s z a ł silne pu­

kanie do bram y p o d w ó rza. — W z d r y g n ą ł się

— bo któżb y o tej p orze w taką sło tę m ó gł doń m ieć in te re s ? W cza sie w ojen n ym nic mu to d o b reg o n ie ro k o w a ło .— P ukan ie s ły ­ ch ać b y ło co raz n a ta r c z y w s z e , a w śr ó d sza ­ le ją c e g o w ich ru doch odziło j e g o słuchu tę ­ ten t kopyta k o ń sk ie g o .— M oże b y ć , ż e chory lub w ca le um ierający, żąda p o cie ch y ducho­

w n e j, — tu o c ią g a ć się nie w y p a d a , bo każdy m om ent jest d r o g i; — a je ż e lib y zb rod zień

(8)

stem w ręku B o g a , on m ię nie opuści. T a k ie m yśli sn u ły s ię po g ło w ie k a p ła n a , g d y z a ­ p a la ł z g a s łą la m p ę , a s ły s z ą c coraz tę ż s z e p uk an ie p o c h w y cił klu cze i w y s z e d ł na p o - d w ó r z e ^ łe b y kołaczącem u o tw o rz y ć bram ę.

S k o ro d rzw i sien i sk rzy p ły ustało k o łatan ie, b o g o ś ć b y ł p ew n ym ła s k a w e g o p rzyjęcia.

P o o tw o rzen iu bram y s p o s trz e g ł p r o - b o s z m ęża r o s łe g o , d łu g im i przestron nym p ła s z cz e m o k ry te g o , pod którym z s z c z e g ó l­

n ie jsz ą troskliw ością ten że p ia sto w a ł d ziecię.

P r z y w it a w s z y kapłan a św ię te m hasłem ka­

to lik a : „ n ie c h b ę d z ie p ochw alon y J e zu s C h ry stu s44 — trzym ając s w e g o d zie ln e g o kon ia za c u g le , z u szan o w an iem tak dalej m ó w ił: „ W y b a c z p rze w ie le b n y O jc z e , ź e n ie s z c z ę ś liw y p o d różn y w śró d nocy p rze ­ r y w a tw o ję sp o ko jn o ść; k o n ie czn o ść naka­

z a ła mi u cieb ie szu k ać p rzy tu łk u , i tu zd aje mi się zn ajd ę sp o k o jn o ść , k tó rej dotąd na p ró żn o szu k ałem .“

„N ie ch B ó g b ło g o s ła w i tw o je p rzy b ycie, o d r z e k ł p ro b o szcz tonem o d w d zięczają cy m s ię za za u fa n ie , — m oje p o w o ła n ie n akazu je m i pom agać i s łu ż y ć , ile tylko le ży w m ych

(9)

siła ch . P rze d e w szy stk ie m p ro szę w e jś ć do m ojej skrom nej sie d zib y ; p o w ie trz e n ie po te m u , że b y d łu żej m ożna się w y s ta w ia ć na je g o n iep rzyjem n o ść; — ja tym czasem konia w a s z e g o p o p ro w a d zę do stajn i, i obud zę g o ­ spodyn ię, a ż e b y się za k rzątn ęła około te g o , co w am po p o d ró ży n o c n e j, w takiej sło cie je s t p o trze b n e .K

„ O konia m e g o nie tro szcz się p rze w ie ­ lebn y O jc z e , ja sam się nim z a tru d n ię , ale oto tu jest coś in n e g o , co g o d n ie jsz e i p o ­ trze b n ie jsze tw o jej p ie czy .u

P o d czas g d y to m ó w ił, o d rzu cił poły p ła ­ szcza i oddał k sięd zu nadobną d ziecin ę, k tó­

r e , ja k g d y b y p rze c z u w a ła w jak g o d n e rę ce je s t zło ż o n a , spojrzała z całem zaufaniem n iew in n o ści w oczy kap łan a, 011 za ś u ściska­

w s z y ch ło p czyn ę z ło ż y ł ją na sw o jem łó żk u . P o d ró żn y w y s z e d ł z izb y , zd ją ł z konia tło — m o czek , siod ło i u z d ę , p o g ła s k a ł g o je s z c z e , jak g d y b y mu d zię k o w a ł za j e g o w ażn ą u słu ­ g ę , u d e rz y ł g o u z d ą , a koń zro zu m ia w szy w o lę pana, p u śc ił się cw a łem z pow rotem tak ż e za parę m inut n ie b yło s ły c h a ć je g o tę ­ tnien ia. G o ść zam kn ął w ro ta i w ró c ił z e zd jętem i z kon ia rzeczam i do p le b a n ii, —

(10)

p ie k ą .— P ro b o szcz b o w ie m p rzy w o ła ł sw o ją g o s p o d y n ię , starą B r y g it ę , która od razu sw oje'm w zię cie m zysk a ła zaufan ie p ię ć lat życia liczy ć m o gącej d ziecin y. C h ło p czyn a ju ż j e j p o w ie d z ia ł: ż e z ojcem b y ł bard zo d łu g o w p o d ró ży; ż e j e g o o jcie c jest bardzo d obry, ale z a w s z e sm ętn y, czasam i b ard zo p ła c z e , a w te n c za s i on niem oże w strzym a ć się od p ła c z u ; — że w domu ma sarn ę tak o sw o jo n ą, ż e z ręki jad a podaną s tra w ę ; ż e m ie szk a ł p rzed tem w w ielkim zam ku i m iał m atk ę, ale ona g d z ię ś z g in ę ła , o jcie c też nie w ie , g d z ie s ię podziała. T ak m ały poufnie p ra w ił g o ­ s p o d y n i, g d y o jciec w r ó c ił do izby.

N a pytanie p ro b o s z c z a , g d z ie b y u m ieścił k o n ia , o d rzek ł: „ w ie r n e z w ie r z ę u d a ro w a - łe m w o ln o śc ią , o ile , ż e od dnia d z is ie js ie j- s z e g o nie m yślę w ię c e j nafi siadać. N ie pytaj m n ie czem u ; p ó źn iej p o w ie r z ę ci moją ta je - • m n ic ę , nie je ste śm y so b ie b ow iem o b cym i, ty m ię tylko z pow odu d łu g ie g o n iew id zen ia n ie p o z n a je sz ; p o z w ó l p rze to , że się r o z g o s z ­ c z ę , b o słota p rzem o czyła mię z e s z c z ę te m .K Z d ją ł w ię c p ła szcz i o grom n y k a p elu sz c ie - m nem i o zd ob ion y p ió ram i, i z ło ż y ł na stołku.

(11)

P o d cza s le g o p roboszcz m iał sp o so b n o ść p rzyp a trzeć się bliżej sw o jem u g o śc io w i. B ył to ro sły , p o w ażn y m ę żczy zn a , k tó re g o ciem ny w ło s z d a w a ł się p r z e c z y ć sęd zi w o ś c i, jak ą w j e g o obliczu zm artw ieniam i pooranem b yło w id a ć. P o d łu g sądu zap atru jącego się nań kapłana zn a czn ie ju ż p rze sze d ł p ięćd ziesiąty rok życia, w s z a k ż e b u d o w y b y ł m ocnej i c z e r­

s t w e j; u b ió r je g o b y ł b o g a ty le c z zn aczn ie p od szarzan y, tu i o w d zie p op rzep alan y w ła ­ śn ie ja k g d y b y co tylko w r ó c ił z b itw y. S u ­ kn ię krótką ciem n eg o ko lo ru , z obszern em i ro zp o rk o w em i rę k a w am i, o k ry w a ł na p iersi sztu czn ie w y s z y w a n y ło s io w y kolet, na który z e z ło te g o łań cu cha s z y ję o b w o d zą ce g o , sp a ­ dał bardzo d ro g i medalion. W y s o k ie b ó ty ó w c z e s n e j m ody o k ry w a ły całą niższą p o ło w ę c ia ła , a zło te o stro gi za każdem stąpieniem b rzm iały po c a łe j izbie. W ielk i m iecz, ozn a­

k ę ry c e rs k ą , od p asał b y ł poprzednio i posta­

w ił w kącie izb y obok w n iesio n ych sw o ich rz e c z y . P o w a g a i bran ie się g o ś c ia , zapo­

w ia d ały g o sp o d a rzo w i, że ma p rzed sobą o so­

b ę należącą do n a jw yższej klassy s p o łe c z e ń ­ stw a. P o m ó k ł przem okłem u ro zebrać s ię , i w n et sie d zie li obaj poufale p rzy kom inku,

(12)

k t ó r e g o suty o g ie ń r o z g r z e w a ł z z ię b łe g o g o ś c ia . B ry g ita tym czasem p o staw iła w ie ­ c z e r z ę na przykrytym sto le , która ojcu i sy ­ n o w i dobrze sm akow ała. P o w ie c z e r z y z ło ­ ż y ła malca w m iękką p o ś c ie l, w k tó rej n ie ­ b a w e m sm acznie za sn ął.

