• Nie Znaleziono Wyników

Pierścionki babuni czyli Bieg życia kobiety. T. 4

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Pierścionki babuni czyli Bieg życia kobiety. T. 4"

Copied!
276
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)
(3)
(4)
(5)
(6)

BIBLIO TEKA

DOMOWA POLSKA.

L I P S K .

NAKŁADEM KSIĘGARNI PAWŁA RHODE. 1868.

(7)

PIERŚCIONKI l U j j M

Z D O Ł Ą C Z E N I E M P O Z O S T A Ł Y C H PISM

KAROLINY WOJNAROWSKIEJ.

W Y D A N I E P I E R W S Z E Z U P E Ł N E . T O M V I .

PIERŚCIONKI BABUNI

C Z Y L I

B I E G Ż Y C I A K OB I E T Y .

TOM IV. L I P S K .

NAKŁADEM KSIĘGARNI PAWŁA RHODE.

(8)
(9)
(10)
(11)

O D D Z I A Ł C Z W A R T Y .

C Z Ę Ś Ć C Z W A R T A .

W o jn a r o w s k a , D z ie ła V I . 1

(12)
(13)

Oddz i ał c z w a r t y .

CZĘŚĆ CZWARTA. O B Y W A T E L K A . 1. „ M y ś l o k r a j u , g d y s w o j e w y c h o w u j e s z d z i e c i , „ A g w ia z d a szc z ę śc ia sk ó r 7.ej d la w sz y stk ic h z a ś w ie c i.“ * * * I ju b o kobieta w każdem położeniu je st oby­ w atelką , przecież ja k o żona i m atka w pełnej stojąc sile, więcej krajow i działalnością sw oją p rzysłu żyć się może, skoro tylk o pojmie obowią­ zek, ja k i ma dla kraju i nie da się uwodzić samo­ lubnym a ciasnym widokom.

Z w ycza jn ie św iat uw aża w nas tylk o gospo­ dynie, piastunki, rządczynie domu i n a u c z y c ie lk i; obyw atelkam i zw iem y się, bo jesteśm y żonami o b yw ateli, a i ci często praw swoich kosztując swobodnie, ani pomyślą, że każde praw o za sobą obow iązek niesie.

Z tego nizkiego stanowiska na w yższe postą­ pić, i do równego postępu m ężczyzn za sobą po­ ciągn ąć tegoczesnych kobiet — obyw atelek winno b yć staraniem. D o nich należy rodzinę ściślej

(14)

z ojczyzn ą p ołączyć i w ych ow yw ać młode plemię nie dla dogodności własnej łub w ym agań świata, lecz dla szczęścia pozyskanego pełnieniem w szy­ stkich powinności.

M atka zapom inająca o k raju ze względu na d zieci, grzeszy wrzgl,ędnie tych że samych dzieci, bo one nie będą i nie mogą b yć rzetelnie szczę­ śliwe, je że li droga cnoty nie będzie ich drogą, a cnota k a żd y rodzaj samolubstwa koniecznie potępia. Zam knięcie pojęć w ychow ania w szczu­ p ły zakres interesu własnego, ja k o pierwszą karę w yw rócenia najśw iętszej zasady, domowe kłopoty i codzienne zm artw ienia pociągło za sobą: roz­ strzelone w yobrażenia sk ierow ały się w rozmaite strony, osobiste w idoki popędziły do rozmaitych celów , a tak przepadła jed n o ść, bez której tak dobrze społeczne j a k i domowe stosunki są tylko źródłem ciężkich zawodów i ciągłej goryczy.

D zisiaj o praw dziw ą zgodę, o szczerą przyjaźń, o rzetelne uczucie nadzw yczaj je st trudno; na­ m iętności, popędów bez lik u ; k a żd y czegoś pra­ gnie, za czemś tęskni, z czego sam sobie sprawry zdać nie m oże, :— k a żd y czuje w swojem kółku ja k ą ś niedogodność, k a żd y praw ie narzeka i cierpi, a to w szystko dla tego, że nierozsądne w ych ow a­ nie zerw ało braterski wręzeł łączą cy u m ysły; że zam iast kształcić ludzi zdolnych, ży ć wspólnie dla siebie, pojm ować, cenić i kochać się w zajem , za­ miast w idzieć p rzyszłą społeczność w niedorosłej młodzi, — utworzono mnóstwo jedn ostek niezdol­ nych nigdzie przyzw oitego znaleśó pom ieszczenia, w yw ołano na świat niesforną tłuszczę osobników pragnących tyłko swego d ob ra, swego w y

(15)

wyż-5

szenia, gotow ych piąć się do własnej korzyści naw et po^szczeblach grzechu i niecnoty.

M atka obyw atelka powinna dla siebie inne p rzyjąć stanowisko; powinna um ysły potomstwa inaczej nastroić, a tak dopiero zasłuży na po­ wszechną w dzięczność, tak dopiero będzie sobie m ogła p ow iedzieć, że b yła m atką w całe] pełni tego pięknego w yrazu. W je j rękach też jest owa cała przyszłość, o której wiele mówią i piszą a bardzo często z zapoznaniem źródła.

Źródłem przyszłości je st przeszłość, przeszło­ ścią dzieci zaś rod zin a, której duchem opiekuń­ czym , natchnieniem jest m atka. C złow iek od nauczycieli pobiera wiadomość, od świata, popędy, od m atki zaś zw ycza jn ie ma duszę, ma ten grunt, na k tó ry rzucone ziarno tej samej rośliny u j e ­ dnych daje kw iat pusty, u drugich zaś pełny. E goizm , sobkostwo jest pasożytnem zielem , co zw y k le z ziem i w ysysa najlepsze je j so k i, —- obok tego ziela w szystko inne słabo tylko rośnie; niedać więc jem u się.korzenić, to pierw szy dzisiaj w arun ek porządnej u p raw y: tylko pole wolne od chwastów bujne w yd a plony, — - pam iętajźe młoda matko, aby tw oje pole nie znało kąkolu.

W yrzu ć z m yśli sw ojej ciasne widoki, a sercu niedozw alaj w yłącznej m iłości: miłość tw oja po­ w inna b yć słońcem, co całą ziemię swem światłem oblew a, chociaż silniej się odbija w niektórych przedm iotach. Niech dzieci twoje pod w pływ em szlachetnych pojęć w zrastają na lud zi, niech nie rozum ieją nawet, ja k b y można tylk o żyć dla sie­ bie, obow iązki zaś społeczne używ ać je d y n ie za przedmiot rozm owy. W takim usposobieniu nie

(16)

zaznają w cale tego rozdwojenia tak częstego w świecie, które zw yk le zachodzi tang gdzie b y ły dawane inne zasady do prow adzenia się, inne do popisu; — czyli raczej, gdzie układano młodzież tylk o jednostronnie, dla niej samej, bez w zględu na to, że ona prędzej czy później musi z koła do­ m owych stosunków przechodzić w społeczne.

Rozdwojenie, o którem ci mówię, najw iększą je st szkodą, ja k ą nieostrożność nasza może mło­ demu potomstwu w yrządzić; przez nie to ludzie błądzą w swej drodze a postępując naprzód nie­ świadomi celu, p rzeszk ad zają, zamiast sobie po­ magać wzajem nie, psują, k ęd y przeciw nie poprą - w iaćby m ogli, -— - słowem kształceni w dziwnem zapom nieniu w ielkich praw ludzkości, w szystkie m arzenia, chęci, usiłow ania skupiają dla siebie, i gorzki tylko zawód znajdują u mety.

C złow iek od dzieciństwa kształcony na oby­ w atela, zawsze jasno w idzi swą drogę przed sobą, nie podlega żadnemu w ahaniu, żadnej niepe­ w ności, pożytecznym b yć umie w każdem poło­ żen iu , i bliższym jest własnego szczęścia niźli k a żd y inny, — to szczęście zaś m atka obyw atelka dla niego zd o b yw a, — to szczęście z pod cienia domowej strzechy w yb ieg a na pożytek kraju.

(17)

2

. „ N i e c h r o d z i c e p a m i ę t a j ą , z e p r z y s z ł e g o o b y ­ w a t e l a , z w ł a s z c z a w k r a j u n a s z y m , j e s t o b o - „ w i ą z k i e m b y ć n a p r z ó d j a k d r u d z y , a b a r d z o „ d o b r z e , k i e d y p o t e m s t a n i e s i ę n a d d r u g i c h . „ N i e s z c z ę ś l i w y z a ś t e n , k t ó r y s i ę t a k w y k s z t a ł c i , „ z e b ę d z i e c a ł k i e m i n n y , i w c a ł y m k r a j u t y l k o „ s o b i e s a m e m u p o d o b n y . “ * * *

W yp u szczając z uw agi w zględ y oddzielne od ściśle branego interesu własnego, i kształcąc dzieci nie w miarę ogólnych potrzeb obyw atelstw a, tu­ dzież społeczności, której urodzenie czyni ich człon­ kami, ale podług jak ieg o ś szczególnego w idzi mi się, które w sobie samem tylk o ma cel ostateczny, R odzice, — j a k ci ju ż pow iedziałam , — oprócz że grzeszą względem kraju, k rzyw d ę czynią dzie­ ciom , bo mimowolnie robią z nich ja k b y ludzi obcych na w łasnej swej ziem i, a przeto nie mo­ gących ani je j porządnie słu ży ć, ani też dobrze zrozum ieć się z nikim, — ludzi może bardzo po­ czciw ych i zacn ych , ' którzy w innej sferze p rzy­ zwoite stanowisko znaleść dla siebie b y mogli, ale których teorye i w idoki ja k o w cale niestoso­ wne do m iejsca i czasu, próżnym są tylko cięża­ rem, nie pomoc ale jeszcze przeszkodę stanowiąc.

