• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Literackie. R. 2, 1925, nr 41 (93), 11 X

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Literackie. R. 2, 1925, nr 41 (93), 11 X"

Copied!
6
0
0

Pełen tekst

(1)

Oplata joczt^ w a uiszczona ryczałtem

C e n a 6U g r o s z y

SCENOGRAFJA PRAMPOLINIEGO — „JOANNA D’ARCU PELTEILA

WIADOMOŚCI

LITERACKIE

Dziś 6 stron

O d d z i a ł y

Jia d n o ś c i Literackicli“

we Lwowie,

Zimorowi-cz i 5

w Łodzi, Narutowicza 14

w

P a r y ż u ,

123, boul. St.

Germain, Księgarnia

Gebethnera i Wolffa

Cena numeru za granicą

3fr. franc. (0,15 doi.)

Nr. 41 ( 9 3 )

Warszawa,

N iedziela

11 października 1925 r.

Rok II

leszcze socjalizm a literatura

Czy zagadnienie postawiono należycie?

Dyskusja, zapoczątkowana artykułem | p. Millera *) nasuwa refleksje na temat pe- | wnego podstawowego zagadnienia, które, j jakkolwiek nie zostało w powyższym ar­ tykule należycie sformułowane, implicite w nim się zawiera i jest jego punktem o- środkowym, Tem zagadnieniem jest pro­ blemat stosunku współczesnej literatury polskiej do nowych wartości kulturalnych, tworzonych przez klasę robotniczą. Arty­ kuł niniejszy stara się wziąć udział w dy­ skusji, rozwijającej się na łamach „Wia­ domości Literackich", właśnie z punktu widzenia powyższego zagadnienia.

Kształtująca się ideologja proletarjac- ka postawiła razem z zagadnieniem, czy nowa klasa społeczna — proletarjat — przekształci istniejący ustrój społeczny, zagadnienie — o ile nowa kultura prole- tarjacka przekształci istniejącą obecnie kulturę, rozwijającą się w w. XIX na podłożu ideologji burżuazyjnej. Tu jest zagadnienie kapitalne, nadające głęboki sens epoce, którą obecnie przeżywamy. Szczególnie dla inteligencji twórczej, dla tych wszystkich, którzy w tworzeniu war­ tości kulturalnych zajmują pozycję czyn­ ną, problemat nowej kultury jest proble­ matem życia i śmierci. Stosunek do tego problematu jest dla nich racją tego czy innego stosunku do ruchu robotniczego.

Epoka, którą przeżywamy, to czasy głębokiego przełomu. Coś zamiera, coś nowego się rodzi. Rozpada się gmach, tak kunsztownie przez kapitalizm europejski w . w, XIX wzniesiony. Stąd głębokie roz­ czarowanie do pozostawionych nam w spadku wartości kulturalnych, poszukiwa­ nie wartości nowych. Inteligent europej­ ski, dziecko klas posiadających, odczuwa głębokie niezadowolenie z puścizny mo­ ralnej, która mu po ojcach pozostała. Dlatego zwraca się do klasy robotniczej, jako do tej, która ma wnieść nowe war­ tości moralne, artystyczne, naukowe, re­ ligijne, filozoficzne i t, d,

I tu pewne zasadnicze zastrzeżenie. Nowej kultury zrobić nikt nie może, po­ wstaje ona jako wynik koniecznego pro­ cesu. Głęboką myślą Lenina i Łunaczar- skiego było przekonanie, że celem rewo­ lucji społecznej jest, obok przemiany go­ spodarczej i politycznej, stworzenie no­ wego porządku moralnego, Ale wielką naiwnością bolszewizmu było wyprowa­ dzanie zgóry charakteru owego porządku z założonych, a jeszcze nie istniejących momentów, naiwnością było przypuszcze­ nie, że świadoma wola genjalnych jedno­ stek wydedykuje jakość nowej kultury z ogólnych założeń wielkiej przemiany spo­ łecznej. Ryzykowną jest rzeczą przewi­ dywać, czem będzie przyszła kultura, tru­ dną jest rzeczą dla współczesnego czło­ wieka zdobyć się na intuicję jej możliwo­ ści rozwojowych. Jednak człowiek dzi­ siejszy może mieć głęboką pewność, że taka nowa kultura powstaje, że powstać musi, może mieć pewność, że wyniesie ją ta nowa klasa społeczna, której przezna­ czona jest przebudowa świata — klasa robotnicza. I dlatego ci, którzy odrzucają kulturę mieszczańską, ci, którzy poszuku­ ją moralności innej, niż istniejąca, zwra­ cają się do klasy robotniczej z przekona­ niem, że tutaj znajdą tych, z którymi bę­ dą mogli budować świat nowy.

Na tle powyższych rozważań zrozu­ miała się staje tendencja tych wszystkich, których wyrazicielem jest p. Miller. Zwra­ cają się oni do P. P. S. jako do naczelnej partji proletarjatu polskiego, wśród któ­ rego chcą znaleźć podwaliny nowej pol­ skiej kultury. I tu padają ofiarą wielkiego nieporozumienia. P. P. S. daleka jest od świadomości tworzenia przez klasę robot­ niczą nowej proletarjackiej kultury. Wszakże t. zw. działalność kulturalno - oświatowa P. P. S., wielce skądinąd cen­ na, polega na popularyzowaniu najroz- * 83

*) por. „Uwiąd kultury P, P, S." J a- na N e p o m u c e n a M i l l e r a w nr, 83, „Czy nie więdnąca literatura?" I g n a ­ c e g o D a s z y ń s k i e g o w nr, 84, „0- boje zwiędli" J a n a H e m p l a w nr, 85, „W zetknięciu z frazesem" S t a n i s ł a ­ wa H i g i e r a w nr. 89 „Wiadomości".

