• Nie Znaleziono Wyników

O skutkach procesu demontażu granic w kulturze płynnej nowoczesności

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "O skutkach procesu demontażu granic w kulturze płynnej nowoczesności"

Copied!
19
0
0

Pełen tekst

(1)

M i c h a ł B o g d a n

O SKUTKACH PROCESU DEMONTAŻU GRANIC

W KULTURZE PŁYNNEJ NOWOCZESNOŚCI

Jak zauważył Zygmunt Bauman w Płynnej nowoczesności, procesy modernizacyjne rozmywają dotychczas przewidywalne sfery ludzkiej działalności. Posługując się zaproponowaną przez niego metaforą płynności, możemy powiedzieć, że znane dotychczas nieprzekraczalne dla ludzi progi w postaci norm i reguł zostały mocno naruszone przez rwący strumień mający swoje źródło (jak się wydaje niewyczer-palne dzięki obsesyjnemu dążeniu do modernizacji) w postępie. W podobnym tonie „rozwiniętą, drugą nowoczesność” opisuje Ulrich Beck, mówiący o „pęknię-ciu” w jej obrębie, oderwaniu od solidnego fundamentu stworzonego przez społe-czeństwo industrialne i nabraniu nowego kształtu, który sugeruje nazwać „społe-czeństwem ryzyka”. Obserwacje socjologów dotyczące podstaw, na których formuje się (czy raczej formowany jest) kształt dzisiejszej kultury, stanowią dobry punkt wyjścia do obserwacji i analizy zmian zachodzących w funkcjonowaniu jej symbolicznej i komunikacyjnej sfery.

Demontażowi dotychczasowych granic kulturowych towarzyszy tworzenie ich

nowych, efemerycznych substytutów, podlegających prawom rynku, sprzyjających przy okazji dominacji dyskursu ekonomicznego „rewelacyjnie” dającego sobie ra-dę w świece łatwo przekraczalnych granic. Można też spojrzeć na to z innej per-spektywy – we współczesnej kulturze mamy do czynienia z demontażem i tak już mocno nadwątlonych granic blokujących drogę do „jednowymiarowości”. Herbert Marcuse stwierdzał, że „pod swoją zewnętrzna dynamiką społeczeństwo jest cał-kowicie statycznym systemem życia: samonapędzającym się w swej opresyjnej wydajności i w swym ładzie przynoszącym zyski”1. Skoro tak jest defi niowane

(2)

społeczeństwo (a ta defi nicja w dzisiejszych realiach jest nadal aktualna), to tym, co zapewnia funkcjonowanie „statycznego systemu życia”, jest właśnie kultura.

Jednowymiarowa kultura zachodnia nosi znamiona totalności2, „pod względem

jednolitości bije dziś na głowę wszystko”3, pochłania i sprowadza do wspólnego

mianownika wszelkie alternatywy wobec niej samej (i czyni to z mogącym budzić obawy powodzeniem). Podstawową praktyką umożliwiającą to „powstrzymywa-nie” jest operacjonizm – defi niowanie pojęcia jako zbioru czynności, co wyklucza możliwość interwencji w system z poziomu języka. Operacjonalizacji poddane zostało samo pojęcie kultury – Fred Inglis tak w skrócie opisuję jej analizę, doko-naną przez Teodora Adorno i Maxa Horkheimera: „Kultura, która pierwotnie była królestwem uniwersalnych i transcendentnych wartości, została przez kapitalizm zdegradowana do czegoś, co można z zyskiem sprzedać, jak każdą inną rzecz”4.

Jednowymiarową kulturę szczególnie dobrze zdają się opisywać defi nicje funk-cjonalne, z tym że najważniejsze nie jest już zaspokajanie organicznych i wtórnych potrzeb jednostek, poprzez wykształcenie różnego typu instytucji mogących świad-czyć zaspokajające je usługi (chociaż ta sfera funkcjonuje w dzisiejszej kulturze całkiem sprawnie). Szczególnie z dzisiejszej perspektywy należy przyjrzeć się funk-cji umożliwiającej panowanie poprzez totalność i skuteczne uniemożliwienie wyrażenia sprzeciwu (chociaż wyraźnie widzimy co jest „nie tak” – Slavoj Žižek nazwał to „brakującym atramentem”5), przy jednocześnie utrzymującym się

względnym poczuciem zadowolenia u większości. Mamy więc podstawy do mó-wienia o hegemoni – doskonale ten cały układ stabilizującej, stworzonej na miarę warunków panujących w płynnej nowoczesności. Jeżeli nawet nie jest to jedna hegemonia totalnej kultury zachodniej, to na pewno możemy mówić o „paktach hegemonicznych” zawieranych przez dominujące grupy chcące utrzymać stworzo-ny na zdemontowastworzo-nych granicach status quo.

2 Chociażby przez sposób organizowania bazy technologicznej służącej produkcji, który już

zdołał nabrać totalnego charakteru, a ciągle czynione są w tej kwestii dalsze usprawnienia (zarządza-nie technologią (zarządza-nie z poziomu państwa narodowego, tylko z poziomu eksterytorialnych biznesowych instytucji).

3 M. Horkheimer, T.W. Adorno, Dialektyka oświecenia, Warszawa 1994, s. 139. 4 F. Inglis, Kultura, Warszawa 2007, s. 72.

5 Przytoczony przez Žižka dowcip dobrze ilustruję tę sytuację: Niemiecki robotnik dostaje

pracę na Syberii. Świadomy, że cała jego korespondencja z nowego miejsca pracy czytana będzie przez cenzorów, ustala z przyjaciółmi odpowiedni kod: jeżeli list będzie napisany zwykłym niebieskim atramentem, jego treść będzie prawdziwa, jeżeli czerwonym, całość jest nieprawdą. Po miesiącu jego koledzy otrzymują pierwszy list, napisany niebieskim atramentem. Dowiadują się, że Syberia to wspaniałe miejsce, duże wygodne mieszkania, świetne jedzenie, piękne kobiety, pełne towarów skle-py, tylko nie można w nich dostać czerwonego atramentu (Th e Missing Ink [w:] S. Žižek, Welcome to the desert of the Real, Verso, London 2002).

(3)

Jakkolwiek funkcjonalistom zarzucano nadużycie, kiedy defi niując kulturę za-kładali, że jedna kultura, to jedno społeczeństwo i jeden język, tak dziś podobne zarzuty są mocno osłabione. Na przykładzie Unii Europejskiej, będącej z jednej strony projektem, z którym wiążemy pewne nadzieje, z drugiej podejmującej ini-cjatywy zmierzające do zglajchszaltowania narodowego charakteru i ujednolicenia na innych polach6, możemy powoli mówić o jednym społeczeństwie i jednej

kul-turze, natomiast rolę jednego języka pełni na razie międzynarodowy dyskurs praw-ny i nie znający granic dyskurs ekonomiczpraw-ny.

Dodatkowo czytelny niegdyś „system norm i reguł” nie reguluje już niemal wszystkich naszych życiowych praktyk – tę rolę w większej mierze pełnią tworzo-ne na potrzeby rynku „oferty”. Skalę tego rodzaju przesunięć, przynoszących zmia-ny w symbolicznej i komunikacyjnej sferze kultury, obserwujemy w życiu codzien-nym na następujących polach:

1. Technologia

Obecna sytuacja technologii nie różni się specjalnie (przynajmniej ja tych różnic nie dostrzegam) od stanu sprzed kilkudziesięciu lat, kiedy to w Człowieku Jedno-wymiarowym opisywał ją Herbert Marcuse. Przede wszystkim, oprócz udogod-nień jakie wiążą się z modernizacją, technologia równocześnie pełni drugą (mniej wyraźną, ale nie mniej znaczącą) rolę, mianowicie „służy ustanowieniu nowych, bardziej skutecznych i przyjemnych form społecznej kontroli i społecznej spój-ności”7. Nie można technologii rozpatrywać w oderwaniu od zastosowania, do

jakiego jest przewidziana – „dzisiaj racjonalność techniczna, to racjonalność sa-mego panowania”8.

