• Nie Znaleziono Wyników

Od De Costera do Vaesa : pisarze belgijscy wobec niezwykłości

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Od De Costera do Vaesa : pisarze belgijscy wobec niezwykłości"

Copied!
228
0
0

Pełen tekst

(1)

Ryszard Siwek

Od De Costera

do Yaesa

P i s a r z e b e l g i j s c y w o b e c n i e z w y k ł o ś c i

(2)
(3)

Od De Costera

do Vaesa

(4)

Akademia Pedagogiczna im. Komisji Edukacji Narodowej

w Krakowie

(5)

Ryszard Siwek

Od De Costera

do Yaesa

P i s a r z e b e l g i j s c y w o b e c n i e z w y k ł o ś c i

(6)

Recenzenci

Prof. dr hab. Jerzy Falicki

Prof. UŚ dr hab. Krystyna Wojtynek-Musik

© Copyright by Ryszard Siwek, Kraków 2001

Redaktor Teresa Leśniak Projekt okładki Jadwiga Burek

ISSN 0239-6025 ISBN 83-7271-116-X

Wydawnictwo Naukowe AP Redakcja/Dział Promocji 31-116 Kraków, ul. Studencka 5 tel./fax (012) 430-09-83

e-mail: wydawnictwo@ap.krakow.pl Łamanie Helena Jasek

Druk i oprawa

Wydawnictwo Naukowe AP Zam. 52/01

(7)

WSTĘP

Zamierzeniem niniejszej pracy jest rekonstrukcja

école belge de l'étrange

- belgijskiej szkoły niezwykłości. Pod tym określeniem kryje się jeden z bardziej wyrazistych i zarazem słabo opisanych nurtów literackiej tradycji belgijskich frankofonów. Jego istotą wydaje się ujmowanie rzeczywistości jako niezwykłości, a umocowaniem i uzasadnieniem dla tego typu przesłanek twórczych postrzeganie Belgii jako krainy niezwykłej.

W jedynym dostępnym polskiemu czytelnikowi opracowaniu poświęconym historii francuskojęzycznej literatury Belgów jego autor, Jerzy Falicki, uznał za właściwe wyróżnić literacką tradycję niezwykłości, rezerwując dla niej osobny rozdział, który opa­ trzył znamiennym podtytułem „specjalność literatury belgijskiej"1. Tego typu decyzja wska­ zuje na istnienie zjawiska do tego stopnia interesującego i znaczącego, iż wymaga ono osobnego omówienia.

Dokonane przez Falickiego wyróżnienie warte jest odnotowania tym bardziej, że fantastyka dość powszechnie jeszcze postrzegana bywa jako pośledniejszy typ literatu­ ry wpisujący się w krąg sztuki o charakterze masowym, komercyjnym, a zatem niejako wyzbytej artystycznych aspiracji i wartości przysługujących literaturze wysokiej. Przy tej okazji należałoby też zauważyć, że coraz powszechniej używa się terminu „literatura" zamiast „literatura piękna", i pamiętać, że w języku francuskim określeniu

lettres,

jako synonimowi

littérature,

już dawno odjęto owo nobilitujące określenie

belles.

Paraliterackie piętno fantastyki ma swoje źródło w jej proweniencji, w znacznym stopniu bowiem wywodzi się ona z literatury popularnej. Istotną jej część stanowi przecież powieść fantastyczna nacechowana jałowym i nietwórczym fantajzowaniem. Według uprosz­ czonej, gdyż słownikowej, definicji fantastyka to: „Typ twórczości literackiej w sposób swoisty budujący świat przedstawiony: składają się nań elementy, które nie odpowiadają przyjętym w danej kulturze kryteriom rzeczywistości, a więc wątki nadnaturalne i wszelkiego rodzaju cudowności"2. Zasygnalizowane cechy wskazują na ontologiczny charakter fantastyki, okre­ ślając zarazem jej statyczną naturę. Warto jednak zauważyć, że fantastyki nie można wiązać

1J. Falicki, H is t o r ia fra n c u s k o ję z y c z n e j li t e r a t u r y B e lg ó w , Wrocław 1990.

(8)

jedynie ze światem pozaempirycznym. „Efekt fantastyczny" uzyskiwany jest w drodze uniezwyklenia rozumianego jako dostrzeganie niezwykłości empirycznej. Jego dynamiczny i epistemologiczny charakter wydaje się dzisiaj oczywisty.