maitszycb wiadomości przeważnie z za­ kresu wiedzy ekonomicznej i politycznej. Ta praca jest oczywiście ogromnie poży­ teczna, ale też i nie o zakwestjonowanie tej pracy nam chodzi. Nie wyczuwa się w 83 P. P. S. dążenia do poszukiwania swoi­ stych, odrębnych duchowych walorów ro­ botniczych, To, że się drukuje nieudolne wierszyki, które z równym skutkiem mo­ głyby się znaleźć w dowolnej mieszczań­ skiej gazetce dla rodzin, to, że za normę oceny estetycznej przyjmuje- się pogląd, nie różniący stanowiska p. Kisielewskiego od stanowiska p. Dębickiego, to i szereg innych przykładów może świadczyć, że nastrój kulturalny, panujący w P. P. S., jest nastrojem ugody z panującą twór­ czością mieszczańską. I trzeba przyznać, że nasza partja socjalistyczna niewiele się różni od swoich siostrzyc zagranicznych czy od partyj komunistycznych. Partje so­ cjalistyczne wyrosły jako organizacje wal­ ki politycznej proletarjatu. Oddane walce politycznej, realizującej ich program mini­ malny, poddały całą działalność proleta­ rjatu akcji politycznej. Klasycznym przy­ kładem będzie w Polsce P. P. S., klasycz­ nym przykładem będą partje komunisty­ czne, usiłujące partję polityczną postawić na czele ruchu robotniczego, poddać jej robotnicze organizacje zawodowe, współ- dzielcze i kulturalne. A tymczasem par­ tja wraz z utrwaleniem się w Europie de­ mokracji politycznej stała się jednym z podstawowych czynników tej demokra­ cji. Zadaniem jej było zdobycie maximum mandatów, zamieniała się w masową or­ ganizację machiny wyborczej. Stając się jednym z elementów demokracji, oddana akcji politycznej, zmierzała do postawie­ nia polityki jako naczelnego zadania kla­ sy robotniczej, Przeceniono znaczenie momentu politycznego. Polityka przynosi­ ła i przynosi szereg korzyści doraźnych, Ale postawienie polityki jako ośrodko­ wego punktu taktyki robotniczej stało się wynikiem tego, że zapomniano, iż poli­ tyka w ruchu robotniczym jest czemś wtórnem w porównaniu z wewnętrznem organizowaniem się proletarjatu jako od­ rębnej klasy. Ta wewnętrzna organizacja — to organizowanie się w swoistych or­ ganizacjach proletarjatu, w tych organiza­ cjach, które bądź tylko jemu w przeciw­ stawieniu do innych klas są właściwe, bądź dzięki niemu nabierają istotnego znaczenia — organizowanie się w związ­ kach zawodowych, stowarzyszeniach spo­ żywców i t. d. Organizacje pracy, a nie organizacje wyborcze, są istotnemi orga­ nizacjami klasy robotniczej. Organizacja polityczna może wobec związku zawodo­ wego odgrywać tylko rolę poboczną, ale nie odwrotnie. Związek zawodowy nie jest organizacją polityczną, ale w związ­ ku zawodowym wytwarzają się wytyczne dla postępowania klasy robotniczej, któ­ rym winni podlegać ludzie, mający na płaszczyźnie dzisiejszej demokracji klasę robotniczą wobec innych klas reprezento­ wać.

Nieporozumieniem ze strony p. Mille­ ra było zwrócenie się do P. P. S. w spra­ wie, z którą się tam zwracać nie był po­ winien, Nowe formy kulturalne tworzą się poza partjami politycznemi, tworzą się w organizacjach p r a c y proletarjackiej, tworzą przy warsztatach pracy, w orga­ nizacjach zawodowych, od dołu, wśród szerokich mas. Tam to trzeba się zwrócić, tam trzeba nadsłuchiwać wielkiego gło­ su, który ma wstrząsnąć historją kultury świata.

Naiwnością było przypuszczać, że za­ radzi złemu stworzenie nowej partji poli­ tycznej, Byłoby to przelewaniem starego wina w nowe naczynie, A trzeba szukać nowego wina. Trzeba go szukać wśród mas. Jeżeli wśród mas tych rodzi się no­ wa wielka idea, jeżeli tworzy się tutaj przy szczęku maszyny ideał wielkiej twórczej przemiany, jeżeli wzmaga go re­ ligijny entuzjazm urzeczywistnienia tej przemiany, to ci, którzy gorąco taką ideę znaleźć pragną, którzy szukają nowego Królestwa Bożego, niechaj szukają, a znajdą. Niech tylko nie schodzą na ma­ nowce, niechaj nie szukają tam, gdzie znaleźć nie będą mogli.

Aleksander Hertz.

W środowisku badań socjologicznych

Collociuium z prof. Florianem Znanieckim

fot. R S. Ulatou ski, Poznań FLOR JA S ZNANIECKI

czych. Drukiem ukazał się „Życiorys własny" Władysława Berkana, jako pier­ wszy tom materjałów instytutu, intere­ sujący jako autobiografja typowego „self- made mana" i ciekawa kartka z życia kolonji polskiej w Berlinie. Nie jest to jednak pamiętnik tak ważny i poucza­ jący, jak te, które czekają na ogłoszenie. Trudność wydania dalszych materjałów polega na tem, że instytut nie posiada majątku, a księgarze-wydawcy lękają się ogłaszania życiorysów, zawierających zbyt wiele szczegółów „sensacyjnych" i „amo­ ralnych". Zmuszeni więc jesteśmy nara­ zić do wyzyskiwania materjałów w ści­ śle ograniczonem kółku. W ten sposób są opracowywane rękopisy z konkursu na życiorys robotnika, nauczyciela, na opis pracy wyborczej i konkurs na auto­ biografię przestępcy z więzień w Gru­ dziądzu i Rawiczu, Obecnie tętno prac w instytucie osłabło z powodu

zupeł-I zna, aby zechciało pośpieszyć z jakąś wydatniejszą pomocą. Gdy się uda, mi- j mo tych wielkich trudności, wykazać do- j niosłość instytutu kilku cennemi publi­

kacjami, pieniądze napewno się znajdą, — i wtedy zabierzemy się nakoniec do opra­ cowania najważniejszych w Polsce za­ gadnień socjologicznych.

— Na przykład?!