Jeżeli kultura pełni określone funkcję, w tym przypadku pozwalające na hege-monię, twierdzenie Marcusego także jej dotyczy. Technologia pozwala na stworze-nie „bardziej wydajnej kultury”, potrafi ącej spełniać swe zadania jeszcze skuteczstworze-niej. Nie bardzo dalekie od prawdy będzie stwierdzenie, że obecnie w krajach „pierwsze-go świata” nadawanie kształtu kulturze staje się w coraz większym stopniu domeną

6 Na przykład niemożliwe będzie już rozpalenie ogniska w ogródku albo kupienie stuwatowej

żarówki (chociaż akurat w przypadku żarówki, zgodnie z zasadami wolnego rynku, na których opie-ra się Unia i wiążącej się z tym możliwości wyboru konsumenckiego, to my powinniśmy decydować jaką żarówkę chcemy kupić – to poważna rozbieżność między deklaracją a działaniem w postaci wydawania aktów normatywnych).

7 H. Marcuse, Człowiek jednowymiarowy…, s. 11.

(4)

instytucji, coraz mniejszy wpływ mają tu jednostkowe czy grupowe inicjatywy9

(a nawet, jeżeli się pojawiają, są skazane na pochłonięcie i rozpuszczenie przez zin-stytucjonalizowane fale). Oddolna opozycyjna inicjatywa nie ma szans zaistnienia i wpływu na całość. Kultura od zawsze jest tworzona przez ludzi, to im (każdemu bez wyjątku) powinna przynosić korzyść. Niestety, wygląda na to, że dzisiejsza „usprawniona”, „wydajna” kultura, służy głównie grupie inicjatorów owych „uspraw-nień”, dodatkowo zabezpiecza ich (i siebie) przed zmianą tego stanu rzeczy, poprzez skuteczną automatyczną reprodukcję obecnego kulturowego systemu. Jednocześnie ta nowa „wydajność”, dzięki faktycznemu zaspokojeniu podstawowych i wtórnych potrzeb większości, skłania jednostki do zachowania względnego spokoju.

Udogodnienia, jakie zawdzięczamy technicznemu rozwojowi, oddalają nas od istoty wykonywanej czynności, znoszą potrzebę rozumienia, przez co zmienia się charakter samego życia. Technologia zaczyna zastępować ludzkie kompetencje. Ma miejsce przejście od ludzkiej fi zyczności do kultury cyfrowej, odpowiadającej ję-zykowi maszyn, wprowadzającej zapośredniczenie między czynnością a jej wyko-nawcą. Odejście od analogowości sprawia, że przestajemy rozumieć, jak działają wprowadzane udogodnienia – jakkolwiek służą one ludziom, tak niosą ze sobą pierwiastek nieprzewidywalności, w końcu posługują się innym „językiem”, które-go nie rozumiemy i rozumieć nie musimy – po prostu z nich korzystamy. Skoro część ludzkich kompetencji przejmują maszyny, to należałoby dokonać rozróżnie-nia między skutkami pozytywnymi i negatywnymi, jakie powoduje ta zmiana. Zgodzimy się zapewne, że wynalazek w postaci pralki automatycznej stanowi bez-dyskusyjne udogodnienie (chociaż nie da się zaprzeczyć, że „każde tchnienie kom-fortu okupione jest zdradą poznania”10) i w zasadzie nie niesie z sobą negatywnych

skutków ubocznych11, ale już grafi czny interfejs edytora tekstu12, w którym ten tekst

jest pisany, albo nowoczesny samochód z obsługiwanym przez komputer pedałem

9 Oczywiście instytucje są również ludzkim wytworem (i jak widzieli to funkcjonaliści, żeby

jakikolwiek wpływ czy zmiana mogły mieć miejsce, niezbędny jest pewien stopień organizacji wokół wspólnej inicjatywy). Chodzi raczej o to, że dzisiejsze instytucje mają monopol na bycie instytucjami i skutecznie blokują próby wpływu z zewnątrz.

10 T.W. Adorno, Minima Moralia, Kraków 2009, s. 39.

11 Tym bardziej, że zapewne zdarzyło się nam kiedyś prać ręcznie i z grubsza wiemy, w jaki

sposób plamy znikają z ubrania, albo jesteśmy szczęśliwymi posiadaczami pralki otwieranej od fron-tu i cały proces prania możemy śledzić przez szklane drzwiczki. Z tej perspektywy zdecydowanie bardziej podejrzana wydaje się zmywarka do naczyń.

12 Tutaj już pojawia się problem, ponieważ o ile w przypadku maszyny do pisania sposób jej

działania jest dla użytkownika całkiem czytelny, o tyle w przypadku edytorów tekstu jesteśmy całko-wicie zdani na technologię.

(5)

gazu i sprzęgłem13 oddalają nas od zrozumienia technologii, a tym samym od

pa-nowania nad nią. Sytuacja zatem zostaje odwrócona, i to raczej my poddani jeste-śmy panowaniu. To kolejny krok ku zgodzie na „przyjemną kontrolę” za pomocą kultury technicznej.

Lawinowy rozwój techniczny w dużym stopniu decyduje o rodzaju i kształcie kontaktu między ludźmi. „Medium komunikacji izoluje”, a „postęp dosłownie roz-dziela ludzi”14. Setki zapośredniczonych kontaktów zastępują zdecydowanie mniej

liczne, nieporównywalne pod względem „jakości” kontakty bezpośrednie. Jakkol-wiek utrata jakości i izolacja ma miejsce na wielu polach (takich jak zestandary-zowane portale społecznościowe wypaczające prawdziwe bezpośrednie relacje, serwisy towarzyskie stawiające znak równości pomiędzy człowiekiem a towarem, portale informacyjne serwujące informacje z całego świata przez co wzmacniany jest proces wykorzenienia jednostek z kultury lokalnej itd.), naświetlę tylko pro-blem jednego z nich.

Od stacjonarnego telefonu charakterystycznego dla stałej fazy nowoczesności przechodzimy do mobilnej telefonii komórkowej, doskonale odpowiadającej jej fazie płynnej. Pomimo tego, że fakt odbycia rozmowy15 mobilnym telefonem jest

rejestrowany, Roch Sulima przypuszcza, że jest coraz mniej informacji „nie na te-lefon”16. Te przypuszczenia potwierdzić może nasze codzienne doświadczenie. Sam

byłem świadkiem, jak w poruszającym się po szynach środku komunikacji miej-skiej studentka psychologii stosowała za pośrednictwem telefonu komórkowego swoją nowo zdobytą wiedzę na swoim życiowym partnerze, starając się rozwiązać jeden z (jak nazywałby to Ulrich Beck) „konfl iktów stulecia”17.

Kolejne celne spostrzeżenie dotyczy przejścia od opowiadania i komentowania rzeczywistości (będących rodzajem praktyki wspólnotowej) do informowania i zdawania relacji. To znowu kolejny przykład na niemożliwość transcendencji – w dzisiejszej kulturze funkcjonuje tyle informacji (i najwyraźniej wszystkie z nich

13 Znacznie różniący się od manualnej skrzyni biegów i tarczy sprzęgła, na której dosłownie

„odciska się” charakter kierowcy (dzięki czemu można zrozumieć i poczuć, jak działa samochód).

