i
Ł
I
t»
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
/1 f[O C L C < l l i /r iA .—.
OSTATNIE DNI POMPEI.
http://dlibra.ujk.edu.plBiblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
G azeta P o lsk a “ . T om 4 3 (LV I).
OSTATNIE DNI
P O M P E I
prz (*/S: Ji
9
,
5dulwera
T a k i W e z u w iu s z ! i to sic z d a r z a coro cznie. Lecz w s z y s tk ie w y b u c h y później sze, n a w e t złączone w jedno, z aled w ie b y n a wspomnienie z a s łu g i w a ły , g d y b y ś m y je chcieli p o ró w n a ć z w y n ik ły m w epoce ó k tó r e j m am y mówić... Dzień przemienił się w noc, noc w ciemności; w u lk a n w y rzucił n iep o ję tą ilość popiołów i p ias k u , prz ep e łn ił niemi ziemię, morze, powie trze i z a g r z e b a ł d w a cał e miasta,* H e r k u lan u m i Pom peje, w chwili g d y lud z n a j d o w a ł się n a ig r z y s k a c h w T e a tr z e .Dion Cassius lib. i^ X V I.
T O M I
W ARSZA WA.
Nakładem Redakcyi „Gazety Polskiej*
Druk J. Sikorskiego, Warecka a
i 800
V
Æ03B0JLEÜÜ UElI3yfOIO
BapmaBa, 26 ABrycTa 1399 roaa
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
p r z e d m o w a
:
Dajem y dziś Sz. czytelnikom utwór, którego młode pokolenie nie zna, a który starsze chętnie sobie przypomni, bo go przed laty czytało z bijącem od
w zruszeń sercem. „O statnie dni Pom pei“ B ulw era
je s t to jedna z najpopularniejszych książek naszego wieku. W arto ją znać i w arto ją mieć w biblio teczce. ...
Sir E d w ard J e rz y B ulw er-L ytton, syn g en erała W iliam a B ulw era i lady W arb u rto n L ytton, urodził się 1*03 r. w H aydon-H all. W domu otrzym ał w y kształcenie nader staranne, uzupełnione następnie studyam i w Cam bridge oraz częstemi podróżami. Od r. 18% ogłasza pierwsze utw ory swoje, a potem nie mal corocznie aż do końca życia (r. 18/3) ukazują się jeg o romanse obyczajowe i historyczne, przeplatane dram atam i, komedyami i poematami, oraz szkicami
- 6
literaekiem i, filozoficznemi i politycznemi. Po za li te ra tu ry bierze czynny udział w życiu politycznem od r. L 31, zostając posłem izby niższej, jako stronnik
whigów; w r. 1n52 zasiada znowu w parlam encie,
już jako gorliw y torys; w lat kilka otrzym uje zarząd kolonii.
Powodzenie literackie zapew nił mu romans oby czajowy p. t. „Pelham “, wydany w r. Ib23. Z tego dziełu do najlepszych, prócz powyższego, zaliczyć wypada romanse: „O dtrącony“, „Caxtonowie“, „Mo ja powieść“, „Kenelm C hillingly“ i in. Słabszemi są powieści, osnute na tem atach krym inalnych, jak r Eugeniusz A ram “, „Noc i po ranek“, „A licya“ i nie które inne. Lecz naw et najsłabsze romanse, jak : „Godolfin“, „Zanoni“ i in. dowodzą olbrzymiej pomy słowości i płodności autora. W ogóle dzieła B ulw era zalecają się doskonałą obserwacyą, znajomością lu dzi, rozmaitością charakterów , dowcipem, wreszcie kom pozycyą^zawsze jędrnie obmyślaną, i z w artą bu
dową. *
Z cyklu romansów historycznych do najcelniej szych bez w ątpienia należą: „Rienzi“ i „O statnie dni Pom pei“.
W „O statnich dniach Pom pei“ auto r w ykazał- niepospolitą znajomość czasów i rzeczy starożytnych. Mamy tu barw ny obraz życia kompei, Wysnuty z nad zwyczajną p lasty ką z w ydartych popiołom pomników. Odgrzebane po osiemnastu w iekach miasto zaludnia się pod mistrzowskiem piórem prawdziwymi, żywymi
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
7 —
ludźmi; odnalezione ofiary k atastro fy straszliw ej od najdują, tu imiona i żyją,, ucztują,, śpiew ają, kochają, nienawidzą, w eselą się i płaczą. C zytelnik poprostu ma przed oczami Pompeję całą z jej mieszkańcami, ulicami, budynkami; snują się przed nim tłum y panów i niewolników, kapłanów i gladyatorów a wpośród nich sylw etki pierwszych chrześcian, pełnych w iary i nie znających trw ogi. W czasie igrzysk, na k tó re się zbiegł lud, następuje ostatni a k t dram atu: za trz ę sła się gw ałtow nie ziemia, na miasto posypały się gorące popioły i kamienie, spłynęła ognista law a, a wśród nieprzejrzanych ciemności, przeryw anych kiedyniekiedy oślepiającemi błyskaw icam i wulkanu, wśród huku walących się budynków, ry k u dzikich zw ierząt, sprowadzonych na igrzyska, jęków i p ła czów ludzi, po stosach trupów szli przez miasto n ieu straszeni chrześcianie, w ołając: N adeszła godzina! Obraz ten nadługo zostaje w pamięci.
H. St. P. http://dlibra.ujk.edu.pl
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
KSIĘGA I.
R O Z D Z IA Ł I.
Dwaj eleganci w Pompei.
— Ach! Dyomedzie, jakżem rad że cię widzę. Czy w ieczerzasz dziś u Glauka?
T ak przem ówił młodzieniec niskiego wzrostu; jego tunika, spadająca z ramion w obszerne i ro zk o szne fałdy, daw ała w nim poznać patrycyusza a r a zem trzpiota.
— N iestety! nie, kochany Klaudyuszu, nie za prosił mię, — odpowie Dyomed, człowiek średniego wieku i przybranej szlachetności w postaw ie. — N a Polluksa! złego mi przez to w ypłatał figla, pow iadają bowiem, że nikt w Pompei tak dobrych nie c b Je w ie czerzy.
— Nie są złe, w samej rzeczy, szkoda tylko, że niedosyć je s t na nich wina. W istocie wyznać n a
— 10
-leży, że w żyłach jego nie płynie ta czysta krew da wnych Greków, zw ykł bowiem mawiać, że obfi tość wina wieczorem pozbawia go rozumu n azajutrz rajio.
— J a mniemam, że oszczędność jego ma jeszcze inną pobudkę,—rzecze Dyomed, m arszcząc brwi; —po mimo jego dumę i rozrzutność, nie sądzę, aby był tak bogatym ja k nim się być mieni i więcej mu chodzi o amfory niż o rozum.
— Tem bardziej tedy wieczerzać u niego należy, dopóki jeszcze nie zbywa mu na sestercach. N a rok następny musimy, Dyomedzie, postarać się o innego G laukusa.
— Słychać, że lubi także grę w kości.
— Lubi on w szystkie rozkosze, i dopóki tylko nie ustanie w chęci daw ania wieczerzy, dopóty kochać go nie przestaniem y.
— Ach! jakżeś to dobrze powiedział, K laudyu- szu! Ale, ale, czyś widział moją piwnicę?
— N ie przypominam sobie, mój dobry D y o medzie.
— M ulimy więc którego dnia wieczerzać w niej z sobą razem! mam dobre m ureny w sadzawce i zapro szę także edyla Pansę.
— O! nie rób sobie ze mną ty le ceremonii! P ér
sicos odi apparatus, łatw o mnie zadowolić można.
Lecz zr.czyna się już zm ierzchać i chciałbym pójść do kępieli... a ty?
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
- 1 1
— J a się udam do Kw estora... z ważnym in te resem... i ztam tąd do św iątyni Izydy. Vale!
— J a k wiele próżności w tym człowieku; udaje zatrudnionego, a przytem ja k źle wychowany! — r z e cze cicho K laudyusz, oddalając się zwolna. — Zdaje mu się, że jego uczty i wina zapomnieć nam dadzą, że je st synem wyzwoleńca. Z resztą radziśmy temu ile razy ma zaszczyt być przez nas zgrywanym, ci bogaci plebejusze są żniwem dla nas, rozrzutnych pa- trycyuszów.
K ończąc te słowa K laudyusz wszedł na via Do-
mitiana, która, uatłoczona wozami i pieszo idącymi,
przedstaw iała ten zbytek życia, ruchu i wesołości, jaki się dziś jeszcze napotyka na ulicach Neapolu. Dzwonki u wozów, m ijających się szybko, obijały się wesoło o uszy, a K laudyusz w itał uśmiechem lub sk i nieniem głowy właścicieli powozów, najwięcej wy- twornością lub dziwactwem odznaczających się; nie było bowiem w całej Pompei młodzieńca, któryby ta k roz ległe m iał znajomości.