— Na przykład do kwestji współżycia Polaków z ŻydanT, Tyle się pisze na ten temat bredni, tyle rzuca się pustych fra­ zesów, że już raz wreszcie należałoby tę sprawę zbadać naukowo. Opracowa­ nia socjologicznego domaga się też życie rodzinne w Polsce, organizacja pracy za­ robkowej, stosunki służby folwarcznej i tyle innych ważnych rzeczy. Wogóle trzeba narazie działać u nas w zakresie socjologji stosowanej. W tej myśli, na zamówienie ministerstwa oświecenia, pi-I szę teraz podręcznik socjologji. Fragmen­

ty zarysu syntetycznego socjologji ogła­ szam zato w języku angielskim.

— Czytałem niedawno „Wstęp do so­ cjologji", wydany jako tom prac Ko­ misji Nauk Społecznych Poznańskiego Towarzystwa Przyjaciół Nauk.

— Właśnie los tej pracy upewnił mnie, że narazie studja teoretyczne z socjologji ogłaszać trzeba w języku angielskim. Nad „Wstępem" pracowałem kilka lat, o- ceniłem w nim ogólne założenia poznaw­ cze wiedzy humanistycznej, podałem me­ todyczne przesłanki socjologji, wałczyłem 0 to, aby wyodrębniano ściśle przedmiot socjologiczny, by nie traktowano nadal socjologji jako filozofji historji lub ogólnej nauki o kulturze. Za pierwszy warunek postępu socjologji zawsze uważałem i u- ważam uniezależnienie się od naturalizmu.

— Pan profesor głosi „kulturalizm". — Jestem zdania, że świat jest wy­ tworem kultury. Dlatego sądzę, że o po­ glądzie na świat muszą decydować nie nauki przyrodnicze, tylko nauki o kultu­ rze. Stąd „kulturalizm", czyli pogląd na świat, w którym rzeczywistość przedsta­ wia się nam przez pryzmat kultury,

— Oczywiście poglądy pana wywołały żywą polemikę?

— Wręcz przeciwnie. „Wstęp" docze­ kał się zaledwie trzech ocen, a z tych tyl­ ko jedna wyszła z pod pióra fachowca. Taki brak zainteresowania, a raczej tak wielki brak fachowców, zmusza do szuka­ nia wymiany myśli u obcych, głównie w Ameryce północnej, gdzie ostatnie lata wykazują imponujący rozwój badań socjo­ logicznych. Ogłoszony jeszc/.■- w róló r. razem z prof. Thomasem wstęp do pracy „The Polish Peasant" doczekał się np. przeszło sześćdziesięciu dokładnych omó­ wień.

— Świeżo podjął pan, jak czytałem, nową walkę w t. V „Nauki polskiej".

— Pisząc o przedmiocie i zadaniach „nauki wiedzy", zakreśliłem tylko granice tej nowej nauki, która upomina się o swo­ je odrębne prawa. Jest to osobny dział kultury ludzkiej, pozwalający badać się empirycznie. Za wydzieleniem i unieza­ leżnieniem teorji wiedzy przemawia przy- tem wzgląd praktyczny, że ta nowa zdo­ bycz stanie się podstawą pobudzenia, roz­ szerzenia i udoskonalenia pracy naukowej w Polsce. Powtarzam panu to, co w tym szkicu niedawno napisałem: jesteśmy pierwszem państwem, posiadającem w rządzie osobny wydział nauki; może też uda się nam być pierwszym narodem, który teorję nauki ujmie w jej całokształ­ cie i znajdzie dla niej odpowiednią pod­ stawę.

Kiedy spisywałem po skończonym wy­ wiadzie słowa prof. Znanieckiego, bada­ cza - entuzjasty, który niezmordowanie działa na polu nauki z ogromną energją 1 twórczym talentem, własnym zapałem pobudzając młodych pracowników w so- cjologji do samodzielnych badań, przypo­ mniałem sobie końcowy ustęp z jego cie­ kawego szkicu p. t. „Znaczenie rozwoju świata i człowieka" — o najważniejszym wskaźniku życiowym.

„Nie w zdobyciu pożądanego przed­ miotu, nie w osiągnięciu upragnionego ce­ lu jest szczęście istotne; znajdujemy tam tylko zaspokojenie chwilowe, punkt wyj- śc'a nowych pragnień, niepokojów i dą­ żeń. Tymczasem p r z y t w o r z e n i u już sam przebieg twórczy daje nam r o z ­ k o s z n a j w y ż s z ą ; nie jest on bowiem pracą, jak wtedy, gdy stawiamy sobie zgóry zakreślony cel w granicach gotowej już rzeczywistości i chcemy tylko jak naj­ prędzej dojść do końca, lecz j e s t d ą ż e ­ n i e m n a p r z ó d i w z w y ż do i d e a - ł u, który sam się rozwija i tworzy i w każdym momencie d a j e n a m r a d o ś ć z tego, cośmy już urzeczywistnili — i w y ż s z ą j e s z c z e r a d o ś ć , że więcej jeszcze, coraz więcej urzeczywistniać bę­ dziemy mogli".

Prof. Znaniecki, pisząc tę definicję, wiedział napewno o szczęściu tworzenia wyższego porządku — ponad istniejącym, marzył o wzbogacaniu życia i harmonji świata, o narzucaniu nowych form poko­ leniom, i wtedy miał prawo myśleć — o sobie.

Stef.

T V a O D N 1 K

korzystać młodzi pracownicy seminarjum | niego braku funduszów. Rządu wciąż na- socjologicznego. Udawały się konkursy, j gabywać o pieniądze nie możemy, a spo- szczególnie konkurs życiorysów robotni- j leczeńs.wo zbyt nas mało dotychczas P o z n a ń , we wrześniu 1925,

W Collegium Minus w Poznaniu znaj­ duje się jedyne w Polsce seminarjum so­ cjologiczne, Prowadzi je Florjan Zna­ niecki. W Ameryce, ziemi obiecanej so- cjologji, nazwisko Znaniecki ocenione jest należycie. Tam wiedzą dobrze, kim jest autor „Cultural Reality”, ogłoszo­ nej przez uniwersytet chicagoski; tam ogromne, pięciotomowe dzieło „The Polish Peasant in Europa and America“, opracowane przez Znanieckiego razem z prof. Thomasem, uznane jest za fun­ dament całej szkoły badań, jako zjawi­ sko odkrywcze w literaturze wszech­ światowej; tam, w tym roku w Pozna­ niu wydane, „The Laws of Social Psy- chology” wywołały żywą polemikę. Tyl­ ko u nas większej popularności z licz­ nych prac prof. Znanieckiego doczekał się jedynie szkic z pogranicza filozcfji kultury i socjologji „Upadek cywilizacji zachodniej’1, bo wszystkich zelekryzo- wało przypuszczenie, że rzecz wydana w 1921 r, „nakładem Komitetu Obrony Narodowej”, pod tak przerażającym ty­ tułem, musi zawierać jakieś ostrzeżenie przed zagrażającem nam bezpośrednio niebezpieczeństwem. Czytano, aby się od zła uchronić.

