• Nie Znaleziono Wyników

Świat : [pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 5 (1910), nr 3 (15 stycznia)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Świat : [pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 5 (1910), nr 3 (15 stycznia)"

Copied!
24
0
0

Pełen tekst

(1)

MAGAZYN BIELIZNY I KONFEKCYI MĘSKIEJ

= G. D Y S Z K IE W IC Z =

ulica Czysta J>£ 2 w Warszawie.

EGZYSTUJĄCY OD 1873 ROKU.

W y k w in tn a b ie liz n a m ę s k a . W y r ó b w ła s n y . PIĄTE WARSZAWSKIE TOWARZYSTWO

Pożyczkowo- Oszczędnościowe

P la c W a r e c k i Aft 6 , t e l e f o n 6 5 -1 2 .

Udziela potyczek 1 przyjmuje wkłady, płacąc od 3 do 6‘ »% przy nieogra­

niczonej od p ow ied zialn ości c z ło n k ó w i zwolnione jeat od wszelkich opłat stemplowych.

( » P U R

MAftOUE 'ALUMINA.

' HANDLOWY

J.S.KORSAK

P W a rs z a w a , M o n iu s z k i 3 , teł. 8 8 -5 5 .°

Poleca: WSZELKIE NACZYNIA KUCHENNE i ZA­

STAWY STOŁOWE Z CZYSTEGO ALUMINIUM T o w . A k c y jn e „ A L U M I N A ” w B e lg ii.

Sprzedaż h u rto w a i d e ta liczn a .

PiWKWM DNITtWCZtrt

dla rekonwalescentów, osób cierpiących, oraz potrzebujących s ta łe j tro sk liw ej opieki Urządzony z komfortem : wspólny salon, piękny rozległy widok, oświetlenie elektryczne, w szelkie dyety, kąpiele zwykłe i gazowe, ogród. Telefon 156-15. r jT K oszt d zien n y od 4 — 8 rb.

S e w e r y n ó w Aft 5 w P s r t i a w i e . SKŁMD PA PIER U i DRUKARNIA

ANTONI SZUSTER

Warszawa, Krak.-Przedmieście Hotel Europejski tel. 12-23.

poleca: Materyały piśmienne i rysunkowe (kalki płócienne i papierowe).

Księgi buchalteryjne, R ejestra gospodarcze. Menu, karty wizytowe, zaproszenia ślubne. Druki w szelk ieg o rodzaju, galanteryę piśmienną i skórzaną, Albumy do fotografii, do kart pocztowych, Papier do masła i t. d.

ObstalunkI z prowlncyl załatw ia się odw rotną pocztą.

J . S e r k o w s k i

w łaściciel

D. K r a je w s k i

L a m p y : N aftow e— Elektryczne— Spirytusow e.

B rO n z y : K ościelne i salonow e.

Galanterja metalowa.

P a ln ik i n a jn o w s z y c h s y s te m ó w .

s n r n m

K r a jo w a F a b r y k a P e r fu m i M y d e ł

TOW. FIRMOWO D C P A D n ”

KOMANDYTOWE

J. Drozdzyński, E. Korwin-Szymanowski, St. Pozowski i S-ka

zawiadamia, że w Składzie swym przy ula B r a c k i e j Aft 18 I odbywa się sprzedaż GWIAZDKOWA. Biorącym za rb. 1 doda-

jemy 2 0 % rabatu towarem.

♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ j

HOTEL KRAKOWSKI

w Warszawie przy ulicy Bielańskiej Ns 7, tel. 683.

W centrum miasta, w dzielnicy handlowej, w bliskości Banku Państwa i Teatrów.

Pokoje duże w ysokie — Widne — Wygodne. Ceny przystępne. Prowadzony pod zarządem p. KAZIMIERZA JANKOWSKIEGO, w ieloletniego współpra­

cownika HOTELU BRISTOL — po gruntownym odnowieniu — poleca się Sza- l nownym gościom.

WAGI

sto ło w e dziesiętne, setne, w ozow e i w agonow e z największej fabryki w kraju

W. H e s s w L u b l i n i e

poleca jeneralny reprezentant na Króleatwo Polskie

MftX BAkZ, Warszawa, Żabia 9.

REKTYFIKACJA WARSZAWSKA

J. ANDERSZEWSKI

W a r s z a w a , D o b ra 18.

Poleca znane ze swej dobroci W ó d k i, A r a k i, W y b o r n ą P rzcp a - la n k ę , Ś li w o w i c ę , J e s z c z e R a z, S lw u c h ę , S t a r k ę , J a r z ę b in o ­

w ą na koniaku, S c h e r r y B r a n d y i w iele innych.

Z aszczycony zło ty m i i srebrnym i m edalam i na w s z y stk ic h w y sta w a ch w szech św ia to w y ch !

= MAŁECKI = !

F a b ry k a fo r te p ia n ó w i p ianin 1 Piękna 1 (róg Al. Ujazd.) tel. 170-65.

ZAKŁAD SIODLARSKO-RYMARSKI

Królewska Nr. 33.

( T e l e f . 1 5 4 - 3 3 )

S. Qarbarczyka

poleca uprzęże, siodła i przybory podróżne, dery na konie CENY UMIARKOWANE.

Robota solidna

♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦

Sprzedaż instrumentów za gotówkę i na raty na dowolnych warun­

kach, oraz reparaeya i wynajem.

Pierwsza w kraju fabryka

suchych i mokrych elementów

POD FIRMĄ

Vogt i fteinrich

BENZYNA NIEPALNA

Fabryka POLAKIEWICZ

P oleca P a p ie r o a y i

„OBSTALUNKOWE” } 10 ,zt. a „ M 1“ 1 i0.st.

„ E G I P S K IE ” | wk»p 8 „ X s ll“ J okop.

J a s n a 4 , tel. 42-43

P oleca e le m e n t y m a r k i „ C y k lo p ” ! suche od rb. 1 .2 0 - 1 80, mokre od rb. 1 —1.50.

Fabryka posiada na sk ład zie w szelk ie przybory dla słab ego prądu.

BIURO TEC H N IC ZN O -H A N D LO W E

E. Behsler i S -

Wirsztsi, Tłom ackie 3, tal. 140-41 Artykuły techniczne, pakunki, oleje cylindrowe i maszynowe. Smary, W yroby gumowe, azbestowe. Arma­

tury. Maszyny 1 narzędzia pomocni­

cze 1 t. p.

„W MWtok" Sprzedaż główna w Składach TOW. AKC.

luiwikSpicssiSyn

> _

W W g

w » C

N ™ 2

> ■ » g

2

I — “

o * £

i r . s

» ją 2

w <9 a

X3

o

>N r* 4c o

s ni

n r rri

1

(2)

8.r Jan Kiełkiewicz

C h o ro b y d róg m o c zo w y c h . Oświe­

tlanie pęcherza i cewki dla celów dya- gnostycznych i leczniczych.

Nowogrodzka 37. Do 10 r. i od 5 — 1 pp.

♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ Niezawodny środek

N A A S T M Ę

atom izer

= „V IX O L ” =

Każdy chory otrzyma atomizer „Vixol“

na 4-tygodniową b e zp /a tn ą próbą.

Vixol £imitcd.

„M erton Abbey, London S. W.“ . Wyłączne zastępstwo:

Apteka A. KOZŁOWSKIEGO i S-ki

Boduena I, w Warszawie.

B e z z a l i c z k i .

C. flt Schroder |

ZAKŁADY (JbKUUNlLZŁ

• J. M IS Z C Z A K A «

B ie la ń s k a .V 9, (H otel Paryski).

M a r s z a łk o w s k a »Vs 91, telefon 47-66.

M o n iu s z k i 12, róg Marszałkowskiej.

D O S T A W C A 5 D W O R Ó W C E S A R S K IC H i K R Ó L E W S K IC H

Skład Fabryczny

. _ Skład łabr. Mebli giętych.

B r a c i

THOMET

WARSZAWA, Marszałkowska Nr. 141, telefon 20-19 Kompletne urządzenia apartamentów, will, teatrów, zakładów aastronomi- cznych, klubów, etc. etc. Wielki wybór gotowych Jadalni, Sypialni,

Salonów i t. p. na składzie.