O b yd w aj zaś m ę ż o w ie , ż e im o spaniu w z ru s z e n ie w zaje m n e m yśleć n ie p o zw alało, zb liż y li się ku s o b ie , i g d y s ię w sz y stk o w dom u u c is z y ło , g o ś ć stanął p rze d kapłan em i p o ło ż y w s z y p oufn ie p ra w icę na ram ię je g o o d e z w a ł się w te s ło w a : „ P r z e w ie le b n y o jc ie c A n zelm nie p ozn aje w id z ę s w e g o da­

w n e g o p rzyjaciela. — C z y m ię to w ie k tak d a le ce s ty r a ł, że i n a jw ie rn ie jszy m ój p rzy ­ ja c ie l m nie p o zn a ć n ie m o ż e ? u

L am pa rzu ciła prom ień na w sp a n ia łą tw a rz m ó w c y , a ten ja k b y b ły sk a w ic a p rze ­ s z y ł ducha p ro b o sz c z a , i ja k o b y nań w ró ciła d zia rsk o ść m ło d zień ca , p o w sta ł z k rzesła i r z u c ił się w ob jęcia g o śc ia . B yłto m om ent w ie lk ie g o w z ru sz e n ia w o czach ściskających s ię o só b za b ły sła łz a rad o ści, b o w tak w z n io ­ s ły c h ch w ilach j e s t c z ło w ie k w y n ie sio n y po n ad zierasko ść i nikn ie dlań to w sz y s tk o , co ^ g o trapi. — P o d łu g ie m n iem em — bo d u sze

(13)

tylko ro zm a w ia ły — • u śc iśn ie n iu , kapłan w z n ió s łs z y o c z y i r ę c e ku niebu o d e z w a ł s ię p ob ożn ie ro zczu lo n y: „ T e r a z P a n ie ! p o zw ó l słu d ze tw em u za sn ą ć w p o k o ju , b o ś z a d o - w o ln ił je g o n ajusiln iejsze ziem skie ż y c z e n ie ! P r z e d łu ż y łe ś ła s k a w ie dni życia m o jeg o , aż do zob aczen ia m ę ż a , którem u po T o b ie naj­

w ię c e j za w d zię cza m mój los! N iech Ci B o że w ie lk i b ęd ą dzięki w ie c z n e za tę ła s k ę ! “ — T a k czule w y n u rz y ł myśl s w ą p o b o żn y ka­

p ła n ; poczem w zru szo n ym g ło s e m o d e z w a ł się do p rzy ja cie la : „ Z a is te sza n o w n y hrabio!

d o b rześ u c z y n ił, iże ś z a w ita ł w dom sta reg o s łu g i domu t w e g o , i w taki sp o só b z g o to w a ł mu radosną g o d z in ę , w śró d dokuczających mu um artw ień. — D aru j m i, ż e o c zy m oje nie zaraz cię p o zn ały; boćto d łu g i p rze c ią g czasu leży pom iędzy dniem d zisie jszy m , a ow ą ch w ilą , A vktórejżeśm y jako rze źcy m łodzieńcy w zaje m że g n a li s i ę ! “

„ O p ra w d a , ż e bardzo d łu g i i bolesny p r z e c ią g czasu ro złą cza ł n a s , mój szan o w n y p rzyjacielu ! — N ie je d n ę g o d zin ę p o św ię ci­

łem w spom nieniom n a sz e g o pożycia szk o l­

n e g o , b yły to c h w ile w ie lk ie j dla m nie po­

c ie c h y gdym so b ie w y s ta w ia ł, ja k ty S za n o ­

— 11 —

r

(14)

m en tora na w s z e c h n ic y p a d ew sk iej w iern ym b y łe ś w o d zem m łokosow i i w strz y m a łe ś m ię od n iejed n ej n ie d o rz e c z n o ś c i, a p ro w a d ziłe ś m ię ja k a n jó ł stró ż d ro g ą cnoty i pobożn ości.

I d ziś p rzyb yw am do C ie b ie w celu w ylan ia m e g o u d rę czo n e g o n ie szczę ścia m i s e r c a ,—

w celu za sią gn ien ia od C ie b ie p rzyjacielsk iej ra d y, jak ie j so b ie zn ę k a n y n ie szczę ścia m i d ać n iem o gę b e z o b a w y abym nie zb łą d ził.^

„P rzy p o m in a sz s o b ie , że po śm ierci ojca o d z ie d z ic z y łe m o b sze rn y j e g o m ajątek. T y ś b y ł p ro b o szczem w dobrach m oich i p o b ło ­ g o s ła w iłe ś n a w e t ja k o p ro bo szcz i przyjaciel m ój z w ią z e k z G ertru d ą ; — ta ju ż d aw n o nie ż y j e , a z nią zn ik ła m oja d oczesn a s z c z ę ś li­

w o ś ć . — J u ż C ie b ie pod ó w czas n ie m iałem o b o k s ie b ie , bo ob o w iązk i T w o je w z g lę d e m z g r z y b ia łe g o w u ja o d w o łały C ię od boku m e g o , i to w ch o d ziło także w skład m ego n ie s z c z ę ś c ia .“

„ P o śm ierci m ej żo n y , p o św ię ciłe m się w y c h o w a n iu p o zo stałej mi córki A n je li. D a ­ łe m je j n ajstaran n iejsze w y k szta łce n ie , które sk u tek ja k n a jśw ie tn ie j u w ień czy ł. Z n ie d o - opisania w ie lk ie m zaufaniem p rzy w ią za ła się

(15)

do mnie; umiała o d g a d y w a ć n ajsk rytsze m oje ż y c z e n ia , i b yła n a jsz c z ę ś liw sz ą , g d y m ogła j e w y p e łn ić , a na ten cel g o to w a b yła w s z y ­

stko p on ieść w ofierze. O jak żeb ym ci p rzyja­

cielu m ó g ł w ie le n a p o w iad ać zd a rzeń z tych tak prędko u b ie g ły c h dni! — U b o d zy oko­

liczni w ie lb ili ją ja k A n jo ła , k tó re g o im B ó g z e s y ła ł w ich b ied zie na p o c ie c h ę .K

„ T a k dożyła A n iela roku życia ośm n a- s te g o , a je j nadobność ro z g ło s z o n o po całym czesk im kraju. M ój zam ek W o ro zd y n z a p e ł­

n iał się w ię c e j niż dotąd g o ść m i: syn o w ie n ajszlach etn iejszych familii c ze sk ich o d w ie ­ dzali m ię. Mój dotąd cich y zam ek ja k b y cza r­

n o k sięsk ą sztuką zm ien ił się , bo kied y w dzień m oje b o ry brzm iały w e so łe m i okrzykam i my­

ś liw y c h , w ie c z o ry p rzep ęd zali g o ś c ie na b ie ­ siadach p rzy huczn ej m u zy ce .a

„ P o upłynionym roku hrabia W e r n e r z H ilden horst zysk a ł p rzych yln o ść m ej A n ie li, a ja tej p arze s z c z ę ś liw e j serd eczn ie pobło­

g o sła w iłe m . L e c z od czasu ja k kapłan z w ią ­ z a ł św ięty m w ę złe m tę p a rę , z g a s ła g w ia zd a m ojej pom yślności że szczętem . H rabia W e r ­ n e r, k tó re g o ujm ująca p o w ie rzc h o w n o ść , ry ­ c e rsk a o g ła d a , połączona z m ęską pięknością,

(16)

z d o b y ły se rce córki i o jc a , w parę m iesięcy po ślu b ie zm ien ił sw ó j sp o só b ż y c ia , zrzu cił m a s k ę , której na to u ż y ł, aby nas oszukać.

Z e p o chod ził z m ało m ajętn ej, le c z szla ch et­

n e j c z e sk ie j fam ilii, n ie p rzeszk ad zało mi to p o w ie r z y ć mu los m ej c ó r k i; oddałem có rce p ię k n e dobra W o ro z d y n w p o s a g u , i p osta­

w iłe m zięcia w m o ż n o ś c i życia odpow iedn io s w e m u stan ow i. — W przekon an iu ż e m ego d zie ck a los za p e w n iłe m pom yśln y, po d w ó ch m iesiącach w y b ie ra łe m się do M o ra w ii, aby tam w m oich dobrach ż y ć sp o k o jn ie , — g d y p r z y b y ły do m nie za cn y g o ś ć zm ien ił z u p e łn ie m o je, p o stan o w ien ie. B y ł to hrabia W a lle n - s te jn , który w ra c a ją c z w o jn y tu reck iej ra ­ c z y ł o d w ie d zić p rzyjaciela s w e g o ; k ie d y ś , p r z e z m oje p olecen ia w P a d w ie oddałem mu n iep ośled n ią p r z y s łu g ę , a p ró cz te g o byłem z j e g o familią stosun kam i p rzyjacielsk iem i p o łą czo n y . — W s z a k ż e p rzypom in asz sobie o w e g o d zik ieg o W o jc ie c h a ? teraz byś nie p o w ie d z ia ł że to ten sam ! Z ap ał m łodzieńca u s t ą p ił, a m iejsce j e g o za jęła ja k a ś ponura ta je m n iczo ść, która tylko dla poufnych p rzy­

ja c ió ł o tw iera się. — Z e b r a ł d w ie ś c ie kon­

n ych sw oim nakładem dla księcia F erd yn an d a

(17)

15 —

S ty ry js k ie g o , n a p rz e c iw W e n e c y i, za co g o te n że m ian ow ał P u łk o w n ik iem , a m nie w po­

ch leb n ych w yra za ch z a w e z w a ł, ab y w a lc z y ć pod j e g o c h o rą g w ią . W in ie n e m b y ł w ie le g rz e c z n o ś c i k s ię c iu , przeto dałem się nam ó­

w ić do tej kam panii. K ró tko m ó w ią c: w p rze ­ c ią g u parę ty g o d n i p o że g n a łe m c ó r k ę .“