(18)

i d w o row ać*), zapom nieliśm y o tern, że k ażd y k r a j , choćby n ajn ęd zn iejszy,, ma swoje własne, szczególne potrzeby, swoją, że tak rzekę, w oby­ czajach fizyonom ią w łasną, których pod karą w ażnego dla siebie samych uszczerbku pomijać w rachunku nie możem. W ychow anie powinno w y k a zy w a ć nam te potrzeby, dać nam dokładne w yobrażenie tejże fizyonom ii, a nadto uczyn ić nas zdolnym i w miarę posiadanych wiadomości od­ działyw ać na tow arzystw o,' do którego należym, równie ja k je g o działanie przysnow ać, — pojmo­ w ać g o , zgadzać się z niem, i b yć od niego po- jętem i także.

Oświata nieodpow iadająca tym żyw otnym w a­ runkom, choćby z siebie b yła najlepsza, ma zawsze coś chybionego, coś niedokładnego, co ją od celu o d w o d zi: razi ona w tych, co ją posiadają i spra­ w ia , że są przez otaczające ich okoliczności na­ w zajem rażeni; niejest ju ż tedy czem być powinna, przew odniczem światłem, alé owszem w prow adza­ ją c nas w położenie fa łs z y w e / c z y n i podobnymi do inno w ieko w y cli lu d zi, k tó rzy b y przez jak ie czary przeniesieni b y li w teraźniejszość dla nich zupełnie obcą, w obec nich zdziw ioną.

*) Przez ten w yraz: „d w orow a ć“ rozumiemy tu fran- cuzkie słowo , ,courtisez, fa ire la co u r.“ Sądzimy, że jest

tak dosyć właściwie użyty, lubo niektórzy biorą go właśnie w znaczeniu przeciwnem.

W y ż e j powiedzieliśm y coś o urodzeniu, — ale bynaj­ mniej w znaczeniu arystokratycznem, tylko w tej, dla każ­ dego podobno bardzo, jasnej myśli, że urodzenie nasze w tym lub owym k ra ju , a w iec w tej lub owej społeczności wła­ ściwe nam do szczęścia i życia warunki nakłada. P . A .

(19)

To się ma tak dobrze do w ychow ania dzie­ w cząt j a k i chłopców. A b y córka posiadała ta- lenta i wiadomości, a w ięc powierzchowne ukształ- eenie, których świat w ym aga, obojętnem zdaje się matce k ęd y się w ych o w a , — w k raju czy za krajem . T a cała ogłada w szakże, stosowna tylk o do życia salonów, które jest kosm opolityczne czyli jedno w całym świecie, niezapełnia żadnej próżni w domowem obejściu, i tw orzy, j a k to ju ż w y ra ­ ziłam, istoty poniekąd obce na swej własnej ziemi. Nieobojętną to w szakże dla k ra ju , dla społe­ czności, dla rodzin jest rzeczą, czy przyszłe oby­ w atelki, żony, m atki gospodynie, przesiąkły naro­ dowym pierwiastkiem , albo też obczyzną, czy będą stosować się do tego, co jest, ży ć w tern, co być m oże, c zy też roić i tw orzyć sobie ja k ie ś od­ mienne stosunki.

Nieobojętnem to dla w łasnego' naszej młodzi szczęścia, — czy ona w cześnie zapoznana z po­ trzebam i, położeniem , interesem k ra ju , wie, ja k ma w każdym razie zakierow ać sobą, — czy też w chodzi w narodową społeczność ja k b y do obcego domu, którego nie znając układu, braków i zaso­ bów', nie wie zupełnie, ja k się w nim urządzić w ypada.

Szczupłe posiadając środki, a z nieiiii pragnąc j a k najw iększe osiągnąć k o rzyści, oprócz tego przyciśnieni różnemi okolicznościami, niejesteśm y zaw sze w stanie w ybierać to, co w rzeczy jest najlepsze, ale musim p rzyjąć to, co z najmniejszą trudnością, z najw iększem podobieństwem dobrego skutku osiągnąć się daje.

(20)

10

lub owej drogi odm awiać powinni; p rzyjd zie za­ pewne ten czas, — ale dzisiaj jest jeszcze dalekim, gdzie nie potrzebując puszczać się w odległe strony, w szędzie pod rę k ą , m iędzy sw em i, znajdziem y dla dzieci swoich przyzw oite ukształcenia źródła. Skoro to nastąpi, zgrzeszy mocno p rzeciw domo­ w ym świętościom ten, co pom iędzy nich zechce obczyznę w prow adzać, — lecz dopóki tak jeszcze nie je s t, dopóki trw a obecne położenie nasze, mamy prawo dobra sw ych dzieci szukać gdzie je znajdziem , jed n a k z tern zastrzeżeniem , abyśm y nie tracili z oczu dobra ogólnego, i żebyśm y nie mniemali, że obce ziarno, bez własnej m iejscowej upraw y, przydatne do wspólnego u żytku w ydać może plony.

B ierzm y światło, k ę d y je osiągnąć możemy, , ale je um iejm y zaw sze stosować do strony o jc z y ­ stej, — unikajm y tedy daw ania dzieci obcym za oczy w czasie, k ied y m iękki jeszcze ich um ysł nie tylk o zw ierzchnią umiejętność lecz także i grunt obczyzną napiętnować m oże; lepiej, aby m iały mniej ogłady, nauk i talentów, a nie przestaw ały duszą i sercem do swego narodu należeć, — lepiej, żeby w w domową strzechę nie niosły cnót cudzych, ja k że b y m iały tam także cudze, w ady, cudze błędy w nosić; kied y w ięc mamy dać je pod obce niebo daleko od siebie, należy uprzednio pierw ia­ stek rodzinny silnie do życia przyw ołać, — a tak obce latorośle k ied yć będą szczepem własnym .

S zkodę poniesioną przez w ychow anie za g ra ­ niczne codziennie w spółczesnych uw ażać m ożem y: — tu młodzian pełen piękn ych n a d zie i, grunto­ wnie ukształcony, przesiąkły nauką, ale nie m ający

(21)

w sobie nic narodow ego, nie zn ający ni swego k r a ju , ni swej ziem i, ni swej okolicy, obchodzi społeczność z obfitym skarbcem dostatków, których u żyw ać nie um ie, — tam panienka w ychow ana w kosmopolityzmie, staw szy się w iejską gospody­ nią, podobnież roli sw ojej nie pojm uje, i miła w tow arzystw ie, oglądną w obejściu, ozdobiona mnóstwem talentów i dobrych przym iotów, prze­ cież w położeniu swojem, j a k należy, znaleść się nie um ie, i nie dokonuje w szystkich swoich po­ winności, — bo jedno i drugie w ychow yw ane było z zapomnieniem tego, do czego tu, nie gdzie in ­ dziej im rodzić się k a żą c, sam Stw órca powołał.

T o nienarodowe, nieobyw atelskie w ychow anie w ydarza się nieraz i w kraju, po pensyach, gdzie nauczyciele zajęci tylko samą d r e s s u r ą , samem nadaniem wiadomości w programmie ujętych, nie trudnią się w cale, i nie m ają czasu zatrudniać przyszłem położeniem, przyszłym losem powierzo­ nej sobie młodzi.. D obrze b y w ięc było, — jeżeli konieczna zadom owego w ychow ania jaw i się po­ trzeba, — to przynajm niej tak długo odkładać, dopóki nie będziem y pewni, że uczeń, co mu nie- dostanie, sam z siebie w yrobi, bo ju ż jest zdolnym pojm ować i teraźniejsze otoczenie sw oje, i p rzy­ szłość po za tern otoczeniem dla niego schowaną. P en sya w ychow uje zw yczajn ie najgłów niej dla miasta, dla św iatow ych stosunków,- dla sztucznego życia; pensya jest składem różnych nauk i umie­ jętności, które ja k najlepiej mogą p rzyczep iają każdem u uczniow i, bez w zględu jed n a k na poło­ żenie i okoliczności, w których mu tego w szy­ stkiego używ ać w ypadnie.

(22)

Pow innością zatem rodziców, obyw ateli, tak względem kraju, rodziny, j a k #i względem samych dzieci jest kształcenie ich stawić na równi z du­ chem czasu, z m iejscową potrzebą, aby nie tylko m iały salonowe ozdoby, ale także codzienny po­ żytek, aby zdolne b y ły iść dalej śmiałym krokiem na drodze rozum nego, trw ałego i dobrze prze­ m yślanego postępu. K obieta, będąc aniołem stró­ żem rodziny, i m ając od B oga sobie powierzoną moralną je j pieczę, podobnie ja k m ężczyzna stronę m ateryalną, kobieta mówię, — mniej oddana za ­ chodom utrzym ania i trudzącej pracy, więcej może m ieć czasu do rozw ażenia duchowego kierunku swojej epoki, tudzież onej potrzeb, — prędzej się też z tym duchowym kierunkiem zjednoczy, zro­ zumie go, pozna je g o w ady, oceni wielkość, dojrzy słabą stronę, i te w szystkie ściśle u jęte, dobrze uporządkow ane w idoki podda pod sąd męża.