■ f

* Warszawa, 7 0 N o w \ j * S w i a t 7 0 . &

Duży wybór znanych że swej doskonałości

FORTEPIANÓW i PIANIN

Sprzedaż na raty b e z z a l i c z k i . Zamiana. Wynajem.

Jedyny Reprezentant

W ą s o w s k i , B e z z a l i c z k i ,

o P I E R W S Z A P I E K A R N I A

Wolska N2 30.

I r n ^ a „Elektryczna”

Edwarda Gundelacha

T elef. 7 7 - 0 0 .

niszczy

[BAKTERJ

e

I .

ODŚWIEŻA [JAMĘ

*

USTNĄ ZAPOBIEGA B91P’

APTEKA

i

m a

„W arszawa

JE R 9Z 9- .JIM 5 K A

I J t

V I i

FRÓCHHJEniU

ZĘBÓW m

EUKSIRmiCZN?5flk|

A le k s a n d ra F U K S , Sc ?a. l’! ?M 52 6

> s s .a n ją

R m 8) -

E R

Architekt S te fa n K ozłow ski

WARSZAWA, BERGA 6 poleca swe projekty Architektoniczne na w ille, dwory, ogrody oraz wszelkie budowle wchodzące w zakres sztuki i techniki budowlano-ogrodniczej.

Perspektywy. Pomiary i niwelacye.

Roboty ziemne. Technika wodna.

Kosztorysy i rachunki.

; Józef frajd

Fabryka Wyrobów Pla­

terowanych i Srebrnych 84-ej próby.

Warszawa, Elektoralna Ni 16.

S K Ł A D Y :

Wierzbowa, 8. Nalewki, 16.

Mechaniczna Fabryka Bilardów Wlrirawa, Itreiollm ika ttS, t«l. 141-80

M . Z . P io tr o w s k i

G R O D Z I S K

Z a k ła d w o d o le c z n ic z y i S a n a t o r iu m

--- --- CAŁY ROK OTWARTY. - - — ■ --- 40 minut od Warszawy koleją Wiedeńską. Ładny park. Kanalizacya, O św ietlenie elektryczne- IN aj nowsze urządzenia lecznicze. Kuchnia w ła sn a dyetetyczna. Zakład gruntownie odnowiony. Choroby ner­

wowe, przemiany materyi, narządów krążenia, przewodu pokarmowego, alkoholicy i morfiniści. Ceny 3.50 do 4.50 k. dziennie.

K i e r o w n i k Z a k ł a d u D r . B r o n i s ł a w M a l e w s k i . Zakład wyrabia znany z dobroci ekstrakt igliwia sosnow ego.

ś Na G w ia zd k ę ►

c e n y z n a c z n i e z n i ż o n e poleca

Skład Instrum entów Muzycznych / t *

oraz ULEPSZONYCH GRAMOFONÓW i PŁYT U w a g a : Wielki wybór płyt Gramofonowych.

Ostatnie Nowośeil

gA.I.TPGARlSOFF

Warszawa, Nq 18 Nowy-Swiat N? 18, Te lefon N° 41-11.

. . I

K A U K A S K I M A G A Z Y N

M. MURATÓW

Poleca na suknie MORANTIQUE, FAILLE BENGALINE i PO- PELINE kolorowe podwójnej szerokości oraz inne jedwabie.

— S K Ł A D Y S U K N A I K O R T Ó W = = = = =

Leona Messinga

w W a rs z a w ie , Miodowa 7 , M a rs z a łk o w s k a I4 0

polecają modne materyały krajowe i angielskie w wyborowych gatunkach. Najdogodniejsze źródło zakupu.

O S T A T N I A N O W O S Ć I

W Y Ż Y M A C Z K I „M ad am e Sans Gene”

n a jle p s ze , udoskonalonej konstrukcyi, z lo ź y n k a iiii k u lk o w e m i L o w e lla . ułatwiającemi działanie

J J r z y s z t o f

B R U N i S Y N

p, L wTV X Ż y

K o m u na sercu leży bezpieczeństwo dobytku przed żywiołem ognia, posiadać powinien ręczny aparat

k tó r y m o d 1904 r o k u ugaszono 12,126 p o ż a r ó w . L

„ONDINE"

N a jw ię k s z e p o w a g i le­

k a r s k i e c a ł e g o ś w ia ta p o le c a ją

pastylki

jako środek leczniczy, usuwający radykalnie c h r y p k ę , k a ta r , ka­

szel oraz wszelkie choroby dróg oddechowych.

Cena pudełka 8 5 kop- U w a g a i Oryginalne pudełka zaopa­

trzone są w czerwoną etykietę z firmą głównego przedstawiciela na Króle­

stwo i Cesarstwo:

Fabian Klingsland, Warszawa.

(3)

PRENUMERATA: w W a r s z a w ie kwartalnie Rb. 2. Półrocznie Rb. 4.

Rocznie Rb-. 8. W K r ó le s tw ie I C e s a r s tw ie : Kwartalnie Rb.2.20 Półrocznie Rb. 4.60 Rocznie Rb. 8. Z a g r a n ic ą : Kwartalnie Rb. 3.

Półrocznie Rb. 6. Rocznie Rb. 12. M ie s ię c z n ie : w Warszawie, Kró*

lestwie i Cesarstwie kop. 76, w Austryi: Kwartalnie 6 Kor. Półrocznie 12 Kor. Rocznie 24 Kor. Na przesyłką „Alb. Szt.” dołącza sią 60 hal.

Numer 60 hal. Adres: „ŚWIAT” Kraków, ulica Zyblikiewlcza Nfi 8.

CENA OGŁOSZEŃ: Wiersz nonparelowy lub Jego miejsce na 1-e] stro­

nie przy tekście Rb. 1, na 1-ej stronie okładki kop. 60. Na 2-e] I 4-e|

stronie okładki oraz przed tekstem kop. 30. 3-cia strona okładki i stro­

nice poza okładką kop. 20. Za tekstem na białej stronie kop. 30.

Zaślubiny I zaręczyny, Nekrologi, Nadesłane (w tekście) kop. 76.

Adres Redakcył J Ądministracył: WARSZAWA, Rl.Jerozolimska 49.

T e le fo n y : Redakcył 80-76, redaktora 68-76, Ądministracył 73-22.

FILIE ADMINISTRACYI: Sienna N2 2 te' 114-30 i Trębacka Nfi 10.

27

R tk V . Ns 3 z dnia 15 Stycznia 1910 roku

Magazyn konfekcyi damskiej. O LEONA GRABOWSKIEGO,

K ra k ó w , R y n e k gł. 4, tel. 990.

Dom bankowy

KAZIMIERZ JASIŃSKI Warszawa, PI. Zielony, dom W-go Herse.

Załatwia wszelkie czynności bankierskie na najdogodniejszych warunkach.

Warszawska orkiestra Symfoniczna Wl. ks. Lubomirskiego.

t w S ali filharm onii!

W piątek, d. 21 Stycznia. Vll-ty abon.

KONCERT SYMF.G.Fitelberga zudzia- prof. LEOPOLDA AUF.RA (skrzypce) W Piątek, 28 Stycznia o g. 81/, wiecz.

VII KONCERT SYME. G. Fitelberga, z udziałemPablo Casals a (wiolonczela).

C ORSO Wierzbowa 7. Kabaret Artys­

tyczny. Codziennie występy pierw­

szorzędnych artystów.

Wielka Sala Filharm. Warsz. „The Luxgraph”.

Codziennie wielki i-godz. program z ło ż o n y z pierw­

szych nowości w Warszawie. Początek od g. 4 ppoł.

do ix w. Obrazy ilustruje orkiestrei wybitnych mu­

zyków.______________ _______________

C O G N A C

e R E M Y MARTIN u

Polecamy P IW O

E. REYCH SYNOWIE.

W IELKA KAWIARNIA Marszałkow­

ska róg Złotej. Codziennie koncert od 8-ej w., 12 bilardów. Śniadania i po­

dwieczorki

do

40 kop.

SŁfady na Meble

„SYRENA” Krak. Przedm. 38

HOTEL K R A K O W S K I w K rakow ie.

W najpiękniejszej części Krakowa, poło­

żony przy plantach, wzorowa czystość, usługa grzeczna i szybka, elektryczne o- świetlenie.— Kuchnia domowa, smaczna.