14 M. Horkheimer, T.W. Adorno, Dialektyka oświecenia, s. 244.

15 A być może i sama rozmowa – jakiś czas temu pojawiła się inicjatywa, zgodnie z którą

ope-ratorzy działający w Unii Europejskiej mieliby nagrywać wszelkie połączenia, by w razie potrzeby udostępnić je odpowiednim „służbom”. Niby w dzisiejszej „przyjemnej” kulturze nadzór nie jest już potrzebny (wszystko działa jak w zegarku), trudno jednak oprzeć się wrażeniu, że jednak działa wspomagający to wszystko, dostosowany do płynnonowoczesnych realiów system panoptyczny.

16 R. Sulima, Telefon komórkowy [w:] Gadżety popkultury, W. Godzic, M. Żakowski (red.),

War-szawa 2007, s. 210.

17 To co kiedyś było jasne dla obu stron związku, „z góry ustalone” podlegać zaczyna negocjacji

– „możliwość wyboru zaognia świadomość konfl iktów” (U. Beck, Społeczeństwo ryzyka, Warszawa 2004, s. 164).

(6)

są na tyle ważne), że po przekazaniu choćby małej ich części (przy jednoczesnym nadmiarze zajęć innego typu), brakuje czasu na komentarz. W konsekwencji oczy-wiście prowadzi to do zaniku umiejętności komentowania rzeczywistości, a więc także refl eksji (a o refl eksji krytycznej powinniśmy w tym układzie zapomnieć).

Masowa komunikacja pochłania myśl indywidualną poprzez konieczność do-stosowania się do określonego formatu komunikacji. Szczególnie w tej perspekty-wie martwić może fakt, że Polacy preferują komunikację za pomocą ograniczonych do kilkuset znaków wiadomości tekstowych, która to wymusza uproszczenia, zwię-złość, stosowanie skrótów, uproszczone do minimum wyrażanie emocji za pomo-cą znaków interpunkcyjnych – czyli w dwóch słowach: treść jednowymiarową.

Jeżeli zaś chodzi o wykorzystanie demokratycznego potencjału, jaki daje Inter-net, np. możliwość wypowiedzenia się na dowolny temat, wyrażenia swojego zdania, tak by mogli je usłyszeć inni18, to dobrze komentuje to stwierdzenie Coluche’a,

fran-cuskiego aktora, startującego w wyborach prezydenckich w 1981 roku: W dykta-turze mówią: „zamknij się”, w demokracji idzie to tak: „gadaj, ile wlezie”.

Komunikacyjna sfera kultury ulega z jednej strony rozszerzeniu dzięki stale pojawiającym się nowym możliwością komunikacji i nadawania znaczeń, jedno-cześnie (co z rozszerzeniem możliwości nieuchronnie się wiąże) mamy do czynie-nia ze spłaszczeniem – zarówno relacji między ludźmi (mało istotne zapośredni-czone kontakty, zbędność interakcji, brak zaangażowania, przelotne spotkania zamiast trwałych związków), jak i osłabieniem mocy działania pojedynczych członków kultury lokalnej (wirtualnie „uwalniamy Tybet”, co rozgrzesza nasz z bierności i sprawia, że nie mamy już czasu na rzeczywiste działania na „własnym podwórku”).

2. Życie sąsiedzkie

Niepisane, jasne kulturowe normy życia sąsiedzkiego całkiem sprawnie regulujące relacje międzyludzkie w obrębie pewnej przestrzeni, zostają rozmyte i zamienione, np. na rzeczywistość odgrodzonego strzeżonego osiedla. Ten aspekt dotyczy niemal wyłącznie przestrzeni współczesnego miasta. Tempo i jakość przejścia od kultury wspólnotowej do kultury stowarzyszenia regulowane jest przez ludzi. To od nas

18 A wiadomo, że nie zaprowadzi to do skutecznej organizacji wokół podobnych zapatrywań,

jeżeli np. te zapatrywania podzielane są tylko przez kilka osób, mieszkających w dodatku w innych miastach i mających świadomość, że skoro liczne i dobrze zorganizowane manifestacje górników czy pielęgniarek nie przynoszą specjalnych zmian, więc ich kilkuosobowa manifestacja poglądów rów-nież nie ma sensu. Więc cały ten internetowy potencjał też jest wątpliwy.

(7)

zależy stopień zażyłość relacji sąsiedzkich. W niektórych miejscach być może to przejście w ogóle nie miało miejsca – na pewno jednak istnieje tendencja do

get-toizacji, społecznej i kulturowej gentryfi kacji, efektem czego są próby usunięcia

z przestrzeni atrakcyjnych (z punktu wiedzenia systemu – np. centra miast czy prestiżowe dzielnice), „nieatrakcyjnych systemowo” ludzi zamieszkujących tam od zawsze i zastąpienie ich skuteczniejszymi konsumentami, lepiej wpisującymi się w szczęśliwe życie pod auspicjami wolnego rynku. Spustoszenie jakie czynią te zabiegi w dotychczas istniejącej tkance miejskiej kultury są niebagatelne. Ci nowi „szczęśliwi” ludzie zamieszkujący zamknięte chronione osiedla „wraz z rosnącą izolacją upodabniają się wzajem do siebie”19, co powoduje jeszcze większe

odosob-nienie. Konsumpcja to w końcu zajęcie wybitnie indywidualne. Jeżeli ich nowo-czesne domy są funkcjonalnymi „maszynami” do mieszkania, zaspokajającymi wszelkie potrzeby, jakie świeżo nabyte, nowoczesne wyposażenie domu jest w sta-nie zaspokoić, to oni sami też zaczynają funkcjonować jak maszyny20. Warunki,

w jakich mieszkają, zostały trafnie podsumowane przez bohatera Pokolenia X Dou-glasa Couplanda: „Ej! Przecież to też są centra handlowe, tylko w przebraniu”21.

Można to też odwrócić i stwierdzić, że centra handlowe są urządzone na podobień-stwo mieszkań – przedpokoje, toalety, kilka rodzajów kuchni, salony, biblioteki, wszechobecne teleekrany serwujące bezpieczną rozrywkę. Pokolenie X jest do-brym przykładem tego, jak sprawnie kultura pochłania nawet same próby stwo-rzenia alternatywy22 wobec siebie samej. Dodajmy jeszcze, że generacja X dobrze

sprawdza się w jednowymiarowej roli – jakkolwiek jej członkowie potrafi ą zrezy-gnować z „przywilejów” dobrze opłacanej pracy i innych „zdobyczy” współczesne-go życia, tak na poziomie dyskursu, którym operują, jakkolwiek nastawionewspółczesne-go krytycznie (czy może bardziej ironicznie) wobec rzeczywistości, z życia w której pozornie zrezygnowali, używają terminów przez tą rzeczywistość zawłaszczonych. Mogą co najwyżej nazywać się ludźmi alternatywnymi w kulturze bez alternatyw. Tu powracamy do ich podobieństwa z dzisiejszymi yuppie – kultura płynnonowo-czesnego miasta pisze im rozkład i menu dnia – rano bieganie/basen, potem do biura, w przerwie lunch (lub sex-lunch, jak donoszą raporty dotyczące aktywności

19 M. Horkheimer, T.W. Adorno, Dialektyka oświecenia…, s. 245.

20 „Mieszkanie” jako czynność także poddaje się operacjonalizacji – powiedzmy, że w obecnie

budowanych i wyposażanych domach, mieszkać znaczy tyle, co obsługiwać sprzęty znajdujące się w mieszkaniu. A jest ich tyle, że nie sposób się nudzić. Jeżeli nuda znika, jak widział to Pascal, znika-ją pytania egzystencjalne. Znika transcendencja.