„ W a le n s te jn i ja w alczyliśm y p rzy G ra - d y s c e , którąśm y po k rw a w e j ro zp raw ie u - w o ln ili od o b lężen ia. K s ią ż e b y ł nam za to w d z ię c z n y m : W a le n s te jn dostał d o w ó d ztw o nad m ilicyą w M o ra w ii, ja otrzym ałem zn a­

kom ite dobra. U siln ym prośbom W a le n ste jn a , a ż e b y p rzy nim p o zo stać je sz c z e d łu ż e j, z a - d o sy ć u czyn ić n ie m o g łe m , bo niepokojące w ie ś c i, które mię d o ch o d ziły z W o ro zd y n a , p ę d ziły m ię w tam te stron y, aby stanąć w o - b ron ie có rki. C z ło w ie k którem u p o w ie rz y ­ łem los m ej A n ie li, szkarad n ie się z nią o b ch od ził. Z a le d w o u p łyn ęło p arę dni od m o je g o w y ja z d u , a spokojn y zam ek został p rze p e łn io n y dzikim i i nieokrzesan ym i h u l- tajam i; lic h w ia rz e , którym lekkom yślny c z ło ­ w ie k w in ien b y ł zn aczn e sum y, osaczyli g o i za gra b ili w ię k s z a c z ę ś ć g o to w iz n y , którą mu p o zo staw iłem . — P obożn a żona w id ziała te

(18)

m arn o traw cze r z ą d y , i m ilcza ła , p o w ierza ła s w o je żale B o g u tylko w zam k o w ej kaplicy, k lę c zą c przed o łta r z e m .—

„P o d o b n y d u ch ow i piekieln em u rząd ził zam kiem ja k iś kapitan T o r e lli, p rzyjaciel od se rca m ojego zięcia . B y ł to w ło ch i łą c z y ł z ze p su to ścią se rca i ro zw ią zło ścią o b y c z a ­ j ó w , c h ciw o ść niepocham ow an ą. — C órka

m oja nie taiła p o gard y ku tem u zb ro d n iarzo ­ w i , a on je j p o p rz y sią g ł zem stę. — W n e t u d a ło s ię mu r o z d w o ić um ysły m ałżo n kó w , i sk ło n ić m ęża do tyranii w z g lę d e m m ałżonki.

R o z g ło s ił,iż padłem pod G rad yską, listy które p isy w a łe m do có rki p rzejm o w a ł i n iszczył.

Z i ę ć za p e w n io n y z tej stron y przed o d p o w ie ­ d zialn o ścią ro zp u ścił się na w szy stk o z łe , pił, m arn o tra w ił m ajątek, rząd domu p ro w ad ził c h c iw y T o relli, so b ie zyski tajem nie p rzy w ła ­ s zcza ją c ; a żona w z g a rd z o n a od m ęża i w y s ta ­ w io n a na su ro w e o b ch o d zen ie się T o re ile g o , le g ła ciężką ch orob ą zn ęk an a. G dy takiego stop n ia doszło p ołożen ie mej có rk i, udało się kapellan ow i zam kow em u d o w ie d z ie ć s ię , ż e w ie ś ć o mojej śm ierci je s t fa łs z y w a t inatychr- m iast z n ajw iększą o stro żn o ścią d on ió sł mi c a ły stan rze czy , i co się działo na za m k u .“

(19)

— 17 —

„ P e w n e g o dnia siedziałem zadum any w moim nam io cie, d o tych cza so w y brak w iad o­

m ości z W o r o z d y n u , brak w sz e lk ie j odpo­

w ie d z i na m oje w ielokrotn e p isa n ia , niepo­

k o ił m ię; w t e m zaw iadam iają m ię ,iż um yślny p o sła n ie c z W o ro zd y n u żąda posłuchania.

P r a g n ą c d o w ie d z ie ć się o p o w o d zen iu m ojej có rki kazałem mu w e jś ć n ie z w ło c z n ie i o d e ­ b rałem bilet n astęp u jącej tre ści:

„S zla c h e tn y hrabio! Jest to dla mnie p rzy ­ krą pow in n ością sp ra w ić W a m n ie p rzy je ­ m n ość, ale zm u sza mię do te g o kon ieczn ość a w a sz duch n iech przyjm ie tę w ie ś ć z m ę z - tw em c h rz e śc ia n in a .— W a s z a córka p rze ­ s y ła W am p rzezem n ie p o zd row ien ia najczul­

s z e j m iło ści, — m oże one będą ju ż ostatnie, k tó re odbieracie. H rabia H ildenhorst o szu ­ k a ł w a s z e w nim położon e zaufan ie jak naj­

szkarad n iej; b e z w s z e lk ie g o w z g lę d u panuje on w ra z z sw ym złym duchem Torellim na W o ro z d y n ie ; a w a s z e dobra są zm arnotra­

w io n e , poddani u d ręczen i, bo rząd zi tu zb ro ­ dn ia. — H rabina córka w a s z a u le g ła pod n ie g o d ziw e m z nią ob chod zen iem s ię ; p r z e ­ c ie ż n ajn ieb esp ieczn iejszą g o d z in ę p rze ży ła s z c z ę ś liw ie , p o ro d z iw sz y s y n a , nadobne

(20)

d ziecię leży obok d o g o ry w a ją ce j m atki, która je m u re sztę sił p o św ię ca . — J e że li je s t W am m ożebn a po odebraniu te g o pisma p o śp ie szyć do c ó r k i, m oże ją je s z c z e za stan ie cie p rzy ż y c iu . J eżeli usilne p rag n ien ie có rki w id z e ­ nia s ię z ojcem p rze d śm iercią, zdoła je j u ch o ­ d z ą c e g o ducha z a trzy m a ć, mam w B o g u n a­

d z ie ję , ż e ją je s z c z e p rzy życiu zastan iecie.

L e k a rz i ja n ie o d stęp u jem y ch o rej; hrabia z le ta rg u s w e g o zb u d zo n y je s t zu p ełn ie na d u ­ ch u zbity; kapitan od w cz o ra j znikł; d w ó r po­

n u ry i c ich y ,ja k g r ó b .N ie c h B ó g p rze z A n jo ła s w e g o p ro w ad zi W a s ja k n a jsp ie szn ie j.cc

„O słu p ia łe m na tę n o w in ę ; zd ało mi się , ż e to tylko stra szliw e m a rz e n ie , ale na ja w ie w id zia łem list, k tó ry ja k o stre żelazo ku se rcu o b ró co n e trzym ałem w rę k u ; opadła mi przeto g ło w a pod ciężarem zm artw ien ia. W końcu p o w stałem jak b y w ro sp a czy , p o b ie g łe m do nam iotu p rzy ja cie la , i w kilku w yrazach o k re ­ śliłem mu sm utne m oje p o ło żen ie. T e n n ie - u g ię te g o harakteru m ąż podał mi p o ru szo n y m ojem n ie s z c z ę ś c ie m , r ę k ę , a ja z ro z c z u ­ len iem p o żegn ałem g o . Z a le d w o z e s z ła g o ­ d z in a , a ja w to w a rz y s tw ie je d n e g o tylko s łu g i ju ż d ą żyłem ku dom ow i.

(21)

ROZDZIAŁ II.

Ś m i e r ć Ani e l i .

„ M o ż e s z so b ie w y s ta w ić szan o w n y kapłan ie, ż e w p o d ró ży m ało m yślałem o wypoczynku-, g d y zm rok c z y n ił d ro g ę nie p e w n ą , sta w a ­ liśm y, w jak iejk o lw iek ch acie, a jak tylko p o­

czyn ało d n ieć, ju żeśm y dążyli naprzód. N oc je s t d o b rod ziejstw em dla s ił strud zon ych , na m nie nie o k a zy w a ła tych sku tkó w . Q ja k — ż e to czę sto za zd ro ściłem szczęścia słu d ze m em u , sm aczn ie śpiącem u u n ó g m o ic h !— - R ozd rażn ion a dziennem rozw ażan iem sm u­

tn e g o p o ło żen ia w yob raźn ia p rze su w a ła mi w d u szy n ieu stan n ie scen y W o ro z d y n u i w ten sposób trapiła ducha m e g o : to w id zia ­ łem có rk ę na m arach; — to sta w a ł mi na oczy lekarz sied zący p rzy je j ło ż u , ponuro

(22)

g ło s z ą c y , że ju ż s k o ń cz y ła .— R a z w y s ta w ia ł mi se n d łu g i s z e r e g obrządku p o g rz e b o w e ­ g o ; in n y raz w id zia łem ja k k o ń czy ł kapłan m o d litw y nad konającą-, zg o ła taż sam a z a ­ w s z e m y śl, ż e to co n a jd ro ższe g o m iałem w życiu niknie mi, d rę c z y ła m ię , a o d p ę d zić tej m ary n ie było p od ob n e. N ie raz w życiu m ojem za jrzała mi śm ierć w o c z y , ja je j b e z t r w o g i zajrzałem w o c z y , tu zaś nękan y czczą m arą d rżałem jak liść o s o w y . N ie raz p ory­

w a łe m się z posłania w śró d n ocy, padałem na kolana pod g o le m n ieb em ib ła g a łe m B o g a o ła s k ę dla dziecka m e g o ; trw ałe m w takiej m od litw ie aż do ran nej z o r z y , którą sp o ­ s t r z e g łs z y z z ię b ły i d rżący sp ie szy łe m z b u ­ d z ić s łu g ę , a coraz n ie s z c z ę ś liw s z y p ęd ziłem do m ety m ojej. Już ośm dni b yłem w po­

d r ó ż y , g d y p e w n e g o ja s n e g o poranku b ły­

s n ę ły mi w ie ż e W o ro z d y n a ; w p ie rw szym m om en cie m im ow olnie ścią g n ą łe m cuglam i k o n ia , ja k g d yb ym p rzerażon y w id o k iep i .0- kropnym c h cia ł zo sta ć w n ie p e w n o ś d ccr do isto tn e g o położen ia rz e c z y . W z r u s z e n ie z r u - m ien iło tw a rz m o ję, s e r c e p o czę ło ży w ie j b ić , ale zaraz tej ch w ili z w a r łe m kon ia ostro ­ g ą i pędziłem ja k szalo n y. — S ta n ęliśm y u

(23)

— 21

bram y zam k o w ej, op u szczo n o m o st, p rze ­ b ie g łe m g o z pośpiechem .