— Ach! to ty, Klaudyuszu! Ja k ż e ś spał po we sołej zabawie?— zaw ołał przyjemnym i miłym głosem młodzieniec siedzący na wozie pełnym najw ytw o rniej szego smaku. N a bronzach je?o zew nętrznych w y ry te były przez najlepszych rzeźbiarzy, jakich jeszcze w tej epoee d ostarczała G-recya, płaskorzeźby, w y obrażające olimpijskie igrzyska. D w a konie zaprzę żone u wozu były czystej krw i partskiej; wysmukłe ich członki zdaw ały się pogardzać ziemią i wznosić
- 1 2
-w po-w ietrze, a jednak na najm niejszy ruch ręki -wo źnicy, umieszczouego w tyle powozu, staw ały n ieru chome, ja k gdyby znagła zamieniły się w głazy, n ie me, lecz pełne życia, w kształcie cudownych utworów dłuta P raksytelesa. P an wozu przedstaw iał w swej osobie tę piękną, sym etryę, te rozw inięte k ształty , za którem i ty le się w swych wzorach ubiegali rzeźbiarze ateńscy; po jego jasnych włosach zw ijających się w pukle i doskonałej regularności rysów łatw o było poznać pochodzenie-z rodu greckiego. Nie nosił wcale togi, gdyż ubiór ten za czasów Cesarzów p rzestał być oznaką dystynkcyi rzym skich obywateli, a naw et po czytyw any był za śmieszność przez tych, którzy się ubiegali za modą; lecz tunika jego jaśn iała blaskiem ty ry jsk iej purpury, a klam ry, które ją spinały, zwane
fibulae, ozdobione były szmaragdami. Około szyi
m iał łańcuch złoty spajający się na piersiach w k s z ta ł cie głowy węża, w którego paszczy umieszczoną była obrączka z pieczątką m isternej roboty. R ękaw y j e go tuniki były szerokie i oszyte frendzlą u brzegu; a chustka, worek, s ty l i tabliczki zatk n ięte były za pas haftow any w arabeski z tej samej co frendzla materyi-.
— Cieszy mię to, kochany G-lauku, — rzecze K laudyusz, — że ostatnia tw a s tra ta ta k mało w y w arła wpływu na tw ą wesołość. Rzecby można, żeś natchniony przez Apollina, a tw arz tw oja jaśnieje szczęściem ja k chwała. W idząc nas obu, poczytaćby
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
cię można za gracza szczęśliwego, a mnie za ugra nego.
— Alboż zysk lub s tra ta podłego kruszcu ma pozbawić nas wesołości? Przez aTowisza, dopókiśmy jeszcze młodzi, dopóki możemy nasze skronie w ień czyć kw iatam i, dopóki dźwięk lu tn i nie obija się o słuch stępiony, dopóki uśmiech Lidyi lub Ghloi po dw aja bieg krw i w żyłach naszych, winniśmy rozpły wać się na widok słońca i zniew alać czas, aby nam
dostarczał rozkoszy. Czy pam iętasz o dzisiejszej
wieczerzy u mnie?
K tóżby mógł zapomnieć zaproszenia Glauka? — Dokąd się udajesz w tej chwili?
Chciałem iść do kąpieli, lecz jeszcze godzina upłynie, nim się tam udać można będzie.
— Odeślę wóz i pójdę z tobą razem. Tym spo sobem, Fidyaszu, — dodał, głaszcząc konia najbliżej s t o j ą c e g o , —będziesz miał wypoczynek do ju tra . N ie praw daż, że to piękne zwierzę? Co myślisz o niem, Klaudyuszu?
— Godzien należeć do Peba, odpowie szlache
tny dw orak,— albo do G lauka.
R O Z D Z IA Ł I I .
K w iaciarka nie widząca i piękność modna — Wyznanie Ateńczyka.— Czytelnik poznaje Arbacesa z Egiptu.
T ak rozm awiając o rozlicznych przedm iotach, dwaj młodzieńcy przebiegali lekkim krokiem ulice m iasta i nakoniec zbliżyli się do części najbogatszych sklepów, których w nętrza uderzały zdała wzrok świe- tuemi i harm onijuemi koloram i malowideł al fresco nieskończouej rozmaitości. W y try sk i przejrzystej wody, k tó re u końca każdego rzutu oka rozpraszały w pow ietrze dnia letniego orzeźw iającą swą pianę; mnóstwo przechadzających się osób odzianych po więk zej części purpurą; tłoczące się gromady około najparadniejszych sklepów; niewolnicy idący tu i ow dzie, niosąc na głowach naczynia bronzowe wytwornej rzeźby; gdzieniegdzie dziewice wiejskie z koszami
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
owoców i kw iatów , które dla dawnych mieszkańców W łoch nie były zgoła przedmiotem tej obawy, ja k dla ich następców, upatrujących w każdym fiołku, w k a żdej róży zaród choroby; nakoniee mnogie miejsca publicznych schadzek, k tó re u tego ludu, zamiłowane go w próżniactwie, zastępow ały nasze kaw iarnie i kluby, to je st, sklepy m ające w ew nątrz marmurowe tablice do staw iania naczyń z winem i oliwą, zew nątrz zaś u progu ław ki zabezpieczone od skw aru słońca zasłonami z purpury i w zyw ające do wypoczynku strudzonego przechodnia, wszystko to tworzyło scenę ta k wesołą, ta k św ietną, ta k ożywioną, iż dziwić się nie należy, że ateńska dusza Grlauka tak łatw o pod dała się zachwyceniu.
- - Nie wspominaj mi o Rzymie, — rzecze do K laudyusza;—uciechy są zbyt poważne, zbyt ciężkie w jego m urach. W obrębach naw et dworu, w złoco nym domu N erona, wśród w zrastającej świetności pałacu T ytu sa, wspaniałość je s t pełną smętności; wzrok tam cierpi, umysł się utrudza. Z re sz tą je s t- że przyjem nie czynić porównanie ogromu bogactw a
innych z w łasną miernością? T utaj, prze iwnie,
Wciągamy się powoli do rozkoszy i używamy całej świetności zb ytku bez znużenia tow arzyszącego p rze pychowi.
— W ięc dlatego w ybrałeś Pompeję za miejsce pobytu podczas lata?
— W istocie, przekładam Pompeję nad Baja. Nie przeczę powabu Bai: lecz nienawidzę
-
16
-jącyeh ją pedantów, któ rzy każdą rozkosz zdają się ważyć na szali.
— A jed n ak lubisz uczonych, i co się tyczy po- ezyi, czyliż nie słyszeliśmy jaśniejącej w rozmowach tw ych tow arzystw domowych wymowy Eschylesa lub Homera?
— T ak jest; lecz ci Rzymianie, naśladujący n a szych przodków ateńskich, czynią to ta k niezręcznie! Gdy idą na polowanie, każą swym niewolnikom nieść za sobą dzieła Platona; a jeśli zgubią ślad dzika, bio rą się do książek i papyru, aby nie tracić czasu. Gdy się napaw ają widokiem tan cerek rozw ijających przed ich oczyma czarujące powaby tań ca perskiego, jeden z wyzwoleńców z tw arzą jak b y z m arm uru czyta im głosem jednodźwiącznym rozdziały Cycerona. N ie zręczni Farmakopoliści! Rozkosz i nauka nie są to żywioły, któreby się pomieszać dały; trzeb a używać każdego zosobna; Rzymianie nie znają ceny żadnego, usiłując połączyć je z sobą. Czegóż przez to dowo dzą? a to, że obu nie pojmują duszą. Nie uwierzysz, kochany K laudyuszu, ja k trudno twym współziomkom wystawić sobie tę kw iecistą zmienność P eryklesa, te ponęty Aspazyi! Niedawno leszcze odwiedzałem P l i niusza. P isał on w swym pawilonie letnim, gdy tym czasem nieszczęśliwy Diewolnik g ra ł na flecie. Je g o synowiec..., ach! znieść nie mogę ty ch filozoficznych szarlatanów ! Synowiec jego czy tał opis zarazy Tu- cydydesa i, gdy wzrok jego przebiegał odrażające szczegóły tej okropnej historyi, on tymczasem bił ta k t
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
~ 17 —
machinalnie zarozumiały swą głową. Ten ro ztrzep a ny młodzieniec uważał za rzecz nader prostą słuchać piosuki miłosnej i < zytać razem opis zarazy.
