jeneralna reprezentacya na królestwo POLSKIE I CESARSTWO
d e D I O 2V B O U T O N
GEYER & <T
. P a r t s B o n l r . M a l e s t a e r b e s 1 4 ? W a r s z a w a , N o w y - Ś w i a t 4 0 , t e l . 1 7 1 - 0 3 .
Samochody
w sz e lk ic h typów : tury sty cz n e , w y ś c ig o w e, to w arow e 1 h a n dlow e. O m nibusy do k o m u n ib a cy l p oza
m iejsk ich . M otory dla celów przemysłowych. MOTORY z d ynam om aszynam l do prywatnych instalacyi elektrycznych. S k ład w szelk ich części zapasow ych i przyborów . W lutym r. b. otwarty będzie budujący się obecnie n a jw ię k sz y Garage
z w ielk im i w arsztatam i reparacyjnymi prowadzonymi przez francuskich specyalistów.
Gabinet św iatło leczn iczy
D™ Roberta JernharBa
Ordynatora szp ita la św . Łazarza W a r s z a w a , F o k s a l 15.
L e c z e n ie c h o r ó b s k ó r y i w ł o s ó w p r o m ie n ia m i R o e n tg e n * a , F in s e n -K r o m a - y e r ’a R a d iu m i e le k t r o liz ą . C h o r o b y ______________ w *n *»rvczne
Biuro nauczycielskie
K a rp iń sk ie j
W a r s z a w a , M o n iu s z k i 7 poleca nauczycielki, freblówki, bony, sprowadza francuzki, niernki, angielki.
fi.8
s.8
» na r o 5’
3g u 3 8?
O t w a r t y B a r i W i n i a r n i a
„ZAGŁOBA"
M a r s z a ł k o w s k a r ó g S i e n n e j . P U R * ) MAROUE "ALUMlhA.
I! LAMPY NAFTOWO-ŻAROWE
najnowszego systemu „A lu m in a" o sile 1500 świec, O R A Z I N S T A L A C Y E U R Z Ą D Z A
HANDLOWY
J.S» KORSAK
o W arszaw a, M o n iu s zk i 3, tei. 88-55. °
SAMOCHODY
Królewska 23,
tei. ib7<GARAGE,
W arsztaty mechaniczne
= V a r s o v ie — A u to m o b ile =
Reprezentacja: Tow . LORRAINE de DIETRICH, HOTCHKISS & C°
Yoiturettes (małe samochody) „Llon.“ Les fils de Peugeot frćres Pneumatyki MICHELIN & C-o
A k c e s o r y a . K u p n o . S p r z e d a ż . K a r o s s e r y a . W y n a je m . Oddział Reparacyi opon i kiszek za pomocą parowego wulkanizatora.
Fabryka
B AC POLAKIEWICZ
Poleca P a p ie r o s y ,
„OBSTALUNKOWE” | 10 . z t s 1" 1 10« t
„ E G I P S K IE ” I w kop s I 6>«p
— S K Ł A D Y S U K N A I K O R T O W ---
L eo n a M e ssin g a
w Warszawie, Miodowa 7, Marszałkowska 140
polecają modne materyały krajowe i angielskie w wyborowych gatunkach. Najdogodniejsze źródło zakupu.
>33 C a x
poS w
X. Starzyński W. Romanowski
K ró le w s k a Ns 2 3 , te le fo n 187=95
P O L E C A :
Znane ze swej dobroci e k w i p a ź e oraz k a r o s e r i ę d o s a m o c h o d ó w w s z e l k i c h t y p ó w .
REKTYFIKACJA WARSZAWSKA
b
J. ANDERSZEWSKI I
W a r s z a w a , D o b ra 18. Ȥ
Poleca znane ze swej dobroci W ódki, A ra k i, W yborną Przepa- lan k ę, Ś liw o w ic ę , J eszcze Raz, S iw u ch ę, Starkę, Jarzębino- Kg
w ą na koniaku, Scherry Brandy i wiele innych.
HOTEL KRAKOWSKI
w Warszawie przy ulicy Bielańskiej Ne 7, tel. 683.
W centrum miasta, w dzielnicy handlowej*, w bliskości Banku Państwa i Teatrów.
Pokoje duże wysokie — Widne — Wygodne. Ceny przystępne. Prowadzony pod zarządem p. KAZIMIERZA JANKOWSKIEGO, wieloletniego współpra
cownika HOTELU BRISTOL — po gruntownym odnowieniu —poleca się Sza
nownym gościom.
Wino, Cognac, Likiery, Rumy,
Porter i
Piwo angielskie.
«•'*--- . ...
DOM HANDLOWY
ćom asz Zanie w ieki
WARSZAWA, SENATORSKA 19,
Telefon 13-89.
HURTOWY SKŁAD WIN.
«/» N BJ
W
w </, P T BJ
dom O W I P I f l i SŁk a wwarszawie BANKOWY n p ł l l v ł \ l 1 O — Plac Teatralny Nb II.
sprzedaje i kupuje m onety i ban k noty zagraniczne po k u rsie dziennym . Wystawia lis t y K redytow e (lettres du credit circulaires) na wszystkie
główniejsze miasta zagraniczne i m iejscow ości kuracyjne.
A ssekuruje Listy Premiowe Szlacheckie od amortyzacyi w ciągnieniu 2/15 listopada 1909 roku najtaniej
Wydaje zaliczenia na papiery publiczne licząc umiarkowany procent.
Walne dla rodzin, których członkowie nie o jednej obiadują porze!
„ K ra s n o lu d e k " s a m o g o tu ją c y bez ognia 1 dozoru przez szereg godzin utrzymuje w stanie gorącym potrawy, nie przegotowując takowych, nie wysuszając 1 nie pozba
wiając dobrego smaku.
Kgzysstof B R U N i S Y N wp,YcA? ^ rAX 'E'
g f o. o o s B. c s
§ 3 P er
Aleksander ?afąer i Syn
WARSZAWA, LESZNO 92.
Odlewnia la n o -K u t e g o I zwyczajnego żelaza. Ruszty hartgusowe.
Wlndkl różnych systemów do lamp.
K o m u na sercu leży bezpieczeństwo dobytku przed żywiołem ognia, posiadać powinien ręczny aparat
którym od 1904 roku ugaszono 18,128 p o ż a r ó w .
Cfl a ta a a O 0) CL 5 .
BENZYNA NIEPALNA
Sprzedaż główna w Składach TOW. AKC.
Cudwik Spiess i Syn
O a S 3 pN - 2 ' ”3
? ©
— X * r * o
N A J L E P S Z Y C H M A R E K
WĘGIEL, KOKS, ANTRACYT
H u rto w o i d e ta lic z n ie z d o s ta w ą od 10 k o r c y p o le c a ją
■ K an to r.
