• Nie Znaleziono Wyników

O szkole ludowéj

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O szkole ludowéj"

Copied!
142
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)

SZKOLE LUDOWEJ.

NAPISAŁ ALOJZY SKOCZEK z Radom yśla. Kraków. Nakładem Autora.

W drukarni Uniwersytetu Jagiellońskiego pod zarządem K. Mańkowskiego.

(6)
(7)

Kasper Lasota, włościanin z Turbi, prosi, żeby mu Skoczek z Radomyśla różne

rzeczy o szkole opisywał.

Sławetny Panie Sąsiedzie!

piszę dziś do W as ten list i proszę, że­ byście byli łaskawi opisać nam różne rze­ czy o szkole i o nauce, bo m y teraz w T u rbi myślimy stawiać szkołę, więc tóź radzibyśm y wiedzieć cokolw iek o rzeczach szkolnych.

Pisarz grom adzki czytuje nam czasem

i gazety i z gru bych książek o szkole, ale my z tóm do końca d ojść nie m ożem y, b o i on sam, chociaż n iby uczony a powiada, źe to jakim ś w ysokim stylem opisane i dlatego trudno co zrozumieć. T o tóź W as upraszamy, żebyście nam wyraźnie

(8)

k o w y ło ż y li, cob y każdy m ógł zrozumie,; J ak co opiszecie, to nam przysyłajcie, a ^

podczas niedzieli lub święta będziem y czy. tali, a potćm W am za to stokrotnie po. dziękujem y. Panu Jezusowi W as oddają a proszę o odpis.

Skoczek z Radomyśla odpisuje Kasprom do Turbi.

Mój m iły K asprze!

P rzy wydarzonej okazyi odpisuję Wam i przyrzekam , źe co tylko będę wiedział 0 szkole i naukach, to W am o wszystkióm p o trosze wyraźnie opiszę, żebyście czytali 1 wiedzieli na pożytek dla W as i dla Wa­ szych dzieci. Poprawdzie pow iedzieć, to jest d ość książek o szkole, ale cóż z tego? kiedy te książki są ju ż dla ludzi uczonych, a dla nas prostaczków na nic się nie przydadzą, b o są niezrozumiale pisane. — D la nas m ieszczanów i wieśniaków toby trzeba ta- kiój książki, co b y w nićj b y ło krótko a

(9)

wę-tlowato opisane ta k , źe jak kto raz prze­ byta, żeby ju ż wziął na rozum.

Dzięki B ogu , ju ż 11 nas ludkowie za­ czynają czytać i o różnych innych rzeczach z pisma się dowiadują, ale co o szkole, to pic a nic nie wiedzą, a toby b y ło dla nas najpotrzebniejsze. Może nam Pan B ó g da doczekać, źe 1

6

ż i dla nas prostaczków b ę ­ dą książki o szkole drukow ane, a wten- czasby sobie każdy przeczytał i wiedziałby, czego mu trzeba, a zagraniczni ludzie nie naśmiewaliby się z nas. Nim taką książkę będziecie mieli w T u rb i, to ja W am tym ­ czasem różne rzeczy na prędce spiszę i przyślę.

Zostańcie z B ogiem !

I.

Czy nauka potrzebna?

Przed 50 laty nie b y ło w naszym R a­ domyśla ani jed n eg o mieszczanina, co b y się znał ch o ćb y na kalendarzu. A byli to w on czas ludzie b o g a ts i, b o co teraz siedzi

(10)

trzech lub cztórech n a ’ jedn ym gru n cie, g o dawniój jeden używał. Mieli d ość wszysj, : k ie g o , czego do utrzymania ciału potr^.

bowali, lecz nauki nie mieli źadnój, b o o nie dbali; to też byli wielkimi prostakami Ż y li nieprzymierzając jak bydlęta jakie, bo się nie starali tylko o utrzymanie ciała, a o duszy nie pamiętali. Nie mieli oni w niczśm ani ła d u , ani sk ła d u , a tak p o .

prawdzie pow iedziaw szy, ten b y ł lepszy, co b y ł m ocniejszy i bogfitszy.

Jak się tacy mieszczanie poubierali w nie- bieskie kapoty, to się ich zebrało kilkuna-' stu i wleźli czy to do wójta, czy do cechu na radę. A le jaka mi to tam była rada tych prostak ów ? K tóry głośniśj krzyczał, to ten b y ł m ądrzejszy — darli się jak który m ógł, kłócili się i bili. A le rada na sucho nie idzie. C óż ro b ili? Oto wynajdy­ wali różne napaści na ludzi biedniejszych i ni z tego, ni z ow ego sprowadzali do urzędu, aby się b y ło za co napić.

N apiw szy się w cechu lub u wójta, wy­ prowadzili się do karczm y, b o tam była

(11)

g orzała lepsza. Pili i radzili — a dokądźe jęk ta rada i pijatyka zaw iodła? — D o obrazy B oga i bliźniego, do grzśchu, bitki, do sędziego — nareszcie do kozy.

Mieszczki nasze krzątały się k oło domu jak niewolnice. Starsze dzieci chodziły k oło gospodarstwa, koło bydląt i w gruncie pa- prały same, bo mało który ojciec d o p o ­ magał, g d y się dzieci dochow ał. K siądz pleban, staruszek, w ołał z am bony: Ludzie! wy chowacie dzieci jak cielęta, bo nicze­ go ich nie uczycie. — Nie ma u nas szkoły, ani w kościele nie ma nauki. M łod­ sze dzieci wasze z bydłem na błoniu, a star­ sze przez tydzień pracują w gospodarstwie, a w niedzielę idą do karczm y na taniec, zamiast przyjść do kościoła na naukę.

A mieszczanie tak sobie m ów ili: E j, co tam! Nasi ojcow ie nic nie um ieli, a żyli, to i nasze dzieci ży ć będą.

Otóż to byli ojcow ie tacy, co mieli w y ­ chowywać swoje dzieci p rzyk ła d n ie! Sm u­ tno to b y ło wtenczas w Radom yślu, kiedyś widział dzieci hurmami na u licy , nie od ­

(12)

dały nikomu starszemu uszanowania, krzy, czały, w adziły się, przezyw ały i biły, a C([ ( gorsza, źe chodziły do cudzych sadó^ w g roch , k opały ziemniaki, łamały płob i paliły ognie na błoniu. Z m aleńkości

nauczyły się kraść i nie szanowały nikogo ani na majątku, ani na honorze. C óź było z takich d zieci, gdy d o ro s ły ? K ażd y zga. dnie, b o mnie aź wstyd pow iedzieć o tern,

K ie d y przyjechał jaki urzędnik z cyrkułu na kom isyję do Radom yśla, to ci mieszcza­ nie mało na klęczkach koło niego nie cho­ d zili, patrzali na niego ja k pogany na

sw oich b ożk ów , a komisarz prow adził ich za sobą ja k nieme stworzenia na powrózku.

Trafił się komisarz jaki dobry człowiek, to się litował nad tymi ludźmi i krzywdy im nie robił, ale ja k się trafił jaki zły ko­ misarz lub sędzia, to sam niejednego skrzyw­ dził i jeszcze przed starostą opisał.

Na w ołow ćj skórze nie spisałby tego w szystkiego, co się działo w Radomyślu d a w n iśj, źe nie b y ło nauki ani dbania o nią.

(13)

zaświeciło słońce i zamieniło noc ciemną w ja sn y dzień.

Razu jed n ego przyszedł zkądś o b cy czło­ wiek , św iatow y a uczony do Radom yśla. Zapoznał się z mieszczanami i nuź ich na­

b a w ia ć , żeby dali do niego dzieci uczyć,

jfikt nie chciał dać. Namawia tedy ów człowiek trzech ch łop ców , żeby do niego południem i wieczorami na naukę chodzili. Chodzili ci ch łop cy p iln ie , i w jednym

roku, tak ich w yu czył, źe służyli do Mszy

św., śpiśwali z książek różne pieśni i słów

w mowie nie przekręcali, a jeden z tych chłopców b y ł taki ciekaw y, źe nawet' w ie­ dział o różnych krajach i miastach co są za morzem. A le to jeszcze m ało. Ci ch łopcy nauczyli się czegoś więcój od tego nau­ czyciela. Nauczyli się grzeczn ości, boś ta­ kiego chłopca zaraz na ulicy poznał, źe to nie ladajaki. Z djął przed starszym czapkę, pięknie rzekł Boskie sło w o , a cudzej rze­ czy ani tknął.

Uważali to niektórzy mieszczanie i za­ zdrościli tśj nauki — to tóź nie jed en mąź

(14)

m ów ił do żo n y : Ż eb y nas niewiedzieć co m iało k osztow ać, to dajmy i nasze dzieci uczyć.

Zebrało się cos ze 12 ch łopców na na- ukę i coraz więcćj ich p rzyb yw a ło, tak, źe dziś już każdy mieszczanin i mieszczka unai£ czytać, pisać i wió o rzeczach potrzebnych,

T oście mój m iły Kasprze u sły sza ł, jak to dawniój b y ło w Radomyślu. A dalibyś­ cie W y temu w iarę? Teraz przecie każdy się może napatrzeć, jak to u nas wszystko w porządku, ja cy to teraz mieszczanie nie p od obn i do tam tych, ja k niebo do ziemi, T eraz jedni drugich szanują, nie krzyw­ dzą się ani na honorze, ani na majątku, grunta dobrze uprawiają, i ch oć to nasze kobićty na stroje nie mało w ydają, ale przecież mają na t o , b o rozumnie się rzą­ dzą i oszczędnie żyją. Nie ma pijatyk, bi­ tek i obrazy B o s k iś j, a jakie to chałupy teraz bielusieńkie, stoły politurowane, obrazy za szkłem i różne porządki w domach i w całój grom adzie.

