• Nie Znaleziono Wyników

Państwo i Społeczeństwo nr 3, 2003 : Andrzej Frycz Modrzewski w 500. rocznicę urodzin

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Państwo i Społeczeństwo nr 3, 2003 : Andrzej Frycz Modrzewski w 500. rocznicę urodzin"

Copied!
118
0
0

Pełen tekst

(1)

Państwo i Społeczeństwo

ANDRZEJ FRYCZ MODRZEWSKI

W 500. ROCZNICĘ URODZIN

N U M E R O K O L IC Z N O Ś C IO W Y

P O D REDAKCJĄ BARBARY STOCZEW SKIEJ

Kraków

(2)

„Państw o i S p ołeczeń stw o" - czasopism o K rakow skiej Szkoły W yższej im. A n d rzeja F rycza M odrzew skiego

R ada W ydaw n icza:

Klemens Budzowśki, Andrzej Kapiszewski, Zbigniew Maciąg, Jacek Majchrowski

R ed ak tor naczeln y:

Andrzej Kapiszewski

S ek retarz redakcji:

Halina Baszak-Jaroń

Redakcja nie zw raca m ateriałów nie zam ów ionych. Decyzja o opublikow aniu tekstu uzależniona jest od opinii recenzentów . Redakcja zastrzega sobie praw o skracania tekstów przeznaczonych do d ru k u . Teksty p o w inn y być przesyłane w d w óch eg zem p larzach w raz z w ersją elektroniczną.

© C op yrigh t K rak o w sk a Szkoła W yższa im. A ndrzeja Frycza M odrzew skiego, 2003

ISBN 83-7188-675-6

KSIĘGARNIA AKADEM ICKA ul. św. A nny 6, 31-008 K raków te l./fa k s 43 127 43, 422 10 33 w. 11-67 akadem icka@ akadem icka.pl

w w w .akadem icka.pl

skład i łam anie Margerita Krasnowolska ■ ■ ■ A dres redakcji: ul. K anonicza 9 31-002 K raków tel. (012) 292 74 00, 433 99 00 e-m ail: w yd aw nictw o@ k te.p l

(3)

PAŃSTWO

I

SPOŁECZEŃSTWO

ANDRZEJ FRYCZ MODRZEWSKI

W 500. ROCZNICĘ URODZIN

NUMER OKOLICZNOŚCIOWY POD REDAKCJĄ BARBARY STOCZEWSKIEJ

Barbara Stoczewska: W stę p ...5

Jan Kracik: Wołający na puszczy p re k u rso r... 11

Janina Rosicka: Andrzej Frycz Modrzewski o zaufaniu społecznym ... 19

Andrzej Borowski: Humanitas i retoryka Andrzeja Frycza M odrzew skiego... 33

Zdzisław Pietrzyk: „Księgi naszego Andrzeja Fricza nie potrzebują zalecenia". Andrzej Frycz M odrzewski (ok. 1503-1572)... 41

Halina Wantuła: Andrzej Frycz M odrzewski dzisiaj. Rozważania o god n o ści... 53

Teresa Ewa Olearczyk: N auki Andrzeja Frycza Modrzewskiego jako w zór wychowania obyw atelskiego... 65

Jan Szmyd: Andrzej Frycz Modrzewski a współczesne wyzwania edukacyjne...75

Janusz Ziarko: Uczący się i działający człowiek a myśl społeczna Andrzeja Frycza M odrzew skiego... 85

Marek Simlat: Teoria polityczna Andrzeja Frycza Modrzewskiego. Próba rekonstrukcji. 99 Barbara Stoczewska: Andrzeja Frycza Modrzewskiego koncepcja reformy p r a w a ... 109

Marian Banach: Postać Andrzeja Frycza Modrzewskiego w podręcznikach praw a m iędzynarodowego publicznego. Przyczynek do recepcji poglądów ...119

Uchwala Senatu Krakowskiej Szkoły Wyższej im. Andrzeja Frycza M odrzewskiego...123

(4)

Państwo i Społeczeństwo III: 2003 nr 3

Barbara Stoczewska

WSTĘP

N iniejsze okolicznościow e w ydanie „Państw a i S połeczeństw a” pośw ięcone zo ­ stało A ndrzejow i Fryczowi M odrzew skiem u - patronow i Krakow skiej Szkoły W yższej, którego ju b ileu sz 500-lecia urodzin obchodziliśm y w tym roku. Tej szczególnej rocznicy nie tow arzyszyły jed n ak w Polsce żadne w iększe w ydarzenia. Do w yjątkow ych należała więc zorganizow ana z tej okazji przez naszą uczelnię w pierw szych dniach czerw ca konferencja naukow a. K oncepcje reform atorskie i polityczne Frycza zaprezentow ano także w trakcie innej jubileuszow ej konferen­ cji, ja k a odbyła się w e wrześniu 2003 roku w Akadem ii Św iętokrzyskiej. Równie nader skrom nym echem odbiła się rocznica urodzin M odrzew skiego na łamach prasy. Pam iętała jed n ak o nim w dzięczna R zeczpospolita. Co praw da nie zorgani­ zow ano - j a k w latach pięćdziesiątych - państw ow ych uroczystości ku jeg o czci, ale Sejm Polski podjął uchw ałę w spraw ie upam iętnienia 500-lecia urodzin, przy­ pom inając w niej zasługi A ndrzeja Frycza M odrzew skiego dla dorobku Polski w dziedzinie dem okracji i prawa.

N a ten aspekt je g o tw órczości zw rócił też uwagę w swym referacie, otw ie­ rającym uroczystości jubileuszow e w Krakowskiej Szkole W yższej, profesor M i­ chał Jaskólski. Przypomniał, że wizja ustroju politycznego Rzeczpospolitej nakreślona przez M odrzewskiego zasadzała się na silnej władzy monarszej, ale ograniczonej pra­ wami i opartej na współpracy z parlamentem. Byl to model monarchii konstytucyjnej, którą urzeczywistniono dopiero pod koniec XVII stulecia w Anglii. Jednak w połow ie XVI wieku koncepcja takiego rozw iązania ustrojow ego nie była jeszcze znana. Propozycje M odrzew skiego były więc w aktualnej rzeczyw istości prawdziwym fenomenem .

Postać A ndrzeja Frycza M odrzew skiego, którem u w różnych okresach na­ szej historii pośw ięcono bardzo w iele opracow ań, w łaśnie teraz w ydaje się szcze­ gólnie godna przypom nienia. Nie ma przesady w nazw aniu go patronem naszych czasów. Jego myśl polityczna, ja k też cechy osobow ości zd ają się m ieć aktualny w ym iar przynajm niej z dw óch powodów. Po pierw sze ze w zględu na je g o postawę

(5)

życiow ą, um iejętność dochow ania wierności własnym poglądom m imo braku ak­ ceptacji ze strony otoczenia. Profesor M ichał Jaskólski stw ierdził w swym refera­ cie w prow adzającym , że M odrzewski sym bolizuje dziś człow ieka niezależnego, w olnego od pow iązań z obozami politycznym i, dla którego w łasne przekonania w ażniejsze były od niejasnych korzyści finansow ych. Taka postaw a w dzisiejszych czasach ew identnego kryzysu państwa oraz upadku wielu wartości z nim zw iąza­ nych zasługuje na ogrom ne uznanie. Drugim zaś powodem , dla którego można nazyw ać Frycza M odrzew skiego patronem naszych czasów je s t uniw ersalny cha­ rakter je g o tw órczości oraz liczne w niej naw iązania do jak że żyw ej obecnie pro­ blem atyki integracji europejskiej.

W opracow aniach pośw ięconych historii idei integracyjnych1 w ym ienia się licznych prekursorów tej idei - wizji zjednoczonej Europy, poszukując przede w szystkim u Erazm a z R otterdam u, D antego, króla czeskiego Jerzego z Podiebra- du, a w gronie polskich m yślicieli przede wszystkim u Pawła W łodkow ica. Z pew­ nością z najpełniejszym projektem organizacji państw europejskich w ystąpił na początku lat sześćdziesiątych XV wieku młody król czeski, Jerzy z Podiebradu2. Plan czeskiego w ładcy stanow ił jed n o ze szczytowych osiągnięć ówczesnej myśli politycznej i zaliczyć go m ożna do najw cześniejszych przejaw ów organizacji m ię­ dzynarodow ej, której celem było zapewnienie pokoju w Europie. Wielu historyków prawa międzynarodowego wskazywało także na pewne analogie między koncepcją króla Jerzego, a instytucjami znacznie późniejszych organizacji międzynarodowych, takich jak Liga Narodów czy nawet Organizacja Narodów Zjednoczonych’. Związek m iał objąć w pierw szej kolejności Czechy, Polskę, Francję, B urgundię, W enecję, lecz pozostaw ał otw arty także dla innych państw, chcących zaakceptow ać jego zasady. O rganizacja w ew nętrzna zw iązku, oparta była na zasadzie całkow itej rów­ ności je g o członków . Papież, ani cesarz nie dysponow ali żad n ą uprzyw ilejow aną pozycją. Państw a członkow skie w inny załatw iać swe w ew nętrzne spory polubow­ nie, zaś w razie zew nętrznego zagrożenia udzielać sobie w zajem nej pomocy. N a czele zw iązku m iał stać jeden z w ładców , jak o preasiilens pater, zaś głównym organem ponadnarodow ym m iało być Zgrom adzenie, składające się z przedstaw i­ cieli w szystkich narodów w chodzących w skład zw iązku, z których każdy dyspo­ now ać m iał jednym głosem . Zgrom adzenie, będące sw ojego rodzaju parlam entem europejskim , obradow ać m iało co 5 lat, za każdym razem w innym m ieście Euro­ py. O rgan ten posiadał dość szerokie kom petencje, takie jak: jury sdy kcja rozjem ­ cza, podejm ow anie decyzji co do przyjęcia nowych członków w poczet federacji oraz w spraw ach w ojny, rozstrzygał o podziale zdobyczy i spraw ach aprowizacyj- nych, w spólnej m onecie dla armii.