.5 ® Rydzewski, Freider i S-ka
Marszałkowska Na 146, Telefon 77-02.S lK ta td y r: Srebrna .Ne 3, Telefon 81-30.
m
ss £
SOWO O TW O R ZO NY^
Specyalny Magazyn
Bielizny
i Konjekcyi męskiej
S. Satalecki
Warszawa, Marszałkowska 151
T e l 51-92
p o le ca w sz e lk ie a rty k u ły , wcho
dzące w zakres bielizny i kon- fekcji męskiej.
Niezawodny środek
NA A S T M IEwatomizer
= „ V IX O L ” =
Każdy chory otrzyma atomizer „Vixol“
na 4-tygodniową b e zp ła tn ą próbą.
Vixol limiteó.
„Merton Abbey, London S. W .“.
Wyłączne zastępstwo:
Apteka A. KOZŁOWSKIEGO i S-ki
Boduena TA I, w Warszawie.
W e w sz y stk ic h k się g a rn ia c h sprzedają i w p o lsk ic h d om ach p o w in ie n gościć
K
a l e n d a r z y kim. Juliusza Słowackiego na r. 1910, z mapką Królestwa Polsk. i planem m. Warszawy po 5 kop.—za 12 sztuk 38 kop., z p or
tretem , życiorysem i poematami S ło w a c k ie g o , 8 k.— za 12 szt. 64 k. Z in form atorem e n c y k lo p e d y c z n y m (astronomiczno - geograficzno - staty
stycznym, rachunkowo - adresowym) 15 k —za 12 szt. 1.20 k., oprawny po 25 k.—za 12 szt. 2 00 k. C<.eść i S ła w a J u l. S ło w a c k ie m u w setną rocz
nicę urodzin, t. j. sam życiorys jego i poezye z portretem, bez kalenda- I rzyka 6 k.—za 12 szt. 48 O p łata p o c z ty za 1 szt. każdej z tych bro
szurek po 3 k. • rekomendacya 7 k. — razem 10 k. — zaliczka pocztą o 10 k.
drożej —Najkorzystniej jest wysyłać większą ilość sztuk razem i czem w ię
cej sztuk, tern tańsza opłata.—Nakład P i R e u ssn e r a , Zł'<ta 6 Wg-s^awa |
Mtgatyn jjławatny i Skła) płócien
KO3TROMSKICH i JAROSŁAWSKICH oraz
B IE L IZ N Y STOŁOWEJ
1 F ir a n e k . --- M 133
Marszałkowska
róg S-to Krzyskiej. Tel- 54-39 P O L E C A JĄ Nowości karnawałowe.
p! 1 karn
\ ° „Elektryczna”/
Edwarda Gundelacha 1
Wolska Na 30. Telef. 77-00.
K A U K A S K I M A G A Z Y N
M. MURATÓW d,t i ” ow
Poleca na suknie MORANTIQUE, FAILLE BENGALINE i PO- PELINE kolorowe podwójnej szerokości oraz inne jedwabie.
ZAKŁADY OGRODNICZE
• J. M IS Z C Z A K A «
B ie la ń s k a 9, (Hotel Paryski).
M a r s z a łk o w s k a Aa 91, telefon 47-66.
| M o n iu s z k i 12, róg Marszałkowskiej.
O d p r z e s z ł o 4 0 - t u la t polecana przez lekarzy całego świata jako idealny pokarm d la d z ie c i
i dorosłych chorych na żołądek.
K O N I A K
na żółtkach nadzwyczaj p o ż y w n y , świetny likier dla
smakoszy.
4
J|A
MARSZAŁKOWSKA4 A A
I h L /i G^wny W aisz. fa b r. I
fi/
110
s r S M Dywanów se«10
Dywany, Firanki, Pokrycia na meble, Portyery, Rolety, Kapy, Serwety, Dery, Pledy, Chustki, Kołdry, Ceraty
na stoły, Dermatoidy, Wycieraczki i t. p.
WAŻNE: Gobeliny malowane Paryskie, artystycznej war
tości od rb. 2.50.—Filii żadnych nie posiadamy.—
Ceny stałe fabryczne. O czem zawiadamia 7arząd.
W Y /A R Z Z A W IE
PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4.
Rocznie Rb*. 8.*. W K r ó le s tw ie I C e s a r s tw ie : Kwartalnie Rb.2.28 Półrocznie Rb. 4.80 Rocznie Rb. 6. Z a g r a n ic ą : Kwartalnie Rb. 3.
Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, K ró
lestwie i Cesarstwie kop. 75, w Austryi: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor. Rocznie 24 Kor. Na przesyłkę „Alb. Szt." dołącza się 60 hal.
Numer 60 hal. Adres: „ŚWIAT” Kraków, ulica Zyblikiewicza Na 8.
CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonparelowy lub Jego miejsce na 1-e] stro
nie przy tekście Rb. 1, na 1-ej stronie okładki kop. 60. N a 2-ej I 4-eJ stronie okładki oraz przód tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki i stro
nice poza okładką kop. 20. Za tekstem na białej stronie kop. 30.
Zaślubiny I zaręczyny, Nekrologi, Nadesłane (w tekście) kop. 76.
Adres Redakcyi J Ądminlstracyl: WARSZAWA, Al.Jerozolimska 49.
T e le fo n y : Redakcyi 80-76, redaktora 68-75, Administracyi 73-22.
FILIE ADMINISTRACYI: Sienna Ns 2 tel 114-30 I Trębacka Na 10.
Z7
Rek V. Ns 4 z dnia 22 Stycznia 1910 roku
Pierwszorz. pracownia sukien męskich Q LEONA GRABOWSKIEGO, Kraków, Szpitalna, 36, Telefon 561.
Dom bankowy
KAZIMIERZ JASIŃSKI Warszawa, PI. Zielony, dom W-go Herse.
Załatwia w szelkie czynności bankierskie na najdogodniejszych warunkach.
Rękawiczki ^owy W. Malinowski, Nn 53
w y s y ła z a z a lic z e n ie m .
Warszawska orkiestra Symfoniczna Wi. ks. Lubomirskiego, (w S ali Filharmonii)
W Piątek, 28 Stycznia o godz. 8 wiecz.
VII WIELKI KONCERT SYMFON.
z udziałem Pablo Casals’a (wiolonczela).
C
ORSO Wierzbowa 7. Kabaret Artystyczny. Codziennie występy pierw
szorzędnych artystów.
Wielka Sala Filharm. Warsz. „The Luxgraph”.
Codziennie wielki i-gode. program złożony z pierw- szych nowości w Warszawie. Początek od g . d PPoł.
do 11 w. Obrazy ilustruje orkiestra wybitnych mu
zyków.____________ _____________
ZŁOCIEŃ, sklep świeżych kwiatów, Mazowiecka 12, telefon N» 44-17
C O G N A C
[REMY MARTIN
Polecamy PIW O
E. REYCH SYNOW IE.
W
IELKA KAWIARNIA Marszałkowska róg Złotej. Codziennie koncert od 8-ej w., 12 bilardów. Śniadania i po
dwieczorki po ao koo.