C ierp ka to b o leść, g d y p rzych od zi o p u ścić to ż y c ie , w którem tyle d o zn aw ało s ię ła sk B o ż y c h .— W e s o ła m ło d zie ż, c z e rs tw y m ąż, zg rz y b ia ły s ta rz e c , za d rzą w ob ec n adcho­

dzącej śm ierci, która jak kośnik w ali o ziem ię k ło sy bujnej n iw y ; — ale n ie ró w n ie okropniej cierpi o jc ie c , kied y je g o je d y n e a lube d z ie ­ c ię , w oczach je g o sch od zi do g ro b u !

L ekarz w p ro w a d z ił m ię do izby d o g o ry ­ w ają cej A n ie li; lekki sen zam knął p o w ie k i cierpiącej. W ie lk i B o ż e ! ja k że h an iebn ie odarła ręka cierp ień n adobn e listki tej ró ży !—

Podobna fig u rz e w m arm urze c io sa n e j, le ­ żała w białej pościeli; tw a rz w y b la d ła , w a r g i zsin iałe, w ło s y ro zp u szczo n e , oddech cię żk i, usta tu i o w d z ie m arszczy ły się b oleścią.

D łu g o w p atryw a łem się w ten okrutny o b raz,

— niepodobna w y p o w ie d z ie ć , co w ó w c z a s ucierpiałem .

„P o p ro w a d ziłem kapelana i lekarza na stro n ę , a p o d z ię k o w a w sz y p ierw szem u za uw iadom ien ie mię o słan ie rze czy , zapytałem d ru g ie g o , czy je s t je s z c z e jaka n ad zieja? —

„N a jw y ż e j d w an aście g o d zin ż y ć m ożea od­

(24)

r z e k ł sm u tnie zapytany. Jakaś siła p rze c h o ­ dząca ludzką ra c h u b ę , u trzym yw ała dotąd je j ż y c ie . C ierp iąca z p ew n o ścią z a r ę c z a ła , iż o jcie c p r z y b ę d z ie , g ło s tajem ny o tem ją u - p e w n ia . C zasam i, m ów ili m i, leżała z w z n ie - sion em i w g ó r ę o czym a , i p raw iła niepojęte r z e c z y , ż e w id zi ojca ju ż w te'm ju ż w o w e m m ie jscu ; — lub modliła s i ę , a ż e b y j e j B ó g s z c z ę ś liw ie p rzy p ro w a d zić g o ra czy ł. — W z n io słe m p rzy tem opow iadaniu w d z ię c z n y u m ysł ku B o g u , k tó ry w szczę śc iu i n ie ­ s z c z ę ś c iu nami rząd zi.

„P o b o ż n y kapłan p o p ro w ad ził m ię w mil­

czen iu do k o le b k i, która stała w b liskości łó żk a c h o r e j, której w p ie rw sze m w z r u s z e ­ niu nie za u w a ża łe m . O d sło n ił zielon ą firankę, i zo b aczy łem p ię k n e g o jak an jo ł ch ło p czyk a, śp ią ce g o ró w n ie ja k n ie s z c zę ś liw a j e g o m at­

ka. S ch yliłem się ku niem u, a że b y z n ie w in ­ ności z a cz e rp n ą ć pociechy;- d łu g o tak sch y ­ lony w p a try w a łe m się w d z ie c ię , g d y usta córki śpiącej w y m ó w iły me im ię ,. M ó w iła w e ś n ie , p o słysza n e u ry w k o w e w y r a z y z a ­ p e w n iły m ię , ż e je j m yśl zajęta je st mną i d zieck iem ; uśm iech ig r a ł na jej u sta ch .—

P o m ałej ch w ili w e s tc h n ę ła g łę b o k o , i zw o ln a

(25)

o tw o rz y w s z y o czy s p o strz e g ła m ię. D ziw n ą skw ap łiw o ścią p od n iosła s ię , i u ję ła m ię w y - sch łem i rękami za sz y ję . D łu g o n ie m ogliśm y zn a le źć w y r a z ó w , aby w y p o w ie d z ić so b ie n a sze u c z u c ia , rz ę siste ł z y tło m aczyły tylko n a sze serca. W k o ń c u o d rzek ła : „ „ m ó jd r o g i!

m ój kochany o jcze ! d zięku ję ci, iż e ś tw e g o d zie c ię c ia n ie op u ścił w tej cię żk ie j doli! — A czyżbym ja m o g ła ro zstać się z tym ś w ia ­ tem n ie p o ż e g n a w s z y się w p r z ó d z to b ą ? — O n ie ! B ó g je s t d ob ry, zatrzym ał cios ostatni aż do w id zen ia s ię z tobą. — O jcze ! podaj n:i tw ą r ę k ę , ażebym się zdołała w yp ro sto ­ w a ć i tobie p rzy p a trzy ć się dobrze. — T a k ! a tera z podajcie mi m oje d z ie c ię , m e g o R e jn - h o ld a, ażebym g o p o b ło g o s ła w iła .^

„ P rz y c is n ę ła podane so b ie d z ie c ię do s e r c a , p o cało w ała i oddając mi j e rze k ła :

„ „ W e ź m ij o jcze te g o ch ło p czyk a , i bądź mu p rzew od n ikiem w ż y c iu tem ziem skiem , — bo ja ju ż nie r a o g ę !“ “ — B o le ść ro złą czen ia o w ła d iję ta K ią ,— zatop iła łz ą z ro szo n e lice w poduszki" :.h. P o ch w ili m ilcze n ia , tak ja k g d y b y p o k rze p io n a , podn iosła się raz je s z ­ c z e , w zro k iem u roczym sp o jrzała na n as, a o b licze je j zd a w ało się b y ć n iebieskiem

23

(26)

św iatłem o św ie c o n e . L e k a rz ścisn ą ł mię za r ę k ę , zrozum iałem ż e mię o strz e g a o końcu je j życia . A n ie la w sp a rła sw ą g ło w ę na m o­

je j p ie rsi, p o że gn ała n as, za p ew n iła ż e p rze ­ b a cz y ła w szy stk o m ę żo w i, i zasn ęła na w ie k i p rzy m ojem se rcu .u —

D otąd m ó w ił hrabia m ocnym g ło s e m , le c z tu zn ęk an y temi okropnem i w sp om n ien ia­

m i, z a k ry ł tw a rz oburącz-, aby u k ry ć łz y , które ją skropiły. P o niejakim c z a s ie u sp o ­ k o iw s z y się tak dalćj r z e c z p ro w a d ził:

„ B ó g d od ał mi s ił, iżein ci p rzy jacielu zd o łał o p o w ie d zić m oje n ie s z c z ę ś c ia , aż do tej okropnej g o d z in y ; słu ch aj ja k ie dalej na m nie p rze p u ś cił B ó g d o św iad czen ia. A n ie li z w ło k i s p o czy w a ły w g ro b ie fam ilijnym ; często w dzień p rze sia d y w a łe m w tem m iej­

scu skrapiając j e łzam i. R e jn h o ld o w i, tej pam iątce po lu b ej c ó r c e , p o św ię c a łe m r e ­ sztę c z a s u ; ro s ł w e s o ło , nie b ę d ą c w s ta n ie o ce n ić s w e g o n ie szczę ścia .

„H rab ia H ild en h o rst, ja k ju ż w sp o m n ia­

łe m , p rzy g n ęb io n y n ie s z c z ę ś liw ą słab o ścią s w e j żo n y, z śm iercią je j w p a d ł w start zu ­ p e łn e g o obłąkania. M ój w id o k p rze ra ża ł g o , ja k zem sta! W dzień zam ykał się w s w e j

(27)

— 25 —

Izb ie, i n ikt n ie m ó g ł z b liż y ć się do n ie g o prócz s ta re g o s ł u g i , któ ry m u je d z e n ie i p i­

cie d o n o sił; blad y ja k ś m ie r ć , p o n u ry jak zb ro d n ia, ś lę c z a ł caluteńki d zie ń w k rz e ś le . N ocną z a ś porą, p r z e b ie g a ł k u ry ta rze i w s z y ­ stkie kąty zam k u , ja k jak a mara-, w s z e lk ie p o ­ ru szen ie i k a żd y o d g ło s p r z e r a ż a ł g o ; szem ra ł cicho, lub p r ze ra ź liw ie k r z y c z a ł; p a d a ł c z ę ­ sto k ro ć na p o sa d zk ę i ję c z a ł jak g d y b y d r ę ­ czony od m ocy p iek ieln ych . L u d zk a pom oc

yła tu z u p e łn ie d a re m n ą , m ożn a b yło tylko io w a ć s ię nad n ie s z c z ę ś liw y m , i c z e rp a ć tąd p r z e s t r o g ę , ja k szk arad n ie p rze ślad u je u n ie n ie w y s tę p n e g o . — N ikt b e z n ie b e - 'łie c ze ń stw a ż y c ia do n ie g o p rzystą p ić nie

■ógł, z daleka tylk o d a w a ł nań pilną b a c z - o ść s łu g a , a b y p rz e s z k o d z ić ja k ie m u ś m o - ib n em u n ie s z c z ę ś c iu , i z d a w a ł mi co d zien n ie

;p ra w ę z je g o za ch o w a n ia się.

i „ W tak p rzy k re j je d n o sta jn o ści u p ły n ę ło Jat cz te ry . C za s z le c z y ł po c z ę ś c i rany m oje;

tY n u b r— ż y w y o b raz m atki — s w e m p r o w a ­ dzeniem s ię i p rzy w ią z a n ie m do m n ie , k rzep ił S troskanego du cha m e g o , i tak p o czą łem zapo ­ m inać o tem , co u c ie rp ia łe m , g d y n o w e pas N ieszczęść z n o w u s ię r o z w ija ć p o c zę ło .