-— Niech pan uspokoi — rozpoczął prof, Znaniecki — bojaźliwych, że so- cjologja nie posługuje się w swych obli­ czeniach latami, ale setkami lat. Nie uważam również siebie za fatalistę. Istnieje możliwość umiejętnego pokiero­ wania objawami zycui społecznego, i wie­ rzę, że Zachodowi uda się ująć w ręce ster przyszłych wypadków. Szło mi tyl­ ko o to, aby wskazać społeczeństwu, że odwieczna walka, jaka się toczy pomię­ dzy garstką przodowników ludzkości a potrzebami większości, przybrała obec­ nie formy ostre i groźne. W ostatnich czasach wzmógł się ogromnie materja- lizm, usprawiedliwiający wszelkiego ro­ dzaju dążności, dogadzające zwierzęciu w człowieku, do głosu doszedł motłoch, żądny wyłącznie zadowolenia materjal- nego, szerzy się imperjalizm rasowy, pod­ sycający wsteczne ruchy rozdmuchiwa­ niem nienawiści, zachwalający masowy gwałt, tolerujący świadome niszczenie wartości kulturalnych, — a wszystkie te antykulturalne objawy znalazły swój wy­ raz ostateczny w bolszewizmie, który jest poprostu nowym jaskrawym dowo­ dem nawrotu gatunku ludzkiego do sta­ nu dzikiej pierwotności. Dlatego, powo­ dowany praktycznemi względami, z przy­ wiązania do podziwianej cywilizacji za­ chodniej, nawoływałem w swym, jak pan uprzejmie zapewnia, „głośnym” szki­ cu do udoskonalania techniki społecznej, opartej na wiedzy socjologicznej.

— Czy mogę zapytać, co pana pro­ fesora skierowało do zajęcia się socjo­ logią?

— Samo życie. Po otrzymaniu tytułu doktora filozofji na Uniwersytecie Jagiel­ lońskim, jako początkujący badacz, usi­ łujący iść własnemi drogami, wyjechałem do Warszawy i tam niespodzianie sta­ nąłem na czele opieki nad wychodźcą. Wówczas nawiązałem łączność z prof, Thomasem i wkrótce uległem jego na­ mowom, by przenieść się do Ameryki. Mieszkałem w niej sześć lat, od r. 1914— 1920, jako wykładający na wydziale so­ cjologicznym uniwersytetu w Chicago ustrój społeczny Europy środkowej ze szczególnem uwzględnieniem Polski. 0 - pracowywanie 15.000 listów, z których urosła nasza praca o polskich chłopach, pogłębiło wrodzone zamiłowanie. To też, kiedy w 1920 r. uniwersytet poznański powołał mnie na katedrę filozofji, po­ starałem się, aby przekształcono ją na katedrę socjologiczną, ponieważ uważa­ łem, że obowiązek narodowy domaga się rozwoju w Polsce wiedzy socjologicznej, wciąż jeszcze u nas zawstydzająco małej i niedocenianej.

— Jakie ma zadania Instytut Socjo­ logiczny?

— Wyłącznie badawcze. Założyłem go w 1921 r„ dzięki poparciu wydziału nauk ministerstwa oświecenia, aby gromadzić materjały, z których mogliby również

(2)

2

WIADOMOŚCI LITERACKIE

M 4-1

Tealn futurystyczny

H e n r y k P r a m p o l i n i

Śuiięta uczłow ieczona

„ Jo a n n a d’H rc“ D elteila

Nazwisko Henryka Prampoliniego jest znane w europejskich środowiskach tea­ tralnych, Projekty sceniczne młodego malarza, umieszczone zwłaszcza w jesie­ ni ubiegłego roku na wystawie teatralnej w Wiedmu, zwróciły na siebie uwrgę centrów teatralnych Wiednia, Berlina

H 1: NRVK PRAMPOLINI

i Paryża, Jeszcze zeszłego lata zwierzał się nam Prampolini z dobrych „incari- chi", jakie otrzymał od teatru w Pradze czeskiej, gdzie powszechny podziw bu­ dziły jego dekoracje do „Ognistego do­ bosza" Marinettiego. Poglądy swoje w tej kwestji, tonące w bogatej frazeologji,

chni plastycznych oraz rytmiki sceny — stworzy wielowymiarową sceno - prze­ strzeń, Będzie to według bogatej defini­ cji Prampoliniego architektura elektro­ dynamiczna elementów plastycznych, znajdujących się w ciągłym ruchu w cen. trum sceny.

Specjalnie od innych scenografów od- |

różnią Prampoliniego zignorowanie akto­ ra na scenie. Aktor, uważany przez wie- | ki i dotychczas za żywioł niezastąpiony i panujący nad całą akcją, jak zauważa sam Prampolini, został zredukowany silnie w swojej roli przez nowoczesnych teoretyków teatru. Gordon Craig nazywa aktora plamą barwną; Appia uznaje trój- władzę sceniczną, dzieląc ją między au­ tora, aktora i przestrzeń; Taitow traktuje go jako przedmiot, t, zn, jako jeden z wielu elementów scenicznych; H. Wal- ! den zwraca uwagę na ruch i formalną | stronę ekspresji aktora, Prampolini uwa­ ża natomiast aktora za element niepo­ trzebny w akcji teatralnej, a nawet nie­ bezpieczny dla przyszłości teatru; co więcej, interwencję aktora w teatrze, ja­ ko elementu interpretacyjnego, nazywa absurdalnym kompromisem, Prampolini tłumaczy swoją teorję w ten sposób: — kiedy koncepcja teatralna przedstawia absolut w transpozycji scenicznej, aktor przedstawia tu zawsze bok względny. Teatr, pojęty w swoim najczystszym wy­ razie, jest centrem rewelacji tajemnicze­ go, tragicznego, dramatycznego i komicz­ nego poza zmyśleniem ludzkiem. Uka­ zanie się żywiołu ludzkiego na scenie łamie tajemnicę tego „poza", które po­ winno panować w teatrze, świątyni ab­ strakcji duchowej. Przeszłość jest

meta-Kiedy Joanna Delteila bawi się jesz- j

cze jako pasterka ze swemi przyjaciół- ; kami na wzgórzach Domremy, na dźwięk dzwonów, głoszących Anioł Pański, klę­ ka i modli się w te słowa:

„Dzień dobry Ci, Mar jo! Jak łaska­ we masz policzki! To dopiero masz szczęście pomiędzy wszystkiemi kobie­ tami: Pan jest Twoim przyjacielem! A ja­ ki piękny jest twój dzieciak, owoc twe­ go żywota, Jezus!.,,"

Modlitwa ta z początku wydaje się jakiemś bluźnierstwem, po bliższem je­ dnak wniknięciu w jej treść okazuje się, że jest poprostu ścisłym prawie przekła­ dem „Zdrowaś Marja" na język codzien­ nego życia. Spostrzegamy wówczas w wy­ tartej jak zużyty grosz zdrowaśce nową treść, którą nadały jej codzienne bliższe nam i zwyczajniejsze słowa. Odświeżona modlitwa nabiera wszystkich swych zna­ czeń, a przede wszystkiem staje się roz­ mową z istotą wyższą, z Bogiem.

Proces, jaki zastosował Delteil do swojej Joanny, jest mniej więcej ten sam, Wyobraźmy sobie jakąś współczesną maszynistkę albo sklepową z „Galeries Lafayette", która naprzekór starym wo­ dzom zwycięża i podbija całą Europę, Delteil powiada: „Nie mam innego za­ miaru, jak tylko pokazać córkę Francji. Moja Joanna ma osiemnaście lat".

To tłumaczenie Joanny na język co­ dzienny, ta hagiografja a rebours jest nieustannem — czasem narzucającem się nawet parti pris Delteila, Pokazuje nam jej dzieciństwo od urodzenia aż do walk zaciętych z chłopakami w sąsiedniej wio­ sce, pokazuje ją nam jedzącą, i to do­ brze — wbrew historji — jedzącą, po­ kazuje nam: jej zdrowe, młode ciało, peł­ ne sił i wzbudzające pożądanie króla Francji, Przybliżenie to posuwa do rze­ czy nieprzyjemnie rażących. Owe karto­ fle w XV w., drogowskaz z napisem „Domremy 120 kilometrów", uwaga, że Joanna w więzieniu straciła osiem kilo, — czasem nazbyt przypominają, że Delteil związany jest węzłami pochodzenia z gru­ pą nadrealistów,

Aleć to jedyne zastrzeżenia, W ca­ łości proces uczłowieczenia Joanny udał się Delteiłowi zupełnie. Daje nam postać dziewczyny młodej, naiwnej, pięknej, pe­ wnej siebie, całkiem żywej, ale mimo to — świętej.

Świeżość książki polega także na jej

stylu prostym i czarująco naiwnym, na jej słownictwie wreszcie — bardzo

no-JÓZEF DELTEIL

woczesnem i bardzo konkretnem, pozba- wionem wszelkiego patosu, Delteil,

oku-DRZEWORyr SAL VATA do KSIĄŻKI DELII 1LA

rzając i odnawiając nieznośnie patetycz­ ny posąg Joanny, oczyszcza i odświe­

ża nieco zatęchłą już mowę francuską, wprowadzając do niej trochę świeżego powietrza. Kto wie, czy ,,Joanna“ Del- teila nie będzie epoką w dziejach nowo­ czesnej literatury francuskiej.

Koła ultra-katolickie we Francji obu­ rzyły się na „niewłaściwe" potraktowa­ nie przez Dełteila jednej z członkiń ko­ ścioła triumfującego. Zdaje mi się, że j oburzenie było przesadne. Bo czyż nie w istocie właśnie kościoła katolickiego leży zrozumienie ludzkiej natury? W je­ go pałacach nie brak, obok wież z ko­ ści słoniowych, także i prostych praco­ wni, gdzie człowiek stykając się z czło­ wiekiem, bierze zjawiska życia poprostu, nie bardzo rozumując, wierząc, że i ciało i krew są tworami Boga, i że Bóg kie­ ruje wszystkiem w sposób najprostszy, bo najmędrszy,

W tem ludzkiem odczuwaniu życia i niestawianiu niedosiężnych ideałów, w praktyczności katolicyzmu leży jego potęga. Sądzę, że właśnie praktyczny kościół katolicki (t. zn, jezuicka, a nie franciszkańska jego strona) powinien przyswoić sobie metodę Dełteila, stosu­ jąc ją do hagiografji, Bo człowiek rozumu­ je, że nie trudno zostać świętym, gdy ma się natchnienie boże i ciało prze­ zwyciężone, gdy się jest zwykłym po­ sągiem albo duchem bezcielesnym. Ale zostać świętą, tak jak Joanna, gdy się jest zdrową, tęgą dziewczyną, gdy się zabija wrogów i walczy pomiędzy roz- paskudzonem żołdactwem, — to dopiero trudność. To zrozumienie codziennego trudu świętości i szarych konfliktów (na śniadanie, na obiad, na wieczerzę) cnoty jest przywilejem Dełteila, To przeświad­ czenie, że częstokroć święci garnki le­ pią, jest jednym z nieodpartych uroków książki.

Z naiwności stosunku do charakte­ rów, fabuły, do formy i do słowa wresz­ cie wynika niezapomniana u Dełteila konkretność każdej chwili, każdego zda­ nia, Stąd brak jakichkolwiek pustych miejsc i ściągnięcie opowiadania, zwar­ tość jego — nawet u Francuzów rzadka. Znakomita książka ze względu na swą ideę i formę jest jednem z najciekaw­ szych zjawisk literatury powojennej. Po­ winna też być jak najprędzej przełożona na język polski.