NOW OŚĆ?”
STEFANA KRZYWOSZEWSKIEGO
„AKTORKI” Cena kop. 65.
K om edya w 4 aktach, do nabycia w e wszystkich księgarniach.
I
* POLSKIE BIURO LEŚNE. Załatwia wszelkie czynności w zakres leśnictwa wchodzące. Żórawia 22. Tel. 90-90.MEBLE
Z a łę s k i i S -k a
W araeawa, ul. Erywańska Ns 2.
____________Tel.f. nn X; 16-39._______________
DLA WARSZAWY I PROW1NCYI wy
pożyczalnia NUT, J. WELKE, Warsza
wa, Jerozolimska 23, telefon 84-78.
0- -
Stosownie do zapowiedzi, uczynionej, w prospekcie na rok 1910, w p rzyszłym tygodniu wydamy pierwszy zeszyt „Świata”, ozdobiony wieiobarwnemi, artystycznie wykotianemi kompozycyami znanych artystów-malarzy krakowskich, pp. Stefana Filipkiewicza, S t. Kamockiego i A . Karpińskiego. Jesteśmy przekonani, iż pre
numeratorzy nasi z zadowoleniem powitają te inowacye, stanowiącą jeden dowód więcej. że w zabiegach naszych około podniesienia artystycznego poziomu naszego pisma na chwile nie ustajemy.
Kolonizacya żydów w Turcyi.
Dzienniki doniosły, że dr. Alfred Nossig,. jako przewodni
czący komitetu wykonawczego „Ogólnego ZydowskiegoTow.
Kolonizacyjnego", bawił w Konstantynopolu, gdzie pertrakto
wał z rządem tureckim w sprawie kolonizacyi żydów. Wobec dodatniego wysiłku rokowań tych i szczególnego zaostrzenia się kwestyi żydowskiej w naszym kraju wywiad przygodnego korespondenta naszego z d-rem Nossigiem obudzi niezawo
dnie zajęcie naszych czytelników
REDAKCYA.
Rozmowa z d-rem A. Nossigiem.
parę dni po po
w ro c ie sw ym z Konstantyno
pola przyjął mnie dr. Alfred Nos- sig w pomiesz- k a n i u sw e m w Halensee pod Berlinem.
— Czy w samej rzeczy—zaga
dnąłem go,—jak rozniósł po świę
cie drut telegraficzny, udało się pa
nu posunąć o krok naprzód trudną kwestyę kolonizacyi żydowskiej na Wschodzie?
— Towarzystwo, z którego po
lecenia pertraktowałem z rządem tureckim, jest dopiero u progu dzia
łalności swej. Skutkiem tego ro
kowania me i odpowiedź przedsta
wicieli rządu stworzyć mogły jedy
nie podstawę porozumienia przed
wstępnego. W tym sensie rzec można, że sprawa kolonizacyi po
stąpiła, gdyż usunięto niektóre nie
porozumienia i liczyć na to można, że usposobienie rządu tureckiego oraz miarodajnych sfer komitetu młodotureckiego w zasadzie przy- chylnem będzie dla kolonizacyi.
— Jaką jest tendeneya towa
rzystwa kolonizacyjnego, które pan zastępowałeś? Jakim ma być cha
rakter kolonizacyi projektowanej?
— Ogólne Żydowskie Towa
rzystwo Kolonizacyjne (Organisa- tion Generale Israelite de Coloni- sation) jest stowarzyszeniem czy
sto humanitarnem, zajmującem się wyłącznie ekonomiczną stroną wy- chodźtwa i kolonizacyi. Tendencye narodowo - polityczne towarzystwo to wyklucza zasadniczo; również kwestye kulturalne i wychowawcze nie należą do zakresu działalności jego. Pragnie ono przyczynić się do rozwiązania kwestyi żydowskiej w krajach, cierpiących wskutek nad
miaru ludności żydowskiej, i za
bezpieczyć los wychodźców, osie
dlając ich, jako rolników i rękodziel
ników, w obrębie państwa tureckie
go. Umiarkowany i racyonalny ten program zjednał nowemu stowarzy
szeniu sympatyę i finansowe po
parcie kół, stojących na czele gmin żydowskich w różnych krajach.
Nadmienić bowiem należy, że jest to stowarzyszenie międzynarodowe, nie niemieckie; tylko siedziba jego znajduje się narazie w Berlinie,
1
C H A M P A G N E *
LOUIS
deBARY
Tyolecamy wódkę „WSZYSTKO JE- _L DNO* dystylarni ST. GENELEGO.
w Warszawie.
PATENTY NA WYNALAZKI Włodarkiewicz i Sieklucki Włodzimierska 16.
PYTANIE? (jX
Kto zdoła przeko- »
nać mnie, że istn ie- / , t/n T f v 5 w ją lepsze perfum y -
od perfum AMABI- * \ / LflcĄlIlYlż
LIS fa b ryki MILLOT \
w PARYŻU X
Pierwszy raz w Warszawie.
Magazyn „Japonja“
JOKOJ (z Japonii)
Marszałkowska Nr. 141.
Do tychczas niebywały wielki wybór najrozmaitszych wyrobów japońskich.
DOM BANKOWY
BR. POPŁAWSKI, Mazowiecka N° 16, Załatwia najkorzystniej wszelkie operacye bankierskie. Telef. 655.
0 - — — - ~ yJ
skąd z czasem może przeniesioną bę
dzie do Londynu. W każdym ra
zie towarzystwo to nie popiera ani politycznych interesów germańskich, ani komercyalnych interesów żydów niemieckich. Na czele jego stoi d-r Izydor Ginsberg, senior znanej rodziny fabrykantów z Zawiercia.
W radzie centralnej zasiadają wy
bitni izraelici warszawscy, rosyjscy, angielscy, austryaccy, włoscy. Co do charakteru kolonizacyi, odpowiada on programowi towarzystwa. Nowe osady powstać mają nie tylko w Sy- ryi i w Palestynie, lecz też w Ana
tolii i Mezopotamii. Tylko Mace
donia wykluczona jest z programu.
Ma to więc być kolonizacya, po
dzielona na parę grup, lecz nie rozdrobniona całkowicie, by nie po
zbawić osad wsze kiej spójności i odporności i by umożliwić rozwój ich gospodarczy.
— Co dało pochop Towarzy
stwu kolonizacyjnemu do rozpo
częcia rokowań z rządem tureckim w chwili obecnej?
