• Nie Znaleziono Wyników

T r u c i z n a .

C iem n a noc okryła miasto P r a g ę , zimny w iatr św istał po ulicach, pojedyńcze krople dżdżu padały na tw arz m ężczyzny w w ielki płaszcz o w in iętego , który zm ierzał ku małej furtce prow adzącej za mury miasta po lew ym b rzeg u M otław y.— Postaw iony tam na straży żołnierz przepuścił przechodnia bez naj­

m niejszego oporu, gd y mu coś przechodząc p ow iedział.— Za murami będąc szedł przez p ole, aż po półgodzinnym pochodzie stanął przed bramą w starych murach znajdującą się. U derzył trzciną w bramę i obudził psy, które przychodnia szczekaniem powitały.

Silny glo s nakazał psom m ilczen ie, i nawet zaskrzypiał klucz w zamku bramy, opadły ż e

-Jazne zap o ry, d rzw i s ię uchyliły, i u kazał s ię w nich ro sły, b a rczysty c z ło w ie k z latar­

n ią w ręku.

„ W ita jc ie m istrzu L e it w a r c ie ,a o d e z w a ł s ię p rzychodzień .

„ A c h , to pan D o k tó r; w tak p ó źn ej p o­

r z e , i p rzy takim p o w ie tr z u !— W ita m se r­

d e czn ie i p ro szę do m e g o n ę d zn e g o domku;

u sp ra w ie d liw ia ć n ie b ę d ę m o jego n iep o­

r z ą d k u , bo p. D o któ r w ie s z , g d z ie je ste ś.^

Z u szan ow an iem p rzy św ie c a ł p rz e z pod ­ w ó r z e p ro w ad ząc g o śc ia . P o stronach stały budki z których o gro m n e w y g lą d a ły psiska, w a r c z ą c na p rzy ch o d n ia ; tu i o w d zie le ża ły p o ro zrzu ca n e rozm aite kościotrupy, jak o g ło ­ sicie le rz e m io s ła , którem się zatru d n iał tu­

te js z y m ieszkan iec.

S e n i — bo to b ył ten p rzych o d zień — s z e d ł obojętn y na tako w y w id o k , ja k b y z tem m iejscem z d aw n a ob ezn an y. P rze d dom em sta n ą w s z y rz e k ł do g o sp o d arza : „ C h c ę z to­

bą m istrzu sam na sam p o m ó w ić.^ ’ '

„ D o b r z e — o d rzekł za ga d n ięty — a do­

b y w s z y klucza z kapoty o tw o rz y ł d rz w i do o so b n ej izb y, która g ru b o w apnem , w y r z u ­ co n e m ając ścian y, m ieściła w sobie p o ro z­

— 141 —

w ie sz a n e rozm aitego rodzaju m iecze, topory, p ałasze i p odobn e narzędzia m ęczarni, św ia d ­ czą ce że tu kat m ię szk a ; w oddaleniu od miasta jako t e n , któ rego i rzem io sło c k liw o - ścią ludzi p rze jm o w a ło , i m niem ane c za rn o - k s ię z tw o k a za ło z e z g ro z ą unikać.

P oufale za sia d ł A s tro lo g p rzy dęb ow ym stole obok p o sę p n e g o c z ło w ie k a , i b e z o - g ró d k i tak się o d e z w a ł: „ W ie d z m istrzu, ż e m ię w ażn a rz e c z do cieb ie dziś sp ro w a ­ dziła. — P rze d dw om a laty u dzieliłem ci p rzep is do lekarstw a na s e n , — rozum iesz m ię! — T e g o w ła śn ie teraz p o trze b u ję ; u sie b ie ro b ić te g o n ie m o g ę , i spodziew am s ię , ż e ten p ro szek posiadasz. U słu g a je s t w a rta n a g ro d y , otóż tu m asz p arę w ę g i e r - sk ich .“

K at u g rze czn io n y z ło te m , p o w sta ł o tw o ­ r z y ł s z a fk ę , d o b ył flaszeczki z białym p ro sz­

k i e m i .odrzekł: Oto je s t c z e g o żą d a sz; — b ę d zie tu w ię c e j jak p otrzeba. A le ostrożnie b o t o . .. .. \ “

'„N o , n o! — S e n i b ęd zie w ie d z ia ł, ja k się z tem o b ch o d zić.“ S c h o w a ł fla sze c zk ę w p łaszcz i d od ał: „J e źli kied y p o trze b o w a ć będ zid sz m ojej u s łu g i, bądź je j p e w n y m ;

w każdym ra z ie zn ajd zie sz m ię g o to w y m . C o się zre sztą ty cz y se k r e tu , p ro sz ę g o ś c i­

ś le d o ch o w a ć.44

„ T o się sam o p rze z się ro z u m ie , iżbym ja z a n ie d o ch o w a n ie ta k o w e g o n a jw ię c e j u c ie r p ia ł.— W s z a k ż e m y się ju ż od d aw n a zn am y.44

P o ż e g n a ły s ię te d w a n arzęd zia piekła;

a S e n i w r ó c ił do m iasta.