Kąpiele w wannach i łaźnia parowa z tu­

szami w hotelu, jako też stajnia i wozo­

wnia, poleca ZARZĄD HOTELU.

W arsz. Biuro Transportowe Domu Handlowego

JUL. HERMAN &. CO.

W arszawa, S-to K r zyska32, tel. 46-12. Oddział w Ło­

dzi, za rz.fil. Tow. Akc Jan Lubimow i S-ka w Moskwie.

Clenie towarów. Przyjm uje i wysyła transporty za wła­

snym i kwitami transportowymi z dostawą do domu lub bez do wszystkich stacyi Rosyjsk. D r. Żel., p rzy ­ stani W ołgi i Kamy z dopływami, na Syberye, Ka­

ukaz, do A zyi Środkowej, o ra z za granice Aseku- racya transportów. Przechowywanie towarów we własnych składach. Ekspedycya na kolei. Odbiór towarów z domów i kolei własnemi furmankami.

C H A M P A G N E

LOUIS de BARY

p- ■ ---

\ r Od administracyi.

Upraszamy o wczesne nadsyłanie przedpłaty na rok 1910, celem uniknięcia zw łoki w wysyłaniu pisma. Dla uniknięcia pomyłek i nieporozumień, najdogodniej jest wy­

syłać pieniądze w p rost do administracyi „Swiata“ (W ar­

szawa, Aleja Jerozolim ska, 49).

KURfi i KULTURM.

nacie ten cudowny i cudaczny tum,

„No tre -D a me,“

zwany, przez Wi­

ktora Hugo wsła­

wiony? Skamie­

niałe z grozy — niegdyś na pewno żywe chimery, je­

żą i prężą się zeń na cztery strony świata. Jakiś ka­

taklizm niebywały, wichrami, wy- ostrzonemi, jak miecze, ściął nie­

chybnie kiedyś dwie wieżyce-ol- brzymki. Jakby dwojga kochan ków westchnienia, wyrywają się z zi­

mnych piersi świątyni strzeliste, ka­

mienne oddechy, pną, niby blusz­

cze, wzdłuż murowań i zastygają w gotyckich koronkach. Dobrotli­

wie przygląda im się anioł, ciosany ręką pobożną, stojąc na przełęczy.

Tatrami Paryża jest Notre-Dame.

Deszcze wielu wieków wyżło­

biły i wyślizgały turnie katedry; po karkołomnych perciach jej dacho- wań biegają jeszcze widma Quasi- moda i Esmeraldy. Od piorunów i wichur szaleńsze burze dziejowe strzaskały zastęp posągów świętych, wpędzając najkrwawszy w dziejach tłum do wnętrza świątyni ascetycz­

nej, przechrzczonej na chram bogo- burcy Rozumu. Ona trwa — zagad­

kowa Notre Damę—jak trwają gra­

nitowe szczyty Tatr, i jak one swe

2 J

wirchy, tak ona tarasy swych wież płucze w blaskach jednego, wiecz­

nie życiodajnego słońca.

W słoneczny, mroźny dzień, gdy tylko lekka błękitnawa mgła osnuwa dalekie okopy Paryża, spójrzcie z tej wyniosłej, „jak po­

topu świata fale" spiętrzonej pla­

cówki na stolicę świata. Brudne i złe są fale Sekwany, co w namię­

tnym uścisku oplotła wyspę Jed­

nostajnie turkoce życie bruku nizin­

nego. Jak zabaweczki z ręki prze­

kupnia spuszczane, furczą po asfal­

towych placach automobile i omni­

busy. I jak zabawka wielkoluda, sterczy o kilka kilometrów na za­

chód wieża Eiffla, kilkakroć wyżej wystrzelona od tego tarasu, na któ­

rym stanęliście — taternicy paryscy.

To nawet nie Nosa), postawiony obok Łomnicy... a przecie jedno i drugie dzieło rąk ludzkich.

Pomnik mroków średniowiecza i pychy babilończyków współcze­

snych.

Ach, te myśli ludzkie, nazbyt ludzkie, co się przemocą cisną do mózgu człowieka obcego, który na­

reszcie ocknął się z zadumy i po­

jął, że nie na Furkocie stoi i nie nad stawem Teryańskim, lecz na pracą pokoleń dźwigniętym—dwubliźnim olbrzymie. Nic świstaki to nie­

uchwytne dokoła: ludzie to spędze­

ni z całej Europy tęsknotą, cieka-

1

(4)

TURC.ZYŃSKI Jubiler w U’arsza-<?1 . wie, ulica Czysta N» 8. POLECA W WlfcLKIM WYBORZE GOTOWE WYROBY ZŁOTE I BRYLANTOWE.

P IWO DROZDOWSKIE marcowe, ku­

racyjne, sprzedaż wszędzie.

R estauracya HOTELU BRUHLOW- SKIEGO

„V E R S A IL L E S “ Aleja Ujazdowska.

Zakład Galwaniczny L. KARDASZYŃ- SKIEGO, Krak.-Przedm. 60.

DOM BANKOWY

BR. POPŁAWSKI, Mazowiecka N° 16, Załatwia najkorzystniej wszelkie operacye bankierskie. Telef. 655.

O— — --- ---

jj

kawością lub spleenpm. Nie śniegi to pękają na wirchach, — to kodak trzaska opodal w ręku flegmatycz­

nego i kraciastego anglika. A na- dewszystko ta mowa rodaków, ta kochana polska mowa, której takby się nie chciało tu słyszeć czasem...

Potępcie mnie, patryoci roda­

cy, ale gdyście mnie już obecnoś­

cią swą otrzeźwili, chciałbym z wa­

mi pomówić o tern, co w tej chwi­

li myślę.

Oczywiście, żeście przyjechać tu musieli. Naprzód— w Polsce nam za ciasno, a potem: '*kto nie był na Zachodzie, ten niema pojęcia o kulturze". Gdzież zaś poznawać kulturę, jak nie wtem sercu Europy?

Co to znaczy poznawać kulturę?

Odkrywać jej źródła, warunki po­

wstania, śledzić rozwój, ważyć re ­ zultaty wieczyste, nieprzemijające.

A pozostać przytem sobą, pola­

kiem z Warszawy, z pod Wilna lub Poznania, z Krakowa czy Lwowa- to słuszna chluba inteligentnego rodaka. Takimi chcę was w i­

dzieć i z wami rozmawiać. Bądź­

cie więc Hamletami w genialnej koncepcyi Wyspiańskiego.

Teraz zacytuję wam słowa Witkiewicza, przed laty z powodu pomnika Mickiewicza w Krakowie powiedziane:

„Jesteśmy społeczeństwem, peł- nem pośredniej mierności. Nie je ­ steśmy ani rzetelnymi barbarzyńca­

mi, ani zupełnie cywilizowanymi.

Straciliśmy naiwne porywy entuzya- zmu ludzi pierwotnych, entuzya- zmu, który wyzwalał się z sił, wzno­

sząc góry z kamienia, lub sypiąc je z ziemi na cześć bohaterów na­

rodowych; z drugiej strony te spo­

soby, te formy, któremi się wyraża cześć ludów cywilizowanych, są jeszcze u nas, albo pretensyonalną tandetą, albo dziecinnem sylabizo­

waniem"...

Ponieważ słowa te trafiają bez­

względnie w sedno, niewiele przez lat ostatnich kilkanaście zachwiane, ponieważ są one bolesne dla każ­

dego z nas, — rozejrzmy się z ta­

rasu Notre-Dame po mieście, które jest stolicą kraju i narodu najbar­

dziej ucywilizowanego, które do dziś dnia jest wyrocznią we wszyst­

kich zatargach ducha ludzkiego o formę piękna, czyli o prawo na jego wieczność.

Ktoś opodal rzekł do towarzy­

sza, wskazując ręką na wschód:

— Bastylia...

Wiek ubiegły już jej nie w i­

dział. Resztki zdemolowanej przez lud znienawidzonej fortecy wtłoczo­

no w jeden z mostów. Sierocy plac...

Jakiż to lud, tak zdobywczy, tak wybuchowy—jakiż to naród? ..

Dajcie go nam ujrzeć!

