w a n ie jego ew olu cji technicznej w ścisłym pow iązaniu z szeroko pojętym pro cesem rozw oju gospodarki i p olityki m orskiej. W ierzę, że k ryteria takie znajdą uzasadnienie i potw ierdzenie w nowych m ateriałach i studiach” (s. 138). Z tej słusznej tezy w yn ik a jednak w łaśn ie postulat szerokiej w spółpracy z historykam i gospodarczym i i innym i specjalistam i.
Tom zam yka L ista w a żn ie jszy c h za b y tk ó w szk u tn ic tw a ska n d yn a w sk ieg o , od k r y ty c h w D anii, N o rw egii i S zw e cji, która obejm uje 95 p ozycji i jest dla czy telnika polskiego bardzo przydatna, podobnie jak następująca po niej B ibliografia <185 pozycji). N a końcu podano obszerne streszczenie w języku angielskim (ss. 157—163). I tu nasuw a się nieodparcie uwaga: o ileż w ięk szy b yłby pożytek, gdyby specjalistę obcego m ogło takie streszczenie naprow adzić na m ateriały o za b ytk ach szkutnictw a słow iańskiego. Sprawa jest przy tym niebłaha, bo np., n ie m ogąc doczekać się polskich opracowań, odpow iadających w spółczesn ym w ym a ganiom staw ianym pracom z zakresu historii tech n ik i szkutniczej, In stytu t E tno g r a fii (Institut für V olkskunde) Akadem ii Nauk N RD od kilk u lat obejm uje za sięgiem sw oich badań także nasze w ybrzeże aż po Z alew W iślany. In stytu t ten d yspon uje rozbudowaną i solidną pracownią, statk iem badaw czym i zespołem pracow ników (m. in. doc. W. Rudolph). P o utw orzeniu podobnej pracow ni u nas m o żliw a w ięc b yłaby efektyw n a współpraca, tem atyka bow iem w yb itn ie n ie n a d a je się dla sam otnych, choć pionierskich poczynań indyw idualnych.
H e rb ert W ilc ze w sk i
R yszard P a l a c z , A belard. „Wiedza Pow szech na”, W arszaw a 1966, ss. 192. Joseph P i e p e r, T om asz z A kw in u . Przełożyła z jęz. n iem ieckiego Z. W łod- • kow a. „Znak”, K raków 1966, ss. 152.
Mniej w ięcej w tym sam ym czasie — na początku iata 1966 r. — ukazały się dwie książki, które, chociaż p isane z diam etralnie różnych stanow isk i do
tyczą różnych postaci, prowokują do w spólnego om ówienia. Do porównań skłania p rzede w szystk im faikt, ż e ob ie pozycje stanow ią przyczynek do historii filozofii, 5 to filozofii średniowiecza. Jedna om awia życie i działalność filozofa wieiku X II — Piotra Abelard a; druga —* filozofa w iek u XI®I — św . Tom asza z Atowinu. Obie 'książki są kolejnym i tom ikam i serii o podobnie zakrojonej problem atyce. K siąż
ka o A belardzie w chodzi w skład serii „W iedzy Pow szech nej” M yśli i lu dzie; k siążk a o Tom aszu — w skład serii „Znaku” L u d zie i czasy. Trzeba jednak za
znaczyć, że seria „Wiedzy P ow szechnej” egzystu je już od k ilku la t i m a na sw oim koncie dwadzieścia parę pozycji, n iektóre naprawdę znakom ite, a seria „Znaku” istn ieje dopiero od niedaw na i poza Tom aszem z A kw in u w ydała na ra zie tylko dw ie książeczki: o św. A ugustynie i P a w le z Tarsu.
