BIBLIO TEKA
DOMOWA POLSKA.
L I P S K .
NAKŁADEM KSIĘGARNI PAWŁA RHODE. 1868.
PIERŚCIONKI l U j j M
Z D O Ł Ą C Z E N I E M P O Z O S T A Ł Y C H PISMKAROLINY WOJNAROWSKIEJ.
W Y D A N I E P I E R W S Z E Z U P E Ł N E . T O M V I .PIERŚCIONKI BABUNI
C Z Y L IB I E G Ż Y C I A K OB I E T Y .
TOM IV. L I P S K .NAKŁADEM KSIĘGARNI PAWŁA RHODE.
O D D Z I A Ł C Z W A R T Y .
C Z Ę Ś Ć C Z W A R T A .
W o jn a r o w s k a , D z ie ła V I . 1
Oddz i ał c z w a r t y .
CZĘŚĆ CZWARTA. O B Y W A T E L K A . 1. „ M y ś l o k r a j u , g d y s w o j e w y c h o w u j e s z d z i e c i , „ A g w ia z d a szc z ę śc ia sk ó r 7.ej d la w sz y stk ic h z a ś w ie c i.“ * * * I ju b o kobieta w każdem położeniu je st oby w atelką , przecież ja k o żona i m atka w pełnej stojąc sile, więcej krajow i działalnością sw oją p rzysłu żyć się może, skoro tylk o pojmie obowią zek, ja k i ma dla kraju i nie da się uwodzić samo lubnym a ciasnym widokom.Z w ycza jn ie św iat uw aża w nas tylk o gospo dynie, piastunki, rządczynie domu i n a u c z y c ie lk i; obyw atelkam i zw iem y się, bo jesteśm y żonami o b yw ateli, a i ci często praw swoich kosztując swobodnie, ani pomyślą, że każde praw o za sobą obow iązek niesie.
Z tego nizkiego stanowiska na w yższe postą pić, i do równego postępu m ężczyzn za sobą po ciągn ąć tegoczesnych kobiet — obyw atelek winno b yć staraniem. D o nich należy rodzinę ściślej
z ojczyzn ą p ołączyć i w ych ow yw ać młode plemię nie dla dogodności własnej łub w ym agań świata, lecz dla szczęścia pozyskanego pełnieniem w szy stkich powinności.
M atka zapom inająca o k raju ze względu na d zieci, grzeszy wrzgl,ędnie tych że samych dzieci, bo one nie będą i nie mogą b yć rzetelnie szczę śliwe, je że li droga cnoty nie będzie ich drogą, a cnota k a żd y rodzaj samolubstwa koniecznie potępia. Zam knięcie pojęć w ychow ania w szczu p ły zakres interesu własnego, ja k o pierwszą karę w yw rócenia najśw iętszej zasady, domowe kłopoty i codzienne zm artw ienia pociągło za sobą: roz strzelone w yobrażenia sk ierow ały się w rozmaite strony, osobiste w idoki popędziły do rozmaitych celów , a tak przepadła jed n o ść, bez której tak dobrze społeczne j a k i domowe stosunki są tylko źródłem ciężkich zawodów i ciągłej goryczy.
D zisiaj o praw dziw ą zgodę, o szczerą przyjaźń, o rzetelne uczucie nadzw yczaj je st trudno; na m iętności, popędów bez lik u ; k a żd y czegoś pra gnie, za czemś tęskni, z czego sam sobie sprawry zdać nie m oże, :— k a żd y czuje w swojem kółku ja k ą ś niedogodność, k a żd y praw ie narzeka i cierpi, a to w szystko dla tego, że nierozsądne w ych ow a nie zerw ało braterski wręzeł łączą cy u m ysły; że zam iast kształcić ludzi zdolnych, ży ć wspólnie dla siebie, pojm ować, cenić i kochać się w zajem , za miast w idzieć p rzyszłą społeczność w niedorosłej młodzi, — utworzono mnóstwo jedn ostek niezdol nych nigdzie przyzw oitego znaleśó pom ieszczenia, w yw ołano na świat niesforną tłuszczę osobników pragnących tyłko swego d ob ra, swego w y
wyż-5
szenia, gotow ych piąć się do własnej korzyści naw et po^szczeblach grzechu i niecnoty.
M atka obyw atelka powinna dla siebie inne p rzyjąć stanowisko; powinna um ysły potomstwa inaczej nastroić, a tak dopiero zasłuży na po wszechną w dzięczność, tak dopiero będzie sobie m ogła p ow iedzieć, że b yła m atką w całe] pełni tego pięknego w yrazu. W je j rękach też jest owa cała przyszłość, o której wiele mówią i piszą a bardzo często z zapoznaniem źródła.
Źródłem przyszłości je st przeszłość, przeszło ścią dzieci zaś rod zin a, której duchem opiekuń czym , natchnieniem jest m atka. C złow iek od nauczycieli pobiera wiadomość, od świata, popędy, od m atki zaś zw ycza jn ie ma duszę, ma ten grunt, na k tó ry rzucone ziarno tej samej rośliny u j e dnych daje kw iat pusty, u drugich zaś pełny. E goizm , sobkostwo jest pasożytnem zielem , co zw y k le z ziem i w ysysa najlepsze je j so k i, —- obok tego ziela w szystko inne słabo tylko rośnie; niedać więc jem u się.korzenić, to pierw szy dzisiaj w arun ek porządnej u p raw y: tylko pole wolne od chwastów bujne w yd a plony, — - pam iętajźe młoda matko, aby tw oje pole nie znało kąkolu.
W yrzu ć z m yśli sw ojej ciasne widoki, a sercu niedozw alaj w yłącznej m iłości: miłość tw oja po w inna b yć słońcem, co całą ziemię swem światłem oblew a, chociaż silniej się odbija w niektórych przedm iotach. Niech dzieci twoje pod w pływ em szlachetnych pojęć w zrastają na lud zi, niech nie rozum ieją nawet, ja k b y można tylk o żyć dla sie bie, obow iązki zaś społeczne używ ać je d y n ie za przedmiot rozm owy. W takim usposobieniu nie
zaznają w cale tego rozdwojenia tak częstego w świecie, które zw yk le zachodzi tang gdzie b y ły dawane inne zasady do prow adzenia się, inne do popisu; — czyli raczej, gdzie układano młodzież tylk o jednostronnie, dla niej samej, bez w zględu na to, że ona prędzej czy później musi z koła do m owych stosunków przechodzić w społeczne.
Rozdwojenie, o którem ci mówię, najw iększą je st szkodą, ja k ą nieostrożność nasza może mło demu potomstwu w yrządzić; przez nie to ludzie błądzą w swej drodze a postępując naprzód nie świadomi celu, p rzeszk ad zają, zamiast sobie po magać wzajem nie, psują, k ęd y przeciw nie poprą - w iaćby m ogli, -— - słowem kształceni w dziwnem zapom nieniu w ielkich praw ludzkości, w szystkie m arzenia, chęci, usiłow ania skupiają dla siebie, i gorzki tylko zawód znajdują u mety.
C złow iek od dzieciństwa kształcony na oby w atela, zawsze jasno w idzi swą drogę przed sobą, nie podlega żadnemu w ahaniu, żadnej niepe w ności, pożytecznym b yć umie w każdem poło żen iu , i bliższym jest własnego szczęścia niźli k a żd y inny, — to szczęście zaś m atka obyw atelka dla niego zd o b yw a, — to szczęście z pod cienia domowej strzechy w yb ieg a na pożytek kraju.
2
. „ N i e c h r o d z i c e p a m i ę t a j ą , z e p r z y s z ł e g o o b y w a t e l a , z w ł a s z c z a w k r a j u n a s z y m , j e s t o b o - „ w i ą z k i e m b y ć n a p r z ó d j a k d r u d z y , a b a r d z o „ d o b r z e , k i e d y p o t e m s t a n i e s i ę n a d d r u g i c h . „ N i e s z c z ę ś l i w y z a ś t e n , k t ó r y s i ę t a k w y k s z t a ł c i , „ z e b ę d z i e c a ł k i e m i n n y , i w c a ł y m k r a j u t y l k o „ s o b i e s a m e m u p o d o b n y . “ * * *W yp u szczając z uw agi w zględ y oddzielne od ściśle branego interesu własnego, i kształcąc dzieci nie w miarę ogólnych potrzeb obyw atelstw a, tu dzież społeczności, której urodzenie czyni ich człon kami, ale podług jak ieg o ś szczególnego w idzi mi się, które w sobie samem tylk o ma cel ostateczny, R odzice, — j a k ci ju ż pow iedziałam , — oprócz że grzeszą względem kraju, k rzyw d ę czynią dzie ciom , bo mimowolnie robią z nich ja k b y ludzi obcych na w łasnej swej ziem i, a przeto nie mo gących ani je j porządnie słu ży ć, ani też dobrze zrozum ieć się z nikim, — ludzi może bardzo po czciw ych i zacn ych , ' którzy w innej sferze p rzy zwoite stanowisko znaleść dla siebie b y mogli, ale których teorye i w idoki ja k o w cale niestoso wne do m iejsca i czasu, próżnym są tylko cięża rem, nie pomoc ale jeszcze przeszkodę stanowiąc.
i d w o row ać*), zapom nieliśm y o tern, że k ażd y k r a j , choćby n ajn ęd zn iejszy,, ma swoje własne, szczególne potrzeby, swoją, że tak rzekę, w oby czajach fizyonom ią w łasną, których pod karą w ażnego dla siebie samych uszczerbku pomijać w rachunku nie możem. W ychow anie powinno w y k a zy w a ć nam te potrzeby, dać nam dokładne w yobrażenie tejże fizyonom ii, a nadto uczyn ić nas zdolnym i w miarę posiadanych wiadomości od działyw ać na tow arzystw o,' do którego należym, równie ja k je g o działanie przysnow ać, — pojmo w ać g o , zgadzać się z niem, i b yć od niego po- jętem i także.
