Losy Rejnholda,
czyli
[jó g cudownie się opiekuje tym i 5 ' którzy Go kochają.
* o w ie ść d la m ło d zie ży k a to lic k ie j i ezasów trzydziesto- le tn iej w o jiiy ,
przełożona przez K s. M. Osmańskiego.
«>
jdanie drugie poprawione.
B R O D N I C A ,
ilrukiem i nakładem C. A. K 6 b l e r a .
1 8 6 1.
•; H a u
% ■
\ - V
/
RO ZD ZIAŁ I.
Gość w porze nocnej.
Jztern aście lat p rzed czasem , w którym n a - ,ia p o w ie ść w ła ś c iw ie rozpoczyn a s i ę , s ie - ział ksiądz A n ze lm W e n d t, p ro b o szcz m ałej iosczyny w bliskości m iasta S a lcb u rg a le ż ą - I , w sw o im sam otnym pokoiku, zajęty c z y n e m jak ie jś książki. — Ciem na noc p o k ry - iła ziem ię, w e w si i w plebanii w sz y s tk o
i
g łęb o k im śn ie b yło p o g rą ż o n e ; w ic h e r to p o tężn y dżdżem i śn ie g ie m m iotał na z ystk ie stron y, trzep ał w o k n a , ź e aż s z y - , idzw onily, w p ad ając kom inem w y ł i p isz - p ł po domu n ib y fu rye p ie k ie ln e , a c h o r ą - e w k a na w ie ż y kościoła w ich rem szarpanat
zyp iała u szy przerażającą piosn kę. U d e - ła na kościelnym z e g a r z e g o d zin a j e d e - i t a k s . p ro b o szcz zam knął książkę w którejJ i *
z k rz e s ła i p rzech o d ził s ię po iz b ie , ażeby sie d ze n ie m stru d zo n e człon ki ro zru ch a ć i p o
k rz e p ić. — W id a ć b yło z j e g o tw a rz y , że duch je g o r ó w n ie je st m iotany rozm aitem i sm utnem i m yślam i, ja k ze w n ą trz w ich rem p o w ie tr z e , d e s z c z i ś n i e g . — T r z y d z ie s to letn ia w ojn a z a b u rzy ła c a łe n ie m c y ; potargała w ę z ły p oko ju , ład u i porządku. — W ie ś c i o b ie g a ły coraz sm u tn ie jsze : pola le ża ły od ło g ie m , b yd ło p ozab ieran e p rze z żo łd a k ó w , a u b o g i rolnik d rę czo n y p r z e z n iep rzyjaciół r ó w n ie jak p rze z p r z y ja c ió ł, u ciek a ł w bory zo s ta w u ją c dom i ziem ię na s w y w o lę n ap a
s tn ik ó w .— W io s k a w której ks. W e n d t m ię- s z k a ł b yła w p ra w d z ie dotąd je s z c z e od trw ó g i n ie s z c z ę ś ć , jak ich d o św iad czały strony od
le g le js z e , poniekąd och ron ion a; pojed yń czf tylko u ryw ki o d d zia łó w w o js k o w y c h , istotn ra b u sie , znachod zili czasam i sp okojn ych m ie
sz k a ń c ó w , i w y d z ie ra li im m ajątek. K to by od tej sm utnćj doli w o ln y, w s p ie r a ł p o trz e b u ją cych ; w s z a k ż e w ten sposób nikły zdn ieil każd ym za so b y ż y w n o ś c i, nied ostatek si w z m a g a ł, tak ż e p rzy szło do t e g o , iż ni b y ło czem d zielić się z biednym i. P ię rw s z y r
do w sp ieran ia biedn ych b y ł p r o b o s z c z , ale i u n ie g o się p rzeb ra ło u czu ł on n ęd zę pa
nującą tern d o tk liw ie j, że nie b y ł zdolen od w ró c ić je j od s w e j lubej trzo d y, a p rzy sz ło ść p rzed staw ia ła mu się w bardzo smutnych kolorach.
T akiem i to ducha d ręczącem i myślam i za
ję t y dobry kapłan sporem i m ie rzy ł sw ą izbę krokam i że n ie u w a ż a ł n a w e t, ja k w ielk ie na d w o rz e za b u rze n ie panuje. W tem ude
r z y ł kominem prąd w ia tru , w p a d ł do izby i w y r w a ł je d n o skrzyd ło o k n a, lampa z g a s ła , ciem n ości n ap ełn iły iz b ę ; p rze lę k ły tem zd a
rzen iem p ro b o s z c z , p o ch w y cił co mu pod rę k ę p o d p a d ło , z a sta w ił o k n o , i w ła śn ie ch cia ł zapalić la m p ę , g d y u s ły s z a ł silne pu
kanie do bram y p o d w ó rza. — W z d r y g n ą ł się
— bo któżb y o tej p orze w taką sło tę m ó gł doń m ieć in te re s ? W cza sie w ojen n ym nic mu to d o b reg o n ie ro k o w a ło .— P ukan ie s ły ch ać b y ło co raz n a ta r c z y w s z e , a w śr ó d sza le ją c e g o w ich ru doch odziło j e g o słuchu tę ten t kopyta k o ń sk ie g o .— M oże b y ć , ż e chory lub w ca le um ierający, żąda p o cie ch y ducho
w n e j, — tu o c ią g a ć się nie w y p a d a , bo każdy m om ent jest d r o g i; — a je ż e lib y zb rod zień
stem w ręku B o g a , on m ię nie opuści. T a k ie m yśli sn u ły s ię po g ło w ie k a p ła n a , g d y z a p a la ł z g a s łą la m p ę , a s ły s z ą c coraz tę ż s z e p uk an ie p o c h w y cił klu cze i w y s z e d ł na p o - d w ó r z e ^ łe b y kołaczącem u o tw o rz y ć bram ę.
S k o ro d rzw i sien i sk rzy p ły ustało k o łatan ie, b o g o ś ć b y ł p ew n ym ła s k a w e g o p rzyjęcia.
P o o tw o rzen iu bram y s p o s trz e g ł p r o - b o s z m ęża r o s łe g o , d łu g im i przestron nym p ła s z cz e m o k ry te g o , pod którym z s z c z e g ó l
n ie jsz ą troskliw ością ten że p ia sto w a ł d ziecię.
P r z y w it a w s z y kapłan a św ię te m hasłem ka
to lik a : „ n ie c h b ę d z ie p ochw alon y J e zu s C h ry stu s44 — trzym ając s w e g o d zie ln e g o kon ia za c u g le , z u szan o w an iem tak dalej m ó w ił: „ W y b a c z p rze w ie le b n y O jc z e , ź e n ie s z c z ę ś liw y p o d różn y w śró d nocy p rze r y w a tw o ję sp o ko jn o ść; k o n ie czn o ść naka
z a ła mi u cieb ie szu k ać p rzy tu łk u , i tu zd aje mi się zn ajd ę sp o k o jn o ść , k tó rej dotąd na p ró żn o szu k ałem .“
„N ie ch B ó g b ło g o s ła w i tw o je p rzy b ycie, o d r z e k ł p ro b o szcz tonem o d w d zięczają cy m s ię za za u fa n ie , — m oje p o w o ła n ie n akazu je m i pom agać i s łu ż y ć , ile tylko le ży w m ych
siła ch . P rze d e w szy stk ie m p ro szę w e jś ć do m ojej skrom nej sie d zib y ; p o w ie trz e n ie po te m u , że b y d łu żej m ożna się w y s ta w ia ć na je g o n iep rzyjem n o ść; — ja tym czasem konia w a s z e g o p o p ro w a d zę do stajn i, i obud zę g o spodyn ię, a ż e b y się za k rzątn ęła około te g o , co w am po p o d ró ży n o c n e j, w takiej sło cie je s t p o trze b n e .K
„ O konia m e g o nie tro szcz się p rze w ie lebn y O jc z e , ja sam się nim z a tru d n ię , ale oto tu jest coś in n e g o , co g o d n ie jsz e i p o trze b n ie jsze tw o jej p ie czy .u
P o d czas g d y to m ó w ił, o d rzu cił poły p ła szcza i oddał k sięd zu nadobną d ziecin ę, k tó
r e , ja k g d y b y p rze c z u w a ła w jak g o d n e rę ce je s t zło ż o n a , spojrzała z całem zaufaniem n iew in n o ści w oczy kap łan a, 011 za ś u ściska
w s z y ch ło p czyn ę z ło ż y ł ją na sw o jem łó żk u . P o d ró żn y w y s z e d ł z izb y , zd ją ł z konia tło — m o czek , siod ło i u z d ę , p o g ła s k a ł g o je s z c z e , jak g d y b y mu d zię k o w a ł za j e g o w ażn ą u słu g ę , u d e rz y ł g o u z d ą , a koń zro zu m ia w szy w o lę pana, p u śc ił się cw a łem z pow rotem tak ż e za parę m inut n ie b yło s ły c h a ć je g o tę tnien ia. G o ść zam kn ął w ro ta i w ró c ił z e zd jętem i z kon ia rzeczam i do p le b a n ii, —
p ie k ą .— P ro b o szcz b o w ie m p rzy w o ła ł sw o ją g o s p o d y n ię , starą B r y g it ę , która od razu sw oje'm w zię cie m zysk a ła zaufan ie p ię ć lat życia liczy ć m o gącej d ziecin y. C h ło p czyn a ju ż j e j p o w ie d z ia ł: ż e z ojcem b y ł bard zo d łu g o w p o d ró ży; ż e j e g o o jcie c jest bardzo d obry, ale z a w s z e sm ętn y, czasam i b ard zo p ła c z e , a w te n c za s i on niem oże w strzym a ć się od p ła c z u ; — że w domu ma sarn ę tak o sw o jo n ą, ż e z ręki jad a podaną s tra w ę ; ż e m ie szk a ł p rzed tem w w ielkim zam ku i m iał m atk ę, ale ona g d z ię ś z g in ę ła , o jcie c też nie w ie , g d z ie s ię podziała. T ak m ały poufnie p ra w ił g o s p o d y n i, g d y o jciec w r ó c ił do izby.