K oncepcja króla Jerzego z Podiebradu nie została urzeczyw istniona, choć ja k w skazuje w ielu badaczy, nie była tylko pozbaw ioną w iększego znaczenia po­ lityczną m rzonką. W prace nad jej realizacją zaangażow ało się kilku ówczesnych

1 Por. A. M a r s z a l e k , Z h is to rii e u ro p e jsk ie j id ei n u e ^ ra r y jn e j. l ó d / 19% .

2 P a trz J. P o g o n o w s k i , P r o je k t z w ią z k u w ła d c ó w k ró la J e r z e g o z P o d ieb ra d , ro z p ra w a d o k to rsk a przy­ j ę t a p rz e z R a d ę W y d ziału P raw a U n iw e rsy tetu W arsz a w sk ie g o . W arszaw a 1932.

3 Por. R. H e c k , C ze s k i p la n z w ią z k u w ła d c ó w eu ro p e jskich , [w:] S tu d ia : d ziejó w p o ls k ic h i c ze c h o sło ­

(6)

władców, wśród nich król polski Kazim ierz Jagiellończyk. Jednak projekt ten zm ierzający ku zasadniczym zm ianom w konstelacji politycznej Europy i zryw ają­ cy z dotychczasow ą zasadą ideologicznego i politycznego przew odnictw a papieża i cesarza nie został zrealizow any. Kiedy w maju 1464 roku rozpoczęły się rozm o­ wy z królem francuskim Ludw ikiem XI, przew idyw anym na pierw szego w ładcę, który stanie na czele federacji, okazało się, że w pływ y duchow ieństw a, dom agają­ cego się udziału papieża i cesarza w pracach nad strukturą zw iązku są tak silne, że dalsze rokow ania przerw ano, a cały plan został ostatecznie pogrzebany.

Idee integracji Europy odnaleźć można także w myśli jed n eg o z najsłyn­ niejszych hum anistów epoki O drodzenia Erazm a z R otterdam u. Ten filo zo f i re­ form ator religijny nazyw any nie bez racji przez sw ego biografa K arla A ugusta M eissingera „Europejczykiem i to nie tylko XVI, nie tylko X IX , ale E uropejczy­ kiem XX w ieku”4, ubolew ał nad rozdarciem i skłóceniem państw tego kontynentu. Z urodzenia Holender, był obywatelem kraju, którego egzystencja zależała od utrzym ania pokoju między m ocarstw am i. Był jed n ak przede w szystkim uczonym i wielkim m iłośnikiem w olności, bez której nie w yobrażał sobie praw dziw ej nauki. Pisał antyw ojenne traktaty, które adresow ane były do w ładców ów czesnego świata, ja k w ezw anie do Filipa Pięknego z 1504 roku, do biskupa w C am brai z 1514, czy dzieło pt. P ouczenie pobożnego, chrześcijańskiego księcia dedykow ane w roku 1516 m łodem u cesarzow i Karolowi V. Erazm doskonały obserw ator życia ludzkie­ go i znaw ca historii zw racał uwagę na pow szechne zjaw isko aprobaty dla wojny. Ostro krytykow ał w szystkich tych, którzy swymi działaniam i sprzyjali szerzeniu atm osfery nienaw iści oraz rozdm uchiw ali w aśnie i zatargi. Ż ądał w ypow iedzenia przez ludzkość wojny w ojnie, w prow adzenia arbitrażu pokojow ego i trybunału m iędzynarodow ego, którego zadaniem pow inno być rozstrzyganie sporów między narodami. Tw ierdził, że za pom ocą pokojowych środków pozyskiw ać m ożna także ludy niechrześcijańskie, np. Turków . W Pochw ale g łupoty pisał, że „[...] nigdy nie słyszano, aby apostołow ie posługiwali się mieczem i tarczam i przeciw m ocy po­ gan”5. Jak w iadom o idee politycznego zorganizow ania Europy w duchu pokoju głoszone przez Erazm a z Rotterdam u nie mogły być urzeczyw istnione, jed n ak jego pism a zdobyły sobie sporą popularność.

Pod wpływ em tw órczości Erazma pozostaw ał także A ndrzej Frycz M o­ drzewski. N ie było w tym nic dziw nego, skoro prace holenderskiego uczonego (w latach dw udziestych i trzydziestych XVI wieku na polskim rynku księgarskim ukazało się około 20 tytułów ) stały się ozdobą nie tylko księgozbiorów królew ­ skich i m agnackich, ale też bibliotek profesorów, praw ników , a naw et co św iatlej- szych m ieszczan6.

A ndrzeja Frycza M odrzew skiego rów nież - podobnie ja k Erazm a - można by nazwać Europejczykiem . Łatw ość podróżow ania po Europie (bez w iz i pasz­ portów, ale też dzięki niezłym dochodom z czynszu dzierżaw nego kilku probostw),

4 C yt. za J. D u ż y k , A n ty w o je n n y d ru k E ra zm a z R o tterd a m u iv K ra k o w ie , R o cz n ik B iblio tek i PAN w K rak o w ie, rok IV, 1958. s. 264.

5 Ibidem , s. 266.

6 E r a z m z R o t t e r d a m u , P o c h w a la g łu p o ty , p rzek ład l;. J ę d r k i e w i c z , w stę p H. B a r y c z , W ro cław 1952, s .C Y III.

(7)

podróże dyplom atyczne oraz studia na zagranicznych uniw ersytetach, jakie odby­ w ał - w szystko to bez w ątpienia sprzyjało traktow aniu Europy, jak o wspólnej oj­ czyzny ludzi w ielbiących pow szechny pokój i tolerancję. Co praw da Frycz M o­ drzew ski nie przedstaw ił tak kom pleksowej wizji zjednoczonej Europy, jak król czeski, czy bardziej ogólnych koncepcji integracyjnych, jak D ante czy Erazm z R otterdam u, to je d n a k w jeg o księdze O wojnie znaleźć m ożna w iele idei noszą­ cych znam iona integracji europejskiej.

Swe refleksje na tem at wojny i pokoju rozpoczął Frycz od w yrażenia ty­ powej dla renesansow ego pisarstw a wiary w uzdrow ienie obyczajów jak o najlep­ szej rękojm i dobrych rządów i pom yślności w wielu dziedzinach życia. W przed­ m owie do księgi O w ojnie pisał, że w czasach, kiedy to „obyczajam i się tylko spraw ow ano” nie było żadnych wojen między ludźmi. Jednak ten swoisty „stan natury” nie m ógł trw ać zbyt długo, gdyż pojawiło się zjaw isko w ojny, jak o rezultat natury ludzkiej, zdem oralizow anej i skłonnej do zła. A zatem najlepszym - w prze­ konaniu Frycza - sposobem na zachow anie pokoju je st dążenie do unikania wojen, które potępiał z punktu w idzenia tak m oralnego, ja k i obyczajow ego czy politycz­ nego. T w ierdził, że w ojna je st przeciw na naturze ludzkiej i że ludzie zostali stwo­ rzeni nie po to, aby się w zajem nie tępić, lecz przeciw nie, aby sobie pomagać i wspierać.

Tak w ięc M odrzewski zw racał uwagę panującym , że do ich obowiązków należy troska o pom yślność poddanych, zaś wciąganie państw a w w ir działań wo­ jennych godzi najczęściej w niewinnych obywateli. Pow ołując się na Horacego

pisał, że „czego królow ie nabroją, to się na ludzi zw iedzie”, a zatem interesy rzą­ dzących i rządzonych są w tej dziedzinie całkow icie rozbieżne. W związku z tym form ułow ał pod adresem panujących konkretne zalecenia. W ypow iedzenie wojny uw ażał za dopuszczalne jed y n ie jak o ultim a ratio, gdyż - ja k pisał - „żadne pożyt­ ki z w ojny nie m ogą być tak w ielkie, które by ze szkodami zrów nać m ogły” . Przed rozpoczęciem działań w ojennych zalecał w ykorzystanie w szelkich środków nego­ cjacyjnych. W ym ieniał dw a sposoby rozw iązyw ania konfliktów: za pom ocą prawa oraz zdrow ego rozsądku. N a tem at pierwszej z dróg nie w ypow iadał się szerzej - m ożna sądzić, że uw zględniał tu takie znane pow szechnie m etody, ja k pakty przy­ jaźn i, przym ierza, um ow y i traktaty m iędzynarodow e. W ięcej natom iast uwagi pośw ięcił środkom m ediacyjnym , które pow ierzał rozjem com , nazywanym przez niego „sędziam i” . R ozjem cy ci mieli być wybierani przez w ładców państw sąsia­ dujących ze so b ą spośród w łasnych poddanych lub też obcych nie zainteresow a­ nych w sporze. Sędziow ie byli zobow iązani do całkow itej bezstronności, czemu sprzyjać m iała zasada zw olnienia ich na czas negocjacji z lojalności wobec wła­ snego w ładcy. Ponadto, Frycz dopuszczał do zaw ierania traktatów i przymierzy m iędzynarodow ych w szystkich ludzi bez względu na w yznanie. W ten sposób po­ jęciem społeczności m iędzynarodow ej obejm ow ał nie tylko państwa chrześcijań­ skie, ale także te, w których w yznaw ano odm ienne religie. Piętnow any przez niego dualizm etyczny polskiej szlachty, przejaw iający się w odm iennym traktowaniu przestępców pochodzących z różnych grup społecznych, nie powinien mieć m iej­

(8)

sca także i w stosunkach m iędzynarodow ych. Na tym polu w szystkie narody Euro­ py m uszą mieć - ja k tw ierdził - jednakow e prawa.