C iekawe, jak w w ypadku dwu om aw ianych książek uw ydatnia się w czysto form alnym układzie treści drobna, zdaw ałoby się, różnica w ty tu le serii. W książ ce R. Palacza na plan pierw szy w ybija się istotn ie „m yśl”, czyli dzieło A belarda w ścisłym powiązaniu ze w spółczesnym i mu prądam i filozoficznym i. A belard jako człow iek — mimo szerokiego om ów ienia k olei jego życia — nakreślony jest dosyć papierowo. P rzeciw nie u J. Piepera. Zgodnie z tytu łem serii, na pierw szym m iejscu w idać p lastyczn ie postać św. Tom asza — n ie jego poglądy, ale jego sa m ego jako tw órcę tych poglądów. „Czasy”, w których żył i tw orzył Tom asz z A kw inu, ukazane są jako — w n ik liw ie zresztą scharakteryzow ane — tło jego działalności. Te dw a niejednakow e układy dają przykład różnicy m oże n iezbyt istotn ej, niem niej jednak w skazującej w ogólnych zarysach na odm ienny klimat, ob u pozycji. Rozbieżności będzie zresztą w ięcej.
136 R ecen zje
Książka R. Pąlacza skonstruow ana jest w ed łu g typow ego schem atu całej serii, a m ianow icie: czasy-życie-d zieło-w yb ór tękstów . K rótki i(lO-stronicówy) rozdział w stęp ny podaje zw ięzłą ch arakterystykę X II w . — stulecia, w którym ży ł i dzia ła ł Abelard. Autor n ie pom ija tu najw ażn iejszych m om entów ów czesnego życia ekonom icznego i kulturalnego, które przygotow ały w y stąp ien ie P iotra Abelarda. M ożna jed yn ie m ieć zastrzeżenia co do samej form y przekazu — chw ilam i tok m yślen ia autora zarysow any jest niew yraźnie. (Brakuje też w łasnego stano w isk a autora i w ykład odbiera się jako suchą, bezosobisitą relację. Najbar dziej m oże jest to uch w ytne na s. 9, gdzie R. Palacz om awia stosunek niektórych badaczy do zjaw iska zw anego „renesansem ” k ultury średniow iecznej. Samo na tom iast zakończenie rozdziału, w którym autor dokonuje przy pomocy cytatu z dzieła W. Tatarkiew icza podsum ow ania k lim atu epoki (s. 16), pozw ala czytel n ikow i p lastyczn ie uzm ysłow ić sobie, czym w h istorii filo zo fii b y ł w iek XII.
Obszerny rozdział om awiający N iedole P io tra A b ela rd a i H e lo izy (ss. 17—61) jest n iestety najsłabszy. W ielki dram at życiow y sław n ej pary w ym agałby chyba literackiego pióra. Jakże inaczej brzmi ta sam a treść w ujęciu E. G ilsona (H eloiza i A belard. Ś red n io w ieczn e p o czą tk i hum anizm u. W arszawa 1956) — szko da, że n ie ma tej pozycji w w yk azie lektury dodatkowej, um ieszczonym na koń cu książki — albo też w ujęciu H elen y W addel (A belard i H eloiza. W arszawa 1955). Żadnych w ątp liw ości n ie budzi natom iast rozdział trzeci, w którym R. P a lacz przedstaw ia dzieło Piotra Abelarda. Widać, że autor czuje się tu najsw obod niej i najłatw iej mu operować konkretnym m ateriałem tek stów filozoficznych. Z tek stów tych w yłan ia się obraz twórczości A belarda na polu logik i i etyk i oraz jego stanow isko w obec relacji filozofia — teologia. Cennym zaś uzupełnieniem tego obrazu jest obszerny w ybór fragm entów pism Abelarda i innych w ypow iedzi, tym bardziej dla nas ważny, że — poza listam i H eloizy i A pologią Berengara — znajdują się tam fragm enty po raz pierw szy tłum aczone na język polsiki (tłum a czenia dokonał sam autor): w yjątk i z D ia le k tyk i, W<stęp do S ic e t Non oraz Dialog m ię d zy F ilozofem , Ż yd e m i C hrześcijaninem .