21 D. Coupland, Pokolenie X, Warszawa 1998, s. 79.

22 Pokolenie X nie zasługuje na miano alternatywy wobec dominującej kultury – po prostu nie

(8)

w czasie przerwy w pracy pierwotnie przeznaczonej na zjedzenie obiadu), kino domowe, wieczorem służbowa kolacja, w piątek i sobotę klub, gdzie „rozmowy uschematyzowane są według klasy samochodu”23, a „treść życia towarzyskiego […]

jest odległa od trosk ludzkości”24 – w poniedziałek powtórka cyklu. Spotykając się

z nimi, rzeczywiście możemy się poczuć jak Dwayne Hoover po lekturze powieści Kilgore’a Trouta Teraz można to ujawnić25.

3. Kultura popularna

Kultura popularna tworzy z pozoru niewinną rozrywkę, która jednak w wielu przy-padkach staje się sposobem indoktrynacji, podporządkowania przez otępienie. Stan, jaki Herbert Marcuse zdiagnozował i nazwał jednowymiarowością (człowiek jednowymiarowy, myśl jednowymiarowa, społeczeństwo jednowymiarowe a wiec i jednowymiarowa kultura), był chlebem powszednim ówczesnych bohaterów li-terackich. Ignacy Reilly, postać stworzona przez Johna Kennedy’ego Toole’a (będą-ca w dużym stopniu jego alter ego), „niekompatybilny” z rzeczywistością przez co zdolny do transcendencji – był w stanie komentować rzeczywistość posługując się niezoperacjonalizowanym językiem. Formułował akt oskarżenia przeciwko ludz-kości. Oglądając program rozrywkowy o tańczącej młodzieży (którego dzisiejszym odpowiednikiem byłby pewnie cieszący się sporą popularnością „You can Dance”), nie mógł uwierzyć w obrazę dobrego smaku, której jest świadkiem. Pomimo ogromnych możliwości kultury w zakresie spłaszczania i pochłaniania dyskursów alternatywnych przez dyskurs dominujący zdarzają się przypadki niepodatne na te sprytne zabiegi. Wszystko jednak jest pod kontrolą – odbiegający od wzoru (i nie dający się w jego ramach umieścić) rezultat zachowania (będącego reakcją na wzór), może być korygowany – w przypadku Ignacego na oddziale zamkniętym Szpitala Miłosierdzia.

Mechanizm unieszkodliwiania alternatywy wyraźnie widać w przypadku pro-dukcji muzycznej. Istnieje schemat powielany przez każdego muzycznego twórcę, potrafi ącego w swojej działalności dostrzec potencjał generowania zysku.

Nagry-23 M. Horkheimer, T.W. Adorno, Dialektyka oświecenia…, s. 243. 24 M. Horkheimer, Zmierzch, Warszawa 2002.

25 A oto jej początek: „Szanowny Panie, biedny Panie, dzielny Panie. Jest Pan eksperymentem

Stwórcy Wszechświata. Jest Pan w całym wszechświecie jedyną istotą wyposażoną w wolną wolę. Jest Pan jedyną istotą, która musi się zastanawiać jak postąpić… i dlaczego. Wszyscy inni są robotami, maszynami.” I tak dalej. Oczywiście powieść mógł przeczytać także ktoś inny. (K. Vonnegut,

(9)

wana jest jedna płyta, o której można mówić w kategoriach sztuki. Wtedy jeszcze artysta zdobywa uznanie, a widzące łatwy zarobek, wytwórnie fonografi czne z chę-cią podpisują z nim kontrakty. Od tego czasu artysta jest unieszkodliwiony, to, co robi od momentu podpisania kontraktu ze sztuką, nie ma już nic wspólnego. Two-rzy to, co chcą usłyszeć inni.

Produkcja wideoklipów, których odtwarzanie stało się możliwe dzięki rozwo-jowi technicznych możliwości również w trybie mobilnym, to też dobry sposób na otępienie i transmisję wzorów zachowań, których dostarcza warstwa wizualna. Nie sposób oprzeć się wrażeniu, że współczesna muzyka popularna jest tworzona we-dług pewnego schematu gwarantującego sukces. Być może też jest tak, że w pro-dukcję popularnej kulturowej muzycznej zmakdonaldyzowanej strawy zaangażo-wany został neuromarketing, wszak „reklama jest eliksirem życia przemysłu kulturalnego”26. Tworzone współcześnie popularne wideoklipy przykuwają uwagę

(bynajmniej nie ze względu na muzykę), także moją27, ale mechanizm, który

od-powiedzialny jest za ten magnetyzm można zdemaskować jak sądzę bez „nauko-wych” neuromarketingowych „badań mózgu”. Kultura masowa według Adorna całkiem skutecznie scementowała postęp z barbarzyństwem. Zapewne zgodziłby się z nim Ignacy Reilly.

Ogniwem łączącym kulturę popularną z reklamą może być sport. W przypadku wielu dyscyplin ważniejszy od samego sportowego mistrzostwa zawodników, zda-je się spektakl, jaki tworzą. Sport zaczął pełnić rolę wabika, dzięki któremu zda- jedno-razowo skupić można znaczną liczbę odbiorców reklam. Przeszliśmy więc od mo-mentu, kiedy to widowisko sportowe i osoby wokół niego zgromadzone uzasadniały obecność reklam, do czasu skomercjalizowanego sportu, który jest uzasadniony wyłącznie przez obecność reklam (gdyby nie wpływy z reklam i środ-ki od sponsorów zawodowy sport28 przestałby istnieć). Dodatkowo rytm

niektó-rych widowiskowych dyscyplin doskonale sprzyja ich emisji – przerwy między rundami w pojedynku bokserskim czy między gemami w meczu tenisowym prze-cież aż proszą o interwencję. Pozornie nie pasuje tutaj piłka nożna (jedna przerwa, trwająca co prawda piętnaście minut) – ale śmiertelnym grzechem wobec boga marketingu byłoby pominięcie tak licznego „targetu” w postaci kibiców

piłkar-26 M. Horkheimer, T.W. Adorno, Dialektyka oświecenia…, s. 182.

27 Ale zdaję sobie sprawę z możliwości „odbioru negocjowanego”, który – mam nadzieję – ma

miejsce w moim przypadku. Teoretycznie można też przywiązać się do masztu statku albo zatkać uszy woskiem, ale jest on tak trudny do zdobycia jak czerwony atrament.

28 Ten prawdziwy duch sportu daje się jeszcze wyczuć w rozgrywkach polskich piłkarskich lig

okręgowych, gdzie zawodnicy za występ nagradzani są wyłącznie oklaskami (i to tylko w przypadku wygranej, ewentualnie remisu) – można więc powiedzieć, że uprawiają sport dla siebie.

(10)

skich. Dlatego wymyślono odpowiednie tablice świetlne ustawiane dookoła boiska, które do nabycia rozmaitych produktów zachęcają bez przerwy. Nie orientuję się zbytnio, jak sprawa wygląda w przypadku futbolu amerykańskiego, ale komunikat przekazany w serwisie sportowym po głównym wydaniu Wiadomości w pierw-szym kanale polskiej telewizji publicznej defi nitywnie świadczy o tym, że to już nie sport jest najważniejszy – dziennikarze tworzący serwis uznali, że najbardziej istot-ną informacją dotyczącą najważniejszej w sezonie rozgrywki (czy też raczej wido-wiska) ligi NFL jest to, że za trzydziestosekundowy czas reklamowy w przerwie ktoś zgodził się zapłacić trzy miliony amerykańskich dolarów.