Myśl polityczną A ndrzeja Frycza M odrzew skiego znam ionuje tolerancja i poszanow anie dla innych nacji. W czasach mu w spółczesnych tylko nieliczni głosili tolerancję religijną. W niektórych państwach (m iędzy innymi w Polsce) schronienie znajdyw ali uchodźcy prześladow ani w innych krajach z pow odów religijnych. Jednak ja k wiadom o historia Europy dostarczała w późniejszych epo­ kach liczniejszych przykładów braku tolerancji niż dow odów je j poszanow ania. Nie ma chyba kraju na naszym kontynencie, który nie dośw iadczyłby w swych dziejach w spółżycia z m niejszościam i narodowym i i chyba nigdzie to w spółżycie nie układało się harm onijnie. Zw łaszcza historia współczesnej Europy pokazuje jak łatwo o rozbudzenie fanatyzm u religijnego, ja k często stykam y się z przejawam i ksenofobii lub szow inizm u, do jakich dram atycznych konsekw encji doprow adzić może rozbudzony nacjonalizm .

Tym bardziej w arto uczynić A ndrzeja Frycza M odrzew skiego patronem naszych czasów - nauczycielem nie tylko poszanow ania praw a i postaw obyw atel­ skich, ale też tolerancji i m ądrego dialogu. Takie um iejętności w Europie, która ma pogodzić rozm aitość kultur i językó w oraz stworzyć w spólne, w ielkie bogactw o cyw ilizacyjne - o każą się w ielce przydatne.

(9)

Andrzej Frycz Modrzewski najwybitnieszy polski pisarz XVI w ieku - dyplomata, reform ator, m oralista, sekretarz króla Z ygm unta Augusta, autor wiekopom nego dzieła „O poprawie Rzeczypospolitej”, pośw ięconego program ow i napraw y R ze­ czypospolitej - patron Krakowskiej Szkoły W yższej.

Popiersie dłuta artysty-rzeźbiarza M ariana K oniecznego w ykonane w m aju 2003 roku na za m ó w ien ie U czeln i d la u cz cze n ia 500 ro c zn icy u ro d z in A ndrzeja Frycza M odrzew skiego.

fo t. K o n ra d

(10)

Państwo i Społeczeństwo III: 2003 nr 3

Jan Kracik

WOŁAJĄCY N A PUSZCZY PREKURSOR

W śród książek, jak ie opuściły prasy drukarskie w 1543 r., je d n a dow odziła, że Ziem ia krąży w okół Słońca, druga zaś w ykazyw ała niegodziw ość nierów nego ka­ rania m orderców , gardłem lub grzyw ną, zależnie od tego czy zabił plebejusz czy szlachcic. Pierw sza - K opernikow e O obrotach ciał niebieskich - dokonyw ała przew rotu w astronom ii. D ruga - O karze z a m ążobójstwo M odrzew skiego, debiu­ tującego tą broszurą - m iała w esprzeć starania kancelarii królew skiej o jed n ak o w ą spraw iedliw ość w obec zabójców. Przewrót nie nastąpił, choć zależało od niego ży­ cie wielu ludzi (czyli bez porów nania więcej niż od uznania heliocentryzm u). Sejm, ju ż po raz trzeci, odrzucił królewski projekt.

Zostało po staremu: szlachcic pozbawiwszy życia chłopa czy m ieszczanina płacił 10 grzywien (w artość ok. 2 kg srebra). Gdy zabił szlachcica - daw ał 120 grzywien i szedł do w ięzienia na rok i 6 tygodni. G dy tego zabójstw a dokonał ple­ b e ju s z - czekał go w yrok śmierci. Frycz uważał, że jeśli grozić on będzie tak samo szlachcicow i, ocali to w iele istnień ludzkich. A pelow ał do posłów, by bali się Bo­ ga, do którego w oła z ziemi krew ofiar i łzy ich rodzin: „W y, którzy rządzicie tą R zeczpospolitą ponosicie winę za śm ierć nas w szystkich, gdyż nie zabezpieczyli­ ście życia ludzkiego karą głów ną” .

Nie tylko o takie zabezpieczenie życia, kwestionowane dziś przez przeciwni­ ków kary śmierci, walczył Modrzewski. Ten najwybitniejszy pisarz polityczny polskie­ go Odrodzenia i chrześcijański humanista, w swej wnikliwej i odważnej publicystyce poruszył wiele trudnych, ważnych, przez innych słabo dostrzeganych czy konformi- stycznie pomijanych spraw życia społecznego, państwowego i kościelnego.

Europejczyk z Wolborza

Andrzej Frycz (przydom ek od im ienia Fryderyk) M odrzewski przyszedł na świat około 1503 r. w m iasteczku W olborz (w dobrach biskupstw a w łocław skiego w zie­ mi sieradzkiej), gdzie je g o ojciec, niezam ożny szlachcic, był dziedzicznym

(11)

wój-tem. Studiując w A kadem ii Krakowskiej na w ydziale sztuki, gdzie uzyskał baka- laureat, A ndrzej rozczytyw ał się w pism ach Erazm a z R otterdam u. Praca w kance­ lariach prym asów Jana Ł askiego i Jana Lataskiego dała mu d o b rą znajom ość spraw kościelnych i państw ow ych. W iedzę tę poszerzy! o kontekst europejski, studiując w W ittenberdze i N orym berdze oraz naw iązując kontakt z w ielom a hum anistam i podczas 10-letniego pobytu w N iem czech, gdzie pełni! różne zlecenia rodziny Ł a­ skich (np. ekspediując w 1536 r. z Bazylei do Polski nabyty przez nich księgozbiór po Erazm ie). P ow róciw szy do kraju skupił się na adresow anym do politycznych i religijnych elit pisarstw ie persw azyjnym . Królewski sekretarz (od 1547 r.), obra­ cając się wśród skłóconych stronnictw i zwalczających się wyznań nie uległ narastają­ cej zajadłości ani demagogii. Sw ą wielką kompetencję w sprawach publicznych, oby­ w atelską troskę, wrażliwość na niesprawiedliwość społeczną oraz niepokój o stan Kościoła i losy dotkniętego rozłamem chrześcijaństwa wypowiadał po łacinie, w pu­ blicystyce żarliwej, świetnej retorycznie, ale opieranej na racjach, wypowiadanych klarownie. Jako intelektualista wierzył w siłę argumentów i powtarzał je wytrwale, stylizując profetycznie i gniewnie wobec ich małej skuteczności. Nic nie dała jego kampania o jednakow e karanie zabójców. Nie pomógł też mieszczanom, gdy dowo­ dził, że wydane przez Sejm zakazy posiadania przez nich własności ziemskiej, to pra­ wa „okrutnie niesprawiedliwe, napisane wbrew rozumowi i wbrew prawom boskim i ludzkim”. U pom inając się o m iejsce dla m ieszczan i chłopów w życiu Rzeczypo­ spolitej M odrzew ski narażał się szlachcie, walczącej o sw oją dom inację.

Polska, czyli „pospólność ludzka wielu sąsiadów”

W 1551 r. Frycz w ydał w K rakow ie obszerny tom Rozw ażań o popraw ie Rzeczy­ pospolitej, podzielony na 3 księgi: O obyczajach, O praw ach, O wojnie. Druk dwu dalszych - O K ościele i O szkole - w strzym ała cenzura kościelna (w ykonyw ana przez A kadem ię K rakow ską, jej decyzję podtrzym ał synod piotrkow ski). Nieokro- jony tekst De republica em endanda opublikow ał M odrzew ski w Bazylei w 1554 i - z uzupełnieniam i - w 1559 r. W ersję niem iecką wydano w Bazylei w 1557 r. N iepełny przekład polski O popraw ie..., dokonany przez C ypriana Bazylika, ukazał się w 1577 r. (całość pism Frycza - pięć tom ów - została opublikow ana po polsku d o p :ero w połow ie XX w.). W swych rozważaniach o Rzeczypospolitej M odrzew ­ ski naw oływ ał do jej całościow ej naprawy. Ganił wady, w ytykał błędy. Był suro­ wym m oralistą, ale nie dem askatorem społeczeństw a, sprow adzającym jeg o ener­ gie do żądzy w ładzy i posiadania, ja k M achiavelli. W przeciw ieństw ie do Lutra, za to podobnie ja k Erazm , m yślał dość optym istycznie o naturze ludzkiej. Pisząc o obyczajach eksponow ał w raz z chrześcijańskim i hum anistam i etykę. Los państwa uzależniał od stanu m oralnego w szystkich obywateli, nie tylko szlachty. Bo Rzecz­ pospolita, „to zgrom adzenie i pospólność ludzka, zw iązana praw em , łącząca wielu sąsiadów , a ku życiu dobrem u i szczęśliw em u ustanow iona” . Tak pojętej „pospól- ności” sprzeciw ia się wyzysk mieszczan i chłopów , krzyw dzonych przez szlachtę.

(12)

W ysokiem u poziom owi harm onijnego życia zbiorow ego ma służyć obej­ m ująca ogół chłopców w szystkich stanów szkoła, podporządkow ana państw u, opa­ trzona w fundusz utw orzony z dochodów klasztorów (po odliczeniu tego, co ko­ nieczne na utrzym anie zakonników ); uczonym biskupi winni nadaw ać intratne urzędy kościelne. Ten pom ysł finansow ania w yjaśnia pow ody konfiskaty księgi O szkole.