(15)

Gdy teraz przyjedzie jaki urzędnik na koniisyję, to prawie za pan brat z mie- gZczanami — a dla cz e g o ? — Bośm y te­ go godni. A przez cóż przyszliśm y do tój godności? Przez naukę. Nauka dopiśro zro­ biła z nas ludzi prawdziwych.

Jezus Chrystus, Zbaw iciel nasz, nauczył nas i dał nam przykład święty, jak mamy żyd — ale c z y i dawnićj znał kto tę naukę świętą w R a d om y ślu , kiedy nawet ludzie i mało do kościoła chodzili? T eraz zawsze pełny k ościół, m odlą się, słuchają w k o­ ściele i w szkole się uczą, a ile to różnych rzeczy z książek dowiadują się o Bogu i o je g o stworzeniach! — Poczuli ju ż teraz ludzie w sobie duszę i wiedzą, źe ta dusza potrzebuje pokarmu, jaki daje nauka. S ło­ wem powiedziawszy, źe teraz inaczej w R a ­ domyślu, ludzie lepsi i mądrzejsi, a to przez naukę.

Mówię W am Kasprze, źe zawsze rozw a­ żam słowa jed n ego m ego profesora z R ze­ szowa. B y ł to pan H ipolit Seredyński, co jest teraz takim sławnym uczonym w K

(16)

ra-ko wie. On zw ykł b y ł nam chłopcom zawszę tak m aw iać: „H ejże chłopcy, hej studenci, „dokładajcie szczerej chęci, opłaci się trud „B o z nauki człow iek słynie, b o z nauk; „szczęście płyn ie, g d y b y z pasiek miód, „Rolnikiem lub rzemieślnikiem, żołnierzem „lub urzędnikiem, rozum trzeba m ieć; bo „jakiój dokaże sztuki, pan lub mieszczan „b ez nauki, cóż dokaże k m ieć?" Otóż to mądrze pow iedział, i jak ja teraz to uwa­ żam , to wTidzę, iż człow iek bez nauki nic nie znaczy. Dla tego tóź w innych krajach lepiój się ludzie mają i pięknićj ż y ją , bo mają naukę, a z nas się w^yśmiówają. A ja W am tak poprawdzie pow iem , że jakiby nasz kraj b y ł i ludzie, g d y b y mieli naukę, to poszukać! Nam teraz niczego tak nie potrzeba, jak nauki. Na to m ów iąc, Naj­ jaśniejszy Pan kazał, żebyśm y się teraz w gminie sami rządzili, a jakże będzie głupi z głupim rządził? — G łu p cy , to się powradzą i pobiją. I na cóźby się wszystko przydało, jeżeli ludzie będą ciem ni? W cie­ m nocie człow iek grzószy, a nauka, t. j.

(17)

poznanie ob o w ią zk ó w , jakie człow iek ma względem B oga, względem bliźniego i sie­ bie samego, odw odzi człowieka od grzśchu. przez naukę popraw i się byt tak w gm i- Bie, jak i w całym kraju; przez naukę staje się dusza nasza doskonalszą, b o ona ma takie przeznaczenie od Pana Boga.

Nim się nauka po świecie rozeszła, to

i\e b y ło wonczas m iędzy ludźmi. Pracowali i żyli prawie ja k bydlęta. A le kiedy świa­ tło Boskie ośw ieciło ciem nych ludzi, p o ­ częli oni zaraz ulży wad sobie w p r a c y ; oswajali zwierzęta, aby im pom agały; wy­ najdywali różne m aszyny, m łyny, kolój że­ lazną, a w ostatnich czasach to już ludzie uczeni z tym telegrafem prawie cudu do- kazali.

Nauka nawet ludzi i do tego doprow a­ dziła, źe w ym yślili dla ciała sw ojego w y ­ godniejsze pomieszkanie, odzienie, przypra­ wianie potraw i n a p ojów ; więc poczęli się starać o lepsze utrzymania ciała — b o to ciało jest mieszkaniem duszy, która ma się

(18)

kiedyś połączyć z Bogiem . Nauka prow^. dzi nas do szczęśliwości doczesnej i wiecznej, ;

II.

B u d y n e k s z k o l n y .

N ajpierwćj uczyły się dzieci Radomyskie w izbie, w której nauczyciel mieszkał. Ale źe to źle było, więc ten nauczyciel zapro­ sił jed n ego razu kilku mieszczan do siebie i tak do nich m ów ił:

Szanowni obyw atele! W id zę , źe wasze dzieci w ięcójby się m ogły u cz y ć, niź się teraz u czą; ale głów na przeszkoda jest w tśm, źe u mnie w izbie jest ciasno. Ja mam żonę i dw oje dzieci. Ż on a zawsze coś robi k oło kuchni, po izbie, a dzieci moje to albo pła czą , albo się śmieją i wyśpie­ wują, a waszym dzieciom w nauce prze­ szkadzają. D o tego jest nas tu razem w iz­ bie i' dużo, to nie zdrow o, b o dusznośd wielka. Postarajcie się o jaką osobną izbę, to wam i 20 ch łopców razem będę uczył.

(19)

jylieszczanie wielce byli kontenci z tój rady, tćż zaraz kupili d o m e k , co było w nim dwie izby. W jednśj mniej szćj było pomieszkanie dla nauczyciela, a w drugi ćj v?iększśj była szkoła.

Dzieci coraz więcćj do szkoły p rzyb y­ wało, ale ten poczciw y uauczyciel um arł.— Niech mu B óg da w ieczny odpoczynek, bo 0n pierwszy przyniósł światło do naszego Radomyśla.

Po je g o śmierci był m ny nauczyciel. Z u ­ chowaty to b y ł człowiek i z dobrą nauką. Ale cóż z te g o ? Znow u n ow y k łop ot, bo jak się do tój szkoły zeszło 40 dzieci, tak już ani się ruszyć nie m ożna b y ło. Ciasno, duszno, ciem no, a do tego zaraz pod oknem szkolnśm była gnojów ka. W idzieli mie­ szczanie, ze i ta szkoła na nic, w ięc prze- myśliwali o now ćj szkole. D opiero Tom asz Rojek mieszczanin roztropny tak do wszyst­ kich m ów ił:

Skoro jeden szlachcic m oże dla siebie taki piękny dw ór wystawić; skoro grom ady i parafije dla swoich księży takie piękne

(20)

plebanije budują, to dla czegóżbyśm y i ^ w szyscy razem nie mieli pięknej szkoły dla naszych dzieci wystawid? — Ź e uasj przodkow ie nie postawili dla nas szkoły to niech im tego Pan B óg nie pamięta' ale .my b u d u jm y , b o to nie tylko dla na. szych dzieci i w n u k ó w , ale nawet i <Jla p ra w n u k ów ; a nikt nas nie będzie w gro. bie ruszał, żeśm y o szkole nie myśleli.

K ied y to wielki koszt, krzyknęli wszyscy. R ojek tak dalćj rzecz prow adził: Na je- dnego b y łby to koszt ogrom ny, ale nas tu jest 180 gospodarzy, to razem w szyscy na swojóm • postawim y. Juźcid, źe w jednym roku nie dam y temu rady, ale tylko w zgo­ dzie i jedn ości w eźm y się do dzieła, to p ow oli Pan B ó g nam dopom oże. Ponieważ nie mamy w łasnych lasów , a drzewo bu­ dulcow e teraz drogie, do tego dom drew­ niany nie jest tak trw ały, w ięc murujmy. G linę mamy w naszych gruntach, cegłę w ypalim y i bez pieca, b o w dole, a z nu­ meru poślem y do ro b o ty , i zobaczycie, źe szkoła m urowana m nićj nas będzie

(21)

koszto-ffała, niżeli drew niana, a ch oćby i więcej,

t0tóź postoi parę set lat, i nasze potom ki 0ie będą się o szkołę turbo wali.

Zaraz tóż mieszczanie tak uradzili:

\. O brać na szkołę w miasteczku naj­ piękniejsze miejsce, żeby b y ło suche i p rzy­ stępne, a w środku miasteczka, żeby dzie­ ciom było zarów no chodzić. G d y b y w środku miasteczka n ie b y ło placu m iejskiego, stó- sownego na s z k o łę , to odkupić od kogoś lab zamienić za jakąś realność miejską.

2. Pamiętać o tćm , żeby przy szkole był ch oć m órg ogrodu dla nauczyciela na jarzynkę, na kilka drzewek ow ocow y ch i na parę u ł ó w ; a przed szkołą, żeby b y ło choć kilka sążni ogródka na kwiatki.

3. W ystaw ić dom szkolny długości stóp 55, szerokości 20, a w7ysokości 10. W środku domu, na przestrzał ma b y ć sień 9 stóp szeroka. W jednój połow ie dom u ma b y ć wielka izba na szkołę o jed n ych drzwiach a o czterech oknach. W drugiój połow ie domu ma b y ć mieszkanie dla nauczyciela, składające się z dw óch izb, kuchenki z

(22)

chami i chlebpwym piecem ; tudzież śpi. źarnia, w której mają b y ć schody na stry^ , i do piwniczki. Na dachu ma b y ć dzwony,

4. W szkole postawi się ław ki, w któ. rych ma się pom ieścić

80

dzieci, jako tóź stół na podw yższeniu, krzesło dla na- uczyciela i szafę na pomieszczenie różnych rzeczy szkolnych.