— Czyż w istocie nie je s t to samo? — spyta się K laudyusz
— W łaśniem mu to powiedział, aby w ytłóim - czyć jego niedorzeczność lecz mój miody filozof spoj rzał na mnie z miną niechęci i, nie przenikając ż a r t t , odpowiedział, że muzyka zajmuje tyiko słu* li, gdy tymczasem książka (zważ dobrze, że to był opis za razy) wznosi serce. Ach!—rzecze na to s-tryi, — mój synowiec je s t prawdziwym A teńczykiem , umiejącym
zawsze połączyć powab z pożytkiem. Przez M iner-
Wę! jakżem się śm iał w duchu! deszczem się był nie oddalił, gdy dano znać naszemu młodemu sofiście, że jego ulubiony wyzwoleniec umarł z febry. O, nie
ubłagana śmiercil zawołał; niech mi przyniosą H o ra
cego! Z jak ąż wymową ten powabny poeta nieść
umie pociechę w podobnych nieszczęściach! Czyż uiuiemasz, kocaany K liudyuszu, że ludzie tego ro d za ju umieją kochać? Zaledw ie to czynią zmysłowo, i rzadko znaleźć Rzymianina, któryby miał serce. Są to dowcipne machiny, którym braknie tylko kości i ciała.
Lubo Klaudyuszow i nie mogły być przyjemne słowa tak poniżające jego współziomków, udał jednak, podziela z lanie przyjaciela, bą iż dlatego, że był z natury pochlebcą, bądź że moda w tej epoce
wyma-Ostatnie dni Pompei. I. Tygod. dod. b e * D . do „G»*etv Fol»k>H“, 2 http://dlibra.ujk.edu.pl
- 18
-gała od hołdujące] sobie młodzieży rzym skiej udaw a nia pogardy dla jedynego tytułu, jak i zdolnym był rzeczywiście uspraw iedliw ić narodową dumę. R zy mianie naśladow ali G reków i naśmiewali się z tych, k tó rz y to czynili niezręcznie.
Podczas tej rozmowy przechodnie nasi z a trz y mani zostali skupionym natłokiem u zbiegu trzech ulic. Tam w cieniu portyku świątyni, powabnej i lek kiej a rc h ite k tu ry , stała młoda dziewica, trzym ając pod praw ą ręk ą kosz z kwiatam i, w lewej zaś mały instrum ent o trzech strunach, którego słabe i łagodne tony tow arzyszyły wykonywanemu przez nią w pół dzikiemu śpiewowi. Po każdjnn przestanku ukazy w ała z wdziękiem swój kosz zgromadzonym widzom, zachęcając do kupna kwiatów, jakoż niejeden sesterc wrzucony został do kosza, bądź w nagrodę za śpiew, bądź przez litość ku śpiewaczce... Gdyż była nie widzącą!
— J e s t to biedna T essaliauka,—rzecze G laukus, zatrzym ując się. —Nie widziałem jej jeszcze po powro cie do Pompei. J e j głos je s t powabny; słuchajmy.
Ś P I E W
K w iaciarki nie w idzącej.
K upujcie, kupujcie kw iaty Lubej woni, k r isnej szaty,
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
— 19 —
Przynosi je zdaleka Ciemna kaleka.
I.
Przed chwilą jeszcze uśpione W łonie ziemi, w m atki łonie,
W jej objęciach przebudzone
J u ż chcę, wasze zdobić skronie. Świeżość umila ich wdzięki, J a k uśmiech lice kochanki;
P atrzcie, jeszcze łza ju trzen k i Rosi splecione z nich wianki.
Kupujcie, kupujcie kw iaty Lubej woni, krasnej szaty, P rzynosi je zdaleka
Ciemna kaleka. I I .
T a róża, ten narcyz biały N ietkn ięte skw arem ni słotę, N ie dajcie aby zw iędniały W ręku skaranej ślepotę. J a k wy, jasn e św iatła dzieci J a k wy, chcę być widzianemi: A dla mnie, dla mnie nie świeci Najm oiejszy promyk na ziemi.
K upujcie, kupujcie i t. d.
- 21 —
I I I .
Póki kwitnie młodość żywa. Póki dla was dłoń miłości Z krzew u życia rozkosz zryw a, W ierni czciciele piękności K orzystajcie! oto pora,
Młodość, piękność nikną, z laty, N ik t dziś nie je s t czem był wczora...
K upujcie, kupujcie kw iaty.
— P otrzeba mi tego pęczka fiołków, — rzecze Grlaukus, przeciskając się przez tłum, i w rzucając do kosza garść drobnej monety;— głos twój milszy jest, niż kiedykolwiek.
Młoda niewidząca rzuciła się w stronę, w której daw ał się słyszeć głos A teńczyka, lecz zatrzym ała się nagle, a żywa czerwoność okry ła jej szyję, tw arz i czoło.
— J u ż więc powróciłeś? — rzek ła cichym gło sem; potem pow tórzyła, jak b y mówiąc do siebie: (Jlaukus powrócił!
— Tak je st, moje dziecię, od kilku dni jestem w Pompei. Mój ogród w zyw a tw ych sta ra ń zw y kłych, spodziewam się, że go ju tro odwiedzisz. Bądź pewną, że tylko ręk a pięknej N ydyi splatać będz;e u mnie girlandy.
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
— 21
-N ydya uśmiechnęła się, lecz nic nie odpowie działa, a G laukus wesoło i niedbale wyszedł z tłum u, chow ając za tunikę w ybrane fiołki.
— To dziecię je s t więc pod tw ą opieką? — rze cze Klaudyusz.
— T ak je s t. N iepraw daż, że śpiew a przy je
mnie? T a młoda niewolnica mnie obchodzi. Z resztą
je s t ona z k raju góry Bogów; Olimp widział jej ko lebkę! jest z Tessalii.
— To kraj czarownic.
— Praw d a; lecz co do mnie w szystkie kobiety s % czarownicami; i przez W enerę! rzecby można, że w Pompei samo naw et powietrze przemienione je s t w napój miłości, tyle widzę uroku w każdej tw arzy kobiecej.
— Ach! w łaśnie nadchodzi jed n a z najpiękniej szych osób w Pompei: córka starego Dyomeda, bo- g a ta Julia.
Ody to mówił, młoda dziewica zbliżyła się. Szła do kąpieli, m ając tw arz o k ry tą zasłoną i dwóch nie\volników za sobą.
— P iękna Ju lio , witam y cię — rzecze K la u dyusz.
Ju lia podniosła nieco zasłony, tak, iż z pewnem wyrachowaniem ukazał się piękny profil rzym ski, duże oko czarne i tw arz cery przyćmionej, której sztuka dodała łagodniejszą barw ę róży.
.— I Grlankus już powrócił? — rzecze, rzucając znaczącem spojrzeniem na A te ń c z jk a . Czyliż już
Z ' ' . . J .
— 22 —
zapomniał swych przyjaciół roku upłynionego?— rz e k ła dalej głosem stłumionym.
— Prześliczna Julio, samo n aw et L eth e, jeżeli znika w jednej części biegu swojego, ukazuje się
w krótce w innej. Jow isz chwilowo tylko pozwala
nam zapomnienia, a W enus, więcej nieubłagana, nie udziela go ani na chwilę.
— Grlaukus nigdy się nie zastanaw ia, gdy chce powiedzieć grzeczność.
— K tóżby nie doznał natchnienia dla tej, k tó ra je st ta k piękną?
— Spodziewam się, że w aró tce ujrzym y w as obu w wiejskim domu mojesro ojca? — rzecze J u lia , obracając się do K laudyusza.
— N aznaczym y białym kamieniem dzień, w k tó rym cię będziemy o g lą d a ć — odpowie gracz.
J u lia spuściła zasłonę, lecz zwolna i tak , iż ostatnie jej spojrzenie zatrzym ało się na A teń czy- ku z przy b ran ą bojaźliwością, ukryw ającą praw dzi wą śmiałość. To spojrzenie w yrażało razem czu łość i w yrzuty.
D w aj przyjaciele poszli dalei.
— Nie ulega wątpliwości, że J u lia je s t bardzo piękną,—rzecze Glaukus.
— W roku przeszłym uczyniłbyś to w yznanie z większym zapałem.
— To praw da; byłem omamiony na pierw szy widok i poczytałem za kam ień kosztowny to, co
tylko było jego szczęśliwim naśladow aniem .
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
— W szy stkie kobiety w gruncie są do siebie podobne. Szczęśliwy, kto w swej małżonce znaj dzie piękność połączoną z bogatem wianem! Czegóż więcej żądać można?
G laukus westchnął.
Zbliżyli się do ulicy mniej uczęszczanej od in nych, w końcu k tórej dawało się widzieć to ro z le głe i uśm iechające się morze, k tó re u owych r o z kosznych brzegów zdaje się zrzekać przyw ileju Wzniecania przestrachu, ty le mają łagodności w ia try m arszczące jego powierzchnię, ta k są rozm aite i jaśniejące kolory, k tó re p rzy b iera od różanych obłoków, tak są rozkoszne wonie, k tó re mu w ia tr
ziemski przynosi Zapew ne z takiego to morza wy ■
szła W enus anadyomene, aby zaw ładnąć berłem św iata.