Dekoracja Prampoliniego do baletu mechanicznego

. „PSYC HOLOGJA MASZyi\y

N

o

t

a

t

k

i

zamknął pozatem Prampolini w ostatnim numerze wydawanego przez siebie prze­ glądu „Noi". Streścimy w głównych rysach jego postulaty sceniczne,

Prampolini twierdzi, że scenografja, t, j. panująca scena, pojęta jako opisanie rzeczywistości zmyślonej, jako fikcja rea­ listyczna świata widzialnego, winna być bezwzględnie potępiona, ponieważ jest kompromisem statycznym w przeciwień­ stwie do dynamizmu scenicznego — esen­ cji akcji teatralnej. Jak nowa plastyka zwraca swoją inspirację w kierunku form, stworzonych przez nowoczesny przemysł, jak liryka zwraca się do telegrafji, — tak technika teatralna idzie w kierunku pla­ stycznego dynamizmu życia wspó’czesne- go, t. j. akcji. Fundamentalnemi zasada­ mi nowej estetyki teatralnej jest dyna­ mizm, równoczesność i jedność akcji człowieka i miejsca, Podczas gdy techni­ ka teatru tradycyj stworzyła dualizm

pierwiastku dynamicznego — człowieka i pierwiastku statycznego — miejsca — futuryści złączyli w jedność i równoczes­ ność sceniczną pierwiastki człowieka i miejsca, krzyżując je nawzajem w żyją­ cej syntezie scenicznej. Teatr futurysty­ czny — mówi Prampolini — jest projek­ cja świata ducha, urytmizowanego przez ruch w przestrzeni scenicznej.

Na podstawie takich założeń buduje Prampolini scenę dynamiczną, idąc od scenografji (opisu malarskiego elementów realistycznych) przez scenosyntezę (sku­ pienie architektoniczne powierzchni barwnych), przez scenoplastykę (kon­ strukcję trójmiarową elementów plasty­ cznych na scenie) do scenodynamiki (ar­ chitektury przestrzenno-barwnej elemen­ tów dynamicznych w świetlnej atmosfe­ rze scenicznej),

Prampolini usuwa dytychczasową sce­ nę teatralną, wgniatającą akcję w obraz sceniczny. Zastosowanie nowych elemen­ tów prostopadłych, ukośnych, wielowy­ miarowych, ekspansji sferycznej

powierz-fizyczną aureolą miejsca. Miejsce jest projekcją duchową akcji ludzkiej. Któż tedy bardziej od przeszłości może pod­ nieść i wyświetlić treść akcji teatralnej? I w ślad za tem idzie ciekawie po­ myślana przestrzeń jako indywidualność sceniczna — personifikacja przestrzeni w funkcji aktora , panującego nad akcją teatralną i grającego mocą swojej ogól­ nej i dynamicznej ekspresji. Gino Gori, estetyk teatralny, wyjaśnia to tak: Pram­ polini ożywia scenę nie jako dramat sam dla siebie, ale jako osobę dramatu mó­ wionego, Stąd też jego sceny ruchome, zamiast odsuwać uwagę na bohatera, koncentrują ją na scenę, jakby na syn­ tetycznego bohatera akcji.

Zauważyć trzeba, że z odrzuceniem bezwzględnem sceny malowanej nie da­ je Prampolini formalnej konstrukcji na scenie, jak np. Meyerhold, — ale archi­ tekturę wielowymiarowych p^szczyzn

zachodzących jedne na drugie, zmienia­ jących położenie, ruch i światło. Akcja może być tutaj przeprowadzona zupeł­ nie autonomicznie, t. zn. bez udziału człowieka, nie tracąc nic ze swojej eks­ presji. W takiej sceno-przestrzeni, po­ myślanej zresztą abstrakcyjnie i po poe- tycku, teatr musi zrzec się swego chara­ kteru wyjątkowości eksperymentalnej i epizodycznej improwizacji, aby stać się szkołą wychowania duchowego w życiu zbiorowem.

Wizję swoją kończy kapłan nowego teatru w takich górnych słowach. — Teatr poliekspresyjny będzie wszechmoc­ ną centralą igraszki sił abstrakcyjnych. Każde widowisko będzie obrzędem me­ chanicznym wiecznego przelewania się materji, będzie magiczną rewelacją ta­ jemnicy — panoramiczną syntezą akcji, pojętą jako mistyczny obrzęd dynamiz­ mu duchowego, — centrem duchowej ab­ strakcji nowej religji przyszłości.

Jalu Kurek,

Blake na „Srebrnym Okręcie". ^ ,

Wrześniowy zeszyt „Le Navire d'Ar- gent" poświęcony jest całkowicie Wilhel­ mowi Blake, Jest to doskonała sposob­ ność dla osób nieznających angielskiego do zaznajomienia się z wybitnie ciekawą indywidualnością, Blake, wizjoner, poeta, malarz, rysownik — oczywiście jest po­ stacią niezmiernie dziwaczną, ale ogrom­ nie zajmującą. Zajmującą nie tylko dla psychologa i psychjatry, nie tylko dla historyka literatury, — ale poprostu dla amatora poezji, „Le Navire d’Argent" po­ daje piękne próbki przekładów z Bla- ke'a. Są to wiersze z rozmaitych epok jego życia w przekładzie Annie Hervieu i Augusta Mórela. Znajdujemy tu, obok

naiwnych w swej wdzięcznej prostocie „Pieśni niewinności" (1789), ciemny i ale­ goryczny „Podróżny umysłowy" oraz wspaniałe wyjątki z „Ksiąg prorockich". Sumienni szperacze z redakcji „Le Navi- re d'Argenl" znaleźli tylko trzech kryty­ ków francuskich, którzy zabierali głos o Blake'uf (Oczywiście, że ten nieznany we Francji poeta .nie jest u nas znany nawet z nazwiska). Do numeru użyto więc arty­ kułów Symonsa Swinburne’a oraz bio­ graf ji Briona, będącej wyjątkiem z nie- wydanego jeszcze dzieła.