N a pytanie p ro b o s z c z a , g d z ie b y u m ieścił k o n ia , o d rzek ł: „ w ie r n e z w ie r z ę u d a ro w a - łe m w o ln o śc ią , o ile , ż e od dnia d z is ie js ie j- s z e g o nie m yślę w ię c e j nafi siadać. N ie pytaj m n ie czem u ; p ó źn iej p o w ie r z ę ci moją ta je - • m n ic ę , nie je ste śm y so b ie b ow iem o b cym i, ty m ię tylko z pow odu d łu g ie g o n iew id zen ia n ie p o z n a je sz ; p o z w ó l p rze to , że się r o z g o s z c z ę , b o słota p rzem o czyła mię z e s z c z ę te m .K Z d ją ł w ię c p ła szcz i o grom n y k a p elu sz c ie - m nem i o zd ob ion y p ió ram i, i z ło ż y ł na stołku.
P o d cza s le g o p roboszcz m iał sp o so b n o ść p rzyp a trzeć się bliżej sw o jem u g o śc io w i. B ył to ro sły , p o w ażn y m ę żczy zn a , k tó re g o ciem ny w ło s z d a w a ł się p r z e c z y ć sęd zi w o ś c i, jak ą w j e g o obliczu zm artw ieniam i pooranem b yło w id a ć. P o d łu g sądu zap atru jącego się nań kapłana zn a czn ie ju ż p rze sze d ł p ięćd ziesiąty rok życia, w s z a k ż e b u d o w y b y ł m ocnej i c z e r
s t w e j; u b ió r je g o b y ł b o g a ty le c z zn aczn ie p od szarzan y, tu i o w d zie p op rzep alan y w ła śn ie ja k g d y b y co tylko w r ó c ił z b itw y. S u kn ię krótką ciem n eg o ko lo ru , z obszern em i ro zp o rk o w em i rę k a w am i, o k ry w a ł na p iersi sztu czn ie w y s z y w a n y ło s io w y kolet, na który z e z ło te g o łań cu cha s z y ję o b w o d zą ce g o , sp a dał bardzo d ro g i medalion. W y s o k ie b ó ty ó w c z e s n e j m ody o k ry w a ły całą niższą p o ło w ę c ia ła , a zło te o stro gi za każdem stąpieniem b rzm iały po c a łe j izbie. W ielk i m iecz, ozn a
k ę ry c e rs k ą , od p asał b y ł poprzednio i posta
w ił w kącie izb y obok w n iesio n ych sw o ich rz e c z y . P o w a g a i bran ie się g o ś c ia , zapo
w ia d ały g o sp o d a rzo w i, że ma p rzed sobą o so
b ę należącą do n a jw yższej klassy s p o łe c z e ń stw a. P o m ó k ł przem okłem u ro zebrać s ię , i w n et sie d zie li obaj poufale p rzy kom inku,
k t ó r e g o suty o g ie ń r o z g r z e w a ł z z ię b łe g o g o ś c ia . B ry g ita tym czasem p o staw iła w ie c z e r z ę na przykrytym sto le , która ojcu i sy n o w i dobrze sm akow ała. P o w ie c z e r z y z ło ż y ła malca w m iękką p o ś c ie l, w k tó rej n ie b a w e m sm acznie za sn ął.
O b yd w aj zaś m ę ż o w ie , ż e im o spaniu w z ru s z e n ie w zaje m n e m yśleć n ie p o zw alało, zb liż y li się ku s o b ie , i g d y s ię w sz y stk o w dom u u c is z y ło , g o ś ć stanął p rze d kapłan em i p o ło ż y w s z y p oufn ie p ra w icę na ram ię je g o o d e z w a ł się w te s ło w a : „ P r z e w ie le b n y o jc ie c A n zelm nie p ozn aje w id z ę s w e g o da
w n e g o p rzyjaciela. — C z y m ię to w ie k tak d a le ce s ty r a ł, że i n a jw ie rn ie jszy m ój p rzy ja c ie l m nie p o zn a ć n ie m o ż e ? u
L am pa rzu ciła prom ień na w sp a n ia łą tw a rz m ó w c y , a ten ja k b y b ły sk a w ic a p rze s z y ł ducha p ro b o sz c z a , i ja k o b y nań w ró ciła d zia rsk o ść m ło d zień ca , p o w sta ł z k rzesła i r z u c ił się w ob jęcia g o śc ia . B yłto m om ent w ie lk ie g o w z ru sz e n ia w o czach ściskających s ię o só b za b ły sła łz a rad o ści, b o w tak w z n io s ły c h ch w ilach j e s t c z ło w ie k w y n ie sio n y po n ad zierasko ść i nikn ie dlań to w sz y s tk o , co ^ g o trapi. — P o d łu g ie m n iem em — bo d u sze
tylko ro zm a w ia ły — • u śc iśn ie n iu , kapłan w z n ió s łs z y o c z y i r ę c e ku niebu o d e z w a ł s ię p ob ożn ie ro zczu lo n y: „ T e r a z P a n ie ! p o zw ó l słu d ze tw em u za sn ą ć w p o k o ju , b o ś z a d o - w o ln ił je g o n ajusiln iejsze ziem skie ż y c z e n ie ! P r z e d łu ż y łe ś ła s k a w ie dni życia m o jeg o , aż do zob aczen ia m ę ż a , którem u po T o b ie naj
w ię c e j za w d zię cza m mój los! N iech Ci B o że w ie lk i b ęd ą dzięki w ie c z n e za tę ła s k ę ! “ — T a k czule w y n u rz y ł myśl s w ą p o b o żn y ka
p ła n ; poczem w zru szo n ym g ło s e m o d e z w a ł się do p rzy ja cie la : „ Z a is te sza n o w n y hrabio!
d o b rześ u c z y n ił, iże ś z a w ita ł w dom sta reg o s łu g i domu t w e g o , i w taki sp o só b z g o to w a ł mu radosną g o d z in ę , w śró d dokuczających mu um artw ień. — D aru j m i, ż e o c zy m oje nie zaraz cię p o zn ały; boćto d łu g i p rze c ią g czasu leży pom iędzy dniem d zisie jszy m , a ow ą ch w ilą , A vktórejżeśm y jako rze źcy m łodzieńcy w zaje m że g n a li s i ę ! “
„ O p ra w d a , ż e bardzo d łu g i i bolesny p r z e c ią g czasu ro złą cza ł n a s , mój szan o w n y p rzyjacielu ! — N ie je d n ę g o d zin ę p o św ię ci
łem w spom nieniom n a sz e g o pożycia szk o l
n e g o , b yły to c h w ile w ie lk ie j dla m nie po
c ie c h y gdym so b ie w y s ta w ia ł, ja k ty S za n o
— 11 —
r
m en tora na w s z e c h n ic y p a d ew sk iej w iern ym b y łe ś w o d zem m łokosow i i w strz y m a łe ś m ię od n iejed n ej n ie d o rz e c z n o ś c i, a p ro w a d ziłe ś m ię ja k a n jó ł stró ż d ro g ą cnoty i pobożn ości.
I d ziś p rzyb yw am do C ie b ie w celu w ylan ia m e g o u d rę czo n e g o n ie szczę ścia m i s e r c a ,—
w celu za sią gn ien ia od C ie b ie p rzyjacielsk iej ra d y, jak ie j so b ie zn ę k a n y n ie szczę ścia m i d ać n iem o gę b e z o b a w y abym nie zb łą d ził.^
„P rzy p o m in a sz s o b ie , że po śm ierci ojca o d z ie d z ic z y łe m o b sze rn y j e g o m ajątek. T y ś b y ł p ro b o szczem w dobrach m oich i p o b ło g o s ła w iłe ś n a w e t ja k o p ro bo szcz i przyjaciel m ój z w ią z e k z G ertru d ą ; — ta ju ż d aw n o nie ż y j e , a z nią zn ik ła m oja d oczesn a s z c z ę ś li
w o ś ć . — J u ż C ie b ie pod ó w czas n ie m iałem o b o k s ie b ie , bo ob o w iązk i T w o je w z g lę d e m z g r z y b ia łe g o w u ja o d w o łały C ię od boku m e g o , i to w ch o d ziło także w skład m ego n ie s z c z ę ś c ia .“
„ P o śm ierci m ej żo n y , p o św ię ciłe m się w y c h o w a n iu p o zo stałej mi córki A n je li. D a łe m je j n ajstaran n iejsze w y k szta łce n ie , które sk u tek ja k n a jśw ie tn ie j u w ień czy ł. Z n ie d o - opisania w ie lk ie m zaufaniem p rzy w ią za ła się
do mnie; umiała o d g a d y w a ć n ajsk rytsze m oje ż y c z e n ia , i b yła n a jsz c z ę ś liw sz ą , g d y m ogła j e w y p e łn ić , a na ten cel g o to w a b yła w s z y
stko p on ieść w ofierze. O jak żeb ym ci p rzyja
cielu m ó g ł w ie le n a p o w iad ać zd a rzeń z tych tak prędko u b ie g ły c h dni! — U b o d zy oko
liczni w ie lb ili ją ja k A n jo ła , k tó re g o im B ó g z e s y ła ł w ich b ied zie na p o c ie c h ę .K
„ T a k dożyła A n iela roku życia ośm n a- s te g o , a je j nadobność ro z g ło s z o n o po całym czesk im kraju. M ój zam ek W o ro zd y n z a p e ł
n iał się w ię c e j niż dotąd g o ść m i: syn o w ie n ajszlach etn iejszych familii c ze sk ich o d w ie dzali m ię. Mój dotąd cich y zam ek ja k b y cza r
n o k sięsk ą sztuką zm ien ił się , bo kied y w dzień m oje b o ry brzm iały w e so łe m i okrzykam i my
ś liw y c h , w ie c z o ry p rzep ęd zali g o ś c ie na b ie siadach p rzy huczn ej m u zy ce .a
„ P o upłynionym roku hrabia W e r n e r z H ilden horst zysk a ł p rzych yln o ść m ej A n ie li, a ja tej p arze s z c z ę ś liw e j serd eczn ie pobło
g o sła w iłe m . L e c z od czasu ja k kapłan z w ią z a ł św ięty m w ę złe m tę p a rę , z g a s ła g w ia zd a m ojej pom yślności że szczętem . H rabia W e r n e r, k tó re g o ujm ująca p o w ie rzc h o w n o ść , ry c e rsk a o g ła d a , połączona z m ęską pięknością,
z d o b y ły se rce córki i o jc a , w parę m iesięcy po ślu b ie zm ien ił sw ó j sp o só b ż y c ia , zrzu cił m a s k ę , której na to u ż y ł, aby nas oszukać.