5. Za budynkiem szkolnym postawić sta- jenkę, drewutnię, wozownię i w ygódki.

Jak uradzili; tak i zrobili, bo co tylko ludzie chcą, a do tego szczerze się wezmą, to zrobią.

Stoi teraz w Radom yślu szkoła muro­ wana, piękna, dzieciom w nićj przestrono, widno, zdrow o, b o czyste w niój powietrze. D bam y o to, by ją ch oć raz do roku wy­ bielić i zawsze w czystości utrzymujemy, b o się to i dzieci zawczasu do czystości przyzw yczajają i później swoje dom y w czy­ stości będą utrzym ywały. A nawet i uczyć się milćj w pięknej szkole, niżeli w jakiej ciemnej i brudnej chałupie.

(23)

P e n s y j a n a u c z y c i e l a .

Dawniój w naszćm miasteczku miał na­ u czyciel pensyi 50 złr. Um iał on i organi- gtowstwo, w ięc był organistą i za to miał

30 złr. i cokolw iek dochodów niestałych. Dajmy na to, źe miał ze wszystkiem 100 zlr. rocznie i mieszkanie. Z n 100 złr. słu­ żyć dwom panom, tj. gminie i księdzu, to aź wstyd pow iedzieć dziś o tóm kom u mą­ dremu. W krótce ten nauczyciel poszedł gdzieś na większą pensyję, a gmina dostała innego. T en m łody b y ł zuchowaty czło­ wiek, i m ó g łb y b y ć dla nas dobrym , ale cóż z tego, kiedy tylko zbyw ał i nie miał ochoty do pracy, bo pensyja mała. Znow u odszedł i b y ł i n n y ; — a p o tym znowu kilku, przez co nauka zaczęła upadać. Mię­ dzy dziećmi zaczęły się pokazyw ać występki rozmaite, b o ci różni nauczyciele tylko z dnia na dzień zbyw ali, a nie b y ło im nawet w g łow ie, aby nasze dzieci w p

(24)

rządku trzym ać, tylko starali się i mysiej zawsze o tóm, żeby p ójść na większą pe^. syję. Mieszczanie byli w wielkiem strapieni^ poczęli znowu radzić, żeby podnieść płacę nauczycielowi. B y ły tam rady mądre i. głu­ pie, aż jeden mądry mieszczanin całą rzecz tak w ytłum aczył:

K arbow nik we dworze ma 50 złr. płacy,

20 korcy zboża, k ożu ch , dwie parcianice, czapkę, kapelusz, dw oje butów i do tego jeszcze k o rco w e , co rocznie wyniesie wię. cój niż 150 złr. — K arbow nik jest prze­ cież prosty ch łop bez ośw iecenia, pilnuje tylko gum na, żeby gęsi szkody nie robiły i płotów pańskich strzeże. Chodzi p o gu­ mnie, w ykrzyk u je, w ygw izduje, b o głowę ma lekką. A w y byście chcieli, żeby u nas b y ł nauczyciel za 50 złr. ? — O , to być nie m oże! — T e n nauczyciel, któremu my nasze dzieci oddajem y w op iek ę, aby je oświócał i kształcił na przyszłych obywateli, wart w ię ce j, niż karbownik. A lb o weźmy na ten przykład sługę w urzędzie, co pa- pióry roznosi i w piecu pali, a ma 300 złr.

(25)

-ocznie i mundur. A m y chcem y nauczy­ ł a za 50 zlr.? — T o w styd ! N auczyciel Die może źyd w nędzy i poniżeniu. T rzeba

jj,u dad tyle, żeby miał z czego źyd z żoną j dziećmi swojem i, żeby się nie turbował

0 codzienny chtób. ale żeby siedział nad książkami, żeby nauki zawsze nabiórał, 1 żeby nad naszemi dziećmi zawsze rozm y- gliwał. — C h oćbyśm y na to m ówiąc, dostali nauczyciela z wielką nauką, to m iędzy nami z biódy zgłupieje. A możernyż do tego d o ­ puścić? N ie! — A żeby się nauczyciel u nas jako tako utrzymał, to mu trzeba dać naj­ mniej1 3 00 złr. pensyi, mieszkanie, opał, ogród i ze dwa morgi pola w miejskich łanach. — 300 złr. nie jesteśm y w stanie płacić; dajm y tymczasem 200 złr., a m oże wysoki Rząd albo sejm ze 100 złr. dołoży.

T ak się tóź stało, ja k ów mieszczanin mówił, i mamy teraz nauczyciela, co dba o nasze dzieci, b o i m y o niego dbamy.

(26)

1V

II

Wypłata pensy i nauczycielowi.

Gdzie jest kasa gromadzka, tam ma na. uczyciel pobierać pensyję za kwitem.

Gdzie zaś kasy nie m a, tam ją trzeba utworzyć. Biedna to i niegospodarna gr0. m ada, która nie ma ch oćby 50 złr. leżą­ cych. Przytrafiają się w grom adzie różne kary pieniężne, gdzieniegdzie jakaś obliga- cyja — zresztą trzeba raz założyć kasę szkolną i zawsze po kilka centów dokła­ dać z numeru, żeby się zbićrało dla dobra og ó ln e g o , jakim jest szkoła. Pieniądze dla nauczyciela m ożna także przy podatku, czy to półrocznie, czy kwartalnie w ybićrać, nie zaś w ysyłać przysiężn ych , żeby po chału­ pach chodzili i wołali za oknam i: Pienią­ dze na nauczyciela!

Jeżeli kto nie chce p ła cić, to dozorca szkolny ma się postarać o egzekucyją w urzę­ dzie pow iatow ym .

(27)

Czy tak lub ow ak, to się pow inien sta­ jać naczelnik gm iny, ażeby nauczyciel p en ­ s ją miesięcznie od niego odbierał i w ksią­ żeczce kw itow ał; nie zaś, żeby miał na ten opracow any grosz kwartał, p ół roku albo | rok czekać, lub tśź kapaniną odbiórać.

Nieregularne wypłacanie nauczycielowi jest największą krzywdą, jaką mu grom ada wyrządza. Bo jakże on będzie dzieci uczył, jeżeli jest g łod n y , a tego centa, z którego żyje, nie m oże się doczekać! — Bierze na kredyt, co m oże i gdzie m oże, a więc się zadłuża. G d y zaś na termin długu nie odda, to na przyszłość kredyt straci. A cóż ten człowiek wart, co i kredytu nie m a ? N ic! On ju ż najuboższy na św ie cie ! Ż y je w nę­ dzy i poniżeniu.

(28)

Kto może być nauczycielem.

N auczycielem może b y ć tylko ten czł0. w ie k , który ma do tego potrzebne uzdol- nienie.

1. Ma u koń czyć najmniśj 4 klasy tak zwane normalne i 2 klasy realne, albo 4

klasy gimnazyjalne.

2. Potćm ma u k oń czy ć dwu- lub trzy­ letni kurs preparandy, t. j. tąką szkołę, w którój uczą rzeczy potrzebnych do stanu nauczy ci elskiego.

Nieraz się i tak przytrafia, źe młodzik ukoń czył tylko 4tą klasę normalną i kurs preparandy, albo tśź i na przeparandę nie ch od zi, tylko od jak iegoś uczonego czło­ wieka w yu czy się tych rzeczy , co na pre- parandzie uczą, albo sam przez pracę i pil­ n ość wielką dojdzie z papierów i książek do tego, czego mu do zawodu nauczyciel­ skiego potrzeba, lub tóź przy jakiój szkole praktykuje, t. j. przysłuchuje się, ja k to

(29)

jjjoi u czą; to taki zda tylko egzamin z pre- parandy i ju ż może b y ć nauczycielem.

Najważniejszym więc je st, ażeby ten, co ma b y ć nauczycielem, zdał egzamin z pre- parandy, a to dla t e g o , bo przy takim egzaminie w ypytują g o n a . różne sposoby, co on um ić i czy potrafi dzieci u cz y ć? Słu- chują g o przy tym egzaminie z pedadogiki i metodyki.

Co to jest pedagogika?

Pedagogika jest to słow o g r e c k ie , a na polskie znaczy taką naukę, która opisuje, jak dzieci prowadzić, t. j. ja k je w y ch ow y ­ wać czyli kształcić cieleśnie i duchowo.

Co jest m etodyka?

Metodyka jest to także słow o greckie, a na polskie znaczy taką naukę, która op i­ suje, ja k u czyć dzieci różnych rzeczy.

A żeby b y ć nauczycielem , nie trzeba k o ­ niecznie wielkich nauk, ale trzeba dobrze umieć, czego się ma dzieci w szkole uczyć, i powtóre trzeba rozum ieć pedagogikę i m e­ todykę.

(30)

Trafiło się już nie raz, źe ten, co małe szkoły ukończył, b y ł lepszym nauczyciele^ ^ niżeli ten, co wielkie szkoły ukończył, bo;

Nie je d e n , który chodził do wielkiej szkół, ale tak tylko z roku na rok spycha} i mało nauki brał sobie do g łow y , a p0. tein, gd y został nauczycielem , m yślał sobie tak: E j, co to znaczy! Ja takie wielkie szkoły u k oń czy ł, więc nie potrzebuję się niczego więcej u czyć i tak m ogę b y ć na­ uczycielem na wsi.

Nie jeden znowu, co małe szkoły ukoń­ czył, ale całe swoje życie trawił nad książ­ kami , brał sobie naukę do g ło w y , rozwa­ żał wszystko i przem yśliwał nad każdą, na­ uką , to pokazał św iatu, źe nie wielkie szkoły czynią człow ieka zdolnym nauczy­ cielem , ale praca i nauka nieustająca.