B azylejskie w ydanie De republica..., a zw łaszcza księga O K ościele zanie­ pokoiła część episkopatu i nuncjusza A lojzego Lippom aniego. Ten ostatni w szczął dochodzenie przeciw biskupowi w łocław skiem u Janowi D rohojow skiem u, który w swej rezydencji w W olborzu chętnie gościł m iejscow ego w ójta, czyli Frycza, podejrzanego o sprzyjanie innowiercom . D zieło De republica... znalazło się na indeksie, autor został pozbaw iony probostw a w B rzezinach (m iał tylko niższe św ięcenia i w yręczał się, ja k wielu innych, w ynajm ow anym kapłanem ), król je d ­ nak wziął go w opiekę, w yłączyw szy spod jurysdykcji kościelnej.

Kościół, który bołi

O uznaniu pism M odrzew skiego za niebezpieczne dla w iary zadecydow ały głów ­ nie zastrzeżenia w obec tych spośród 16 traktatów zaw artych w księdze O K ościele, w których autor proponow ał tem uż Kościołowi pow ażne zm iany ustrojow e. Ich logiką było rów nież bardziej „pospólne” niż m onarchiczne pojm ow anie Kościoła. Jego rzeczywista odnowa zależeć bowiem miała nie tyle od apeli, zakazów i sankcji, ile od współodpowiedzialności wszystkich. W tym celu Frycz dokonał przeglądu kom­ petencji tych, którzy tw orzą tę społeczność. Stan faktyczny wypadł krytycznie, a po­ stulowany - tak śmiało, że i słuszne jego elementy stawały się podejrzane.

O stro oceniona została papieska w szechw ładza, aspirująca do zw ierzchno­ ści nawet nad cesarstw em . Także dow olność w dysponow aniu dobram i kościelny­ mi, przepych, prow adzenie wojen, bogacenie krew nych, tytuły i niem al boska cześć dla papieża. „W szystko mu w olno co chce i w ola je g o je st norm ą wszelkich poczynań” . M oże - zastanawia! się M odrzewski - nie dożyw otni, a naw et roczny tylko pontyfikat i kontrola poprzednika przez następcę m ogłyby zapobiec trakto­ waniu przez papieża dóbr kościelnych ja k swojej w łasności? I sobór, który zbierał­ by się co 10 lat. N ie taki jednak, ja k trydencki, którego zresztą Paw eł IV w ogóle nie kontynuuje.

N aw iązując do koncepcji reform acyjnej Frycz apelow ał do papieża o zw o­ łanie „w olnego chrześcijańskiego soboru”, który - jeśli m a być pow szechny - w i­ nien się składać z przedstaw icieli wszystkich Kościołów chrześcijańskich, nie tylko rzym skiego. O bok duchow nych winni w soborze uczestniczyć także św ieccy, któ­ rych znajom ość nauki w iary i życie nią przew yższają nieraz kom petencję biskupów (pam iętajm y o m ało kościelnych kryteriach ich ów czesnego m ianow ania przez w ładców). Sobór m a stać się miejscem sw obodnych dyskusji, gdzie i heretyk m ógłby bronić sw ego stanow iska. W ielowiekowym w szak błędem K ościoła, rów ­ nie szkodliwym ja k herezje, było to, że zam iast w ysłuchać i polem izow ać, w yda­

(13)

w ano odezw y i nakazy. U bliżano też Bogu przym uszając do wiary. W rozstrzyga­ niu kontrow ersji doktrynalnych decydow ać winien przede wszystkim autorytet Biblii. Sobór je s t w ażniejszy niż papież.

N a sobór w ybierać należy ludzi mających najlepsze rozeznanie w proble­ mach nurtujących K ościół. Tak duchow nych, jak św ieckich. „N ie chcę, aby owce pełniły funkcje pasterzy, lecz tw ierdzę, że je st rzeczą bardzo niespraw iedliw ą, iż odsuw a się je od głosu z tego tytułu, że są osobam i św ieckim i” . Przecież świeccy m ają sw oje pow ody, aby skarżyć się na pasterzy. Dla w iększości biskupów ich stanow isko nie oznacza pracy, lecz zaszczyty i dostatki. Nie ma takiego, „który m ając m ożność nie przeszedłby z mniejszej diecezji do w iększej” . Czy gwoli pod­ jęcia w iększego trudu? Interesują ich zamki, dwory, folw arki, stanow isko w pań­ stwie. „D o troski o dusze, o naukę w iary [...] nie przy w iązują żadnej wagi, składa­ ją c to na barki niższych duchow nych” . Sobór trydencki nakazuje dostojnikom

K ościoła osobiście głosić Ewangelię. Ilu z nich naucza lud? „C zy sam Paweł III, z którego rozkazu w ydano tego rodzaju dekrety, nauczał kiedy?” Dał w tym przy­ kład biskupom ? Oni też nie zniżają się do nauczania. W ydają wiernym nakazy, a sami ży ją niepobożnie, w spółzaw odnicząc z książętam i „w zbytku, przepychu i w yniosłości” .

Celibat? „Szukam leku stosownego do choroby”

M odrzew ski był za tym , by sobór przyzw olił na m ałżeństw o kapłanów . Powołał się na Stary i N ow y Testam ent, na pierw otną praktykę Kościoła, na K ościół W schod­ ni. U kazał skutki celibatow ego prawa, nazbyt często przeciw ne oczekiwanym . W inił nie tylko brak pow ściągliw ości u księży, ale w pierw system sprzyjający wy­ paczaniu m otyw acji. W arunkiem otrzym ania św ięceń było uprzednie uzyskanie stanow iska. W przypadku w ysoko urodzonych nie był to w ikariat, a od razu bene­ ficjum , a w ięc probostw o czy synekura (kanonia), zapew nione przez zapobiegli­ wych rodzicieli nieletniem u nieraz synowi (korzystał z dochodów wyręczając się zastępcą). W skutek tego „dzisiaj z m łodzików robi się prezbiterów , to znaczy star­ szych. Tak sam o d o chow ują oni celibatu, jak są starszym i” . W ładze diecezjalne w iedzą, ,ja k celibat duchow nych je st haniebnie plugaw iony. A dlaczego? Dlatego, że ślubow ali go ludzie [...] którzy nie rozum ieją, czem u siły ich m ogą podołać, a na co nie starczą”, albo ci, których chciw ość czy am bicja skłania „do ślubow ania tego, czego dotrzym yw ać się nie nauczyli” (w ów czas wszak nie było jeszcze sem ina­ riów). I choć są oni „w wieku ja k najbardziej niebezpiecznym ”, gotowi są dla uzy­ skania kościelnych dochodów ślubow ać „nie tylko celibat, ale i Bóg wie co” . Skoro zam iast starszych dopuszcza się do święceń m łodych, to i „sam rozum wskazuje, że nie trzeba ich krępow ać w ięzam i, które oni i tak m uszą zerw ać. N iem iła bowiem Bogu głupia ob ietnica” .

M uszą? Pesym istyczne stw ierdzenie nie odw ołuje się do luterańskiej an­ tropologii, lecz do obserw acji. Frycz odpiera zarzut, że szuka furtki dla łamania

(14)

ślubu: jak lekarz „szukam leku stosow nego do choroby” . A że ta je s t wielka, to i alternatyw a rysuje się dramatycznie:

C o p rzed czy m m a u stąp ić - czy to, co je s t ślu b o w an ie m ty lk o z n azw y, p rzed m a łż eń stw e m , c zy m a łż eń stw o p rzed ślu b o w an ie m zu p ełn ie c zczy m , b o p o łą c zo n y m z n ie d o z w o lo n y m i z w iąz k a m i m iło sn y m i? J e s t to sp ra w a alb o ży w o ta, a lb o śm ie rc i w ie k u istej. N iech że pom yśli k ażd y o o w y ch n ę d za rk a c h w ż e b ra c z y c h p rz y tu łk a c h , b rz e m ie n n y ch nie w ia d o m o o d ko g o , i o n ie m o w lę tac h p o to p io n y ch . N iech p o m y śli o n ie z licz o n y c h zg o rsze n ia c h w y w o łan y ch c elib ate m d u c h o w n y ch . N iech po m y śli o u d ręk ach nie d o w ia ry i m ę k a ch su m ie n ia, [...] a łatw o z ro ­ z u m ie to, o czy m m ó w iłem .

Teologow ie, a wśród nich Jan Eck (polem izow ał z Lutrem ), pow iadają, iż żeniący się ksiądz popełnia niewybaczalny i większy grzech niż ten, co ma nałożnicę. Bowiem „pierwszy nie ma zamiaru zaprzestać, drugi zaś z bojaźni bożej może się skruszyć w pokucie” i zerwać ze złem. „Ale cóż powiesz o tych, Ecku, którzy nie za­ przestaną nigdy, którzy grzęzną w nierządzie aż do śmierci i żyją z nałożnicami jak z żonami”, płodząc dzieci? Jest takich wielu. A przecież nie małżeństwo, tylko rozpu­ sta jest sprzeczna z chrześcijaństwem i kapłaństwem. Tymczasem „o wiele ostrzej karze się w naszych czasach żonatych księży niż nierządników i cudzołożników ” . B udzą oni zgorszenie, a toleruje się ich czyny, tłum acząc ludzką słabością.