„ C ó ż t o k a w a le r z e ? p a trzysz się na m nie, ja k g d y b y na g łó w n e g o tw e g o n iep rzyja­

c ie la , g d y ja tym czasem ja k n a jż y c z liw sz e dla cieb ie mam c h ę c i.44 — T a k m ó w ił S e n i do R e jn h o ld a , w kilka dni po o w e m zd y b a ­ niu w ło ch a na oszu k ań stw ie. B o m ło d zien iec b ard zo słu szn ie s ą d z ił, ż e A s tr o lo g sw e m i k u g la r s tw y oszu k u je k się c ia ; do te g o w n io ­ sku d o syć b y ło rozsąd n em u d o jrze ć ó w na szkle m alow an y obraz W a llen stejn a u m iera­

j ą c e g o , ż e b y p o ją ć , ż e ten sam za pom ocą s z k ie ł okazany b y ł w p a rze. — Jako prosto m yślący n ie taił s ię z e sw e m m niem aniem i p ogardą dla o s z u s ta , lu b o r o z tr o p n ie j.b y ł- b y u czy n ił g d y b y n ie d a w a ł b y ł p ozn ać w ł o - c h o w i, ż e z b a d a ł j e g o ta je m n ic ę , ile ż e to

— 1 4 3 —

sp o strzeżen ie b yło p o w o d em do okrutnej zem sty.

„ C ó ż ja ta k ieg o m ogłem ci u c z y n ić , ż e ­ b yś m ię tak u n ik a ł, a g d y cię g d z ie zd y b ie , c ó ż to tak na m ię p osępn ie sp o g lą d a sz? — N ie znam te g o do s ie b ie , iżbym ci w czem u ch y b ił; a je źli jak ie b ajeczki d o szły w ie d zy tw o je j, w ie r z m i, ż e na całym d w o rze k się ­ cia le p s z e g o p rzyjaciela nade m nie nie m asz.

M asz kochanku w sobie có ś ta k ie g o , co m nie ciągn ie do cie b ie i w ią że z to b ą , i dla te g o też to je st mi tak b o le sn o , tak n iezn o śn ie , ż e jesteś dla m nie tak zim n ym , i tak p o gard li­

wym n a w et. — Jeżeli by to b yło p rzy czyn ą, żem w ów w iad om y ci w ie c z ó r , trochę b y ł s o r y w c z y , o ! p rzyp isz to sta re g o w ło ch a słabości i u m ę c z e n iu , b o ć w id zia łe ś sam , lak b yłem w ó w czas d ręczo n y od z łe g o d u - jha. W y b a c z ! p ro szę s e rd e c z n ie ! — D aj rękę na znak z g o d y ! u

M ło d zien iec oszałam uniony tak g ład k ą obłudą W łocha, podał rę k ę .

„'N o tak d o b rze ! T e ra z dopiero c z u ję , ż e m o je ,se rc e lż e js z e , bo spadło ze ń to co mię d rę c z y ło . — A teraz je s z c z e je d n ę mam do cie b ie p ro śb ę. K sią że p rzy s ła ł mi dziś parę

b u te le k d osk o n ałego w ę g r z y n a , na o p ie cz ę ­ to w a n ie n a szej z g o d y w y p ije m y dziś w ie c z ó r po szklan ce. Jeżeli ci to b ę d zie po m yśli, p rzy jd ę w ie czo re m po słu żb ie do tw e j s ta n - c y i , w yp ijem y s o b ie , i p o g aw ę d zim w m iłej z g o d z ie i je d n o ści. D o b r z e ? u

M łod zien iec nie m ó g ł w y m ó w ić s ię , i z e ­ z w o lił na ż ą d a n ie .—

P o w y jściu S e n ie g o , p rze m y śliw a ł R e jn ­ hold nad tem , coby takie o św ia d cze n ia p rzy­

ja ź n i, k tó re dopiero s ły s z a ł, z n a c z y ć m iały.

Z d y b a w s z y raz na o szu k ań stw ie A s tro lo g a , n ie m ó g ł w ie r z y ć , ż e je g o o św iad czen ia są r z e te ln e , dom yślał s i ę , ż e m ogą m ieć jak iś c e l n iecn y. — Z takich rozm yślań p o w stała ja k a ś t r w o g a , ja k ie ś niem iłe p rz e c z u c ie ; o - tw o r z y ł okno w y c h o d z ą c e na sad p a ła co w y , aby się trochę o c h ło d z ić , w s p a r ł się na ok­

n ie , a j e g o duch u leciał do pustyni , stanął obok d zia d k a , w p a tr y w a ł się w n ie g o , Wi­

d zia ł jak on modli się za j e g o p o m yśln o ść' i w r e s z c ie pom yślał so b ie : „ N ie ! B ó g , któ ­ rem u w ie rn ie s łu ż ę ile z d o ła m , u b ła g a n y m odłam i te g o ś w ię te g o starca nie dopuści, ż e b y mi z ło ść szko d zić m o g ła !