4. Reklama

Reklama od swojej podstawowej, archaicznej (wtedy jeszcze uczciwej) funkcji – informowania o produkcie i miejscu gdzie można go nabyć, stopniowo przechodzi do zachęcania, kuszenia, kreowania zachcianek. Zaczyna stanowić totalne

narzę-dzie do generowania popytu. Jak słusznie zauważa Herbert Marcuse, „totalitarnym

nie jest tylko terrorystyczne, polityczne uporządkowanie społeczeństwa, lecz także jego nie-terrorystyczne, ekonomiczno techniczne uporządkowanie, które działa poprzez manipulowanie potrzebami przez właścicieli kapitału”29. Podobnie na

kwestię reklamy zapatrują się jego „wspólnicy”: „W reklamie oszańcowuje się pa-nowanie systemu. Reklama umacnia wieź, łączącą konsumentów z wielkimi kon-cernami”30. Dzisiejsze przekazy reklamowe w znakomitej większości są po prostu

kłamstwem, a w wielu przypadkach stają się właśnie manipulacją – dotyczy to szczególnie reklam skierowanych do najmłodszych czy tak zwanych reklam „wy-rafi nowanych”.

Niedopuszczalne jest kierowanie przekazów reklamowych do dzieci. Nie dość, że nie mogą się przed nimi bronić, to są przez nie wychowywane na nowych sku-tecznych konsumentów, bez możliwości rezygnacji z tej „kulturowej kompeten-cji”31. Jak zauważył Ulrich Beck, źródła konfl iktów wewnątrz rodziny mogą być

(i są) powodowane przez zewnętrzne źródła – reklama w roli generatora napięć dobrze się sprawdza. Ciężar tłumaczenia dziecku (niezorientowanemu jeszcze

29 H. Marcuse, Człowiek jednowymiarowy…, s. 19.

30 M. Horkheimer, T.W. Adorno, Dialektyka oświecenia…, s. 183.

31 A gdyby tak zakupów dokonywać, kierując się jakością produktów, bez uwzględniania

rekla-mowych sugestii? Wówczas w celu zwiększenia sprzedaży nie trzeba byłoby organizować „tygodnia hawajskiego”, jak czynił to sprzedawca Pontiaców z Midland City, wystarczy polepszyć jakość albo obniżyć cenę. To wydaje się możliwe.

(11)

w relacji mającej miejsce między pracą a konsumpcją), że nie może posiadać re-klamowanego produktu, spada na barki rodziców. Twórcy reklam umywają ręce od odpowiedzialności za skutki swojej „pracy”.

Nie znaczy to wcale, że kierowanie przekazów reklamowych do osób dorosłych nie budzi wątpliwości – reklamy dalej są kłamstwem i manipulują. Ale to najwy-raźniej nie wystarcza i goniąc za zyskiem, i potrzebą sprzedaży niepotrzebnych rzeczy, wymyślane są techniki, które nawet doświadczone i odporne osoby dorosłe nakłonią do zrobienia zakupów. Dlatego powstał neuromarketing, który „bada mózgi” i na podstawie wniosków z tych badań konstruuje przekazy reklamowe, nakłaniające nas (bez udziału naszej świadomości) do zakupów. Podobno te bada-nia nie budzą u neuromarketerów żadnych wątpliwości etycznych. Jedna z „zalet” kultury zbudowanej na ekonomicznych podstawach kapitalizmu i wolnego rynku, polega na tym, że za zarobione dzięki pracy środki zyskujemy możliwość dokony-wania wyboru konsumenckiego i tym samym realizowana jest nasza wolność32. Jak

więc będzie ona defi niowana, skoro nie będziemy już nawet mogli wybrać z przy-gotowanej wcześniej oferty, ponieważ ktoś zadecyduje za nas?

Zdaje się, że gorzej już być nie może, ale to oczywiście nieprawda. Neuromar-keting może zostać wykorzystany do zwiększenia sprzedaży czekoladowych bato-nów, ale można też wykorzystać go w trakcie kampanii prezydenckiej. Skoro poli-tycy już używają reklamy, by manipulować wynikami wyborów, to czy demokracja nie jest fi kcją? Nie dość, że obecnie nie mamy specjalnego pojęcia na kogo odda-jemy głos, ponieważ wizerunki kandydatów są mocno poprawione „tradycyjnymi” metodami pozwalającymi lepiej sprzedać produkt. Nie dość, że media dokonują za nas wstępnej selekcji kilku kandydatów. Teraz o tym, kto zostanie głową państwa, może decydować neuromarketer, który w sposób naukowy, przyklejając badanym elektrody do czaszek, udowodni, że biały krawat w niebieskie prążki kandydata na prezydenta aktywuje odpowiednie ośrodki mózgowe osoby oglądającej „spot” wy-borczy tak, że przekłada się to na 11,8% wzrost poparcia, czyli np. wygraną w pierw-szej turze wyborów. A gdyby tak od razu wygrywał ten z lepszym krawatem? To będzie wielki „sukces” demokracji.

To jednostka sama powinna decydować (bez sugestii z zewnątrz), co jest jej potrzebne – ale najwyraźniej przemysł reklamowy nie chce w to wierzyć. Nawet po zaaplikowaniu reklamowej propagandy przemysł będący jej autorem powie, że na końcu to i tak jednostki same dokonają wyboru – a to nie jest prawdą. Z pomo-cą znowu przychodzi Marcuse: „Dopóki (jednostki) utrzymywane są w

(12)

ności bycia autonomicznymi, dopóki są indoktrynowane i manipulowane (aż do swoich najgłębszych instynktów33), dopóty ich odpowiedź nie może być uznawana

za ich własną”34.

5. Ryzyko

Ryzyko – jego nowe rodzaje związane z często nieprzewidywalną w skutkach mo-dernizacją. Aby jego negatywne skutki mogły być amortyzowane, wymagają wy-kupienia stosownych polis ubezpieczeniowych zastępują przewidywalną rzeczy-wistość opartą na wzajemnym zaufaniu. Pomimo różnic między dystrybucją bogactwa i ryzyka, struktura społeczeństwa klasowego na pewnych obszarach po-krywa się ze strukturą społeczeństwa ryzyka. To dlatego, że ludzie bogaci mogą (co prawda w ograniczonym stopniu) „kupić” bezpieczeństwo (ubezpieczenie od „ryzyka” oczywiście również podlega urynkowieniu). Można dokonać podziału na ryzyko, które dotknie każdego (napromieniowanie czy zatrucie wody lub powie-trza), oraz to, którego za pieniądze możemy uniknąć (pieniądze dają możliwość wyboru mniej niebezpiecznego miejsca zamieszkania, lepsze wykształcenie, właści-wy stosunek do informacji, pozwala prowadzić zdrowszy styl życia itd.35). Jak

twier-dzi Ulrich Beck, w ten sposób stare nierówności społeczne nie są likwidowane, tylko wzmacniane na zupełnie nowym poziomie. Bogaci chcą oddalić od siebie ryzyko – dlatego niektóre gałęzie przemysłu przenoszoną są do krajów z tanią siłą roboczą (nie dość, że ryzyko jest oddalane, to jeszcze produkcja bardziej się opłaca).