K obiecie tedy koniecznie w ypada myślą w y ­ ch ylać się niekiedy z ciasnego zakresu codzien­ nych zatrudnień, inaczej przyjść może chwila, w której oddzieliw śźy się duchem od postępu św iata, w raz ze sw oją rodziną pozostanie a v tyle,

i straciw szy z ocza bieg ogólnego kieru n ku , po­ żałuje zb yt późno źle zrozum ianej skromności, albo też lenistw a, które je j niedozw oliły iść na równi z czasem. Od tej szkody, od tego smut­ nego opuszczenia kobieta obyw atelka zawsze będzie w olna, uchroni też od niego całe swoje g n iazd o , nie pozwoli, b y w szystko, co ją otacza, - na zawsze zam knęło się w sobie, moralnie oddzie­ liło od społeczności, której składow ą jest częścią, i zrzekło się pięknego praw a służenia krajow i.

(23)

Pojm ie ona, że niekoniecznie szablą i piórem, niekoniecznie w samem podejmowaniu obow iązków p ubliczn ych, lecz także w obrocie najskrom niej­ szych zatrudnień, można się w y w ięzyw ać godnie z długu społecznego, można czynnością i cnotą zrównać się z drugiem i, albo naw et, co lepsza, celow ać nad drugich. D la męża i dzieci nieko­ niecznie w ięc m arzyć będzie o znaczeniu, ale całą m yśl sw oją, całą potęgę ducha ku temu skieruje, aby każde z nich w obranym zawodzie ja k najpiękniej postępowało, j a k najdalej zaszło, by żyło życiem narodu i w każdej chwili goto- wem było na jego usługi.

Ogólne dobro będzie dla niej słońcem, w któ­ rego promieniach światła dla siebie i swoich po­ szuka, to światło zaś tak jest zbawienne, że jeżeli bezpośrednio nie wiedzie do szczęścia, prow adzi przynajm niej niechybnie do spokojności w ew nę­ trznej, tego najdroższego skarbu ludzkiego. I mało ja mówię spokojność: egoista czy pojedyńczy, czyli też zbiorow y, to je st ten, który po za inte­ resem rodzinnym , domowym nic wcale zajm ują­ cego dla siebie nie w id zi, sto razy więcej nara­ żonym je st na niepowodzenie, ja k ten, co umie także żyć w drugich, łączyć się z drugimi. Egoista podlega różnym cierpieniom , różnym namiętno­ ściom , które jem u samemu tylk o są właściwe, a nigdzie zew nątrz nie znajdując dla siebie spół- czucia, zam knięty ja k b y w m agicznem kole, w cia­ snych obrębach, swej osobistości, pod względem moralnym w cale nie u żyw a świata, bo duch pra­ wdziwie społeczny uleciał od niego. »

(24)

najszla-chetniejszy, najlepiej m yślący g d y niebędzie uspo­ sobiony do łączności z duchem swego czasu, g d y . zostanie obcym widokom służącym k rajo w i, gdy niepotrafi zrozum ieć opinii publicznej, u jrzy się narażonym na różne bolesne zaw od y, szwanki, utrapienia, — co gorsza: im lepsze chęci, im peł­ niejsze posiądzie on serce, tern przykrzej mu będzie, bo sam w sobie. niosąc przyczynę swoich niepowo­ dzeń, w niczem upragnionego nie dom ierzy celu, i w iecznie zapoznany, z rozpaczą ujrzy więdnące w swoich rękach najpiękniejsze kw iaty, najmilsze i najsłuszniejsze nadzieje, zm arnuje bez pożytku siły, naukę i pracę.

Strzeż pilnie, kochana W iktusiu, dzieci swoje od takich um ysłow ych zboczeń, które się częściej zd arzają niżeli sądzim y, a które są zawsze ważną przeszkodą do szczęścia. Niech bystre pojęcie dozwala im zaw rze być na równi z położeniem swojem, niech szczere pragnienie ogólnego dobra ich duszę przejm uje, a w szelki przesąd, w szelkie uprzedzenie, w szelkie skrzyw ienie w yobrażeń niech od nich będzie dalekie. W te d y tak pod względem usług społecznych ja k i powodzenia własnego, uży- wrać będą m ogły w szystkich sw ych zdólności, bo tych kierun ek chrom y nie skręp u je, — wtedy p rzyjaźń i wyrozum ienie w szędzie znajdą koło siebie, a rozszerzenie na zew nątrz moralnego życia, zespolenie się ścisłe z uczuciem narodu, w naj­ drobniejszych okolicznościach wartość bytu im pod­ niesie, w każdem położeniu w iększą siłę i w ię­ kszą też pociechę zapewni.

(25)

3

. „ C z ł o w i e k j e s t p r z e d e w s z y s t k i e m i s t o t ą s p o ­ ł e c z n ą , d l a t e g o t o m a k o n i e c z n ą , z n a t u r y „ d u c h a s w e g o w y n i k ł ą p o t r z e b ą , ż y ć s p o ł e c z n i e , „ o b j a w i a ć s i e j a k o s p o ł e c z n a i s t o t a . “ * * * C z ło w ie k zam knięty w ciasnej izdebce choć czy-

stem napełnianej powietrzem, długo w niej zosta­ jąc, doznaje przykrego uczucia, cierpi, j a k g d y b y się miał udusić, bo jego płuca potrzebują w ię­ kszego rozparcia, bo jemu pod czystem sklepie­ niem nieba w wolnem przestworzu świata oddy­ chać należy.

Co się tu dzieje pod względem fizycznym , dzieje się też pod względem moralnym dla k a ż­ dego, co udarzony dostatecznemu władzam i um y­ słu , nie ma przecież sposobności dobrze ich roz­ winąć; cierpi on także, duszno m u, niew ygodnie, tęskno, choć może sam nie wie, dla czego, — bo tylko niedołężność nie pragnie czynności, bo tyl­ ko duch s la b y , ciało schorzałe, zamkniętem się

kontentują powietrzem.

K obieta ujęta w ścieśniony zakres domowego życia, musi myślami swemi w ych ylać się za nie, lub tęsknić do w yższego polotu, jeżeli je j uspo­

(26)

sobienie samo w tych ciasnych ją nie zam yka granicach. Bo też k ob ieta, ja k k o lw ie k m ająca poświęcać swe życie m ężczyźn ie, starania swoje rodzinie, zajęcia dom owi, czuje się przecież istotą sp o łeczn ą , ja k o taka m ającą bezpośrednie prawa w społeczności.

Tłum ić w sobie to czucie, dążność tę zabijać, niejest bynajm niej pełnić obow iązki zbawiennej p o k o ry , ale uchylać się dobrowolnie od chwale- b n ę j, a przez opatrzność samą naznaczonej pracy, — ale rozw icie moralnej istoty swojej chromem, niedokładnem czynić.

B y ć obyw atelką jest kobiecie przeznaczono zaw sze, bez w zględu na k o le j, w którą kiedyś los ją rzu ci, — ,być obyw atelką jest więc św ię­ tym obow iązkiem , od którego tylko zupełna nie­ moc uchylić jest władną.

Stan k a ż d y , każde położenie, k a żd y rodzaj życia podaje, kobiecie sposoby w yw iązać się z cią­ żącego na niej społecznego dłu gu, — tylko nie­ chęć, lenistwo i niewiadomość mogą temu prze­ c z y ć , mogą w m awiać niew ieście, że staw szy się raz własnością je d n e g o , nie ma praw a nic tej własności na korzyść ogółu ujmować.

Żona zw ycza jn a trudni się tylko zarządem domu i w ygodą męża, żona obyw atelka stara się. w’ dodatku, aby ten mąż p rzy domowem ognisku nie zab ył o innych też spraw ach; pracuje nad tern, aby on nie samolubem fam ilijnym , ale u ży­ tecznym społeczności b y ł obywatelem . Rzuconą czasem m yśl w yższą przechow a troskliw ie, p rzy­ pomni w potrzebie, miłością sw oją obejmującą ludzkość natchnie duszę m ęża, i pragnie uczynić

(27)

17

go w ielk im , nie w próżnych sław y marzeniach, nie w błyszczących świetnością salonach, ale na stanowisku, które z .w o li opatrzności zajm uje.

Żona zw y c za jn a , a b y tylk o było je j dobrze, ab y mąż chw alił porządek dom owy i zdrow o cho­ w ały się dzieci, nic w ięcej nie s z u k a , nie pragnie, chyba zabaw y i stroju. Żona ob yw atelka oglą­ da się na to, żeb y nie w szystko, ze swego nawet, zabierać dla siebie, ale chociaż pośrednio usłużyć k ra jo w i, że b y w spierać ustanowienia publiczny p ożytek niosące za sobą, żeb y dorzucać ile mo­ żna do budow y powszechnego dobra. N ie będzie ona w daw ać się w niepotrzebne ro zp ra w y , które zw yczajn ie tylk o odwodzą od celu , — ale p rzy każdej zdarzonej sposobności swego w pływ u ku w ykonaniu pięknego ja k ie g o pom ysłu, k u popra­ wie losu cierpiących i ulepszeniu o b ycza jó w użyje.. K ob ieta samolubna m artwić się będzie uw agą w ychodzącą po za obręby domu i r o d z in y ; ona przeciw nie z uciechą patrzeć będzie na chęci i usiłowania do p o żytku drugich m ierzące, — i chociaż nie czyn em , to słowem (ziarnem i za­ rodem cz yn u ), dług swój w obyw atelstw ie w y ­ płaci.