A więc spojrzcie z tego szczy­

tu Tatr paryzkich. Za drugiem urwiskiem, od strony oblicza świą­

tyni leżą gmachy ciężkie i ciemne.

Czyż nie stamtąd, nie z bramy Pa- lais de Justice, widzieliście pewnej nocy wybiegających ludzi o twa­

rzach rozognionych, o głowach dy­

miących, jak pod Bastylią? Jak rzucał się na nich kilkotysięczny, głodny nowin tłum, jak zalewała go oliwą swej wymowy i gestów uru­

chomiona policya... Widzieliście?

wyrostki z wyrazem obłąkania wskakiwali do automobilów, które ich porywały na wszystkie strony miasta- olbrzyma. A z nimi stosy mokrej jeszcze, jak płachty z wody wyjęte, zadrukowanej bibuły. Jakiś wicher szedł poprzez tych ludzi, poprzez miasto, i to ogniem lizał mózg, to mroził krew w żyłach.

To nie była noc rewolucyi.

To była godzina wyroku na piękną

„Meg“ — wdowę Steinheil. Nic in ­ nego nie słyszeliście wśród wiwa­

tów radosnych, tylko jej — modnej pani nazwisko krążyło z ust do ust Tylko ono rozwydrzało gród cywilizowany.

- Acquittee!...

* X-

Naturalnie, nic wam ta scenka z bruku paryzkiego nie mówi. Mia­

sto trzymilionowe musi czemś żyć, czemś się przejmować dla rozpę­

dzenia nudów, a wielki proces o wiele ciekawszym jest od naj wspanialej skomponowanej sztuki

kryminalnej. Ale scena z panią Steinheil, to tylko jeden moment.

Odbudujmy profil duchowy Francyi z tych ruchów masowych, które ty­

le razy decydowały o jej losach.

Przecież ci wrzaskliwi entuzya- ści, to synowie i wnuki tych, co przed niespełna czterdziestu laty zalewali krwią komunardów bruk Paryża. Przecież ten bruk, tak chciwie wsysający posokę ludzką, rumienił się i w noc św. Bartłomie­

ja, i w dnie lipcowe, i przy wzięciu Bastylii, i po tysiąckroć dokoła gilo­

tyny, którą dziś z zapałem spoty­

kają na dworcach kolejowych, czy­

niąc owacye katowi — Deiblerowi.

To tylko my umiemy nie widzieć nic poza chwałą Napołena orłów i legionów—lecz potomkowie armii największego wodza, pozostali i wy­

chowani w jego cesarstwie, dziś w trzeciej rzeczypospolitej doskona­

le winni pamiętać każdy gest swój, zmiatający życie tysięcy współbra­

ci. Któż, jeśli nie oni— napoleoni- dzi — z dostojeństwa i wielkości piętnem na czołach, winien nieść sztandar bohaterski poprzez dzieje?

A oto dzieje się tak, że „kul­

turalnym" potomkom sławnych dzia­

dów wytrącono pałasz zdobywców, zagwożdżono armaty awanturnicze.

Przecie już wszystko jest: Paryż popstrzony napisami liberte, fra - terniłe, egalite—kontrybucya hanie­

bna spłacona; natomiast wszystkie pomniki wielkich czynów i wojen piętrzą się po muzeach, gdzie je cały świat ogląda i podziwia. Prze­

cie ćwierć miliona cudzoziemców mieszka tu stale, a ileż ich się prze­

winie w ciągu każdego roku? Ja­

kie inne miasto może się tern po­

chwalić w Europie?

My, paryżanie, jesteśmy zatem panami świata. Do nas z dalekich krain ciągnie japończyk, polak i abisyńczyk — my każdemu zdej­

mujemy bielmo z oczu M y wska­

zujemy mu na Panteon, na Lwa Belfortu, na kapliczkę nocy św.

Bartłomieja i na plac Bastylii, na łuk tryumfalny Gwiazdy i na mo­

giłę cesarza. Obwozimy go w Mć- tro po podziemiach miasta i otwie­

ramy przed nim bramy Louvre‘u.

Gdy nadejdzie wieczór, jedziemy z nim na całonocną uciechę: po teatrze i po kabarecie...

A za to wszystko my, Francu­

z i- n ie chcemy od świata nic. Da­

liśmy mu to, o czem nie śni w ro­

dzinnym Pacanowie. My się cie­

szymy z tego, co nam ślubowali nasi króle: albowiem mamy już w garnku kurę, obiecaną wszystkim nam przez Henryka IV.

1 ani się poznacie, bracia po lacy, którzyście z nami pod wspól­

nym znakiem sypali koście własne

(5)

po całym świecie, jak wam ukaże- my największą z pokus dzisiejsze­

go świata: kurę, której na imię—kul­

tura. Dzięki tej kurze zdobyliśmy panowanie nad światem. Kult tej kury wy nazywacie kulturą.

Odrzućcie bogactwa Louvre'u — i cóż zostanie z Paryża? Po wiel­

kich czynach - wielki gest. Czem- że jest kultura, jak nie uświęconym kultem utrwalonych wartości, prze- bóstwionych przedmiotów? Czyż nie ukochał każdy francuz swej mo­

zolnie zdobytej kury w postaci kom­

fortu—czułostkowej deklamacyi — patetycznego gestu przenicowanej wolności niewolnika własnego kał- duna?...

To, co my, Hamleci Wyspiań­

skiego, wnosimy i zabieramy stąd, nie jest Paryżem, lecz Dumą o Pa­

ryżu. Tylko my wiemy, jakie sło­

wo brzmialo tu w College de Fran­

ce z ust budowniczego Monsakatu.

Tylko my jedni na świecie wiemy, dlaczego trzeba wyryć prochy Ju­

liusza z cmentarza Montmartre i po- grześć na Wawelu lub w Tatrach.

Tylko wśród nas mógł się znaleźć człowiek z gorejącem sercem, roz­

wiewający przed oczyma „Popioły"...

Nie, doprawdy, tylko u nas w Polsce wiecznie zmartwychwsta- wa Duch, zabity na Zachodzie przez proletaryusza w aksamitnej kami­

zelce o tombakowym łańcuszku, przez pruskiego junkra lub szwaj­

carskiego fabrykanta czekohdy. Tyl­

ko u nas dokonywa się pewna pra ca nieustanna, podziemna, nad prze­

kuwaniem grot dla rozbicia namio­

tów, w których by życie przestało być rozpamiętywaniem własnej chwały, lub cudzych grzechów. Bez idealizmu szczerze wyznaję, że wo­

lę nasz brak kultury, wolę nasze pustkowia, tabulac rasac — od py­

sznej i opasłej, przekwitłej za Lu­

dwików w pąki dekadenckiego grze­

chu, skażonej u źródła — kultury gallijskiej. Nie spodziewam się bo­

wiem od niej już prawie nic, z wy­

jątkiem może nowych rewelacyi w malarstwie"). Ale gdy wsłuchu­

ję się w rytm ogólny życia, w tę­

tno organizmu sytego „drabinka- rza“ (takci górale nazywają dorob­

kiewiczów), radość i duma mię ogarnia, że nie jestem francuzem XX wieku.

Jako polak, mam jeden sym­

bol „z tajemnej księgi Tatr" — symbol, co myśl moję wyraża:

Nietota.

1 nie chciałbym wydać się ten­

dencyjnym nawet tym, co gorliwie zajmują się ,,likwidacyą" Młodej

*) Autor, zdaniem naszem,

w

tem miejscu zdaje się niedoceniać tych świe­

tnych zdobyczy, jakie nauka francuska niesie bez przerwy ludzkości. (7iW.).

Z Wystawy „Dorocznej” w Tow. Zachęty Szt. Pięknych w Warszawie.

V lastim il H offm an. D ziew czynka w iejska.

Polski. Zapał to gasicieli, stano­

wczo godny większego pożaru.

Powrócę do nich w imię sprawy istotnej kultury polskiej, o której mówić z Paryża chcialoby się bar­

dziej. niż kiedykolwiek. Powrócę do nich z imieniem groźnem, z książ­

ką Nietzschego. 1 porównując ży­

cie Ducha naszego z życiem urny- słowem, z istotą słowa i kształtu Francyi współczesnej, odczytam wrogom naszym słowa, z „Genea­

logii moralności11 wydarte:

„By módz jakąś świętość wznieść, trzeba jakąś świętość zbu­

rzyć. To jest prawo—pokażcie mi wypadek, w którymby się nie speł niło!...“

Pary4. Tadeusz Nalepiński.