„C elibat je st darem Boga rzadkim, szczególnym i bardzo mu m iłym ” . Ale „w K ościele nie m ożna cierpieć nierządników i cudzołożników pod pokryw ką celi­ batu”, bo to przew rotność. Bóg bowiem „zakazał grzechów , ale nie m ałżeństw a” . Zam iast na nie zezw olić tym, „których nie stać na w strzem ięźliw ość” , biskupi beztrosko w yśw ięcają takich, którzy przedtem „ani nie żyli z pom iarkow aniem , ani nie osiągnęli naw et cząstki cnoty i nauki koniecznej do kapłaństw a” . Jak można takich „zobow iązyw ać przysięgą do celibatu i pow ierzać takiej zbieraninie zajm o­ wanie się sprawam i bożym i”, z hańbą stanu duchow nego i krzyw dą dla sprawy chrześcijaństw a?

„Jakby czcili innego Boga”

K rzyw dą tą je st też zakazane przez sobory, a napędzane chciw ością łączenie w je d ­ nym ręku paru stanow isk. I cóż, że rzadko za w orek pieniędzy, skoro rów nież dzięki niegodziw ym pow iązaniom z kolatorami kościelnych beneficjów . R ozdają je oni nie tym, którzy będą użyteczni dla Kościoła, lecz swym znajom ym i prote­ gowanym. Dostojnicy św ieccy i duchow ni narzucają kościołom sw ych krewnych, którzy do kapłaństw a często się nie nadają, w skutek braku w ykształcenia, poboż­ ności czy w ręcz popełnionych występków. A w szystko to jest sym onią.

B iskupstw a i w iększość kanonii Sejm zastrzegł w 1496 r. dla dobrze uro­ dzonych. „C zy C hrystus pytał apostołów o herby? A u nas od kandydatów do kościelnych godności żąda się dow odów szlachectw a, a nie nauki i cnoty” . W yka­ zujący się nimi plebejusz ma zam kniętą drogę do dostojeństw państw ow ych i ko­ ścielnych. A przecież szlachectw o nie wsparte szlachectw em czynu „obraca się w pospolitość i hańbę” . Żebyż to „przyjął się obyczaj, że żaden szlachcic bez w y­ kształcenia nie m oże kusić się o najwyższe godności kościelne” ! Tym czasem obda­

(15)

rzeni nimi zagarniają dochody, a obowiązki zrzucają na m arnie wynagradzanych zastępców .

W ołał w ięc Frycz o takie zm iany kościelnego prawa, ja k ie m iały posłużyć popraw ie stanu m oralnego duchow nych. Był bowiem przekonany, że od ich postę­ pow ania zależy skuteczne uczenie wiernych m oralności, bez której nie da się rato­ wać w iary, K ościoła i państwa. O bserw ując z bliska europejskie chrześcijaństw o rozbite na obozy, zw alczające się w imię jedynej prawdy, w skazyw ał, że niweczy j ą nie tylko błąd: „W idzim y oto tę religię tak rozdartą i poszarpaną”, że potrzeba m ozolnych starań, by przyw rócić w niej jedność i zgodę. Za rozłam w inił zarówno K ościół katolicki, ja k i nowe Kościoły. Bo oto „bracia odsuw ają się od braci, tak się bowiem poróżnili, jak b y czcili innego Boga [...] Każda ze stron wprawdzie chlubi się im ieniem Kościoła, ale w zajem ne nastaw ienie je st zaprzeczeniem tego, że do niego należą. N aw zajem napadają na siebie, rzucają obelgam i, skazują na w ieczne potępienie” . W szystkie Kościoły, katolicki i ew angelickie, oddaliły się od ideału z czasów apostolskich. Dążąc do tego eklezjalnego w zorca w spólnie odbu- d u jąjed n o ść ; nie gw ałcącym i sum ienia represjam i, lecz w odw ołującej się do auto­ rytetu Biblii dyskusji, w której szuka się w poglądach przeciw ników każdej cząstki słuszności. D ialog je s t dro g ą do prawdy, ta jest jedna, a „każda praw da, ktokolwiek by j ą głosił, pochodzi od Ducha Św iętego” .

Irenizm F rycza znał granice: nie można odstąpić od podstaw wiary, nawet gdy szerzy się apostazja. W sprawach drugorzędnych m ożliwy je s t kom prom is, który zbliży oddzielone Kościoły. Dotyczy to głów nie tw ierdzeń teologów , gdyż ci tw orząc zaw iłe konstrukcje m yślowe odchodzą od prostych sform ułow ań Jezusa i choć w istocie m y ślą to sam o, spierają się o słowa, pogłębiając przez sw ą nieustę­ pliw ość rozłam . Lepiej w ięc pozostać przy słowach C hrystusa i „w ierzyć, że dane nam zostało Jego C iało i Krew, aniżeli wplątać się w zawiłe pytania o sposób Jego tam przebyw ania” .

Dalekonośne skrzydła utopii

,„W szytcy niem al inszy narodow ie Frycza naszego i księgi jeg o znają, wielce uwa­ ża ją [...] M y zaś tak zacnego męża ledwie imię znam y i prace jeg o za nic sobie w ażym y” - pisał C yprian Bazylik we w stępie swego przekładu O popraw ie.... Ale „inszy narodow ie”, a dokładniej ich intelektualiści, też nie mieli aż w takiej esty- mie pism M odrzew skiego, skoro rzadko się na nie pow oływ ali. Rodaków zaś wójt z W olborza nie był w stanie skupić w okół swoich poglądów: dla obozu reformacji były nazbyt katolickie, a dla ludzi kontrreform acji - w ręcz heretyckie. Pacyfista na polach toczących się bitew, staw iał ich uczestnikom , w skazując na Dekalog i Ew angelię, uciążliw e pytania. Stawiał je i cywilnej społeczności dobrze i zw y­ czajnie urodzonych.

Był przeciw deptaniu etyki i łam aniu sumień w imię obrony i szerzenia prawdy. Był głosem tych, którym urodzeni z herbowych rodzicieli odebrali głos, szansę aw ansu społecznego i parę innych praw człow ieka. Był głosem wołającego

(16)

na puszczy. Z arów no dzieje Rzeczypospolitej, jak K ościoła potoczyły się w innym kierunku niż pragnął. N iektórzy więc powiadają: przedw cześnie urodzony m arzy­ ciel i utopista. Kiedy jed n ak po wiekach — po ośw ieceniow ym zw rocie, po przeło­ mie Vaticanum II - spora część utopijnych ongiś żądań M odrzew skiego została urzeczyw istniona, daw ny ich głosiciel bywa częściej uznaw any za prekursora. Dlatego sposób m yślenia tego chrześcijańskiego hum anisty w spółgra z w rażliw o­ ścią w spółczesną, a je g o słow a ciągle brzm ią dziw nie świeżo: „D opóki żyjem y na tym świecie, służym y też publicznym i prywatnym spraw om ludzkim ; starajm y się, żeby źródła w iary chrześcijańskiej biły codziennie strum ieniam i czynów m iłych B ogu” .

(17)

Państwo i Społeczeństwo III: 2003 nr 3

Janina Rosicka

ANDRZEJ FRYCZ M ODRZEW SK I O Z A U FA N IU SPOŁECZNYM

Moim zam iarem je s t pokazanie A ndrzeja Frycza M odrzew skiego, ja k o człow ieka, który uznał w zrost zaufania społecznego za głów ny w arunek realizacji dobrobytu. Nie był w tych poczynaniach nowatorski, poniew aż w średniow ieczu i renesansie był to sąd pow szechny. Uważano, iż w zrost zaufania społecznego oznacza w zrost dobrobytu społecznego. W przypadku M odrzew skiego now atorstw o polegało na powiązaniu kwestii dotyczących osiągania dobrobytu z analizą instytucji społecz­ nych i interesów grup społecznych. Przedmiotem zainteresow ania będzie kwestia nie tyle, „co” zrobił autor, ile ,ja k ” to zrobił. We w spółczesnej ekonom ii używ a się pojęcia „kapitał społeczny” na oznaczenie dobrodziejstw płynących ze wzrostu poziomu zaufania w danej społeczności. Stąd po om ów ieniu problem atyki kapitału społecznego jak o w spółczesnego, choć nie zaw sze św iadom ego, pow rotu do dłu­ giej, bo sięgającej do czasów starożytności tradycji, przedstaw ię poglądy A ndrzeja Frycza M odrzew skiego na budow anie kapitału społecznego w obyczajach, pra­ wach, na w ojnie, w Kościele i w szkole, tzn. w kolejności zgodnej z jeg o w ykła­ dem w dziele O p opraw ie Rzeczypospolitej. Artykuł kończą w nioski.

Kapitał społeczny

Kapitał społeczny je s t pojęciem , które jeszcze nie całkiem zadom owiło się w ekono­ mii. Mimo iż obecnie należy do częściej podejmowanych tematów, nie znajdziemy go w podręcznikach akademickich. Ekonomia zawdzięcza ten termin instytucjonalizmowi i pokrewnej mu dziedzinie, a m ianow icie socjologii gospodarczej. Jak każda nowa kategoria, kapitał społeczny je s t rodzajem naukow ego „w ytrycha” i służy do opisu zjaw isk do tej pory nie objętych ekonom iczną a n a liz ą ,'a uw ażanych za ważne z punktu w idzenia w zrostu gospodarczego. K apitał społeczny definiuje się jak o zysk ekonom iczny będący następstw em istnienia w społeczeństw ie sieci w zajem

(18)

-nych pow iązań, na przykład w m iejscu pracy, w rodzinie, lub wynikających z przyjaźni czy sąsiedztw a. Sieć powiązań udziela w sparcia gospodarczym poczy­ naniom jedn ostek, bądź grup, um ożliw iając im szybsze dotarcie do zasobów. Roz­ budow ana sieć w zajem nych pow iązań, będąca czym ś w rodzaju nieform alnego banku danych czy instytucji asekuracyjnej, w spiera sferę ekonom iczną, wpływając na efektyw ność gospodarow ania.