J ako m atk a, w w ychow aniu d z ie c i, oglądać się będzie na ogólny p o żytek ; ja k o pani w słu­

gach zechce zaszczepiać ośw iatę; ja k o w łaścicielka poniesie takow ą pod ubogą km iotków swoich strzech ę; ja k o sąsiadka w reszcie starać się będzie dom swój nie gniazdem plotek i o b m o w y, nie kaw iarn ią albo szulernią, ale m iejscem p rzyzw o i­ tych za b a w , um ysłowej ro zry w k i i gniazdem rozm aitych polepszeń u czyn ić; zam iast z tow

(28)

szkam i swemi zajm ow ać się je d y n ie zagraniczną literaturą, strojam i, fraszk am i, — zechce obudzić w nich to w yższe czu c ie , którem płonie sama, które utajone je st praw ie w całej płci niew ieściej, zechce pilnie ze społeczności w szelkie złe usuwać, i w tej miłej pracy zn ajdzie nawet pociechę po domowem zm artwieniu.

Jej życie będzie daleko piękniejsze, pełniejsze od ży cia pospolitej k o b ie ty, bo nam każde w y ż ­ sze zajęcie lubością się płaci, bo nam k a żd y k ro k postąpiony na zewnątrz, każde odrzucenie czy to osobistego czyli też zbiorow ego egoizm u, otwiera nowo źródło nieznanych dotąd przyjem ności.

T a k w ięc dopełniając w arunków szlachetnej swojej natury, w ychodząc po za granice ścieśnio­ n ych w id oków , do szczęścia się razem zbliżam y, — tak w ięc w całem życiu ludzkiem jaw nie w y ­ bija ta prawda, że o powinności tylko, o postępie i udoskonaleniu m yśleć należy, a reszta p rzyjdzie sama z siebie, — podług ow ych słów Chrystusa, k tó ry pow ied ział: „szu k a jcie naprzód królestw a Bożego a resztę otrzym acie w dodatku.“

Ż y c ie pospolitej k o b iety ograniczone w kole drobnych starań, jest j a k zdrój skąpy, co ledw ie brzegi swoje potrzebną w ilgocią zasili, — życie kobiety o b y w a te lk i, kob iety pojm ującej stano­ w isko sw oje w duchu czasu, jestto o żyw cza k r y ­ n ica, która na w szystkie strony czysty swój k r y ­ ształ rozle w a , i w ja s n e m w ó d swoich przezroczu odbija tło nieba. N ic to^, źe czasem je j w łasny w idokrąg chmurą się o to czy, nic to, że zmienna kolej losu czasem przynosi zm artw ienie, — ona nie w sobie i nie w swoim domu tylk o żyje, ona

(29)

przystępna każdem u rodzajow i spolczucia, m acie­ rzyń ską miłością sw oją ogarnia świat c a ły , chętnie zajm uje się drugimi, podziela wzruszenia sp ółczesn ych, i gdzie je j rów ienniczki tylko pole próżnych u w ag i tyłahej rozm ow y, ona znajduje pochopy do pięknego czvnu.

T a k ą , że będziesz, kochana w nuczko moja, śmiem sobie pochlebiać, — ty od dzieciństwa chowaną jesteś w przekonaniu, że u żyw ając k o ­ rzyści społeczeństw a, każd a ludzka istota, bez w zględu na płeć powinna także społeczne ponosić cię ża ry , ty niepotrafiłabyś przenieść zarażonego, choćby tylko poniewolnym egoizm em , ży c ia ,' — ty więc pilną chęcią swoją uzupełnisz ten obraz, który ci słabą ręką skreśliłam.

(30)

4

. „ P r z y n a j ą w ł a d z y k o b i e c i e , a l e z a r z u c a j ą , z e „ d z i a ł a t y l k o n a r o d z i n o , j a k g d y b y z b i ó r r o d z i n „ s t a n o w i ł n a r o d u . I n i e w i d z i c i e z , z e m ą z n i e s i e „ n a p l a c p u b l i c z n y m y ś l i , k t ó r e m i z a j m o w a ł y „ s i ę k o b i e t y p r z y d o m o w e m o g n i s k u ? T a m t o „ w y k o n y w a s i l ą , c o m u n a t c h n ę ł y p i e s z c z o t y a l b o „ w c i s n ę ł a p o k o r a . „ C h c e c i e o g r a n i c z y ć k o b i e t y z a r z ą d e m m a t e - „ r y a l n y m d o m u , d o t e g o j e t y l k o s p o s o b i c i e . „ Z a p o m i n a c i e , ż e z d o m u k a ż d e g o o b y w a t e l a „ w y c h o d z ą b ł ę d y i p r z e s ą d y , k t ó r e r z ą d z ą ś w i a - „ t e m , “ L . A . M . „ W i e k n a s z d o s z e d ł j u z d o t e j c y w i l i z a c y i , „ g d z i e i k o b i e t a w i n n a b y ć r ę k o j m i ą u s t a w s p o ­ ł e c z n y c h , w i n n a p o t ę g ą d u c h a c a ł e g o z a j m o w a ć „ s w o j e w a ż n e s t a n o w i s k o w ś w i e c i e . . . “ „ K o b i e t a , a ż e b y z a s ł u ż y ł a s o b i e n a p e w n ą „ w a r t o ś ć w o b l i c z u ś w i a t a , w i n n a b y ć m a t k ą n i e - „ t y l k o d z i e c i w ł a s n y c h , a l e b y ć o r a z c ó r k ą n a ­ r o d u , d u c h o w o j e d n o c z y ć s i ę z d u c h e m p o s t ę p u . “ K . Yj . . . - a .

M in ę ły ju ż niepowrotnie te c z a s y , gdzie grze­ chem b yło b y w kobiecie o czem innem m yśleć, j a k tylk o o pełnieniu dom owych, gospodarczych obow iązków sw oich, — po k ilk u lek k ich wstrzą- śnieniach opinii zgodzono się na to: że w yższe zajęcie bynajm niej nie przeszkadza dokładnemu w ykonyw aniu czynności kobiecych, i ledw ie ja k i jeszcze leniw iec w lo k ący się żółwim krokiem na

(31)

21

drodze postępu, — ledw ie ja k i zw olennik cie­ mnoty przeciw ko współdziałaniu kobiet w rze­ czach społecznych powstaje.

W spierając w szakże nowoczesne dążenia prze­ szłości przykładem , namienić tu trzeba: że w porze najw iększej świetności naszego narodu k o ­ biety choć nie zasobne uczonym rozumem dzielne przecież b y ły , tchnęły potęgą ducha w um ysły sw ych m ężów , i z pod cienia kądzieli czuw ały pilnie nad całością swobód o jczystych , nad spo- łecznem dobrem. One c zyn iły to w szystko bez wystawności, bez rozum owania, lecz instynktowo czu ły w obyw atelstw ie powinności sw o je , a k ie ­ rując zwrotem obyczajów , k a rc iły w nich surowo w szelkie rodzaje spodlenia.

P rzerzu ciw szy k a rty naszej historyi zob aczyć w niej można, żeśm y upadli właśnie w tej porze, k ied y pod strażą w ielow ładnej m ody w eszły do nas fraszki, kied y obczyzna w yrugow ała przecho­ w yw ane w sercu kobiet staropolskie cnoty.

Coi’az silniejsze w ypieranie się naszej prze­ szłości zmąciło nam przyszłość, — odrzuciliśm y pierw iastek narodowy, ab y z gorączkow ym zapa­ łem obcego się ch w y cić, — pogardziliśm y sami sobą, aby się w podziwianiu cudzej oświaty za­ topić, — a tak dobrow olny u czyn iw szy rozbrat z tern, co było nasze, przyszliśm y do tego stanu ubóstwa, w którym dziś jesteśmy.

Ż ałujem y już oddawna popełnionych błędów, opłakaliśm y gorzko lekkom yślność naszą, — czas więc ju ż na dobrą drogę powrócić, czas w y g rze ­ bać z popiołów przeszłości wzorową cnotę i d ziel­ ność staropolskich matron, — czas przysw oić sobie

(32)

na nowo dawne stanow isko, gdzie potężny duch nasz, w niejednym razie w p ływ ając do rad y, tar­ czą był od złego; gdzie b ra c ia , mężowie i syn y, w ytrw ałość, pow agę i siłę z naszego natchnienia czerpali.

Jeżeli kiedy, to właśnie teraz, gdzie duch w ie­ ku stał się kobietom p rzy ch y ln y, pow inny one uspraw iedliw iać korzystne o sobie mniemanie, — jeżeli kiedy, to teraz w szelką odrzucając płochość, pow inny pamiętać o tein, że m atk i, opiekunki rodu ludzkiego, matki, opiekunki narodu, w ielkim choć skrom nym przeznaczone są dziełom, i że co częstokroć daremnie praw odaw ca kreśli w ustaw księdze, — co bez pożytku kapłan od ołtarza g ło s i, — co daremnie polecają m ędrcy i sławią poeci, to zdolnem jest w życie wprowadzić samo ich natchnienie.

T obie bez trudu przyjdzie stanąć na tej w y ­ sokości, kochana W iktu siu ; ty z nowoczesną ogła­ dą, z talentam i, które późniejsza oświata p rzy ­ niosła nam w darze, możesz połączyć w szystkie cnoty staropolskich matron, możesz w obszernem znaczeniu b yć dla męża i rodzin y opiekuńczym duchem, — ale to niedość jeszcze kochana: ja po twej chęci, po twej zdolności czegoś więcej jeszcze zażądam : ty oprócz, że j a k najtroskliw iej w ykonasz w szystko, co do ciebie należeć będzie, powinnaś starać się jeszcze, ile możności inne na ten sam tór w prow adzać, powinnaś dla dobra ogółu c z y n ić , ile zdołasz ty lk o , bo co tylko do­ browolnie opuścim y, to ju ż mamy grzech em , — każdego poranku więc patrząc w najbliższe k ilk a godzin czyn n ości, które masz przed sobą. zw aż,

(33)

23

cobyś obok starań dom owych w innym zakresie sprawić także m ogła, i te dni tylk o uważaj za dobrze spędzone, w których od sumienia swego uzyskasz świadectwo, żeś w żadnym w zględzie

(34)
(35)

O D D Z I A Ł C Z W A R T Y .