— Inicyatorowie i ofieyalni przedstawiciele nowego kierunku w Turcyi uważają zaludnienie ol
brzymich obszarów, leżących dziś odłogiem w Turcyi, za jedno z pierw
szych swych zadań. Postanowili tedy z jednej strony ułatwić prze
niesienie się do Turcyi mahometa
nom, żyjącym w innych krajach,
z drugiej strony — wejść w układy z żydowskiemi towarzystwami ko- lonizacyjnemi. W tym sensie prze
mówił przewodniczący izby turec
kiej, Ahmed Riza Bey, podczas wi
zyty ofieyalnej, którą złożył mu wielki rabin Turcyi, Nahum Effen- di; podobny program rozwinął mi
nister Hamada Pasza w senacie.
Ambasador turecki w Berlinie, ge
nerał Niżami Pasza, do którego zwróciło się towarzystwo nasze z prośbą o bliższe objaśnienia ży
czeń rządu tureckiego, potwierdził słowa Ahmeda Rizy, nadmieniając jednak, że kolonizacya żydowska napotyka na silne przeszkody. Bę
dąc przekonany, że kolonizacya ta zgadza się z żywotnemi interesami Turcyi, polecił zredagowanie me- moryału w tej sprawie i ustne per- traktacye z rządem. Tuż po prze
słaniu matę ryału przez ambasadora wyjechałem tedy do Konstantyno
pola.
— Jakiewrażenia odebrałeś pan w ciągu pertraktacyi?
— Przedewszystkiem uderzyła mnie szczera życzliwość dla żydów u wszystkich przedstawicieli rządu i komitetu młodotureckiego. ży
czliwość ta opiera się głównie na do
brych, zażyłych stosunkach oso
bistych turków z żydami hiszpań
skimi, zamieszkiwującymi kraj od kilku wieków, oraz na duchu oby
watelskim, którego żydzi dowiedli podczas ostatnich w Turcyi prze
wrotów. Wiadomo, że żydzi saloniccy uczestniczyli zarówno w przygotowaniach do przewrotu, jak w zdobyciu Konstantynopola.
Z drugiej strony szczera liberalność i tradjcyjna toleraneya czynią z mło- doturków przyjaciół żydów. Mają
Ahmed Riza Bey, przewodniczący Izby tureckiej.
oni do żydów zaufanie i upatrują w nich naturalnych swych sprzy
mierzeńców w walkach wewnętrz
nych, które grożą Turcyi. Nabra
łem przekonania, że żydzi nie na
rażają się na niebezpieczeństwa, emigrując do Turcyi; naród turecki jest rycerskim, dobrodusznym i in
teligentnym.
— Zatem pertraktacye poszły gładko?
- Bynajmniej. Mimo zasa
dniczą życzliwość, dużo było wzglę
dów, utrudniających decyzyę. Są w Turcyi pewne szczepy, sprzeci
wiające się imigracyi żydów. Sta
nowisko mocarstw również jeszcze nie jest wyjaśnione. Anglia woła
łaby zaludnić pewne zwłaszcza czę-
W ie lk i w e z y r Husein Hilmi Pasza.
ści Turcyi Hindusami. Co do lud
ności żydowskiej, rząd turecki wie, że składa się ona z różnych od
cieni i waha się, nie wiedząc, któ
re żywioły wzięłyby górę, gdyby kolonizacya przyjęła większe roz
miary. Jednak, przy pomocy ludzi dobrej woli, udało się usunąć oba
wy. Licznem jest grono osobisto
ści wpływowych i wysoko posta
wionych, które, z wdzięcznością to nadmieniam, żywo zajęły się kwestyą osiedlenia żydów, nie tylko ze względu na interes ekonomiczny Turcyi, ale i z punktu widzenia humanitarnego. W ich rzędzie przytoczyć muszę hr. Leona Ostro- roga, znakomitego oryentalistę, wi- ce-ministra sprawiedliwości, który zdaje sobie z tego sprawę, że po
pierając kolonizacyę żydów polsko-
2
litewskich w Turcyi, wyświadcza przysługę zarówno dawnej swej ojczyźnie, jak i przybranej, a równo
cześnie spełnia obowiązek czysto ludzki.
—Jakiż był ostateczny wynik ro
kowań? W jakiej formie i przez czy
je usta udzielono panu odpowie
dzi?
Pertraktowałem z wszystkimi ministrami, w których kompetencyę wchodzą sprawykolonizacyjne. Ró
wnocześnie odbywały się konferen- cye z wybitnymi posłami i sena
torami oraz z członkami komitetu młodotureckiego. Po wyjaśnieniu wszystkich wątpliwości oraz głó
wnych zarysów projektowanej kolo- nizacyi, otrzymałem odpowiedź fo r
malną od wielkiego wezyra Hussei- na H ilm i Paszy. Odpowiedzi tej przytoczyć jeszcze nie mogę, gdyż ze względów, które zaraz objaśnię, towarzystwo nasze przedłożyć ma deklaracyę tę przedstawicielom więk
szych gmin żydowskich. Tyle tylko zaznaczyć m i wolno, że deklaracya ta pozwala nam zabrać się z otu
chą do powolnego urzeczywistnie
nia projektów kolonizacyjnych. Prze
szkody ustawodawcze i administra
cyjne, wstrzymujące dotychczas kolo- nizacyę, mają być niebawem usunię
te. Wielką trudność sprawiała np.oko- liczność, że towarzystwom koloniza- cyjnym nie wolno było dotychczas na
bywać ziemi w Turcyi. Otóż minister finansów, a równocześnie minister ewkafu (fundacyi dobroczynnych), przygotowują właśnie usta
wę, która u- dzieli prawa własności oso
bom m o r a l
nym. Warun
ki osiedlania się dla obcych poddanych u- r e g u l owane będą przez o- sobną ustawę im ig ra c y jn ą . O z n a c z e n ie norm tej usta
wy będzie kwestyą pryncypalną.
W każdym razie kolonizacya ży
dów w praktyce przeprowadzoną tylko być może przez towarzystwo akcyjne, które założonem będzie po uchwaleniu nowych ustaw przez izbę turecką.
— Zatem, by umożliwić koloni- zacyę w większym stylu i zabez
pieczyć korzystne dla niej warun
ki, dużo jeszcze potrzeba będzie zachodów?
— Niezawodnie. Zaznaczyłem już, że znajdujemy się zaledwie u pro
gu. Dużo jeszcze pokonać należy trudności. Jednak, dzięki gronu w y
Leon hr. O stroróg .
bitnych osobistości, których sym- patye udało mi się pozyskać dla tej sprawy, z dobrą nadzieją spo
glądać możemy w przyszłość. Prze
dewszystkiem postarano się o to, by deklaracya wielkiego wezyra po
została w mocy i po przewidywa
nym upadku gabinetu obecnego.
Następnie, dla zaopiekowania się wszelkiemi dalszemi krokami, zawią
zano komitet, złożony z przedsta
wicieli sfer rządowych, senatu, izby i armii.
— Nie braknie tedy poparcia w Turcyi. Jakież mają być najbliższe kroki przygotowawcze w Europie?