— J e s t jeszcze zawcześnie do kąpieli — rze- Cze G rek, niezdolny nigdy oprzeć się żadnemu po etycznemu omamieniu; oddalmy się od zgiełku mia sta i idźmy przyp atrzyć się morzu, gdy jeszcze słońce południowe ig ra na jego falach.
— Z całego serca—rzecze K laudyusz; zw łasz- Cza, iż zato k a je s t częścią m iasta najw ięcej m ającą życia.
Pom peja p rzedstaw iała m iniaturow y obraz cy- wilizacyi wieku. W ciasnym obrębie jej murów z a w ierała się próba każdego przedm iotu zbytku, bę- dącego udziałem bogactw a i władzy. J e j sklepy ““kłe, lecz św ietne, jej pałace, łaźnie, forum, te a tr,
— 24 —
cyrk, jej energia na łonie zepsucia, jej cyw ilizacya na łonie w ystępku, odznaczająca jej m ieszkańców, przedstaw iały obraz całego P ań stw a. Było to ja k cick o dziecinne, ja k optyka, w której bogowie zda w ali się cbcieć Wystawić rep rezen tacy ę w ielkiej m onarchii ziemskiej, a k tó rą późniei u kryw ali przed wzrokiem czasu, aby ją ukazać na podziw potomno ści* i dać przy k ład m oralności tej m aksym y: że nic niema pod słońcem nowego.
Z ato k a, gład ka ja k zwierciadło, napełniona była statk am i handlowemi i złoconemi galeram i dla
rozryw ki bogatych obyw ateli R ybackie łodzie
krzyżow ały się w różnych kierunkach, a w dali ukazyw ały się wyniosłe m aszty floty dowodzonej przez Pliniusza. N ad brzegiem siedział Sycylijczyk, opowiadający z w ielką gwałtow nością w p o ru sze niach i zmiennością rysów tw arzy otaczającej go grom adce rybaków i wieśniaków powieść o to n ą cych rybakach, których uratow ały delfiny; powieść, podobną do tej, k tó rą i za naszych czasów usłyszeć moż ia na wybrzeżach Neapolu.
Tow arzysze nasi przecisnęli się przez zgrom a dzone tłum y i skierow ali swe kroki ku samotnej stronie brzegu, gdzie, usiadłszy na małej skale umiesz czonej w śród pokładów błyszczącego piasku, n a p a w ali się świeżym i rozkosznym w iatrem ig ra ją c jm na falach przy dźwięku łagodnego ich szmeru. O ta czająca scena skłoniła ich do cichości i m arzeoia. K laudyusz, zasłoniwszy ręb ą oczy przed skwarem
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
słonecznym, rachow ał swą tygodniow ą w ygraną, u G rek w sparty na ręce, nie k ry jąc się przed słoń cem, tern opiekuńczem bóstwem swej rodzinnej ziemi, którego czyste św iatło przepełniało jego serce poe- zyą, miłośeią i szczęściem, w patry w ał się stale w roz- ległą p rzestrzeń morza i zazdrościł może każdem u powiewowi w iatru, k tó ry się kiero w ał ku brzegom Grecyi.
— Powiedz mi, K laud y uszu —zaw ołał nakoniec, C2yś kiedy kochał?
— O! bardzo często.
— Ten, kto kochał często, odpowie G laukus, uie kochał nigdy. J e s t tylko jeden E ros, lubo ma wielu naśladowców.
- - Jed n ak że ci naśladow cy nie są złymi bożka- rzecze K laudyusz.
— Zgadzam się na to; ubóstwiam naw et cień miłości; lecz ją samą ubóstwiam najw ięcej.
— Czyż jesteś w istocie zakochany? Czy do świadczasz tego uczucia opiewanego przez poetów, uczucia, dla którego zapominamy naszych wieczerzy, Wyrzekamy się te a tru i piszemy elegie? Nigdym się te go nie spodziewał; w istocie umiesz się dobrze ukryw ać.
— Niedosyć jeszcze jestem w tern uczuciu da leko, abym potrzebow ał to czynić — rzecze G laukus, uśmiechając się; powiem raczej z Tybullem: — Ten, kto się powoduje czystą miłością, chodzi bezpieczuie,
w którąkolw iek stronę skieruje swe kroki. Praw dę
_ 26 —
mówiąc, nie jestem jeszcze rozkochany, lecz mógłbym nim zostać, jeślibym miał sposobność widzenia p rz e dmiotu mej czułości. E ro s pragnie usilnie zapalić lampę; lecz kapłani nie dali mu oliwy.
— Czy każesz mi się domyślać przedm iotu te j
miłości? Nie jestż e to córka Dyomeda? Ona cię
uwielbia i nie usiłuje pokryw ać swej czułości; a po w tarzam , przez H erkulal je s t piękną i bogatą. O na drzw i tw ego domu utw ierdzi sznuram i złotemi.
— Isiie, ja nie chcę się zaprzedać. C órka D yo meda je s t piękną, nie przeczę tem u, i był czas, iż mógłbym, —gdyby nie była wnuczką wyzwoleńca... Lecz nie, cała jej piękność je s t w tw arzy, obejście się jej nie je s t tern, co przystoi dla dziewicy, a umysł jej
nie posiada innej um iejętności nad tę, k tó ra darzy rozkoszą.
— J e s te ś niewdzięczny. Powiedz mi więc, k to je s t ta szczęśliwa dziewica?
— Słuchai, kochany K laudyuszu. P rzed kilku miesiącami byłem w Neapolis, w tern mieście ulubio- nem przezemnie dlatego, że w pomnikach jego zacho w ał się jeszcze zarys pochodzenia greckiego i że kli m at jego rozkoszny i przepyszne brzegi tak dalece czynią go godnem imienia P arth en op y . D nia pew ne go wszedłem do św iątyni M inerw y, pragnąc błagać tę boginię nie ta k o względy dla mnie, ja k raczej dla m iasta, do k tórego się już P a lla s uśmiechać p rze sta ła. Ś w iątynia by ła próżna i opuszczona. W spomnie nia A te n przedstaw iły się tłum nie mej pamięci, są
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
dziłem się być samym; pogrążyłem się w pobożne roz> m yślania: m odlitwa z mocą w ydarła się z serca, p rz e szła przez usta, a modiąc się, zacząłem łzy w ylew ać, Zoagła, głębokie w estchnienie przerw ało me ro z ta r gnienie; obróciłem się i spostrzegłem za sobą kobietę. M iała podniesioną zasłonę i modliła się wraz ze mną, a gdy się oczy nasze spotkały, zdało mi się, że pro • mień niebieski tych gwiazd czarnych i jaśniejących przeniknął do głębi mą duszę. Nigdy, kochany K lau- dyuszu, nie widziałem rysów tak doskooałej sym etryi; Pewna m elancholia zarazem szczytnego i łagodnego
Wyrazu; ten powab niewysłowiony w ypływ ający
2 duszy, ja k i snycerze nasi umieli zachować na tw a rzy Psyche, udzielał jej piękności coś szlachetnego i boskiego; łzy płynęły jej z oczu. Domy śliłem się natychm iast, że była urodzoną z rodziców att-ńskich, 1 że modląc się za A *en\, jej serce było w harmonii 2 mojem. Przem ówiłem do niej, pytając głosem w zru szonym, czyli nie była A tenk ą. N a dźwięk mych wy razów zapłoniła się i, okryw ając w połowie tw arz z a słoną, odpowiedziała: — popioły mych przodków spo ż y w a j ą na brzegach Ilissu; ja przyszłam na św iat w Neapolis, lecz w mem łonie zgodnie z mą familią bije ateńskie serce.
— Czyńmy więc razem ofiary, rzekłem .—W te j chwili przyszedł kapłan i pozostaliśmy obok siebie, podczas gdy odmawiał modlitwę; razem d o tk n ę liśmy s i ę kolan bogini, razem złożyliśmy na o łta rzu
girlandy z oliwnych liści. W tej b ratersk iej
— 28 —
bożności doznałem szczególnego w zruszenia i jak b y św iętej czułości. N ieznani sobie, przybyli z odległej okolicy, byliśm y obok siebie, razem i sam na sam w tej św iątyni, poświęconej bóstw u naszej rodzinnej krainy. Serce me n aturalnie uczuło pociąg ku tej, k tó rą mogłem, bez zaprzeczenia, mianować mą ro daczką. Zdało mi się, żem ją znał oddawna, a te proste obrzędy zastąpiły, jak b y dziełem cudu, związki la t i współczucia. W yszliśm y z świąt} ni w m ilcze niu; miałem się zapytać o jej m ieszkanie i prosić o pozwolenie oddania jej w izyty, gdy młodzieniec, którego rysy przedstaw iały niejakie podobieństwo do niej, zbliżył się i wziął ją za rękę. Obróciła się,
aby mię pożegnać. W tej chwili ciżba nas rozdzie
liła i ju ż więcej jej nie ujrzałem . Przybyw szy do siebie, znalazłem listy, zniew alające mię udać się do A ten do bronienia praw mych do dziedzictwa, k tórych
mi zaprzeczali krew ni. W ygrałem proces i pow ró
ciłem do Neapolis; napróżno czyniłem po całem mie- - ście poszukiwania, a nie mogąc nigdzie odkryć ś la
dów mej współziomki, pośpieszyłem pogrążyć się w powabach Pompei, w nadziei, że na łonie rozkoszy zniknie wszelki ślad tego pięknego widma. Oto je s t cała powieść. Nie kocham, lecz pamiętam i żałuję.