K apitał społeczny je s t produktem religii, tradycji i edukacji. Jego wzrost zależy od takich cech, ja k lojalność, rzetelność czy uczciw ość. O znacza to, iż w społeczności pozbaw ionej tych cech, indyw idualne starania jednostki nie będą efektyw ne. Podkreśla się w ażność akum ulacji kapitału społecznego dla sprawnego rozw iązyw ania społecznych problem ów i redukcji kosztów owych rozwiązań oraz dla w spom agania ludzi w działaniach na rzecz poprawy ich sytuacji gospodarczej. Uw aża się, że przyczyną długotrw ałego dobrobytu w rozw iniętych gospodarkach jest istnienie dużych zasobów kapitału społecznego, w postaci kontaktów nieformal­ nych, dających lepszą koordynację, efektywniejszą kontrolę i obniżających koszty transakcji.

Już niew ielu ekonom istów kw estionuje w ażność instytucji społecznych, tradycji i kultury dla rozw oju ekonom icznego. N iem niej do lat dziew ięćdziesiątych XX w ieku nie próbow ano objąć kapitału społecznego ty p o w ą analizą ekono­ m ic z n ą poniew aż trudności zw iązane z jeg o k w an ty fik acją skutecznie odstraszały badaczy. D opiero Pierre B ourdieu i R obert Putm an spróbow ali dokładniej opisać tę kategorię. Punktem przełom ow ym stała się publikacja przez F rancisa Fukuyam ę Trust. The Social Yirtues and the Creation o f Prosperity w 1995 roku. W nowej teorii w zrostu (the new grow th theory), która zapoczątkow ała obiecujący trend we w spółczesnej ekonom ii nazyw any „now ą ekonom ią”, kapitał społeczny stanowi głów ny w arunek w zrostu gospodarczego. Uważa się, iż zaufanie w obrębie danej w spólnoty je st w artościotw órcze także dla procesów gospodarczych, w yzw ala bow iem przedsiębiorczość i innow acyjność, a tym sam ym sprzyja konkurencyjno­ ści. Tam , gdzie kapitału tego je st dużo, a więc i poziom zaufania je s t wysoki, m a­ my do czynienia z sukcesem gospodarczym .

W czasach M odrzew skiego rozw ażania o obyczajach sprow adzały się do pisania o tym , co teraz nazyw am y w ekonom ii „dobram i w spólnym i” . S ą one wy­ tw arzane we w szelkiego rodzaju w spólnotach ludzkich (np. w rodzinie, przedsię­ biorstw ie, grupach społecznych, przez narodow ość, płeć czy państw o) i przybiera­ j ą w sferze kultury, polityki i gospodarki, postać instytucji form alnych i niefor­ m alnych. D obra w spólne m ają je d n ą podstaw ow ą cechę, m ianow icie przyczyniają się do w zrostu zaufania społecznego. Dla pisarzy XVI, XVII, a także XVIII wieku, pytanie o zaufanie społeczne, podobnie jak i dla ich poprzedników , m iało znacze­ nie fundam entalne. Z nane było jak o kw estia osiągania „pokoju społecznego” lub „porządku społecznego” . Podczas gdy ich scholastyczni poprzednicy kładli nacisk na opis „pokoju społecznego”, renesansow i pisarze w oleli rozpraw iać o „porządku społecznym ” . Nie była to tylko zmiana terminologii. Średniowieczni pisarze udowad­ niali wyższość zachowań pokojowych nad zachowaniami agresywnymi, co w społe­ czeństwie, gdzie obowiązywała etyka rycerska, było bardzo potrzebne. W łaściwe rene­

(19)

sansowi rozmycie etosu rycerskiego i wprowadzenie w to miejsce wzorca dworskiego spowodowało, że podstawową kwestią, którą zajął się wiek XVII, było pytanie o istotę dyscypliny społecznej zracjonalizowane pod postacią prawa natury. Ten centralny problem został rozwiązany ostatecznie dopiero w 1776 roku, kiedy w Bogactw ie n a ­ rodów Adam Smith ukazał działanie m echanizm u rynkowego.

R ozw iązanie, upatrujące w rynku instytucję d yscyplinującą społeczeństw o, zostało w krótkim czasie zaakceptow ane przez w szystkie nauki społeczne, a potem zadom ow iło się na trw ałe w potocznej świadom ości. Efektow ne zw ycięstw o me- chanistycznej wersji koncepcji Sm itha przesłoniło inny nurt obecny w jeg o tw ór­ czości, a m ianow icie rozw ażania społeczne i m oralne. D ziew iętnastow ieczne za­ patrzenie się nauk ekonom icznych na fizykę zaow ocow ało m atem atyzacją nauk ekonom icznych, uściślono term inologię, wzrosła św iadom ość narzędzi m etodolo­ gicznych. Form alizacja ekonomii przyspieszyła jej rozwój, ale jed no cześnie zapo­ czątkow ała w spółczesne kłopoty ekonom ii. M echanistyczna, oparta na racjonal­ nym modelu człow ieka {homo oeconom icus) ekonom ia nie radzi sobie z istotnym i pytaniam i, w tym z najważniejszym, makroekonomicznym problemem - sformuło­ wanym ju ż przez Smitha - gdzie należy szukać źródeł ekonom icznego dobrobytu ?

N a pytanie to nie sposób odpow iedzieć odw ołując się do tradycyjnych m atem atycznych m odeli teorii wzrostu. Sform alizow ane m odele nie bardzo tłum a­ czą, dlaczego kraje o podobnej strukturze ekonom icznej i politycznej różnią się, i to nieraz bardzo znacznie, w poziom ie osiągniętego rozw oju gospodarczego (np. Stany Zjednoczone i M eksyk). T ą eksplanacyjną niem ożnością należy tłum aczyć w spółczesny pow rót problem atyki kultury, wartości i tradycji, który proponują: instytucjonalizm , now a ekonom ia, nowi keynesiści, oraz socjologizujące odłam y tzw. głów nego nurtu ekonom ii.

Za podstawową pracę z zakresu problematyki kapitału społecznego należy uznać książkę Francisa Fukuyamy Zaufanie. Kapitał społeczny a droga do dobrobytu (1995, wyd. poi. 1997). Powołując się na liczne przykłady historyczne i współczesne, Fukuyama udowodnił tą pracą, że podstawą osiągnięć ekonomicznych je st zaufanie. Zaufanie jest dla niego ,je d y n ą dom inującą cechą kulturową” opartą na „nawykach etycznych” i „wzajemnych moralnych obligacjach”, które w iążą rodziny i instytucje społeczne (Fukuyama 1997, s. 17). Im „silniejsza i stabilna struktura rodzinna” i „trwalsze instytucje społeczne”, tym większa szansa takiej społeczności na sukces ekonomiczny. „Prawo, umowa i gospodarczy racjonalizm są solidną, ale niewystar­ czającą podbudową stabilności i dostatku społeczeństwa postindustrialnego; należy wzmocnić je powszechną aprobatą obopólności interesów, moralnego obowiązku, służby społeczeństwu oraz zaufania - czyli wartości opartych raczej na zwyczaju niż na chłodnej kalkulacji”(ib., s. 21). Definiując kapitał społeczny jako umiejętność współpracy w grupach i instytucjach w celu osiągania wspólnych celów, Fukuyam a podkreśla dwie istotne cechy kapitału społecznego. Po pierwsze: kapitał ten jest gro­ madzony wspólnie, co znaczy, że jednostka sama nie jest w stanie go zakumulować. Po drugie: możliwość powiększania kapitału społecznego-w ym aga zaakceptowania norm wypracowanych przez daną społeczność, w tym przede wszystkim norm doty­ czących lojalności, uczciwości i rzetelności (ib., s. 39).

(20)

Dobrobyt

G dzie w tej w ielow iekow ej dyspucie, startującej od „spokoju społecznego”, w średniow ieczu poszukującej „porządku społecznego”, a od ośw iecenia pełnej panegiryków na rzecz „rynku” i wreszcie w spółczesnej debaty nad rolą „zaufania”, m iejsce A ndrzeja Frycza M odrzew skiego? A utor O popraw ie Rzeczypospolitej po­ szukuje przekładni um ożliwiającej szczęśliw e życie jednostki w bezpiecznym i za­ sobnym kraju. W idzi j ą w upow szechnieniu dobrych obyczajów . Tłum acząc za­ m iary M odrzew skiego na języ k współczesnej ekonom ii, m ożem y powiedzieć, że chce on pokazać w arunki wstępne, które um ożliw ią zintensyfikow anie procesu akum ulacji kapitału społecznego. Jego ujęcie je st now atorskie, poniew aż nie czyni, jak M achiavelli, ze społeczeństw a obiektu m anipulacji. M odrzew ski chce stworzyć sam oistną elitarną aw angardę społeczną złożoną z ludzi św iadom ie wybierających styl życia i św iadom ie w pływ ających na politykę poprzez w łaściw e w yłanianie elit rządzących. A w angarda ta da przykład, a także będzie spraw ow ać kontrolę nad re­ sztą społeczeństw a.