(36)
(37)

C Z Ę Ś Ć P I Ą T A .

1

.

W iktusia do Heleny.

W ołk ów 23 Czrewca 1827.

W tej chwili odbieram luby twój list, kochana Heleno, i oboje ci serdecznie za niego dziękujem, lubo milej b y było w iedzieć cię weselszą. N ic d ziw n ego jedn ak w podobnem położeniu, że jeszcze niem cokolw iek odurzoną jesteś; w cho­ dzim y szczerze we w szystkie tw oje wzruszenia/ i W ład ysław , lubo m ężczyzna, całkiem je pojm uje, tylko pow iada, że z niemi w ałczyć ci należy: teraz twe życie z drugiem zw iązane je st życiem , a każd a chmura tw oja i tamto zam roczy — nie- zapominaj o tern, Heleno.

M yśm y pow inny b yć aniołami szczęścia i po­ k o ju , a nie ducham i tęsknoty; to przekonanie w pięknej duszy twojej powinno w krótce w szel­ kie inne m yśli ukołysać i um ysł twój stawić na rów ni z potrzebami położenia twego. Żądaną ksią że czk ę odbierzesz razem z tym listem; W ła ­ dysław przepisał ją całą, zabrał się sam do tej.

(38)

roboty, ja k tylko posłyszał o blizkiem a pewnem ju ż zam ęźciu tw ojem ; on mówi, że g d y b y to było w je g o mocy, zło ży łb y taki kodeks domowej cnoty na gotow alni każdej panny m łodej. N ie byłabym tak szczęśliwą ja k jestem, i on nie b y łb y tyle ze mnie kontent, g d y b y nie owe przepisy B abu ni; — w początkach czasem różnie między, nami było, rów nowaga nie zawsze m ogła się utrzym ać, aż ją przyw rócił na w szystkie czasy kochany pierścionek. Odtąd usterki stały się nam rzeczą niepodobną: przyw ykłam co rano troskliw ie p rzy­ szłość dnia mego rozstrząsać, przew idyw ać w szy ­ stko, i kied y n iekied y sama przeciw sobie po­ trzebną uzbrajać się siłą, — w ieczór, chwila zastanowienia okazuje mi, w czem u chybić mo­ głam, a tak bez żad n ych W ład ysław a nauk i w y ­ m ówek objaśnioną, popraw ioną jestem ; on sam zaś naśladując moje roztrząsanie każdej spraw y dniowej, znajduje w tem nietylko umilenie p oży­ cia naszego, ale dzielną w interesach pomoc. T e w szystkie, zrazu tylk o drobne nieporządki, które potem do w ięk szych i w ażnych prowadzą, niepo­ wetowane rodzinom w yrząd zając szk o d y , u nas dzięki pierścionkow i babuni w cale m iejsca mieć nie m ogą: choćby się chęć znalazła do ja k ich w y b ry k ó w , do zostawienia w olnego biegu popę­ dom ch w ilow ym , n ajbliższy w ieczór ją niepowro- tnie u k ry je w swym cien iu , n ajb liższy poranek postanowienie zgodne z rozsądkiem w y w o ła , — tak w ięc spokojność nasza je źlib y k ied y naru­ szoną b y ła, przynajm niej naszej w cale nie będzie w tem w in y , a w każd ym razie pilna oględność podaje nam pewniejsze środki zaradzenia złemu.

(39)

Zapew ne komu innemu nie m ówiłabym w szy­ stkiego ta k szczerze, ale tobie sam W ład ysław po zw ala powiedzieć, bo ci to może na przyszłość posłuży: on jest niezm iernie prędki, czasem także n iew yro zu m iały, — a p rzy mojej niepospolitej ż y w o ś c i, p rzy draźliwem nieco usposobieniu z dzieciństw a, ju ż, ju ż zaczyn ała się m iędzy nami harmonia rozchw iew ać. Ja nie mogłam sobie tego pomieścić w głow ie, że b y ten sam człow iek niedawno łaski mojej pokornie proszący, niedawno całkiem szczęśliw y, k ied y tylk o raczyłam jego przyjm ow ać usłu gi, m iał prawo czegokolw iek odemnie w ym ag a ć, — lub te ż, choć powód b ył słuszny, na mnie się obruszyć. P ie rw szy w ybuch jego gw ałtow ności przyjęłam z praw dziw ą rozpa­ czą, zdaw ało mi się, że jestem ju ż najnieszczęśli­ w szą kobietą na ziem i, że on mię pewno nic a nic nie kocha, k ied y pozw ala sobie ta k w ie le ,— — nie umiałam też gorzkiej powstrzym ać w ym ó­ w ki, k ie d y ułagodzony przyszedł mię przepraszać, — a wiesz, nic tyle nie zraża, nie ostudza p rzy­ w iązania m ężczyzn y, ja k potw arzanie częste scen podobnych; oni czują się upokorzeni, poniżeni ’w sw ojej godności, k ied y przebaczenia naszego żądać im p rzych odzi, cóż dopiero, jeżeli z niem drożyć się i n iejako przedaw ać jó chcemy*? To nadzw yczajnie ich gniew a, cienia w ięc nawet po­ w innyśm y troskliw ie u n ik ać, niedopuszczając ni­ g d y m ężow skich przeprosin. Oszczędzanie m iło­ ści w łasnej ja k w szędzie tak szczególnie w m ał­ żeństwie w cale ważną rze czą ; uśmiech pogodny za pierwszym je g o uśm iechem , i żadnej o tern wzm ianki, co zaszło dopiero, to jest, czem a v razie

(40)

nieporozumienia najlepiej m ęża uspokoi, ułagodzi, ujmie dobra żona. Nasi panowie zw yczajn ie do­ brze czują, g d y przew inią, — nie lubią w szakże, a b y b y ły ja k ie przypom nienia; nasze w ym ów ki choćby najlżejsze zacierają w ich oczach w szelkie ślady w in y , a nadto cierpkość im zaszczepiają w sercu: cała moc nasza nad niemi je st w cichej, niewzruszonej pogodzie, która kołysze do snu złe ich namiętności.

W iesz, ja k byliśm y oboje zaślepieni w sobie, ja k jedno w drugiem nieprzypuszezało nawet cie­ nia w a d y , — cóż to było za smutne wrażenie, kied yśm y obostronnie swrą niby pom yłkę spo­ strzegli, — cóż to b yła we mnie za boleść, ja k W ła d y s ła w ochłonąw szy z swego zachw ycenia, zaczął coraz więcej odemnie się oddzielać, coraz m niejszą okazyw ać potrzebę mego tow arzystw a!... Mnie się zdaw ało w y raźn ie, że najhaniebniej oszukaną jestem , że mi się cała przyszłość m oja na w ieki rozbiła, i w ciężkiem osłupieniu nie jed n ą strawiłam godzinę, a k ied y on obszedłszy sw oje gospodarstwo pow racał do mnie na gawę- dkę i spostrzegł zapłakane oczy, naturalnie p rzy ­ kro mu b y ło ; z początku pieścił i rozm awiał, pragnąc niię w idzieć w esołą, potem w zru szyw szy ramionami, szedł do swego pokoju na fa jk ę , lub kazał A v yprowadzić konia i jech a ł gdzie daleko

w pole, — a w jak im ja zostawałam humorze, to sobie w yobrazisz łatwo. — Jesteśm y charakterem niezm iernie do siebie podobni, posiadam y też same w ad y i p rzy m io ty,.ale właśnie to podobień­ stwo mogło być nam zdradne, bo, ja k mówi B a ­ bunią^ w s ^ s tk ie cnoty w najw iększej zgodzie

(41)

koło siebie ży ją , lecz w ad y jedn akow e odpychają się w zajem nie. Trudno żądać od męża, by on miał przetw arzać siebie, — samej w ięc należało zaraz przedsięw ziąść tę pracę, o której nie pom y­ ślałabym naw et, g d y b y nie książeczka. Ona przekonała mię także o potrzebie zajm ow ania się pilniej m ateryalnem życiem , którem , że nie tyle ja k panom naszym przedstawia nam wdzięku, po­ gardzam y czasem zb yteczn ie: w szakże n ależy je pielęgnow ać i przestrzegać, choćby tylk o dla tego , ab y oni nie potrzebując oglądać się za własną w y g o d ą , i takow ą m ając raz na zawsze zapew nioną sobie, tem dokładniej ważniejszem i sprawami zajm ow ać się mogli. W ogólności to w id zę , że m y kob iety nie dobrze jeszcze rozu­ m iem y powołanie swoje, bierzem y go zb yt nizko albo zb yt w ysoko, oddajem y się zupełnie duchowi lub zm yśloną a w obu razach nader często u ch y­ biam y celu. N ależałoby nam strzedz się w szel­ kich ostateczności, słabości u n ik a ć, ale dla k a ­ żd e j, choćby najdziw niejszej w naszych oczach, ■— mieć w yrozum ienie 5 należałoby też mieć wię- cej w zględu na różnicę w ych ow ania, na odmien­ ność początkow ych w yobrażeń, i na to zm ysłow e pow ietrze, którem dzisiaj świat .w szędzie płeć silniejszą p o i . . . M ężczyźni z położenia, powo­ łan ia, tudzież w ychow ania sw ego, grzęzną b ar­ dziej w m ateryi, w ięcej też poziom ych, pospoli­ tych trzym ają się zasad , — silniej od nas pod­ dają się rozm aitym rachubom egoizmu, rozm aitym chuciom namiętności a więcej oddychają sobą, — m y to kładziem na karb ich w in y , — sk arżyć zaś może z tej m iary należałoby ty lk o ducha

(42)

cza su , lub też o koliczn ości, które w p ływ ały na ich u k szta łcen ie: nam daleko jest łatwiej b yć w yniosłych m yśli, bo koło nas od dzieciństwa aż do dojrzałości w szystko tchnie czystą niewinno­ ścią , w szystko nas odgradza i strzeże od samego pojęcia złego, u nich zaś przeciw nie; może nawet nie jeden, którego za całkiem ju ż zepsutego, stra­ conego m am y, potrzebował b y tylk o zręcznego prow adzenia z boku i w iększego pobłażania, w ięk ­ szego ugięcia się w żonie, b y zm ienić postępki. T o miałam w łaśnie sposobność uważania w swem blizkiem sąsiedztw ie, — oboje w tow arzystw ie bardzo mili lu d zie, ale bardzo źle dobrani, — trudno było nie spostrzedz, ja k się m iędzy nimi d zieje, — podmówiłam tedy W ła d ysław a, — on w zią ł męża w obroty, ja z niechcenia coś o swoim pierścionku napomknęłam żo n ie , — sama naparła się książeczki, przepisała ją sobie, i potem kilka r a z y mi ju ż dziękow ała za n ią, zn ać, że jej do­ godna.