O rzeźbie czeskiej.

Ktokolwiek zna Pragę i jej wspa­

niałe budowle, sięgające niejednokrotnie aż do XII wieku, kto widział przecu- downy „Chram św. Wita" z jego nie- zliczonemi maszkaronami i żygaczami, majestatyczne pałace szlacheckie i ba­

rokowe kościoły, mimowoli spytać musi o czeską rzeźbę, w przekonaniu, że ten właśnie dział sztuki przy wielkim roz­

woju architektury miał największe za­

potrzebowanie, a tem samem i najle­

psze warunki rozkwitu. A mimo io właśnie czeska rzeźba jest ze wszyst­

kich innych gałęzi sztuki najmłodszą, nie posiada prawie żadnej tradycyi, istnieje za’edwie jakieś 25 lat.

Bez wątpienia, w wiekach średnich, zwłaszcza za czasów dynastyi luksem­

burskiej, pracowano w tym kieiunku

usilnie i z dobrym skutkiem. Królo­

wie luksemburscy, spokrewnieni z do­

mem francuskim i wychowani na pa­

ryskim dworze, szerzyli w Czechach za­

miłowanie do sztuk pięknych, przed­

siębrali wielkie budowle, sprowadzali architektów i rzemieślników francu­

skich i niemieckich. Rozwój izeźby szedł, jak gdzie indziej, tak i w Cze­

chach, w parze z gotycką architekturą, a jakkolwiek rzeźbiarz był w owych czasach czemś w rodzają tapicera, roz­

wieszającego kamienne koronki i gir­

landy bluszczu na ramach ostrołuko wych okien, to jednak w granicach świadomej dekoracyjności mógł praco­

wać samodzielnie, na każdym kroku znajdując szerokie pole do popisu.

Walki religijne przerwały na pe­

wien czas wszelką pracę twórczą.

Były to w gruncie rzeczy ruchy ludowe,—w Czechach, gdzie szlachta była już zniemczona, stały się i naro- dowemi. Jan Hus, człowiek nieza­

wodnie wielkiego serca, przedstawiciel czeskiej idei ludowej, występował nie tylko przeciw zepsuciu, szerzącemu się w kościele, ale i przeciw całemu pstre­

mu życiu bujnego średniowiecza, któ­

re swej dziecinnej radości życia nie umiało dać wyrazu inaczej, jak tylko zbytkiem, niewstrzemięźiiwością, fan­

tastycznemu stiojami i zmysiowem o- S70łcn,ieniem. Religijni refoimatoro- wie Północy nie byli zachwyconymi poetami, jak np. Franciszek zAssyżu, ale surowymi purytanami. Ich reformy miaiy na celu jedynie organlzacyę ży­

cia umysłowego. Sztuka w tych cza­

sach upadała. Stąd też lgnący do swej nowej wiary zreformowanej na- rćd czeski nawet po wojnach husyckich nie powiócił do swej dawnej tradycyi artystycznej bez zastizeżeri.

Styl gotycki panował w Czechacli

bardzo długo, bo do XVI go w. Jako

taki, mimo swą zupełnie odrębną in-

terpretacyę (gotyk władyslawowski),

był do pewnego stopnia anachroniz-

3

(6)

Jan Szturza. Wypukłorzeźba zdobnicza. Jan Szturza. Wypukłorzeźba zdobnicza.

mem, a nawet — wobec odrodzenia — wstecznictwem. Będąc tylko konse- kwentnem wykończaniem dawnych pla­

nów, nie posiadał już twórczego im­

petu.

Cały następny okres aż do wojny trzydziestoletniej, okres akomodacyi Królestwa Czeskiego do nastroju Eu­

ropy, jest dla sztuki okresem absor­

bowania wpływów odrodzenia. Mani­

festuje się to prawie wyłącznie archi­

tekturą

Po wojnie trzydziestoletniej, która dała Pradze wspaniały pałac Wallen- steina w stylu późnego odrodzenia, w tryumfie wkracza do Czech barok, szerzony głównie przez jezuitów i ich genialnego budowniczego, Dientreuho- f :ra.

Nowa szlachta czeska, wychowana w obozach zbójeckiej soldateski kondotierów cesarskich, zbogaco- na kupnem skonfiskowanych dóbr, wznosi w Pradze olbrzymie pa­

łace, ogromne, ponure, strzeżone przez gigantyczne, czarne karya- tydy. Jest to szlachta cudzoziem­

ska, pochodzenia niemieckiego lub włoskiego.

Ruch artystyczny wzmaga się w Czechach mimo ogólne przy­

gnębienie narodu i wysoce nie­

kulturalną działalność jezuitów, któ'zy w całej ziemi palili stare

„kacerskie' książki, niszcząc w ten sposób literaturę narodową.

Sztukę importowano do Czech—

tu i owdzie nawet za pomocą czeskich artystów, jak np. Szkreta, malarz, lub rzeźbiarz Brukoff.

On i niemtec Braun są twórca­

mi przeróżnych tytanów, gigan­

tów i murzynów, którzy, jako ka- ryatydy, dźwigają balkony lub por­

tale pańskich pałaców. Stojąca na moście Karola grupa Brokoffa

„Sen św. Luitgardy“ charaktery zujego, jako zwolennika późnego włoskiego renesansu.

Tu tradycya urywa się na długie lata.

Dopiero pod koniec XVIII-go wieku rozpoczyna się okres od­

rodzenia narodu czeskiego. Był

to znowu ruch ludowy, nurtujący wśród mas szerokich, lecz ubogich, przeto nic dziwnego, że nie mogła odrazu zrodzić się tu sztuka, operująca centnarami bron- zu lub marmuru. Zresztą rzeźba po­

trzebuje do swego lozwoju niezbędnie monumentalnych budowli, zamku kró­

lewskiego lub świątyni. W czasach, gdy wznoszono „Narodni Diwadlo"

lub „Muzeum Królestwa Czeskiego', rzeźbiarzy czeskich jeszcze nie było.

Wacław Lewy, zdolny, a przedewszy- stkiem bardzo uczciwy artysta, był rzeźbiarzem kościelnym, religijnym, wskutek czego musiał swą sztukę wtłoczyć w ramy tradycyjnego sza­

blonu.

Oficyalnym przedstawicielem rzeź­

by jest dziś w Czechach Myslbek, profesor Akademii Sztuk Pięknych.

Jan Szturza. Puberta. Jan Szturza. Ewa.

Artysta sumienny, znakomicie włada­

jący techniką, zresztą zimny i suchy, jest jakby ostatnim wyrazem mdłego klasycyzmu Thorwaldsena i Canovy.

W dziełach drobniejszych wyrachowa­

ny i słodkawy, w pracach monumen­

talnych (posąg św. Wacława) ma nie­

mało wzniosłej grandezzy i imponują­

cego spokoju.

Najtrudniejszem jego zadaniem jest jego pedagogiczne powołanie.

Myśl czeska wcieliła się w tyle po­

tężnych i zasłużonych osobistości, że naród domaga się ich pomników, aby mu, jak przydrożne kamienie milowe, odmierzały przebytą drogę. Te po­

mniki muszą być symbolami danych psychologicznych momentów i walorów etycznych. W ten sposób dąży naród do wytworzenia swej nowej mitologii, a to jest zadaniem rzeźby. Prócz tego wołają o żywy kształt plas­

tyczny wszystkie przemysłowe, handlowe, kulturalne — ergo naj­

żywotniejsze hasła, widniejące na gmachach i pawilonach. Są to nowe Muzy dzisiejszych poko­

leń, nowe ideały, nowe wierze­

nia. Zadaniem pedagoga, jedynie powołanego krytyka, jest oczyś­

cić to wszystko z nizkich dema­

gogicznych domieszek i czuwać nad czysto artystyczną krystali- zacyą materyału. Materyał szkol­

ny jest tak rasowo, jak 1 życio­

wo bardzo młody, gorący, wrażli­

wy, a nie mogąc się oprzeć na własnej artystycznej tradycyi, od­

dany jest na łaskę i niełaskę po­

tężnych wpływów zagranicznych, zwłaszcza francuskich. Ich bez­

krytyczne przyjęcie, wywołałoby, jako konieczne następstwo, bardzo szkodliwą manierę, która w naj­

lepszym wypadku mogłaby nieść nazwę „francuskiej szkoły w Cze­

chach', ale nigdy czeskiej rzeźby.