Reasum ując — książka R. Palacza jest w ażką i bardzo potrzebną pozycją. Jednakże, im poprawniejsza jest ona w zam ierzonej treści, tym w iększą irytację budzi bardzo niiestaranny styl szczegółow ego jej zredagowania. Od razu choćby p ierw sze zdania w stęp u (s. 7) budzą sprzeciw : jeżeli stw ierdza się, że nie zacho w a ły się żadne w izeru nk i Abelarda, to n ie m ożna szeregiem zdań następnych opisyw ać paru jego portretów. N ie jest to jednak efekt niekom petencji m eryto rycznej, lecz tylko nieodpow iedniego form ułow ania m yśli, nieprecyzyjnego języka. N iedopracow anie godzi, niestety, przede w szystk im w sam ego autora. W ydaw n ictw u zaś trzeba w ytknąć niedbałą korektę: tego typu przeoczenia, jak M ahom et i m ahom etanie przez „ch” (s. 51) czy „Chruch” zam iast Chureh (s. 190) — n ie po w in ny zdarzać się w podobnej książce.
Przejdźm y teraz' do pracy J. Piepera. L ogicznie zaplanow any układ rozdzia łó w (koleje życia Tom asza w p lecione w problem atykę stulecia) i piękny, soczysty język stanow ią w artościow ą oprawę w ykładu, który jednak w bardzo w ielu m iej scach budzi chęć ostrego starcia ze stanow iskiem autora. K siążka — będąc zbio rem w ykładów uniw ersyteckich — ma za zadanie „ukazać p ostaw ę intelektualną znam ionującą Tom asza jako Doktora com m unis chrześcijaństw a” (s. 5). Zdaniem autora, dzieło Tom asza w ynikało z potrzeb i w ym agań epoki i było odpowiedzią ną nie. Wiek X III bow iem — jak słusznie za F. Steenberghenem i E. Gilsonem powtarza J. Pieper — m im o że b ył złotym w iek iem scholastyki (a m oże w łaśn ie dlatego), był okresem kryzysu m yśli chrześcijańskiej. Koncepcja Tom asza m iała ten k ryzys złagodzić.
nym, uchw ytnym zm ysłow o, w yrażającym się najpełniej w filozofii A ry sto telesa , a w ym ogam i B iblii zam ykającej w sobie -objawienie, które le ży u p odstaw w iary chrześcijańskiej. A w ięc p ow stał jeszcze jeden w ariant starego sporu: w iara — rozum czyli filozofia —<• teologia.
Sw.
Tomasz, zdaniem J. Piepera, sp ó f ten roz strzygnął w sposób doskonały: „Całą m ocą sw ego w ew n ętrznego życia T om asz ukształtow ał syn tezę dwóch postaw: św ieck iej, ale opartej na teologiczn ych pod staw ach, i teologicznej, ale otwartej na św iat. Jasno i p recyzyjnie p rze d sta w ił nam koncepcję, do której zdążała m yśl chrześcijańska od Ju styn a poprzez A ugu styna, Boecjusza i A nzelm a, której poszukiw ała cała. epoka chrześcijańska w dą żeniu do coniunctio ration is e t fid ei — do połączenia tego, co się w ie, z tym , w co- się w ierzy” !s. 104). N ie tu m iejsce na polem ikę z autorem w tej k w estii — tem at to zbyt obszerny, aby go potraktow ać w yczerpująco w krótkiej recenzji. W arto jednak wybrać' parę chociaż poglądów, z k tórym i rów n ież n ie sposób się zgodzić.Rozpatrując w zajem ny stosunek teologii i filozofii, J. P ieper czyn i n astępu jące zastrzeżenie: „N ie m a sensu, by zajm ow ał się tym zagadnieniem ktoś, k to odrzuca istn ien ie teologii w ogóle, to znaczy, kto ani nie uznaje faktu O bjaw ie nia, ani też n ie przyjm uje treści O bjaw ienia jako praw dy. N ie tylk o tw ierdzę, żę bez tego om aw ianie stosunku teologii i filo zo fii b yłoby rzeczą czysto h ipotetyczną i abstrakcyjną, ale śm iem .tw ierdzić, że om ów ienie takie n ie jest n aw et m o żliw e jako „zabawka” in telektualna. Są rzeczy, do których n ie m ożna p rzystęp ow ać w ten sposób n ie dlatego, żeby to m iało być n iew łaściw e, ale po prostu n ie je s t to m ożliw e” (s. 116). Cytat teh m ów i sam za siebie. U zupełnieniem jego byłoby tylko stw ierdzenie, że problem am i m ającym i choćby n ajlżejszy zw iązek z religią chrześcijańską zajm ować się w in n i w yłączn ie uczeni o św iatopoglądzie k atolic kim. Badania zaś w tej dziedzinie naukow ców niew ierzących z góry są prze k reślone jako bezw artościow e. Tego rodzaju stanow isko staw ia pod znakiem za pytania sens w szelk ich badań historycznych, zakładając św iadom ą rezygn ację z obiektyw izm u.