J^osy Rejnh, 2

(28)

„W ia d o m o ci je s t p rzy jacielu , ż e F ryd e ry k król c z e s k i, m onarcha s ła b e g o harakteru , m ocno u ciśn ion y je st p rz e z C e sa rza F e r d y ­ nanda*, le c z to ci je s z c z e nie m oże b y ć w ia ­ d o m e g o s ię przed kilku dniami stało; w ie d z - ź e zatem ż e król je st na g ło w ę pobity. N ie­

d o łę ż n y , sam ym rozkoszom zm y sło w y m od ­ dany, u ła tw ił d ro g ę C e s a r z o w i, ż e czesk ą k o ro n ę na n o w o sobie p r z y w ła s z c z y ł, który p o w ie r z y ł d o w ó d z tw o s w e g o w o jsk a księciu b a w a rsk iem u M aksym ilian o w i, m ężo w i o - b rotn em u i sztuki w o je n n e j św iadom em u. '

„ W a le n s te jn s łu ż y ł pod je g o znakam i, i z a s z c z y c ił s w e im ię nie jed n ym chw alebn ym czyn em . Skorym pochod em p o su w a ł się z w y - cięzk o aż pod sto łe czn e m iasto P r a g ę , jak d o w o d zi j e g o ostatni lis t, (bo stałem z nim w c ią g łe j k oresp on d en cyi) — i tu p rzy sz ło do ostatn iej w aln ej ro zp ra w y , ja k nadm ieniłem .

„ W g ro n ie sp rzyjających k r ó lo w i, liczę w ie lu mi n iep rzyjaźn ych .— Jako m agnat c z e ­ ski b yłem d w a razy w e z w a n y do d w o ru ; nie u słu ch ałem te g o w e z w a n ia , bo n ie k ró lo w i, le cz C e sa rz o w i zo b o w ią za n y byłem p rzy się ­ g ą ; to p rze c ie ż stało s ię p rzyczyn ą n ien a­

w iś c i.— D o te g o je s z c z e dod ać m u s z ę , żc

(29)

27 —

kapitan T o relli, ó w n ie g o d z iw ie c , który zięcia m e g o ze szczętem z e p s u ł, zn a la zł p rzy tu łe k na p ragskim d w o rz e , g d z ie w k ra d łsz y się do łask króla, nietylko b y ł osłon ion y p rzed karę, na którą z a s łu ż y ł, lecz o w sze m kn uł zd rad ę p rze ciw k o mnie. Mam na to p e w n e d o w o ­ dy. — O statnie w yp ad ki za b e z p ie c z a ły m ię tym czaso w o od sk u tk ó w tej za cię te j n ie p r z y - ja ź n i: P ra g a ob lężon a p rze z w ojska c e s a r ­

s k ie ; W a le n ste jn p a rę mil tylko od W o r o z -

^ dyna oddalony; do te g o list je g o za b e zp ie ­ czający m ię od w sz e lk ie j napaści m aro d eró w c e s a rs k ic h , to w szy stk o d o syć m ię z a b e s p ie - czało . — P r a w d a , ż e los m ej o jczy zn y c ię ż y ł mi m ocno na s e rcu , lecz skołatan e n ie s z c z ę ­ ściam i zd ro w ie nie p o zw alało p o c h w y cić za oręż.

i „ T a k o w e p o ło żen ie w y p a d k ó w p ublicz­

nych m usiałem ci p rz e d s ta w ić , zanim opo­

w ie m ostatnie m oje n ie s z c zę ś c ie.41

2*

(30)

R O ZD ZIAŁ III.

Spalenie W orozdynu.

, , P r z e d czterem a dn iam i, sied ziałem w ie ­ czorem p rzy kom inku g rz e ją c z z ię b łe człon ki, na raem ło n ie s ie d zia ł snem z d ję ty R ejnhold.

B y łto w ie c z ó r podobn y do d z is ie js z e g o , z i­

m n y, sło tn y, p o n u ry ; — żadna g w ia z d a n ie p r z y ś w ie c a ła , w ia tr w y ł ja k szalo n y, d e szc z u le w n y bił silnie w okna. M ało m ię to o b ­ c h o d ziło s ie d z ą c e g o w c ie p łe j izb ie i piastu­

ją c e g o na łon ie to , co mi na tym ś w ie c ie b y ło n a jm ilsze .— W te m w p ad a zad yszo n y i s tr w o ­ żo n y s łu g a do izb y i tę w ie ś ć g ł o s i : „ S z la ­ ch e tn y hrabio! u sp o só b s ię sm utną u s ły s z e ć n o H in ę ! —

W

p o b liskiej w s i dokazuje od­

d zia ł W ę g r ó w w sp o só b n a jo k ro p n iejszy! — P r a g a w ręku c e s a r s k ic h , a w o jsk a k r ó le w ­ skie n a w s z y s tk ie ro z p ie rz c h ły się strony.

(31)

— 29

K o rzysta ją c zzam ię sza n ia w ę g ie r s c y żo łn ie ­ rze napadają w s ie i rabują lud b ied n y. M a­

szta le rz W e jt b y ł w ła ś n ie w e w s i , g d y rota kapitana T o r e lli, któ ry tu tak okropnie g o ­ sp o d arzył, w p ad ła do w s i . — Ł o tr ten pytał się je d n e g o z c h ło p ó w , czy hrabia je s te ś w w d o m u , i d o d a ł, iż ci ch ce odd ać w iz y t ę , k tó rą popam iętasz. — P rze stra szo n y c z ło ­ w ie k nie z d o ła ł dać o d p o w ie d z i, za co u d e ­ r z y ł g o T o relli płazem p ałasza w g ło w ę tak o k ru tn ie, ż e za p y ta n y p adł b e z zm y słó w ; W e jt z a ś , który się n ie m yli, bo p rzy ś w ie tle pochodni dobrze m ó g ł rozpozn ać T o r e lle g o , zem k n ął i za d y sza n y w ła śn ie co p rzy n ió sł tę sm utną w iad o m o ść. “

„P rz e lę k n io n y tem d o n iesien iem , p o rw a ­ łem się z k r z e s ła , przytom ność zu p ełn ie mię o d b ie g ła ; w e w si dało się s ły s z e ć d z w o ­ n ien ie na g w a ł t , a płom ień okropny palą­

cych się d o m ó w w ło ściań sk ich o ś w ie c ił stra­

s z liw ie okna m ego m ieszkania. M ieszkań cy zamku w padali je d e n za d rugim po rad ę i rozkazy. — W y jrz a łe m okn em ; o B o ż e ! ja k okropna scen a p rzed staw iła s ię oczom mo­

im ! — W ic h e r m iotał płom ien ie palących s ię dom ów , co tylko zapalił k o ś c ió ł, ż o ł-

(32)

d actw o u w ijało s ię po w s i , w le w e j r ę c e trzym ając pochod nie dla zapalania o ch ron io­

nych je s z c z e p o m ieszka ń , w p ra w e j m or­

d erczą b r o ń , ścig a ją c n ie sz c zę śliw y ch w ie ­ śn iakó w ; p rze ra źliw y krzyk i se rce ro z d z ie ­ rający p łacz u d e rzył me u szy ; a to mię z o słu p ien ia o b u d ziło , m ęstw o i o d w a g a o d żyła w e mie. P rzy p a sa łem m iecz do boku, zg ro m a d ziłem m oich lu d z i, zapaliłem ich o d w a g ę dzielnem i s ło w y , w yd ałem sto so w n e do o b ro n y zam ku ro zk a zy. W s z y s tk o , co zd oln e b yło do b o ju , stan ęło w kilku m i- * nutach zaopatrzon e b ro n ią, czterd ziestu z u ­ c h ó w liczyłem w moim p o czcie. Z ataraso ­ w aliśm y bram y zam k u , n aznosiliśm y broili, k u l, k a m ien i, b elek na m ury; krótko m ó­

w ią c b yliśm y w s z y s c y g o to w i p rzyjąć d zie l­

nie n ie p rzyja cie la , b ić się do ostatn iego bośm y byli p rzek o n a n ym i, ż e nie możns się s p o d z ie w a ć pobłażan ia od napastników . Ja stan ąłem w n a jn ieb esp ieczn iejszem m iejJ scu p rzy m o śc ie , g d z ie r ó w nie b y ł dosyt g łę b o k i.

N ie d lu go śm y czekali na nieprzyjaciela, w n e t stan ął tręb acz z w e z w a n ie m , aby się p o d d a ć , a g d y śm y odm ow ną dali od p ow ied ź.

(33)

— 31 —

n astąp iły p o g ró ż k i, i zam ek zo stał opasan y.