— Przedewszystkiem sprawa obecnie przedstawioną być ma repre
zentantom gmin żydowskich. Jest to rzeczą naturalną i słuszną, że pań
stwo, które otwiera wrota swe emi
grantom i zezwala na uformowanie się nowych gmin i osad, w sprawie tak ważnej, pertraktować pragnie nie tylko z towarzystwami kolonizacyj- nemi, ale i z oficyalnymi przedsta
wicielami ludności żydowskiej. Za
pewne, że praktyczne przeprowadze
nie kolonizacyi nie wchodzi w za
kres czynności gmin; temu zadaniu poświęciły się właśnie towarzystwa kolonizacyjne. Jednak cała akcya powinna odbywać się pod opieką gmin i oprzeć się na moralnej i ma- teryalnej ich pomocy. Otwarcie no
wych obszarów dla kolonizacyi ży
dowskiej, i to w najbliższem są
siedztwie Polski, Rosyi i Rumunii, jest sprawą, obchodzącą żywo gm i
ny żydowskie nie tylko w krajach, z których pochodzą emigranci, ale i w tych, przez które przepływał do
tychczas strumień ich, a niemniej w owych, do których zmierzał, a któ
re dziś również już przepełnione są ludnością żydowską. Nie idzie tu tylko o stronę filantropijną: osiedle
nie żydów w Turcyi przyniesie z cza
sem znaczne ulgi materyalne kaha- łom innych krajów. Przypuszczać tedy należy, że gminy w własnym dobrze zrozumianym interesie g o towe będą zaopiekować się nową akcyą kolonizacyjną. Ta ich opieka położyłaby koniec sporom o kom
petencyę między towarzystwami ko- lonizacyjnemi i dałaby rękojmię rządowi tureckiemu, że kolonizacya nie miałaby żadnej cechy partyjnej.
W chwili zaś, w której, dzięki współ
działaniu gmin wyznaniowych, mia- noby gwarancyę, że akcya koloni- zacyjna jest wyłącznie filantropijną i ekonomiczną, słowem, że program
„Ogólnego Żyd. Tow. Kolonizacyj- nego" ściśle będzie przeprowadza
ny,— sprawa stanąć może na gruncie o wiele szerszym, a może jedynie racyonalnym: wychodżiwo i kolo
nizacya żydów odbywać się mogą pod patronatem krajowym. Mam tu
na myśli zwłaszcza stosunki w K ró
lestwie i w Galicyi. Komplikacya, jakiej doznała kwestya żydowska ostatniemi czasy w Królestwie, a któ
ra najsilniej odczuwać się daje w Warszawie, dobrze mi jest zna
ną. Ale ona to właśnie nasuwa myśl, że wszystkie w kraju żywio
ły, którym zależy na utrzymaniu równowagi i harmonii społecznej, powinny się połączyć celem roz
wiązania kwestyi żydowskiej w spo
sób, odpowiadający wysokiej kultu
rze politycznej i moralnej kraju.
A takim sposobem — w przeciwsta
wieniu do pogromów—jest jedynie systematyczna akcya emigracyjno- kolonizacyjna. Sądzę, że znajdą się ludzie dobrej w oli w Królestwie i w Galicyi, którzy utworzą kom i
tety emigracyjne, złożone z wybi
tnych przedstawicieli ludności chrze
ścijańskiej i żydowskiej. Przypusz
czać należy, że pod patronatem ta
kich komitetów sprawa kolonizacyi postąpi raźnie i pomyślnie.
B erlin . A lb in Pawłowski.
Dr. A lfre d Nossig.
Nasi artyści.
W pracowni Artura Markowicza.
Krakowianin i w Krakowie za
mieszkały, jest Markowicz przez dziw
ny jakiś traf o wiele więcej znany i ceniony za granicą, niż wśród swo
ich. Być może, że wzięcie, jakiego doznaje u obcych, zawdzięcza w pe
wnym stopniu rodzajowi, który repre
zentuje, a który, ze względu na temat swój, przedstawia się ludziom z za
chodniej Europy, jako coś egzotycz
nego, i dlatego, jak wszystko, co egzo
tyczne, pociąga; być może, że w grę wchodzą tu potrosze nasze stosunki artystyczne, w których nie dość jest mieć talent i stwarzać rzeczy, stojące na wysokim poziomie, ale trzeba jesz
cze umieć szerokim i energicznym gestem wywalczyć sobie zbyt. Myślę, że bodaj ten drugi czynnik prztważa pierwszy. Markowicz jest typowym wprost okazem człowieka, nie umieją
cego stąpać po ziemi. Natura marzy- cielsko-uczuciowa, predysponowana do życia ustronnego, zdała od zgiełku walki o byt, pełna żywotności i energii, gdy porusza się w kręgu umiłowanej sztuki, traci pewność siebie w zetknię-
3
A rtu r M arkow icz. Rabbi.
ciu się ze stosunkami realnemi. Tern chlubniejsze świadectwo dla artysty, że bez tych nieodzownych zabiegów, od których tylko wyjątkowe talenty bywają uwolnione, potrafi uczynić swe imię znanem i cenionem na szerokim świecie. Publiczność wystaw zagra
nicznych spotyka się z niem często, a prasa obca z uznaniem podnosi za
lety prac naszego artysty; świeżo je dno z artystycznych wydawnictw pa
ryskich zamieściło obszerną charakte
rystykę Markowicza i szereg reproduk- cyi z jego obrazów, wystawionych w paryskim Salonie.
Najmniej stosunkowo wystawiał dotychczas Markowicz w Krakowie. Zja
wiały się od czasu do czasu w naszym pa
łacu sztuki jego wyborne, zawszechętnie widziane obrazki, ale na większy po
pis twórczości czekaliśmy długi czas napróżno. Dał go artysta dopiero w tym roku. W jednej z przestron
nych sal pałacu wystawił odrazu kil
kadziesiąt płócien.
W przeglądzie tym zarysował się w całej pełni talent szczery i niepo
spolity. Markowicz jest malarzem ghetta żydowskiego i tego wewnętrz
nego, domowego i religijnego życia żydów, które stwarza tuż obok nas.
„przez ścianę' tylko, odrębny, obcy nam i nieznany świat. W stosunku do tego świata jest Markowicz nie tylko malarzem, lecz także wybitnym liry- kiem-poetą. Świat to jeden z najsmut
niejszych, jakie istnieją. W dusznych zaułkach Kaźmierza wlecze się szary i jednostajny żywot masy żydowskiej wśród drobnych zabiegów o ubogi ka
wałek chleba. Ulica i człowiek zlewa
ją się tu w jakąś idealnie smutną ca
łość. Domy, które nie widzą nigdy słońca, i twarze, na których, zda się, nigdy uśmiech nie gości. W jakim
kolwiek kierunku wzrok padnie, z a wsze zatrzyma się na jedynym żywicie
lu tych mas, na kramie tandetnym, który całą dzielnicę opływa nieskoń
A rtu r M arkow icz. Dysputa.
czonym strumieniem i zdaje się tu w szystek świat przesłaniać. Od krań
ców Kaźmierza widnieją w dalekiej perspektywie błonia krakowskie, bliżej bieleje most podgórski i srebrzy się stalowemi tony wstęga Wisły. Z po
sępnej uliczki kaźmierskiej wygląda ten skrawek pejzażu, jakby się na n ie
go patrzyło z okien więziennych.