L e k k ie u d erzen ie po ram ien iu , p rze rw a ło

— 145 —

j e g o dum an ie; o b ró cił s ię i m im ow olnie w z d r y g n ą ł się s p o strz e g łs z y p rzy so b ie S e ­ n ie g o ; k tó ry p rze p ra sza jąc za p rze szk o d ze ­ n ie d o b ył z p ła szcza d w ie butelki i d w a kry­

sz ta ło w e kieliszki m ó w ią c: „ J e ź lim i p o z w o ­ lisz r o z g o s z c z ę s ię w tw o je j sta n c y i, w n ie­

dostatku k re d e n ce rza , p rzyjm ę sam na siebie ten urząd. S ą d z ę , ż e skoro sk o sztu je sz, znajdą się m yśli w e s o łe i ro zp ę d zą sm ętn e dumania. S iad ajm y: — butelki są m ocno za m k n ię te , nie tak łatw o j e o tw o r z y ć ; w y ­ b a cz je ź li stary d łu g o s ię m ozolić b ę d z ie .“

R ejnhold p rzy sta w ił k rze sła do sto łu , s ie ­ d li; a stro lo g o w i od korkow an ie butelek szło w isto cie n ie z g ra b n ie ; k ie lisze k R ejnholda n ie zd a w a ł mu się b y ć d ość c zy sty , w y ta rł g o , i w re s z c ie po p rze w le k łe m krzątaniu, g d y R ejnhold m ało nań z w a ż a ł zam yślon y .patrząc p rzed s ie b ie , S e n i syp n ął w kieli—

śzelir?jfrÓ!&fek trucizn y, nalał w in a , z a m ię - s&ał i j?odał mu je d e n , sam s c h w y c ił za d r u g i'i fż e k ł: „ O tó ż k a w a le rze ! w yp ijm y na p om yśln óść p rzyszło ści. — P o rzu ć te duma­

n ia ; życie je s t tak k ró tk ie , tak lo tn e , ż e o - c zo w iście n ik n ie , i w n e t stanie c z ło w ie k u g ro b u ; po có ż to krótkie życie m ącić p o s ę

-Losy Rejnh, 7

p n o śc ią ? — U ży w a jm y n adarzających sit c h w il n iew in n ych ro zk o szy , ja k n in iejsza O to c ię w y z y w a m , o d p o w ied z mi jak u c z ­ c iw y K a w a le r. “

N ie p o d e jrzliw y R e jn h o ld , p o c h w y cił zt za b ó jczy n a p ó j, i z uśm iechem trą cił k ie licł S e n ie g o . Z a b r z ę c z a ły k ielich y, ale tonem k o n an ia; R ejnholda kielich p ę k ł, i rozlał się n a p ó j na p o sa d zk ę .— O p atrzn o ść czuw ająca n ad n iew in n ym z n iw e c z y ła zam achy piekła;

R ejn h old o calo n y! S e n i zam ilkł p om ięszan y, z ło r z e c z ą c p rzyp ad k o w i. — M ając zajętą g ło w ę m atactw am i, p e łn ią c dotąd b e z k a r­

n ie ło tro s tw a , u w ie r z y ł n a r e s z c ie , ż e B ó g n ie w ch o d zi w drobnostki św ia ta t e g o , le c z d zieje się w sz y s tk o p rzyp ad kiem , trafem , lo ­ s e m __ F ilozofia n ie g o d z iw c ó w ! —

R ejn h o ld , nie z w y k ły źle sąd zić o bliźnim b e z słu szn ych p rzy czyn , byn ajm niej nie p r z e ­ c z u w a ł, z ja k ie g o n ie b e z p ie c z e ń stw a ocalo­

nym z o s ta ł; d o b y ł s w e g o s r e b n ę g o ku b ka, 1 i rz e k ł do S e n ie g o : „ N ie c h w a s to 'm istrzu n ie fra su je; p e w n ie to moja w in a , ż e k szta łt­

n y w a s z k ry s zta ł stłu czo n y; dla te g o p rzy j­

m ijcie ten ku bek w n a g r o d ę , a j a b ę d ę pił z w a s z e g o k ie lic h a .— Zapom nijm y o tem col

— 147 —

za szło i bądźm y w e s o ły m i! “ — N alał pięknie w yro b io n y k u b e k , podał g o S e n ie m u , któ ry jak o doskon ały obłudn ik, um iał stłu m ić w so­

b ie zm a rtw ien ie z p o n iesio n eg o n ie szczę ścia , i w d z ię c z y ć s ię do to w a rz y s z a .—