N a p o w tó rn e w e z w a n ie , o d rzekłem : ż e po­

trafię o p rze ć s ię najezdnikom . W o d p o w ie ­ dzi św isn ę ła obok mnie kula i za b iła c z ło ­ w ie k a , o c z y w is t a , ż e mnie ofiarow aną była, p rzeto sk o czyłem za m ur i rozkazałem lu­

dziom dać ognia. N asze d o b rze m ierzone s trz a ły p o w a liły do trzyd ziestu n iep rzyjació ł, ale i z n aszych padło kilkoro. — Z natężoną o d w a g ą n astęp ow ali W ę g r z y ; spuściło się ich kilkadziesiąt w w ą w ó z i ch cieli ztam tąd o p an o w ać m o st, kazałem z w a lić na nich p rzy g o to w a n e d rze w a i k a m ien ie, to ich p o d ru z g o ta ło , a ja odetchnąłem w id ząc, iżeśm y naszą obroną nie źle p rzerzed zili n iep rzyjacielsk ie s z e r e g i, i że n iektóre od­

d ziały oddalały s ię od bram y. — A le mylna to była p o cie ch a , nie w ie le b ow iem u pły­

n ęło c z a s u , g d y z d ru giej strony zam ku U słyszałem szczę k broni. O słu p iałem , bo p rzy s z ła mi m yśl: czy też n iep rzyjaciel nie od krył p o d ziem n ego w ch o d u ? — T orelli na c z e le ; ten T o r e lli, którem u żad en zakątek zam ku nieznajom ym b yć nie m oże. — Z e ­ b rałem co tylko było m ożna ludzi i p o śpie­

szyłem do ty ln ego w a łu . — B o ż e ! mój d o -

(34)

t j m ysł n ie b y ł płon n y! — P o d o b n ie ja k du chy p iekieln e w y ła zili n iep rzyjaciele z podziem ­ nych sklepień . Moi w a lc z y li ja k lw y , ale c ó ż ? kied y n iep rzyjaciel liczbą n as p rze ­ w y ż s z a ł. P o stan o w iliśm y d ro g o sp rzed ać ż y c ie n a s z e ; cięliśm y na le w o i na p raw o , napastn icy padali w e k r w i w ła s n e j. W tem s ły s z ę ch rap liw ie w ym o w io n e n azw isk o m oje, o glądam się w tę s tr o n ę , a oto stoi p r z e - dem ną zem stą pałający T o relli. P r z y blasku p ochodni poznałem te g o ło tr a , k tó ry — • p rzyp om in asz so b ie — w P a d w ie nas oby­

d w ó ch zd rad zieck o n a p a d ł, ch cąc się po­

m oście za urojoną o b razę. J e g o k r w io ż e r ­ czy zam iar nie udał się na ó w c z a s , ale zem sta pozostała w je g o czarn ej d u szy, a z a b iw s z y có rkę sw e m okrutnem p ostęp o­

w a n ie m , p o stan o w ił z g u b ić i je j ojca.

O tó ż d ru gi raz stanęliśm y na p rze c iw so b ie ; n asze p a ła sze p o c zę ły szczęka,ć; r e ­ szta w m ilczen iu zrobiła z a w ie s z e n ie b ro n i,, aby się p rzy p a trze ć w a lc e sw y c h n aczeln i­

k ó w , o św ie c o n e j rażą ce m św ia tłe m p o ch o ­ dni. Z d rad zieck o zm ie rza ł d łu g i p a ła sz n ie­

p rzyjaciela do m ojej p ie r s i, aby ją p r z e s z y ć , le cz n a d zw y cza jn ą siłą i obrotem o d p iera ­

(35)

— 33 —

łem tako w e ra zy , upatru jąc sp osob n ości aby mu za d a ć raz śm ierteln y. W ła ś n ie p o d n ió sł m iecz w g ó r ę , a że b y n aw ałem u d erzenia p o w alić m ię , g d y na raz z a w y ł w ia tr, i z p r z y le g łe g o skrzyd ła za m k o w e g o b u ch n ął sro g i p łom ień ; to g o z m ię s z a ło n a moment; co s p o strz e g łs z y ciąłem g o z całej siły , i p o w a ­ liłem na ziem ię. W rz a s k tr w o g i i zem sty, w y d o b y ty z p ie rsi w ę g r ó w , b y ł śp iew em p o g rz e b o w y m tem u ło tro w i. W czasie g d y k rw ią zb ro czo n e g o jedn i odn osili na s tr o n ę , u d erzyli dru d zy na m nie za p a lczy ­ w ie . Moi osłonili m ię i z w y trw a ło śc ią odpierali n ie p rzyja ció ł. P o św ię ciliśm y się na ś m ie rć , i w alczyliśm y z ro zp a czą ; m nie B ó g ła s k a w ie o c h ro n ił, nie odebrałem żadnej ra n y ; ale g d y obok m nie padali to w a rz y sze , i jab ym n iezaw o d n ie p adł b y ł w obronie m e g o majątku.

;,W tym krytyczn ym m om encie p r z y b ie g ł

^do m nie kapelan z lekarzem i szep n ął m i:

„h ra b io ! pam iętaj o R ejn h o ld zie! — On ma p raw o do tw e g o życia ! — C hod ź z nami póki je s z c z e c z a s ! “ — R zu ciłem oczym a b o leści na m oich w iern ych to w a r z y s z ó w ; ja k ż e op u ścić ty c h , co dla m nie na śm ierć

(36)

s ię p o ś w ię c ili? — T a m yśl mną z a ch w ia ła , ale p o c h w y c ił mię lekarz z kap elan em pod r ę c e , i g w a łte m uprow ad zili z p o b o jo w is­

ka. — P o kilku m inutach p rzyb yliśm y u kry­

tym k u rytarzem na p rze c iw n ą stro n ę zam ku, i stanęliśm y za m urami. T am za ich stara­

niem c z e k a ł na m nie s łu g a trzym ając o sio ­ d ła n e g o konia za c u g le i R ejn h old a na ręku.

P rzycisn ąłem w n u ka do s e r c a , o kryłem się o b szern ym p ła s z c z e m , w sia d łe m na d ziel­

n e g o rum aka i w z ru s z o n y rzek łem do m oich p r z y ja c ió ł: „b ą d źcie zd ro w i! Oto je s z c z e raz w y p ę d za m ię p rzykry los z m ojej w ła ­ s n o ś c i, m nie latam i s ty ra n e g o starca! — J e ż e lib y zm ien ny los nie ze ch cia ł nas tu na ziem i k ie d yś p o łą c z y ć , to zo b a czy m y się n ie za w o d n ie ta m , g d z ie niem a sm utku i n a rze k a n ia ! “ — A m e n o d rzekli p rzyjaciele;

a po podaniu so b ie w z a je m w d zię czn y c h d ło n i, p ęd ziłem lotem b ły sk a w ic y w ś r ó d ciem n ej nocy.

„ W n e t oddaliłem się zn a czn ie o d m ego z a m k u , k tó ry z daleka u jrzałem je s z c z e w okropnych p łom ieniach. Ł z y z ro siły m oje lica na w sp o m n ie n ie , iż n ie b yło mi w oln o p o ż e g n a ć z w ło k m ej c ó r k i, — ch o ć z n ę k a ­

(37)

ny zm a rtw ie n ie m , zn u żo n y w a lk ą , p rze cie ż z w ie ra łe m ostrogam i k o n ia , i pędziłem p rzez p o la , aby nie natrafić na ro zb itk ó w z pod P ra g i. — W końcu stanąłem p rzed sam otną w śró d lasu stojącą chatą. W ę g la r z m ieszkał w n ie j, i dał p rzytu łek m nie i w n u k o w i m ojem u.

„ T a k w ię c stałem się w y g n a ń c e m , opu­

szczo n y m , sam otnym ; w sz y s tk o co mi b yło m iłe , z n is z c z a ło ; córki z w ło k i pokryte z w a ­ liskam i za m k u , m ąż jej obłąkan y, spalony lub sro d ze zam o rd o w an y, m ajątek w ręku n ie p rzyjació ł; p o zo stało mi tylko d zie cię , k tó re za pom ocą p rzy ja ció ł u ratow ałem z p o g o rze lisk a. B ied n a s ie ro to , jakieiTci z d o ­ łam dać w y c h o w a n ie , sam o g o ło co n y ze w s z y s tk ie g o ! W tym n a w ale b o lesn e go u c z u c ia , padłem na kolana i z a w o łe m ;

„ W ie lk i B o ż e ! — S iła ręki T w e j w s z e ­ chm ocnej upokarza m ię d o tk liw ie! — T w o je rząd y są n ie d o śc ig łe ! Jak ciała te n ie b ie ­ skie fiiieźą raz so b ie zakreśloną d r o g ą , tak ręka T w o ja w sk a zała d ro g ę c z ło w ie k o w i, a on nie w i e , co g o c ze k a w najbliższej g o d z in ie ; ale T y p ro w a d zisz g o p rze z cier­

pienia do s z c z ę ś c ia , bo je s t e ś dobrym je g o

— 35 —

(38)

ojcem . T ą w ia rą ż y ję i n ieu pad am ; w iem ż e c zu w a sz nad n ie szczę śliw y m tu łaczem i p o p ro w a d zisz m ię tam d o tąd , g d z ie zn a jd ę u lg ę dla strap io n eg o se rca . — Z lituj się n ad biedną s ie ro tą , k tóra ujrzała św ia t na śm ierteln ym ło żu m atki. B ąd ź mu ojcem p r z e z c ią g ży c ia j e g o ! u

„ C u d o w n ie w zm o cn io n y temi m yślam i, ro z w a ż a łe m co dalćj ro zp o czą ć n ależy. C z e ­ g ó ż j a , zn ęk an y w ie k ie m i d o leg liw o ścia m i, m o g łe m ju ż szu k ać na tym ś w ie c ie ? — S p o - ko jn o ści i odosobn ien ia od św iata z a p ra g n ę ła d u sza m oja. A le dokąd s ię u d a ć ? — W p r a ­ w d z ie posiadam ja je s z c z e dobra w C ze ch a ch , ale m u szę w y z n a ć , ż e mi św ia t zb rzy d ł z u ­ p e łn ie , bo b yłem św ia d k ie m , jak z b e z c z e ­ szczo n o obraz B o sk i w c z ło w ie k u , i m iałżem w r ó c i ć , aby b yć św iad k iem tych o b m ierzło ­ ś c i? W tem sk ie ro w a ł n iezaw o d n ie B ó g ^ m yśl moją ku W a m , ku p rzy ja c ie lo w i m ojej m łod ości, o którym w ie d z ia łe m , ż e m ie szk a - c ie w spokojnych dolinach. D o W a s w ię c p o stan o w iłe m d ą ż y ć, a że b y W a m p o w ie r z y ć m oje n ie s z c z ę ś c ia , zn a le źć lek a rstw o na ran y se rc a , a potem p rzy w a s z e j rad zie, w cichym jak im za k ą tk u , p o św ię c ić s ię w ych o w a n iu

(39)

37 -

m e g o R ejn h old a w bojaźni b o że j. I to je s t co m ię do W a s szan o w n y P rzyjacielu p rzy­

w io d ło ; zn a cie m oje n ie s z c zę ś c ia , m oje c ie r­

p ie n ia , p rzyjm ijcie m ię pod W a s z ą op iekę, n iech sch y łe k m e g o życia n a ce ch o w a n y b ę ­ dzie w y rze c ze n ie m się w s z y s tk ie g o : pokorą.