Wśród tego szarego tłumu i temi smut- nemi ulicami błądzi Markowicz.
Pociąga go to wszystko, jako ma
larza. Wrażliwe oko artysty umie do- strzedz melancholijne piękno, kryjące się w zaułkach żydowskiego ghetta, a ręka umie je rzucić na płótno. Kon
trastowa przestronność pejzażu, do któ
rego przytyka ciasnota tych zaułków, odgrodzona korytem Wisły, sentyment uliczki kaźmierskiej, biedota kramów,
w których ubóstwo zaspokaja swe tan
detne potrzeby, typy, od których wie- je beznadziejne opuszczenie, sceny z szpitala i przytułku, to tematy, do których Markowicz często powraca, dając im zawsze wyraz charaktery
styczny i stawiając je w coraz to no- wem, zawsze zajmującem świetle. Sza
ry i smutny świat żydowskiego tłumu stał się niemal wyłącznem źródłem twórczości artysty.
Szarzyznę tę ożywia jedyny pro
mień idealny, jedyny ton wyższy. To uczucia religijne. Markowicz idzie w ślad zaniemi. Malowniczość rozszerza tu swój krąg i w niezliczonych o brzędachżydow- skich występują czynniki „bajeczne"
w malarskiem tego słowa znaczeniu.
Zarazem potęguje się element poezyi, który często dochodzi do tragicznego napięcia. Pełne surowej powagi sceny rytualne zdają się przemawiać do nas językiem z przed tysięcy lat. Modli
tewne zapamiętania się przy krwawym
A rtu r M arkow icz. U lica na Kaźmierzu.
Artur Markowicz. Portret własny.
blasku świec szabasowych przetwarza
ją do niepoznania rysy tych samych apatycznych postaci, które w id zie liś
my za pustą ladą sklepową, lub przy kramie ulicznym, a „śmiertelna koszu
la" stroi je, niby jakaś upiorna szata.
Jeremiasza pieśń żalu za starą utraco
ną ojczyzną bije z rozchylonych ust.
To „Izrael* odświętny, taki, jakim jest w poufnych rozmowach ze swym Je
hową. gdy swą łkającą tęsknotę i ża
łobę kryje przed obcym światem w mu- rach swych bóżnic i w zaciszu rodziny.
A potem przepyszny szereg „mędrców*
żydowskich, jak, pochyleni nad świętą księgą, zatapiają się w jej zawiłościach.
To wszystko maluje Markowicz.
Żeby tak to tworzyć, jak on tw o
rzy, nie wystarcza czysto wzrokowa obserwacya, nie wystarcza patrzeć i w i
dzieć linie, barwy, światło, — trzeba to czuć 1 rozumieć. Dlatego są obrazy Markowicza zjawiskiem tak rządkiem i cennem.
Kraków. Stosław.
_z
Źródła kultury.
A rtykuł ten cenionego publi
cysty stanowi poniekąd replikę na w ażenia, zamieszczone w . Y?
y „Świata" w artykule p. Tade
usza Nalepińskiego p. t. „Kura i Kultura".
Istnieje gospodarka kulturalna na podobieństwo gospodarki ekonomicz
nej—i tam, jak tu, są producenci i kon
sumenci. Analogie możnaby prowa
dzić dość długo, a są one oczywiste.
Przejdźmy jednak odrazu do zasto
sowania. Instytucya nagród Nobla w łatw y i poglądowy sposób pokazu
je, które narody są przedewszystkiem twórcami kultury. Francuzi, .nietncy, anglicy w pierwszym rzędzie, potem idą włosi, belgowie, szwajcarzy. Na liście nagród Nobla mamy zapisane dwa polskie nazwiska: Henryk Sien
kiewicz i pani Curie-Sklodowska. M o
żemy tern się szczycić. 1 my należy
my do w ielkiej rodziny wytwórców kultury wszechświatowej.
Ale przystoi nam wiele skromno
ści. Nie jesteśmy na tern polu ani w pierwszym, ani nawet w drugim szeregu. Natomiast, jako konsument ku ltu ry—byliśm y i jesteśmy zawsze na czele narodów. Chętnie braliśmy to, co dobrego inni w ytw orzyli. Baryer ani murów chińskich przed cywiliza- cyą nie stawialiśmy nigdy. Naszem hasłem, naszą ambicyą było: iść krok w krok za Europą.
W tej naszej wędrówce dawniej istniała jedna droga: to w ielki, bity trakt kultury łacińskiej. Aż do refor- macyi istniał ten trakt—i nic poza nim.
Od czasów reformacyi droga, pozornie przynajmniej, się zdwoiła, i my s z li
śmy obiema, podobnie jak wszystkie narody środkowej Europy. Ale kiedy przyszedł nihilizm wieku osiemnaste
go i otw orzył przed wiekiem dziewięt
nastym dróg i ścieżek cały chaos, trzeba nam było szukać ju ż oryenta- cyi.
Którą drogą iść?
Chcieliśmy— własną. Ale ta kul
tura, jaką my obecnie nawet wytwarza
my, nam nie może wystarczyć. Mu- simy dążyć za narodami przodującemi, a te potw orzyły sobie własne cyw ili- zacye, gdzie dominujące stanowiska zajmują idee i hasła rozmaite.
Co prawda, staramy się wziąć ze
wsząd, co gdzie jest najlepszego. Ale eklektyzmem nie może żyć żaden na
ród, ani człowiek. I naród, i człowiek bowiem nie może być spektatorem tylko na arenie życia— musi grać rolę czynną; aby zaś ją grać z jakąś przy- stojnośclą, zaopatrzony być winien w te stałe sprężyny woli, które się nazy
wają u człowieka przekonaniami, a u na
rodów dążeniami.
Otóż nie będzie to nowością, gdy powiem, że nasze życie umysło
we stanowi rodzaj placu nieosłonięte
go, gdzie spotykają się wszystkie wia
try. Jesteśmy otwarci na wszystkie w pływ y kulturalne i nie zdaje się by
najmniej, abyśmy od tego stawali się bogaczami intelektualnymi. Przeciw
nie, słychać u nas raczej hałas, spra
wiany przez pierwiastki sprzeczne, i re
zultatem tego nieosłonięcia się, tej go
ścinności anarchistycznej, jest brak
wszelkiej bodaj oryentacyi w naszej kulturze. Trochę tradycyi klasycznych miesza się tu z ponuremi nowościami północnego ducha, a słoneczne pier
wiastki epoki odrodzenia i elementy szlachetne romantyzmu stają obok różnych krytycyzmów, nietscheanizmów i subjektywizmów.