W dalszym ciągu w ykładu J. Pieper pisze, że z powodu słabości naszych w ład z poznawczych teolog w ykorzystu je w iadom ości dostarczane m u przez nauki szcze gółow e i filozofię. Taki punkt widzenia, zdaniem autora, obala „niesm aczne p yta nie: kto kom u służy?” (s. 124), gdyż filozofia i teologia są po prostu n ierozdziel- ną jednością. F ilozofia niczem u „nie słu ży ”, gdyż szuka m ądrości. „W łaśnie p rzez to, że n ie jest podporządkowana celow i leżącem u poza nią, różni się filozofia od poszczególnych nauk” (s. 121). „Filozofia — zm ierza do m ądrości, i to do m ądrości dla niej Samej. A teologia, która rości sobie prawo do „rządzenia”, jest w yższą form ą tej m ądrości” (ss. 121— 122). W ywód autora oparty jest na uznaniu' rzek o m ej „odrębności” filozofii. Odrębność ta jednak w rzeczyw istości n ie istn ieje — n ie ma i nigdy n ie było nauki, której cel leżałb y w niej sam ej. Tłum acząc n aw et dosłow nie filozofię — po prostu jako „m iłość m ądrości” — trzeba zdawać sobie spraw ę z tego, że zawsze, w każdym bez w yjątk u system ie filozoficznym , określona mądrość w istocie rzeczy m iłow ana była w im ię określonego ideału człow ieka lub Istoty W yższej. W tym kontekście pytanie: „kto kom u słu ży?” n ie zostaje obalone.
Takich i podobnych k w estii spornych m ożna byłoby cytow ać w iele. Tym n ie m niej znaleźć można w książce J. Piepera sporo cennego m ateriału źródłow ego i ciekaw ych sform ułowań, św iadczących o gruptow nej i rozległej erudycji autora. Interesujące jest om ów ienie roli łaciny w średniow ieczu (ss. 83—93). R ów nież za słu guje na uw agę rozdział 7 (ss. 63—72) traktujący o roli dysputy w śred niow iecz nym życiu naukowym .
Na zakończenie om ów ienia książki o Tom aszu z A kw in u przytoczę jeszcze je den cytat: „Kto zapyta Tom asza o jego zdanie, otrzym a odpowiedź, która jasn o wyraża, co Tom asz uw aża za prawdę, n aw et gdy odpowiedzią jest cytat A rysto
138 R ecen zje
telesa. Gdy ktoś jednak zapyta o nasze zdanie, odpow iadam y cytatam i udokum en tow anym i historycznie, z których niejedno m oże w ynikać, np. nasze ogromne oczytanie; n ie w yn ik a jednak, co sam i uw ażam y za praw dę” (s. 46). Otóż z pracy J. Piepera w yn ik a jasno, co on uważa za prawdę, a chociaż prawda ta w naszym odczuciu jest błędna — stanow i to rzadki w alor książki. W yraźne zaangażowanie osob iste w połączeniu z w szechstronną w iedzą daje w su m ie w ypow iedź o rysach in dyw id ualnych, pobudzającą do dyskusji i przem yśleń.