M iędzy nami m ów iąc, w tej porze, nie pod w zględem w iadom ości, ale pod względem samego ukształcenia, czyli uszlachetnienia umysłu i w szy ­ stkich p o ciąg ó w , m y podobno w yżej stoimy od m ężczyzn ; n ie. ma z czego się w ynosić, to jest rzecz odmiennego w ychow ania i w pływ ów odmien­ nych, — dobrze je d n a k w iedzieć o tern, raz ab y w ogólności nie żądać zb yt w iele, drugi raz, ab y do nich przem aw iać ich w łasnym język iem . Oni d aleko w ięcej od nas są zm ysłow i, — przeba­ czać im trzeba i w chodzić w ich usposobienie, — czasem jedna pieszczota w ięcej daleko dokaże, niż suche rozum owanie choćby najwznioślejsze,

(43)

— i dzieci też lepiej daleko prow adzić pieszczotą niźli rozprawam i. Nam B óg dał pojęcie bystre, w ielką przenikliwość, — u żyjm yż tych darów na rozpatrzenie drogi, którą w ybrać m a m y , na zb a­ danie sposobów , któremi najlepiej do każdego przekonania trafim y, a potem nie gorszm y się, choć znajdziem , że nizko czasem zstępować nam trz e b a ; zostaniem w iecznie zapoznane, je źli nie zechcem y zastosować się i ugiąć do okoliczności, a zapoznanie to, na którem tyle cierpiem y, będzie naszą w in ą; uduchowienie*) ludzkości podobno daleko sporszym szłoby krokiem , g dyb yśm y nie w zd ryga ły się czasem z górniej szej naszej sfery na nizinę sch od zić, gdybyśm y względnie naszych mężów pilnie pam iętały o tern, że trudno kogo w yprow adzić z błota, g d y ani jednego k roku bliżej niego postawić nie chcemy. Nie dziecko winno, że m atki zrozumieć nie m oże, ale m atka, że nie umie zastosować się do pojęć dziecinnych, aby módz na nie w pływ ać i podnieść je zwolna, — my jesteśm y, że tak rze k ę , matkami ducha ludzkiego; nam w ięc dźw igać go pow oli, a b y za czasem w szelka w ysokość b y ła mu przystępną. Trudna to nieraz i niew dzięczna p raca, nieza- przeczem tego, ale od czegóż cierpliw ość, od czego mamy słodycz i wyrozum ienie ? . . . praca nawet nieb ezpieczna, bo ileż to z n as, lepiej usposobionych, zatonęło na w ieki w kale, do któ­ rego przyszło im się zb liż y ć , skarliło i sponie­

*) W yrazu tego użyliśmy ja k o sprzeczność do wyrazu zmysłowość, — uzmysłowienie, które każdy dobrze pojmuje.

P. A. W o j n a r o w s k a , D z i e ł a V I .

(44)

wierało ducha swego bez cudzej korzyści, — ale od czegóż pamięć na w yższe, pozaśw iatow e prze­ znaczenie nasze, od czego wychow aniem przyjęte za sa d y , od czego ów zarys dusznej piękności, owa boska cecha, których nawet najgłębiej w brudzie stojący m ężczyzna je szcze zw y k ł ż y ­ czyć sobie u sw ojej koch an ki? A tobie, kochana Heleno, tobie tak wzniosłej uczuciem , tak szczytnej swym popędem i myślami swem i, pewno w tej mierze w cale nie trzeba przestrogi, — - ty nie po­ trafisz sama sobie u b liż y ć , ty na szczeblu naj­ niższym domowego ży cia zachowasz swą godność, i uszlachetnisz w ysokiem je g o pojęciem najlich­ sze staranie. T y także niepotrafisz długo kłócić się z sw ym losem ; nazbyt masz dobre serce, aby nie zajęła go rychło luba możność uszczęśliw ienia tow arzysza, co w ięcej naw et, dobroczyńcę twego — pokochasz w nim, ja k babunia m ów i, własne tw oje dzieło i będziesz szczęśliwą. I mnie tera­ źniejsza pogoda m oja bez trudu nie przyszła, chociaż charakter W ład ysław a i praw dziw ie rzadkie je g o ukształcenie u łatw iły mi połowę ro b o ty, — chociaż gorąca miłość, jak ą we mnie w zbudził, u czyn iła mi poświęcenie naturalną rzeczą ; popracujesz więcej zap ew ne, ale się nie zrazisz i prędzej czy później dla ciebie musi za­ błysnąć ta ch w ila, w której nie przez w zgląd na osobliwe ja k ie okoliczności, ale bez m yśli pobocz­ nej podziękujesz B o gu za stanow isko, które ci p rzezn aczył, cieszyć się będ ziesz, że nie uległaś pierw szym zniechęceniom i dobremu M ichałowi nie cofnęłaś kroku.

(45)

przykrem być może, nie przeczę temu, położenie tw oje, bo tu tak wfiele trzeba zająć się drugimi, — lecz ty, co jesteś praw dziw ie kobietą, co umiesz cudzem cieszyć się weselem, ty nawet w tych dzieciach, co p rzy innej zm arniećby mo­ g ły, swoją znajdziesz radość, a wdzięczność ich ojca będzie jedn ym z najpiękniejszych kw iatów , które sobie do wieńca upleciesz. Z tein życzeniem cię żegnam , kochana Heleno, z tem życzeniem żegna cię W ła d ysław , — idź śm iele, chociaż stroma zrazu tw oja ścieszka, trafisz ty do celu, i o ty le m ilsze ci później będzie twe zw ycięztw o 5 ieźli zaś jeszcze kiedy Bóg tobie pozwoli być m atką, taki nadmiar wesela zapłynie ci serce, że nad nie ju ż innego nie zapragniesz p ew n o : ja od urodzenia kochanego mego A dasia dopiero prze­ konałam się, że B óg nie b y ł nam skąpym , cho­ ciaż nic, prócz miłości, nie dał nam w posiadłość, — w szak nic innego także nie daje Aniołom , i on sam, on w ielki Stw órca tego jed yn ie pragnął, kied y z nicestwa przyw odził św iaty. -— D ziecię, Heleno m oja, to je st ogniw o, które ściślej połą­ czy cię z m ężem , ja k cała przeszłość n a jtk liw ­ szych zapałów, — dziecię to będzie 011 i ty, — cząstka je g o i ciebie w tajem niczej spójni, to duch błogosław ieństw a, duch św iętej jedności, co w ejdzie pod w aszą strzechę, — a w tedy pocóż tęsknić, m arzyć, pragnąć, ubiegać się za innem uczuciem ? — najświętsze, najpiękniejsze będzie blizko ciebie, i żadna go moc w świecie w yzięb ić nie zdoła, bo mu nawet nie potrzeba żadnej w za ­ jem ności. W te d y w szystko, co żyje, ukochasz na now o, będzie to druga w dzięczna m łodość, co

(46)

skroń twą ozdobą — odkw itniesz w dziecięciu, — będziesz cieszyć się w iosną, co jem u poniesie swe dary, um iłujesz całe nowe pokolenie dla jego m iłości, a ta pełnia m acierzyńskich uczuć cały świat obejmie.

