• Nie Znaleziono Wyników

Ks. Henryk Bogacki SJ - Profesor - Administrator - Przyjaciel

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Ks. Henryk Bogacki SJ - Profesor - Administrator - Przyjaciel"

Copied!
5
0
0

Pełen tekst

(1)

Jan Charytański

Ks. Henryk Bogacki SJ Profesor

-Administrator - Przyjaciel

Collectanea Theologica 64/3, 7-10

(2)

A

R

T

Y

К

U

Ł

Y

C o llectan ea T heo lo g ica 64 (1994) n r 3

J A N C H A R Y T A Ń S K I SJ, W A R S Z A W A

KS. HENRYK BOGACKI SJ

- PROFESOR - ADMINISTRATOR - PRZYJACIEL

Po raz pierwszy zetknęliśmy się z ks. Henrykiem Bogackim bardzo daw no, w połowie 1945 roku. Był to czas naszego wspólnego pobytu w nowicjacie zakonnym . Po opuszczeniu W ilna znalazłem się niespodzie­ wanie w grupie kilku kolegów bardziej zżytych. Zupełnie spontanicznie zbliżyłem się właśnie do ks. H enryka. Odbijał on znacznie od swoich kolegów. Jeden z nich, łatwo forsujący opinie, określił go jak o dobrego przyszłego adm inistratora w życiu zakonnym. Kilka miesięcy później, po rozpoczęciu studiów, z miesiąca na miesiąc odkrywaliśmy w ks. H enryku zupełnie nowe cechy. Stawał się w naszych oczach coraz bardziej nie tylko dobrym studentem , ale człowiekiem trzeźwo i głęboko myślącym, intelek­ tualistą. Owszem, żył spraw ą kapłaństw a, tworzyliśmy razem koło homile­ tyczne, dom inantę jednak stanowiła osobiście przetw arzana wiedza. M ógłbym powiedzieć, że w dalszym życiu ciągle dochodziły do głosu oba nurty: zdolności intelektualne i jednocześnie zadziwiająca sprawność administracyjna.

Po raz drugi bardziej zbliżyliśmy się do siebie, gdy na początku lat sześćdziesiątych obaj staliśmy się pracownikam i Akadem ii Teologii K a to ­ lickiej w Warszawie. Właśnie w Akademii ks. H enryk znalazł jakby właściwe dla siebie pole działalności. Już od początku działania nauko­ wo-dydaktycznego, dzięki swoim publikacjom stał się bardzo znanym w przetwarzaniu teologii w duchu przygotowywanego i przebiegającego Soboru.

M omentem zwrotnym stało się objęcie stanow iska rektora Akademii przez ks. prof, d r hab. Józefa Iwanickiego. Dziwnie pasowali do siebie ci dwaj tak pozornie różni ludzie, żyjący ideą rozbudow y i rozw oju A kade­ mii. Poszukiwania nowych pracow ników , otwieranie m imo trudności nowych katedr i specjalności. Tworzenie tak zwanego dowcipnie „planu wiecznego” , ukazującego przyszłą wizję Akademii. Jako prawie jedyny pastoralista uczestniczyłem w tej pracy, szkicowałem plany różnych działów teologii pastoralnej. W tej funkcji mogłem obserwować zapał ks. H enryka i jego olbrzymi wkład. W ram ach rozwoju stawał otw arty problem działu wydawnictwa. Ks. H. Bogacki stanął na czele Komisji Wydawniczej. Przypuszczam, że ktoś inny opracuje jego w kład jako kierownika działu. Ja chciałbym jedynie zwrócić uwagę na ożywienie czasopism, długą i skom plikow aną walkę o „Collectanea Theologica” , prow adzoną na kilku frontach. Dzięki jego pracowitości i inspiracji „Collectanea Theologica” z zamierającego czasopisma fachowego stało się

(3)

periodykiem cenionym w szerokich kręgach odbiorców. Znam ienna jest inicjatywa wydawania rocznego num eru W obcych językach, m ająca na

celu rozpowszechnienie polskiej myśli teologicznej poza granicam i kraju. Ks. H enryk ubogacił znacznie wydawnictwa z budżetu Akadem ii, ale jednocześnie zainicjował publikacje serii „Collectanea Theologica” opła­ cane z własnych funduszy tego nowego wydawnictwa. Prom ow ał wielkie dzieła nie mogące przynosić dochodu, ale wspierane innego rodzaju publikacjam i przynoszącymi konieczne fundusze. W tym właśnie dziale znalazły się podręc miki m etodyczne do katechezy, przygotowywane pod m oim kierunkiem. Przypom inam sobie ostrą dyskusję nad celowością takich „nienaukow ych” publikacji. Ks. H enryk widział ich głęboki sens i doprow adził dzieło do skutku.