I oto stajem y w obec dylem atu, jaki n asuw a się przy lekturze obu om aw ia nych tu publikacji. Z jednej strony — m am y pracę dobrą, m erytorycznie bez błędną, dostarczającą niem ało w ażn ych i ciekaw ych w iadom ości. Z drugiej — pra cę, która podaje przew ażnie obraz jednostronny, m iejscam i naw et fałszyw y, ale za to porusza um ysł czytelnika, zm usza do zastanow ienia, prow okuje do polem iki. Co jest cenniejsze?
M ałgorzata F rankow ska
Jean-C laude M a r g o l i n , Érasm e par lu i-m êm e. Édition du Seuil, Paris 1965, ss. 188, ilustr.
Jean-C laude M a r g o l i n , É rasm e e t la m usique. Librairie Philosophique J. Vrin, Paris 1965, ss. 137, tabl. 4.
Im ponujący dorobek europejskiego p iśm iennictw a związanego z Erazmem z' Rotterdam u znany jest w P olsce zapew ne tylko k ilku erazm ianistom , i to, jak m ożna przypuszczać, w w yborze. Na język polski zostało bow iem przetłum aczone jed yn ie dzieło H uizingi (z 1924 r .! )1, które — choć znakom ite i szeroko dostęp n e — n ie zdoła zaspokoić zainteresow ań naukowych w tym kierunku. Studiów tak w ybitn ych erazm ianistów, jak A. Renaudet, P. Mesnard, M. Bataillon, ,S. A . iNulli i ostatnio J. C. Margolin, na ogół n ie m ożną znaleźć w polskich biblio tekach, a inform acje o nich w czasopism ach naukow ych należą rów nież do rzadkości. A przecież znajom ość tych studiów jest niezbędnym narzędziem w każdej pracy podejm ującej problem atykę erazm iańską, czy n aw et ogólniej — renesanso wą. O tw ierają one m ożliwość spojrzenia na postać holenderskiego hum anisty za równo oczami jego przeciw ników i w ielb icieli, k atolików i protestantów , jak 1 najbardziej dbałych o obiektyw izm historyków. N ieunikniona . w ieloznaczność interp retacji postaci Erazma, jaką spotyka się w literaturze, ukazuje w efekcie szereg „profilów ” Erazma, zasadniczo się m iędzy sobą różniących.
A utor niedaw no w ydanej w serii É crivains de tou jou rs książki Érasm e par lui-m&me, J. C. Margolin, n ie podejm uje jeszcze jednej subiektyw nej próby po kazania nowego Erazma. Pragnie przedstaw ić autoportret Erazma, taki jaki on sam zostaw ił sw oim w spółczesnym , i oddaje głos Erazm owi tak często, jak tylko można.
Jednocześnie M argolin obserw uje z zainteresow aniem i ciekawością „pisarzy i m yślicieli, jednostki lub grupy społeczne, które począw szy od X VI w. odbijają się w lustrze podanym im przez hum anistę z Rotterdam u” .(s. 8).
Zadanie podjęte przez M argolina jest n iełatw e. A utoportret taki bowiem , jak wiadom o, w rzeczyw istości n ie istn ieje — trzeba go m ozolnie budować ż elem en tów rozproszonych w pism ach Erazma, przesiew ając każdy z nich przez sito w szechstronnej krytyki i konfrontując z sądam i w spółczesnych badaczy. M argo lin n ie poprzestaje przy tym na prostym zbieraniu danych dotyczących postaci
1 Por. artykuł: A. C z e k a j e w s k a , D w adzieścia lat era zm ia n isty k i p o lsk iej w „K w artalniku” nr 4/1966, ss. 341—359.