Oświata nieodpow iadająca tym żyw otnym w a runkom, choćby z siebie b yła najlepsza, ma zawsze coś chybionego, coś niedokładnego, co ją od celu o d w o d zi: razi ona w tych, co ją posiadają i spra w ia , że są przez otaczające ich okoliczności na w zajem rażeni; niejest ju ż tedy czem być powinna, przew odniczem światłem, alé owszem w prow adza ją c nas w położenie fa łs z y w e / c z y n i podobnymi do inno w ieko w y cli lu d zi, k tó rzy b y przez jak ie czary przeniesieni b y li w teraźniejszość dla nich zupełnie obcą, w obec nich zdziw ioną.
*) Przez ten w yraz: „d w orow a ć“ rozumiemy tu fran- cuzkie słowo , ,courtisez, fa ire la co u r.“ Sądzimy, że jest
tak dosyć właściwie użyty, lubo niektórzy biorą go właśnie w znaczeniu przeciwnem.
W y ż e j powiedzieliśm y coś o urodzeniu, — ale bynaj mniej w znaczeniu arystokratycznem, tylko w tej, dla każ dego podobno bardzo, jasnej myśli, że urodzenie nasze w tym lub owym k ra ju , a w iec w tej lub owej społeczności wła ściwe nam do szczęścia i życia warunki nakłada. P . A .
To się ma tak dobrze do w ychow ania dzie w cząt j a k i chłopców. A b y córka posiadała ta- lenta i wiadomości, a w ięc powierzchowne ukształ- eenie, których świat w ym aga, obojętnem zdaje się matce k ęd y się w ych o w a , — w k raju czy za krajem . T a cała ogłada w szakże, stosowna tylk o do życia salonów, które jest kosm opolityczne czyli jedno w całym świecie, niezapełnia żadnej próżni w domowem obejściu, i tw orzy, j a k to ju ż w y ra ziłam, istoty poniekąd obce na swej własnej ziemi. Nieobojętną to w szakże dla k ra ju , dla społe czności, dla rodzin jest rzeczą, czy przyszłe oby w atelki, żony, m atki gospodynie, przesiąkły naro dowym pierwiastkiem , albo też obczyzną, czy będą stosować się do tego, co jest, ży ć w tern, co być m oże, c zy też roić i tw orzyć sobie ja k ie ś od mienne stosunki.
Nieobojętnem to dla w łasnego' naszej młodzi szczęścia, — czy ona w cześnie zapoznana z po trzebam i, położeniem , interesem k ra ju , wie, ja k ma w każdym razie zakierow ać sobą, — czy też w chodzi w narodową społeczność ja k b y do obcego domu, którego nie znając układu, braków i zaso bów', nie wie zupełnie, ja k się w nim urządzić w ypada.
Szczupłe posiadając środki, a z nieiiii pragnąc j a k najw iększe osiągnąć k o rzyści, oprócz tego przyciśnieni różnemi okolicznościami, niejesteśm y zaw sze w stanie w ybierać to, co w rzeczy jest najlepsze, ale musim p rzyjąć to, co z najmniejszą trudnością, z najw iększem podobieństwem dobrego skutku osiągnąć się daje.
10
lub owej drogi odm awiać powinni; p rzyjd zie za pewne ten czas, — ale dzisiaj jest jeszcze dalekim, gdzie nie potrzebując puszczać się w odległe strony, w szędzie pod rę k ą , m iędzy sw em i, znajdziem y dla dzieci swoich przyzw oite ukształcenia źródła. Skoro to nastąpi, zgrzeszy mocno p rzeciw domo w ym świętościom ten, co pom iędzy nich zechce obczyznę w prow adzać, — lecz dopóki tak jeszcze nie je s t, dopóki trw a obecne położenie nasze, mamy prawo dobra sw ych dzieci szukać gdzie je znajdziem , jed n a k z tern zastrzeżeniem , abyśm y nie tracili z oczu dobra ogólnego, i żebyśm y nie mniemali, że obce ziarno, bez własnej m iejscowej upraw y, przydatne do wspólnego u żytku w ydać może plony.
B ierzm y światło, k ę d y je osiągnąć możemy, , ale je um iejm y zaw sze stosować do strony o jc z y stej, — unikajm y tedy daw ania dzieci obcym za oczy w czasie, k ied y m iękki jeszcze ich um ysł nie tylk o zw ierzchnią umiejętność lecz także i grunt obczyzną napiętnować m oże; lepiej, aby m iały mniej ogłady, nauk i talentów, a nie przestaw ały duszą i sercem do swego narodu należeć, — lepiej, żeby w w domową strzechę nie niosły cnót cudzych, ja k że b y m iały tam także cudze, w ady, cudze błędy w nosić; kied y w ięc mamy dać je pod obce niebo daleko od siebie, należy uprzednio pierw ia stek rodzinny silnie do życia przyw ołać, — a tak obce latorośle k ied yć będą szczepem własnym .
S zkodę poniesioną przez w ychow anie za g ra niczne codziennie w spółczesnych uw ażać m ożem y: — tu młodzian pełen piękn ych n a d zie i, grunto wnie ukształcony, przesiąkły nauką, ale nie m ający
w sobie nic narodow ego, nie zn ający ni swego k r a ju , ni swej ziem i, ni swej okolicy, obchodzi społeczność z obfitym skarbcem dostatków, których u żyw ać nie um ie, — tam panienka w ychow ana w kosmopolityzmie, staw szy się w iejską gospody nią, podobnież roli sw ojej nie pojm uje, i miła w tow arzystw ie, oglądną w obejściu, ozdobiona mnóstwem talentów i dobrych przym iotów, prze cież w położeniu swojem, j a k należy, znaleść się nie um ie, i nie dokonuje w szystkich swoich po winności, — bo jedno i drugie w ychow yw ane było z zapomnieniem tego, do czego tu, nie gdzie in dziej im rodzić się k a żą c, sam Stw órca powołał.
T o nienarodowe, nieobyw atelskie w ychow anie w ydarza się nieraz i w kraju, po pensyach, gdzie nauczyciele zajęci tylko samą d r e s s u r ą , samem nadaniem wiadomości w programmie ujętych, nie trudnią się w cale, i nie m ają czasu zatrudniać przyszłem położeniem, przyszłym losem powierzo nej sobie młodzi.. D obrze b y w ięc było, — jeżeli konieczna zadom owego w ychow ania jaw i się po trzeba, — to przynajm niej tak długo odkładać, dopóki nie będziem y pewni, że uczeń, co mu nie- dostanie, sam z siebie w yrobi, bo ju ż jest zdolnym pojm ować i teraźniejsze otoczenie sw oje, i p rzy szłość po za tern otoczeniem dla niego schowaną. P en sya w ychow uje zw yczajn ie najgłów niej dla miasta, dla św iatow ych stosunków,- dla sztucznego życia; pensya jest składem różnych nauk i umie jętności, które ja k najlepiej mogą p rzyczep iają każdem u uczniow i, bez w zględu jed n a k na poło żenie i okoliczności, w których mu tego w szy stkiego używ ać w ypadnie.
Pow innością zatem rodziców, obyw ateli, tak względem kraju, rodziny, j a k #i względem samych dzieci jest kształcenie ich stawić na równi z du chem czasu, z m iejscową potrzebą, aby nie tylko m iały salonowe ozdoby, ale także codzienny po żytek, aby zdolne b y ły iść dalej śmiałym krokiem na drodze rozum nego, trw ałego i dobrze prze m yślanego postępu. K obieta, będąc aniołem stró żem rodziny, i m ając od B oga sobie powierzoną moralną je j pieczę, podobnie ja k m ężczyzna stronę m ateryalną, kobieta mówię, — mniej oddana za chodom utrzym ania i trudzącej pracy, więcej może m ieć czasu do rozw ażenia duchowego kierunku swojej epoki, tudzież onej potrzeb, — prędzej się też z tym duchowym kierunkiem zjednoczy, zro zumie go, pozna je g o w ady, oceni wielkość, dojrzy słabą stronę, i te w szystkie ściśle u jęte, dobrze uporządkow ane w idoki podda pod sąd męża.