K ilka go d zin z e s z ło na b ie sia d z ie , a S e n i tak pięknie i uczon o ro z m a w ia ł, ż e R ejn h old , g d y się ż e g n a li, ro b ił so b ie w y r z u ty , iż m ó g ł ta k ie g o m ęża źle sąd zić; g d y S e n i w r ó c iw ­ s z y do siebie p r ze m y śliw a ł, jakim b y sp o so ­ bem z g u b ić n ie w in n e g o . S z c z ę ś c ie m nie p o d arzyła się żadna sp o so b n o ść do w yk o n a­

nia z ło ś liw e g o za m ia ru , o ile ż e n ie w oln o b y ło zbrod n i p rze c ią ć d ro g ę pow ołan ia R e jn ­ holda.

R O ZD ZIAŁ X IV .

P o ż e g n a n i e .

W

p ałacu księcia F ryd lan d u b y ł w ielk i ruch;

b o C e sa rz u zn a w s z y , ż e s ła w a W a lle n ste jn a zdolna o r z e ź w ić z w ą tla łe obroty w o je n n e , od d ał mu b u ła w ę p o w tó rn ie . P o zd ra ża ł się p o zo rn ie K s ią ż e , ale u ją w s z y dzielną s w ą rę k ą ste'r, rz u c ił popłoch po n iep rzyjaźn ych ka to licyzm o w i N iem cach , a w s k r z e s ił m ę stw o Strony katolick iej. Z e w sz y s tk ic h stron g r o ­ m ad ziło s ię w o jsk o pod je g o n ie z w y c ię ż o n e zn a k i; k ażd y ch ciał pod j e g o okiem w a lc z y ć . K u r y e r o w ie , o ficero w ie w sz e lk ie j bron i tłu­

m am i u w ijali się po p a ła cu ; a W a lle n ste jn n iezm o rd o w a n y w sw o ich czyn n o ścia ch r o z ­ s y ła ł rozkazy na w sz y s tk ie strony.

R ejn h old z a p a try w a ł się na to w sz y stk o z n a jw ię k szą rad o ścią , bo b y ł przekon anym ,

— 149

iż z K się ciem p ó jd zie na pole w alki i sła w y ; w alk i, utarczki i zw y c ię stw a p rze p e łn ia ły j e g o g ło w ę . In ie om yliły g o te rach u b y; p e w n e ­ g o dnia p r z y w o ła ł g o k sią żę p rze d s ie b ie ; w s z e d ł, a W a llen stejn otoczon y Jen erałam i, tak się doń o d e z w a ł: „ R e jn h o ld z ie , ja k ż e ci s ię podoba to ru ch liw e ży c ie na d w o r z e ? — N ie p ra w d a , ż e ci to m ilej, ja k w spokoju ś lę c z y ć . — Z a tydzień w y ru sz y m y w p ole, a ty mi to w a rz y s zy ć b ęd ziesz. P o czą tk o w o b ę d z ie s z p rzy mym b o k u , p ó źn ie j od eszlę c ię do tw e g o ojca. A c ó ż ty na t o ? u

R ejnhold p o d zię k o w a ł K s ię c iu za ła sk a w e w z g lę d y ; ten za ś o b ró cił s ię do o fice ró w i rz e k ł: „P rze d sta w ia m w a m moi P a n o w ie m ło d e g o w o jaka, o którym mam p rzek o n an ie, ż e z y s z c z e w a sz szacu n ek. — Z a tw ó j ostatni m ężn y c z y n , w in ien em ci n a g ro d ę , zn a j­

d zie sz ją w tw ojem pom ieszkaniu, idź i p rzy ­ patrz się d a ro w i.“

S k ło n iw s zy s ię R ejn h old , w y s z e d ł i sp ie­

s z y ł do s w e g o pom ieszkan ia; tu zn a la zł ś ln ią - cą s ię zb ro ję. H ełm b o gato o zd ob ion y p ió ­ ram i; pan cerz i pałasz roboty m edjolań skiego m tstrza, która pod ó w czas dla s w e j dobroci i o z d ó b , ró w n o z e złotem w ażo n a b yła. B y

-i

ło to zw y cza je m W a lle n s te jn a , w yrzą d zo n ą so b ie p rz y s łu g ę z e zb ytk iem n a g ra d za ć , a to j e s t historyczn ą p r a w d ą , ż e d a ro w izn y n iżej ty sią c a złotych nie ro b ił. L e żą c y p rzy tem w sz y stk ie m w ła s n o rę c zn y bilet K się cia u w ia ­ dam iał R e jn h o ld a , ż e do te g o u zb ro jen ia na­

le ż y para koni z ca łk o w itą k u lb a k ą , któ re w p o d w ó rzu cze k a ły na s w e g o pana.