Zanim jednak przejdę do krótkiej charakterystyki najmłod­

szej czeskiej generacyi rzeźbiar­

skiej, należy mi wspomnieć o

B ilku, jednym z największych

artystów czeskich. Jego portrety

i niektóre kompozycye (jak np.

(7)

Jan Szturza. Ewa.

.Mojżesz* lub „ Przestrach") są dzie­

łami mistrzowskiemi, pełnemi wielkiej siły, potężnej energii twórczej i głę­

bokiego uczucia; ich forma świadczy o zupelnem, wprost o wirtuozowskiem opanowaniu techniki. Mimo to, cha­

rakterystyki jego nie mogę podać czy­

telnikowi polskiemu. Jest to bowiem mistyk, przeto zamiast szukać w sztu­

ce życia, szuka symbolów, a to, co niemi mówi, nie jest światopoglądem artysty, ale mistyczną doktryną, mówi przeto do wiary widza, nie do zmy­

słu wzroku—czyli zrzeka się tego, co stanowi istotę sztuki, to jest zmysło­

wego bogactwa formy. Tłem jego du­

chowego życia jest mistycyzm Cze­

skich Braci. Jako taki, jest Bilek zja­

wiskiem zupełnie oryginalnem, odręb- nem; stoi zupełnie poza dzisiejszym światem. Czasami zbliża się do Odilona Redona.

Przedstawicielami młodej genera- cyi są Sucharda, Sstursa i Marzatka.

Sucharda, miękki i gładki, znalazł swój ton; być może, że zmusiły go do tego warunki, potrzeba właśnie takich dzieł, jakie tworzy. Jest to rzeźbiarz ludowy, twórca wielu pomników, zdobiących Olszany, prześliczny cmentarz praski.

Marzatka, rzeźbiarz, znający dokładnie swoje .metier*, szuka drogi, jest tro­

chę nieokrzesany, barbarzyński czasem,

Jan Szturza. Głowa.

Jan Szturza. Studyum pomnika.

łamie się, nagina do formy, nieraz bez­

skutecznie. Najbardziej zajmującym, bo najwrażliwszym i najszczerszym, jest Szturza.

Duży talent, pełen energii twórczej, rozmachu i pragnienia czynu, ma przy- tem wielką skłonność do pełnej wdzię­

ku i elegancyi formy. Gdyby nie był czechem, mógłby stać się olśniewają­

cym wirtuozem i płytkim eklektykiem.

Nie dopuści do tego nizkie stosunko­

wo niveau czeskiej rzeźby z jednej, a kolosalna wyższość rzeźby francu­

skiej z drugiej strony. Na tej ostat- tniej wszyscy się uczą, wszyscy się znają, jej epigon nie doznałby bezkry­

tycznego przyjęcia. Szturza, człowiek młody nie tylko wiekiem, ale i niezu- żytą jeszcze młodością swej rasy, two­

rzył nieraz rzeczy naiwne, ale zawsze oryginalne, kompletne w wyrazie, peł­

ne. Pociągała go kiedyś miękka a ele­

gancka maniera Trubeckiego. Ostatni ślad tych wpływów widać w .Pieśni nocy". Te dzieła były liryczne a sen­

tymentalne, jak pierwsze wiersze mło­

dego poety. Z podróży za granicę przywozi nowe aspiracye. Czasami my­

śli przy pracy o radosnej, dojrzałej, męskiej wiedzy Rodin’a (.Kobieta my­

jąca włosy", .Pierwiosnek"), czasem przypominają mu się przedziwne mar­

mury greckie. Młoda dusza czuje nie­

zmierzone bogactwo życia, rozlkliwiona i onieśmielona staje przed nim, w zdu­

mieniu słuchając jakichś niepojętych obietnic, nie rozumiejąc, skąd się w niej biorą te przeróżne sny jakieś, marzenia, nadzieje. Zdaje mu się. że tym a nie innym wyrazem dyszy jego

„Melancholijne dziewczę* z tą zamy­

śloną, stylizowaną główką, wątle i prze­

gięte wdzięcznie, jak łodyżka kwiatu.

Widać tu i owdzie wpływy Rodin’a i rzeźby archaicznej? A owszem, to właśnie tworzy artystyczną genea­

logię Szturzy, toć artysta uczący się musi przejść całą drogę od Fldyasza do Rodin’a, zanim będzie mógł stwo­

rzyć dzieło, któreby już było poza ni­

mi. Dlatego też nie dziwię się, że swe kamienne grupy architektoniczne

Jan Szturza. Studyum 'portretowe.

zestawia i stylizuje za przykładem sta- rogreckim, tu i owdzie nie pozbawio­

nym jeszcze egipskich wpływów. Może śni o wcieleniu życia swego narodu w kamień za przykładem Fidyaszo- wych rzeźbionych „theoryi*?

Powszechnie przyjętym jest frazes, że zasadniczym tonem twórczości ar­

tystycznej czeskiej jest melancholia.

Nie melancholia, ale pewna— nieśmia­

łość. Każdy artysta małego tego na­

rodu doznaje jej na widok olbrzymich i potężnych dzieł wielkiej kultury. Po­

równując swe sny z dokonanemi fak­

tami, zdaje się, że nie wierzy w swe własne siły, a przecież chce żyć i ży­

cie kocha silniej, namiętniej od innych ras—i tęskni do niego. Tedy nie me­

lancholia, ale tęsknota jest rysem cha­

rakterystycznym całej młodej sztuki czeskiej, poczynając od Dvorzaka, od zmarłej genialnej aktorki czeskiej, któ­

rej szczytem produkcyi była .Kobieta morska* Ibsena— symbol tęsknoty do życia, a skończywszy na Bilku i Sztur­

zie. Tylko że Bilek szuka pociechy w Biblii, podczas gdy Szturzie śnią się wciąż olśniewająco białe, żywe, pełne zmysłowego piękna stare marmury...

Praga-Czeska.

Jerzy Baitdrowski.

Mrabeski.

Myśl w niespokojnej za prawdą pogoni Na ekran rzuca dziwaczne obrazy:

Pożółkłe karlki drżą w zmarszczonej dłoni, Źrenice, z których lata blask wyżarły, Czytają dawno zatarte wyrazy — Wspomnień skarbnice znowu się rozwarły...

Serce z popiołów garsteczki odsłania, Czegoby żadna nie znalazła siła, Z zetlałych strzępków układa pytania,' Których odpowiedź już w przeszłość zapadła, Albo gdzieś w głębi grobu się ukryła, Świecąc, jak szczątki zbitego zwierciadła...

Dusza, po długiej wędrówce przez życie, Opuszcza skrzydła, jako ptak zmęczony;

Zawsze szybować chciała po błękicie I stamtąd czerpać wrażenia przeczyste,—

Teraz już pragnie opuścić te strony, By iść*-gdzie natchnień źrćdło wiekuiste...

Okowy z ciała mocniej, niż ze stali, Trzymają ducha tu, na ziemskim progu.

Biada szaleńcom, co pęta zrywali, Pragnąc odetchnąć swobodniej, inaczej, — Biada, że śmieli sprzeciwiać się Bogu...

A jednak wierzmy, że Bóg im przebaczy.

Mar. Win.

5

(8)

Ruch literacki

w roku 1909.

Innego rodzaju studyum o Słowac­

kim wydano z rękopisów C. N o r w id a ( Odczyty o J. S.). Jest to właściwie badanie problematu twórczości, istoty geniuszu, znaczenia sztuki i poezyi w społeczeństwie. C. Norwid, który jest drugim motywem studyów literac­

kich w r. 1909, b y ł jednym z pierw­

szych, którzy rozumieli Słowackiego.

Norwidem bardzo się zajmowano w r. ubiegłym. R. Z r ę b o w ic z wydał Wybór Poezyi C. N., a studya obszer­

niejsze napisali o nim: A . E. B a lic k i fC. N., Kraków, 1909), C. J e ll e n t a tC .N ., Stanisławów), A . K r e c h o w ie c -

ki

(O C. Norwidzie. Próba charak­

terystyki. P rzyczynki do obrazu ży­

cia i prac poety, na podstawę ź ró ­ d e ł rękopiśmiennych).