K obiecie tedy koniecznie w ypada myślą w y ch ylać się niekiedy z ciasnego zakresu codzien nych zatrudnień, inaczej przyjść może chwila, w której oddzieliw śźy się duchem od postępu św iata, w raz ze sw oją rodziną pozostanie a v tyle,
i straciw szy z ocza bieg ogólnego kieru n ku , po żałuje zb yt późno źle zrozum ianej skromności, albo też lenistw a, które je j niedozw oliły iść na równi z czasem. Od tej szkody, od tego smut nego opuszczenia kobieta obyw atelka zawsze będzie w olna, uchroni też od niego całe swoje g n iazd o , nie pozwoli, b y w szystko, co ją otacza, - na zawsze zam knęło się w sobie, moralnie oddzie liło od społeczności, której składow ą jest częścią, i zrzekło się pięknego praw a służenia krajow i.
Pojm ie ona, że niekoniecznie szablą i piórem, niekoniecznie w samem podejmowaniu obow iązków p ubliczn ych, lecz także w obrocie najskrom niej szych zatrudnień, można się w y w ięzyw ać godnie z długu społecznego, można czynnością i cnotą zrównać się z drugiem i, albo naw et, co lepsza, celow ać nad drugich. D la męża i dzieci nieko niecznie w ięc m arzyć będzie o znaczeniu, ale całą m yśl sw oją, całą potęgę ducha ku temu skieruje, aby każde z nich w obranym zawodzie ja k najpiękniej postępowało, j a k najdalej zaszło, by żyło życiem narodu i w każdej chwili goto- wem było na jego usługi.
Ogólne dobro będzie dla niej słońcem, w któ rego promieniach światła dla siebie i swoich po szuka, to światło zaś tak jest zbawienne, że jeżeli bezpośrednio nie wiedzie do szczęścia, prow adzi przynajm niej niechybnie do spokojności w ew nę trznej, tego najdroższego skarbu ludzkiego. I mało ja mówię spokojność: egoista czy pojedyńczy, czyli też zbiorow y, to je st ten, który po za inte resem rodzinnym , domowym nic wcale zajm ują cego dla siebie nie w id zi, sto razy więcej nara żonym je st na niepowodzenie, ja k ten, co umie także żyć w drugich, łączyć się z drugimi. Egoista podlega różnym cierpieniom , różnym namiętno ściom , które jem u samemu tylk o są właściwe, a nigdzie zew nątrz nie znajdując dla siebie spół- czucia, zam knięty ja k b y w m agicznem kole, w cia snych obrębach, swej osobistości, pod względem moralnym w cale nie u żyw a świata, bo duch pra wdziwie społeczny uleciał od niego. »
najszla-chetniejszy, najlepiej m yślący g d y niebędzie uspo sobiony do łączności z duchem swego czasu, g d y . zostanie obcym widokom służącym k rajo w i, gdy niepotrafi zrozum ieć opinii publicznej, u jrzy się narażonym na różne bolesne zaw od y, szwanki, utrapienia, — co gorsza: im lepsze chęci, im peł niejsze posiądzie on serce, tern przykrzej mu będzie, bo sam w sobie. niosąc przyczynę swoich niepowo dzeń, w niczem upragnionego nie dom ierzy celu, i w iecznie zapoznany, z rozpaczą ujrzy więdnące w swoich rękach najpiękniejsze kw iaty, najmilsze i najsłuszniejsze nadzieje, zm arnuje bez pożytku siły, naukę i pracę.
Strzeż pilnie, kochana W iktusiu, dzieci swoje od takich um ysłow ych zboczeń, które się częściej zd arzają niżeli sądzim y, a które są zawsze ważną przeszkodą do szczęścia. Niech bystre pojęcie dozwala im zaw rze być na równi z położeniem swojem, niech szczere pragnienie ogólnego dobra ich duszę przejm uje, a w szelki przesąd, w szelkie uprzedzenie, w szelkie skrzyw ienie w yobrażeń niech od nich będzie dalekie. W te d y tak pod względem usług społecznych ja k i powodzenia własnego, uży- wrać będą m ogły w szystkich sw ych zdólności, bo tych kierun ek chrom y nie skręp u je, — wtedy p rzyjaźń i wyrozum ienie w szędzie znajdą koło siebie, a rozszerzenie na zew nątrz moralnego życia, zespolenie się ścisłe z uczuciem narodu, w naj drobniejszych okolicznościach wartość bytu im pod niesie, w każdem położeniu w iększą siłę i w ię kszą też pociechę zapewni.
3
. „ C z ł o w i e k j e s t p r z e d e w s z y s t k i e m i s t o t ą s p o ł e c z n ą , d l a t e g o t o m a k o n i e c z n ą , z n a t u r y „ d u c h a s w e g o w y n i k ł ą p o t r z e b ą , ż y ć s p o ł e c z n i e , „ o b j a w i a ć s i e j a k o s p o ł e c z n a i s t o t a . “ * * * C z ło w ie k zam knięty w ciasnej izdebce choć czy-stem napełnianej powietrzem, długo w niej zosta jąc, doznaje przykrego uczucia, cierpi, j a k g d y b y się miał udusić, bo jego płuca potrzebują w ię kszego rozparcia, bo jemu pod czystem sklepie niem nieba w wolnem przestworzu świata oddy chać należy.
Co się tu dzieje pod względem fizycznym , dzieje się też pod względem moralnym dla k a ż dego, co udarzony dostatecznemu władzam i um y słu , nie ma przecież sposobności dobrze ich roz winąć; cierpi on także, duszno m u, niew ygodnie, tęskno, choć może sam nie wie, dla czego, — bo tylko niedołężność nie pragnie czynności, bo tyl ko duch s la b y , ciało schorzałe, zamkniętem się
kontentują powietrzem.
K obieta ujęta w ścieśniony zakres domowego życia, musi myślami swemi w ych ylać się za nie, lub tęsknić do w yższego polotu, jeżeli je j uspo
sobienie samo w tych ciasnych ją nie zam yka granicach. Bo też k ob ieta, ja k k o lw ie k m ająca poświęcać swe życie m ężczyźn ie, starania swoje rodzinie, zajęcia dom owi, czuje się przecież istotą sp o łeczn ą , ja k o taka m ającą bezpośrednie prawa w społeczności.
Tłum ić w sobie to czucie, dążność tę zabijać, niejest bynajm niej pełnić obow iązki zbawiennej p o k o ry , ale uchylać się dobrowolnie od chwale- b n ę j, a przez opatrzność samą naznaczonej pracy, — ale rozw icie moralnej istoty swojej chromem, niedokładnem czynić.
B y ć obyw atelką jest kobiecie przeznaczono zaw sze, bez w zględu na k o le j, w którą kiedyś los ją rzu ci, — ,być obyw atelką jest więc św ię tym obow iązkiem , od którego tylko zupełna nie moc uchylić jest władną.
Stan k a ż d y , każde położenie, k a żd y rodzaj życia podaje, kobiecie sposoby w yw iązać się z cią żącego na niej społecznego dłu gu, — tylko nie chęć, lenistwo i niewiadomość mogą temu prze c z y ć , mogą w m awiać niew ieście, że staw szy się raz własnością je d n e g o , nie ma praw a nic tej własności na korzyść ogółu ujmować.
Żona zw ycza jn a trudni się tylko zarządem domu i w ygodą męża, żona obyw atelka stara się. w’ dodatku, aby ten mąż p rzy domowem ognisku nie zab ył o innych też spraw ach; pracuje nad tern, aby on nie samolubem fam ilijnym , ale u ży tecznym społeczności b y ł obywatelem . Rzuconą czasem m yśl w yższą przechow a troskliw ie, p rzy pomni w potrzebie, miłością sw oją obejmującą ludzkość natchnie duszę m ęża, i pragnie uczynić
17
go w ielk im , nie w próżnych sław y marzeniach, nie w błyszczących świetnością salonach, ale na stanowisku, które z .w o li opatrzności zajm uje.
Żona zw y c za jn a , a b y tylk o było je j dobrze, ab y mąż chw alił porządek dom owy i zdrow o cho w ały się dzieci, nic w ięcej nie s z u k a , nie pragnie, chyba zabaw y i stroju. Żona ob yw atelka oglą da się na to, żeb y nie w szystko, ze swego nawet, zabierać dla siebie, ale chociaż pośrednio usłużyć k ra jo w i, że b y w spierać ustanowienia publiczny p ożytek niosące za sobą, żeb y dorzucać ile mo żna do budow y powszechnego dobra. N ie będzie ona w daw ać się w niepotrzebne ro zp ra w y , które zw yczajn ie tylk o odwodzą od celu , — ale p rzy każdej zdarzonej sposobności swego w pływ u ku w ykonaniu pięknego ja k ie g o pom ysłu, k u popra wie losu cierpiących i ulepszeniu o b ycza jó w użyje.. K ob ieta samolubna m artwić się będzie uw agą w ychodzącą po za obręby domu i r o d z in y ; ona przeciw nie z uciechą patrzeć będzie na chęci i usiłowania do p o żytku drugich m ierzące, — i chociaż nie czyn em , to słowem (ziarnem i za rodem cz yn u ), dług swój w obyw atelstw ie w y płaci.