G dy będziecie mieli we wsi nauczyciela, co to wielkie szkoły p o k o ń cz y ł, ale juź źadnćj książki do ręki nie weźmie, ani tćź z uczonym i ludźmi się nie wdaje, to wiedz­ cie, źe on codzień głu p szy, a choćbyście mieli takiego, co to małe szkoły ukończył,

(31)

9]e jest ciekawy do książek i różnych pism, c0 choć godzinkę codzień nad książką p o ­

siedzi i z uczonym i ludźmi ob cow a ć lubi,

t0 w iedzcie, źe takiemu człow iekow i c o ­

dzień nauki przybyw a; on staje się codzień

lepszym i rozumniejszym.

3. K to chce więc b y ć nauczycielem, p o ­ winien w iedzieć d osk on a le, co i ja k ma nczyć; powinien wszystko umieć, a osobli­ wie powinien dzieci kochać i b y ć cićr- pliwym.

V I

Czy nauczyciel może być organistą.

Różnie o tóm ludzie gadają. Jedni mówią, źe może b y ć organistą a drudzy mówią, źe uie może być. Ja powiadam, źe na­ uczyciel m oże b y ć organistą, ale nie p o ­ wiem, źe wszędzie i zawsze. — Nad tem trzeba się zastanowić.

Jeżeli gdzie jest parafija w ielka, to o r­ ganista ma wiele do zatrudnienia przy k o ­

(32)

ściele i szkołę zaniedbuje, a w ięc juź )ije jest nauczycielem , lecz organistą.

Gdzie zaś jest parafija mniejsza i nau. czyciel pójdzie tylko na organach zagraj a do zakrystyi i do śpiewania na pogrze. bach będzie miał ks. pleban śpiewaka, „kan. tora,“ to w takićm miejscu m oże b y ć na- uczyciel organistą. — N auczyciel gdyby chodził za pogrzebam i, procesyjam i, gdyby po kościele i zakrystyi sprzątał, dzwoni! lub nosił książki i kropidło, to znaczyłoby że on jest sługą, a wtenczas nie miałby poważania m iędzy ludźmi.

T aki n au czyciel, k tóryby b y ł organistą tylko od organów , to szkoły n igdy nie za­ niedba. B o na to m ówiąc, msza św. odpra­ wia się przed 8mą godziną, w ięc nauczy­ ciel ma czas. A lb o z dziećm i pójdzie do k ościoła, albo sam na p ół godzinki, i juź cały dzień nie ma w kościele nic do czy­ nienia.

W takich w ioskach, gdzie lud nie jest w stanie zapłacić nauczycielow i ch oć 250 złr., toby dobrze było, g d y b y b y ł

(33)

organi-i morgani-iał za to z 50 złr., a b y ło b y lźój fla gromadę. Śpiewak kościelny „k a n tor“ ,

0iógłby mied wtenczas wszystkie inne d o­

chody-W tóm miejscu m ożem y zastósowad to przysłowie: K ażd y orze, jak m o że ; to zna- czy, źe każdy człow iek daje sobie radę w e­ dług sił swoich. Jeden śpi w puchach, drugi na prostój słom ie, trzeci na gołój ziemi, ale w szyscy trzój śpią i snem się krzepią — tak tóź i m y jesteśm y z nauką. Jedne mia­ sta mają p o trzech i cztórech nauczycieli, inne mają po dwóch, albo jed n eg o osobne­ go; ale u was w T urbi m oże byd nauczy­ ciel i organistą, b o tu idzie tylko o to, aby się wasze dzieci czegoś nauczyły, a w y nie jesteście w stanie osobn ego nauczy­ ciela utrzymać.

Otóż bierzcie się do nauki . i na taki sposób, nie czekajcie aż lepszych czasów, kiedy będziecie w stanie osobn ego nauczy­ ciela utrzymad. W naszym kraju najpiór- wćj trzeba nauki, a potóm będzie nam w e wszystkiśm lepićj, niżeli teraz. P rzy końcu

(34)

tego i to wam p o w ie m , źe nie organisty m oże b y ć nauczycielem, ale nauczyciel nioże b y ć organistą; to się ma tak rozum ieć, £e on musi b y ć uzdolniony na nauczyciel^ a na organach m oże tak tylko przy tem gryw ać.

Czy mogą dwie wioski mieć wspólną szkołę.

Dla tego więc, źe u nas są niektóre gro­ mady tak ubogie, źe nie są w stanie same utrzym ać szkoły i nauczyciela, to dobrzeby b y ło , g d y b y dwie wsie m iały wspólną szkołę. A le to się nie da wszędzie zrobić. B o g d y b y dw ie grom ady założyły szkołę, opłacały nauczyciela — i wszelkie koszta wspólnie p o n o s iły , a g d y b y z tych dwóch grom ad tylko jedn a posyłała dzieci do szkoły a druga n ie , to na n i c ; b o za có ź b y ta druga grom ada płaciła

(35)

I>wie grom ady tylko wtenczas m ogą mieć wspólną szkołę, jeżeli jedna od drugiśj jest njedaleko, np. ćw ierć mili.

P o Radom yskiój parafii należą 2 wsie: ^abno i N ow in y — Żabniaki i Nowiniaki zazdrościli R adom yślakom , źe t6 ż to R ado- ujyskie dzieci śpiśwają w kościele i modlą g|ę z k sią żk i, źe umieją pisać listy i źe mieszczanie nawet gazety czytują, dla tego

tóż te dwie wsie chciały się przyłączyć do Radomyskiój szkoły. N ow iny są od R ado­ myśla p ó ł mili i to za lasem. Jakże więc małe dzieci tak daleko i to przez las p o ­ syłać? — N a nic! Ale Zabniaki wygrali, bo do Radom yśla tylko ćw ierć milki p o ­ lem. — D ołożyli 50 złr. do naszśj szkoły i dzieci swoje posyłali.

W lecie szły dzieci śpiewając z Żabna do R a d om y śla , a w zimie po g ru d zie , to ich zawsze ktoś odprowadzał. G dy zaś były wielkie m rozy i śniegi, to tak w Ż a ­ bnie ui-ządzili, źe codzień o 9 godzinie ra­ no w yjechało troje lub czw oro s a n i, brali po kilkoro dzieci na sanki i odw ozili do

(36)

s z k o ły ; o 4 po południu znowu sanie p0. syłałi po nie. Przez południe zostawały te dzieci w szk ole, i zjadło sobie każde obiadek, jaki m iało w kieszeni lub w chu. steczce.

B yło tak ze 3 lata. W y u czy ło się dużo dzieci w R adom yskiśj szkole m ałym kosz- tem, i teraz k obiśty nawet w Żabnie czy. tają i piszą listy, gdzie tylko potrzeba. Ale jak to w szęd zie, tak i w Żabnie znaleźli się m ędrkow ie, co gadali: Na co m y ma­ m y R adom yślakom szkołę op ła ca ć? Postaw­ m y szkołę dla siebie we wsi, a nie będzie fatygi z tą jazdą do Radom yśla.

Oderwali się od naszej szk oły, i u sie­ bie także nie mają — a W y K asprze osą­ dzicie teraz W aszym rozumem, ja k jest le- piój: C zy b y ć uczonym z k łop otem , czy nieośw iśconym w w y g o d zie ?

(37)

Czego się mają dzieci w szkole uczyć.

W szkole miejskiej lub wiejskiej mają się dzieci uczyd w ogóln ości tego wszyst­ kiego, co im późn iśj, g d y do szkoły prze­ staną chodzid, w życiu obywatelskióm bę­ dzie potrzebne; lub też! g d y b y poszły do wyższych s z k ó ł, żeby b y ły należycie do dalszej nauki przygotowane.

W szczególności mają się uczyd: 1. Religii:

Nauka o B ogu i świętej chrześcijańskiej kat. religii jest człow iekow i najpotrzebniej­ szą. — Nauka religii uczy nas poznawać Stwórcę i wiedzie nas do t e g o , ja k mamy kochad B oga i bliźn iego, ja k m am y wieśd żywot chrześcijański i duszę zbaw ić po śmierci doczesnej.

2. Historyi biblijnej;:

H istoryja biblijna starego testamentu opisuje nam wszystko, co B ó g zdziałał dla

(38)

rodzaju ludzkiego od początku świata ^ do Chrystusa.

H istoryja biblijna now ego testamentu opj. suje nam żyw ot Jezusa Chrystusa i czy^y A postołów .

H istoryi starego testamentu uczą się na­ wet Ż yd zi i T u rcy ; zaś historyja nowego testamentu ob ch od zi tylko nas chrzęści- janów .

3. Czytania:

Czytanie jest nauką najpotrzebniejszą, K to czytać nie um ió, nie potrafi dobrze m yśleć; dlatego ch oć gdzie o czćm ś usły. szy, to w szystkiego dobrze nie zrozumie, a ch oćb y i zrozum iał, to znow u nie spa­ mięta. — K to zaś umió czytać, w yuczy się w szystkiego i będzie w iedział, co się na całym świecie dzieje. Na przykład: Gazety i różne książki drukują w K ra k ow ie, we L w ow ie i w innych dużych miastach. Otże' co tam uczeni ludzie m yślą, to napiszą i każą w gazetach w ydrukow ać, a za parę dni i m y ju ź je w Radom yślu czytamy

(39)

j d ow iad u jm y się, co się gdzie dzieje, albo

^ gdzie co m ów i dla naszego pożytku j0b zabawy. Czytanie w ięc jest jed y n ą d ro ­ gą do wszelkiej nauki. L ecz i czytanie czy- jgjjju nierówne. Grdyby się u czy ły dzieci szkole tak czytad, żeby tylko słow a w y ­ mawiały, a tych słów nie rozum iały i sen­ su nie w iedziały, to takie czytanie b y ło b y Ba nic. N auczyciel musi nauczyd dzieci cz y ­ tać tak, żeby każde słów ko rozum iały i żeby g[ę nawet w szystkiego dom yślać umiały. Dopiero takie czytanie rozumne i ze zasta­ nowieniem prowadzi do nauki prawdziwej. Kto się więc nauczył rozumnie i m yśląco

yf szkole czy ta c, ten potóm każdą książkę czy gazetę zrozum iś, i będzie miał z tego pożytek nieoszacowany.