Kontrowersje krytyki wokół literatury fantastycznej odzwierciedlają zasadniczą trudność, jaką nastręcza próba globalnego jej ujęcia, podobne kontrowersje towarzyszą pró­ bom precyzyjnego określenia jej istoty. Współcześnie konkuruje ze sobą przynajmniej kilka teorii; nie należą też do rzadkości stanowiska negujące istnienie literatury fantastycznej3. Dominanta fantastyczna typowa jest wszak dla twórczości największych romantyków, ze skutkiem posługiwali się nią symboliści, obecna jest wreszcie w realizmie magicznym. Ne­ gatywne konotacje obciążające ten termin są jednak tak znaczne, iż sami Belgowie, świado­ mi rangi własnego piśmiennictwa i znaczenia w nim tego, co powszechnie określa się jako literaturę fantastyczną, próbują nazywać ją inaczej, posługują się określeniem, które sugeru­ je raczej „niezwykłość" jako wyróżniającą belgijską twórczość cechę specyficzną. Decyzja terminologiczna wydaje się trafna, gdyż wyraźnie podkreśla kontrast między zwykłym a uniezwyklającym widzeniem świata.

Ten zabieg terminologiczny jest prawomocny również o tyle, o ile wskazując powszech­ nie przywoływane praźródła czy prawzorce (Poe, Hoffmann, Novalis i inni) oraz związane z nimi teoretyczne propozycje badaczy, szczególnie mocno akcentuje tradycję własnej literatury i sztuki. W związku z tym przyjęto określenie

école belge de l'étrange

- belgijska szkoła niezwykło­ ści. Przy czym, trzeba to od razu wyraźnie podkreślić, polski odpowiednik bardzo słabo oddaje znaczenie oryginalne. Z tego też względu wydaje się uzasadnione wymienne posługiwanie się raz terminem francuskim, raz, niezbyt adekwatnym, jego polskim ekwiwalentem.

Zastosowany przez Belgów nazewniczy chwyt, choć nie wolny od wieloznaczno­ ści, jest wygodny. Tym bardziej że zjawisko, jakie ma wskazywać, znacznie wykracza poza tradycyjną fantastykę i obejmuje piśmiennictwo, które osiąga „efekt fantastyczny", pozo­ stając pod wpływem realistycznych założeń. Dotyczy to przede wszystkim słabo opisanej na gruncie europejskim tradycji powiązania realizmu z fantastyką, tradyqi, dla której przy­ jęto nazwę realizmu magicznego.

Ecole belge de l'étrange

- szkoła, ale czy rzeczywiście jest to szkoła? Sami Belgowie są raczej zgodni co do umowności takiego określania rodzimej literatury fantastycznej, są bowiem świadomi, że do zaistnienia fenomenu w znacznym stopniu przyczyniły się względy pozalite- rackie, rynkowe. Czytelniczy sukces dzieł Jeana Raya (1887-1964), alias Johna Flandersa, alias... etc.4, stał się impulsem do wylansowania serii wydawniczej w belgijskiej oficynie Marabout5.

3 Warto tu odnotować artykuł M. Lits D es fa n ta s tiq u e u r s belges? oraz rozmowę z Ch. Grivel

(„Textyles", nr 10, Bruxelles 1993). Oba teksty w sposób niezwykle trafny charakteryzują wielość stanowisk w kwestii fantastyki oraz wskazują autorów najważniejszych propozycji teoretycznych. 4 Właściwe nazwisko Raymond De Kramer, ale swoje utwory podpisywał ponad 20 pseudo­ nimami, przy czym tylko dwoma - Jean Ray i John Flanders - sygnował najobszerniejsze zbiory, każdy pisany w innym języku. Jean Ray to „autor" utworów fantastycznych, czołowy przed­ stawiciel francuskojęzycznej école belge de l'é tr a n g e, z kolei John Flanders to twórca nider-

landzkojęzycznej, znakomitej w swoim rodzaju, bardzo poczytnej, tłumaczonej na wiele języków i przenoszonej na ekran serii przygód detektywistycznych H a r r y D ic k s o n, a m e ry k a ń s k i S h e rlo c k

(9)

Rynkowy sukces wydawniczego przedsięwzięcia sprawił, że znaczna część twór­ ców belgijskich zaczęła próbować sił w tym właśnie gatunku, w efekcie ilość przerodziła się w jakość. Coraz liczniejsze tomiki coraz to nowych autorów zaskakiwały poziomem, a tym samym z czasem zwróciły uwagę krytyki i historyków literatury. Dostrzegli oni, iż ta masowa „produkcja" nie jest wyłącznie tanim fantazjowaniem, że pod jego pozorem skrywa się diagnoza, której warto i należy się przyjrzeć. Był to proces powolny. Jego rozpoznanie nastąpiło stosunkowo niedawno. Oznacza ono oficjalne uznanie oraz rewizję zapomnianego, przez dziesięciolecia ignorowanego dziedzictwa6. Stanowią o nim zarów­ no teksty artystyczne, jak i krytyczne czy teoretyczne.