J ako m atk a, w w ychow aniu d z ie c i, oglądać się będzie na ogólny p o żytek ; ja k o pani w słu
gach zechce zaszczepiać ośw iatę; ja k o w łaścicielka poniesie takow ą pod ubogą km iotków swoich strzech ę; ja k o sąsiadka w reszcie starać się będzie dom swój nie gniazdem plotek i o b m o w y, nie kaw iarn ią albo szulernią, ale m iejscem p rzyzw o i tych za b a w , um ysłowej ro zry w k i i gniazdem rozm aitych polepszeń u czyn ić; zam iast z tow
szkam i swemi zajm ow ać się je d y n ie zagraniczną literaturą, strojam i, fraszk am i, — zechce obudzić w nich to w yższe czu c ie , którem płonie sama, które utajone je st praw ie w całej płci niew ieściej, zechce pilnie ze społeczności w szelkie złe usuwać, i w tej miłej pracy zn ajdzie nawet pociechę po domowem zm artwieniu.
Jej życie będzie daleko piękniejsze, pełniejsze od ży cia pospolitej k o b ie ty, bo nam każde w y ż sze zajęcie lubością się płaci, bo nam k a żd y k ro k postąpiony na zewnątrz, każde odrzucenie czy to osobistego czyli też zbiorow ego egoizm u, otwiera nowo źródło nieznanych dotąd przyjem ności.
T a k w ięc dopełniając w arunków szlachetnej swojej natury, w ychodząc po za granice ścieśnio n ych w id oków , do szczęścia się razem zbliżam y, — tak w ięc w całem życiu ludzkiem jaw nie w y bija ta prawda, że o powinności tylko, o postępie i udoskonaleniu m yśleć należy, a reszta p rzyjdzie sama z siebie, — podług ow ych słów Chrystusa, k tó ry pow ied ział: „szu k a jcie naprzód królestw a Bożego a resztę otrzym acie w dodatku.“
Ż y c ie pospolitej k o b iety ograniczone w kole drobnych starań, jest j a k zdrój skąpy, co ledw ie brzegi swoje potrzebną w ilgocią zasili, — życie kobiety o b y w a te lk i, kob iety pojm ującej stano w isko sw oje w duchu czasu, jestto o żyw cza k r y n ica, która na w szystkie strony czysty swój k r y ształ rozle w a , i w ja s n e m w ó d swoich przezroczu odbija tło nieba. N ic to^, źe czasem je j w łasny w idokrąg chmurą się o to czy, nic to, że zmienna kolej losu czasem przynosi zm artw ienie, — ona nie w sobie i nie w swoim domu tylk o żyje, ona
przystępna każdem u rodzajow i spolczucia, m acie rzyń ską miłością sw oją ogarnia świat c a ły , chętnie zajm uje się drugimi, podziela wzruszenia sp ółczesn ych, i gdzie je j rów ienniczki tylko pole próżnych u w ag i tyłahej rozm ow y, ona znajduje pochopy do pięknego czvnu.
T a k ą , że będziesz, kochana w nuczko moja, śmiem sobie pochlebiać, — ty od dzieciństwa chowaną jesteś w przekonaniu, że u żyw ając k o rzyści społeczeństw a, każd a ludzka istota, bez w zględu na płeć powinna także społeczne ponosić cię ża ry , ty niepotrafiłabyś przenieść zarażonego, choćby tylko poniewolnym egoizm em , ży c ia ,' — ty więc pilną chęcią swoją uzupełnisz ten obraz, który ci słabą ręką skreśliłam.
4
. „ P r z y n a j ą w ł a d z y k o b i e c i e , a l e z a r z u c a j ą , z e „ d z i a ł a t y l k o n a r o d z i n o , j a k g d y b y z b i ó r r o d z i n „ s t a n o w i ł n a r o d u . I n i e w i d z i c i e z , z e m ą z n i e s i e „ n a p l a c p u b l i c z n y m y ś l i , k t ó r e m i z a j m o w a ł y „ s i ę k o b i e t y p r z y d o m o w e m o g n i s k u ? T a m t o „ w y k o n y w a s i l ą , c o m u n a t c h n ę ł y p i e s z c z o t y a l b o „ w c i s n ę ł a p o k o r a . „ C h c e c i e o g r a n i c z y ć k o b i e t y z a r z ą d e m m a t e - „ r y a l n y m d o m u , d o t e g o j e t y l k o s p o s o b i c i e . „ Z a p o m i n a c i e , ż e z d o m u k a ż d e g o o b y w a t e l a „ w y c h o d z ą b ł ę d y i p r z e s ą d y , k t ó r e r z ą d z ą ś w i a - „ t e m , “ L . A . M . „ W i e k n a s z d o s z e d ł j u z d o t e j c y w i l i z a c y i , „ g d z i e i k o b i e t a w i n n a b y ć r ę k o j m i ą u s t a w s p o ł e c z n y c h , w i n n a p o t ę g ą d u c h a c a ł e g o z a j m o w a ć „ s w o j e w a ż n e s t a n o w i s k o w ś w i e c i e . . . “ „ K o b i e t a , a ż e b y z a s ł u ż y ł a s o b i e n a p e w n ą „ w a r t o ś ć w o b l i c z u ś w i a t a , w i n n a b y ć m a t k ą n i e - „ t y l k o d z i e c i w ł a s n y c h , a l e b y ć o r a z c ó r k ą n a r o d u , d u c h o w o j e d n o c z y ć s i ę z d u c h e m p o s t ę p u . “ K . Yj . . . - a .M in ę ły ju ż niepowrotnie te c z a s y , gdzie grze chem b yło b y w kobiecie o czem innem m yśleć, j a k tylk o o pełnieniu dom owych, gospodarczych obow iązków sw oich, — po k ilk u lek k ich wstrzą- śnieniach opinii zgodzono się na to: że w yższe zajęcie bynajm niej nie przeszkadza dokładnemu w ykonyw aniu czynności kobiecych, i ledw ie ja k i jeszcze leniw iec w lo k ący się żółwim krokiem na
21
drodze postępu, — ledw ie ja k i zw olennik cie mnoty przeciw ko współdziałaniu kobiet w rze czach społecznych powstaje.
W spierając w szakże nowoczesne dążenia prze szłości przykładem , namienić tu trzeba: że w porze najw iększej świetności naszego narodu k o biety choć nie zasobne uczonym rozumem dzielne przecież b y ły , tchnęły potęgą ducha w um ysły sw ych m ężów , i z pod cienia kądzieli czuw ały pilnie nad całością swobód o jczystych , nad spo- łecznem dobrem. One c zyn iły to w szystko bez wystawności, bez rozum owania, lecz instynktowo czu ły w obyw atelstw ie powinności sw o je , a k ie rując zwrotem obyczajów , k a rc iły w nich surowo w szelkie rodzaje spodlenia.
P rzerzu ciw szy k a rty naszej historyi zob aczyć w niej można, żeśm y upadli właśnie w tej porze, k ied y pod strażą w ielow ładnej m ody w eszły do nas fraszki, kied y obczyzna w yrugow ała przecho w yw ane w sercu kobiet staropolskie cnoty.
Coi’az silniejsze w ypieranie się naszej prze szłości zmąciło nam przyszłość, — odrzuciliśm y pierw iastek narodowy, ab y z gorączkow ym zapa łem obcego się ch w y cić, — pogardziliśm y sami sobą, aby się w podziwianiu cudzej oświaty za topić, — a tak dobrow olny u czyn iw szy rozbrat z tern, co było nasze, przyszliśm y do tego stanu ubóstwa, w którym dziś jesteśmy.
Ż ałujem y już oddawna popełnionych błędów, opłakaliśm y gorzko lekkom yślność naszą, — czas więc ju ż na dobrą drogę powrócić, czas w y g rze bać z popiołów przeszłości wzorową cnotę i d ziel ność staropolskich matron, — czas przysw oić sobie
na nowo dawne stanow isko, gdzie potężny duch nasz, w niejednym razie w p ływ ając do rad y, tar czą był od złego; gdzie b ra c ia , mężowie i syn y, w ytrw ałość, pow agę i siłę z naszego natchnienia czerpali.
Jeżeli kiedy, to właśnie teraz, gdzie duch w ie ku stał się kobietom p rzy ch y ln y, pow inny one uspraw iedliw iać korzystne o sobie mniemanie, — jeżeli kiedy, to teraz w szelką odrzucając płochość, pow inny pamiętać o tein, że m atk i, opiekunki rodu ludzkiego, matki, opiekunki narodu, w ielkim choć skrom nym przeznaczone są dziełom, i że co częstokroć daremnie praw odaw ca kreśli w ustaw księdze, — co bez pożytku kapłan od ołtarza g ło s i, — co daremnie polecają m ędrcy i sławią poeci, to zdolnem jest w życie wprowadzić samo ich natchnienie.