Może źle sądzę, ale mi się zdaje, źe każd a, choćby też najgorsza kobieta, patrząc na s^Toje dziecko, dobrą b yć musi, — to jeden stopień w yżej na drodze udoskonalenia n aszego : miłość m ałżeńska zbiera naszą tkliw ość w jedno w ielkie ognisko, i na m iejscu nas samych inny, m ilszy przedmiot stawia, — serce zaś m atki je s t św iąty­ n ią , gdzie dla całej ludzkości znajduje się miejsce. K ie d y patrzę na mego m aleńkiego, śpiącego A dasia, k tóry w zupełnej niewiadomości w szyst­ kiego, • w zupełnem bezpieczeństwie na ręku mo- jem sp oczyw a, — k ie d y czasem widzę jego anielski uśmiech, — to naw et nie umiem ci po­ w iedzieć, ja k mi jest, ale się czuję sto razy le ­ pszą, sto razy dla w szystkich ludzi życzliw szą ja k b yłam , a mój drogi W ładysław , w swojej godności ojca i opiekuna, sto razy jeszcze mi

T y le dziś o nas, w stosunku do ciebie, k o ­ chana m oja Heleno, — do znudzenia ju ż rozw o­ dziłam się nad tern, -— darujesz, to w dobrej m yśli. Z nowin ci w cale nie mam co pisać, i te cię naw et za jąć b y jeszcze nie m ogły. Mama ju ż odjechała do Jodłowic, a z tamtąd zabraw szy sio­ stry pojedzie do domu. Babunia, o ile wiem, zdrowa, spodziew ała się ciebie, równie ja k m y tu w szy sc y , — ale nam awiać cię żadne z nas nie śmie, i ona pewno za złe ci nie weźmie, choćbyś

(47)

nie p rzyb yła, — w szak wierny dobrze, iż teraz ju ż nie zależysz od siebie, a M ichał, oprócz tę ­ sknoty za dziećm i, może być także paszportem

zw iązan y. ,

B ądźże mi zdrow a, kochana, pisz do nas, ile ci to nie przykro, kłaniaj się ślicznie m ężowi od nas obojga, i p rzyjm ij serdeczne ucałow ania od

kochającej cię Siostry.

P rzyp isek W ładysław a.

„Pozw oli kochana k u zyn k a, bym je j sam uca­ łow ał rączki, ży cz ą c ja k najzupełniejszego szczę­ ścia w nowo p rzyjętym zawodzie, — a jeżeli mogę mieć śmiałość dołożyć tu jeszcze p rzy ja ­ cielską rad ę, prosiłbym, aby k u zy n k a przede- w szystkiem tylk o była sobą, nie przybierała do gło w y żadnych romansów, nie w yrzu cała sobie żadnego zaprzedania, podłej- rachuby i t. p., nie chciała w życiu swojem w ylatyw a ć do siódmego nieba, ale po prostu zgodziła się z ziem ią, z po­ łożeniem naznaczonem wolą opatrzności; w tedy dopiero M ichał uczuje całą wartość zyskanego skarbu, a k u zyn k a też w zajem nie lepiej mał­ żonka oceni, bo próżne w ym aganie wspólnej nie zamąci pogody, bo nie będziecie patrzeć na siebie okiem żalu , albo uprzedzenia. . . . W ik cia mi grozi gniewem k u zy n k i za moje, ja k powiada, niew czesne m orały, spieszy w ięc ko ń czyć je , ja k zaczął praw dziw y p rzyjaciel i sługa

(48)

2

.

Helena do W iktusi.

Brzeziny 30 Czerwca 1829.

K ochana mania tw oja opuściła mię dzisiaj, a ja słodząc swą po niej tęsknotę, do ciebie, droga W ik tu s iu ,. pisać się zabieram, i pisać chcę długo, serdecznie, bo nie potrzebuję ju ż być ostrożną , bo nie masz ni w sercu mojem, ni w duchu ża­ dnej skrytości, którą kom ukolw iek bądź osłaniać bym chciała.

D ziw iła się nieraz M arynia wstrzym ałości mo­ je j, krótkości m ych listów, — czasem nawet C iocia i Babunia, lubo powodów tego dom yślać się m ogły, w yrzu cały mi skąpe odezw y i długie m ilczenia. T y lk o ty jedna, ty droga W iktusiu, od początku wtajem niczona w obrót moich m y­ śli, n igdy nie rozdrażniłaś tkliw ości mojej żadnem zapytaniem, bo wiedziałaś, że je żli m ilczę, to z p o trzeb y ; bo czułaś, że nie byłam jeszcze dosyć P an ią sieb ie, a b y mówić bez żadnej wewnętrznej goryczy.

Dziś, po dwu latach gw ałtow nie tylko tłum io­ nej boleści, po dwu latach u krytej w alki, trosk

(49)

i niepokojów, mogę nareszcie duszącą maskę p rzy ­ musu odrzucić, mogę z odkrytą twarzą stawić się przed wami, bo na tej tw arzy niezmącona jaśnieje pogoda.

Cierpiałam w iele, dziś to powiedzieć ju ż w o l­ no, miałam chwile ciężkiego zniechęcenia, w k tó ­ rych zupełnie opadały mi ręce, tonęła odwaga, — miałam chw ile, w których z w ieczora, idąc na spoczynek, pragnęłam tylk o nie zbudzić się jutro, niezw ażając na to, źe potrzebow ał mię do szczę­ ścia mój niezm ienny M ichał, że potrzebow ały mię równie owe sieroty, którym byłam matką. Niepo- w ściągnioną w yobraźnią wieczne goniąc m ary, nie umiałam p ochw ycić praw dziw ego szczęścia, nie umiałam ocenić człow ieka, którego dzisiaj nad w szystkich przekładam , — i B ó g też słusznie karząc zaślepienie m oje, odmawiał mi aż dotąd chlubnej n azw y m atki. D ziś ty pojmujesz radość m oją, dziś mam własne dziecię, oczy łzami wdzięczności zroszone podnoszę ku niebu, i zdaje mi się w idzieć tam tęczę w iecznego przym ierza, i godzę się z życiem , i co ju ż byłam złam ana, skarlona cierpieniem, teraz w ielka, potężna, świat cały obejmuję niezmierną m iłością,/— w szakże on k ied yś będzie druchem mojej Stasi. O ! ja k ż e słusznie mówiłaś, kochana W iktusiu, że p rzy uczu­ ciu m atki w szystkie inne uczucia zdają się n ik ­ czemne, — że przezeń patrzem y ju ż na w szys­ tko innem w cale o k iem ! Jakże małe, ja k błahe i próżne w y d ają nu się w szystkie inne w zględy, ja k ż e szaloną k o b ie ta , która zapom in a, że mąż ma także b yć ojcem, i przeto w nim tylk o męża, czyli raczej tylk o w ielbiciela szuka. O ! jak żeb ym

(50)

teraz mego poczciw ego7 prostego, szpakow atego M ichała nie zam ieniła na żadnego z salonow ych Panów , którzy nie pojm ują świętości domowego • życia, i nie um ieją b yć praw dziwie czołami ro­ dziny!

I cóżb y mi przyszło z je g o ozdobnej pow ierz­ chowności, m alowniczej w yobraźni, lub w y k w in t­ nych uczuć, g d y b y on, — ja k dziś po większej części, odnosił to w szystko do siebie, g d y b y b ył egoistą, g d y b y nie rozum iał, że dziecię to cała przyszłość lubych starań i tkliw ej opieki, że w niem ży ć potrzeba, i dla tego zapomnieć o sobie ?

A le i j a sarna tego w szystkiego nie pojm owa­ łam dość silnie, — w obec tego człow ieka, który jaśn iał radością, k ied y spojrzał na mnie, w obec tego człow ieka, którego byłam dumą i ro z k o s zą , przypom inałam sobie zawsze przymus, co mię z nim połączył, poddawałam się napadom w ew nętrz­ nej niezgody, jadem sobie zaprawiałam kielich domowego szczęścia, którego dzisiaj tak słodko używam . I te dzieci, te biedne dzieci, które we mnie sumienną, troskliw ą opiekę zn alazły, ja k ż e on.e często zd ały mi się nudą i ciężarem, ja k ż e często, k ied y z uczuciem tuliły się do mnie, po­ trzebowałam w ielkiego przezw yciężenia, b y ich nie odepchnąć ze zło ścią, ze wstrętem, b y cierp- kiem, niesłusznem obejściem nie sk rzyw dzić w nich ojca. W ted y uważałam się za poświęconą okrutnie ofiarę, ubolewałam, płakałam ustawnie nad sobą, kw asiłam się bez miary, zamiast szukać pogodze­ nia z,życie m , zamiast w kolei, którą obrałam dla siebie, upatryw ać troskliw ie powabniejszej strony.

(51)

Ja się w yraźnie pieściłam z boleścią, — w al­ czyłam z n ią, nie ja k w a lczyć powinna kobieta, chrześcianka, czująca swą godność, lecz jak bo­ haterka romansów, szukająca zasługi w bezcel- nem cierpieniu, — i w iesz co, — ja niby zrobi­ łam z siebie dla ojca ofiarę, — M ichałowi w n a­ grodę je g o szlachetności rzuciłam swą młodość, — ale w gruncie byłam egoistką, bom wiecznie żałow ała swego poświęcenia, bom szczerze nie n akazała milczenia przeszłości pragnieniom.

M iał w ielką słuszność W ład ysław , k ied y mi rad ził: „n ie w ylatyw ać do siódmego nieba, lecz chodzić po ziem i,'“ gdybym ta k od początku zro­

biła, gdybym szczerze p rzyjęła położenie swoje, nie byłabym skw asiła marnie tych dwu łat osta­ tnich. T eraz za to zupełnie poprawioną jestem, — i teraz dopiero pojmuję,* że ab y tylko mąż b y ł delikatnym i wyrozum iałym , ab y tylko nie potrącał dobrowolnie m iękich stron uczucia, nie potrzebuje koniecznie pod względem duchowym być z nami na równi, a przecież możem go czule kochać i poważać szczerze.

D o b ry M ichał, k tóry mię od początku za ósmy cud świata, za doskonałość zupełną uważa, — bo miałem przecie dość siły, ab y mu nie pokazać, co się we mnie działo, — M ichał ani zgaduje, że dopiero teraz je g o uniesień zaczynam b y ć g o d n ą ; — i kom uż to win nam ? oto najpierw B ogu, po­ tem książeczce,. a nareszcie Stasi. K ie d y mi pierw ­ sza m acierzyństw a zabłysła nadzieja, w tedy ju ż z niekłam aną chęcią wzięłam się do pracy, utłu- miłam burzliwość charakteru ' mego, i wcześnie m yśląc o przyszłości dziecka, zarazem upewniłam

(52)

42

swoją. Co pierwej było mi trudne albo przykre, to potem w pięknym w idoku w ypełniałam skoro, i te k ilk a m iesięcy ciągłego czuw ania nad sobą praw dziw ą stały mi się szkołą.