Są ludzie, którzy czują, że w tem wszystkiem trzeba raz wybrać.
Są i tacy, którzy, półgłosem jesz
cze, ale już z przekonaniem, to samo mówią.
Bawił niedawno w naszem mieście gościem jeden z wybitnych poetów polskich i m ówił przy biesiadzie lite ratom warszawskim:
— Należałoby stworzyć u nas To
warzystwo przyjaciół kultury romań
skiej!
Wielu z tych, którym to było po
wiedziane, zastanowiło się poważnie nad podobną potrzebą. W istocie bo
wiem, staje się coraz wyraźniejszem, żeśmy bezkrytycyzmem swoim niemałe szkody porobili w naszem kulturalnem gospodarstwie. Za wiele już północy wprowadziliśmy do niego. Za wiele m gły skandynawskiej, mrozu rosyj
skiego i niemieckich ciemności.
Z trzech wielkich źródeł, z k tó rych toczą się na ludzkość wody o- żywcze, jedno bodaj tylko jest życio
dajne w samej rzeczy. To francuskie.
Nie znaczy to, aby tam nie było mę
tów, nieczystości, niechlujstw, trucizn nawet. Ale francuzi do dziś dnia za
chowali to, co w romańskim duchu Dyło najcenniejszą rzeczą: tworzą idee ogólne, a więc tworzą na użytek całe
go świata. Ich kultura jest do dnia dzisiejszego najbardziej ogólno-ludzka.
Odpowiada ona ciągle potrzebom nie tylko wykształconego francuza, ale ucywilizowanego człowieka. Jest w niej kształt humanistyczny, szerokość ogól- no-człowiecza, harmonia odziedziczo
na po klasykach. Ktoś, co z tego źródła zechce czerpać, czuć się będzie zawsze członkiem w ielkiej rodziny europejskiej, rodziny idealnej. I bę
dzie mógł powtarzać sobie piękne i w gruncie rzeczy dumne słowa rzym
skiego dramaturga: „Człowiekiem je
stem, i nic ludzkiego nie jest mi ob- cem*.
Czytelnicy nasi bardzo niedawno przeczytali w naszym „Świecie* szereg uwag, które im co innego o tem po
wiedziały. M łody i bardzo zdolny pu
blicysta, p. Tadeusz Nalepiński, prze
niósłszy się ze Wschodu do Paryża, nie został bynajmniej cywilizacyą fran
cuską zbudowany, a wsłuchawszy się w ogólny rytm życia francuskiego, w tę t-
5
no jego Sytości,,, doznał radości i du
my, że nie jest francuzem XX wieku.
Są to pierwsze wrażenia. Innym jest francuski Cosmopolis, sprzedający cu
dzoziemcom rozrywkę, innym i wierzch życia, gdzie .w ie lki gest” może razić wraźhwego przybysza ze wschodu swo
ją formą deklamatorską. Ale po dłuż
szym pobycie dopiero występuje przed okiem, nawykłem do patrzenia w no- wem oświetleniu, ile tu okrzepłych rzeczy, bez których nie można mieć ani pretensyi, ani nadziei, iż się należy rzeczywiście do ludzkości.
A nglicy są wielkim narodem.
Taine seryo myślał, że są oni stwo
rzeni na to, aby panować nad innymi.
I oni to w istocie potrafią, oni jedni.
To sekret angielski. Myślę, że ten sekret jest prosty. Polega on na tern, iż się jest dobroczyńcą swoich niewol
ników. Anglicy stanowią rasę panów, która niesie tym, nad którymi panuje, światło, dobrobyt, instytucye kształ
cące, nawet wolnościowe. Tam, gdzie jarzmo angielskie wydaje się twardem, jak w Indyach, należy pomyśleć, czem byłoby życie bez tego jarzma. Pano
wanie angielskie w Kanadzie, w Au
stralii, a teraz i w dawnem państwie burów z pewnością nie jest jarzmem.
Ale, rzecz dziwna, aby coś otrzymać z tej wielkiej kultury angielskiej— trze
ba być poddanym korony wielkobry- tańskiej. Anglicy są dobrodziejami tylko o tyle, o ile są panami i wład
cami. Duch kultury angielskiej od
znacza się nieprzystępnością. Jest to duch fa m ilii, w rzymskiem znaczeniu tego słowa, gdzie do fam ilii należały równie dzieci, jak i niewolnicy. Nie jest to duch ludzkości.
Od niemców możemy się nauczyć paru cnót i kupić kilka maszyn. Ale żyć życiem niemieckiem?—nie sposób.
W atmosferze niemieckiej ku ltu ry peł
no jest czadu. Ten sam kanclerz, który powiedział dumnie, że Niemcy są Herretmolk, przeprowadził hańbiące prawo o wywłaszczeniu narodu z jego odwiecznej, historycznej siedziby.
A kiedy w parlamencie niemieckim skarżono się na ukaranie nauczycieli katolickich za ich głosowanie, pewna partya pochwaliła rząd bez zastrze
żeń— i ta partya nazywa siebie libe
ralną. Nie o to chodzi, że takie fakty się zdarzyły. Ale o to, że ziemia nie
miecka nie zadrżała, gdy one się zda
rzyły. A więc takie fakty są to rośli
ny, mające korzenie swoje w tej zie
mi. W istocie, to Niemcy przeprowa
dziły rozróżnienie pomiędzy kulturą a cywilizacyą. I o cyw ilizacyi nigdy
już teraz u nich niema mowy. Istnieje tylko ku ltu ra . A więc ulepszenie techniczne wszelkich dziedzin życia.
Zakłady Kruppa w Essen prowadzone są bardzo kulturalnie i dla dobra kultury.
Polski poeta w porę może rzucił swój projekt o zwróceniu się ku zdro
wym, wypróbowanym i ogólno-ludzkim elementom kultury i cywilizacyi. Ten projekt jest czemś więcej, aniżeli poe
tyckim nastrojem. To istotna potrzeba naszego życia. I wyrazem tej potrze
W jazd do p o sia dłości ks. W itolda-K a zim ierza C z a rto ryskie g o pod Honfleur.
Biblioteka ks. Witolda-Kazim. Czartoryskiego.
Honfleur— więc prastare miastecz
ko na normandzkiem wybrzeżu, przy ujściu Sekwany, więc cichy zaścianek rybacki, ku morzu zapatrzony, w jego zasłuchany poszumy.