T obie bez trudu przyjdzie stanąć na tej w y sokości, kochana W iktu siu ; ty z nowoczesną ogła dą, z talentam i, które późniejsza oświata p rzy niosła nam w darze, możesz połączyć w szystkie cnoty staropolskich matron, możesz w obszernem znaczeniu b yć dla męża i rodzin y opiekuńczym duchem, — ale to niedość jeszcze kochana: ja po twej chęci, po twej zdolności czegoś więcej jeszcze zażądam : ty oprócz, że j a k najtroskliw iej w ykonasz w szystko, co do ciebie należeć będzie, powinnaś starać się jeszcze, ile możności inne na ten sam tór w prow adzać, powinnaś dla dobra ogółu c z y n ić , ile zdołasz ty lk o , bo co tylko do browolnie opuścim y, to ju ż mamy grzech em , — każdego poranku więc patrząc w najbliższe k ilk a godzin czyn n ości, które masz przed sobą. zw aż,
23
cobyś obok starań dom owych w innym zakresie sprawić także m ogła, i te dni tylk o uważaj za dobrze spędzone, w których od sumienia swego uzyskasz świadectwo, żeś w żadnym w zględzie
O D D Z I A Ł C Z W A R T Y .
C Z Ę Ś Ć P I Ą T A .
1
.W iktusia do Heleny.
W ołk ów 23 Czrewca 1827.
W tej chwili odbieram luby twój list, kochana Heleno, i oboje ci serdecznie za niego dziękujem, lubo milej b y było w iedzieć cię weselszą. N ic d ziw n ego jedn ak w podobnem położeniu, że jeszcze niem cokolw iek odurzoną jesteś; w cho dzim y szczerze we w szystkie tw oje wzruszenia/ i W ład ysław , lubo m ężczyzna, całkiem je pojm uje, tylko pow iada, że z niemi w ałczyć ci należy: teraz twe życie z drugiem zw iązane je st życiem , a każd a chmura tw oja i tamto zam roczy — nie- zapominaj o tern, Heleno.
M yśm y pow inny b yć aniołami szczęścia i po k o ju , a nie ducham i tęsknoty; to przekonanie w pięknej duszy twojej powinno w krótce w szel kie inne m yśli ukołysać i um ysł twój stawić na rów ni z potrzebami położenia twego. Żądaną ksią że czk ę odbierzesz razem z tym listem; W ła dysław przepisał ją całą, zabrał się sam do tej.
roboty, ja k tylko posłyszał o blizkiem a pewnem ju ż zam ęźciu tw ojem ; on mówi, że g d y b y to było w je g o mocy, zło ży łb y taki kodeks domowej cnoty na gotow alni każdej panny m łodej. N ie byłabym tak szczęśliwą ja k jestem, i on nie b y łb y tyle ze mnie kontent, g d y b y nie owe przepisy B abu ni; — w początkach czasem różnie między, nami było, rów nowaga nie zawsze m ogła się utrzym ać, aż ją przyw rócił na w szystkie czasy kochany pierścionek. Odtąd usterki stały się nam rzeczą niepodobną: przyw ykłam co rano troskliw ie p rzy szłość dnia mego rozstrząsać, przew idyw ać w szy stko, i kied y n iekied y sama przeciw sobie po trzebną uzbrajać się siłą, — w ieczór, chwila zastanowienia okazuje mi, w czem u chybić mo głam, a tak bez żad n ych W ład ysław a nauk i w y m ówek objaśnioną, popraw ioną jestem ; on sam zaś naśladując moje roztrząsanie każdej spraw y dniowej, znajduje w tem nietylko umilenie p oży cia naszego, ale dzielną w interesach pomoc. T e w szystkie, zrazu tylk o drobne nieporządki, które potem do w ięk szych i w ażnych prowadzą, niepo wetowane rodzinom w yrząd zając szk o d y , u nas dzięki pierścionkow i babuni w cale m iejsca mieć nie m ogą: choćby się chęć znalazła do ja k ich w y b ry k ó w , do zostawienia w olnego biegu popę dom ch w ilow ym , n ajbliższy w ieczór ją niepowro- tnie u k ry je w swym cien iu , n ajb liższy poranek postanowienie zgodne z rozsądkiem w y w o ła , — tak w ięc spokojność nasza je źlib y k ied y naru szoną b y ła, przynajm niej naszej w cale nie będzie w tem w in y , a w każd ym razie pilna oględność podaje nam pewniejsze środki zaradzenia złemu.
Zapew ne komu innemu nie m ówiłabym w szy stkiego ta k szczerze, ale tobie sam W ład ysław po zw ala powiedzieć, bo ci to może na przyszłość posłuży: on jest niezm iernie prędki, czasem także n iew yro zu m iały, — a p rzy mojej niepospolitej ż y w o ś c i, p rzy draźliwem nieco usposobieniu z dzieciństw a, ju ż, ju ż zaczyn ała się m iędzy nami harmonia rozchw iew ać. Ja nie mogłam sobie tego pomieścić w głow ie, że b y ten sam człow iek niedawno łaski mojej pokornie proszący, niedawno całkiem szczęśliw y, k ied y tylk o raczyłam jego przyjm ow ać usłu gi, m iał prawo czegokolw iek odemnie w ym ag a ć, — lub te ż, choć powód b ył słuszny, na mnie się obruszyć. P ie rw szy w ybuch jego gw ałtow ności przyjęłam z praw dziw ą rozpa czą, zdaw ało mi się, że jestem ju ż najnieszczęśli w szą kobietą na ziem i, że on mię pewno nic a nic nie kocha, k ied y pozw ala sobie ta k w ie le ,— — nie umiałam też gorzkiej powstrzym ać w ym ó w ki, k ie d y ułagodzony przyszedł mię przepraszać, — a wiesz, nic tyle nie zraża, nie ostudza p rzy w iązania m ężczyzn y, ja k potw arzanie częste scen podobnych; oni czują się upokorzeni, poniżeni ’w sw ojej godności, k ied y przebaczenia naszego żądać im p rzych odzi, cóż dopiero, jeżeli z niem drożyć się i n iejako przedaw ać jó chcemy*? To nadzw yczajnie ich gniew a, cienia w ięc nawet po w innyśm y troskliw ie u n ik ać, niedopuszczając ni g d y m ężow skich przeprosin. Oszczędzanie m iło ści w łasnej ja k w szędzie tak szczególnie w m ał żeństwie w cale ważną rze czą ; uśmiech pogodny za pierwszym je g o uśm iechem , i żadnej o tern wzm ianki, co zaszło dopiero, to jest, czem a v razie
nieporozumienia najlepiej m ęża uspokoi, ułagodzi, ujmie dobra żona. Nasi panowie zw yczajn ie do brze czują, g d y przew inią, — nie lubią w szakże, a b y b y ły ja k ie przypom nienia; nasze w ym ów ki choćby najlżejsze zacierają w ich oczach w szelkie ślady w in y , a nadto cierpkość im zaszczepiają w sercu: cała moc nasza nad niemi je st w cichej, niewzruszonej pogodzie, która kołysze do snu złe ich namiętności.
W iesz, ja k byliśm y oboje zaślepieni w sobie, ja k jedno w drugiem nieprzypuszezało nawet cie nia w a d y , — cóż to było za smutne wrażenie, kied yśm y obostronnie swrą niby pom yłkę spo strzegli, — cóż to b yła we mnie za boleść, ja k W ła d y s ła w ochłonąw szy z swego zachw ycenia, zaczął coraz więcej odemnie się oddzielać, coraz m niejszą okazyw ać potrzebę mego tow arzystw a!... Mnie się zdaw ało w y raźn ie, że najhaniebniej oszukaną jestem , że mi się cała przyszłość m oja na w ieki rozbiła, i w ciężkiem osłupieniu nie jed n ą strawiłam godzinę, a k ied y on obszedłszy sw oje gospodarstwo pow racał do mnie na gawę- dkę i spostrzegł zapłakane oczy, naturalnie p rzy kro mu b y ło ; z początku pieścił i rozm awiał, pragnąc niię w idzieć w esołą, potem w zru szyw szy ramionami, szedł do swego pokoju na fa jk ę , lub kazał A v yprowadzić konia i jech a ł gdzie daleko
w pole, — a w jak im ja zostawałam humorze, to sobie w yobrazisz łatwo. — Jesteśm y charakterem niezm iernie do siebie podobni, posiadam y też same w ad y i p rzy m io ty,.ale właśnie to podobień stwo mogło być nam zdradne, bo, ja k mówi B a bunią^ w s ^ s tk ie cnoty w najw iększej zgodzie
koło siebie ży ją , lecz w ad y jedn akow e odpychają się w zajem nie. Trudno żądać od męża, by on miał przetw arzać siebie, — samej w ięc należało zaraz przedsięw ziąść tę pracę, o której nie pom y ślałabym naw et, g d y b y nie książeczka. Ona przekonała mię także o potrzebie zajm ow ania się pilniej m ateryalnem życiem , którem , że nie tyle ja k panom naszym przedstawia nam wdzięku, po gardzam y czasem zb yteczn ie: w szakże n ależy je pielęgnow ać i przestrzegać, choćby tylk o dla tego , ab y oni nie potrzebując oglądać się za własną w y g o d ą , i takow ą m ając raz na zawsze zapew nioną sobie, tem dokładniej ważniejszem i sprawami zajm ow ać się mogli. W ogólności to w id zę , że m y kob iety nie dobrze jeszcze rozu m iem y powołanie swoje, bierzem y go zb yt nizko albo zb yt w ysoko, oddajem y się zupełnie duchowi lub zm yśloną a w obu razach nader często u ch y biam y celu. N ależałoby nam strzedz się w szel kich ostateczności, słabości u n ik a ć, ale dla k a żd e j, choćby najdziw niejszej w naszych oczach, ■— mieć w yrozum ienie 5 należałoby też mieć wię- cej w zględu na różnicę w ych ow ania, na odmien ność początkow ych w yobrażeń, i na to zm ysłow e pow ietrze, którem dzisiaj świat .w szędzie płeć silniejszą p o i . . . M ężczyźni z położenia, powo łan ia, tudzież w ychow ania sw ego, grzęzną b ar dziej w m ateryi, w ięcej też poziom ych, pospoli tych trzym ają się zasad , — silniej od nas pod dają się rozm aitym rachubom egoizmu, rozm aitym chuciom namiętności a więcej oddychają sobą, — m y to kładziem na karb ich w in y , — sk arżyć zaś może z tej m iary należałoby ty lk o ducha
cza su , lub też o koliczn ości, które w p ływ ały na ich u k szta łcen ie: nam daleko jest łatwiej b yć w yniosłych m yśli, bo koło nas od dzieciństwa aż do dojrzałości w szystko tchnie czystą niewinno ścią , w szystko nas odgradza i strzeże od samego pojęcia złego, u nich zaś przeciw nie; może nawet nie jeden, którego za całkiem ju ż zepsutego, stra conego m am y, potrzebował b y tylk o zręcznego prow adzenia z boku i w iększego pobłażania, w ięk szego ugięcia się w żonie, b y zm ienić postępki. T o miałam w łaśnie sposobność uważania w swem blizkiem sąsiedztw ie, — oboje w tow arzystw ie bardzo mili lu d zie, ale bardzo źle dobrani, — trudno było nie spostrzedz, ja k się m iędzy nimi d zieje, — podmówiłam tedy W ła d ysław a, — on w zią ł męża w obroty, ja z niechcenia coś o swoim pierścionku napomknęłam żo n ie , — sama naparła się książeczki, przepisała ją sobie, i potem kilka r a z y mi ju ż dziękow ała za n ią, zn ać, że jej do godna.