Rozumiem, że jak u ciebie, tak u mnie nauki kochanej Babuni zb yt płonnego nie zn alazły grun­ tu ; ju ż w ychow ując przybrane dzieci moje, sta­ rałam się ja k najzupełniej odpowiedzieć w zorow i m istrzyni, lecz byłam często m iękką albo zmienną, i pracę w ychow ania' długo zbyw ałam z dnia na dzień, ze skutkiem czasem prawda, lecz zawsze bez planu. G ładziłam powierzchowność, lecz za mało sięgałam do gruntu, i w ogólności nie byłam dość stanow czą, śm iałą, — może w obawie, aby 0 surowość mię kto nie pomówił. Z astaw szy dzieci nadzw yczaj rozpieszczone, nałożone do próżnictwa 1 zb ytniej w ygod y, nie umiałam odważnie przy­ stąpić do zm iany, bałam się uwagam i swemi obra­ zić M ichała i pokryw ałam tylk o zręcznością w szystk ie niedostatki, nie śmiejąc im radzić. T e ­ raz przeciw nie ju ż w szystkie przełamałam lody. Stasia je st jed n ym węzłem w ięcej m iędzy mną i mężem, a k ie d y co dla w szystkich dzieci na p rzy ­ sz ło ś ć u kład am , nie boję się, aby on mógł mię posądzić o brak czucia względem sierot. Jestem też teraz w ogólności pew niejszą w całem mojem obejściu, w zajem ne zaufanie nasze zupełnie z obu stron jest szczere, M ichał nawet odmienił się wiele, serce u niego rozbudziło duszę, w ięcej się rozum iem y daleko, niżeli z początku: w id zę, że tylk o w ytrw ałej cierpliw ości trzeba, b y doka- zać nie jedn o, co się zdaw ało całkiem niepo- dobnem.

(53)

W początkach całym ratunkiem moim była praca, — tę i d ziś, g d y b y mię zapytano, radzi­ łabym każdemu jako najskuteczniejsze lekarstw o n a troski, którym sami sobie jesteśm y powodem; w ir ciągłej czynności zrazu utrudza i głuszy, a dalej w pokój u kołysze: czując się pożyteczną nie można b y ć całkiem nieszczęśliw ą, lecz trzeba zdjąć z siebie egoizm, a ten chowałam dość dłu go, i nieraz mi się w stydzić wypadło pier­ ścionka.

C z y ty pamiętasz, ja k z początku w ym yśla­ łyśm y Jó zię, że jej się chciało bajeczną powieść w prow adzać do życia? .. . Dopiero dzień p rzyję­ cia książeczek przyzw oite sprawił nam wrażenie, — ale i w tedy nie m ogłyśmy przew idzieć, jak dalece nauki Babim i, pierścionkiem zalecone pa­ mięci, do szczęścia nam się p rzyczyn ią. T y je sz­ cze, poszedłszy od razu za serca wyborem , nie byłaś narażona na niebezpieczeństw o, — ale ja ! . . . ileż to razy który z tych m łodych próżnia­ ków, co u koń czyw szy świeżo nauki, w braku p rzyzw oitych zatrudnień, szukają sobie bądź ja ­ kiego zajęcia, — ileż to razy który z tych P a ­ niczów, co sercem swojem każd ą, aby nieszpetną kobietę częstują, starał się zam ącić mi głowę, udanem współczuciem obudzić moje zaufanie, lekkiem i półsłówkam i niewiarę dla m ęża pod­ sunąć ! . . .

Nasłuchałam się westchnień dw uznacznych bez liku, napatrzyłam strzelistych spojrzeń i litości­ w ych na tw arzy w yrazów , — przyznam ci też, że czasem już torow ały sobie do mojej w yobra­ źni drogę. — Cóżbym ja w tedy zrobiła, czem

(54)

44

się uspokoiła, gd yb y pierścionek co rano nie przypom niał moich powinności, — g d y b y co w ie­ czór nie podał zapytania, czyli nie dopuściłam się błędu? . . . Z asad y moje, w szystkie od dzie­ ciństwa słyszane przestrogi, strzegły mię zapewne, ale potrzeba było koniecznie czegoś, coby tym zasjadom nie pozwoliło uśpienia, — coby te prze­ strogi ciągłe odnawiało w pamięci. P ierścionek w szystkiego dokazał: on b y ł mi przew odnikiem i ta rc zą , za je g o też pomocą spodziewam się speł­ nić dokładnie obow iązek m atki, Stasię m oją k o ­ chaną na dzielną i szczęśliwą kobietę w ychow ać. Już to pieścić nie będę ją w cale: w yobrażenie powinności, z uległością dla niej, z w ia rą , że ta jedna droga do celu prow adzi, — w yssie razem z mlekiem ; będziesz w idzieć, ja k ją uczynię skrzę­ tn ą, skrom ną, pracow itą, j a k ją nauczę stosować się chętnie do w szystkiego w życiu , i w każdem położeniu b yć na równi z przeznaczeniem swojem. Już m nogie plany sobie układam, — będę się starać w niej talent ja k i w w ysokim stopniu rozw inąć, ale podobnie także ja k o w ą rzem ieślni­ czą zdatność. M ichał zupełnie się zgadza, — i dw oje naszych starszych dzieci podobnie do w szystkiego ukształcić pragniem y; je st ja k i taki m ajątek, to prawda, ale któż przyszłość odgadnie? Co kto umie gruntow n ie, do czego jest zdatny, to za m ajątek mu stanie w każdej zm ianie losu. M ichał, ja k ci wiadomo, człow iek daw nej daty, z początku o podobnych rzeczach słuchać nawet nie chciał, ale duch czasu, pożycie ze m ną, nie jeden przesąd w y b iły mu z głow y, je st w ięc na­ dzieja, że i dalej pójdzie postępową drogą. Jako

(55)

45

człow iek powszechnie czczony i lubiony może w obywatelstw ie nie jedno dobre zaprowadzić, a jest tu, ja k i w szędzie, wiele do czynienia. M arzym y o poprawie stanu włościan, o zniesieniu żeb ractw a, o zaprow adzeniu kas oszczędności m iędzy wiejskim ludem ; chcielibyśm y też pod­ nieść rolnictwo, które, zw łaszcza u km iotków, na bardzo jeszcze nizkiej dotąd stopie; będziem y robić różne gospodarskie próby, aby włościanie z nich korzystać mogli, ale chcem y przedewszyst- kiem zaw iązać rodzaj stowarzyszenia, przez co b y b yła w iększa łatwość w kaźdem przedsięw zię­ ciu — bo na co jednego nie stać, to k ilk u nawet nie poczuje. Handel zb ożow y prawie cały w rę­ kach żydów , oni stanowią ceny, a niejeden oby­ watel zm uszony potrzebą, przedaje na pniu zn acz­ ną część sw ych zbiorów i drugim targ psuje. M ichał m arzy o giełdzie obyw atelskiej, o k red y ­ cie, m ogącym ubezpieczać od takich p rzedarzy; ale to w szystko naturalnie łatwiej pom yśleć ja k zrobić. T ego roku w yb iera on się na sejm do L w ow a, z głow ą pełną pięknych projektów , możeć mu się co dokazać uda.

M am y sąsiada bardzo miłego, który także często z nami rad zi; ubolew a on tylko, że w ogól­ ności duch obyw atelstw a naszego zarażony w iel­ kim egoizm em ; zajęci szczególnie pragnieniem cnoty i rozkoszy, w ielką chęcią błyszczenia jedn i nad drugich, czołow ania sobie wzajemnie, otrzą­ sają się na zb ytki, mówią w iele, rozpraw iają pięknie, ale najm niejszej rzeczy zrobić nie chcą, coby nawet b yć mogło nietylko z przyzw oleniem , lecz z pochw ałą rządu. W sza k ż e są tu i ludzie

Cytaty

Powiązane dokumenty

Że zaś poeta polski wyzyskał tutaj autentyczną facecję tu ­ recką, przekonać się można przyjrzawszy się humoreskom, które w Turcji i u ludów bałkańskich

Kształtowanie umiejętności łączenia historii z ludzkimi emocjami Interpretacja portretu malarskiego z uwzględnieniem ludzkich emocji i kontekstu historycznego?. Ocena roli kobiet

Czemu miał służyć kontrast między kolorami przedmiotów wokół tej kobiety a kolorystyką jej stroju?. W jaki sposób udało się malarzowi uzyskać

Koroną, szczytem takiego odrodzenia się, takiego stw orzenia się nanow o, jest apoteoza człow ieka, czyli jego zbóstw ienie się, jego przem ienienie się, okazane

Na szczęście, być może niezna- jomość podstaw teorii podejmowania decyzji w warunkach niepewności lub jakaś nieznana funkcja użyteczności modyfikująca odczucie zysku

śmieję się wtedy, gdy przeszłość się marzy, gdy chcę płakać bez

Należy także wymienić kilka konferencji skupiających wielu badaczy problemów warunków pracy (także ochrony pracy i zdrowia) zorganizowanych przez Komisję Problemów Pracy Komitetu

Może troszeczkę zapobiegliwie uważaliśmy, że rzeczywiście taki konkubinat to z punktu widzenia prawa i stosunków majątkowych jest czymś niezdefiniowanym i być może to