Honfleur miało niegdy przeszłość nielada, było placówką Francyi i ofia
rą najazdów angielskich, było portem nad portami. Do Honfleur nadewszyst- ko dźwigała Sekwana ładowne barki, w Honfleur toń morska wykładała w ię
cej skarbów, niż w rozpierającym się na przeciwległym brzegu ujścia, Ha- wrze. Las żagli zalegał dogodną przy
stań. Każdy wiatr pomyślny las ten po morzach rozpraszał — a przystani nowych gości zbierał. Każdy przy
pływ lądował bogactwa, każdy odpływ bogactwa dalekim krajom wysyłał.
I Honfleur rosło, potężniało — a Havre głuchł, przymierał.
Aż los odwrócił się od swego u lu bieńca. Czy laguny przystęp do portu zamuliły, czy morza niełaską tknęły sieci honfleurskich rybaków, czy mia
steczko osłabło w dzielnem krzątaniu się, dość, że, od wieku X V III-go Honfleur jęło chylić się do upadku, zasklepiać się — a Havre teraz mężniał, na pana wielkiego się promował i został nim.
1 dziś ubogie światełka honfleur
skich domków daremnie mrugają ku
by niezawodnie jest piękny artykuł w , Słowie” , gdzie p. Grzymała-Siedlec- ki przypomina nam ,Romanizm“ , — nam, którzy romanizmowi temu za
wdzięczamy tak w ie le I..
Cywilizacya jest piękną rośliną.
Aby jednak dała ona pachnące kwiaty i soczyste owoce, musi się zwracać do słońca.
Wincenty Kosiakieiuics.
dali morskiej. Havre, jarzący się księ
życami elektrycznemi, zaćmiewa je, gasi, dostrzedz nie pozwala.
Książę W ito ld -K a zim ie rz C zartoryski
Havre włada dziś ujściem Se
kwany. On rządzi milionami, które pracują nad budową kamien
nej tamy "na okiełznanie niesfor
nie rozlewających się wód, na o- suszenie dla się łąk, na sponie
wieranie bodaj ostateczne Hon- fleur'u.
Honfleur atoli nie myśli uledz bez walki. Dwakroć natęża siły, dwakroć zabiega. Pługami nisz
czy mielizny nadbrzeżne, stawi tartaki, wzmacnia portowe kana
ły, buduje magazyny, a w dni spoczynku, w dni trwogi o losy swych synów żeglarzy, w godzi
ny rozhukania żywiołów kupi się w swych prastarych kościółkach, im powierza i swe łzy, i skargi rzewne, i ukochane spodziewania.
A kiedy na Honfleur cięż
kie dni dopuszczenia przychodzą, kiedy już serce zamiera mu z bó
lu, kiedy barki nikną w odmęcie spiętrzonych bałwanów, — wów
czas Honfleur zapiera swe spoj
rzenia na wzgórzu, które je osła
nia, które mu panuje, które z krzy
żem u czoła wrzyna się hardo w morze, a które, śród pióropu
szów zieleni, kryje odwieczną kap
liczkę, cudami słynącą, wotami maleń
kich barek przystrojoną, kapliczkę Na
szej Pani Łaskawej.
Tuż pod kapliczką biegnie krata żelazna, ukazująca niechętnie, poprzez gąszcza krzów dal parkową pańskiej siedziby.
Lud miejscowy, zna, zna dobrze dzieje tej siedziby. Tu, w pawilonie normandzkim, król Ludwik-Filip spę
dził w roku 1848 ostatnią noc przed opuszczeniem na zawsze ziemi francu
skiej. Tam, w zameczku, zawieszonym ponad stokiem wzgórza ku morzu, żył i pracował historyk i polityk, Albert Sorel, dziecię i duma Honfleur’u, czło
nek Instytutu, dygnitarz. Aż—Sorelowi zaciężyła pańska siedziba i postanowił ją zbyć. Wówczas to do Honfleur za
witał książę dalekiego kraju, przebiegł siedzibę, zapatrzył się tęsknie w dal morską, a potem długo, długo opatry
wał komnatki króla Ludwika-Filipa i odjechał...
Zam eczek C ó te de G ra ce pod H onfleur.
Nim Honfleur zdołało ogarnąć wszystkie szczegóły pobytu księcia nieznanego,fjuż nadeszła wieść,
iż siedziba Sorela stała się jego własnością.
Honfleur, a osobli
wie odwieczna kap
liczka, nie wiedzia
ła, co sądzić o no
wym właścicielu a sąsiedzie. Aliści znajomość ułoży
ła się sama Na cyplu, z ra
mionami, błogosła- wiącemi morzu, stał krzyż, zmurszały, la
tami pochylony krzyż.
Ten i ów przemyśliwał o podźwignięciu go, odnowie
niu przynajmniej, o pod
parciu. Ten i ów bąkał nie
śmiało w departamencie, w merostwie.
Nikomu nie starczyło odwagi mocniej
Pawilon służbow y.
się oń upomnieć. Bo nużby kto z wstawiennictwa złe wnioski wy
ciągnął, nużby doniósł... A żal było krzyża, żal rybakom, żal honfieurskiemu ludowi.
Podczas nowy dziedzic po
siadłości zawitał oglądać poczy
nione w zameczku przeróbki. Mło
ty na powitanie księcia żwawiej zakołatały. A w dni kilka, na’roz- świcie, stary krzyż zniknął, a no
wy na jego miejscu wyrósł.
Zdumieli się normandowie takiej sprawności i zagadali o ziemi dalekiej a smutnej, na któ
rej tak właśnie tylko stare odmła
dzają się krzyże.
Znajomość z nowym dzie
dzicem została zawartą. Lody prysły. Imię księcia Witolda-Ka- zimierza Czartoryskiego zajaśnia
ło Honfleur’owi całą pełnią swe
go blasku świetnego.
Książę Witold-Kazimierz — więc syn księcia Władysława i Małgorzaty, księżniczki Orleań
skiej,— prawnuk króla Ludwika- Filipa i gen. ziem podolskich, — wnuk księcia Adama, ministra i prezesa rządu narodowego, i wnuk księcia Ludwika de Nemours, — rodów królewskich familiant, francuski monseigneur, lecz nadewszystko pol
ski książę, magnat, ordynat na Goluchowie, kość z ko
ści Gedyminowicz.
Tymczasem wia
domość o nabyciu przez księcia Wi
tolda zameczku w Hon leur dosięg- nęłaf Wisły i War
ty, i wywołała ko
mentarze.
Jedni w posia
dłości na wzgórzu pod Honfleur upatry
wali tusculum książęce, drudzy rezydencyę; jedni chęć usunięcia się od sze
rokiego świata, drudzy ka
prys; jedni rozrywkę — drudzy zamysł niepojęty; jedni willę nadmorską, dru-
K apliczka M atki B oskiej Ł a skaw ej pod zam eczkiem.
W ejście do parku.
Rok V. K 4 z dnia 22 stycznia 1910 roku. r