K łaudyusz m iał odpowiedzieć, gdy krok pow a żny i mierzony dał się słyszeć na piasku odnogi. Obaj podnieśli oczy i poznali natychm iast nowoprzybyłego.
B ył to człowiek, dosięgający zaledwie czterd zie stu la t życia; w zrostu był wysokiego, a członki jego
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
_ 29 —
więcej szczupłe, niż m uskularne, objaw iały zręczność i siłę. Ciemna jego cera barw y spiżowej ukazyw ała pochodzenie wschodnie, a rysy tw arzy zwłaszcza w podbródku, w argach, czole i szyi nosiły cechę g r e cka, w yjąw szy nos duży orli i w ystające wypukłości które pozbawiały go owego pozoru młodości, odnacza- jącej się na greckich fizyonomiach naw et w wieku dojrzałym . Je g o oczy czarne ja k noc najciemniejsza jaśn iały blaskiem dalekim od wszelkiej zmienności i niepewmości. G łęboka cisza, myśląca a naw et me lancholijna, zdaw ała się panować w nakazujących jego spojrzeniach. Chód jego i postaw a odznaczały się szczególną powagą i szlachetnością, a krój cudzo ziemski i posępne kolory długiej sukni podnosiły w r a żenie ta k poważnego oblicza i ta k w spaniałej p o sta wy. Dwaj młodzi ludzie, w itając go, uczynili machi nalnie znak lekki i niew yraźny palcami, k tó ry jednak staran n ie przed cudzoziemcem ukryli; albowiem A r- baces z E g ip tu słynął z posiadania fatalnego daru złego oka.
— W idok ty ch okolic musi być praw dziw ie pię k n y — rzecze A rbaces z dum njm lecz grzecznym uśmiechem — ponieważ zdołał św ietnego K laudyusza i uwielbianego G lauka wyprowadzić z zaludnionych ulic m iasta.
— Czyż przyrodzenie jest ta k ogołocone z p o wabów? spyta G rek.
— J e s t niem dla ludzi zamiłowanych w ro zk o szach św iata tow arzyskiego.
— Odpowiedź ta je s t surowy, lecz nie uznaję jej słuszności. Rozkosz szuka sprzeczności; to w a rzystw o daje nam poznać powab samotności, a samo tność przym ioty tow arzystw a.
— T ak to myślę, młodzi filozofowie akadem ii, odpowie Egipcyanin; poczytuję samotność za rozm y ślanie, i zdaje im się, iż znaję powab samotności, po niew aż sę przesyceni światem. Lecz nie w ich to wysilonem łonie n a tu ra obudzić umie ten entuzyazm , sam tylko zdolny zrozumieć niew ysłow ionę jej p ię kność; wymag& ona od nas nie przesycenia nam iętno ści, lecz tego w yłęcznego zapału, od którego w jej ubó stw ianiu wy tylko usiłujecie się uwolnić. W iedz, młody A teńczyku, że gdy księżyc ukazał się E ndy- mionowi w swem tajemniczem św ietle, było to po dniu spędzonym nie w zgiełku mieszkań ludzkich, lecz na cichym w ierzchołku gór i na dolinach samotnego łowca.
— Porów nanie je s t piękne,—zaw oła G laukus,— lecz zastosowanie niespraw iedliw ie. Przesycenie, po wiadasz! Ach! młodość nie przesyca się nigdy; i co do mnie, ja nigdy nie doznałem jednej chwili s y tości.
E gipcyauin uśmiechnęł się jeszcze, lecz tym razem uśmiech jego był ta k zimny i suchy, że naw et K laudyusz, niezbyt żywę obdarzony wyobraźnię, do
znał jego wrażenia. A rbaces nic nie odpowiedział
na. w yrazy nam iętne Grlauka; lecz po chwili p rze stań - /Sfń rze k ł łagodnym i melancholijnym głosem.
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
- 31
— Z resztą, dobrze czynisz, że k o rzystasz z ży- eiu, dopóki ci ono się uśmiecha; róża więdnieje p rę d ko, zapach się ulatnia, a co do nas, o G lauku, cudzo ziemców w tym k raju żyjących zdała od miejsc, gdzie spoczyw ają popioły naszych ojców, jak a ż inna kolej nam pozostaje prócz rozkoszy i żalu? P ierw sza je s t dla ciebie, o sta tn i może dla mnie.
Kończąc te słowa, obwinął się w suknię i odda
się zwolna. '
— Oddycham lżej— rzecze K laudyusz. N a śla dując E gipcyan, do uczt naszych przypuszczam y nie kiedy szkielety. Praw dę mówiąc, obecność podobne go Egipcyanina byłaby zdolną zastąpić rolę martw e- £o gościa tyle właśnie, ile tego potrzeba, aby się ^ kwas zamieniły najpiękniejsze nasze jagody F a -lornu.
— Nadzwyczajny człowiek! — rzecze G laukus 2 miną zamyśloną; zdaje się być zmarłym dla rozko p y i zimnym na uciechy św iata, a jednak, jeżeli wieść Publiczna nie kłam ie, dom jego i serce w wielkiej są z jego mo wą sprzeczności.
— Słychać o w ypraw ianych w posępnem jego mieszkaniu igrzyskach niepodobny cli zgoła do tych, jak ie się dają na cześć O zyrysa. Mówią nadto, iż
je s t bogatym . Gdyby go można wciągnąć między
i dać mu poznać powaby gry w kości! O naj- szczytniejsza z rozkoszy! traw iąca gorączko bojaźni
- 32
-i nadz-ie-i! nam-iętnośc-i n-iezm ordowana n-igdy! o gro ja k ż e jesteś zarazem okropną i piękną!
— Co za natchnienie!—zaw oła Grlaukus, śmiejąc się;—w yrocznia'przem aw ia przez usta K laudyusza. Po tym cudzie jakiegoż jeszcze doznamy?
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
R O Z D Z I A Ł I I I .
Charakter i przym ioty Glauka.— Opis domów Pomp3i — Zabawy klasyczne.
Niebo szczodrze obdarzyło GJauka daram i; po siadał piękność, zdrowie, talen t, św ietne urodzenie, serce ogniste i poetyczną duszę. U rodził się w A te nach, będących pod władzą Rzymu. Zaw ładnąw szy Wcześnie znakomitym m ajątkiem , uległ wrodzonemu Młodym ludziom zamiłowaniu wr podróżach i czerpał °bficie z upajającej czary rozkoszy, na łonie św ie ż y c h uroczystości dworu cesarskiego.
G laukus był Alcybiadesem bez ambicyi. B ył ż m , czem się łatw o staje każdy człowiek, obdarzony Wyobraźnią, młodością, m ajątkiem i talentam i, lecz Pozbawiony natchnienia chw ały. Dom jego w R zy- hiie był miejscem schadzki ludzi rozw iązłych, lecz ża r z e n i miłośników sztuk pięknych; a snycerze Grecy i
O statnie dni Pompei. I. Tysod. dod. bezp. do „Gazety Polakiej“ 3
- 34
-poczytyw ali za rozkosz zdobić portyki i exedra A te ń - ezyka. Dom jego w P om p ei.. niestety! malowidła jego dziś iuż są zwiędłe; m ury ogołocone z obrazów; postrada! w szystkie ozdoby ta k pełne pow abów ... j e dnak wzbudził jeszcze powszechny zapał, gdy te ozdoby, obrazy, mozaiki poraź pierwszy znowu się, na św iat ukazały. M iłujący nam iętnie poezję i te a tr k tó re mu przypom inały geniusz i chwałę jego w spół ziomków, Grlaukus ozdobił św ietne swe mieszkanie posągami E schylesa i Homera; an tykw aryu-ze, czy niący ze smaku rzemiosło, zamienili a u ato ra w a r ty stę, a lubo błąd ich został w krótce sprostowanym , nie p rze stają przecież mianować dotąd odkopanego domu A teń czy k a GMaukusa domem poety dramatycznego.
W przód nim opiszemy ten dom, zaczniemy od dania czytelnikow i ogólnego w yobrażenia w ew nę trzn ego rozkładu domów w Pompei, a przekona się, że wogóle wznoszone były według planów7 W itruw iu- sza, lecz z całą tą rozm aitością szczegółów dziw actw a i smaku, która, jako wrodzona człowiekowi, w k a ż dym czasie utrudniała badania antyk w ary uszów7. B ę dziemy się sta ra li uczynić opis nasz o ile można zwię złym i zrozumiałym.
