Jacek Wójcicki
Wstęp
Napis. Pismo poświęcone literaturze okolicznościowej i użytkowej 5, 3-4
TtAPIS
Seria V 1999
Wstęp
N
ad w iększością arty k u łó w piątego to m u „ N a p isu ” u n o si się D u c h D ziejów .P ró b u je ro zp o z n ać go w sw oich kazaniach F ranciszek Salezy Jezierski, w cześniej zaś p o sz u k u je — w zbyt pobłażliw ie dotąd traktow anym tru d zie — ro d zim y p o lih isto r B e nedykt C h m ielo w sk i. A u to rzy pozytyw istyczni zaś na je g o tro p ach klasyfikują ludzi ja k inne ssaki, w ierząc w ścisłość uo g ó ln io n eg o m ikroskopow ego o p is u ...
Częściej je d n a k — tak sam o ja k w życiu — o b cu jem y z ob razem rozsypanym , który rzadko przybiera w y m iary m ajestatyczne. N a m ię tn e dążenie Stanisław a Staszica do u ch w y cenia w szystkich aspektów bliskiej m u rzeczyw istości rychło ro zm ien ia się na d ro b n e pod pió ram i je g o polem istów . N a w e t tam , gdzie potęga działających p rze m ian i ranga u cz estn i czących w n ic h osób kazałyby spodziew ać się spiżow ego patosu, a w każdym razie — stan o w czego w pływ ania na otaczający świat, spotykam y częściej bezradność, graniczącą z groteską. N ajlepiej w idać to na przyw oływ anym m ateriale d ziew iętnastow iecznym , pozostającym w kręgu pow stania listopadow ego.
Tu je d n a k w o b ec skrajnych postaw rodzi się szereg w ątpliw ości. Z je d n e j stro n y — skąd bierze się nasze p rze k o n an ie o a u to n o m ic zn e j n adrzędności H isto rii, w o b ec której nie m a m y szans? Z drugiej zaś — do jakiego stopnia sam i je ste śm y pow ołani do nadzw yczajności (czy zgoła św iętości) i na ile u p raw n ie n i do oczekiw ania i w ym agania je j od innych? (Wydaje się, że w o b rębie p rez en to w an y c h tek stó w najdalej od tych skrajności pozostają: ufający w sta n i sław ow skie ośw iecenie pijar Felicjan W ykow ski i dwaj żw aw i staruszkow ie — konfederaci barscy, Ja n M ieczkow ski i F ranciszek Ignacy N aro ck i).
Takie pytania nie są łatwe, p oniew aż zm uszają do konfrontacji w łasnych w yo b rażeń , kim sam i je ste śm y (jako n aród i ja k o poszczególne osoby), z osądem innych, i do zderzenia m itó w o naszej w yjątkow ości (lub o im m a n e n tn e j m ałości) z codziennością. Stąd w łaśnie zresztą w ez m ą p oczątek irytujące sw ary em ig ran tó w i ich żenująca niechęć do staw ienia czoła n o rm aln o ści.
C z y m zatem był nasz u dział w epopei napoleońskiej — sp e łn ie n iem p rze zn ac ze ń o w y m iarze tragicznym czy zaledw ie m ilitarn ą aw anturą? G o d ziło się żyć po u p ad k u pow stań czy
4 W stę p
nie? C z y m je s t dzisiaj stan w o je n n y — niezagojoną raną czy tylko przykrym , ale blaknącym w sp o m n ie n ie m ?
C zyja praw da je s t praw dziw sza: K rzysztofa P ieniążka — sarm ackiego pieniacza i banity czy też m oralisty? W incentego K am ieńskiego — k o n d o tie ra -o c h o tn ik a w carskim w ojsku czy zbierającego dośw iadczenia dob reg o m łodzieńca? A dam a M ickiew icza — sam arytanina i płonącego w ieszcza czy ofiary lęku i pychy?
P o w tó rz m y zatem : D u c h D zie jó w un o si się nad z g ro m a d zo n y m i tutaj tekstam i, ale nie o n je d e te rm in u je . Je st tylko tłem . N ajw ażniejszy p u n k t w id ze n ia stanow i tu bo w iem n iew ątpliw ie perspektyw a egzystencjalna, daleka od łatw ych ocen, w ra z z całą złożonością osobistych p ro b le m ó w etycznych i n ie u ch ro n n o ścią kw estii ostatecznych.
N astró j zbliżającego się p rz e ło m u stuleci p ro w o k u je obserw ację d ziejów z łu d n ą i w n ie ludzkiej skali, gdzie zacierają się szczegóły je d n o stk o w y c h świadectw. A przecież przyszłość będzie po trzeb o w ać D o sk o n ały ch G osp o d y ń na p ew n o nie m niej niż h ero ic zn y c h L udzi W ieku. Z ycie ja k o takie tw o rzy dzieła w ystarczająco niepow tarzalne.
M o ż e w łaśnie do ocalenia ich i naszej zw yczajności w zyw ają te oddalające się głosy?
Tolle, lege, Lector Betieuole.