Sztuczne wytwarzanie potrzeb jest zabiegiem niezwykle pożądanym w czasach płynnej nowoczesności, możemy kupić bezpieczeństwo (lub tylko jego pozory), inwestując w zdrową żywność, większy, nowocześniejszy, bezpieczniejszy (droższy) samochód, bezpieczne mieszkanie na wyżej wspomnianym zamkniętym osiedlu, edukację dającą właściwszy stosunek do informacji itd.). Przemysł nauczył się czerpać profi ty z zagrożeń, które sam produkuje. Polityka codziennego strachu sprawia, że chętnie spędzamy czas w domu, a jeżeli pojawia się konieczność opusz-czenia bezpiecznej przystani, oddalamy się samochodem z jednego strzeżonego parkingu na inny, przemieszczamy się pomiędzy zamkniętymi enklawami. Przez

33 A za tego rodzaju indoktrynacje trzeba uznać np. reklamę odwołującą się do instynktu

ma-cierzyńskiego, która grozi, że niewykupienie właśnie wymyślonej szczepionki może skończyć się pobytem dziecka w szpitalu.

34 H. Marcuse, Człowiek jednowymiarowy…, s. 23.

35 Osoby, których podstawowym zmartwieniem jest troska o swój dochód, są pozbawione tych

(13)

to przestrzeń publiczna staje się niepokojąco opustoszała. Umiejętność udziału w życiu publicznym jest powoli zapominana. Oczywiście na luksus mieszkania w zamkniętym osiedlu pozwolić mogą sobie wyłącznie ludzie stosunkowo zamoż-ni – zamoż-nie jest to zjawisko powszechne, ale warto zwrócić uwagę na pewne tendencje i dążenia (takie jednowymiarowe życie dla wielu jest spełnieniem marzeń).

6. Tożsamość

Wyeksploatowana doszczętnie kwestia tożsamości wymaga tylko krótkiej wzmian-ki. Przypomnijmy, „bycie sobą” – kształtowanie tożsamości, możliwości sfery ko-munikacyjnej kultury, odróżniania się od innych ulegają zdecydowanemu rozsze-rzeniu, które nieuchronnie wiąże się z utratą charakteru, spłaszczeniem jakości („więcej” nie oznacza w tym przypadku „lepiej”), a jeżeli przy okazji manifestacji własnej tożsamości ma miejsce jednostkowa twórczość symboliczna, jest wysoce prawdopodobne, że została nabyta w sklepie.

Niemal nieograniczone możliwości stwarzane przez kulturę płynnej nowocze-sności są rzecz jasna dostępne (nie tak jak miało to miejsce w stałej fazie kultury nowoczesnej, niejako „automatycznie”, kiedy jedynym warunkiem, jaki należało spełnić, była przynależność do danej grupy) osobom posiadającym odpowiednie środki. Cywilizacyjny postęp spowodował podniesienie standardu życia w krajach „pierwszego świata” – może to prowadzić do rozmycia zróżnicowanego do tej pory życia i jego warunków, które uległy zdecydowanej zmianie zarówno w okre-sie pracy, jak i czaokre-sie wolnym (w którym zresztą powinniśmy pracować nad udo-skonalaniem samego siebie). Pieniądz mieszający na nowo kręgi społeczne, doko-nuje trwałego przesunięcia, co oddala nas od prawdziwego życia w kierunku stylu życia sprawnie zamienionego po pewnym czasie w styl konsumpcji – który od tego momentu staje się dominującym czynnikiem wpływającym na funkcjonowa-nie symbolicznej i komunikacyjnej sfery kultury.

Tożsamość budowana na podstawie konsumenckich wyborów (a

przypomnij-my, że „Ludzie rozpoznają się w swych towarach; odnajdują swoją duszę we wła-snym samochodzie, sprzęcie hi-fi , wielopoziomowym mieszkaniu, wyposażeniu kuchennym”36) uznana została za standard, a skoro „sfera konsumpcji jest tylko

odbitą formą produkcji i karykaturą prawdziwego życia”37, to preferowany obecnie

model „bycia sobą” jest karykaturą tożsamości. Nie może być inaczej, kiedy

kultu-36 H. Marcuse, Człowiek jednowymiarowy…, s. 27. 37 T.W. Adorno, Minima Moralia…, s. 8.

(14)

ra wpisana jest w handel, a nieodłącznym towarzyszem rzeczownika „wybór” jest przymiotnik „posłuszny”.

Szczególnie manifestacji własnej tożsamości powinien sprzyjać czas wolny. W końcu teoretycznie, kiedy nim dysponujemy, nie jesteśmy poddani obciążeniom, które tożsamość mogłyby blokować. W praktyce czas wolny „nie może być wolny”, skoro jest administrowany przez biznes i politykę.

7. Ciało

Ciało, do którego jednostka nie przywiązywała zbytniej uwagi z wyjątkiem mo-mentów ciężkiej choroby, staje się ciałem stale chorym, wymagającym ciągłej uwa-gi, troski („zdrowy” styl życia) i ulepszeń, staje się rodzajem maszyny stanowiącej

nasz osobisty kapitał. Jest z perspektywy rynku niezwykle atrakcyjnym

„przed-miotem” – dzięki niemu budowana jest nowoczesna (teoretycznie indywidualna w praktyce instytucjonalna) refl eksyjność – stosowanie reżimów oraz sposoby organizacji zmysłowych doświadczeń, jaki czerpiemy za pośrednictwem ciała, są przedmiotami refl eksyjnej uwagi dzięki ciągłej konieczności podejmowania wyborów. Jesteśmy odpowiedzialni za nasze ciało, jesteśmy zmuszeni, by je projek-tować (można dodać za Michelem Houellebecquiem, że robimy to, by zyskać od-powiedni status na „rynku ciał”). Podobnie pojęcie sprawności fi zycznej jest znacz-nie bliższe dyskursowi nowej ekonomii, poznacz-nieważ w tym przypadku górna granica – cel, do którego trzeba dążyć nie istnieje38, doskonalenie tej sprawności

nigdy się nie kończy, podobnie jak ponoszone wydatki

Znaczący wpływ na ciało ma preferowany obecnie model kultury fi zycznej, pozostający pod znacznym wpływem sportu zawodowego, gdzie poddanie go pra-wom rynku spowodowało serie przesunięć w sferze wartości związanych z kulturą fi zyczną. Idea uczciwego współzawodnictwa, talent i pewna gracja w uprawianiu sportu ustępują przekraczaniu granic za wszelką cenę i technicznej, rzemieślniczej doskonałości uzyskiwanej przy pomocy katorżniczego treningu i najnowszych zdobyczy technicznych39. W konsekwencji konsumenci zapominają o tym, że

moż-na po prostu biegać czy pływać (bez żadnego dodatkowego specjalistycznego sprzętu), dla własnej przyjemności (a dopiero przy okazji pożytku). Współczesny

38 Sprawność fi zyczną można polepszać w nieskończoność.

39 Sztaby ekspertów badające możliwie najlepszą pozycję kolarza w tunelu aerodynamicznym,

projektanci starający się stworzyć możliwie najlżejszy, najlepszy rower i łączność radiowa między zawodnikami a dyrektorem sportowym w czasie wyścigu – to rzeczywistość, której przestaje odpo-wiadać opis stworzony przez Rolanda Barthesa w Mitologiach.