Z e p o chod ził z m ało m ajętn ej, le c z szla ch et
n e j c z e sk ie j fam ilii, n ie p rzeszk ad zało mi to p o w ie r z y ć mu los m ej c ó r k i; oddałem có rce p ię k n e dobra W o ro z d y n w p o s a g u , i p osta
w iłe m zięcia w m o ż n o ś c i życia odpow iedn io s w e m u stan ow i. — W przekon an iu ż e m ego d zie ck a los za p e w n iłe m pom yśln y, po d w ó ch m iesiącach w y b ie ra łe m się do M o ra w ii, aby tam w m oich dobrach ż y ć sp o k o jn ie , — g d y p r z y b y ły do m nie za cn y g o ś ć zm ien ił z u p e łn ie m o je, p o stan o w ien ie. B y ł to hrabia W a lle n - s te jn , który w ra c a ją c z w o jn y tu reck iej ra c z y ł o d w ie d zić p rzyjaciela s w e g o ; k ie d y ś , p r z e z m oje p olecen ia w P a d w ie oddałem mu n iep ośled n ią p r z y s łu g ę , a p ró cz te g o byłem z j e g o familią stosun kam i p rzyjacielsk iem i p o łą czo n y . — W s z a k ż e p rzypom in asz sobie o w e g o d zik ieg o W o jc ie c h a ? teraz byś nie p o w ie d z ia ł że to ten sam ! Z ap ał m łodzieńca u s t ą p ił, a m iejsce j e g o za jęła ja k a ś ponura ta je m n iczo ść, która tylko dla poufnych p rzy
ja c ió ł o tw iera się. — Z e b r a ł d w ie ś c ie kon
n ych sw oim nakładem dla księcia F erd yn an d a
15 —
S ty ry js k ie g o , n a p rz e c iw W e n e c y i, za co g o te n że m ian ow ał P u łk o w n ik iem , a m nie w po
ch leb n ych w yra za ch z a w e z w a ł, ab y w a lc z y ć pod j e g o c h o rą g w ią . W in ie n e m b y ł w ie le g rz e c z n o ś c i k s ię c iu , przeto dałem się nam ó
w ić do tej kam panii. K ró tko m ó w ią c: w p rze c ią g u parę ty g o d n i p o że g n a łe m c ó r k ę .“
„ W a le n s te jn i ja w alczyliśm y p rzy G ra - d y s c e , którąśm y po k rw a w e j ro zp raw ie u - w o ln ili od o b lężen ia. K s ią ż e b y ł nam za to w d z ię c z n y m : W a le n s te jn dostał d o w ó d ztw o nad m ilicyą w M o ra w ii, ja otrzym ałem zn a
kom ite dobra. U siln ym prośbom W a le n ste jn a , a ż e b y p rzy nim p o zo stać je sz c z e d łu ż e j, z a - d o sy ć u czyn ić n ie m o g łe m , bo niepokojące w ie ś c i, które mię d o ch o d ziły z W o ro zd y n a , p ę d ziły m ię w tam te stron y, aby stanąć w o - b ron ie có rki. C z ło w ie k którem u p o w ie rz y łem los m ej A n ie li, szkarad n ie się z nią o b ch od ził. Z a le d w o u p łyn ęło p arę dni od m o je g o w y ja z d u , a spokojn y zam ek został p rze p e łn io n y dzikim i i nieokrzesan ym i h u l- tajam i; lic h w ia rz e , którym lekkom yślny c z ło w ie k w in ien b y ł zn aczn e sum y, osaczyli g o i za gra b ili w ię k s z a c z ę ś ć g o to w iz n y , którą mu p o zo staw iłem . — P obożn a żona w id ziała te
m arn o traw cze r z ą d y , i m ilcza ła , p o w ierza ła s w o je żale B o g u tylko w zam k o w ej kaplicy, k lę c zą c przed o łta r z e m .—
„P o d o b n y d u ch ow i piekieln em u rząd ził zam kiem ja k iś kapitan T o r e lli, p rzyjaciel od se rca m ojego zięcia . B y ł to w ło ch i łą c z y ł z ze p su to ścią se rca i ro zw ią zło ścią o b y c z a j ó w , c h ciw o ść niepocham ow an ą. — C órka
m oja nie taiła p o gard y ku tem u zb ro d n iarzo w i , a on je j p o p rz y sią g ł zem stę. — W n e t u d a ło s ię mu r o z d w o ić um ysły m ałżo n kó w , i sk ło n ić m ęża do tyranii w z g lę d e m m ałżonki.
R o z g ło s ił,iż padłem pod G rad yską, listy które p isy w a łe m do có rki p rzejm o w a ł i n iszczył.
Z i ę ć za p e w n io n y z tej stron y przed o d p o w ie d zialn o ścią ro zp u ścił się na w szy stk o z łe , pił, m arn o tra w ił m ajątek, rząd domu p ro w ad ził c h c iw y T o relli, so b ie zyski tajem nie p rzy w ła s zcza ją c ; a żona w z g a rd z o n a od m ęża i w y s ta w io n a na su ro w e o b ch o d zen ie się T o re ile g o , le g ła ciężką ch orob ą zn ęk an a. G dy takiego stop n ia doszło p ołożen ie mej có rk i, udało się kapellan ow i zam kow em u d o w ie d z ie ć s ię , ż e w ie ś ć o mojej śm ierci je s t fa łs z y w a t inatychr- m iast z n ajw iększą o stro żn o ścią d on ió sł mi c a ły stan rze czy , i co się działo na za m k u .“
— 17 —
„ P e w n e g o dnia siedziałem zadum any w moim nam io cie, d o tych cza so w y brak w iad o
m ości z W o r o z d y n u , brak w sz e lk ie j odpo
w ie d z i na m oje w ielokrotn e p isa n ia , niepo
k o ił m ię; w t e m zaw iadam iają m ię ,iż um yślny p o sła n ie c z W o ro zd y n u żąda posłuchania.
P r a g n ą c d o w ie d z ie ć się o p o w o d zen iu m ojej có rki kazałem mu w e jś ć n ie z w ło c z n ie i o d e b rałem bilet n astęp u jącej tre ści:
„S zla c h e tn y hrabio! Jest to dla mnie p rzy krą pow in n ością sp ra w ić W a m n ie p rzy je m n ość, ale zm u sza mię do te g o kon ieczn ość a w a sz duch n iech przyjm ie tę w ie ś ć z m ę z - tw em c h rz e śc ia n in a .— W a s z a córka p rze s y ła W am p rzezem n ie p o zd row ien ia najczul
s z e j m iło ści, — m oże one będą ju ż ostatnie, k tó re odbieracie. H rabia H ildenhorst o szu k a ł w a s z e w nim położon e zaufan ie jak naj
szkarad n iej; b e z w s z e lk ie g o w z g lę d u panuje on w ra z z sw ym złym duchem Torellim na W o ro z d y n ie ; a w a s z e dobra są zm arnotra
w io n e , poddani u d ręczen i, bo rząd zi tu zb ro dn ia. — H rabina córka w a s z a u le g ła pod n ie g o d ziw e m z nią ob chod zen iem s ię ; p r z e c ie ż n ajn ieb esp ieczn iejszą g o d z in ę p rze ży ła s z c z ę ś liw ie , p o ro d z iw sz y s y n a , nadobne
d ziecię leży obok d o g o ry w a ją ce j m atki, która je m u re sztę sił p o św ię ca . — J e że li je s t W am m ożebn a po odebraniu te g o pisma p o śp ie szyć do c ó r k i, m oże ją je s z c z e za stan ie cie p rzy ż y c iu . J eżeli usilne p rag n ien ie có rki w id z e nia s ię z ojcem p rze d śm iercią, zdoła je j u ch o d z ą c e g o ducha z a trzy m a ć, mam w B o g u n a
d z ie ję , ż e ją je s z c z e p rzy życiu zastan iecie.
L e k a rz i ja n ie o d stęp u jem y ch o rej; hrabia z le ta rg u s w e g o zb u d zo n y je s t zu p ełn ie na d u ch u zbity; kapitan od w cz o ra j znikł; d w ó r po
n u ry i c ich y ,ja k g r ó b .N ie c h B ó g p rze z A n jo ła s w e g o p ro w ad zi W a s ja k n a jsp ie szn ie j.cc
„O słu p ia łe m na tę n o w in ę ; zd ało mi się , ż e to tylko stra szliw e m a rz e n ie , ale na ja w ie w id zia łem list, k tó ry ja k o stre żelazo ku se rcu o b ró co n e trzym ałem w rę k u ; opadła mi przeto g ło w a pod ciężarem zm artw ien ia. W końcu p o w stałem jak b y w ro sp a czy , p o b ie g łe m do nam iotu p rzy ja cie la , i w kilku w yrazach o k re śliłem mu sm utne m oje p o ło żen ie. T e n n ie - u g ię te g o harakteru m ąż podał mi p o ru szo n y m ojem n ie s z c z ę ś c ie m , r ę k ę , a ja z ro z c z u len iem p o żegn ałem g o . Z a le d w o z e s z ła g o d z in a , a ja w to w a rz y s tw ie je d n e g o tylko s łu g i ju ż d ą żyłem ku dom ow i.