Zbliża się tedy moment, w którym geniuszowi G. Norwida oddaną będzie sprawiedliwość. Księgarnia J. Mortko- wicza zapowiada na r. 1910: D zieła Cypryana Norwida. Pierwsze kom­

pletne krytyczne wydanie w ośmiu tomach, w układzie i pod redakcyą

Z. Przesmyckiego {M iria m a ).

Z rzeczy dotyczących A. M ickie­

wicza wyszły:

A r tu r a G ó r s k ie g o

Monsalwat w wyd. 2-giem, K a lle n b a ­

ch a , Pisma nieznane A. M. (głównie

z lat dziecinnych), K r id la Mickiewicz i Lamennais, wreszcie bardzo intere­

sująca rozprawa A n d rz e ja B a u m fe l-

d a Polska m yśl ntesymiczna, której

autor przez jakiś czas b ył pod w p ły­

wem towianizmu i w r. 1908 ogłosił ciekawe studyum: A. Towlański i to- w ianiem , gdzie zasadniczą myśl tego tajemniczego człowieka rehabilituje.

Autor w malowniczy sposób wystawia punkty główne mesyanizmu polskiego i transponuje słowa mistrza na dzień dzisiejszy. Dzieło raczej uczuciowe, niż naukowe.

O Z. Krasińskim wydał F. H o - s ic k Miłość w życiu Z. K r . — zbiór anegdot, a L. W e lis z cenny przyczy­

nek do biografii poety p. t. Ary-Sche- te r i Z. K r. Mieszczą się tu listy Zygmunta z AryScheferem oraz sze­

reg pięknych heliograwiur — kopii z obrazów tego malarza; edycya w y­

tworna.

Z nowszych pisarzy głównym mo­

tywem studyów byli naprzód Stefan Żeromski, którego D z :eje grzechu wy­

w ołały cały szereg broszur (M . S o - b e ski, A c e r, Iw a ń s k i), niemniej jak i D um a o hetm nire (R a k o w ie c k i).

Poza tem W y s p ia ń s k i stał się ulu­

bionym tematem rozpraw; prócz krót­

kich studyów, jakie o nim wydali:

W . G o sto m sk i (O Weselu), W r ó ­

b le w s k i (O Achilleis), S. L a m , S ko ­ czyla s i i., ogłosili się dwa obszerne dzieła o tym wyjątkowym pisarzu na­

szych czasów: A .G . S ie d le c k i {Rzecz o Stan. Wysp:ańskim) i J ó z e f K o ta r ­

b iń s k i (Pogrobowiec rom antyzm u).

Każda z tych książek posiada swoje zalety, któreby należało omówić w spo­

sób porównawczy.

Ruch literacki Młodej Polski w y­

wołał kilka objawów w różnym sto­

pniu ciekawych. Przedewszystkiem Literatura W. Feldmana stała się na początku tego roku powodem dość o- sobliwej polemiki, w której występo­

wały zarówno principia, jako też i a- nimozye osobiste. Broszury J. R o­

sn e r a , K. T e tm a je r a , J. Ż u ła w s k ie ­ g o , J B e lc ik o w s k ie g o ,

wreszcie i samego F e ld m a n a , w sposób nie zawsze beznamiętny poruszały niektó­

re motywy zasadnicze dzisiejszej lite ­ ratury polskiej. Była to poniekąd wal­

ka z modernizmem.

Nie da się zaprzeczyć, że ruch po­

lityczny 1905— 1908 r. zmienił zupeł­

nie oryentacyę literacką. Piśmien­

nictwo piękne, które już wyrobiło so­

bie pewne linie, zostało nagle w ytrą­

cone z kolei. Nadszedł czas z jednej strony bilansu tego ruchu (1880—

1905), z drugiej poszukiwania nowych lin ii. Książka Feldmana jest syntezą z okresu poprzedniego, choć— jako u- grupowanie i zestawienie o p in ii- d łu ­ go jeszcze wartość zachowa.

Dla niektórych owa transformacya, wynikająca z przyczyn zewnętrznych—

stanowi rzekomo zwrot w ty ł— i isto­

tnie w krytyce poglądów feldmanow- skich czuć tę samą reakcyę, która o- garnęia nasze życie na wszystkich po­

lach. Nie jest to „koniec moderni­

zm u", jak chcą ci panowie; jest to jego przemiana. *)

Książka S t. B r z o z o w s k ie g o , Le­

genda Młodej Polski, dzieło krwią iłżam i pisane przez człowieka nad wyraz nie­

szczęśliwego, jest jednocześnie mani­

festem nowego ducha, który nie tylko odrzuca dawniejszy egotyzm artystów, ale wprost cale innych szuka pod­

staw dla przyszłej sztuki. Nie może­

my tu w krótkiej wzmiance rozwinąć całości motywów Legendy. Autor, w y­

chodząc z założeń hisioryozofii Sorela, oraz pomysłów filozoficznych Bergso­

na, rozwija zasadę elementu pracy, t. j walki człowieka z żywiołami, jako podstawę wszelkiej czynności ludzkiej, a zatem i sztuki. Pracujący proleta- ryusz jest abstrakcyjnie fundamentem życia w dzisiejszej Po'sce; z te­

go pojęcia proletaryusza wynika u S. Brz. cała jego etyka i metafizyka.

Na ich tle dopiero się rozwija jego estetyka. Wogóle piękno, jako takie, mniej interesuje Brz.; sztuka o tyle ma dla niego walor, o ile i ona jest wyrazem walki człowieka z mocą ele­

mentarną, poza nami leżącą. Pomi­

nąwszy te—w lin ii jeno p o d a n e -p o d ­ stawy myślenia Brz., znajdujemy u nie­

go wspaniałe analizy twórczości róż­

nych pisarzy dawniejszych i nowszych:

Mickiewicza, Słowackiego, Norwida,

Żeromskiego, Wyspiańskiego, a z ob­

cych Ibsena, K- Hamsuna, Nietzschego, Proudhona, Sorela, Bergsona. Są to mistrzowskie portrety— i można powie­

dzieć, że od czasów Mochnackiego nie miała Polska tak znakomitego pisarza krytycznego, jak S. Brzozowski.

K ilku słowy wspomi im y o pracach, dotyczących literatury starszej. Ks. St.

K w ie c iń s k i w ydał Postyllę mniejszą Jakóba Wujka, która zawiera skarby językowe, nie mniej cenne od jego przekładu Pisma Św. Staraniem kółka filologów krak. wydano w przekładzie rzecz K a llim a c h a : Zxcie Grzegorza z Sanoka. Mamy dalej B o g d a lskle - go Szkice z dziejów humanizmu w X V -y m w .; T u ro w s k ie g o rzecz Sa­

muel ze S krzypny Twardowski, ks. A.

Jo u g a n a X. P rym a s Woron;cz (pierw­

sze o tym pisarzu obszerniejsze stu­

dyum); I. C h rz a n o w s k ie g o Z dz!e- jów satyry poi. X V III- g o wieku.

O literaturze obcej pisano u nas w tym roku stosunkowo niewiele.

(A . M o ra w s k i. L ite ra tu ra lizplitej R zym skiej, D y b o w s k i O Miltonie).

Wyszło natomiast kilka ciekawych przekładów: E p ig ra m y Marcyalisa (tł. C zubek), Arystofanesa Gromiwo- ja (tł. C ię g le w ic z ), Pieśni ludowe celtyckie, rom ańskie, germ ańskie (tł.

P o r ę b o w ic z ) , Córka J o ria z dtAnnu-

zia (tł. M . K o n o p n ic k a ), wreszcię przecudna książka, słodkim wiejącg mistycyzmem i słonecznie czysta:

K w ia tk i Sw. F ranciszka z Asyżu (tł.

L. S ta f f), w wydaniu pięknem i arty-

stycznem **).

Zaznaczymy tu jeszcze niektóre wydawnictwa w językach obcych, do­

tyczące Polski.