Najciekawszy może, obok biografji, która zaznajamia nas ze szczegółami te­ go niesamowitego choć cichego żywota, jest początek artykułu Symonsa, gdzie pisarz angielski zestawia Blake'a z Nietz- schem,

*

— Księgarnia Murraya w Londynie o- głosiła antologję dawnych wierszy egip­ skich, na którą składają się w przeważnej części piękne hymny religijne.

— Ukończono nową edycję Koranu, przygotowywaną od sześciu lat na roz­ kaz króla Fuada I przez egipską księ­ garnię państwową pod egidą egipskiego

ministra oświecenia. Z pośród 23,000 e- gzemplarzy 16,000 zamówiło ministerstwo dla szkół.

— Belgijskie ministerstwo sztuki usta­ nowiło wielką doroczną nagrodę literac­ ką (10.000 franków), wielką nagrodę za prace w dziedzinie sztuk plastycznych, nagrodę za krytykę i historję literatury, przyznawaną raz na pięć lat, oraz szereg stypendjów dla artystów,

— Wielki wezyr sułtana marokańskie­ go wydał edykt, ustanawiający doroczną nagrodę za prace literackie i naukowe dla autorów urodzonych w Afryce północnej,

— „Le Progres Civique“ w numerze z dn, 19 września b. r. rozpoczął ogłasza­ nie fragmentów z dzieł t. zw. „awangar­ dy" — bez podawania nazwisk autorów — i zaproponował czytelnikom odpo­ wiedź na następujące pytania: czy rozu­ miecie i czy to się wam podoba? W an­ kiecie chodzi o przekonanie się, o ile współczesna literatura jest dostępna dla szerokich warstw inteligencji.

— Ukazała się historja Włoch Panzi- niego p, t, „La vera istoria dei tre colo- ri". Jest to przedewszystkiem doskonale napisany ironiczny komentarz do dziejów Włoch, Książkę swoją poświęcił Panzini pamięci młodego oficera, który nigdy nie mógł się nau zyć historji, Panzini wyka­ zuje tu, jak fałszowano historję dla ce­ lów walki z Austrją, Najciekawsze są końcowe strony książki, dotyczące cza­ sów wojennych.

— Zmarły niedawno polityk francuski Viviani pozostawił ciekawe pamiętniki, nieprzeznaczone do publikacji,

— Gabrjel Hanotaux ogłasza w „La Revue des Deux Mondes" z dn. 15 wrze­ śnia b. r. artykuł p, t. „Polityka we­ wnętrzna za pierwszego cesarstwa",

— W nakładzie instytutu teatralnego przy uniwersytecie w Koln ukazała się bibljografja druków o teatrze niemieckim za w. XVIII, XIX i XX, w opracowaniu P. A. Merbacha.

— Zeszyt 6 „Orplidu" poświęcono współczesnej literaturze hiszpańskiej. Na czele numeru umieszczony jest artykuł Wernera Kraussa p. t, „Rundschau uber die spanische Literatur der Gegenwart", potem idą wyjątki z pism następujących pisarzy: Clarin, Angel Ganivet, Jose Or- tega y Gasset, Pio Baroja, Ramon Perez de Ayala, Gabriel Miro, Eugenio d'Ors, Julio Cambo.

— Najnowszą pracą o Byronie jest książka Dory Neill Raymond „The Połi- tical Career of Lord Byron".

— Nowe siedemnastotomowe wydanie dzieł Goethego ukazało się w nakładzie „Insel - Verlag".

— W domu Hebbla w Wesselburen u- rządzono specjalny pokój hamburski, w którym znalazło pomieszczenie wszystko, co dotyczy związków poety z Hambur­ giem,

— Archiwarjusz Couderc, interpelo­ wany o treść spornej części dziennika Goncourtów, który ma zostać wydany w październiku r, b., odpowiedział: „Duch tej części da się wyrazić w takiem zda­ niu: „La candeur dans 1'obscenite".

— Wkrótce ukaże się niedrukowany artykuł Remy de Gourmonta p, t. „Deux

poetes de la naturę: Bryant et Emer­ son",

— Dostęp do mogiły Lotiego, spoczy­ wającego na wyspie Oleron, jest na mo­ cy testamentu pisarza wzbroniony dla pu­ bliczności.

— Fotel po Anatolu France w Aka- demji Francuskiej przypadnie zapewne marszałkowi Petain,

— Jack London pozostawił niedokoń­ czone opowiadanie na tle stosunków ja­ pońskich p, t. „Cherry". Wdowa po Lon­ donie dokończyła tej opowieści.

— W „New-York Times" Walter Tit- tle pisze o miłem wrażeniu, jakie spra­ wiało życie małżeńskie Conrada. Con­ rad opowiadał o tem, jak Henryk James mówił mu, że artysta nie powinien się nigdy żenić, „Myślę — dodawał Conrad, — że miał zupełną słuszność, jeśli szło o niego samego. Wyklął mnie prawie, gdy się dowiedział o mojem małżeństwie, ale potem się przeprosił, zobaczywszy, jak ładnie to wszystko wyszło". Pani Con­ rad sama posiada wybitne zdolności nar­ racyjne, jej listy mają szczególny wdzięk. Walter Tittle wspomina też o wielkich zaletach towarzyskich pani Conrad, jej dowcipie i humorze.

— Ukazał się tom opowiadań p, t. „II Conte. With other Stories by Famous American Authors". Wydawca zebrał tu opowiadania, drukowane w latach 1908 i 1909 w „Hampton's Magazine", Więk­ szość z pośród tych opowiadań stanowią wczesne utwory autorów, którzy od te­ go czasu zdobyli sławę. Zbiór rozpoczy­ na się od noweli Conrada „II Conte".