W pracy M odrzew skiego obecna je st wyraźna teza m ów iąca, iż um ożli­ w ienie osiągnięcia dobrobytu je st głównym celem państwa. Z definicji państwa - „zgrom adzenie i pospólność ludzka, zw iązana prawem , łącząca wielu sąsiadów, a ku życiu dobrem u i szczęśliw em u ustanow iona” (M odrzew ski 1953, s. 97) - wy­ nika, iż istnieją dw ie podstaw ow e cechy w yróżniające państwo: „zgrom adzenie” i „pospólność” . Słow o „zgrom adzenie” podkreśla dobrow olność; m ożna dom nie­ m ywać, iż u podstaw tego zgrom adzenia tkwi dobrow olna um ow a społeczna. Dru­ ga cecha, „pospólność”, każe myśleć o dobrach m ających charakter powszechny i w spólny (przym iotnik „pospolita” służył do oznaczenia państw a, czy do określe­ nia wojska szlacheckiego; rzeczpospolita i pospolite ruszenie). W ten sposób dwie zasady: zasada dobrow olności uczestniczenia we w spólnocie i zasada pow szechno­ ści dóbr w spólnych stają się podstawowym w yróżnikiem państwa.

R zeczpospolita w czasach M odrzew skiego była państwem „łączącym w ielu sąsiadów ” . „S ąsiedzi” nie byli osobami o podobnych korzeniach, dzieliła ich w iara i narodow ość, tradycja i kultura. Co mogło ich łączyć? M odrzewski miał na to pytanie go to w ą C ycerońską odpowiedź: „dobre i szczęśliw e życie” , życie prze­ żyte uczciw ie i spraw iedliw ie.

Państw o, w edług Frycza, je st instytucją ochraniającą, grom adzącą i dosko­ nalącą środki pozw alające na osiągnięcie dobrobytu. N ie je st ono je d y n ą instytucją, która spraw uje ta k ą funkcję.

O bok państw a podobne cele realizuje także K ościół i szkoła. W tym trium- w iracie trzech autonom icznych instytucji, działających na rzecz dobrobytu, pań­ stwu przypada funkcja utrzym yw ania bezpieczeństw a w ew nętrznego poprzez spraw ow anie pieczy nad porządkiem moralnym i prawnym oraz zapew nienie bez­ pieczeństw a zew nętrznego. Bezpieczeństw o totalne, które w inno być produktem państw a zależy - zdaniem M odrzew skiego - od „uczciwości obyczajów ”, „suro­ wości sądów ” oraz „sztuki w ojennej” (ib., s.100).

(21)

Uczciwość obyczajów - afekty

Zasada pow szechności i zasada dobrowolności - głów ne zasady państw a - sprzy­ ja ją tw orzeniu się dobrych obyczajów. M odrzewski widzi we w spólnym obszarze, wyznaczonym przez te zasady, tw orzyw o propaństw ow ych zachow ań. O byczaje są zachow aniam i, na które istnieje w społeczności przyzw olenie w postaci „cichej zgody” uświęconej „długim naw ykiem ” . „Cicha zgoda” koresponduje z zasadą dobrow olności; jesteś członkiem społeczności, a więc też i akceptujesz jej reguły. „Długi naw yk” św iadczy o ew olucji państwa, wiele obyczajów - stw ierdza autor - wcześniej było prawem i dopiero, w wyniku przem ian, stało się obyczajem (Ks. I, rozdz. IV). To rozum ow anie staje się podstaw ą tezy M odrzew skiego o wyższości obyczajów nad prawem . Tak rozum iane obyczaje, jak o czyny i zachow ania mające akceptację zbiorow ości, są czym ś lepszym niż prawo, poniew aż, po pierw sze: nie w ym agają sankcji; a po drugie: przeszły ju ż społeczną w eryfikację.

Dobre państw o oznacza zbiór dobrych indyw iduów (Ks. I, rozdz. V). Człow iek dobry działa kierow any „skłonnością serca” . Frycz chce napraw y pań­ stwa poprzez w zm ocnienie w ludziach cech pozytyw nych. W zm ocnienie to musi być na tyle silne, aby członkow ie danej społeczności działali spontanicznie, tak, aby zew nętrzna presja stała się zbyteczna. Złe pasje człow ieka pow inny zostać poskrom ione przez zachow ania cnotliw e, np. na często m ającą m iejsce „w ybujałą” chciw ość i am bicję, proponuje remedium w postaci „poznania i przyzw yczajenia do tego, co uczciw e”(ib., s. 103). M odrzewski uważa, że ludzka natura je s t całko­ w icie zdom inow ana przez emocje. Rozum jak o ostatni dow iaduje się, co je s t dobre, dopiero w m om encie, gdy „iskry cnoty i m ądrości” zabły sną „gorejącym płom ie­ niem ” . Em ocje te jak o „w zruszenia duszy” stanow ią „tam ę” dla rozum u i prze­ szkadzają w słuchaniu „dobrych rad” . Zw łaszcza em ocje w postaci strachu i lęku są niebezpieczne, poniew aż w rezultacie dają nienawiść. Co w ięcej, także każda z pozytywnych em ocji m oże się wyrodzić; nadzieja może przerodzić się w gonitwę za ułudą, a m iłość w gwałt. Owe „afekty” są stałą częścią natury ludzkiej. N ie m o­ żemy je całkow icie w yplenić, ale m ożem y próbow ać nad nimi zapanow ać, czeka­ ją c aż ostygnie „w ar krw i” . C złow iek chcąc stać się sam odzielnym , musi nauczyć

się panow ać nad swymi em ocjam i. W ielce przydatna będzie tutaj cnota rozwagi, jako w arunek osiągania spraw iedliw ości, stałości i prawdy.

W iedza odgryw a pozytyw ną rolę w procesie dojrzew ania człow ieka. Jest czymś, co daje czas na przeczekanie „waru krw i”, poniew aż nakazuje przem yśleć każde działanie. N iem niej przysługuje jej tylko siła persw azji. M odrzew ski do­ strzega tu analogię m iędzy religią a wiedzą; i jedna, i druga, nie je st w stanie sama w sobie zrobić z człow ieka anioła. Niem niej wiedza plus „przyzw yczajenie” może rzeczyw iście ulepszyć człow ieka. Konkluzja ta pow oduje, że szczególnym obiek­ tem zainteresow ania pisarza staną się dzieci i młodzież, jak o najbardziej podatni na „przyzw yczajenie” . M łodzi powinni pracować, uczyć się religii, m ieszkać w nie­ zbyt kom fortow ych w arunkach, a w wypadku nieposłuszeństw a oczekiw ać na karę rózgi. W swych radach dotyczących m łodego pokolenia M odrzew ski, obok

(22)

powta-rzania obiegow ych sądów apelujących o zastąpienie „m iękkiego w ychow ania” „karnością i obyczajam i”, w prow adza ciekaw ą innowację pod postacią wymogu pracy.

Obyczaje a instytucje

M odrzew ski poszukując sprzym ierzeńców w dziele krzew ienia dobrych obyczajów przeprow adza analizę istniejących instytucji społecznych. N ie podobają mu się dw ory bogaczy. D w ory pow inny być „warsztatem ogłady i kształcenia um ysłu”, jed n ak w rzeczyw istości je s t to instytucja skorum pow ana, k tórą rządzi „próżność i am b icja’, luksus i zawiść. Dwory uosabiają etykietę, kiedy pow ołaniem człow ie­ ka je st etyka będąca nau k ą o „życiu um iarkowanym i roztropnym ” .

N astępną instytucją poddaną ocenie je st urząd królew ski. M isja króla przejaw ia się w byciu w zorem dla innych, szczególnie chodzi o m ądrość albowiem m ądrość je st przew odniczką czterech cnót: um iarkowania, spraw iedliw ości, hojno­ ści i m ęstwa. G łów ne zadanie królew skie polega na budow ie zaufania społecznego, ma on być „o b ro ń cą i stróżem ” w szystkich członków społeczeństw a. W yjątkowość tego zadania w ynika z konieczności zapew nienia równości w szystkim ludziom w państw ie. Rów ność ludzi dla M odrzew skiego nie je st rów nością m ajątkową, jest to rów ność etyczna, taka, ja k ą proponow ał Platon, równość szans na bycie dobrym człow iekiem . M odrzew ski uważa, iż praw dziw a rów ność oznacza „ludzkość, życzliw ość, m iłosierdzie, spraw iedliw ość”(ib., s. 129). W ten sposób wytępienie „nadętości, pychy i dum y” czy „zarozum iałości, buty i pychy” owych „zaraz ludz­ kości” staje się celem politycznym . M odrzewski sytuuje ten cel wysoko, mówiąc, że praw da rządzenia w yraża się w „rozkazywaniu myślom ludzkim ” . Król ma być przew odnikiem duchow ym w dziele kształtow ania dobrych obyczajów , ma być pilnym obserw atorem rzeczyw istości i jednocześnie gw arantow ać równość osób w obrębie owych dobrych obyczajów . Autor daje mu też pierw sze zadanie do wy­ konania, a m ianow icie, chce takiej samej odpow iedzialności dla wszystkich w in­ nych kary m ężobójstw a.

Po opisaniu istoty w ładzy królewskiej M odrzewski tw orzy rejestr prak­ tycznych pow inności, takich jak: inspekcji kraju, spraw ow ania kontroli nad obron­ n o ś c ią nadzoru nad adm inistracją królew ską, nadzoru nad skarbem („naradzić się nad każdym w ydatkiem z ludźmi do tego w ybranym i, a z w szystkiego...składać rachunek podskarbim ” (ib., s. 135). Rady stricte ekonom iczne zaw ęża do obiego­ wego sądu: „m ienie niszczeje przez rozrzutność, a pom naża się oszczędnością” (ib.). Z tej analizy w ynika, iż M odrzewski wiąże pewne nadzieje z urzędem kró­ lewskim.