Na pierwszem miejscu należy tu wspomnieć zebraną przez H. Sień k ie w lc z a ankietę p. t. Prusse et Polo­

gne, gdzie mamy koło stu przemówień różnych uczonych i polityków w spra­

wie ostatnich postanowień pruskich.

Wyszła też po francusku R D m ow ­ s kie g o L a ąuestion polonaise z przed­

mową A . L e ro y -B e a u lie u .

Godne uwagi zadanie podjęli bra­

cia M a rlu s i A r y L e b lo n d , ogłasza­

jąc dzieło p. t. L a Pologne sera! (do­

tąd wyszedł tom I-szy). Dzieło to ma przedstawić całokształt życia Pol­

ski nowoczesnej. Mniejszego znacze­

nia, choć dobrej w oli dziełem, jest książka G. D a u c h o t p. t. L a Pologne im m ortelle.

Literatura piękna nie została w tym zestawieniu uwzględniona. A. Lange.

*). J. Lorentowicza. Młoda Polska

była obszernie omówioną w „Świecie" w r. ub. przez p. 1. Grabowskiego.

**) Przypis Redakcyi. Autor niniejszej pracy rozpoczął u księgarza F. Westa w Brodach seryę p. t. Epos. Mają tu się mieścić rrcydzieła epickie z lit. powszech­

nej. Wyszły dotąd trzy tomy: 1)

Epos

babilońskie.

Enuma elisz. 2)

Epos egip­

skie

( K le c h d y i t. d.) 3) Epos indyjskie.

Raraayąna.

(9)

Józef Brandt. Na targu tatarskim.

Nasz bilans w zaborze pruskim.

A n k ie ta ..Św iata"

Redaktor Kazimierz Puffke o i»

duchowieństwie wielkopolskiem.

Dotychczasowa normalność spo­

łeczeństwa wielkopolskiego, o któ­

rej mówi poseł Dziembowski, jest jednak względną. Istnieje poważne niedomaganie w jego funkcyach, a jest niem brak należytego roz­

kładu czynności pomiędzy poszcze­

gólne organy. Kler w Księstwie gra rolę tak wybitną, jak nigdzie indziej w Polsce, natomiast wśród inteligencyi świeckiej objawia się zbyt często niedostateczne intereso­

wanie się sprawami publicznemi.

Redaktor największego i naj­

poważniejszego organu w Wielko- polsce, „Dziennika Poznańskiego", p. Kazimierz Pufike, objaśnia to zjawisko garścią ciekawych spo­

strzeżeń, do których warsztat publi­

cystyczny daje więcej sposobności, niż jakikolwiek inny.

— Nacisk nie tylko polityczny, ale i ekonomiczny—tłómaczy p. Puff­

ke, — niewątpliwie zmateryalizował do pewnego stopnia społeczeństwo tutejsze: skierował je na drogę zdo­

bywania materyalnych korzyści, a równocześnie osłabił ducha po­

święcenia dla celów idealnych. Do najświetniejszych wyników doszło Księstwo w tych dziedzinach pracy społecznej, które są połączone z ko­

rzyścią osobistą; przykładem tego kwitnąca instytucya spółek zarob- kowo-gospodarczych. I naodwrót praca kulturalna, która za poniesio­

ne trudy nie daje materyalnego ekwiwalentu, daleko mniej ludzi pociąga. Na tem polu widzimy też czynny nieliczny stosunkowo za­

stęp, zawsze ten sam. Jest to stała troska naszego życia.

Pragnąłbym bliższego wytłó- maczenia zjawiska. P. Puffke daje je, schodząc na grunt stosunków poszczególnych zawodów.

— Nasza inteligencya — obja­

śnia — rekrutuje się przeważnie z warstw mało zamożnych. Do­

szedłszy, często z trudem niema­

łym, do stanowiska, musi wytężać siły dla zapewnienia sobie bytu i przy ciężkiej pracy nie ma moż­

ności wyrwać się poza koło intere­

sów osobistych. Taki okres trwa nieraz szereg lat, a tymczasem przy­

zwyczajenie staje się drugą naturą, i jednostka, nawykła tylko do my­

ślenia o sobie, zostaje w pewnem

Kazimierz Puffke.

znaczeniu straconą dla społeczeń­

stwa, mianowicie, dla jego szerszych i ogólniejszych dążeń. To samo da się powiedzieć prawie bez zmia­

ny o coraz liczniejszej u nas i co­

raz lepiej prosperującej warstwie kupieckiej. 1 jej udział w idealnych dziedzinach życia narodowego jest niezmiernie słaby, i ona także zwra­

ca swe aspiracye przedewszystkiem w kierunku materyalnym. Dorabia­

jący się kupiec polski, jeżeli ma wyjść zwycięsko z trudnych wa­

runków konkurencyjnych, nieraz wprost musi zamknąć się w kanto­

rze tylko i w rodzinie; odmienić się bywa potem za późno, albo zbyt niewygodnie, i w ten sposób utrwala się typ biznesisty, który jest w uczuciach swych z pewno­

ścią dobrym polakiem, ale jest tyl­

ko biernym nabytkiem społeczeń­

stwa. Trzeba tu dodać, że kupiec- two jest u nas wytworem zupełnie nowym i jest w caiem tego słowa znaczeniu na

dorobku. To l|

rozgrzesza je i|

potrosze i ka­

żę wstrzymać | się ze zbyt po- ||

śpiesznem po- t ę p i e n i em.

Młoda gene- racya, k tó r a z n a jd z ie się już w warun­

kach normal­

n i e j s z y c h , przyjdzie do­

piero, a jaką będzie... zobaczymy.

— A tymczasem...

— Tymczasem cała praca kul­

turalna prowadzona jest u nas przez szczupłą garść inteligencyi i przez kler, nie mówiąc naturalnie o zie- miaństwie, które tworzy szczyty duchowego życia. Nadewszystko jednak charakter wszelkiej robocie społecznej i kulturalnej nadają księ­

ża. Nasze instytucye finansowe, ruch oświatowy, robotniczy, kobie­

cy, to wszystko spoczywa w znacz­

nej części, a często wyłącznie na barkach kleru. Przyczyny tego są nader proste. Duchowieństwo wiel­

kopolskie jest nawskróś przejęte duchem obywatelskim, jest wy­

kształcone, dobrze sytuowane ma- teryalnie, nieprzeciążone obowiąz­

kami swego powołania, słowem, chce i może pracować na publicz­

nej widowni. Dlatego, gdy ione zawody inteligentne dorabiają się i w tym procesie dorobkowym czę­

sto usuwają się zupełnie w cień, kler może rozwinąć cały zasób swych sił duchowych, może dzia­

łać swobodnie, i coraz więcej też zagarnia posterunków. Naturalnie, jednostronność ta nie jest zjawi-

Rok V N° 3 z dnia 15 stycznia 1910 roku. 7

Cytaty

Powiązane dokumenty

wet tego zespolenia jaźni, a zna tylko splatanie się ciał, które jest symbolem zewnętrznym takiej mi­1. łości- i tę namiętność, splatającą ciała i

sa niemiecka nie ukrywa nawet ostat- niemi czasy lamentu nad wewnętrzne- mi niedomaganiami instytucyi, która miała być wielkiem dziełem, a okazała się wprost

Zawsze więcej zyska od rodziców syn, co jest przy nich, niż ten, którego życie usuwa się z pod ich bezpośredniej obserwacyi.. Otóż wszelka wielka organi- zacya

Pominąwszy to, że żyje on z gwałtu i cudzej krzywdy, każdy krok jego jest otoczony opieką państwa, na wszystko, czem może się wykazać, złożyły się i

działbym raczej pewna dezoryenta- cya zapanowała u nas w pewnej części opinii po wywłaszczeniu. Lecz była to chwila, która trwała krótko. Depresya została

dzi w Galicyi i niedawny namiestnik tego kraju, wybitny znawca sztuki, autor kilku ciekawych książek z tej dziedziny, przystępny, uczynny, zawsze pierwszy tam,

parcie kół, stojących na czele gmin żydowskich w różnych krajach. Nadmienić bowiem należy, że jest to stowarzyszenie międzynarodowe, nie niemieckie; tylko

naście miesięcy w roku z jednakową łatwością; żaden inny nie daje ciału tyle giętkości, nie pobudza obiegu krwi z taką równomiernością; żaden inny nie