Wchodzi się w ogólności małem przejściem, zwa nem vestibulum, do sali niekiedy ozdobionej kolumna mi, częściej jednak bez kolumn. T rzy strony te] sali są opatrzone drzw iam i, prowadzącemi do rozm aitych jzb sypialnych; z tych jedna je s t przeznaczona dla odźwiernego, a najlepsze wogóle służą do
pomieszczę-Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
- 35 —
nia gości. U końca sali lub też z praw ej i lewej s tro ny, jeżeli dom je st wielki, są dwie małe izby albo r a czej w ydrążenia poświęcone domowym damom, a w środku je s t czw orokątny niegłęboki rezerw oar do wo dy deszczowej, spadającej przez otw ór w dachu, k tó ry się dowol iie zamyka. J e s t to właśnie to, co się nazyw a impluvium i do czego starożytni wyłączną, przyw iązyw ali świętość. W urządzonej tym sposo bem sali umieszczano często w Rzymie, lecz rzadziej w Pompei, domowych bożków Lares. Tu się znajdo wało w naczyniu ruchomem owe gościnne ognisko, Poświęcone tym bożkom, o którem ta k często mówią Poeci rzym scy. W kącie najustronniejszym znajdo wał się w ielki kufer drew niany, ozdobiony i wzmo ż o n y obręczami z żelaza lub spiżu i przytw ierdzony ćwiekami do kamiennej podstawy z tą mocą ja k a się °piera usiłowaniom złodzieja. K u fer ten był poczy tyw any za skarbiec pana domu; gdy jedn ak w żadnym z tych, które odkryto w Pompei, nie znaleziono pie niędzy, wnosić należy, iż częściej służył do ozdoby niż
użytku.
W tej to sali albo atrium , mówiąc językiem k la sycznym, przyjmowauo klientów i osoby niższego sto
pnia. w domach najznakom itszych mieszkańców
znajdow ał się niewolnik zwany atriensis wyłącznie Przeznaczony do usług tej sali, a ten między tow a rzyszami swejni wysoki i w ażny posiadał stopień. R e zerw oar środkowy musiał być ozdobą cokolwiek nie bezpieczną, lecz środek sali wzbroniony był dla prze
— 36
-chodniów, któ rzy do przechadzki dosyć usieli m iejsca po brzegach. Z araz naprzeciw w ejścia i z drugiego końca sali było pomieszkanie (tablinum), którego po sadzka zdobiona była zwykle bogatą mozaiką, a ścia ny okryte pysznemi malowidłami. W tern miejscu składano archiwum familii, lub publicznego urzędu, ile razy go pan domu piastował. Z jednej strony t e go salonu, jeżeli go ta k nazwać możemy, mieściła się najczęściej sala jadalna (triclinium), z drugiej zaś nie kiedy g ab in et, zaw ierający mnóstwo rzadkich i cie kaw ych przedmiotów, zawsze jedn ak w tern miejscu znajdował się m ały k o ry tarz dla użytku niewolników, którzy się przezeń udawać mogli do różnych części domu, nie przechodząc przez opisane wyżej pomiesz
kania. W szystkie te pokoje miały wychód na podłu
żną i czworoboczną kolumnadę, którą w języku t e chnicznym nazywano peristylem. Je że li dom był m a ły, wówczas kończył się tą kolumnadą, lecz w tym razie środek jego, chociażby był najszczuplejszy, tw o rzy ł zawsze ogród i był ozdobiony wazonami kw iatów wspartem i na podstawach, gdy tymczasem pod k o lu mnadą z prawej i lewej strony drzwi prow adziły do izb sypialnych *) i do drugiego triclinium albo sali j a dalnej, albowiem staroży tn i mieli zazwyczaj dwie sale poświęcone temu użytkowi, z których jedna służyła
*) Rzymianie mieli inne sypialnie na noc a inne na dzienny wypoczynek, i te ostatnie nazywali cubicilla d iu r n a .
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
— 37 —
na lato, druga na zimę; albo raczej jedna do użytku codziennego a inna na dui uroczyste. Nakoniec, je żeli pan domu lubił litera tu rę , znajdował się jeszcze z tej strony gabinet zaszczycony tytułem biblioteki, gdyż bardzo niew ielka przestrzeń w y starczała do objęcia małej liczby zwijanych rękopismów papyru, które u starożytnych stanow iły znakomity zbiór książek.
K uchnia była zwyczajnie u końca peristylu. J e żeli dom był wielki, wtenczas nie kończył się peri- stylem , a środek jego nie był ogrodem; miejsce jego zastępow ała albo fontanna albo sadzaw ka dla ryb, u końca zaś przeciw ległego tablinum znajdow ała się inna sala jadaln a, gdy tymczasem po obu stronach m ieściły się izby sypialne lub też niekiedy g alerya obrazów pinacotheca *). Te pokoje miały również s ty czność z podłużny i czworoboczną przestrzenią, ozdo bioną zwyczajnie po trzech stronach kolum nadą ta k ja k w peristolu, do którego wreszcie p rzestrzeń ta była bardzo podobną, wyjąwszy, iż miała większą dłu gość. W tern to właściwie miejscu było wridarium albo ogród zaw ierający często fontannę, posągi i w iel ką ilość kw iatów najżyw szej barwy. W końcu ogro du znajdow ało się mieszkanie ogrodnika, a po obu
*) W wielkich pałacach rzymskich pinacotheca m ia ła zazwyczaj kom unikację z a in u m .
— 38
-stronach, pod kolumnadą, byty jeszcze izby, ile razy tego potrzebow ała liczniejsza familia.
Pierw sze i drugie piętro w Pompei, wznoszące się tylko nad częścią zabudów a L i a i obejmujące izby dla niewolników, rzadko kiedy stanowiło w ażn iejs:ą część domu; lecz inaczej się działo w pięknych domach w Rzym ie, w k tó ry ch głów niejsza sala jad aln a coena-
culum m ieściła się najczęściej na pierwszem piętrze.
Izby zazwyczaj były małe; bo w tym rozkosznym k li macie, iie razy w iększa ilość zebrała się gości, p rz y j mowano ich bądź w p eristy lu lub portyku, bądź w sali wnijścia, bądź nakoniec w ogrodzie. Sale uczt naw et nigdy nie były zbyt w ielkie, gdyż staro żytn i, nie tyle ubiegający się za liczbą ja k za wyborem go ści, rzadko daw ali obiady więcej, niż dziewięciu oso bom, a w wielkich domach uczty zastaw iane były w salach wnijścia. Lecz ciąg apartam entów , dający się widzieć przy wchodzie, musiał przedstaw iać bardzo pokaźny widok. N aprzód uderzała wzrok bogato ozdobna i m alowana sala, potem tablinum, powabny peristy l, i nakoniec, jeżeli się dalej rozciągało zabu dowanie, sala uczt i ogród kończący się w ytryskującą fontanną lub marmurowym posągiem.
C zytelnik łatw o teraz poweźmie dokładne wyo brażenie o domach Pompei, któ re trzym ały środek między domową a rc h ite k tu rą G reków i R zym ian,w ię cej jednak zbliżając się do tych ostatnich. R ozkład ogólny wielu domów osnowany był na jednym planie, chociaż w szystkie różniły się w szczegółach. W
kaa-Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
dym znajduje się sala wnijścia, tdblinwn i pe istyl, m ające pomiędzy sobą połączenie; w każdym m ary o k ry te są bogatem i malowidłami alfresco, każdy na- koniec przedstaw ia zabytek ludu oświeconego a r a zem m iłośnika w ytwornego zbytku. Mimo to jed n ak w ątpić można, aby smak mieszkańców Pompei miał dosyć czystości. U biegali się oni za koloram i ude
rzającemu i najdziwaczniejszemu rysunkam i. Często
kroć część niższą swych kolumn malowali żywą czer woną barw ą, a resztę zostawiali białą; gdy ogród był mały, mieli zwyczaj przedstaw iać w perspektyw ie na m urach drzewa, ptaki, św iątynie etc., aby omylić wzrok. Ten wybieg niezręczny przyjął n aw et P li niusz w powabnym swym pedantyzm ie, chełpiąc się z tak szczęśliwego w ynalazku.