ROZDZIAŁ II.
Ś m i e r ć Ani e l i .
„ M o ż e s z so b ie w y s ta w ić szan o w n y kapłan ie, ż e w p o d ró ży m ało m yślałem o wypoczynku-, g d y zm rok c z y n ił d ro g ę nie p e w n ą , sta w a liśm y, w jak iejk o lw iek ch acie, a jak tylko p o
czyn ało d n ieć, ju żeśm y dążyli naprzód. N oc je s t d o b rod ziejstw em dla s ił strud zon ych , na m nie nie o k a zy w a ła tych sku tkó w . Q ja k — ż e to czę sto za zd ro ściłem szczęścia słu d ze m em u , sm aczn ie śpiącem u u n ó g m o ic h !— - R ozd rażn ion a dziennem rozw ażan iem sm u
tn e g o p o ło żen ia w yob raźn ia p rze su w a ła mi w d u szy n ieu stan n ie scen y W o ro z d y n u i w ten sposób trapiła ducha m e g o : to w id zia łem có rk ę na m arach; — to sta w a ł mi na oczy lekarz sied zący p rzy je j ło ż u , ponuro
g ło s z ą c y , że ju ż s k o ń cz y ła .— R a z w y s ta w ia ł mi se n d łu g i s z e r e g obrządku p o g rz e b o w e g o ; in n y raz w id zia łem ja k k o ń czy ł kapłan m o d litw y nad konającą-, zg o ła taż sam a z a w s z e m y śl, ż e to co n a jd ro ższe g o m iałem w życiu niknie mi, d rę c z y ła m ię , a o d p ę d zić tej m ary n ie było p od ob n e. N ie raz w życiu m ojem za jrzała mi śm ierć w o c z y , ja je j b e z t r w o g i zajrzałem w o c z y , tu zaś nękan y czczą m arą d rżałem jak liść o s o w y . N ie raz p ory
w a łe m się z posłania w śró d n ocy, padałem na kolana pod g o le m n ieb em ib ła g a łe m B o g a o ła s k ę dla dziecka m e g o ; trw ałe m w takiej m od litw ie aż do ran nej z o r z y , którą sp o s t r z e g łs z y z z ię b ły i d rżący sp ie szy łe m z b u d z ić s łu g ę , a coraz n ie s z c z ę ś liw s z y p ęd ziłem do m ety m ojej. Już ośm dni b yłem w po
d r ó ż y , g d y p e w n e g o ja s n e g o poranku b ły
s n ę ły mi w ie ż e W o ro z d y n a ; w p ie rw szym m om en cie m im ow olnie ścią g n ą łe m cuglam i k o n ia , ja k g d yb ym p rzerażon y w id o k iep i .0- kropnym c h cia ł zo sta ć w n ie p e w n o ś d ccr do isto tn e g o położen ia rz e c z y . W z r u s z e n ie z r u - m ien iło tw a rz m o ję, s e r c e p o czę ło ży w ie j b ić , ale zaraz tej ch w ili z w a r łe m kon ia ostro g ą i pędziłem ja k szalo n y. — S ta n ęliśm y u
— 21 —
bram y zam k o w ej, op u szczo n o m o st, p rze b ie g łe m g o z pośpiechem .
C ierp ka to b o leść, g d y p rzych od zi o p u ścić to ż y c ie , w którem tyle d o zn aw ało s ię ła sk B o ż y c h .— W e s o ła m ło d zie ż, c z e rs tw y m ąż, zg rz y b ia ły s ta rz e c , za d rzą w ob ec n adcho
dzącej śm ierci, która jak kośnik w ali o ziem ię k ło sy bujnej n iw y ; — ale n ie ró w n ie okropniej cierpi o jc ie c , kied y je g o je d y n e a lube d z ie c ię , w oczach je g o sch od zi do g ro b u !
L ekarz w p ro w a d z ił m ię do izby d o g o ry w ają cej A n ie li; lekki sen zam knął p o w ie k i cierpiącej. W ie lk i B o ż e ! ja k że h an iebn ie odarła ręka cierp ień n adobn e listki tej ró ży !—
Podobna fig u rz e w m arm urze c io sa n e j, le żała w białej pościeli; tw a rz w y b la d ła , w a r g i zsin iałe, w ło s y ro zp u szczo n e , oddech cię żk i, usta tu i o w d z ie m arszczy ły się b oleścią.
D łu g o w p atryw a łem się w ten okrutny o b raz,
— niepodobna w y p o w ie d z ie ć , co w ó w c z a s ucierpiałem .
„P o p ro w a d ziłem kapelana i lekarza na stro n ę , a p o d z ię k o w a w sz y p ierw szem u za uw iadom ien ie mię o słan ie rze czy , zapytałem d ru g ie g o , czy je s t je s z c z e jaka n ad zieja? —
„N a jw y ż e j d w an aście g o d zin ż y ć m ożea od
r z e k ł sm u tnie zapytany. Jakaś siła p rze c h o dząca ludzką ra c h u b ę , u trzym yw ała dotąd je j ż y c ie . C ierp iąca z p ew n o ścią z a r ę c z a ła , iż o jcie c p r z y b ę d z ie , g ło s tajem ny o tem ją u - p e w n ia . C zasam i, m ów ili m i, leżała z w z n ie - sion em i w g ó r ę o czym a , i p raw iła niepojęte r z e c z y , ż e w id zi ojca ju ż w te'm ju ż w o w e m m ie jscu ; — lub modliła s i ę , a ż e b y j e j B ó g s z c z ę ś liw ie p rzy p ro w a d zić g o ra czy ł. — W z n io słe m p rzy tem opow iadaniu w d z ię c z n y u m ysł ku B o g u , k tó ry w szczę śc iu i n ie s z c z ę ś c iu nami rząd zi.
„P o b o ż n y kapłan p o p ro w ad ził m ię w mil
czen iu do k o le b k i, która stała w b liskości łó żk a c h o r e j, której w p ie rw sze m w z r u s z e niu nie za u w a ża łe m . O d sło n ił zielon ą firankę, i zo b aczy łem p ię k n e g o jak an jo ł ch ło p czyk a, śp ią ce g o ró w n ie ja k n ie s z c zę ś liw a j e g o m at
ka. S ch yliłem się ku niem u, a że b y z n ie w in ności z a cz e rp n ą ć pociechy;- d łu g o tak sch y lony w p a try w a łe m się w d z ie c ię , g d y usta córki śpiącej w y m ó w iły me im ię ,. M ó w iła w e ś n ie , p o słysza n e u ry w k o w e w y r a z y z a p e w n iły m ię , ż e je j m yśl zajęta je st mną i d zieck iem ; uśm iech ig r a ł na jej u sta ch .—
P o m ałej ch w ili w e s tc h n ę ła g łę b o k o , i zw o ln a
o tw o rz y w s z y o czy s p o strz e g ła m ię. D ziw n ą skw ap łiw o ścią p od n iosła s ię , i u ję ła m ię w y - sch łem i rękami za sz y ję . D łu g o n ie m ogliśm y zn a le źć w y r a z ó w , aby w y p o w ie d z ić so b ie n a sze u c z u c ia , rz ę siste ł z y tło m aczyły tylko n a sze serca. W k o ń c u o d rzek ła : „ „ m ó jd r o g i!
m ój kochany o jcze ! d zięku ję ci, iż e ś tw e g o d zie c ię c ia n ie op u ścił w tej cię żk ie j doli! — A czyżbym ja m o g ła ro zstać się z tym ś w ia tem n ie p o ż e g n a w s z y się w p r z ó d z to b ą ? — O n ie ! B ó g je s t d ob ry, zatrzym ał cios ostatni aż do w id zen ia s ię z tobą. — O jcze ! podaj n:i tw ą r ę k ę , ażebym się zdołała w yp ro sto w a ć i tobie p rzy p a trzy ć się dobrze. — T a k ! a tera z podajcie mi m oje d z ie c ię , m e g o R e jn - h o ld a, ażebym g o p o b ło g o s ła w iła .^
„ P rz y c is n ę ła podane so b ie d z ie c ię do s e r c a , p o cało w ała i oddając mi j e rze k ła :
„ „ W e ź m ij o jcze te g o ch ło p czyk a , i bądź mu p rzew od n ikiem w ż y c iu tem ziem skiem , — bo ja ju ż nie r a o g ę !“ “ — B o le ść ro złą czen ia o w ła d iję ta K ią ,— zatop iła łz ą z ro szo n e lice w poduszki" :.h. P o ch w ili m ilcze n ia , tak ja k g d y b y p o k rze p io n a , podn iosła się raz je s z c z e , w zro k iem u roczym sp o jrzała na n as, a o b licze je j zd a w ało się b y ć n iebieskiem
— 23 —
św iatłem o św ie c o n e . L e k a rz ścisn ą ł mię za r ę k ę , zrozum iałem ż e mię o strz e g a o końcu je j życia . A n ie la w sp a rła sw ą g ło w ę na m o
je j p ie rsi, p o że gn ała n as, za p ew n iła ż e p rze b a cz y ła w szy stk o m ę żo w i, i zasn ęła na w ie k i p rzy m ojem se rcu .u —
D otąd m ó w ił hrabia m ocnym g ło s e m , le c z tu zn ęk an y temi okropnem i w sp om n ien ia
m i, z a k ry ł tw a rz oburącz-, aby u k ry ć łz y , które ją skropiły. P o niejakim c z a s ie u sp o k o iw s z y się tak dalćj r z e c z p ro w a d ził:
„ B ó g d od ał mi s ił, iżein ci p rzy jacielu zd o łał o p o w ie d zić m oje n ie s z c z ę ś c ia , aż do tej okropnej g o d z in y ; słu ch aj ja k ie dalej na m nie p rze p u ś cił B ó g d o św iad czen ia. A n ie li z w ło k i s p o czy w a ły w g ro b ie fam ilijnym ; często w dzień p rze sia d y w a łe m w tem m iej
scu skrapiając j e łzam i. R e jn h o ld o w i, tej pam iątce po lu b ej c ó r c e , p o św ię c a łe m r e sztę c z a s u ; ro s ł w e s o ło , nie b ę d ą c w s ta n ie o ce n ić s w e g o n ie szczę ścia .