M ło d zien iec tęsk n ił za g o d zin ą w yjazd u do o b o z u , bo w sz a k c i tam m iał zn a le źć ojca, k tó re g o czułą m iłością syn o w sk ą k o c h a ł, a je s z c z e g o n ie z n a ł; pod je g o okiem m iał w a lc z y ć , m ężny i o d w a żn y w ie d z ia ł, ż e p o ­ z y s k a ojca zad o w o ln ie n ie . W s z a k ż e p r z e - d e w szy sk ie m należało o d w ie d z ić dziadka i z nim się p o ż e g n a ć . G dy z y sk a ł od W a lle n ­ stejn a na ten k o n iec p o z w o le n ie , w y je c h a ł kon no p ełen radości w stron y, w których o - d e b ra ł w y ch o w a n ie .

J e s z c z e z daleka w y c ią g n ą ł p usteln ik s w e r ę c e , s p o strz e g łs z y d ro g ie g o s e rcu sw e m u m ło d zień ca; k tó ry s k o c z y w s z y z r ę c z n ie z sp ie n io n e g o rum aka rz u c ił się w j e g o o b ję ­ cia. — W ię c e j niż przed rokiem Rejnhold- o p u ścił p u s ty n ię , a p rze c ie ż dziś w s z e d ł do n iej z rzeczy w istem u n iesien iem s e rc a ; t y

-— 1 5 1 —

siące m iłych w sp om n ień o d ży ły w duchu je g o i w duchu ro zczu lo n e go starca. — G dy pod w ie c z ó r udali się do w s i , aby o d w ie d zić sw o ich znajom ych a o sob liw ie p ro b o szcza, w ie śn ia cy w itali R ejnholda z u n iesien iem , kied y ludzkiem i uprzejm em obchod zeniem się z nimi ośm ielił ich do te g o . W s z e d ł R ejnhold cichaczem do stan cyi sta re g o pro­

b o s z c z a , za sta ł g o sie d zą c e g o w krześle, za ję te g o czytan iem ; stanął nie ch cąc p rze ­ r y w a ć , aż p ro bo szcz p o d n io słszy o czy w g ó r ę s p o strz e g ł g o , a po d łu g iem dopiero przy­

p atryw an iu się p o zn a w szy , z o gn iem m ło­

dzieńca p o w stał i z radosnym uniesien iem w y k rzy k n ą ł: „ A w itajże mój d ro g i syn u ! — P rzy s tą p , niech cię u śc is n ę , ty, za którym tak często tę s k n iłe m !— J akżeś p iękn ie u - r o s ł! — Jakżeś się stał n ad obn ym , aż mi się z d a je , ż e ci u bliżam , b ę d ą c ku tobie z daw ną Iłouf&łością; aleć ty starem u p rzy jacie lo w i w y b a c z y s z ! “ —

„ S z a n o w n y p ro b o szczu ! u bliżyłbyś mi te m , g d y b y ś s ą d z ił, żem s ię o d m ien ił, na mniej c z u łe g o i w m niej w d z ię c z n e g o . —

*0 ja nie zapom niałem i n ie za p o m n ę , iż jak o n ied o łężn e d zie c ię sp o czy w a łe m na tw em

ł o n i e ; iż dałeś mi i dziadkow i m e m u , g d y nas p rześlad o w an o p r zy tu łe k ; iż ze mną obchod ziłeś się ja k p r a w y przyjaciel i ojciec.

Miałżebym ja to z w z ro s te m i p o w ie r z c h o w n ą odmianą, stracić piękne przymioty d u s z y ? — O nie! to poczytałbym sobie z a w ielk ie s p o ­ dlenie sie b ie .w—

„ N o , n o , R ejn h old zie! j a ć tak źle o tobie nie myślałem n ig d y , z w ła s z c z a ż e z t e g o , co mi o tobie dziadek tedy i o w ę d y pow iadał, u tw ierd ziłem się w przekonaniu o n iesk azi­

telności t w e g o serca. — Kto ma w du szy s w e j za ło żo n y dobry fund am ent, kto m ó w ię w ia r ę ma mocną i do niej j e s t s z c z e r z e p rzy ­ w ią z a n y , ten m oże s ię z zaufaniem rzucić w odm ęt świata t e g o ; nie z g in ie ! — A le komu te g o n ied o staje, ten się ł a t w o potknie, u p a d n ie , bo g r z e c h chodzi w postaciach p o­

w a b n y c h , ma tysiące s p o s o b ó w u łu d zen ia , - o s o b liw ie t y c h , co mają puste serca i g ło w y . A l e o p o w ied z ż e m i, jak ci s ię pow odzłfcrn a d w o r z e K się cia ? a