(15)

nam amator czynnego sportu jest przekonany, że do jego uprawiania niezbędny jest profesjonalny sprzęt. W końcu sport uprawiany jest dla konkretnego celu (zrzucenia kilogramów i kształtowania ciała, by sprostać wymaganiom, jakie stawia przed nim wzór kulturowy), więc wymaga to odpowiednich narzędzi „pracy”. Wy-razy twarzy biegających po parkach sportowców40 pozwalają wnioskować, że ten

nowy typ wysiłku wiąże się raczej z cierpieniem niż przyjemnością. Dzisiejsza jednostkowa aktywność fi zyczna zaczyna przypominać tę, z jaką mieliśmy do czy-nienia w opisywanej przez Aldousa Huxleya Republice Świata. Na razie głównie dzięki „konieczności” zaopatrywania się w specjalistyczny sprzęt, bez którego płyn-nonowoczesna kultura fi zyczna nie możne (a z pewnością nie chce) się obyć.

Zdrowie i chorobę również udał się „dostosować” do nowych potrzeb rynku. Choroba nie jest już zdarzeniem wyjątkowym, mającym wyraźny początek i koniec – jak zauważa Zygmunt Bauman, choroba jest nieodłączną towarzyszką zdrowia – stale obecnym zagrożeniem, „opieka zdrowotna dostosowuje się do reguł mode-lu fi tnessowego”41, przez co dążenie do zdrowia staje się czynnikiem patogennym42.

Oczywiście dążenie do zdrowia i sprawności fi zycznej w społeczeństwie konsump-cyjnym wymaga zaangażowania z naszej strony – oprócz specjalistycznego sprzę-tu dla polepszenia rezultatów powinniśmy zatrudnić stosownych „doradców”. Za-wsze znajdzie się pretekst, żeby wybrać się na zakupy.

8. Edukacja

Edukacja43 wykorzystywana jest jako narzędzie do produkcji jednowymiarowych

jednostek. Działa na odpowiednich dla realiów płynnej nowoczesności zasadach

– nie wspiera jawnie grupy dominującej, nakreśla za to bezpieczne ramy dla funk-cjonowania jednostki, doskonale przygotowuje ją do życia w „systemie”, którego jest częścią. Na poziomie podstawowym i średnim głównym celem nauki nie jest klasycznie rozumiana socjalizacja, przygotowanie do życia – nacisk kładziony jest na przygotowanie do egzaminów (na koniec szkoły podstawowej, gimnazjum i li-ceum – a w zależności od dalszych planów edukacyjnych pojawić się może także konieczność zdawania egzaminu studia). Ponieważ egzaminy są całościowym sprawdzianem wiedzy zdobytej na poszczególnych szczeblach edukacji,

wymaga-40 A wyglądają tak, jakby przed momentem zjedli cytrynę. 41 Z. Bauman, Płynna nowoczesność, Kraków 2006, s. 123.

42 A stąd już niedaleko do stwierdzenia, że całe nasze życie jest patologią.

(16)

nia kładzione są głównie (a może wyłącznie) na pamięciowe opanowanie materia-łu – samodzielne myślenie nie jest mile widziane44. Przynajmniej część egzaminu

ma formę testu, co uniemożliwia wykazanie się jakąkolwiek inicjatywą45. Jednak

pytania o charakterze otwartym powinny dać taką możliwość. Oczywiście nie da-ją, ponieważ są oceniane według „klucza”. Końcowe lata nauki na każdym z edu-kacyjnych szczebli polegają właśnie na „nauce klucza”46, pisaniu kilku(nastu)

te-stów w trakcie roku szkolnego, żeby dobrze zapamiętać to, „co się powinno napisać” i dzięki temu osiągnąć cel w postaci jak najlepszej oceny. Zresztą podstawą budo-wania renomy przez liceum ogólnokształcące jest wskaźnik, jaka część jego „ustan-daryzowanego produktu o nazwie absolwent”47 dostała się na dzienne studia

(czy-li nie mówi nic o jakości kształcenia, która najwyraźniej jest mniej istotna od umiejętności rozwiązywania testów).

Niemal idealną z punktu widzenia jednowymiarowej kultury sytuację tylko polepsza brak możliwości wyboru indywidualnej ścieżki edukacyjnej. Dlatego każdy zmuszany jest do opanowania bardzo szerokiego ogólnego materiału z róż-nych dziedzin. To oczywiście ma swoje zalety, z reguły jednak kończy się klęską ucznia – materiał jest po prostu zbyt obszerny. Przedziwnie w tej całej sytuacji wygląda kwestia bardzo dobrych podręczników (ewentualnie można mieć zastrze-żenia co do zbyt dużej ilości obrazków). Być może sekret tkwi właśnie w zawartym w nich materiale, który jest na tyle obszerny, że jednocześnie niemożliwy do opa-nowania.

Niczego specjalnie nie zmienia fakt, że sytuacja edukacji wygląda znacznie le-piej w przypadku szkolnictwa wyższego, skoro trafi ają tu jednostki wstępnie „sfor-matowane”, mające poważne trudności z zawróceniem z raz obranego kierunku.

Technologia z powodzeniem wykorzystywana jest do „ulepszenia” procesu edu-kacji, szkoły np. mogą korzystać z „systemu kontroli frekwencji i postępów w na-uce48” (oczywiście płatnego) pozwalającego na śledzenie postępów dziecka w

na-uce i częstotliwości wypełniania obowiązku szkolnego. Wypaczana jest w ten

44 Rozważania na temat egzaminów dotyczą rzecz jasna wyłącznie ich części humanistycznej,

ponieważ to jednak one mają potencjalną możliwość wyrobienia w uczniach umiejętność samodziel-nego usytuowania siebie względem otaczającej ich rzeczywistości.

45 W końcu „Czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał”.

46 Nikt nie zawraca sobie głowy czytaniem lektur i wyciąganiem wniosków – to może tylko

popsuć wynik egzaminu.

47 Jak dość brutalnie nazywa uczniów kończących edukację Paweł Dobrowolski, autor

zamiesz-czonego niedawno w jednym z kolorowych tygodników opinii raportu, dotyczącego kondycji pol-skiego szkolnictwa.

48 Co dziwne, usługi tego typu świadczone są przez zewnętrzne fi rmy, które nie dość, że na tym

(17)

sposób relacja opiekun–dziecko. Nie dość, że stopniowo niszczone jest zaufanie do ludzi, to jeszcze dzięki technologii udaje się zniszczyć zaufanie wewnątrz rodziny. Podobne tendencje w praktyce hamujące swobodny rozwój uczniów sprawiają, że ewentualna „kultura sprzeciwu” w ostatecznym rozrachunku nie kłóci się z kul-turą dominującą.

Problem obecnych przemian w kulturze zdaje się polegać głównie na braku refl eksji, która mogłaby zahamować proces modernizacyjny. Demontaż (będących pozostałością stałej fazy nowoczesności) granic w kulturze spowodował nieodwra-calne zmiany w jej tkance. Przestają istnieć wyraźne ramy gwarantujące jednost-kom pewną przewidywalność. Motorem zmian, burzenia i roztapiania granic jest technologiczny postęp. Niepostrzeżenie znikają wartości kulturowe wyznaczające granice postępowania. Dziś dominującą kulturową wartością zdaje się głównie pieniądz, ponieważ to dzięki jego wartości wymiennej mamy łatwy dostęp do kul-turowej oferty. „Jeśli kultura tworzy miejsce, w którym żyjemy, a polityka uczy, jak żyć, kiczowaty konsumeryzm jest narkotykiem, który ucisza usilne pytanie, jak żyć dobrze”49. Kultury nie da się kontrolować, nie można też uwierzyć w to, że jej

obec-ny kształt jest wynikiem przemyślanego projektu tych, którzy obecnie odnoszą materialne korzyści. Faktem natomiast jest, że kształt, jaki przybrała kultura za-chodnia i kształt do jakiego zmierza (zamknięcie niewyobrażalnego zróżnicowania pod jednolitą powłoką), ma swoje chwiejne podstawy w opisywanym przez socjo-logów lekkim kapitalizmie, wolnym rynku, eksterytorialnym kapitale.