„H rab ia H ild en h o rst, ja k ju ż w sp o m n ia
łe m , p rzy g n ęb io n y n ie s z c z ę ś liw ą słab o ścią s w e j żo n y, z śm iercią je j w p a d ł w start zu p e łn e g o obłąkania. M ój w id o k p rze ra ża ł g o , ja k zem sta! W dzień zam ykał się w s w e j
— 25 —
Izb ie, i n ikt n ie m ó g ł z b liż y ć się do n ie g o prócz s ta re g o s ł u g i , któ ry m u je d z e n ie i p i
cie d o n o sił; blad y ja k ś m ie r ć , p o n u ry jak zb ro d n ia, ś lę c z a ł caluteńki d zie ń w k rz e ś le . N ocną z a ś porą, p r z e b ie g a ł k u ry ta rze i w s z y stkie kąty zam k u , ja k jak a mara-, w s z e lk ie p o ru szen ie i k a żd y o d g ło s p r z e r a ż a ł g o ; szem ra ł cicho, lub p r ze ra ź liw ie k r z y c z a ł; p a d a ł c z ę sto k ro ć na p o sa d zk ę i ję c z a ł jak g d y b y d r ę czony od m ocy p iek ieln ych . L u d zk a pom oc
yła tu z u p e łn ie d a re m n ą , m ożn a b yło tylko io w a ć s ię nad n ie s z c z ę ś liw y m , i c z e rp a ć tąd p r z e s t r o g ę , ja k szk arad n ie p rze ślad u je u n ie n ie w y s tę p n e g o . — N ikt b e z n ie b e - 'łie c ze ń stw a ż y c ia do n ie g o p rzystą p ić nie
■ógł, z daleka tylk o d a w a ł nań pilną b a c z - o ść s łu g a , a b y p rz e s z k o d z ić ja k ie m u ś m o - ib n em u n ie s z c z ę ś c iu , i z d a w a ł mi co d zien n ie
;p ra w ę z je g o za ch o w a n ia się.
i „ W tak p rzy k re j je d n o sta jn o ści u p ły n ę ło Jat cz te ry . C za s z le c z y ł po c z ę ś c i rany m oje;
tY n u b r— ż y w y o b raz m atki — s w e m p r o w a dzeniem s ię i p rzy w ią z a n ie m do m n ie , k rzep ił S troskanego du cha m e g o , i tak p o czą łem zapo m inać o tem , co u c ie rp ia łe m , g d y n o w e pas N ieszczęść z n o w u s ię r o z w ija ć p o c zę ło .
J^osy Rejnh, 2
„W ia d o m o ci je s t p rzy jacielu , ż e F ryd e ry k król c z e s k i, m onarcha s ła b e g o harakteru , m ocno u ciśn ion y je st p rz e z C e sa rza F e r d y nanda*, le c z to ci je s z c z e nie m oże b y ć w ia d o m e g o s ię przed kilku dniami stało; w ie d z - ź e zatem ż e król je st na g ło w ę pobity. N ie
d o łę ż n y , sam ym rozkoszom zm y sło w y m od dany, u ła tw ił d ro g ę C e s a r z o w i, ż e czesk ą k o ro n ę na n o w o sobie p r z y w ła s z c z y ł, który p o w ie r z y ł d o w ó d z tw o s w e g o w o jsk a księciu b a w a rsk iem u M aksym ilian o w i, m ężo w i o - b rotn em u i sztuki w o je n n e j św iadom em u. '
„ W a le n s te jn s łu ż y ł pod je g o znakam i, i z a s z c z y c ił s w e im ię nie jed n ym chw alebn ym czyn em . Skorym pochod em p o su w a ł się z w y - cięzk o aż pod sto łe czn e m iasto P r a g ę , jak d o w o d zi j e g o ostatni lis t, (bo stałem z nim w c ią g łe j k oresp on d en cyi) — i tu p rzy sz ło do ostatn iej w aln ej ro zp ra w y , ja k nadm ieniłem .
„ W g ro n ie sp rzyjających k r ó lo w i, liczę w ie lu mi n iep rzyjaźn ych .— Jako m agnat c z e ski b yłem d w a razy w e z w a n y do d w o ru ; nie u słu ch ałem te g o w e z w a n ia , bo n ie k ró lo w i, le cz C e sa rz o w i zo b o w ią za n y byłem p rzy się g ą ; to p rze c ie ż stało s ię p rzyczyn ą n ien a
w iś c i.— D o te g o je s z c z e dod ać m u s z ę , żc
27 —
kapitan T o relli, ó w n ie g o d z iw ie c , który zięcia m e g o ze szczętem z e p s u ł, zn a la zł p rzy tu łe k na p ragskim d w o rz e , g d z ie w k ra d łsz y się do łask króla, nietylko b y ł osłon ion y p rzed karę, na którą z a s łu ż y ł, lecz o w sze m kn uł zd rad ę p rze ciw k o mnie. Mam na to p e w n e d o w o dy. — O statnie w yp ad ki za b e z p ie c z a ły m ię tym czaso w o od sk u tk ó w tej za cię te j n ie p r z y - ja ź n i: P ra g a ob lężon a p rze z w ojska c e s a r
s k ie ; W a le n ste jn p a rę mil tylko od W o r o z -
^ dyna oddalony; do te g o list je g o za b e zp ie czający m ię od w sz e lk ie j napaści m aro d eró w c e s a rs k ic h , to w szy stk o d o syć m ię z a b e s p ie - czało . — P r a w d a , ż e los m ej o jczy zn y c ię ż y ł mi m ocno na s e rcu , lecz skołatan e n ie s z c z ę ściam i zd ro w ie nie p o zw alało p o c h w y cić za oręż.
i „ T a k o w e p o ło żen ie w y p a d k ó w p ublicz
nych m usiałem ci p rz e d s ta w ić , zanim opo
w ie m ostatnie m oje n ie s z c zę ś c ie.41
2*
R O ZD ZIAŁ III.
Spalenie W orozdynu.
, , P r z e d czterem a dn iam i, sied ziałem w ie czorem p rzy kom inku g rz e ją c z z ię b łe człon ki, na raem ło n ie s ie d zia ł snem z d ję ty R ejnhold.
B y łto w ie c z ó r podobn y do d z is ie js z e g o , z i
m n y, sło tn y, p o n u ry ; — żadna g w ia z d a n ie p r z y ś w ie c a ła , w ia tr w y ł ja k szalo n y, d e szc z u le w n y bił silnie w okna. M ało m ię to o b c h o d ziło s ie d z ą c e g o w c ie p łe j izb ie i piastu
ją c e g o na łon ie to , co mi na tym ś w ie c ie b y ło n a jm ilsze .— W te m w p ad a zad yszo n y i s tr w o żo n y s łu g a do izb y i tę w ie ś ć g ł o s i : „ S z la ch e tn y hrabio! u sp o só b s ię sm utną u s ły s z e ć n o H in ę ! —
W
p o b liskiej w s i dokazuje odd zia ł W ę g r ó w w sp o só b n a jo k ro p n iejszy! — P r a g a w ręku c e s a r s k ic h , a w o jsk a k r ó le w skie n a w s z y s tk ie ro z p ie rz c h ły się strony.
— 29
K o rzysta ją c zzam ię sza n ia w ę g ie r s c y żo łn ie rze napadają w s ie i rabują lud b ied n y. M a
szta le rz W e jt b y ł w ła ś n ie w e w s i , g d y rota kapitana T o r e lli, któ ry tu tak okropnie g o sp o d arzył, w p ad ła do w s i . — Ł o tr ten pytał się je d n e g o z c h ło p ó w , czy hrabia je s te ś w w d o m u , i d o d a ł, iż ci ch ce odd ać w iz y t ę , k tó rą popam iętasz. — P rze stra szo n y c z ło w ie k nie z d o ła ł dać o d p o w ie d z i, za co u d e r z y ł g o T o relli płazem p ałasza w g ło w ę tak o k ru tn ie, ż e za p y ta n y p adł b e z zm y słó w ; W e jt z a ś , który się n ie m yli, bo p rzy ś w ie tle pochodni dobrze m ó g ł rozpozn ać T o r e lle g o , zem k n ął i za d y sza n y w ła śn ie co p rzy n ió sł tę sm utną w iad o m o ść. “
„P rz e lę k n io n y tem d o n iesien iem , p o rw a łem się z k r z e s ła , przytom ność zu p ełn ie mię o d b ie g ła ; w e w si dało się s ły s z e ć d z w o n ien ie na g w a ł t , a płom ień okropny palą
cych się d o m ó w w ło ściań sk ich o ś w ie c ił stra
s z liw ie okna m ego m ieszkania. M ieszkań cy zamku w padali je d e n za d rugim po rad ę i rozkazy. — W y jrz a łe m okn em ; o B o ż e ! ja k okropna scen a p rzed staw iła s ię oczom mo
im ! — W ic h e r m iotał płom ien ie palących s ię dom ów , co tylko zapalił k o ś c ió ł, ż o ł-
d actw o u w ijało s ię po w s i , w le w e j r ę c e trzym ając pochod nie dla zapalania o ch ron io
nych je s z c z e p o m ieszka ń , w p ra w e j m or
d erczą b r o ń , ścig a ją c n ie sz c zę śliw y ch w ie śn iakó w ; p rze ra źliw y krzyk i se rce ro z d z ie rający p łacz u d e rzył me u szy ; a to mię z o słu p ien ia o b u d ziło , m ęstw o i o d w a g a o d żyła w e mie. P rzy p a sa łem m iecz do boku, zg ro m a d ziłem m oich lu d z i, zapaliłem ich o d w a g ę dzielnem i s ło w y , w yd ałem sto so w n e do o b ro n y zam ku ro zk a zy. W s z y s tk o , co zd oln e b yło do b o ju , stan ęło w kilku m i- * nutach zaopatrzon e b ro n ią, czterd ziestu z u c h ó w liczyłem w moim p o czcie. Z ataraso w aliśm y bram y zam k u , n aznosiliśm y broili, k u l, k a m ien i, b elek na m ury; krótko m ó
w ią c b yliśm y w s z y s c y g o to w i p rzyjąć d zie l
nie n ie p rzyja cie la , b ić się do ostatn iego bośm y byli p rzek o n a n ym i, ż e nie możns się s p o d z ie w a ć pobłażan ia od napastników . Ja stan ąłem w n a jn ieb esp ieczn iejszem m iejJ scu p rzy m o śc ie , g d z ie r ó w nie b y ł dosyt g łę b o k i.