Otóż przekonywacie się z tego, com p o ­ wiedział, źe g d y człow iek czyta w książce o jakiójś rzeczy, to się o tój rzeczy dow ia­ duje. Są tóź książki różne i o rozm aitych rzeczach, np. są książki dla księży, dla d ok ­ torów, dla nauczycieli, dla sędziów, dla in­ żynierów, dla rzemieślników i dla rolników,

(40)

a ten w nich czyta, co o tśm lub o ow^n, chce wiedzieć. W szkolnych książkach, ^ których dzieci czytają, musi b y ć z różnym nauk potrosze; dla tego szkolna czytań^ jest najważniejsza, bo w nić) są przeróżne dla dzieci ciekawe i potrzebne wiadomości. C o ma b y ć w szkolnych książkach, to te- g ob ym tutaj ze wszystkiem nie spisał, ale wam tak w krótkości napiszę, żebyście tćż ch oć cokolw iek wiedzieli.

W szkolnej książce do czytania (w czy. tance), są różne piękne opowiadania i przy­ k ła d y , żeby dziecko brało z nich naukę; dalćj są opowiadania z jeografii, historyi naturalnej, z fiz y k i, z historyi narodowej, z agronom ii i z gramatyki.

C o to jest jeografija?

Jeografija jest to słow o greckie a na pol­ skie znaczy taką naukę, która opisuje zie­ mię, kraje i m orza — różne ludy, jakie są na ziemi i gdzie m ieszkają, nawet poucza o słońcu, księżycu i gwiazdach.

K to jeografiję umiś, ten w ió, gdzie jaka część świata, gdzie lądy, morza, góry, rzćki,

(41)

jaSy, miasta i wsie. W ić nawet, ja k jest za

piorzami, chód tam nigdy nie był, ani m oże

nie będzie.

Nasi Radom yślacy chodzą na flis aź do (Jdańska nad morze Bałtyckie. Dawnićj, gdy zobaczyli m orze, to m yśleli, źe tam juź koniec świata, a teraz wiedzą z ksią­ żek, jakie za morzem są kraje, ja cy ludzie i jak oni tam żyją.

Co to jest historyja naturalna?

Historyja naturalna jest to taka nauka, która opisuje wszystko, co Pan B ó g stwo­ rzył. Opisuje ludzi, zwiórzęta różn e, jakie tylko żyją na ziemi, w ziem i, w wodzie, w powietrzu; opisuje wszelkie rośliny, krusz­ ce, k op alin y, t. j. rozmaite kamienie, sole, węgle i t. d. — słowem w szy stk o, co jest na ziemi i w ziemi. K to się uczy historyi naturalnój, ten poznaje B oga w je g o nie­ zliczonych dziełach i korzy się przed Nim, jako Stwórcą i Ojcem naszym. K to się zaś historyi naturalnćj nie uczył, ten myśli, źe tylko te stworzenia są na św iecie, które on widzi.

(42)

Co to jest fizyka?

F izyka jest to słow o greckie a na skie oznacza taką naukę, która nas poucj. 0 własnościach rozlicznych rzeczy czy]; ciał znajdujących się we wszechświecie czyli przyrodzie. U m iejąc fizykę, dowie82

się o własnościach powietrza, w ody, ognia 1 innych ciał stw orzonych, a w ięc łacno wytłom aczysz sobie różne zjawiska, na któ- re patrzysz codziennie — a przez to wy. śmiejesz nie jed en zabobon i głupią wróż­ b ę , jaką ludzie ciemni do tego lub owego zjawiska przywiązują. Z a pom ocą fizyki poznasz ja k ten świat dziwnie urządzony, i jaki to ład wszędzie i we wszystkićm; poznasz naturalne przyczyny a nie sprawy szatańskie, ja k sobie nie jed en baje. Nie pow ićsz p otćm , źe tęcza pije w odę, a kie­ dy w icher, źe djabeł tańczy, źe błędne światełka, są to pokutujące dusze i t. p.

C o to jest historyja narodow a?

Historyja narodowa jest to nauka o na­ szych przodkach polakach, t. j. o narodzie polskim i o je g o królach, ja k oni żyli.

(43)

t Jjim prowadzili w ojny i o co, jakie mieli prawa, zw yczaje i obyczaje; co zrobili złe­ go a co dobrego.

Jak dobry syn rad wiedzied o swoim

0jcu, dziadku i pradziadku, ja cy tóż to oni byli, tak t ć ż i d obry obyw atel rad w ie­ dzieć o swoim narodzie i przeszłości je g o .

Co to jest agronom ija?

Agronom ija jest to słow o greckie a na polskie znaczy naukę o rolnictwie, sado­ wnictwie, pszczelnictwie, gospodarstwie i td. Nauka ta bardzo u nas potrzebna, b o na­ sza ziemia ma w sobie wielkie skarby i więcśjby nam wydawała, gd yb yśm y w niój lepiej robili. A gd ybyśm y się do tego tru­ dnili sadownictwem i pszczelnictwem , ileby to majątku p rz y b y ło ?

Co to jest gram atyka?

Gramatyka jest to słow o greckie a na polskie oznacza naukę dobrego mówienia, porządnego myślenia i należytego pisania. Nauka należytego pisania zow ie się także po grecku ortografiją. N iech się dzieci uczą gramatyki i ortografii, ażeby słow a dobrze

(44)

w ym aw iały i takowe należycie pisały. 1 ta nauka potrzebna,’ poznam y na tym pr2y kładzie:

G d y napiszem y słow a: B óg, buk, Bug^ w m owie brzmią te słowa n iby jednakowo ale w piśmie każde z nich co innego zna- czy. Pierwsze oznacza B og a , drugie ozna- cza drzewo, a trzecie oznacza rzśkę na Rusi Otóż w m owie te trzy słowa do siebie po. dobne, ale w piśmie niepodobne. Litera b jest we wszystkich trzech słow ach na po. czątku. W pierwszym słowie po b stoi óg, w drugiśm słowie po b stoi uk, a w trze- cićm słowie po b stoi ug. W idzim y więc, źe jest wielka różnica w znaczeniu i pisa­ niu tych słów, chód w m owie n iby wszyst­ kie brzmią jednakow o. A że b y podobnych i innych błędów w m owie i pisaniu uni­ knąć, trzeba umieć gramatykę.

4. Pisania:

Jak czytanie, tak tśź i pisanie jest nau­ ką najpotrzebniejszą. Ja na ten przykład, co dziś piszę w Radom yślu, to wam jutro poślę do T u rb i, a w y ja k tylko

(45)

popatrzy-cje na m oje pismo, to zaraz będziecie w ie­ dzieli wszystko tak, jak bym ja sam na głos

was m ów ił. — Macie np. bi'ata w A m e­ ryce, tak daleko za morzem, napiszecie do n ie g o, a on biódak dowie się od was

0 wszystkiem. W asze pisanie pobudzi go Jo smutku i radości, b o jak wasze pismo będzie czytał, to tak, ja k by 'wasz głos słyszał.

Grdy się dzieci zaczną w szkole uczyć czytać, to niech się i pisać uczą od razu, Juźcić to początkowe pisanie będzie brzyd­ kie, ale niech będzie jakiebądź. Późniój mają się dzieci wprawiać w piękne pisanie. Pię­ kne pisanie nazywają u nas po grecku ka- ligrafiją. D o pisania dobrze jest używać piór stalowych i wprawiać się w pisanie bez linij, na sposób amerykański.

N iedosyć na tóm , aby się dzieci nau­ czyły pisać ortograficznie i kaligraficznie, ale pow inny się jeszcze nauczyć stylistyki.

Co jest stylistyka?

Stylistyka jest to słow o łacińskie a na polskie oznacza n a u k ę, żeby t o , co

(46)

czło-wiek m yśli, zrozumiale napisał, t. j. żeby pism o b y ło do sensu. P od łu g stylistyki na- I

uczyć się m ogą dzieci pisania listów, testa. mentów , rew ersów , k on traktów , kwitów cesyj, próśb do urzędów i innych potrzeb­ n ych rzeczy.

5. Rachunków:

Rachunki są każdemu potrzebne, tak bo­ gaczow i, ja k o tóź i biśdakowi. K to ma du­ ż o , potrzebuje dużych rachunków ; kto ma mnićj, potrzebuje mniejszych. D o s y ć na tem, źe rachunki codzień są każdemu potrzebne, a kto ich nie umió, ten się da łatwo oszu­ kać. Przez rachunki wyrabia się także myślenie.

6. Rysunków:

Rysunki są potrzebne, i dzieci się ich z wielką chęcią uczą. Jesteście np. w ja- kiómś miejscu, daleko od waszój wsi, i tam zobaczycie now om odn y pług. P od ob a ł wam się, bo dobry i zgrabny, w ięc chcielibyście i w y m ieć taki. Cóź tu ro b ić? — Pienię­ dzy nie m acie, żeby tam sobie taki kupić, a choćbyście i kupili, to gdzież g o tak

(47)

dale-jjo wlóc ? Jeżeli umiście rysow ać, to o d - rysu jecie i opiszecie g o na kawałeczku pa- pióru, a podług tego rysunku i opisu da­ cie zrobić do kowala i stelmacha w waszćj Wgi. I różne rzeczy tak samo. — Przez rysunki wyrabia się lepszy gust i człow iek potórn lubi kształtniejsze i piękniejsze rzeczy.