M iędzy nami m ów iąc, w tej porze, nie pod w zględem w iadom ości, ale pod względem samego ukształcenia, czyli uszlachetnienia umysłu i w szy stkich p o ciąg ó w , m y podobno w yżej stoimy od m ężczyzn ; n ie. ma z czego się w ynosić, to jest rzecz odmiennego w ychow ania i w pływ ów odmien nych, — dobrze je d n a k w iedzieć o tern, raz ab y w ogólności nie żądać zb yt w iele, drugi raz, ab y do nich przem aw iać ich w łasnym język iem . Oni d aleko w ięcej od nas są zm ysłow i, — przeba czać im trzeba i w chodzić w ich usposobienie, — czasem jedna pieszczota w ięcej daleko dokaże, niż suche rozum owanie choćby najwznioślejsze,
— i dzieci też lepiej daleko prow adzić pieszczotą niźli rozprawam i. Nam B óg dał pojęcie bystre, w ielką przenikliwość, — u żyjm yż tych darów na rozpatrzenie drogi, którą w ybrać m a m y , na zb a danie sposobów , któremi najlepiej do każdego przekonania trafim y, a potem nie gorszm y się, choć znajdziem , że nizko czasem zstępować nam trz e b a ; zostaniem w iecznie zapoznane, je źli nie zechcem y zastosować się i ugiąć do okoliczności, a zapoznanie to, na którem tyle cierpiem y, będzie naszą w in ą; uduchowienie*) ludzkości podobno daleko sporszym szłoby krokiem , g dyb yśm y nie w zd ryga ły się czasem z górniej szej naszej sfery na nizinę sch od zić, gdybyśm y względnie naszych mężów pilnie pam iętały o tern, że trudno kogo w yprow adzić z błota, g d y ani jednego k roku bliżej niego postawić nie chcemy. Nie dziecko winno, że m atki zrozumieć nie m oże, ale m atka, że nie umie zastosować się do pojęć dziecinnych, aby módz na nie w pływ ać i podnieść je zwolna, — my jesteśm y, że tak rze k ę , matkami ducha ludzkiego; nam w ięc dźw igać go pow oli, a b y za czasem w szelka w ysokość b y ła mu przystępną. Trudna to nieraz i niew dzięczna p raca, nieza- przeczem tego, ale od czegóż cierpliw ość, od czego mamy słodycz i wyrozum ienie ? . . . praca nawet nieb ezpieczna, bo ileż to z n as, lepiej usposobionych, zatonęło na w ieki w kale, do któ rego przyszło im się zb liż y ć , skarliło i sponie
*) W yrazu tego użyliśmy ja k o sprzeczność do wyrazu zmysłowość, — uzmysłowienie, które każdy dobrze pojmuje.
P. A. W o j n a r o w s k a , D z i e ł a V I .
wierało ducha swego bez cudzej korzyści, — ale od czegóż pamięć na w yższe, pozaśw iatow e prze znaczenie nasze, od czego wychow aniem przyjęte za sa d y , od czego ów zarys dusznej piękności, owa boska cecha, których nawet najgłębiej w brudzie stojący m ężczyzna je szcze zw y k ł ż y czyć sobie u sw ojej koch an ki? A tobie, kochana Heleno, tobie tak wzniosłej uczuciem , tak szczytnej swym popędem i myślami swem i, pewno w tej mierze w cale nie trzeba przestrogi, — - ty nie po trafisz sama sobie u b liż y ć , ty na szczeblu naj niższym domowego ży cia zachowasz swą godność, i uszlachetnisz w ysokiem je g o pojęciem najlich sze staranie. T y także niepotrafisz długo kłócić się z sw ym losem ; nazbyt masz dobre serce, aby nie zajęła go rychło luba możność uszczęśliw ienia tow arzysza, co w ięcej naw et, dobroczyńcę twego — pokochasz w nim, ja k babunia m ów i, własne tw oje dzieło i będziesz szczęśliwą. I mnie tera źniejsza pogoda m oja bez trudu nie przyszła, chociaż charakter W ład ysław a i praw dziw ie rzadkie je g o ukształcenie u łatw iły mi połowę ro b o ty, — chociaż gorąca miłość, jak ą we mnie w zbudził, u czyn iła mi poświęcenie naturalną rzeczą ; popracujesz więcej zap ew ne, ale się nie zrazisz i prędzej czy później dla ciebie musi za błysnąć ta ch w ila, w której nie przez w zgląd na osobliwe ja k ie okoliczności, ale bez m yśli pobocz nej podziękujesz B o gu za stanow isko, które ci p rzezn aczył, cieszyć się będ ziesz, że nie uległaś pierw szym zniechęceniom i dobremu M ichałowi nie cofnęłaś kroku.
przykrem być może, nie przeczę temu, położenie tw oje, bo tu tak wfiele trzeba zająć się drugimi, — lecz ty, co jesteś praw dziw ie kobietą, co umiesz cudzem cieszyć się weselem, ty nawet w tych dzieciach, co p rzy innej zm arniećby mo g ły, swoją znajdziesz radość, a wdzięczność ich ojca będzie jedn ym z najpiękniejszych kw iatów , które sobie do wieńca upleciesz. Z tein życzeniem cię żegnam , kochana Heleno, z tem życzeniem żegna cię W ła d ysław , — idź śm iele, chociaż stroma zrazu tw oja ścieszka, trafisz ty do celu, i o ty le m ilsze ci później będzie twe zw ycięztw o 5 ieźli zaś jeszcze kiedy Bóg tobie pozwoli być m atką, taki nadmiar wesela zapłynie ci serce, że nad nie ju ż innego nie zapragniesz p ew n o : ja od urodzenia kochanego mego A dasia dopiero prze konałam się, że B óg nie b y ł nam skąpym , cho ciaż nic, prócz miłości, nie dał nam w posiadłość, — w szak nic innego także nie daje Aniołom , i on sam, on w ielki Stw órca tego jed yn ie pragnął, kied y z nicestwa przyw odził św iaty. -— D ziecię, Heleno m oja, to je st ogniw o, które ściślej połą czy cię z m ężem , ja k cała przeszłość n a jtk liw szych zapałów, — dziecię to będzie 011 i ty, — cząstka je g o i ciebie w tajem niczej spójni, to duch błogosław ieństw a, duch św iętej jedności, co w ejdzie pod w aszą strzechę, — a w tedy pocóż tęsknić, m arzyć, pragnąć, ubiegać się za innem uczuciem ? — najświętsze, najpiękniejsze będzie blizko ciebie, i żadna go moc w świecie w yzięb ić nie zdoła, bo mu nawet nie potrzeba żadnej w za jem ności. W te d y w szystko, co żyje, ukochasz na now o, będzie to druga w dzięczna m łodość, co
skroń twą ozdobą — odkw itniesz w dziecięciu, — będziesz cieszyć się w iosną, co jem u poniesie swe dary, um iłujesz całe nowe pokolenie dla jego m iłości, a ta pełnia m acierzyńskich uczuć cały świat obejmie.