N ie d lu go śm y czekali na nieprzyjaciela, w n e t stan ął tręb acz z w e z w a n ie m , aby się p o d d a ć , a g d y śm y odm ow ną dali od p ow ied ź.
— 31 —
n astąp iły p o g ró ż k i, i zam ek zo stał opasan y.
N a p o w tó rn e w e z w a n ie , o d rzekłem : ż e po
trafię o p rze ć s ię najezdnikom . W o d p o w ie dzi św isn ę ła obok mnie kula i za b iła c z ło w ie k a , o c z y w is t a , ż e mnie ofiarow aną była, p rzeto sk o czyłem za m ur i rozkazałem lu
dziom dać ognia. N asze d o b rze m ierzone s trz a ły p o w a liły do trzyd ziestu n iep rzyjació ł, ale i z n aszych padło kilkoro. — Z natężoną o d w a g ą n astęp ow ali W ę g r z y ; spuściło się ich kilkadziesiąt w w ą w ó z i ch cieli ztam tąd o p an o w ać m o st, kazałem z w a lić na nich p rzy g o to w a n e d rze w a i k a m ien ie, to ich p o d ru z g o ta ło , a ja odetchnąłem w id ząc, iżeśm y naszą obroną nie źle p rzerzed zili n iep rzyjacielsk ie s z e r e g i, i że n iektóre od
d ziały oddalały s ię od bram y. — A le mylna to była p o cie ch a , nie w ie le b ow iem u pły
n ęło c z a s u , g d y z d ru giej strony zam ku U słyszałem szczę k broni. O słu p iałem , bo p rzy s z ła mi m yśl: czy też n iep rzyjaciel nie od krył p o d ziem n ego w ch o d u ? — T orelli na c z e le ; ten T o r e lli, którem u żad en zakątek zam ku nieznajom ym b yć nie m oże. — Z e b rałem co tylko było m ożna ludzi i p o śpie
szyłem do ty ln ego w a łu . — B o ż e ! mój d o -
t j m ysł n ie b y ł płon n y! — P o d o b n ie ja k du chy p iekieln e w y ła zili n iep rzyjaciele z podziem nych sklepień . Moi w a lc z y li ja k lw y , ale c ó ż ? kied y n iep rzyjaciel liczbą n as p rze w y ż s z a ł. P o stan o w iliśm y d ro g o sp rzed ać ż y c ie n a s z e ; cięliśm y na le w o i na p raw o , napastn icy padali w e k r w i w ła s n e j. W tem s ły s z ę ch rap liw ie w ym o w io n e n azw isk o m oje, o glądam się w tę s tr o n ę , a oto stoi p r z e - dem ną zem stą pałający T o relli. P r z y blasku p ochodni poznałem te g o ło tr a , k tó ry — • p rzyp om in asz so b ie — w P a d w ie nas oby
d w ó ch zd rad zieck o n a p a d ł, ch cąc się po
m oście za urojoną o b razę. J e g o k r w io ż e r czy zam iar nie udał się na ó w c z a s , ale zem sta pozostała w je g o czarn ej d u szy, a z a b iw s z y có rkę sw e m okrutnem p ostęp o
w a n ie m , p o stan o w ił z g u b ić i je j ojca.
O tó ż d ru gi raz stanęliśm y na p rze c iw so b ie ; n asze p a ła sze p o c zę ły szczęka,ć; r e szta w m ilczen iu zrobiła z a w ie s z e n ie b ro n i,, aby się p rzy p a trze ć w a lc e sw y c h n aczeln i
k ó w , o św ie c o n e j rażą ce m św ia tłe m p o ch o dni. Z d rad zieck o zm ie rza ł d łu g i p a ła sz n ie
p rzyjaciela do m ojej p ie r s i, aby ją p r z e s z y ć , le cz n a d zw y cza jn ą siłą i obrotem o d p iera
— 33 —
łem tako w e ra zy , upatru jąc sp osob n ości aby mu za d a ć raz śm ierteln y. W ła ś n ie p o d n ió sł m iecz w g ó r ę , a że b y n aw ałem u d erzenia p o w alić m ię , g d y na raz z a w y ł w ia tr, i z p r z y le g łe g o skrzyd ła za m k o w e g o b u ch n ął sro g i p łom ień ; to g o z m ię s z a ło n a moment; co s p o strz e g łs z y ciąłem g o z całej siły , i p o w a liłem na ziem ię. W rz a s k tr w o g i i zem sty, w y d o b y ty z p ie rsi w ę g r ó w , b y ł śp iew em p o g rz e b o w y m tem u ło tro w i. W czasie g d y k rw ią zb ro czo n e g o jedn i odn osili na s tr o n ę , u d erzyli dru d zy na m nie za p a lczy w ie . Moi osłonili m ię i z w y trw a ło śc ią odpierali n ie p rzyja ció ł. P o św ię ciliśm y się na ś m ie rć , i w alczyliśm y z ro zp a czą ; m nie B ó g ła s k a w ie o c h ro n ił, nie odebrałem żadnej ra n y ; ale g d y obok m nie padali to w a rz y sze , i jab ym n iezaw o d n ie p adł b y ł w obronie m e g o majątku.
;,W tym krytyczn ym m om encie p r z y b ie g ł
^do m nie kapelan z lekarzem i szep n ął m i:
„h ra b io ! pam iętaj o R ejn h o ld zie! — On ma p raw o do tw e g o życia ! — C hod ź z nami póki je s z c z e c z a s ! “ — R zu ciłem oczym a b o leści na m oich w iern ych to w a r z y s z ó w ; ja k ż e op u ścić ty c h , co dla m nie na śm ierć
s ię p o ś w ię c ili? — T a m yśl mną z a ch w ia ła , ale p o c h w y c ił mię lekarz z kap elan em pod r ę c e , i g w a łte m uprow ad zili z p o b o jo w is
ka. — P o kilku m inutach p rzyb yliśm y u kry
tym k u rytarzem na p rze c iw n ą stro n ę zam ku, i stanęliśm y za m urami. T am za ich stara
niem c z e k a ł na m nie s łu g a trzym ając o sio d ła n e g o konia za c u g le i R ejn h old a na ręku.
P rzycisn ąłem w n u ka do s e r c a , o kryłem się o b szern ym p ła s z c z e m , w sia d łe m na d ziel
n e g o rum aka i w z ru s z o n y rzek łem do m oich p r z y ja c ió ł: „b ą d źcie zd ro w i! Oto je s z c z e raz w y p ę d za m ię p rzykry los z m ojej w ła s n o ś c i, m nie latam i s ty ra n e g o starca! — J e ż e lib y zm ien ny los nie ze ch cia ł nas tu na ziem i k ie d yś p o łą c z y ć , to zo b a czy m y się n ie za w o d n ie ta m , g d z ie niem a sm utku i n a rze k a n ia ! “ — A m e n o d rzekli p rzyjaciele;
a po podaniu so b ie w z a je m w d zię czn y c h d ło n i, p ęd ziłem lotem b ły sk a w ic y w ś r ó d ciem n ej nocy.
„ W n e t oddaliłem się zn a czn ie o d m ego z a m k u , k tó ry z daleka u jrzałem je s z c z e w okropnych p łom ieniach. Ł z y z ro siły m oje lica na w sp o m n ie n ie , iż n ie b yło mi w oln o p o ż e g n a ć z w ło k m ej c ó r k i, — ch o ć z n ę k a
ny zm a rtw ie n ie m , zn u żo n y w a lk ą , p rze cie ż z w ie ra łe m ostrogam i k o n ia , i pędziłem p rzez p o la , aby nie natrafić na ro zb itk ó w z pod P ra g i. — W końcu stanąłem p rzed sam otną w śró d lasu stojącą chatą. W ę g la r z m ieszkał w n ie j, i dał p rzytu łek m nie i w n u k o w i m ojem u.