7. Śpiewu:

Czy jest kto na świecie, co b y nie lubiał śpiówu? Jaka to piękna rzecz um ieć śpie­ wać w kościele nabożnie, lub tóż i w do­ mu, albo podczas jakiśj zabaw y coś w eso­ łego! D zieci w szkole niech się uczą nie tylko pieśni n a bożn ych , ale i światowych. W szkole trzeba w esołości, b o nauka łe- piój pójdzie. W którśj szkole nie śpiśwają, to tam bardzo smutno. Jabym do takićj szkoły nie chodził, gdzie dzieci siedzą jak mruki. U ciekłbym zaraz. Przez pieśni od ­ wiodą się dzieci od nie jed n śj brzydkiej myśli i uczynku, i dusza u nich pięknieje.

(48)

Jakie przybory są do nauki potrzebne.

W szkole do nauki potrzebne są nastę­ pujące p rz y b o ry :

1) Książki dla dziatwy szkolnój.

2) Książki dla nauczyciela, żeby zawsze co n ow ego w yczytał, i przez to żeby sie­ bie i dzieci kształcił. Niemniśj potrzebne jest dla nauczyciela pism o ta k ie , niby ga­ zeta szkolna, co o szkole i o nauce opi­ suje.

3) D w ie w ielkie, czarne tablice. Jedna drewniana, a druga płócienna lakierowana z czerwonem i linijami. T ablice potrzebne są do pisania, rysowania i rachowania.

4) A becadło tak zwane ruchome, co jest każda litera osobn o wydrukowana. Takie abecadło potrzebne jest do nauki czytania.

5) Elementarze ścienne. — Są to na ar­ kuszach drukowane litery i słow a, a po­ trzebne do nauki czytania.

(49)

7) W zorki do rysowania.

g) K sięga z obrazami m alowanem i, co przedstawiają różne zwierzęta, rośliny, na­ rzędzia i t. d.

9 ) L iczydło, 1j. 100 gałek na 10 drutach. 10) G lo b u s , t. j. wielka kula z papiśru jab drzewa oblepiona papierem. Ona przed­ stawia nam kształt ziemi, i są na nićj od ­ malowane części świata, lądy i morza.

11) Map kilka, t. j. takich papiórów, na których są odrysow ane pojedyncze części świata, kraje, miasta, wsie, góry, rzćki itd.

12) Barometr. Jest to słow o greckie, a na polskie oznacza narzędzie służące do mierzenia stanu powietrza, czy powietrze jest ciężkie lub lekkie, suche lub wilgotne. Na barometrze poznajem y odmianę pow ie­ trza, czy ma b y ć słota lub pogoda. B aro­ metr zowią po polsku ciężkomierzem.

13) Term om etr. Także słow o greckie, a na polskie oznacza narzędzie służące do mierzenia stanu powietrza, czy powietrze jest ciepłe lub zimne. Term om etr zowią

(50)

14) Miary i wagi.

15) Z b io ry monet, które są w obiegu. 16) P róbki kolorów wszelkich.

17) Z b iorek kopalin, tj. różne sole, ka- mienie i kruszce, ja k o tóź zbiorek różnych roślin z listkami, kwiatami i korzeniami.

18) Papiśr, ołów ki, pióra, atrament, krś- da i gąbka.

X .

Rozkład godzin naukowych.

T a k w miasteczkach, ja k o tóź i p o wsiach jest ten zw yczaj, że dzieci chodzą do szko­ ły dwa razy na dzień, tj. od godzin y 8 do 11, i od 2 do 4.

W w iększych miastach, gdzie jest szkoła taka, co każda klasa ma osobn ego nauczy­ ciela to tak jest d obrze; ale na wsi lub m iasteczku, gdzie jest tylko jeden nauczy­ ciel, a uczniów jest ze 70, albo i nad 100, toby lepiój b y ło , g d y b y nauczyciel podzie­ lił te dzieci na dwa oddziały, i żeby się |

(51)

jeden oddział uczył rano półtrzecićj godzi- py, a drugi znów półtrzeciój godzin y po południu.

P ziecko zaczyna chodzid do szkoły po ukończeniu 6 roku i chodzi do 12. — T o dziecko, co chodzi piśrw szy r o k , uczy się

sam ych p oczątk ów ; to za ś, co drugi rok

chodzi, ju ż w ięcćj się u cz y , i tak co rok wyźój. Zm iarkujcież w ięc, jakże się m oże

uczyd to dziecko, co ls z y rok chodzi z tóm,

co już 5ty lub 6ty rok chodzi do s zk o ły ? Jeżeli dziecko chodzi pilnie rok w rok i dzień w dzień do szkoły, to każdego ro ­ ku do innój klasy należy. N auczyciel k aż­ dy pewnie sw oich uczniów dzieli ch o cb y na 3 lub 4 klasy. I ta k , jeżeli uczy 3cią lub 4tą klasę, to cóż będziz robiła lsza i druga? — G d y n. p. będzie u czył 3cią i 4tą klasę czytad, a l ś j i 2ćj klasie każe pisad, to on tylko 3ciój i 4tój dopilnuje, a lsza i 2ga będzie babrała na papiórze ni to, ni ow o. T o na nic taka nauka; to tylko gmatwanina — n iby nauka, a to męka i strata czasu. Zebrad razem z 80

(52)

dzieci lub więcej z różnych klas, to nauk* przepadnie. — T am będzie szm ćr a może i krzyk — a chcąc u czyć starsze, a młod­ szym kazać cicho siedzieć, to lepićj je wy. pu ścić, niech biegają po świecie. Grzech dzieci m ęczyć, b o taka męka ciału i duszy szkodzi. — Nie jeden pow iada, źe gdy dziecko tylko raz na dzień pójdzie do szko­ ł y , to się m ało nauczy, lepićj niech dwa razy idzie. A ja znowu p o w ie m , źe więcój się nauczy dziecko w jedn ćj godzinie w spo­ k oju , niż ja k b y m iało 5 godzin dziennie siedzieć w hałasie i bezczynnie ja k na tor­ turach.

X I .

Czy może nauczyciel codzień każdego ucznia lekcy i wysłuchać? — Jak się

w szkole uczą ?

1) K to do szkoły nie chodził, ten myśli, źe nauczyciel m oże codzień każdego ucznia

(53)

lekcyi wypyta ć. K to chodził do szkoły, ten że to jest rzeczą niepodobną.

G dyby w szkole b y ło tylko 10 uczniów, t0by m óg ł nauczyciel z każdym osobn o chwilkę pogadać. A le jóźeli ich jest 40,

50, 60 lub więcćj, to żadną miarą nie m oże każdego, z osob n a lekcyi w ysłu ch ać, b o nie w ystarczy na to czasu.

Szkoła trwa dziennie 5 godzin czyli 300 minut. Z tych 300 minut urywa nauczyciel po 5 minut z każdśj godzin y na w y p o ­ czynek, więc 25 minut dziennie. W tych 25 minutach mają się dzieci przejść na p o ­ dwórze lub coś zaśpiówać, żeby do dalszśj nauki nabrały siły. Zatóm do ścisłój na­ uki zostaje razem 275 minut dziennie. G d y b y nauczyciel chciał dla je d n e g o ucznia o s o ­ bno pośw ięcić 10 minut, to w ystarczy ty l­ ko na 27 uczniów. Przekonujecie się więc z tego, źe nauczyciel m oże tylko 27 ucz­ niów lekcyi przesłuchać.

G d yb y to w szkole uczyły się dzieci tyl­ ko czytać, toby m ógł nauczyciel z tych 27 z każdym osobno czytać. A le że w szkole

(54)

jak wiócie, uczą się i innych rzeczy, to się muszą razem uczyć. Czytać uczą się tak- Grdy nauczyciel czyta, to dzieci także w my­ śli z nim czytają, bo muszą sobie skazy, w ać na książce i uważać, a więc wszyscy z nim czytają, tylko on głośno, a one w niy. śli. T o znow u każe nauczyciel jednemu uczniowi czytać na g ło s , a drudzy za nim w m y śli, w ięc w szyscy naraz czytają, tyl­ ko jeden na głos a drudzy po cichu.

G d y nauczyciel tłom aczy jaką naukę na tablicy, to w szyscy patrzą, widzą i słyszą, co on do nich mówi. On się znow u wy- pytuje to teg o, to o w e g o , a drudzy uwa­ żają. W ięc g d y on się pyta je d n e g o , to tak, ja k b y się wszystkich pytał, a jak je­ den odpowiada, to tak, ja k b y w szyscy od­ powiadali.

Przy pisaniu: Nauczyciel rozda uczniom wzorki i każdy patrzy na ten w zorek, co ma przed oczym a i takie litery pisnę. Al­ bo nauczyciel napisze na tablicy litery lub słowa krćdą, uczniowie się temu przypa­ trują i takie litery piszą, a on tylko

(55)

mię-j zy nimi chodzi i dogląda, czy każdy do-

faZe siedzi, czy ma w szystko w porządku, pióro, atrament i t. d. — uważa na wszyst­ kich, pokazuje jak pisać i popraw ia, jeżeli ^óry źle siedzi lub pisze.

przy rachow aniu: N auczyciel różne p y ­ tania zadaje. Jeżeli uczeń um ić, to o d p o ­ wie, a ja k nie um ić, to g o nauczyciel d o ­ póty naprowadza i pom aga, aż uczeń w y ­

rachuje, a w szyscy muszą uważać.