W ydawnictwo jednak to nie tylko wielkie plany, ale również mrówcza praca redaktorska. Personel W ydawnictwa był nieliczny. Toteż ks. Henryk pełnił funkcje dyrektora, redaktora, a nawet korektora. Zawsze obciążony maszynopisami czasopism czy druków zwartych. Przy tej pracy m ożna go było odnaleźć we wszystkich sytuacjach zajęć w Akademii. Praca wydaw­ nicza obejm owała pon adto poszukiwanie nowych autorów , omawianie z nimi projektowanej publikacji, ale ponadto pilnowanie term inów wydaw­ niczych, stanowiących tak ogrom ne utrudnienie w tam tych czasach. Nie możemy zapomnieć o sprawie cenzury, o długich i trudnych rozmowach. W jednym tylko tomie podręcznika metodycznego cenzura państwowa wniosła ponad sto zastrzeżeń. O każdy tytuł trzeba było walczyć.

Drugim działem otaczanym troską ks. H enryka były kursy homilety- czno-liturgiczno-katechetyczne, grom adzące ponad stu uczestników każ­ dego roku. M imo żywego tkwienia w tej działalności nie potrafię określić, na ile wspom niane kursy były owocem inicjatywy ks. H enryka, a na ile księdza rektora J. Iwanickiego. Niemniej ks. Henryk towarzyszył im od chwili w yboru tem atu, poprzez poszukiwanie prelegentów, aż do przygoto­ wania m ateriałów do druku. Sam czas kursu był okresem trudnych dni dla ks. H enryka i jego najbliższego współpracownika p. W ładysława Dziedzia- ka. Niemałym trudem było zorganizowanie wystarczających ilości sal przy skrom nych możliwościach budynku Akademii. N ow ą trudność stanowiło zaplanowanie tran sp o rtu do miejsc zebrań często oddalonych od siebie. A wreszcie, problem należytego zakw aterow ania i wyżywienia uczest­ ników. M ogę szczerze powiedzieć, że bez tych dwu pracow ników kursy nie mogłyby się odbywać.

P onadto nie obca mu była troska o bibliotekę i sprawne działanie całej administracji. M ożna powiedzieć, że maleńki pokój dyrektora adm inist­ racyjnego p. Dziedziaka, w którym ks. Henryk urzędował najczęściej, stawał się żywotnym ośrodkiem Akademii. Pojawiał się tam często ksiądz rek tor J. Iwanicki. Przez ten pokój przewijali się ustawicznie pracownicy naukowi, adm inistracyjni, autorzy i redaktorzy publikacji, wszyscy in­ teresujący się działalnością Akademii.

(4)

człowiek niezmordowanej pracy. Zjawiał się w Akadem ii zwykle przed godziną ósmą rano i urzędow ał do późnych godzin wieczornych. Zawsze witający przychodzących, zawsze gotowy do współdziałania. Niewolne od pracy były również późne godziny popołudniow e. Obejmowały one liczne planow ania działalności Akadem ii prow adzone w przeróżnych gremiach. Należą tu jednak i spotkania bardziej nieprzyjemne i wymagające ostrożnej bystrości. M am tu na myśli spotkania z oficjalnymi „opiekunam i” Akadem ii różnych resortów interesujących się uczelnią. N iejednokrotnie pow racał z nich do dom u prawdziwie wyczerpany. Czasami zachodził do mnie, by podzielić się spostrzeżeniami, a może by trochę odpocząć. Między innymi omawialiśmy m arzenia i klęski rozbudowy budynków Akademii.

Owa rzetelność w pracy i wielki szacunek dla pracy nie przyczyniały ks. Henrykowi wielu przyjaciół. Był tw ardy na tym polu dla siebie ale i dla innych. Ze swego seminarium m agisterskiego czy tym bardziej d ok toranc­ kiego usuwał każdego studenta, który nie wykazywał się rzetelną pracą. Tej samej rzetelności oczekiwał u autorów publikow anych przez niego pozycji. Toteż ostro krytykow ał proponow ane m u teksty, a także otwarcie wiele z nich odrzucał. Taka postaw a nie przysparzała m u przyjaciół, raczej wrogów. Nie liczył się z tym. Nie zabiegał bowiem o tytuły i piastowane urzędy, o pochwały. Jedynym celem m usiał być owoc pracy. Organicznie nie znosił obłudy czy dwulicowości. Jako weredyk mówił ludziom prawdę w oczy, a bardzo trudny i cięty język pobudzał pewien respekt, ale równocześnie niechęć. Ten sam styl rozmowy, na ile mi wiadomo, zachował również w kontaktach w Ministerstwie, Urzędzie do spraw W yznań, czy wobec „opiekunów ” . Bezkompromisowa praw da budziła dla niego szacunek również w tych instytucjach.

Bardzo żywy i bezpośredni, czasami nawet agresywny, w kontaktach międzyludzkich obok szacunku czy pewnego lęku budził również zaufanie. Wielu przełożonych, kolegów, młodszych pracow ników czy studentów szukało u niego m ądrej, choć nieraz ostro wyrażonej, rady. Podobnie jak w Akadem ii również w kolegium jezuickim pokój jego był nieomal oblężony przez interesantów.