Dom Grlauka, chociaż jeden z najm niejszych, n a leżał jed n ak do liczby tych w przyozdobieniu, któ rych najw ięcej podziwiano bogactwo i najkoszto
w niejsze wykończenie. Dziś jeszcze mógłby on być
bez zaprzeczenia nietylko wzorem lecz naw et przed miotem zawiści i rozpaczy dla niejednego z bezżen- nych miłośników w ytw ornych w starożytnym smaku pomieszkam D ługie i w ąskie yestibulum, którego mozaikowa posadzka przedstaw iała ebraz psa, z owym zwykłym u staroży tny ch napisem: cavr canem (strzez się psa), stanow iło wnijście do domu. Ponieważ dom m e był ta k obszerny, aby mógł się dzielić według, przy jęteg o zwyczaju na apartpm ent p ryw atny i p u bliczny, z obu więc stron u w nijścia znajdowało się
— 40 —
po jednej izbie dosyć obszernej i służącej do p rz y ję cia osób niższego stopnia, lub nietyle z panem domu sp m falonych aby je do udziału w w ew nętrznych t a jem nicach przypuścić można.
Y estibulum domu G-lauka prowadziło do atrium ; przy pierwszem odkryciu, atrium ozdobione było m a lowidłami, które, co do wyrazu, uczyniłyby naw et za szczyt Rafaelowi. Dziś jeszcze są one w muzeum neapolitaliskiem i stanowię, przedm iot podziwienia znawców; przedstaw iają, pożegnania A chillesa z B ry- zeidą. K tóżby nie oddał hołdu sile, mocy, piękności członków i rysów A chillesa i nieśm iertelnej niew ol nicy ?
Z jednej strony atrium małe wschody prow adzą do izb niew olników umieszczonych na piętrze, na któ- rem znajdują się jeszcze dwie małe izby sypialne, ozdobione malowidłami, przedstaw iającem i porw anie E i ropy, potyczkę Amazonek etc.
Z tąd wchodzi się do tablinum, u którego dwóch końców zawieszone były bogate kobierce z ty ry jsk iej purpury, podniesione po bokach, lecz mogące się spu szczać dowolnie zapomocą stosownie urządzonych
drzw i. N a ścianach malowidło przedstaw iało poetę
czytającego przyjaciołom swe wiersze, a mozaika po sadzki stanow iła mały obraz w ytw ornej roboty, wyo brażający dyrektora te a tru , nauczającego swych a k torów .
Z tego salonu wychodziło się do perystolu, i w tern miejscu kończył się dom, stosow nie do opisanego
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
— 41
przez nas planu mniejszych pomieszkali Pompei. P o między siedmioma kolumnami, zdobiącemi podwórze, w isiały festony kw iatów . Środek, zastępujący m iej sce ogrodu, był napełniony najrzadszem i kw iatam i, umieszczonemi w marmurowych naczyniach, w sp a r tych na podstaw ach. Z lewej strony tego ogródka wznosiła się św iątynia w m iniaturze, podobna do owych kapliczek staw ianych w k rajach katolickich u brzegu dróg; św iątynia ta, przed k tó rą stoi trójnóg spiżowy, poświęcona była domowym bożkom. Lew y bok kolumnady zaw ierał dwa małe cubicula albo izby sypialne; na prawo było triclinium, w którem z n a j dowali się zgrom adzeni w tej chwili goście.
A ntykw aryusze neapolitańscy mianować zwykli tę izbę pokojem L ed y, biorąc nazwę tę od pełnego smaku i wdzięków obrazu Ledy, ukazującej m ałżon kowi nowonarodzone swe dzieci; sztych obrazu tego znajduje się w przepysznem dziele sir W illiam a Greli. Triclinium o tw ieravo się na ogród, napełniony c z a ru jącą wonią. Około stołu z drzew a citrus *), o k ry te go świetnym ja k zwierciadło polorem, i zlekka ozdo bionego srebrnem i arabeskam i, stały trz y łóżka,
wię-‘x') Drzewo najwięcej poszukiwane u starożytnych, które jednak nie było naszem cytry no we m drzewem; kilka osób a między niemi uczony M. M. S. Lander, utrzym ują z wielkiem podobieństwem do prawdy, źe to drzewo było naszym mahoniem.
42
-cej używane w Pompei, niż półokrągłe stołki, któ re od niejakiego czasu stały się modnemi w Rzymie; n a tych łóżkach ze spiżu, ozdobionych kosztowniej sze- mi kruszcam i, leżały OKryte bogatem oszyciem podu szki, opierające się rozkosznie eis'nieniu ciała.
— P rzyznać należy — rzecze edyl P an sa — że chociaż dom twój nie je s t większy od igielnika, je s t jednak prawdziwym klejnotem w swym rodzaju. J a k te pożegnania A chillesa z B rizeidą są dobrze oddane. J a k a poezya! jak ie głowy! jakie!... ach!
— Pochw ały P ansy w podobnym przedmiocie są praw dziw ie nieocenione — rzecze poważnie K lau - dyusz, gdyż sam posiada obrazy, k tó re śmiało po czytać można za utw ory Zeuxisa.
— Praw dziw ie pochlebiasz mi, kochany K lau- dyuszu—odpowie edyl, którego przecież znano w c a łej Pompei z najgorszego smaku w w yborze m alowi deł, gdyż w uniesieniu zapału dla swego m iasta nie chciał mieć innych obrazów nad utw ory m alarzy m iej scowych— pochlebiasz mi! A jed n ak przyznać trzeba, że mają wiele wartości... w kolorycie naprzykład, nie mówiąc o rysunku... N akoniec kuchnia, przyjaciele... tam wszystko je s t mego w ynalazku.
■— J a k ie ż są w niej malowidła? — spyta się Gi-iaukus;—nie widziałem jeszcze tw ej kuchni, lubo. nieraz miałem zręczność podziwiać sporządzoną w niei ucztę.
— K ucharz, kochany Ą teńczyku, poświęcający arcydzieła swej sztuki na ołtarzu W esty, g d y U m
-Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
— 43 —
czasem przepyszna murena, malowana z natury, pie cze się w oddaleniu na ruszcie. Przyznasz sam, ja k wiele jest w tern wyobraźni.
W tej chwili ukazali się niewolnicy, niosąc na tacy w stępne potrawy uczty... Pomiędzy sałatam i świeżemi okrytem i śniegiem, serdelam i i jajam i, b y ły poustaw iane małe czary z winem, w którem ro z p u szczono trochę miodu. Gdy danie to postawiono na sto le, każdem u z pięciu gości młodzi niewolnicy podawa li małe naczynia srebrne, napełnione w on n ą wodą i serw ety oszyte frendzlą z purpury. Lecz edyl z przesadą w yjął z za tuniki własną serw etę, z g ru b szego w prawdzie płótna, lecz ozdobioną szerszą we dwójnasób frendzlą, i obcierał nią palce z miną czło wieka, usiłującego ściągnąć na siebie podziwienie.
— W spaniała ta mappa — rzecze K laudyusz— frendzlą jej ta k je s t szeroką, ja k pas.
— D robnostka, kochany K laudyuszu, drobno stka. Mówiono mi, że oszycie to je s t w najlepszym smaku rzymskim; lecz G laukus na tych rzeczach le piej się zna odemnie.
— Bądź nam przychylny, o Bachusie! — zawoła G laukus, zginając się z uszanowaniem przed p rze śli cznym małym posągiem bożka umieszczonym w środ ku stołu, którego rogi zajm owały domowe bożki i sol-
niczki. Goście powtórzyli modlitwę, poczem rozla
niem wina na stół uczynili zw ykłe libacye.
Po odbyciu tej ceremonii, biesiadnicy położyli, się na łóżkach i uczta się rozpoczęła.
- 44
-— Niech ta czara będzie dla mnie ostatnią, je żeli wino to nie jest najlepsze, jak ie piłem w Pompei — rzecze miody Sallustyusz, wypróżniając podniesio ny sobie przez podczaszego cyathus, podczas gdy nie wolnicy, sprzątnąw szy pierwsze danie, zastaw iali po tra w y pożywniejsze.
— Przynieście amforę—rzecze Grlaukus' — i od czytajcie datę jej i gatunek.
Niewolnik pośpieszył uprzedzić gości, że według uwiązanego u zatknięcia amfory napisu, wino było z Chio i miało pięćdziesiąt lat.
— J a k rozkosznej świeżości śnieg mu udzielił —rzecze Pansa; — świeżość właśnie w tym stopniu, jakiego to wino wymaga.
— D ziała ono na człowieka, ja k doświadczenie —zaw oła Sallustyusz, m iarkując swe rozkosze tyle, aby je uczynić dwa razy przyjemniejszemi.
— Albo ja k nie kobiety— doda G laukus—które oziębia na chwilę dlatego aby w nas rychło silniej szy rozniecić ogień
— K iedy mieć będziemy zapowiedzianą walkę dzikich zw ierząt?—spyta się K laudyusz Pansy.
— Zapowiedziano j ą na połowę sierpnia—odpo wie P an sa — n azaju trz po uroczystościach W ulkana. M amy mieć w tern zdarzeniu nader miłego młodego l w a .