Lecz W szkole uczą się nietylko czytać, pisać i rach ow ać, ale i innych um iejętno­ ści, przy których nauczyciel musi nieraz pól g od zin y , albo i dłuźój na kilka sposo­ bów opow iadać, a dzieci g o z uwagą mu­ szą słuchać i wszystko m iarkow ać, b o on się znowu w yp ytu je, chcąc się przekonać, czy dzieci wszystko zrozumiały. G d y nau­ czyciel m ów i, to do w szystkich, a gdy j e ­ den uczeń odpowiada, to tak znaczy, ja k b y wszyscy odpowiadali. W szkole pow inno więc b y ć słychać tylko jeden g ł o s ; albo nauczyciela sa m e g o , albo jed n ego ucznia. Jakby nauczyciel m ów ił i uczniowie z nim

(56)

razem, albo ja k b y kilku uczniów razem m<5. w iło , to taka nauka na nic się nie zda. T am tylko musi jed en m ów ić wyraźnie, głośn o, żeb y g o drudzy rozumieli.

N auczyciel nie m oże więc każdego ucznia codzień z osobna lekcyi w ypytać, ale tak sobie naukę rozłoży , żeby ch oć 3 razy na tydzień każdego pytał. G d y b y nauczyciel jed n eg o ucznia częściej pytał niż drugiego, to ten nauczyciel grzśszy. W tedy się to m oże przytrafić, jeżeli jeden uczeń jakiśjś nauki dobrze nie rozumió, lub nie ma wiel- kiśj ciek aw ości, albo szkołę często zanie­ d bu je, to takiego gorszego trzeba częściej pytać, niżeli lep szego, a to dla tego, żeby i ten m ierniejszy także się nauczył.

C o się tego tyczy, to nauczyciel ma na to przepisy i własne sum ienie, w ięc wiś, ja k ma co robić. Otóż chociaż nauczyciel nie każdego codziennie w ypytu je, to prze­ cież każdy korzysta, b o się razem z drugi­ mi u czy a uważać musi.

(57)

Czy trzeba dzieci regularnie do szkoły posyłać.

A żeby się dzieci w szkole czego nauczy- jy, to je trzeba do szkoły regularnie p osy ­ łać. O tóm przekonacie się z następującego zdarzenia:

Pewnego razu byłem u naszego p. nau­ czyciela. W tóm przychodzi do niego m ieszcz­ ka Tekla K ogucina, i tak m ów i d o niego: Proszę pana! co się to ma zn a czy ć? F i­ lipek Sobuniów chodzi dopiśro 3 lata do szkoły, a ju ż umió dobrze czytać, pisać i do m szy św. sługuje. Co się to on już obrazków n abrał! A mój W icu ś ju ż 4 lata chodzi i jeszcze na jedn ćj książce nie umtó, 0, panie! pan źle dzieci uczy. Grom ada postara się o innego, kiedy tak — m ów iła Kogucina ze złością.

Moja pani K o g u cin o , m ów i nauczyciel łagodnie, ja wam tu tę rzecz zaraz w ytło- maczę. D obrze się w yd arzyło, źe ot i są­

(58)

siad Skoczek tu p rzy szli, bo będą świ^, kiem tój rzeczy. Niechże pani K o g u cią ] usiędzie, a ja popatrzę w katalogi, gdzie codzień zapisuję, które dziecko kiedy w szkole b y ło, a które nie było.

N ajpiśrw dow iem y się o Filipku Sobuniu, Jest w katalogu zapisano, źe Filipek eho- dzi 3 lata do szkoły. R ok szkolny u nas trwa 10 miesięcy, t. j. od I g o września do I g o lipca. F ilipek tylko 27 razy w tych trzech latach nie b y ł w szkole z powodu słabości, a zresztą chodził regularnie i pil. nie się uczył.

Jest znowu w katalogu, źe Wincenty K o g u t przed 4ma laty zapisany do szkoły, ale on tu tylko w zimie czasami się poka­ zuje. Piórwszćj zim y nie b y ł w szkole 70 razy, drugiśj 58, trzeciej 65, czwartój zimy nie b y ł 73 razy, co razem w ynosi 266 dni. Teraz i to zm iarkujm y, źe W icuś oprócz tych 266 dni nie chodził nigdy do szkoły w ciepłych m iesiącach, więc ju ź przez to co rok p ół roku nie chodził. Otóż tak po- prawdzie pow ied zieć, źe wasz W icuś

(59)

cho-j ził tylko dwa roki, ale i w tych dw óch

latach nie b y ł w szkole 2 6 6 razy. Jakżeż

g0 mamy kłaść na równi z Filipkiem , któ­ ry chodzi dzień w dzień, a wasz W icuś się tylko czasem pokaże?

A przecież ja mu buty sprawiam i odzie­ nie i do szkoły go p o sy ła m , to powinien tak b y ć dobrym , ja k i Filipek. C zy to So- buńka co lepszego odem nie? I ja sobie g o ­ spodyni, m oże jeszcze lepsza, niż ona, m ó­ wiła K ogu cin a ze złością.

Ale nie gniewajcie się, pani K ogu cin o, mówił uauczyciel. Nam tu nie idzie o to, jakaście wy gospodyni i jaka Sobuńka. Nam idzie o Filipka i o W icusia. Ja m ó­ wię, źe Filipek chodzi pilnie do szkoły, a Wicuś nie chodzi. Słyszę tylko, jak mi tu nieraz ch łop cy mówili, źe W icuś na lo ­ dzie się u czy , a do szkoły się tylko kiedy niekiedy pojaw i; w lecie zaś na błoniu p a­ sie b y d ło i tam jego nauka, ale nie tu w szkole. Ja wam juź przecie m ówiłem , źe co jednćj zim y poduczył się cokolw iek, to przez lato zapomniał. Na drugą zimę zno­

(60)

wu zacząłem z nim na n o w o , a on zapomina przez lato, i tak co rok. Ż e b y i 50 lat cho. d ził, to ja k nie będzie chodził regularnie, to w szystko po próżnicy, a w y tu na mnie wygadujecie. Przecież ja wszystkich jedna, k ow o uczę.

A i ja to tak m iarkuję, odezwałem się do K ogu cin y. G dy dziecko tylko w zimie chodzi do szkoły i to nieregularnie, to taka nauka nie w yjdzie na pożytek.

W samśj rzeczy, m ów ił nauczyciel, żeby dziecko i nie miało nawet wielkićj cieka­ w ości i pam ięci, to się przez 6 lat konie­ cznie czegoś nauczy, jeżeli tylko regularnie do szkoły chodzi.

K ogucina odeszła zakłopotana. Zaraz Wi- cusia poczęła regularnie dzień w dzień w zi­ mie i w lecie do szkoły p osyła ć i za rok to ju ż W icuś o m ało się w nauce nie zmie­ rzył z Filipkiem.

(61)

Dzieci trzeba zawczasu ze szkołą oswajać.

Mój sąsiad, Jan K u rek, miał syn k a, co pju było Staś. B ył to chłopiec żwawy, a na­ wet i dokuczliw y. Matka miała z nim niem a­ ło kłopotu. P opychała g o nieraz, klęła i b i­ la, ale niczćm g o tak nie uspokoiła ja k szkołą. Poczekaj bębnie, mawiała; je n o p od ­ rośniesz, oddam cię do szkoły, a tam z cie­ bie skórę zdejmią. C hłopiec truchlał na wspomnienie szkoły i ze strachu chow ał się na piec. Jednego razu przyszedłem do Janowćj, a ona rzecze do m nie: Oj kumie, dobrze, żeście tu przyszli! W eźcien o tego chłopca do szkoły, niech tam z niego skó­ rę zdejmą, b o juź sobie rady z nim dać nie mogę. C hłopczyna zbladł i w okam gnie­ niu uciekł pod łóżko. W oła m : Stasiu! chodź- no do mnie, nie bój się!

(62)

Ż ebyście i cały dzień na niego woła,]; m ów i Janow a, to on tu nie wylezie, bo strasznie boi.

Ej ku m o! m ów ię — źle robicie, źe g0 szkołą straszycie. On potem będzie się ba} chodzie do szkoły.

T ak ci m oja, ta k ! rzekła Janowa. Żeby nie ta szkoła, toby on mi tu garnki wy. tłu kł, ale ja k g o postraszę, to się zaraz uciszy.

Pogadałem z Janową o swoim interesie i odszedłem . O chłopcu nic juź do nićj nie m ówiłem , bo to kobiśta była przemądra.

D rugi mój sąsiad K ow alik miał synka Michałka. Z bereźn y to b y ł chłopiec, bo jak mu b y ło 3 lata, to juź ciskał kamieniami za gołębiam i — ot zw yczajnie, ja k chło­ piec. D o K ow alika chodziłem często na po­ gadankę. A le źe tam trudno b y ło przyjść do słowa, b o K ow aliczka zaraz sw ego Mi­ chałka nadstawiała i chwaliła się, jaki to on m ądry, ja k umió p a ciorek , ja k umió 0 K ra k ow ie, o R acław icach, o Kościuszce, 1 B óg w ić, jakie w ierszyki, co b y nawet

(63)

gtary nie spamiętał. C hłopczyna zaraz za- cZyna szczebiotać, co umiał, a jak nie miał

ochoty, to g o matka bierze za rękę, głaszcze

jniów i: Nie wstydź się mój M ichałku! Kum nie będą się z ciebie śmiali, boś ty jeszcze mały. Grdy podrośniesz i pójdziesz do szko- }y? to się więcśj nauczysz pięknych rzeczy. Jlówże o K ilińskim , to ci dam książkę i pójdziesz do szkoły!