We współczesnej kulturze popularnej przestaje chodzić o muzykę, muzyki już nie ma. Nie chodzi również o sport, on również przestaje istnieć. Technologia? To jawne przejście od udogodnień dla wszystkich, do sposobu panowania nielicznych. Relacje sąsiedzkie? Zanikają dzięki indywidualnej konsumpcji i braku zaufania. Bycie sobą? Przestaje być w ogóle możliwe. Edukacja? Niespełniona obietnica. Praca? Tylko po to, by konsumować i cieszyć się namiastką wolności (choć być może już nawet nie będzie podstaw, by mówić nawet o tej namiastce).

Obecna sytuacja człowieczeństwa w najwyżej rozwiniętej kulturze, biorąc pod uwagę dostępne możliwości, jakie udało jej się wypracować, jest, delikatnie mó-wiąc, odległa od potencjału, jakie te możliwości dają. Nie jest to jednak nawet w połowie wina samego „systemu”, konkretnego kształtu kultury, instytucji funk-cjonujących w ich ramach, systemu prawnego, który przy dzisiejszej niewyobra-żalnie złożonej rzeczywistości, heterogeniczności równoprawnych dyskursów nie dostrzega (bo dostrzec nie może) różnic między ludźmi i przypadkami, jakie mo-gą im się przydarzyć. Ale pójściem „na łatwiznę” byłoby obarczanie winą

(18)

cyjnego systemu, którego nie da się pociągnąć do odpowiedzialności. Co prawda Max Horkheimer twierdził, że hańba wynikająca z dopuszczenia do niesprawie-dliwości, nierówności, utraty godności, dotyczy porządku w jakim ma to miejsce. Ale jest to też, a może przede wszystkim hańba ludzi, którzy widząc tę niesprawie-dliwość, godzą się na nią. To nie tylko wina systemu, który w Zmierzchu został opisany50, ale przede wszystkim ludzi, którzy poddali się hipnotycznej mocy

swa-styki51.

Spróbujmy zatem inaczej – może jest to w głównej mierze wina ludzi, którzy oduczeni refl eksji, nie będący w stanie wyjść poza system wzorów i norm52,

reali-zują te z góry zaplanowane wytyczne, żyją według stworzonego scenariusza opisu-jącego w detalach chyba każdą dziedzinę ich życia. Ludzi, których konformistycz-na osobowość nie znosi względnej równowagi, którzy zamiast żyć kalkulują, którzy nie maja specjalnych wyrzutów sumienia, wiedząc53, że swoje pseudoszczęście

oparte wyłącznie na materialnym dostatku (a może raczej przesycie) zawdzięczają eksploatacji innych, cierpiących niedostatek na skutek ich działań. To oni są pie-kłem, jak chciał tego Sartre.

Jak uczy nas historia i własne doświadczenie, nie wszyscy są tacy. Rozważmy też potencjalne możliwości ratunku przed „piekłem”. Otuchy dostarcza nam Ador-no, twierdząc, że „ludzie zawsze są lepsi od swojej kultury”54. I tak, gdyby (nawet

w totalnych) szkołach pracowali nauczyciele robiący z nauki pożytek, uczyli życia, a nie egzaminacyjnego klucza, gdyby jedyną reklamą dla sprzedawców i pracow-ników sektora usług była jakość sprzedawanych przez nich towarów i świadczo-nych usług, gdybyśmy nie podejmowali się pracy, która wiązałaby się z eksploata-cja innych i manipulacją, gdybyśmy mieli podstawy wzajemnie sobie ufać, wtedy moglibyśmy mówić o człowieczeństwie, cieszylibyśmy się jakością i samym pro-duktem czy usługą, a sprzedawcy mieliby zapewniony zysk, uratowana zostałaby

50 Chociaż Horkheimer, będąc świadkiem rosnącej potęgi Trzeciej Rzeszy, miał pełne prawo

najpierw winić porządek, a potem ludzi.

51 A nie poddali się przecież wszyscy – niektórzy zareagowali właściwie, niestety zbyt późno,

kiedy sytuacji nie dało się już odwrócić. Wielu starych żołnierzy niemieckich, którzy trafi li do Polski w czasie drugiej wojny światowej, z pewnością zdawało sobie sprawę z absurdalnej sytuacji, w jakiej się znalezło i zastanawiało się, co właściwie tu robi i dlaczego odpowiednio wcześnie się nie sprzeci-wiło. Dla przywrócenia psychicznej równowagi, kupowali cukierki i rozdawali je polskim dzieciom.

52 A jeżeli żyją w rzeczywistości, w której wzory zostały rozmyte, nie potrafi ą stworzyć własnych

(i nie widzą takiej potrzeby), które zagwarantowałyby im i osobom z którymi mają kontakt godne życie.

53 A być może właśnie w ogóle nie zdając sobie z tego sprawy albo odpowiednio racjonalizują,

w końcu: „Szaleństwo całości rozgrzesza poszczególne szaleństwa i przekształca zbrodnie przeciwko ludzkości w racjonalne przedsięwzięcie”. (Człowiek jednowymiarowy, s. 77).

(19)

ludzka godność, odzyskalibyśmy spokój. To wszystko wbrew pozorom da się po-godzić z procesem modernizacji (co więcej, niektórym cały czas się to udaje). Je-żeli jego negatywne skutki można byłoby osłabić (bo większości z nich cofnąć się nie da) i na przyszłość hamować negatywne zmiany i ich konsekwencje za pomo-cą uczciwej refl eksji, to o ile przyjaźniejsza człowieczeństwu byłaby nasza kultura. Kultura sama z siebie taka się nie stanie, tym bardziej że chwilowo zmierza w in-nym kierunku. Zawracanie jej trzeba zacząć od jednostkowych działań, tak by z czasem mogły powstać instytucjonalne ramy dla człowieczeństwa.

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

Treść encykliki m ożna zawrzeć w dwu podstawowych tezach: Pierwsza z nich stwierdza, że w łonie K ościoła pow stał „praw dziwy” kryzys doktrynalny (5), polegający

W Polsce tego typu dyskusja jest niezbędna głównie dlatego, że poza stwier- dzeniem w podręcznikach ekonomii, czym jest koszt alternatywny kapitału, od- czuwalny jest

Ponieważ omawiana w tej pracy zinstytucjonalizowana współpraca niemiecko-rosyjska przypadła na czas przełomu późnych lat dwudziestych, w których w szczególny sposób

Zgodnie z dobrą tradycją spotkań lubel­ skich (por. Tym razem zarów no treść re­ feratów, od dawna nie w ypow iedziane po­ glądy konserwatorskie, jak i klimat

Pierwszym wszakże krytykiem , który nawiązał do metody pani de Staël w rozważaniach nad kształtem i zadaniami literatu ry narodowej, był Kazimierz

Inne jest zdanie m inistra oświaty, o bstaje on mianowicie przy potrzebie oddzielnego naczelnika policji szkolnej, godzi się natom iast pod naciskiem n a zrobienie

Né à peu près une génération plus tard, c’est-à-dire en 1969 à Temuco, au Chili 5 , Mauricio Segura ne soulève pas tant de controverses avec sa prose ce qui ne