„ T a k w ię c stałem się w y g n a ń c e m , opu
szczo n y m , sam otnym ; w sz y s tk o co mi b yło m iłe , z n is z c z a ło ; córki z w ło k i pokryte z w a liskam i za m k u , m ąż jej obłąkan y, spalony lub sro d ze zam o rd o w an y, m ajątek w ręku n ie p rzyjació ł; p o zo stało mi tylko d zie cię , k tó re za pom ocą p rzy ja ció ł u ratow ałem z p o g o rze lisk a. B ied n a s ie ro to , jakieiTci z d o łam dać w y c h o w a n ie , sam o g o ło co n y ze w s z y s tk ie g o ! W tym n a w ale b o lesn e go u c z u c ia , padłem na kolana i z a w o łe m ;
„ W ie lk i B o ż e ! — S iła ręki T w e j w s z e chm ocnej upokarza m ię d o tk liw ie! — T w o je rząd y są n ie d o śc ig łe ! Jak ciała te n ie b ie skie fiiieźą raz so b ie zakreśloną d r o g ą , tak ręka T w o ja w sk a zała d ro g ę c z ło w ie k o w i, a on nie w i e , co g o c ze k a w najbliższej g o d z in ie ; ale T y p ro w a d zisz g o p rze z cier
pienia do s z c z ę ś c ia , bo je s t e ś dobrym je g o
— 35 —
ojcem . T ą w ia rą ż y ję i n ieu pad am ; w iem ż e c zu w a sz nad n ie szczę śliw y m tu łaczem i p o p ro w a d zisz m ię tam d o tąd , g d z ie zn a jd ę u lg ę dla strap io n eg o se rca . — Z lituj się n ad biedną s ie ro tą , k tóra ujrzała św ia t na śm ierteln ym ło żu m atki. B ąd ź mu ojcem p r z e z c ią g ży c ia j e g o ! u
„ C u d o w n ie w zm o cn io n y temi m yślam i, ro z w a ż a łe m co dalćj ro zp o czą ć n ależy. C z e g ó ż j a , zn ęk an y w ie k ie m i d o leg liw o ścia m i, m o g łe m ju ż szu k ać na tym ś w ie c ie ? — S p o - ko jn o ści i odosobn ien ia od św iata z a p ra g n ę ła d u sza m oja. A le dokąd s ię u d a ć ? — W p r a w d z ie posiadam ja je s z c z e dobra w C ze ch a ch , ale m u szę w y z n a ć , ż e mi św ia t zb rzy d ł z u p e łn ie , bo b yłem św ia d k ie m , jak z b e z c z e szczo n o obraz B o sk i w c z ło w ie k u , i m iałżem w r ó c i ć , aby b yć św iad k iem tych o b m ierzło ś c i? W tem sk ie ro w a ł n iezaw o d n ie B ó g ^ m yśl moją ku W a m , ku p rzy ja c ie lo w i m ojej m łod ości, o którym w ie d z ia łe m , ż e m ie szk a - c ie w spokojnych dolinach. D o W a s w ię c p o stan o w iłe m d ą ż y ć, a że b y W a m p o w ie r z y ć m oje n ie s z c z ę ś c ia , zn a le źć lek a rstw o na ran y se rc a , a potem p rzy w a s z e j rad zie, w cichym jak im za k ą tk u , p o św ię c ić s ię w ych o w a n iu
— 37 -
m e g o R ejn h old a w bojaźni b o że j. I to je s t co m ię do W a s szan o w n y P rzyjacielu p rzy
w io d ło ; zn a cie m oje n ie s z c zę ś c ia , m oje c ie r
p ie n ia , p rzyjm ijcie m ię pod W a s z ą op iekę, n iech sch y łe k m e g o życia n a ce ch o w a n y b ę dzie w y rze c ze n ie m się w s z y s tk ie g o : pokorą.
Z rzekam się m oich g o d n o ści, moich u rz ę d ó w , któ re mię na ś w ie c ie z d o b iły , do św iata n ie - mam żadnych p re te n syi, nie zn a n e g o nikomu, n iech m ię obejm ie jaka chatka p usteln icza, w r a z z w u n kiein moim. D z ie c ię to ma się d o w ie d z ie ć o n a z w ie sw y c h ro d z icó w i sw ych dalszych stosun kach w p ó źn iejszy m dopiero w ie k u ; a dotąd n iech się sposobi na g ru n to w n e g o katolika, na ś w ia tłe g o i czyn n e g o o b y w a te la ; ja sam p rzeleję w j e g o se rce i u m y sł to, o czem w ie m , ż e mu k ied yś w to
w a r z y s tw ie Iudzkiem b ęd zie potrzebne'm.
J e ż e li mi się uda p rzy pom ocy B o skiej zro b ić z n ie g o czło w ie k a g o d n e g o , naten czas sp o - kojn y pójdę za w e z w a n ie m B o g a do w ie czn ości. P rze to p ro szę W a s , p o zw ó lcie mi p r z y boku W a s z y m sp o czą ć w tem zaufaniu, ż e p rz e d s ię w z ię c ie m oje p op ierać b ę d zie cie . Jako słu g a B o g a i n a s z e g o Z b a w ic ie la , w stę p u ję pod g o d ła w iar^ .u
K ap łan słu c h a ł z ro zrze w n ie n ie m m ó w ią c e g o ; g d y sk o ń czy ł p o b ło g o s ła w ił j e g o p r z e d s ię w z ię c iu , i u ścisk ał g o n a js e r d e c z n ie j.—
D łu g o trw a ł tkliw y ten uścisk. P o cze m p r z y r z e k łs z y n ow em u p u steln ik o w i w sz e lk ą p o
m oc, i to z tak s z cz e rą c h ę cią , z ja k ą n ie g d y ś s łu ż y ł mu w m ło d o śc i, z a w e z w a ł g o do sp o czy n k u , bo na w sc h o d z ie słoń ce ju ż s w e prom ienie ro zp o ścierać poczynało. — W n e t po trud ach i n ie w y g o d a c h zasn ął g o ś ć snem spokojnym .
RO ZD ZIAŁ IV .
Dni szczęścia po długich cierpieniach.
C a łą zimę przem ieszkał hrabia w domu sw e g o przyjaciela. Samemu tylko W a lle n - stejnow i wiadom y był je g o przytułek. Bo W allenstejnow i pow ierzył hrabia zarząd dóbr sw o ich , które prócz W orozdyna doń nale
ża ły ; reszta przyjaciół sąd ziła, iż p oległ z rąk W ę g r ó w lub gru zy zamku zasypały g o . W allen stejn , aby życzliw ych p ocieszyć a nieprzyjaciół utrzymać w karbach umyślnie mścił w ie ś ć , że hrabia Czechin uszedł do
?rancyi, jako upoważniony od niego za
wiadywał jak najsumienniej dobrami sw e g o colegi. — Hrabia zaraz na drugi dzień po przyjeździe ow ym do proboszcza zdjął ubiór rycerski, przybrał się w habit pustelniczy, i prow adząc dziecię za rękę chodził d w a -
k r o ć na dzień do kap licy, w k tórej skład ał N a jw y ższe m u s w e m odły. — W ie ś n ia c y p rzy p a try w ali się p o czą tk o w o z p o d z iw ie - n iem tem u n o w e m u zja w isk u : zczasem o s w o je n i i u jęci g rz e c z n o ś c ią tak pustelnika, ja k i j e g o d z ie c ię c ia , n ie m ogli utaić u sza
n o w a n ia , jakiem ku ob yd w om p r z e ję c i byli.
S k o ro zaś w iosn a odm ieniła p o stać ziem i, w y p r o w a d z ił s ię n asz p usteln ik z d z ie c ię ciem do zb u d o w an ej dla sie b ie w pobliskim b o ru ch aty, g d z ie p rze p ę d za ł c z a s na m o
d litw ie , pracy i w y c h o w a n iu s w e g o w nuka;
zw o ln a p rzy zw ycza ja ł s ię do n o w e g o spo
sobu ż y c ia , ale im d łu że j tak ż y ł, tem w ię cej zn a jd o w a ł u p o d o b an ia , tem w ię c e j nikły z m a trw ie n ia , a n asta w a ło zu p ełn e z a d o w o - lnienie-, bo jak to m ało ma c z ło w ie k istotnych p o trzeb ż y c ia , ja k skoro ich sam so b ie nie tw o r z y ; — jak zatem ła tw o w tym w z g lę d zie zad ow oloion ym b y ć m oże! — Jak to w o le n b y ć m oże od n u d ó w i czczo ści życia , skoro um ie u żyć czasu na szla ch etn e z a trud nienia! — N ig d y ch ałaśn e w ym ysły lu d zk ie n ie zdołają tyle za ją ć i ro z w e s e lić szla ch e tn ie ducha c z ło w ie k a , ja k czysta i prosta natura! — N ie d z iw p rze to , że ten , który
— 41 —
p rzy p a trzy ł się zm ien n ości r z e c z y ziem sk ich , k tó ry d o św iad czy ł ich cie rp k o śc i, oddalony od św iata u cz u ł s ię teraz daleko s z c z ę ś li
w s z y m , niż d aw n iej.
Poufn y s łu g a W a llen stejn a p rzy je żd ża ł w p e w n y ch czasach do h rab iego z w ażn em i w iad o m o ściam i, o któ rych ten że w ie d z ie ć b y ł pow inien . P o takich od w ied zin ach skła
dał brat W a le n ty — taką b o w iem p rzy jął hrabia n a z w ę — zn a czn e dary p ien iężn e dla cierp iącej ludzkości na rę ce p ro b o szcza , z obow iązkiem rozdania tako w ych biednym w parafii; a chociaż p ro b o szcz n ig d y nie w y d a ł n a zw isk a d a w cy , b ied n y lud potrafił to d o
b rze o c e n ić , ż e od czasu p o jaw ien ia się pustelnika s p ły w a na n ie g o obfite b ło g o s ła w ie ń s tw o B o ż e ; i ró w n ie ta jem n ie, w p rostocie s w e g o s e r c a , um iał s ię o d w d zię c z a ć sw e m u d obroczyń cy. P ró c z u sza n o w an ia ja k ie m iał nieustan nie dla n ie g o , b y w a ło c z ę s t o , ż e g d y w ra c a ł o jciec W a le n ty z k o śc io ła , zn a jd o w ał sw ą chatkę o c h ę d o ż o - ną i przyozdobioną kwiatam i.