— Kogo przeznaczono mu do pożarcia? — spyta się dalej K laudyusz.— W tej chwili wielki je s t niedo s ta te k zbrodniarzy. Mnie się zdaje, Pa iso, że w tym
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
- 45 —
razie zmuszony zostaniesz poświecić d!a lwa niew in nego.
— W yznam ci, że od niejakiego czasu głęboko się nad tern zastanaw iam —odpowie edyl z wielką po w agą. Sromotne to prawo, k tó re nam zabrania d a wać na pożarcie zw ierząt własnych niewolników n a szych!
— T ak się nie działo za dawnych czasów—r z e cze Sallustyusz.
— T a mniemana ludzkość względem niewolni ków pozbawia zresztą lud jednej z najm ilszych jego rozryw ek. O, jak mu je s t miłem widzieć silniejszą
cokolwiek walkę człow ieka ze lwem! Mimo to je
dnak, dzięki temu prawu, zmuszonym będzie zrzec się tej niewinnej rozkoszy, jeżeli bogowie nie ześlą nam jakiego znakomitego zbrodniarza.
— Nic niemasz mniej stosow nego—powie K lau- dyusz tonem nadętości — ja k przeszkadzać szlachet nym zabawom ludu.
W tej chwili rozmowa na czas k ró tk i przerw ana została harmonią fletów, a dwaj niewolnicy wnieśli jeden półmisek.
—1 J a k ą ż to jeszcze delikatną potraw ą p r a gniesz uraczyć nas, mój Głlauku?—zawoła młody S a l lustyusz z oczyma zaiskrzonemi.
Sallustyusz nie miał więcej ja k la t dw adzieścia cztery, lecz w życiu znał tylko rozkosze stołu, a może już w szystkie inne w yczerpał. Nie zbywało mu j e dnak na dowcipie i m iał serce o ile można najlepsze.
— 46 —
— Poznaję ją po kształcie, na Polłuxa! — w y krzyknął P an sa:—je s t to am bracyjskie koźlę. Stola! —dodał, czyniąc palcami znak przyjęty do zawołania niewolników, przygotujcie drugą libacyę na uczczenie nowoprzybyłego
— Spodziewałem się poczęstować was b ry ta ń - skiemi ostrygam i — rzecze smutnie G laukus — lecz w iatry, k tó re i dla Cezara ta k okazały się okrutne mi, pozbawiły mię tej przyjemności.
— Czyż w istocie są-one tak doskonałe?—spyta się Lepi ius, rozw iązując tunikę, z której już przedtem zdjął pas, aby być swobodniejszym.
— W yznać muszę iź często myślałem, że tylko sama odległość stanowi ich zaletę; nie mają one sm a ku bryndejskieh ostryg, lecz bez nich w Rzymie nie- masz doskonałej wieczerzy.
— Ci biedni B rytau ie mają przecież choć jeden produkt, którym poszczycić się mogą. K raj ich rodzi ostrygi!
— Chciałbym, aby nam dostarczyli g ladyatora — rzecze E dyl, którego przezorny umysł nie p rz e sta
wał ani w tej chwili zatrudniać się potrzebam i amfi tea tru .
— P rzez Minerwę! — zawoła Glaukus podczas gdy w ilgotne skronie jego ulubiony niew olnik w ień czył świeżą g irlan dą—lubię dosyć te dzikie widowi ska, ile razy zw ierzęta walczą ze zwierzętami; lecz gdy obojętnie wrzucają w szranki człow ieka z takąż krw ią i cmłem, ja k nasze, aby był rozszarpany na
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
- 47 —
sztuki, zajęcie staje się zbyt okropnem. Tracę na tenczas serce, zaledw ie mogę oddychać; pałam chęcią pospieszenia na ratu n ek nieszczęśliwego. O krzyki pospólstw a zdają mi «ię ohydniejszemi nad w rzaski F u ry i ścigających O resta. W istocie cieszy mię to, że w edług wszelkiego praw dopodobieństwa podczas św iąt nadchodzących nie będziemy świadkam i tej krw aw ej sceny.
E dy l w zruszył ramionami. M łody Sallustyusz, jakkolw iek uchodzący na najłagodniejszego człow ie
k a w Pompei, skierow ał na G lauka w ielkie oczy p e ł ne zadziwienia; powabny Lepidus chociaż ja k n a j- mniej zw ykł mówić, aby nie zaszkodzić harmonii r y sów tw arzy, w ykrzyknął; Per Herclel D w orak K lau- dyusz m ruknął Aedepol; a szósty biesiadnik, umbra K laudyusza. który poczytyw ał za powinność być echem bogatego przyjaciela, ile razy nie miał sposo bności wysilać się na jego pochwały, jednem słowem dworak dw orzauina, powtórzył za nim; Aedepol.
— A le bo wy, m ieszkańcy Włoch, jesteście przy zw yczajeni do podobnych widowisk; G recy m ają w ię cej litości. O cienie Pindaral Ja k ie ż uniesienie z a w iera się w praw dziw ych igrzyskach greckich! w wspólz iwo inictw ie człowieka, walczącego z człowie kiem' w. ich wspaniałom yślnej walce! w ich tryumfie, połączonym ze smutkiem! w dumie walczenia z g o dnym siebie nieprzyjacielem , i w słodyczy widoku .zwyciężonego!... Lecz wy mnie nie rozumiecie.
— To koźlę je st doskonałe—rzecze Sadustyusz.
— 48 —
Niewolnik, którem u poruczono p o k ra ja n \e ko źlęcia, dumny ze swego talen tu , dopełnił był tego dzieła przy dźwięku muzyki, idąc w poruszeniach noża za tak tem melodyi, k tó ra, rozpocząw szy się pia nissimo, zakończyła się wspaniałym tonem.
— K ucharz twój je s t zapewne Sycylijczykiem? rzecze P ansa.
— W samej rzeczy, je s t z Syrakuzy.
— Rozegrajm y się o niego — rzecze K laudyusz; zróbmy p arty ę między daniami.
— Lubo praw dę mówiąc, przenoszę tę walkę nad te, jak ie się dają w cyrku, nie chcę jedn ak postra dać mego Sycylijczyka. Trudno znaleźć ta k nieoce nionego niewolnika.
— Staw ię zań Fillidę, moją piękną tancerkę. — J a nigdy nie kupuję kobiet — rzecze G rek , popraw iając niedbale girlandę.
Muzycy, umieszczeni w p ortyku, zaczęli byli
grać, gdy krajano koźlę. Ich melodya sta ła się
w krótce łagodniejszą, weselszą, a jed nak wznioślej
szego cokolwiek ch arak teru . Śpiewali odę H ora-
cyusza: Persicos odi, której niepodobna przetłóm a- czyć, a k tó rą poczytali za stosow ną do dawanej uczty jak k o lw iek zniew ieśeiałej dla naszych oby czajów, w istocie jednak dosyć skromnej wśród w yuz danego zbytku, ja k i w tej epoce panował. B yła to jednem słowem wieczerza domowa, nie zaś królew ska, uroczystość obywatela, dobrym obdarzonego smakiem, a nie ta, jak ą b y dał Cesarz lub Senator.
Biblioteka Cyfrowa UJK http://dlibra.ujk.edu.pl
— 49 —
— Ach! mój drogi sta ry H oracy — rzecze Sal- lustyusz tonem politow ania,—opiew ał on dcść powa bnie uczty i młode dziewczęta; lecz daleko mu do na szych nowożytnych poetów.
— N ieśm iertelny Fulw iusz. n aprzykład — rz e cze K laudyusz.
— Ach! Fulw iusz nieśm iertelny, — pow tórzył um bra (cień).
— A Sparaena, a K ajus Mucius, k tó ry trzy bo h atersk ie poematy napisał w ciągu roku. H oracy usz, a naw et W irgiliusz czyliżby zdołali uczynić co podo bnego? W szyscy ci staro żytn i poeci popełnili ten błąd, iż więcej naśladow ali snycerstw o, niż m alar stwo. P ro sto ta i spoczynek, to było ich stałe w yo brażenie; lecz my, nowożytni, my posiadam y ogień, namiętność, energię, my nie zasypiam y nigdy i na śladujemy m alarstw o, jego czynność i życie. N ie śm iertelny Fulwiusz!
— A le, ale—rzecze Sallustyusz czyście czytali nową odę Sparaeny na cześć naszej egipskiej Izydy? J e s t w spaniała, napełniona prawdziwym religijnym zapałem .
— Izy s zdaje się być ulubionem bóstwem
w Pompei—rzecze Glaukus.
— T ak je s t—odpowie Pansa, w tej chwil: zw ła szcza bogini ta wielką posiada wziętość. Posąg jej dał nadzw yczajne wyrocznie. Nie jestem przesądny, a jed n ak w yznać muszę, iż nieraz bardzo zbawienne
Ostatnie dni Pompei. I. Tyg dod. bezp. do „Gazety Polskiej1. 4 http://dlibra.ujk.edu.pl