M łod zien iec c z y n ią c za d o s y ć życze n iu starca, obszern ie o p o w ie d z ia ł przypadki ^ w o ­ j e : a g d y s k o ń cz y ł, p roboszcz p o w a ż n ie p o­

— 153 —

k rę c ił g ł o w ą i dodał: „ R e jn h o ld z ie w sz y stk o to dobrze i p ię k n ie , ale ta historya z Senim niepodoba mi s i ę ; on ma c ó ś z ł e g o na m y­

śli; strzeż się t e g o c z ło w ie k a ! — D o obozu p e w n ie z w am i nie p ó jd z ie , w i ę c tam b ę ­ dziesz b ezpieczn ym . — Z r e s z tą w i d z ę , że ten w ło s k i bałamut i księciu nie j e s t przy­

chylny; on g o tylko z w o d z i i oszu k uje; a p e ­ w n ie g o w końcu zg u b i. N ie w i e s z p e w n ie w a r u n k ó w , pod któremi W allen stejn przyjął d o w ó d z t w o ; dziadek mi one o p o w ie d z ia ł, i d o p raw d y są bardzo w ielkie. Żadn a w ła d za nie m oże mu w interessach w o je n n y ch roz­

k a z y w a ć : m oże w y n i e ś ć , m oże i zrzu cić, kiedy i k o g o ze ch ce . C a łe M eklem burskie dane mu w z a s t a w za summy, które dotąd w y d a ł. K rótko m ó w ią c żądania j e g o b yły ta k ie , ż e trudno r o z s t r z y g n ą ć , kto p a n , a kto poddany. C ó ż tu C e s a r z miał r o b i ć ? — • W allen stejn tylko je d y n y j e s t m ą ż , który kraj |ak w ielu i znakomitemi nieprzyjaciółm i z a g ro ż o n y , ocalić j e s t z d o le n , bo i w ojak i

• dyplomata potemu. Ż e b y tylko duma n ieo­

g ra n ic zo n a , podsycana nadto k u glarstw am i S e n i e g o , nie za w ró c iła mu g ł o w y , a on nie z s z e d ł z d ro g i u c z c i w e g o obyw atela. Ja się

7**

t e g o bard zo obaw iam ! B o p o w ie d z n o sam, c ó ż b y to S e n i m ó g ł m ieć w tem za zamiar, iż pokazał mu skon życia w koronie i h e r - m elin ach? — N ie inny, tylko aby c h ciw e m u s ła w y w s k a z a ć c e l , do k t ó re g o d ą ż y ć może tylko c z ł o w i e k , który ch ce m onarchę i kraj z d ra d zić. P r z e c ie ż nie sądźm y, ż e b y K s ią ż e tylu szlachetnem i w s ł a w io n y czyn am i, m ó g ł s i ę tak dalece z a p o m n ie ć / 4 —

A l e przestańm y o tem-, a teraz mój d ro g i s yn u p o w ie m s ło w o do ciebie. — B ó g w ie , jak d łu g o j e s z c z e szarza ć się b ę d ę na tym ś w i e c i e ; ale mój s i w y w ł o s p r z e s tr z e g a mię, ż e po krotce trzeba się b ęd zie p rze n ie ść do w ie c z n o ś c i. Pamiętaj w i ę c R ejn holdzie na s ło w a d o g o r y w a ją c e g o j u ż s ta rc a , g d y się rz u c isz w z a w ó d w o je n n y . W y s t a w i s z tam nie raz na n i e b e s p ie c z e ń s t w o ż y c ie ; nie czyń t e g o lek ko m yśln ie, b e z kon ieczn ej p o trzeby, li dla zu ch o stw a tylko. Bądź tam z a w s z e w takiem położeniu co do su m ien ia, iżbyś b e z o b a w y stanąć m ó g ł przed s ąd em B o ­ żym ! — - Nie zapomnij też i o te m , że- tam' m asz z n a le ś ć t w e g o o jc a , ż e b y ś , p rze d nim stanął jako u c z c iw y c z ł o w i e k , jako g o d n y katolik; tak się z a c h o w u j, ż e b y ci sumienie

— 155 —

m ogło dać ś w ia d e c t w o , ż e ś się w niczem nie z e p s u ł.a

P rzy cisn ął starzec R ejnholda do serca, a ten ukląkłszy prosił s łu g i B o ż e g o o b ło ­ g o s ł a w ie ń s t w o . Na k lę c z ą c e g o g ł o w ę po­

ł o ży ł kapłan s w e dłonie i tak się modlił:

„ O j c z e ł a s k a w y i B o ż e wielki! r z u ć twoje ła s k a w e oko na te g o m ło d zie ń ca , który tu oto klęczy. B ąd ź mu m iło ściw ym i łaskaw ym , a ż e b y p o stęp o w an ie je g o było w e d ł u g tw e j ś w ię t e j m yśli, a ta k ażeby z y s k a ł sobie T w o j ę m iłość i szacu n ek u ludzi. — T w o ja ręka, potężny B o ż e ! niech g o p row ad zi w n i e b e - s p ie cze ń stw a ch w o jn y i s trz e że w śr ó d nie­

przyjacielskich kul i m ie c z ó w , iżby zach o­

w a n y twą łaską w długie lata, zsiw iałą pó­

źnym w iek iem g ł o w ę z ło ż y ł w trumnie. — U c z g o lu d zk ości, ażeby n igd y nie dobył m iecza p rze c iw słabym i bezb ron n y m ; z a ­ ch ow aj j e g o ła g o d n o ś ć , którąś se rce j e g o o b d a rz y ł, a że b y nikt od niego na próżno nie ż e b ra ł O p u s z c z e n i a w in a tą d rogą i on uskarbił sobie od C ieb ie odpuszczenie g r z e -

’ c h ó w , do których n ied o łężn o ść tak ła tw o p r zy w o d z i c z ło w ie k a .“

. „ A m e n “ — dodał pustelnik któ ry ju ż od

ch w ili z e zło żo n em i rękami stał za nimi. —

„ W i e l k i e Rejnholdzie o d e b r a łe ś w ia n o z ust s p r a w i e d l i w e g o , bądź z a w s z e n ie g o g o ­ dnym. — W a m s z a n o w n y o jcze dziękuje s e rd e c z n ie za dane b ło g o s ła w ie ń s t w o , i spo­

d z ie w am s ię , ż e ono w yd a obfity o w o c . “ T r z e j ci p o c zc iw i Indzie siedzieli społem , aż dopokąd n a ch ylające się ku zach o d o w i s ło ń c e nie o s tr z e g ło ic h , ż e n a d sz e d ł czas rozstania się: tedy W a l e n t y w e z w a ł s w e g o w y c h o w a ń c a do p ow rotu. P o ż e g n a n i e z pro­

b o s z c z e m b yło s e r d e c z n e i tk liw e ; starzec nie chciała Rejnholda p u ś c ić , aż tenże pra­

w i e siłą w y r w a ł się z rąk j e g o .

R ejnhold p r ze s p a ł noc ostatnię w pustyni na d a w n e m s w o je m posłaniu z m echu , które m ilszem mu było nad w szy stk ie d w o rsk ie w y ­ g o d y . Skoro dn ie ć p o c zę ło , p o w s l a łi w y s z e d ł p o ż e g n a ć z d a w n a ulubione s w o je miejsca.

M iłe wspom ienia rozczu lały j e g o s e rce , p ię­

k n o ś ć poranku unosiła j e g o d u c h a , ptastwo pieniem radosnem usposabiało do oddania czci N a jw y ż s z e m u P an u , u k lą ł w ię c na kw iecistym w z g ó r z u do k t ó re g o doszed ł, a na które'mz da­

w n a z w y k ł b y ł o d p raw iać s w e modlitwy, i w c z u ł ć j modlitwie z ło ż y ł c z e ść S t w ó r c y sw em u.

— 157 —

P o k rz e p io n y modlitwą w r ó c ił do pustyni, g d z ie s ta rz e c j e s z c z e s w o b o d n e g o snu u ży ­ w a ł . N ie śmiał g o p rze b u d z ić i w p a tr y w a ł się w tę t w a r z , tchnącą sw o b o d ą aż starzec sam od eck n ą ł s ię i p o w ita ł g o z przyjaciel­

skim z a rz u te m , czem u g o p ręd zej nie prze­

b u d z ił, — m ia n o w ic ie , ż e się p o ś p ie s z y ć n ależy, aby nie p r ze k r o c z y ć d a n e g o od K s i ę ­ cia pozw o len ia, które z tym dniem k o ń czy się.

P o ż e g n a n ie b y ło z obu stron bard zo b o ­ l e s n e ; troskliw ość pustelnika o p o w o d ze n ie s w e g o w yc h o w ań ca w ś r ó d szczęk u broni, bardzo w ie lk a , przeto c ie szy ł siebie i mło­

dzieńca z a p e w n ie n ie m , ż e się znajdzie na placu b itw y , a przeto p o że gn an ie niniejsze j e s t tylko ty m cza so w e. — „ I tam , m ó w ił starzec, można b y ć dobroczynnym, choć b ez zbroi. R a n n i, chorzy, potrzebują u s ł u g i , a tej ja się chcę p o św ięcić. — Nie ja k ry­

c e r z a , ale w tym samym co obecnie ubiorze, z o b a c z y sz mię na polu w alki.44

D ł u g i e uściśnienie za koń czyło p o ż e g n a ­ nie. Rejnhold dosiadł konia i w r ó c ił do Pragi.

'v w k ww w v v w

1 .