W e s o ło ro sł R ejnhold ży c ie w czystem i zdrow e'm p o w ie trzu krzep iło j e g o c ia ło , a z n a jw ię k szą starann ością k ształco n e je g o
u m y sł i przym ioty s e r c a , o b ie cy w a ły dziad
k o w i n ajpiękn iejsze o w o c e . Z n atężen iem s łu c h a ł nauk s w e g o n a u c z y c ie la , co mu nie b yło zro zu m ia łe m , o to p ytał się kilkokrotnie a ż n a leży cie zro zu m iał i p rzeją ł do u m ysłu s w e g o ; a o so b liw ie nauka w ia ry i j e j o b y
c z a jó w b yła mu n a jw a ż n ie jsz ą , tę z a w s z e w u czy n k ach okazać się starał. — Ż y w e u czu cie dla p ra w d y , sp ra w ie d liw o ści i słu szn o ści z a g n ie ź d z iło się w duchu j e g o ; b y w a ło że na w id o k n ie sp ra w ie d liw o ści i fa łs zu p ło n ę ła tw a rz j e g o rum ieńcem ż a rliw o ś c i, lubo z w y k le ła g o d n o ść i uprzejm ość zm arłej matki g łó w n ą cech ą b yła ch arakteru je g o . — Mi
ło w a n y i szan o w a n y od m ie szk a ń có w oko
licy , sw o b o d n ie p ę d ził dni s w e j m łodości;
lu bo n ic je s z c z e n ie w ie d zia ł o sw o ich ro
d z ic a c h , z p rzy czyn y ź e hrabia z a c h o w y w a ł ta k o w e ob jaśn ien ie aż do p ó źn ie jszy ch lat j e g o .
H rabia H ild en h o rst, o jcie c R ejn h o ld a , w y d o b y ł s ię , p ra w ie cu d o w n ym sp osob em z g o r e ją c e g o zam ku W o ro z d y n a , o czem W a lle n ste jn po p ięciu lub sześciu latach u - w iad o m ił pustelnika. Jakim sp o so b em to się s ta ło , n ie um iał p o w ie d z ie ć ; to tylko z p e
— 43 —
w n o ścią d o n o sił, ż e z o b łę d u s w e g o je s t zu p ełn ie w y le c zo n y i b a w ił ja k iś czas na d w o rze s w e g o p rzy jacie la , op łaku jąc sw o je d aw n e b łę d y. W duchu pokutnym od p raw ił p ielgrzym k ę do R z y m u , g d z ie d o stąp iw szy od p u szczenia g r z e c h ó w , w r ó c ił do N iem iec, śled ząc teścia i s y n a , o których w ie d z ia ł, iż ż y ją . W ie ś ć uw iadom iła g o , że są w e F r a n - cyi: dotamtąd w ię c u d ał s ię p rzeb ieg ają c rozm aite okolice i dopytując się o n ich ; le cz g d y to b yło b e z skutku w r ó c ił zn o w u do N ie m ie c , bardzo sm ętny. P o długim czasie zn a la zł g o W a llen stejn przypadkiem rotm i
strzem w słu żb ie c e s a r s k ić j, i w id z ia ł, ja k s ię o d zn aczył w kilku potyczkach o d w a g ą i m ęstw em .
T o w szy stk o w y c z y ta ł o jcie c W a le n ty z listu W allen stejn a z w ielk ą rad ością; i m ó
w ił w u n iesien iu ducha sam do sie b ie : „ T a k je s t , zn a jd zie sz t o , c z e g o z taką usilnością szu k asz! tej pociech y w id ze n ia syna nie o d m ó w ię ci. L u b o ś ty b y ł m ordercą m ego lu b e g o d z ie c k a , ale m iędzy mną i tobą sta w a A n jo ł b ła g a ln y , tw o je n a w r ó c e n ie , k tó ry m ię rozbraja i cie b ie do serca p rzycisn ąć każe. U p łyn ą ć p raw d a je s z c z e la la , z a
nim u ścisk a sz tw e g o s y n a ; ale tak b y ć m usi, bo R e jn h o ld , niż w ystą p i w to w a rz y stw ie lu d zk ie m , p o w in ien b y ć w p rzó d n a le ży cie u g ru n to w a n y w w ie r z e i cn o cie — u m ysł j e g o ma b y ć zb o g a c o n y g ru n to w n em i w ia dom ościam i na ś w ie c ie potrzebn em i. S p o d zie w am s i ę , ż e B ó g u d zieli mi i życia i p o m o cy, ż e te g o d o k a żę ! “ R ejnhold lic zy ł w ła ś n ie ósm nasty rok ż y c ia , i przym iotam i d u szy p rze ś c ig n ą ł w s z e lk ie nad zieje s w e g o dziadka. P o b o żn y, p rzyk ła d n y, posiadał rz a dki dar p o strzeg a n ia i pojm ow ania rz e cz y ;
— ro z w a ż a ł pilnie co w id z ia ł lub s ły s z a ł, — i z a s ię g a ł c ie k a w ie zdania s w e g o m istrza, k tó ry w id z ą c z ja k doskonałym p oglądem u cze ń zapatru je się na r z e c z y , ro z p ły w a ł się z rad ości. P r ó c z te g o p o sia d a ł zn a czn y z a p a s w ia d o m o ści, z ła sk i s w e g o dziadka, k tó ry n a leża ł do rzędu u czo n ych lu d z i; — p ię k n y dar w y m o w y , ję z y k i, i postać ujm u
ją c ą . D aleki od w sze lk ie j próżn ości i dum y, na każde skin ien ie b y ł p o słu szn ym ; p e łe n s z c z e r e j ufności w B o g u , posiadał m ęstw o i o d w a g ę . — Z g o ła o jc ie c W ale n ty m ó g ł się p o szczy c ić sw ym w y c h o w a ń c e m , i p o
z n a ć , ż e w ła śn ie je s t c z a s , aby g o w y
— 45 —
p ro w a d zić na s c e n ę in n eg o ju ż n ie u k ryte g o p rze d św iatem ży c ia .
B y ło to w ła ś n ie p e w n e g o w io s ie n n e g o p o ran k u , g d y W a le n ty z R ejnh old em sie d ział przed d om kiem , u d zielając mu w ia dom ości. P o skoń czon ej n au ce w ła ś n ie ch cieli u d ać s ię na p rze ch a d zk ę , g d y p o s ły s z e li tętęt zb liża ją cego się śp ie szn ie j e ź d ź c a ; zatrzym ali się w ię c , i n ieb a w n ie sta
n ą ł p rzed nimi na spienionym koniu s łu g a W allen stejn a. S k o c z y ł z g ra b n ie i z w in n ie z k o n ia, i ukłon ił się i w r ę c z y ł list od s w e g o pana. P u steln ik odebrał g o z w id o c zn ą ra dością i p o p ro sił do ch atk i, w celu zasilen ia p o d ró żą zm ę czo n e g o posłańca. R ejn hold p o sta w ił g o śc io w i c h le b a , sera i m le k a , z uprzejm ą p ro źb ą , aby ra c z y ł p o k rze p ić się . S łu g a , stary ż o łn ie r z , p ro ste g o sp osob u m y śle n ia , siad ł i p o żyw a ł. — O jciec W a len ty tym czasem p o sze d ł na stronę i czytał pilnie w rę c z o n y sobie list. — M u siał on za w ie ra ć pom yślne w ia d o m o ści, bo tw a rz W a le n te g o w y p o g o d ziła s ię ; — czasam i sp o gląd ał na R ejnholda u p rz e jm ie , i coś so b ie z cicha szep tał. P r z e c z y ta w s z y list p rzy stą p ił z w y p o g o d zo n e m czo łem do od
d a w cy listu i rz e k i: „ B a r d z o pom yślną p r z y w io z łe ś mi w iad om ość. Już blisko rok tem u ja k żad n ej nie m iałem w iad om ości o w a szy m w o d z u , i c ie s z ę s ię , ż e hrabię W a lle n ste jn a p o zn a ję teraz jako księ cia F ryd lan du. Jakże to d a w n o , ja k C e sa rz z a s z c z y c ił pana tw e g o tym zacn ym tytułem ? a
„ B ę d z ie tem u w n e t m iesiąc. — O w y p raw a ch i w alkach K s ię c ia , p e w n ie ć o jcie c W a le n ty s ły s z a ł. Na c z e le trzyd ziestu ty
się cy d o św ia d czo n e g o ż o łn ie rz a , ro z n o sił pom yśln ość broni c e sa rsk ie j po w szy stk ic h niem al niem ieckich p ań stw ach . T e r a z oble
g a S tr a lz u n d , a ja ztam tąd w p ro st p rzy b y w a m ; o d d a w szy list k się żn ie w P r a d z e , po
śp ieszy łem tu d o tąd , ab y z e zlecen ia księcia m e g o p a n a , w am od d ać j e g o pism o. J e że li dacie jak ą o d p o w ie d ź , ro z k a ż c ie , a ja z a cz e k a m , aż takow a w y g o to w a n ą b ę d zie .^
„ S k o r o w ra ca sz w p ro st do S tra lzu n d u , w ię c o św ia d cz K się ciu m ój najn iższy u k ło n , i z a p e w n ij: ż e w w yzn aczo n ym c z a s ie b ę d ę n ieza w o d n ie z moim w ych o w a ń ce m w P ra d z e ; in n ej od p o w ied zi tym czasem n ie p o
trzeb a. Jak mi tw ó j pan d o n o si, postąpi sobie z e Stralzu n d em krótko i w ę z ło w a to ,