— U Grasseta ukazał się tom poezyj Rajmunda Radiguet p. t. „Les joues en feu“,

■— Zmarła niedawno wdowa po Zoli była niezwykłą kobietą, odznaczała się szerokością poglądów i szlachetnością serca. Znamienny był jej stosunek do dzieci męża ze stosunku z inną kobietą, które wychowywała — sama skazana na bezpłodność — jak własne. Po śmierci Zoli ofiarowała jego posiadłość w Medan na ochronę dla sierot i podrzutków i od­ dała się swemu dziełu z całem poświęce­ niem,

— Pewien magazyn amerykański zao­ fiarował Wellsowi pięćset funtów za pię- ciostronicową nowelkę z warunkiem, że autor napisze własnoręcznie w nagłówku swego utworu: „Jest to najlepsza nowela, jaka wogóle była do tej pory napisana". To wyznanie miało być reprodukowane w fac - similowej odbitce, Wells propo­ zycję odrzucił,

— Kipling został wybrany wiceprezy­ dentem „London Library" na miejsce lor­ da Curzona,

— Ukazał się nowy tom nowel Ki­ plinga.

— W „Christian Science Monitor" S, F, MacLean, ksiągarz kalifornijski, pisze o tem, jak Kipling zamówił u nie­ go raz całą masę książek technicznych, dotyczących budowy okrętów, kolei że­ laznych, przekopywania tuneli i t. p. Do­ piero po ukazaniu się „A Walking De- legate" i „The Ship that Found Herself" księgarz zrozumiał przyczynę technicz­ nych zainteresowań Kiplinga,

Dekoracja Prampoliniego do baletu „ODRODZENIE DUCHA"

Pisarze polscy w przekładacl) rosyjskich

Andrzej S tru

M o s k w a , we wrześniu 1925. Niema potrzeby rozwodzenia się szczegółowego o przyczynach, wskutek których Andrzej Strug stał się dla Ro­ sji porewołucyjnej pisarzem nader po­ ciągającym1 i pod pewnemi względami wprost pokrewnym. Wyłączny niemal dobór tematów autora polskiego z za­ kresu ruchów wolnościowych, doskonała znajomość atmosfery i psychiki „ludzi podziemnych" wraz ze szczerą ku nim sympatją musiały nęcić tłumaczów i wy­ dawców ze środowiska, gdzie i w lite­ raturze prym trzymają tendencje spo­ łeczne, a wszelkie odbicie zwycięsko za­ kończonych walk niedawnych otoczone

jest szczególną aureolą i oficjalnie go­ rąco bywa popierane. To też, gdy wy­ dawnictwa sowieckie zaczęły rozszerzać działalność i kiedy znacznie wzmagał się ruch tłumaczeniowy, Strug był bodaj czy nie pierwszy z powieściopisarzy pol­ skich, który został wciągnięty do piś­ miennictwa rosyjskiego.

Już w r, 1923 „Pieniądz" („Diengi") ukazał się w przekładzie E, Gonzago nakładem firmy „Wsiemirnaja Litieratu- ra" w Leningradzie (7.150 egz.). Wydaw­ nictwo to, ongi założone przez'Maksyma Gorkiego i mające według szeroko opra­ cowanego programu stopniowo wypusz­ czać wybór arcydzieł literatury świato­ wej we wzorowych przekładach, później funkcjonowało jako oddział specjalny rządowego „Gosizdata" i skoncentrowało się głównie na dwóch serjach tłuma­ czeń — t, zw. „Bibljotece Podstawowej" i „Nowościach Literatury Obcej". Wr pier

wszej dotychczas brak zupełnie utwo­ rów polskich, w serji drugiej jeszcze przed „Pieniądzem" Struga zostały wy­ dane „Płomienie" Stanisława Brzozow­ skiego.

Następnie w tłumaczeniu Eugenjusza Tropowskiego i nakładem wydawnictwa leningradzkiego „Priboj" wyszły „Dzieje jednego pocisku" („Istorja odnoj bomby") oraz „Ludzie podziemni" („Liudi pod- polja") (8.000 egz.). Pierwsza powieść jest już zupełnie wyczerpana, i nawet nie mogę książki tej opisać de visu. Tom „Ludzi podziemnych" składa się z ośmiu opowiadań; nie brak tu, oczy­ wiście, i . obowiązkowego wstępu, tym razem napisanego przez samego tłuma­ cza. Okładkę rysował Dymitr Mitrochin, znany i wielce produkcyjny grafik, któ­ rego twórczość przed dwoma laty zo­ stała uwieczniona we wspaniale wyda­ nej monografji.

„Jutro" („Zawtra") w r. b. było wy­ dane przez firmę „Siejatiel" w Lenin­ gradzie (3.000 egz,), w tłumaczeniu E, i I. Leontjewych i w okładce kompozycji Olgi Żudin, Nakładem tegoż wydawnic­ twa, jako tomik jego „Bibljoteki Popu­ larnej", i w przekładzie tych samych tłu­ maczów ukazało się jeszcze „Ze wspo­ mnień starego sympatyka" („Iz wospo- minanij starika soczuwstwujuszczewo") w 15.000 egz.

Paweł Ettinger. Jarosław Iwaszkiewicz,

WILHELM BLAKE

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jego siedziba znajduje się w Porębie Wielkiej w dawnym parku dworskim, któ- rego układ prawdopodobnie jest dziełem Stanisława Wodzickiego.. Park od 1934 roku chroni dorodne

 dostosowania wymagań szkolnych i sposobu oceniania do możliwości ucznia (nauczyciel jest zobowiązany przestrzegać wskazań zawartych w opinii przez poradnię);. 

Natomiast z mecenatu nad zespołami artystycznymi KUL i Studium Nauczycielskiego i Rada Okręgowa będzie musiała zrezygnować, ponieważ zespoły te od dłuższego czasu

To znaczy, że zmienna i używana w pętli for w funkcji Plansza, to ta sama zmienna i, która jest używana w pętli for w funkcji Wiersz.. Podobnie zmienne wiersz i plansza

Zwizano to z tym, e procesy funkcjonowania systemu i odpowiednie reguły zarzdzania tymi procesami ró ni si znacznie w zale noci od właciwoci procesów, które z kolei zale od

Mówiąc najprościej, Gellner stara się wyjaśnić dwa zdumiewające zjawiska współczesności: błyskawiczny i pokojowy zanik komunistycznego imperium wraz z ideologią

Szczęście mają te osoby w wieku 40+, które mogą włączyć się w takie działania – widać jak rozkwitają, ile mają pomysłów, energii, jak chętnie uczą się różnych

In more collaborative approaches between these scholars and researchers from the natural sciences, the interaction between the two over the period of various months, allowed for