Jako kapłan sprawował liturgicznie poprawnie Mszę świętą o szóstej rano. Ze względu jednak na wszystkie powyższe zajęcia nie udzielał się duszpastersko. Zwłaszcza unikał kazań. Poszukiwał innych form wypowiedzi.

Pierwszym ciosem w działalności ks. H enryka była nieoczekiwana śmierć p. W ładysława Dziedziaka. Z abrakło kogoś, z kim się często nawet ostro spierał, ale z kim potrafił współpracować. Toteż zaczął się ze swej działalności wycofywać. Później jednak cieniem na jego dalsze życie kładła się świaddmość poważnej choroby, która okazała się nieodwracalna. O statnie tygodnie przebywał już tylko w naszym kolegium na Rakow iec­ kiej. Nieom al do ostatniej chwili uczestniczył w życiu wspólnym. Z ukry­ wanym bólem na twarzy spotykał się ze współbraćmi. Nie skarżył się nigdy. Nigdy też nie oczekiwał specjalnych względów. U m ierał świadomie i w chwili ostatniego zm agania pozostał tak twardy ja k przez całe życie.

(5)

HENRI BOGACKI SJ: PROFESSEUR - ADMINISTRATEUR - AMI

H e n ri B ogacki SJ é ta it p ro fesse u r à la F a c u lté Jésuite „ B o b o l a n u m ” e t à l’A cadém ie de T héo lo g ie C a th o liq u e à V arsovie. Il en seig n ait et faisait des recherches scientifiques. P a r ses p u b lic a tio n s qui é taien t to u jo u rs très bien p ré p a ré es il a c o n trib u é à l’év o lu tio n d e la théologie p o lo n aise d a n s l’esp rit de V a tic an II. P a r l’aid e q u ’il a p p o rta it a u R e c teu r J ó z e f Iw anicki il a b e a u c o u p influencé le d év elo p p em en t d e l’A cadém ie C a th o liq u e en p la n ifia n t et c ré a n t des nouvelles c h aires et des nouvelles spécialisations. Il é ta it é d ite u r d e tro is revues e t d ’u n e série d e p u b lic a tio n s d a n s d ifférents d o m ain e s de la th éo lo g ie pay és p a r le b u d jet de l’A cadém ie et en su rp lu s il a crée une nouvelle é d itio n liée avec la revue „ C o lle c ta n e a T h eo lo g ica” qui p u b lia it à ses p ro p re s frais des d isse rta tio n s scientifiques et des livres d e c a ra c tè re p lu stô t p a s to ra l. Il é ta it u n des p rin c ip a u x o rg a n is ate u rs des a n n u els c o u rs p a s to ra u x o rg an isés p a r l’A cad ém ie p o u r les p rêtres. A u x tem p s d u „so cialism e réel” il p o r ta it le fa rd e a u p rin cip al des p o u rp a rle s - m u ltip les et c o m p liq u és - avec les a u to rité s d e l’é ta t. Il y m o n tra it b e ac o u p de ta c t m ais aussi d e ferm eté. G râ ce à sa science p ro fo n d e et l’a p titu d e de p ro n o n c e r des ju g em en ts p é n é tra n ts il é ta it conseiller des em ployés d e l’A cadém ie et d e ses c o n frè re s Jésu ites et cela m alg ré q u ’il é ta it exigent envers soi-m êm e e t envers les a u tres. Il é ta it c o n sc ie n t d e la m o rt qui a p p ro c h a it m ais re sta ju s q u ’a u d e rn ie r m o m e n t calm e e t c o u rag eu .

Cytaty

Powiązane dokumenty

O ile jednak określanie ewangelików augsburskich mianem luteranów jest bezdyskusyjne – Luter miał bezpośredni wpływ na kształt konfesji – o tyle nazywanie wiernych

W oknie Przywracanie dostępu dokonaj autoryzacji operacji poprzez przepisanie tekstu z obrazka. Jeśli  tekst  jest  nieczytelny,  wygeneruj  następny 

Zastanów się nad tym tematem i odpowiedz „czy akceptuję siebie takim jakim jestem”?. „Akceptować siebie to być po swojej stronie, być

Profesor Henryk Arodź wspomina, jak to kiedyś z grupą studentów zaśmiewali się zarażeni rechotem zabawki-głupawki przyniesionej przez Marka Błeszyńskiego.. Profesor wypadł

Niemniej  nie  mamy  tu  do  czynienia  z sytuacją  jednoznaczną  –  możemy  mówić o starciu (co najmniej) dwóch pojęć fizycznej normalności. Dyskusja 

Skoro tu mowa o możliwości odtwarzania, to ma to zarazem znaczyć, że przy „automatycznym ” rozumieniu nie może natu ­ ralnie być mowy o jakimś (psychologicznym)

Język, powieść, literatura — pisze Krzysztof Okopień — „prowokuje nas bowiem do tego, iżby podstawiać się w miejsce, które jako źródło przedmiotowości

Ogromne zadanie, z którym ponownie przyszło nam zmierzyü siĊ po stu piĊciu latach przy wsparciu systemów kompu- terowych, czytników kodów kreskowych i innych cudów