Może źle sądzę, ale mi się zdaje, źe każd a, choćby też najgorsza kobieta, patrząc na s^Toje dziecko, dobrą b yć musi, — to jeden stopień w yżej na drodze udoskonalenia n aszego : miłość m ałżeńska zbiera naszą tkliw ość w jedno w ielkie ognisko, i na m iejscu nas samych inny, m ilszy przedmiot stawia, — serce zaś m atki je s t św iąty n ią , gdzie dla całej ludzkości znajduje się miejsce. K ie d y patrzę na mego m aleńkiego, śpiącego A dasia, k tóry w zupełnej niewiadomości w szyst kiego, • w zupełnem bezpieczeństwie na ręku mo- jem sp oczyw a, — k ie d y czasem widzę jego anielski uśmiech, — to naw et nie umiem ci po w iedzieć, ja k mi jest, ale się czuję sto razy le pszą, sto razy dla w szystkich ludzi życzliw szą ja k b yłam , a mój drogi W ładysław , w swojej godności ojca i opiekuna, sto razy jeszcze mi
T y le dziś o nas, w stosunku do ciebie, k o chana m oja Heleno, — do znudzenia ju ż rozw o dziłam się nad tern, -— darujesz, to w dobrej m yśli. Z nowin ci w cale nie mam co pisać, i te cię naw et za jąć b y jeszcze nie m ogły. Mama ju ż odjechała do Jodłowic, a z tamtąd zabraw szy sio stry pojedzie do domu. Babunia, o ile wiem, zdrowa, spodziew ała się ciebie, równie ja k m y tu w szy sc y , — ale nam awiać cię żadne z nas nie śmie, i ona pewno za złe ci nie weźmie, choćbyś
nie p rzyb yła, — w szak wierny dobrze, iż teraz ju ż nie zależysz od siebie, a M ichał, oprócz tę sknoty za dziećm i, może być także paszportem
zw iązan y. ,
B ądźże mi zdrow a, kochana, pisz do nas, ile ci to nie przykro, kłaniaj się ślicznie m ężowi od nas obojga, i p rzyjm ij serdeczne ucałow ania od
kochającej cię Siostry.
P rzyp isek W ładysław a.
„Pozw oli kochana k u zyn k a, bym je j sam uca łow ał rączki, ży cz ą c ja k najzupełniejszego szczę ścia w nowo p rzyjętym zawodzie, — a jeżeli mogę mieć śmiałość dołożyć tu jeszcze p rzy ja cielską rad ę, prosiłbym, aby k u zy n k a przede- w szystkiem tylk o była sobą, nie przybierała do gło w y żadnych romansów, nie w yrzu cała sobie żadnego zaprzedania, podłej- rachuby i t. p., nie chciała w życiu swojem w ylatyw a ć do siódmego nieba, ale po prostu zgodziła się z ziem ią, z po łożeniem naznaczonem wolą opatrzności; w tedy dopiero M ichał uczuje całą wartość zyskanego skarbu, a k u zyn k a też w zajem nie lepiej mał żonka oceni, bo próżne w ym aganie wspólnej nie zamąci pogody, bo nie będziecie patrzeć na siebie okiem żalu , albo uprzedzenia. . . . W ik cia mi grozi gniewem k u zy n k i za moje, ja k powiada, niew czesne m orały, spieszy w ięc ko ń czyć je , ja k zaczął praw dziw y p rzyjaciel i sługa
2
.Helena do W iktusi.
Brzeziny 30 Czerwca 1829.
K ochana mania tw oja opuściła mię dzisiaj, a ja słodząc swą po niej tęsknotę, do ciebie, droga W ik tu s iu ,. pisać się zabieram, i pisać chcę długo, serdecznie, bo nie potrzebuję ju ż być ostrożną , bo nie masz ni w sercu mojem, ni w duchu ża dnej skrytości, którą kom ukolw iek bądź osłaniać bym chciała.
D ziw iła się nieraz M arynia wstrzym ałości mo je j, krótkości m ych listów, — czasem nawet C iocia i Babunia, lubo powodów tego dom yślać się m ogły, w yrzu cały mi skąpe odezw y i długie m ilczenia. T y lk o ty jedna, ty droga W iktusiu, od początku wtajem niczona w obrót moich m y śli, n igdy nie rozdrażniłaś tkliw ości mojej żadnem zapytaniem, bo wiedziałaś, że je żli m ilczę, to z p o trzeb y ; bo czułaś, że nie byłam jeszcze dosyć P an ią sieb ie, a b y mówić bez żadnej wewnętrznej goryczy.
Dziś, po dwu latach gw ałtow nie tylko tłum io nej boleści, po dwu latach u krytej w alki, trosk
i niepokojów, mogę nareszcie duszącą maskę p rzy musu odrzucić, mogę z odkrytą twarzą stawić się przed wami, bo na tej tw arzy niezmącona jaśnieje pogoda.
Cierpiałam w iele, dziś to powiedzieć ju ż w o l no, miałam chwile ciężkiego zniechęcenia, w k tó rych zupełnie opadały mi ręce, tonęła odwaga, — miałam chw ile, w których z w ieczora, idąc na spoczynek, pragnęłam tylk o nie zbudzić się jutro, niezw ażając na to, źe potrzebow ał mię do szczę ścia mój niezm ienny M ichał, że potrzebow ały mię równie owe sieroty, którym byłam matką. Niepo- w ściągnioną w yobraźnią wieczne goniąc m ary, nie umiałam p ochw ycić praw dziw ego szczęścia, nie umiałam ocenić człow ieka, którego dzisiaj nad w szystkich przekładam , — i B ó g też słusznie karząc zaślepienie m oje, odmawiał mi aż dotąd chlubnej n azw y m atki. D ziś ty pojmujesz radość m oją, dziś mam własne dziecię, oczy łzami wdzięczności zroszone podnoszę ku niebu, i zdaje mi się w idzieć tam tęczę w iecznego przym ierza, i godzę się z życiem , i co ju ż byłam złam ana, skarlona cierpieniem, teraz w ielka, potężna, świat cały obejmuję niezmierną m iłością,/— w szakże on k ied yś będzie druchem mojej Stasi. O ! ja k ż e słusznie mówiłaś, kochana W iktusiu, że p rzy uczu ciu m atki w szystkie inne uczucia zdają się n ik czemne, — że przezeń patrzem y ju ż na w szys tko innem w cale o k iem ! Jakże małe, ja k błahe i próżne w y d ają nu się w szystkie inne w zględy, ja k ż e szaloną k o b ie ta , która zapom in a, że mąż ma także b yć ojcem, i przeto w nim tylk o męża, czyli raczej tylk o w ielbiciela szuka. O ! jak żeb ym
teraz mego poczciw ego7 prostego, szpakow atego M ichała nie zam ieniła na żadnego z salonow ych Panów , którzy nie pojm ują świętości domowego • życia, i nie um ieją b yć praw dziwie czołami ro dziny!
I cóżb y mi przyszło z je g o ozdobnej pow ierz chowności, m alowniczej w yobraźni, lub w y k w in t nych uczuć, g d y b y on, — ja k dziś po większej części, odnosił to w szystko do siebie, g d y b y b ył egoistą, g d y b y nie rozum iał, że dziecię to cała przyszłość lubych starań i tkliw ej opieki, że w niem ży ć potrzeba, i dla tego zapomnieć o sobie ?
A le i j a sarna tego w szystkiego nie pojm owa łam dość silnie, — w obec tego człow ieka, który jaśn iał radością, k ied y spojrzał na mnie, w obec tego człow ieka, którego byłam dumą i ro z k o s zą , przypom inałam sobie zawsze przymus, co mię z nim połączył, poddawałam się napadom w ew nętrz nej niezgody, jadem sobie zaprawiałam kielich domowego szczęścia, którego dzisiaj tak słodko używam . I te dzieci, te biedne dzieci, które we mnie sumienną, troskliw ą opiekę zn alazły, ja k ż e on.e często zd ały mi się nudą i ciężarem, ja k ż e często, k ied y z uczuciem tuliły się do mnie, po trzebowałam w ielkiego przezw yciężenia, b y ich nie odepchnąć ze zło ścią, ze wstrętem, b y cierp- kiem, niesłusznem obejściem nie sk rzyw dzić w nich ojca. W ted y uważałam się za poświęconą okrutnie ofiarę, ubolewałam, płakałam ustawnie nad sobą, kw asiłam się bez miary, zamiast szukać pogodze nia z,życie m , zamiast w kolei, którą obrałam dla siebie, upatryw ać troskliw ie powabniejszej strony.
Ja się w yraźnie pieściłam z boleścią, — w al czyłam z n ią, nie ja k w a lczyć powinna kobieta, chrześcianka, czująca swą godność, lecz jak bo haterka romansów, szukająca zasługi w bezcel- nem cierpieniu, — i w iesz co, — ja niby zrobi łam z siebie dla ojca ofiarę, — M ichałowi w n a grodę je g o szlachetności rzuciłam swą młodość, — ale w gruncie byłam egoistką, bom wiecznie żałow ała swego poświęcenia, bom szczerze nie n akazała milczenia przeszłości pragnieniom.