RO ZD ZIAŁ X V .

O b ó z p o d N o r e n b e r g ą .

W a lle n s tejn przyjął naczelne dowództwo nad wojskiem cesarskiem. S ia ł on obecnie nierów nie w y żej niż daw niej, bo j e g o w ła ­ dza była nieograniczona. Żołnierz znał tylko j e g o przewodnictwo i właściwie w alczył tylko za w o d za , który g o chojnie wynagradzał, ale też i w y stęp n ego nieubłagalnie karał. Zna­

komitość żo łdu , zwabiała ludzi tysiącami, a chojna ż y w n o ś ć , którą włościanin dostar­

czać musiał, była dlań pokusą, że rzucił ptug, a wojskowości pośw ięcił się. — Z pryw at-- nego skarbu s w e g o w yliczył Wallenstejn dwakroć stotysięcy talarów,- aby ptfzyśpte-' szy ć uzbrojenie w o jska, z książęcą cbojno^.

ścią wspierał niemajętnych oficerów: *z je g o

— 1 5 9 —

rąk odbierali, pieniądze, broń i konie. U c z u ­ cie w dzięczn o ści, w id o k s ł a w y i ł u p ó w , z g r o ­ m adziły około n ie g o w ielk ą liczbę lu d u , i rz e c z y w iś c ie z w o d zem zw ią za ły .

P o d N o r e n b e r g ą zają ł K s ią ż e z wojskiem s w o je m obronny obóz, i z a g r o z i ł miastu zni­

szczen iem . G u s ta w A d o l f , K ró l S z w e d z k i, p rze z talent w o je n n y , m ę stw o i d o ś w ia d cz e ­ nie g o d n y W allen stejn a p r z e c iw n ik , d o w ie ­ d z ia w s z y się o o b lę ż e n iu , p o śp ieszył sprzy­

mierzonemu miastu z całą s w ą siłą na pomoc.

N ajp ierw sza r z e c z , którą p r z e d s ię w z ią ł , b yło umocnienie miasta; tysiące ludzi pracow ało w e dnie i w n ocy, nad sypaniem w a ł ó w i s z a ń c ó w w o k o ło miasta na p r z e c i w nieprzy­

jaciołom. Ośm stóp g łę b o k i , dw an aście s z e ­ roki r ó w , otaczał w szystk ie w a ł y , w a r o w n ie , reduty i baszty, k t ó r e , przy g o rliw o ści oby­

w a t e li , w krótkim bardzo stanęły c zasie , bo

• w siedm dni m o gło w ojsko zająć obronny obóz', a- w cztern aście dni w sz y s tk o było

gotowe** ;

Na- stromych w z g ó r z a c h m ięd zy Bobrem i R e d flić ą , stare'm zam czysk iem z w a n yc h , rtJzłożyłsię W allen stejn z g ł ó w n ą s w o ją siłą, a po o b u stronach rozpo ścierał się okiem

n iep rze jrzan y o b ó z. G łębokie r o w y , w y s o ­ k ie palisadami o b w a r o w a n e w a ł y , — zasieki, c z y n iły obóz ten n iezd o b y tym , w k t ó r y m c e ­ sarsk i naczelnik siedział spokojnie i z k t ó re g o d a w a ł na w s z y s tk ie strony rozkazy.

Mimo staranności rad y m iasta, która za w c z a s u napełn iła śpichlerze zb o żem i p o ­ trze b n ą ż y w n o ś c ią , w d z ie r a ł się p rze cie ż co raz dotkliwiej niedostatek do m iasta; przeto K r ó l S z w e d z k i w y s y ła ł o dd ziały s w e g o Woj­

ska w o d leglejszą n a w e t okolicę po ż y w n o ś ć dla ludzi i b yd ła; przy takich sposobn ościach ś c ie r a ły się tak o w e w o js k o w e odd ziały z F r y - dlandczykam i, a mocniejsi odnosili z w y c i ę ­ s t w o nad słabszym i.

Z e zle ce n ia W alle n ste jn a w y je c h a ł R e jn ­ h o ld , — ju ż w ó w c z a s kapitan s tr z e lc ó w do zn a c z n ie od o b o zu od d alon ego posterunku.

Z adu m any nad srogościaini w o jn y, m ó w ił sam do siebie: „ W i e l k i B o ż e ! m ożeż to b j ć z g o d n e z T w o j ą ś. w o lą , ż e b y c z ło w ie k , T w o j e najszlachetniejsze s tw o rz e n i# , tę

Z adu m any nad srogościaini w o jn y, m ó w ił sam do siebie: „ W i e l k i B o ż e ! m ożeż to b j ć z g o d n e z T w o j ą ś. w o lą , ż e b y c z ło w ie k , T w o j e najszlachetniejsze s tw o rz e n i# , tę

Powiązane dokumenty