Z rzekam się m oich g o d n o ści, moich u rz ę d ó w , któ re mię na ś w ie c ie z d o b iły , do św iata n ie - mam żadnych p re te n syi, nie zn a n e g o nikomu, n iech m ię obejm ie jaka chatka p usteln icza, w r a z z w u n kiein moim. D z ie c ię to ma się d o w ie d z ie ć o n a z w ie sw y c h ro d z icó w i sw ych dalszych stosun kach w p ó źn iejszy m dopiero w ie k u ; a dotąd n iech się sposobi na g ru n ­ to w n e g o katolika, na ś w ia tłe g o i czyn n e g o o b y w a te la ; ja sam p rzeleję w j e g o se rce i u m y sł to, o czem w ie m , ż e mu k ied yś w to­

w a r z y s tw ie Iudzkiem b ęd zie potrzebne'm.

J e ż e li mi się uda p rzy pom ocy B o skiej zro b ić z n ie g o czło w ie k a g o d n e g o , naten czas sp o - kojn y pójdę za w e z w a n ie m B o g a do w ie ­ czn ości. P rze to p ro szę W a s , p o zw ó lcie mi p r z y boku W a s z y m sp o czą ć w tem zaufaniu, ż e p rz e d s ię w z ię c ie m oje p op ierać b ę d zie cie . Jako słu g a B o g a i n a s z e g o Z b a w ic ie la , w stę p u ję pod g o d ła w iar^ .u

(40)

K ap łan słu c h a ł z ro zrze w n ie n ie m m ó w ią ­ c e g o ; g d y sk o ń czy ł p o b ło g o s ła w ił j e g o p r z e d ­ s ię w z ię c iu , i u ścisk ał g o n a js e r d e c z n ie j.—

D łu g o trw a ł tkliw y ten uścisk. P o cze m p r z y ­ r z e k łs z y n ow em u p u steln ik o w i w sz e lk ą p o­

m oc, i to z tak s z cz e rą c h ę cią , z ja k ą n ie ­ g d y ś s łu ż y ł mu w m ło d o śc i, z a w e z w a ł g o do sp o czy n k u , bo na w sc h o d z ie słoń ce ju ż s w e prom ienie ro zp o ścierać poczynało. — W n e t po trud ach i n ie w y g o d a c h zasn ął g o ś ć snem spokojnym .

(41)

RO ZD ZIAŁ IV .

Dni szczęścia po długich cierpieniach.

C a łą zimę przem ieszkał hrabia w domu sw e g o przyjaciela. Samemu tylko W a lle n - stejnow i wiadom y był je g o przytułek. Bo W allenstejnow i pow ierzył hrabia zarząd dóbr sw o ich , które prócz W orozdyna doń nale­

ża ły ; reszta przyjaciół sąd ziła, iż p oległ z rąk W ę g r ó w lub gru zy zamku zasypały g o . W allen stejn , aby życzliw ych p ocieszyć a nieprzyjaciół utrzymać w karbach umyślnie mścił w ie ś ć , że hrabia Czechin uszedł do

?rancyi, jako upoważniony od niego za­

wiadywał jak najsumienniej dobrami sw e g o colegi. — Hrabia zaraz na drugi dzień po przyjeździe ow ym do proboszcza zdjął ubiór rycerski, przybrał się w habit pustelniczy, i prow adząc dziecię za rękę chodził d w a -

(42)

k r o ć na dzień do kap licy, w k tórej skład ał N a jw y ższe m u s w e m odły. — W ie ś n ia c y p rzy p a try w ali się p o czą tk o w o z p o d z iw ie - n iem tem u n o w e m u zja w isk u : zczasem o s w o je n i i u jęci g rz e c z n o ś c ią tak pustelnika, ja k i j e g o d z ie c ię c ia , n ie m ogli utaić u sza ­

n o w a n ia , jakiem ku ob yd w om p r z e ję c i byli.

S k o ro zaś w iosn a odm ieniła p o stać ziem i, w y p r o w a d z ił s ię n asz p usteln ik z d z ie c ię ­ ciem do zb u d o w an ej dla sie b ie w pobliskim b o ru ch aty, g d z ie p rze p ę d za ł c z a s na m o­

d litw ie , pracy i w y c h o w a n iu s w e g o w nuka;

zw o ln a p rzy zw ycza ja ł s ię do n o w e g o spo­

sobu ż y c ia , ale im d łu że j tak ż y ł, tem w ię ­ cej zn a jd o w a ł u p o d o b an ia , tem w ię c e j nikły z m a trw ie n ia , a n asta w a ło zu p ełn e z a d o w o - lnienie-, bo jak to m ało ma c z ło w ie k istotnych p o trzeb ż y c ia , ja k skoro ich sam so b ie nie tw o r z y ; — jak zatem ła tw o w tym w z g lę ­ d zie zad ow oloion ym b y ć m oże! — Jak to w o le n b y ć m oże od n u d ó w i czczo ści życia , skoro um ie u żyć czasu na szla ch etn e z a ­ trud nienia! — N ig d y ch ałaśn e w ym ysły lu ­ d zk ie n ie zdołają tyle za ją ć i ro z w e s e lić szla ­ ch e tn ie ducha c z ło w ie k a , ja k czysta i prosta natura! — N ie d z iw p rze to , że ten , który

(43)

— 41

p rzy p a trzy ł się zm ien n ości r z e c z y ziem sk ich , k tó ry d o św iad czy ł ich cie rp k o śc i, oddalony od św iata u cz u ł s ię teraz daleko s z c z ę ś li­

w s z y m , niż d aw n iej.

Poufn y s łu g a W a llen stejn a p rzy je żd ża ł w p e w n y ch czasach do h rab iego z w ażn em i w iad o m o ściam i, o któ rych ten że w ie d z ie ć b y ł pow inien . P o takich od w ied zin ach skła­

dał brat W a le n ty — taką b o w iem p rzy jął hrabia n a z w ę — zn a czn e dary p ien iężn e dla cierp iącej ludzkości na rę ce p ro b o szcza , z obow iązkiem rozdania tako w ych biednym w parafii; a chociaż p ro b o szcz n ig d y nie w y d a ł n a zw isk a d a w cy , b ied n y lud potrafił to d o­

b rze o c e n ić , ż e od czasu p o jaw ien ia się pustelnika s p ły w a na n ie g o obfite b ło g o ­ s ła w ie ń s tw o B o ż e ; i ró w n ie ta jem n ie, w p rostocie s w e g o s e r c a , um iał s ię o d w d zię ­ c z a ć sw e m u d obroczyń cy. P ró c z u sza n o ­ w an ia ja k ie m iał nieustan nie dla n ie g o , b y ­ w a ło c z ę s t o , ż e g d y w ra c a ł o jciec W a le n ty z k o śc io ła , zn a jd o w ał sw ą chatkę o c h ę d o ż o - ną i przyozdobioną kwiatam i.

W e s o ło ro sł R ejnhold ży c ie w czystem i zdrow e'm p o w ie trzu krzep iło j e g o c ia ło , a z n a jw ię k szą starann ością k ształco n e je g o

(44)

u m y sł i przym ioty s e r c a , o b ie cy w a ły dziad­

k o w i n ajpiękn iejsze o w o c e . Z n atężen iem s łu c h a ł nauk s w e g o n a u c z y c ie la , co mu nie b yło zro zu m ia łe m , o to p ytał się kilkokrotnie a ż n a leży cie zro zu m iał i p rzeją ł do u m ysłu s w e g o ; a o so b liw ie nauka w ia ry i j e j o b y­

c z a jó w b yła mu n a jw a ż n ie jsz ą , tę z a w s z e w u czy n k ach okazać się starał. — Ż y w e u czu ­ cie dla p ra w d y , sp ra w ie d liw o ści i słu szn o ści z a g n ie ź d z iło się w duchu j e g o ; b y w a ło że na w id o k n ie sp ra w ie d liw o ści i fa łs zu p ło ­ n ę ła tw a rz j e g o rum ieńcem ż a rliw o ś c i, lubo z w y k le ła g o d n o ść i uprzejm ość zm arłej matki g łó w n ą cech ą b yła ch arakteru je g o . — Mi­

ło w a n y i szan o w a n y od m ie szk a ń có w oko­

licy , sw o b o d n ie p ę d ził dni s w e j m łodości;

lu bo n ic je s z c z e n ie w ie d zia ł o sw o ich ro­

d z ic a c h , z p rzy czyn y ź e hrabia z a c h o w y w a ł ta k o w e ob jaśn ien ie aż do p ó źn ie jszy ch lat j e g o .