T rzecią z kolei egzam inow aną instytucją je s t senat. M odrzewski bardzo się stara żeby zdefiniow ać dokładnie obowiązki instytucji doradczej. C ały czas tow a­ rzyszą mu obaw y o jak o ść doradztw a, niepokoi go zw łaszcza sam proces podej­ m ow ania decyzji przez dość liczne gremium , pisze: „[...] cóż z w ielości, jeśli ona bez rozum u” (ib., s. 150). Podkreśla w ażność doradztwa i proponuje utworzenie

(23)

obok senatu stałej rady. N ajw ażniejszym jeg o zaleceniem je st pochw ała m ów ienia rzeczy niepopularnych.

W poszukiw aniu instytucji mogącej krzewić dobre obyczaje M odrzewski przyglądnął się dw orom , urzędowi królew skiem u i senatow i. B yły to m iejsca, do których garnęli się m łodzi ludzie pragnący zrobić karierę. W ów czesnej Polsce, tak samo ja k i w całej Europie, instytucje te um ożliw iały zdolnym , choć niem ajętnym szlachcicom aw ans społeczny. M odrzewski form ułując szereg postulatów pod ad­ resem istniejących instytucji, w gruncie rzeczy w ypow iada w iele zastrzeżeń, w y­ raźnie w skazując na ich ograniczenia. „W odzow ie, sędziow ie i przełożeni m iast”, powołani przez króla, będący głównym i w ykonaw cam i jeg o w oli, nie sto ją na stra­ ży obow iązującego praw a (znany przykład kary za m ężobójstw o). W idać, że autor chce dwóch rzeczy: w łaściw ych ludzi na stanow iskach oraz dostarczenia im, a tak ­ że przekazyw ania przez nich rzetelnej informacji.

Kontrola obyczajów. Cenzorzy

O cena instytucji nie w ypadła zbyt dobrze, stąd autor proponuje stw orzyć now ą instytucję: cenzora, człow ieka doglądającego obyczajów . Funkcja cenzora - tak jak p rz e d sta w ia ją M odrzew ski - m a polegać na grom adzeniu i przekazyw aniu infor­ macji. W gruncie rzeczy cenzorzy obyczaju kontrolują zachow ania szlacheckie. Widać ju ż było przy okazji analizy roli senatu, że M odrzew skiego niepokoi system w yłaniania elit rządzących. C enzor obyczaju, raportując o zachow aniach szlachty we własnych w łościach, dostarczałby cennej inform acji królowi. Szlachcicow i naruszającem u norm y praw ne i m oralne groziłoby usunięcie z urzędu i senatu. Presja utraty stanow iska z jednej strony, z drugiej rzetelność w iedzy królew skiej sprzyjałaby odbudow ie moralnej elit. Program ustanow ienia dw óch cenzorów na powiat, trudno jed n ak uznać za program napraw czy państw a, skoro M odrzewski nie pisze skąd w ziąć tych cenzorów.

M odrzew skiego interesuje także rodzina. Wpraw dzie nie pośw ięca jej dużo miejsca, ale cenzorów m ałżeństw om aw ia zaraz po cenzorach ogólnych obycza­ jów . W idać, że do spraw rodziny przyw iązuje dużą wagę, zdaje sobie także sprawę

z roli, ja k ą w rodzinie pełni kobieta i jej interesów chce bronić.

Liczni kom entatorzy M odrzew skiego widzieli w cenzorach przede w szyst­ kim ludzi w prow adzających dyscyplinę. Jednak zw ażyw szy intencje M odrzew ­ skiego, w ydaje się, iż przede w szystkim ich zadaniem je s t ochrona słabszych; króla przed szlachtą i kobiet przed m ęską przem ocą, a dopiero na drugim planie w idocz­ ne są ich funkcje dyscyplinujące i adm inistracyjne.

Gospodarka

Sprawy gospodarcze sytuuje M odrzewski na trzecim m iejscu po polityce, władzy w ykonaw czej i rodzinie. Do kontroli gospodarki chce pow ołać „nadzorców handlu

(24)

i pieniędzy”, będących urzędnikam i kontrolującym i im port i eksport towarów, w tym szczególnie ekspórt zboża. W edług M odrzew skiego to w łaśnie zboże jest tym artykułem , którego cena przesądza o ogólnym poziom ie cen, a w raz z tym o stanie gospodarki, bow iem drożyzna zboża, w przypadku je g o niedoboru, powo­ duje drożyznę innych tow arów . Proponuje zrobienie bilansu zbożow ych potrzeb kraju i pilnow anie, aby eksport nie narusza! potrzeb ludności. Chodzi o to, „aby nasze ziem ie nie staw ały się urodzajniejsze dla obcych, a jało w e dla nas samych (ib„ s. 158). Uważa, że w yznaczenie krajowej ceny zboża z urzędu potrafi prze­ ciw działać niekorzystnem u eksportow i, chce budowy spichlerzy publicznych w ce­ lu przechow ania skupionego zboża. N ie bardzo chce też przystać na eksport innych artykułów . Pisze: „ [ ...] w ielu ludzi bogaci się na w yw ozie [chodzi o wosk, łój, skórę, konie, w oły — przyp. mój JR] i niesie tym sposobem obfitość i dostatek w szystkiego ościennym narodom , a rów nocześnie lud cierpi u nas głód z powodu niedostatku i pow szechnej drożyzny”(ib., s. 159). M odrzewski prezentuje tu typo­ w ą w iedzę ekonom iczną epoki odm awiającej gospodarce autonom ii i traktującej ingerencję w spraw y gospodarcze jak o obowiązek, poniew aż gospodarka ma swoje w łasne nie całkiem czyste dążenia, natom iast państwo i sam orząd miejski są in­ stytucjam i pow ołanym i do regulow ania spraw gospodarczych i do dbania o intere­ sy biednych. K w estię cen zbóż jak o regulatorów koniunktury najobszerniej anali­ zow ano w tym czasie w Holandii i w Anglii, krajach zależnych od importu zboża, tam też rozpoczęła się dyskusja m erkantylistyczna, która doprow adziła do defety- szyzacji zboża ja k o tow aru w yjątkow ego. M odrzewski ze swoim i postulatam i au- tarkii nie tylko zbożow ej i ochrony interesów biednych pozostaje w kręgu zaintere­ sow ań średniow iecznych pisarzy ekonom icznych, dla których kw estia sam ow y­ starczalności w zakresie środków żywności była - zresztą słusznie - podstaw ow ą kw estią ekonom iczną.

Drugim w kolejności postulatem po autarkicznej polityce zbożowej jest przestrzeganie średniow iecznej konstrukcji iustimi pretium - „ceny spraw iedliw ej” . O dosobnienie m iast, niew ielka liczba ich m ieszkańców, sprzyjała zarów no po­ w staw aniu m onopoli, ja k i spekulacjom . M odrzewski pisze o „nieznośnej prze­ w rotności piekarzy i szynkarzy, którzy takie sam e m ają ceny na chieb i piwo, gdy zboże tanieje, ja k i w tedy, gdy bardzo drogie” (ib., s. 158). N arzeka rów nież na „nieznośną drożyznę” podczas sejm ików, nie zauw ażając, że w tym czasie należało w yżyw ić w ięk szą liczbę osób. Jego interpretacja ceny spraw iedliw ej znowu pod­ kreśla rolę państw a, które nie tylko pow inno pilnować w łaściw ych cen, ale także poprzez sw ych urzędników w yznaczać ceny w kraju.

K w estia jakości tow arów je s t trzecim z kolei problem em ekonom icznym , który podejm uje M odrzew ski. Pragnie zw alczać w szystkie „nierzetelności”, po­ stuluje egzekw ow anie dziesięciodniow ej rękojmi, co w ów czesnych warunkach oznaczało, że zarów no kupiec, ja k i kupujący powinni byli zostać przez 10 dni w m iejscu zaw arcia transakcji. Chce karać także wypadki nie ujaw niania przez sprzedającego w ad tow aru (ib., s. 159). Szczególnie podkreśla konieczność tępie­ nia fałszerzy win.

Cytaty

Powiązane dokumenty

stając w dalszym ciągu dziećmi, a nie odpowiedzialnymi dorosłymi, zdolnymi do samodzielnego funkcjonowania w rolach rodzinnych i zawodowych. Sami, będąc

Aktywna starość może mieć także głębsze znaczenie, np. w sensie poszuki­ wania odpowiedzi na pytanie: kim jestem? czyli określaniu własnej tożsamości.

Rozwiązania prawne, które stały się przedmiotem rozważań polskiego sądu kon- stytucyjnego zostały wprowadzone w 2004 r. 32 Natomiast inna była procedura, w ramach której sprawa ta

7) przetwarzanie jest prowadzone w celu ochrony stanu zdrowia, świadczenia usług medycznych lub leczenia pacjentów przez osoby trudniące się zawo- dowo leczeniem lub

Właśnie w ramach stronnictw forsujących tę ideę znalazły się organizacje odwołujące się do wspólnoty etnicznej Słowian, bliskości kulturalno-językowej, a

Pomimo zacieśnienia współpracy idea powołania platformy regularnych, sformalizowanych spotkań pojawiła się dość nieoczekiwanie. Staszko Potrzebowski odebrał telefon z

Eryk Franciszek Prugar, absolwent Politechniki Lwowskiej, inżynier mechanik, doktor nauk technicznych, profesor nadzwyczajny Politechniki Śląskiej w Gliwicach, był

w ołan ia o toleran cję m iały ogrom ne znaczenie i dochodziły do św iadom ości osób