M iał w ielką słuszność W ład ysław , k ied y mi rad ził: „n ie w ylatyw ać do siódmego nieba, lecz chodzić po ziem i,'“ gdybym ta k od początku zro
biła, gdybym szczerze p rzyjęła położenie swoje, nie byłabym skw asiła marnie tych dwu łat osta tnich. T eraz za to zupełnie poprawioną jestem, — i teraz dopiero pojmuję,* że ab y tylko mąż b y ł delikatnym i wyrozum iałym , ab y tylko nie potrącał dobrowolnie m iękich stron uczucia, nie potrzebuje koniecznie pod względem duchowym być z nami na równi, a przecież możem go czule kochać i poważać szczerze.
D o b ry M ichał, k tóry mię od początku za ósmy cud świata, za doskonałość zupełną uważa, — bo miałem przecie dość siły, ab y mu nie pokazać, co się we mnie działo, — M ichał ani zgaduje, że dopiero teraz je g o uniesień zaczynam b y ć g o d n ą ; — i kom uż to win nam ? oto najpierw B ogu, po tem książeczce,. a nareszcie Stasi. K ie d y mi pierw sza m acierzyństw a zabłysła nadzieja, w tedy ju ż z niekłam aną chęcią wzięłam się do pracy, utłu- miłam burzliwość charakteru ' mego, i wcześnie m yśląc o przyszłości dziecka, zarazem upewniłam
42
swoją. Co pierwej było mi trudne albo przykre, to potem w pięknym w idoku w ypełniałam skoro, i te k ilk a m iesięcy ciągłego czuw ania nad sobą praw dziw ą stały mi się szkołą.
Rozumiem, że jak u ciebie, tak u mnie nauki kochanej Babuni zb yt płonnego nie zn alazły grun tu ; ju ż w ychow ując przybrane dzieci moje, sta rałam się ja k najzupełniej odpowiedzieć w zorow i m istrzyni, lecz byłam często m iękką albo zmienną, i pracę w ychow ania' długo zbyw ałam z dnia na dzień, ze skutkiem czasem prawda, lecz zawsze bez planu. G ładziłam powierzchowność, lecz za mało sięgałam do gruntu, i w ogólności nie byłam dość stanow czą, śm iałą, — może w obawie, aby 0 surowość mię kto nie pomówił. Z astaw szy dzieci nadzw yczaj rozpieszczone, nałożone do próżnictwa 1 zb ytniej w ygod y, nie umiałam odważnie przy stąpić do zm iany, bałam się uwagam i swemi obra zić M ichała i pokryw ałam tylk o zręcznością w szystk ie niedostatki, nie śmiejąc im radzić. T e raz przeciw nie ju ż w szystkie przełamałam lody. Stasia je st jed n ym węzłem w ięcej m iędzy mną i mężem, a k ie d y co dla w szystkich dzieci na p rzy sz ło ś ć u kład am , nie boję się, aby on mógł mię posądzić o brak czucia względem sierot. Jestem też teraz w ogólności pew niejszą w całem mojem obejściu, w zajem ne zaufanie nasze zupełnie z obu stron jest szczere, M ichał nawet odmienił się wiele, serce u niego rozbudziło duszę, w ięcej się rozum iem y daleko, niżeli z początku: w id zę, że tylk o w ytrw ałej cierpliw ości trzeba, b y doka- zać nie jedn o, co się zdaw ało całkiem niepo- dobnem.
W początkach całym ratunkiem moim była praca, — tę i d ziś, g d y b y mię zapytano, radzi łabym każdemu jako najskuteczniejsze lekarstw o n a troski, którym sami sobie jesteśm y powodem; w ir ciągłej czynności zrazu utrudza i głuszy, a dalej w pokój u kołysze: czując się pożyteczną nie można b y ć całkiem nieszczęśliw ą, lecz trzeba zdjąć z siebie egoizm, a ten chowałam dość dłu go, i nieraz mi się w stydzić wypadło pier ścionka.
C z y ty pamiętasz, ja k z początku w ym yśla łyśm y Jó zię, że jej się chciało bajeczną powieść w prow adzać do życia? .. . Dopiero dzień p rzyję cia książeczek przyzw oite sprawił nam wrażenie, — ale i w tedy nie m ogłyśmy przew idzieć, jak dalece nauki Babim i, pierścionkiem zalecone pa mięci, do szczęścia nam się p rzyczyn ią. T y je sz cze, poszedłszy od razu za serca wyborem , nie byłaś narażona na niebezpieczeństw o, — ale ja ! . . . ileż to razy który z tych m łodych próżnia ków, co u koń czyw szy świeżo nauki, w braku p rzyzw oitych zatrudnień, szukają sobie bądź ja kiego zajęcia, — ileż to razy który z tych P a niczów, co sercem swojem każd ą, aby nieszpetną kobietę częstują, starał się zam ącić mi głowę, udanem współczuciem obudzić moje zaufanie, lekkiem i półsłówkam i niewiarę dla m ęża pod sunąć ! . . .
Nasłuchałam się westchnień dw uznacznych bez liku, napatrzyłam strzelistych spojrzeń i litości w ych na tw arzy w yrazów , — przyznam ci też, że czasem już torow ały sobie do mojej w yobra źni drogę. — Cóżbym ja w tedy zrobiła, czem
44
się uspokoiła, gd yb y pierścionek co rano nie przypom niał moich powinności, — g d y b y co w ie czór nie podał zapytania, czyli nie dopuściłam się błędu? . . . Z asad y moje, w szystkie od dzie ciństwa słyszane przestrogi, strzegły mię zapewne, ale potrzeba było koniecznie czegoś, coby tym zasjadom nie pozwoliło uśpienia, — coby te prze strogi ciągłe odnawiało w pamięci. P ierścionek w szystkiego dokazał: on b y ł mi przew odnikiem i ta rc zą , za je g o też pomocą spodziewam się speł nić dokładnie obow iązek m atki, Stasię m oją k o chaną na dzielną i szczęśliwą kobietę w ychow ać. Już to pieścić nie będę ją w cale: w yobrażenie powinności, z uległością dla niej, z w ia rą , że ta jedna droga do celu prow adzi, — w yssie razem z mlekiem ; będziesz w idzieć, ja k ją uczynię skrzę tn ą, skrom ną, pracow itą, j a k ją nauczę stosować się chętnie do w szystkiego w życiu , i w każdem położeniu b yć na równi z przeznaczeniem swojem. Już m nogie plany sobie układam, — będę się starać w niej talent ja k i w w ysokim stopniu rozw inąć, ale podobnie także ja k o w ą rzem ieślni czą zdatność. M ichał zupełnie się zgadza, — i dw oje naszych starszych dzieci podobnie do w szystkiego ukształcić pragniem y; je st ja k i taki m ajątek, to prawda, ale któż przyszłość odgadnie? Co kto umie gruntow n ie, do czego jest zdatny, to za m ajątek mu stanie w każdej zm ianie losu. M ichał, ja k ci wiadomo, człow iek daw nej daty, z początku o podobnych rzeczach słuchać nawet nie chciał, ale duch czasu, pożycie ze m ną, nie jeden przesąd w y b iły mu z głow y, je st w ięc na dzieja, że i dalej pójdzie postępową drogą. Jako
45
człow iek powszechnie czczony i lubiony może w obywatelstw ie nie jedno dobre zaprowadzić, a jest tu, ja k i w szędzie, wiele do czynienia. M arzym y o poprawie stanu włościan, o zniesieniu żeb ractw a, o zaprow adzeniu kas oszczędności m iędzy wiejskim ludem ; chcielibyśm y też pod nieść rolnictwo, które, zw łaszcza u km iotków, na bardzo jeszcze nizkiej dotąd stopie; będziem y robić różne gospodarskie próby, aby włościanie z nich korzystać mogli, ale chcem y przedewszyst- kiem zaw iązać rodzaj stowarzyszenia, przez co b y b yła w iększa łatwość w kaźdem przedsięw zię ciu — bo na co jednego nie stać, to k ilk u nawet nie poczuje. Handel zb ożow y prawie cały w rę kach żydów , oni stanowią ceny, a niejeden oby watel zm uszony potrzebą, przedaje na pniu zn acz ną część sw ych zbiorów i drugim targ psuje. M ichał m arzy o giełdzie obyw atelskiej, o k red y cie, m ogącym ubezpieczać od takich p rzedarzy; ale to w szystko naturalnie łatwiej pom yśleć ja k zrobić. T ego roku w yb iera on się na sejm do L w ow a, z głow ą pełną pięknych projektów , możeć mu się co dokazać uda.
M am y sąsiada bardzo miłego, który także często z nami rad zi; ubolew a on tylko, że w ogól ności duch obyw atelstw a naszego zarażony w iel kim egoizm em ; zajęci szczególnie pragnieniem cnoty i rozkoszy, w ielką chęcią błyszczenia jedn i nad drugich, czołow ania sobie wzajemnie, otrzą sają się na zb ytki, mówią w iele, rozpraw iają pięknie, ale najm niejszej rzeczy zrobić nie chcą, coby nawet b yć mogło nietylko z przyzw oleniem , lecz z pochw ałą rządu. W sza k ż e są tu i ludzie