H rabia H ild en h o rst, o jcie c R ejn h o ld a , w y d o b y ł s ię , p ra w ie cu d o w n ym sp osob em z g o r e ją c e g o zam ku W o ro z d y n a , o czem W a lle n ste jn po p ięciu lub sześciu latach u - w iad o m ił pustelnika. Jakim sp o so b em to się s ta ło , n ie um iał p o w ie d z ie ć ; to tylko z p e­

(45)

— 43 —

w n o ścią d o n o sił, ż e z o b łę d u s w e g o je s t zu p ełn ie w y le c zo n y i b a w ił ja k iś czas na d w o rze s w e g o p rzy jacie la , op łaku jąc sw o je d aw n e b łę d y. W duchu pokutnym od p raw ił p ielgrzym k ę do R z y m u , g d z ie d o stąp iw szy od p u szczenia g r z e c h ó w , w r ó c ił do N iem iec, śled ząc teścia i s y n a , o których w ie d z ia ł, iż ż y ją . W ie ś ć uw iadom iła g o , że są w e F r a n - cyi: dotamtąd w ię c u d ał s ię p rzeb ieg ają c rozm aite okolice i dopytując się o n ich ; le cz g d y to b yło b e z skutku w r ó c ił zn o w u do N ie m ie c , bardzo sm ętny. P o długim czasie zn a la zł g o W a llen stejn przypadkiem rotm i­

strzem w słu żb ie c e s a r s k ić j, i w id z ia ł, ja k s ię o d zn aczył w kilku potyczkach o d w a g ą i m ęstw em .

T o w szy stk o w y c z y ta ł o jcie c W a le n ty z listu W allen stejn a z w ielk ą rad ością; i m ó­

w ił w u n iesien iu ducha sam do sie b ie : „ T a k je s t , zn a jd zie sz t o , c z e g o z taką usilnością szu k asz! tej pociech y w id ze n ia syna nie o d m ó w ię ci. L u b o ś ty b y ł m ordercą m ego lu b e g o d z ie c k a , ale m iędzy mną i tobą sta w a A n jo ł b ła g a ln y , tw o je n a w r ó c e n ie , k tó ry m ię rozbraja i cie b ie do serca p rzycisn ąć każe. U p łyn ą ć p raw d a je s z c z e la la , z a ­

(46)

nim u ścisk a sz tw e g o s y n a ; ale tak b y ć m usi, bo R e jn h o ld , niż w ystą p i w to w a rz y stw ie lu d zk ie m , p o w in ien b y ć w p rzó d n a le ży cie u g ru n to w a n y w w ie r z e i cn o cie — u m ysł j e g o ma b y ć zb o g a c o n y g ru n to w n em i w ia ­ dom ościam i na ś w ie c ie potrzebn em i. S p o ­ d zie w am s i ę , ż e B ó g u d zieli mi i życia i p o m o cy, ż e te g o d o k a żę ! “ R ejnhold lic zy ł w ła ś n ie ósm nasty rok ż y c ia , i przym iotam i d u szy p rze ś c ig n ą ł w s z e lk ie nad zieje s w e g o dziadka. P o b o żn y, p rzyk ła d n y, posiadał rz a ­ dki dar p o strzeg a n ia i pojm ow ania rz e cz y ;

— ro z w a ż a ł pilnie co w id z ia ł lub s ły s z a ł, — i z a s ię g a ł c ie k a w ie zdania s w e g o m istrza, k tó ry w id z ą c z ja k doskonałym p oglądem u cze ń zapatru je się na r z e c z y , ro z p ły w a ł się z rad ości. P r ó c z te g o p o sia d a ł zn a czn y z a ­ p a s w ia d o m o ści, z ła sk i s w e g o dziadka, k tó ry n a leża ł do rzędu u czo n ych lu d z i; — p ię k n y dar w y m o w y , ję z y k i, i postać ujm u­

ją c ą . D aleki od w sze lk ie j próżn ości i dum y, na każde skin ien ie b y ł p o słu szn ym ; p e łe n s z c z e r e j ufności w B o g u , posiadał m ęstw o i o d w a g ę . — Z g o ła o jc ie c W ale n ty m ó g ł się p o szczy c ić sw ym w y c h o w a ń c e m , i p o­

z n a ć , ż e w ła śn ie je s t c z a s , aby g o w y ­

(47)

— 45 —

p ro w a d zić na s c e n ę in n eg o ju ż n ie u k ryte g o p rze d św iatem ży c ia .

B y ło to w ła ś n ie p e w n e g o w io s ie n n e g o p o ran k u , g d y W a le n ty z R ejnh old em sie ­ d ział przed d om kiem , u d zielając mu w ia ­ dom ości. P o skoń czon ej n au ce w ła ś n ie ch cieli u d ać s ię na p rze ch a d zk ę , g d y p o ­ s ły s z e li tętęt zb liża ją cego się śp ie szn ie j e ­ ź d ź c a ; zatrzym ali się w ię c , i n ieb a w n ie sta­

n ą ł p rzed nimi na spienionym koniu s łu g a W allen stejn a. S k o c z y ł z g ra b n ie i z w in n ie z k o n ia, i ukłon ił się i w r ę c z y ł list od s w e g o pana. P u steln ik odebrał g o z w id o c zn ą ra ­ dością i p o p ro sił do ch atk i, w celu zasilen ia p o d ró żą zm ę czo n e g o posłańca. R ejn hold p o sta w ił g o śc io w i c h le b a , sera i m le k a , z uprzejm ą p ro źb ą , aby ra c z y ł p o k rze p ić się . S łu g a , stary ż o łn ie r z , p ro ste g o sp osob u m y śle n ia , siad ł i p o żyw a ł. — O jciec W a ­ len ty tym czasem p o sze d ł na stronę i czytał pilnie w rę c z o n y sobie list. — M u siał on za ­ w ie ra ć pom yślne w ia d o m o ści, bo tw a rz W a le n te g o w y p o g o d ziła s ię ; — czasam i sp o gląd ał na R ejnholda u p rz e jm ie , i coś so b ie z cicha szep tał. P r z e c z y ta w s z y list p rzy stą p ił z w y p o g o d zo n e m czo łem do od ­

(48)

d a w cy listu i rz e k i: „ B a r d z o pom yślną p r z y ­ w io z łe ś mi w iad om ość. Już blisko rok tem u ja k żad n ej nie m iałem w iad om ości o w a szy m w o d z u , i c ie s z ę s ię , ż e hrabię W a lle n ste jn a p o zn a ję teraz jako księ cia F ryd lan du. Jakże to d a w n o , ja k C e sa rz z a s z c z y c ił pana tw e g o tym zacn ym tytułem ? a

„ B ę d z ie tem u w n e t m iesiąc. — O w y ­ p raw a ch i w alkach K s ię c ia , p e w n ie ć o jcie c W a le n ty s ły s z a ł. Na c z e le trzyd ziestu ty­

się cy d o św ia d czo n e g o ż o łn ie rz a , ro z n o sił pom yśln ość broni c e sa rsk ie j po w szy stk ic h niem al niem ieckich p ań stw ach . T e r a z oble­

g a S tr a lz u n d , a ja ztam tąd w p ro st p rzy b y ­ w a m ; o d d a w szy list k się żn ie w P r a d z e , po­

śp ieszy łem tu d o tąd , ab y z e zlecen ia księcia m e g o p a n a , w am od d ać j e g o pism o. J e ­ że li dacie jak ą o d p o w ie d ź , ro z k a ż c ie , a ja z a cz e k a m , aż takow a w y g o to w a n ą b ę d zie .^

„ S k o r o w ra ca sz w p ro st do S tra lzu n d u , w ię c o św ia d cz K się ciu m ój najn iższy u k ło n , i z a p e w n ij: ż e w w yzn aczo n ym c z a s ie b ę d ę n ieza w o d n ie z moim w ych o w a ń ce m w P ra ­ d z e ; in n ej od p o w ied zi tym czasem n ie p o­

trzeb a. Jak mi tw ó j pan d o n o si, postąpi sobie z e Stralzu n d em krótko i w ę z ło w a to ,

Cytaty

Powiązane dokumenty

The limit for the phase difference between the two ends for existence of tidal divide becomes smaller if the amplitude increases in the direction of tidal propagation. If

A mnie przypomniała się całkiem niespodzianie pewna chwila w stajni przed kilkoma laty, kiedy oźrebiła się po raz pierwszy ulubiona nasza wierz- chówka, Baśka, i

Przez wiele lat wykładałam matematykę na pierwszym roku chemii w Uniwersytecie Śląskim, starając się zwalczać pokusę „przematematy- zowania” z jednej strony, oraz pokusę

a tylko ludzie tego nie widz?, bo mo?e to jest mniej wi-?.

Pracowali ci??ko kilka lat, lecz przez ca?y ten czas?. wydobyli tyle jedynie z?ota,

deł jakichkolwiek koncepcji chrystologicznych czy antropologiczno-teologicznych znajduje się zawsze osoba Boga, a tajem nica Jego autokomunikacji nierozerwalnie związana

These are presented both in terms of Overall Sound Pressure Level (OASPL) evaluated over hemi- spheres of radius R = 150 m, centered at the main rotor hub, rigidly connected with

E21 Sielużycki, Piotr O FM C onv DIO Siem ieniew ski, Andrzej ks.. Stanisław Gręś