Jakci chłopiec nie zacznie szczebiotac, to mu tak szło, ja k na pytlu, a mnie aż łzy w oczach stanęły.

Dalej się chciała K ow aliczka swoim Mi­ chałkiem p op isyw ać, ale on m ów i: Mamo! obiecałaś mi dać książkę. Matka daje mu swoję książkę do modlenia, a chłopiec bie­ rze ją pod pachę, chodzi po izbie i m ówi: Mamo, patrzno! — ja idę do szkoły. Mój Boże! myślę sobie •— otóż to m atka, ale nie głupia Kurkowa. A le to jeszcze nie k o ­ niec , proszę posłuchać, co się dalśj stało. Może we 3 lata widywałem, jak te chło­ paki k oło moich okien z książkami do szkoły chodzili. Jednego razu, zeszedłszy

(64)

się z p. nauczycielem , zapytałem : Pros^ pana, jak się tćź tam uczą m oi mali są. sied zi: Staś K urek i Michałek K ow alik?

P. nauczyciel tak mi od p ow ied ział: jjjj, chałek K ow alik ? O, to zuch chłopak! Cho. dzi pilnie do szkoły i dobrze się uczy. Staś Kurek, to la d aco! — Mało kiedy sję do szkoły pokaże, a ch oć g o sprowadzą gw ałtem , to znowu ucieka. — C o mu się napochlebiam , daję o b ra zk i, gła szczę, ale on się tak trzęsie przedem ną, jak osika. On niby jak oś nie ma spełna rozum u, bo mi ch łopcy m ów ili, źe się ich wypyty. w a ł, czy mają skórę na sobie. — Oni się z niego śmieją, a on płacze i pow iada, źe ja z niego skórę zdejmę.

Jakem się o tóm głupstwie dowiedział, biorę g o do siebie i m ówię m u : Nie bój się Stasiu! Ja cię kocham tak jak i dru­ gich, a z n ikogo tu skóry nie zdejmuję. Na to chłopiec się trzęsie, płacze, prosi się na przechód, idzie i ucieka. Otźe tak zawsze, i trudno g o ugłaskać.

(65)

Oj, źal mi g o bardzo, m ówię do p. na- uczycida, tóm bardziój go żałuję, źe to -mat­ ka tego głupstwa narobiła, b o g o od ma- leńkości szkołą straszyła. K ow aliczka zaś gVVego Michałka do szkoły zachęcała, to tćź za to ma z niego pociechę.

X I V .

jak mają rodzice działać wspólnie z nau­ czycielem dla dobra swoich dzieci.

Niektórzy rodzice są tak nierozum ni, źe posyłają swe dzieci do szkoły ot tak tylko, aby się ich z dom u pozbyć. A le czyli się ich dzieci dobrze uczą, czy się dobrze spra­ wują, czy im nie potrzeba jakich rzeczy do nauki, to o to tacy rodzice się nie turbują i nauczyciela się nie spytają. D o tego ten przykład:

Antoni Szpak dał parę w ołów na wypas do Żabna. — C o niedziela p o nieszporach szedł popatrzeć, ja k się tóź tam te w o­ ły pasą, a zawczasu ju ż myślał, ile tśź zło ­

(66)

tych weźmie za nie na św. M ichał? Sprze, dał w oły d ob rze, a pióniądze schował do

skrzynki.

Miał on synka A dasia, co chodził ra- zem ze mną do szkoły. Adaś nie miał ni- g d y ani papióru ani p ió r ; czasem i do szkoły nie przyszedł. Nieraz w łecie prze- siedział w życie na polu, a w zimie na lo- dzie. N auczyciel nawet mnie samego raz p osłał, żebym Szpaka starego do szkoły zaprosił, ale ani Szpak ani Szpakowa nie przyszli. K ilka razy nauczyciel posyłał po nich, żeby się z nimi widzieć i pogadać co 0 Adasiu. Nikt się nie pokazał.

A le Adam ek, jak się kiedy pojawił w szko­ le, to zawsze miał pełne kieszenie lodowa­ tego cu k ru , m ig d a łów , różnych łakoci, 1 chłopcom rozdawał. Jednego razu zoba­ czyłem u niego 8 cw ancygierów białych.

A zkąd ty to m asz? zapytałem. Znalazłem p o d przyciesią odrzekł.

Ot masz je d n e g o , a nie gadaj nikomu o tóm.

(67)

jftedługom się cieszył tym cw ancygie- rei»i bo na drugi dzień w ypadł mi w szkole pod ławkę. N auczyciel usłyszał brzęk, za­ czął się w yp ytyw ać, jak i c o ? Pow iedzia­ ł a , źe cw ancygiera mam od Adamka gzpaka. Zaraz ch łopcy wygadali o tym cu- krze, m igdałach i scyzoryk ach , naw et, źe Adaś pił u arendarza w ódkę i fajkę pałił. Wypytywał się nauczyciel Adasia, zkąd on te pieniądze w ziął, ale Adaś co słow o, to tak łgał, źe się aź kurzyło.

Zapraszał nauczyciel starego Szpaka przez posłańców, to karteczki pisał, ale nigdy nie przyszedł. Sam nawet b y ł u niego, ale sta­ rego Szpaka nie zastał, bo był u w ołów w Żabnie, a Szpakowa się do kom ory skryła, b o nie była wystrojona.

Tak schodziło dzień ze dnia. Adaś do szkoły ju ź nie p rzych od ził, a rodzice je g o nic o tćm nie wiedzieli. D opióro po egza­ minie w ydało się w szy stk o , ja k Szpakowa napadła nauczyciela na ulicy i hańbiła go przy ludziach, źe jej Adaś nie dostał obrazka,

(68)

N auczyciel poszedł zm artwiony do doojh a ludzie g o żałow ali, źe g o tak niew in^ zhańbiła. Ż e b y tak na mnie padło, toby^ jć j b y ł dopiero pokazał! A le nasz nauczy, ciel taki d ob ry człow iek, źe się swój krzy^. d y nie upom niał. D opióro ks. proboszcz za. w ołał do siebie w ójta, dw óch obywatel; z miasta, Szpaków o b o je , kazał pójść do nauczyciela i przeprosić g o przy świadkach,

Ł adnie g o przeprosili, a on do nich tai przem ów ił: W asz Adam ek szkołę opuszcza, Ja tyle razy do was posyłałem i prosiłem żebyście do mnie przyszli, cob y śm y złemu zawczasu byli zaradzili. Przyn osił cwancy. giery do szk oły, a zkąd je b ra ł?

Szpakow a się rozpłakała i nic- nie mó­ wiła.

Ja w iem , m ów i nauczyciel dalśj, źe on te cw an cygiery ze skrzynki bierze. A i o to posyłałem do was i sam byłem , a z nikim się nie widziałem.

A b o to człek ma czas przy gospodar­ stwie? m ów ił Szpak.

(69)

To tśź dla tego, źe o gospodarstwie jfliętaeie, a o dzieciach nie, to taką ma- ^ z nich pociechę, a ja znoszę niewinnie o(j was ugryzki, m ów ił nauczyciel.

Co to! to prawdę pan m ów ią, rzekł jfójt. Jesteśmy tu sami swoi, b o i pan na­ uczyciel n a sz, to się m ój kumie Szpaku D;e gniewajcie, co wam powiem tutaj. Nic

0 waszego Adama nie dbacie.

A przecież ja g o chowam tak, jak i in­ ne matki, rzekła Szpakowa.

Wy g o nie ch ow acie, rzecze wójt. W y chowacie w oły i prosięta. C zy się w oły

Żabnie pasą, to idziecie co niedziela do nich; czy prosięta na n oc pozaganiane, to się o to turbujecie. A le gdzie A d a ś? Czy on w szkole, czy na lodzie, czy w kąpieli albo w cudzym sadzie, to o to nie dbacie. A siłam g o razy złapał w moim gołębn i­ ku, co m łode w ybierał?

Oj, to ja tóź na świecie taka nieszczę­ śliwa! płakała Szpakowa. T y lk o przyjdę do domu, to tę bestyją zabiję za mój wstyd

Cytaty

Powiązane dokumenty

Skoro tekst jest znakiem, który sk³ada siê ze znaków (znaków, dodajmy, ró¿nego charakteru: leksemów, fra- zeologizmów, idiomów, interpunkcji, przypisów, akapitów,

Wybierz się na Wschodni Szlak Rowerowy Green Velo, niespiesznie podążaj ku zielonym ostępom Puszczy Knyszyńskiej trasą z Białegostoku do Supraśla lub zbocz nieco z drogi i udaj

[r]

W rankingu Euro Health Consumer Index (EHCI) 2016, przygotowywanym co roku przez szwedzki think tank Health Consumer Powerhouse i oceniającym po- ziom ochrony zdrowia w

Woda błyszczy, cieszy, żywi, bawi, pokarm i wytchnienie daje Bez niej życie roślin, zwierząt niemożliwe się wydaje … Smutna zatem jest ta prawda, że nie dbamy zbytnio o to,

Użytkownicy Wymagania podstawowe Przebieg szlaku Zakończenie.. Jak nie zmarnować pieniędzy na

Oświadczam, że projekt przebudowy drogi powiatowej w miejscowości Aleksandrów gmina Jakubów został sporządzony zgodnie z obowiązującymi przepisami oraz

goroczną nagrodę Nobla za plonier»k,e teorie a aakresu badan nad zge- srezoną materia. w szczególności zaś nad ciekłym helem. Zarząd Głów- czobuta —