Nie istnieje literatura narodowa, w której nie występowałby nurt fantastyczny. Można jednak śmiało założyć, iż niewiele jest krajów, gdzie opracowania podręcznikowe o charakte­ rze wypisów szkolnych zawierałyby rozdziały jemu poświęcone. Belgia należy w tym wzglę­ dzie do nielicznych7. Choć w oficjalnych podręcznikach rozdziały dotyczące fantastyki od niedawna pojawiają się niejako obowiązkowo, cechuje je spora dowolność, dowodząca ciągle jeszcze słabego rozpoznania tematu i wynikającej stąd bezradności, na którą z całą pewnością ma również wpływ obszerny zakres terminu „belgijska szkoła niezwykłości". Skoro bowiem zawiera się w nim piśmiennictwo, które uznaje się za

par excellence

fantastyczne, oraz ten nurt, który określa się jako realizm fantastyczny (rzadziej magiczny), to pisanie o nim jako jedno­ rodnym zjawisku wydaje się zadaniem dosyć karkołomnym. W ujawniającej jego niezwy­ kłość wizji świata, stanowiącej zarazem rezultat przesłanek realistycznych, zaciera się granica między realizmem a fantastyką8. Nie bez wpływu jest tu też nonszalancja terminologiczna samych twórców. Kierując się realistycznymi przesłankami, kreują wizje rzeczywistości, które określają jako „niezwykłe", ale też po prostu jako fantastyczne.

Twórcy belgijscy celują w relatywizowaniu rzeczywistości. Mają ku temu wiele powodów. Poznanie ich pozwala nam lepiej zrozumieć tę szczególną, im właściwą predy- lekcję do postrzegania zaskakujących i dziwnych aspektów otaczającego świata. Charak­ terystyka specyfiki belgijskich realiów wydaje się więc tu niezbędna. Na jej tle fenomen

H o lm e s . Ich pełna edycja francuskojęzyczna (21 tomów) w opracowaniu J.-B. Baroniana opubli­

kowana została w 1986 roku ( H a r r y D ic k s o n in te g r a le ) . Polski czytelnik znajdzie garść informacji

o Rayu w pracy M. Wydmucha, G ra ze s tra c h e m , Warszawa 1975, ss. 188-189.

5 Tę historię opisuje J. Carton, Les je u x de m ir o ir de la lit t é r a t u r e fa n ta s tiq u e , „Francofonia,/, nr 1, Cadiz 1992, s. 45; sporo interesujących informacji zawiera również praca J. Dieu, 5 0 a n s de C u lt u r e M a r a b o u t 1 9 4 9 -1 9 9 9 , Verviers 1999.

6 Dość stwierdzić, że pierwsze pośmiertne wydanie zbioru opowiadań czołowego twórcy pierwszego półwiecza literatury belgijskiej piszącego w konwencji „fantastycznej" Marcellina La Garde'a (1818-1889), Les R é c its de l'A r d e n n e , opublikowane zostało w Brukseli w 1992 roku,

a sam autor, choć stale przywoływany w tekstach na temat belgijskiej tradycji niezwykłości, nie doczekał się jeszcze żadnego poważnego opracowania.

7 Dwa przykłady: R. Frickx, J.-M. Klinkemberg, L a lit t é r a t u r e fr a n ç a is e de B e g iq u e - texte s e t tr a v a u x ,

Evreux 1980, oraz J. De Caluwé, Textes litté r a ire s fr a n ç a is de B e lg iq u e - X I X e - X X e siècle, Paris 1974. 8 Czołowy znawca literatury belgijskiej M. Quaghebeur tom swoich studiów opatrzył znamien­ nym tytułem L e ttre s belges, e n tre absence et m a g ie [ L it e r a t u r a b e lg ijs k a m ię d z y n ieo becn ością a m a g ii)],

(10)

école Mge de l'étrange

ujawni się jako konieczność i konsekwencja niezwykłych dziejów i geografii Belgów oraz ich języka, którego za swój nigdy uznać nie mogli. Z kolei samo odtwarzanie niezwykłej tradycji literackiej rzutowane być musi na historię ich artystycz­ nego piśmiennictwa, zwłaszcza na niekonwencjonalną periodyzację, odbiegającą od po­ wszechnie przyjętych. Jednym z jej podstawowych wyznaczników jest stosunek twórców do ich misji. Nie można misji tej zrozumieć bez choćby najogólniejszej wiedzy na temat kłopotu, jaki Belgom sprawia ciągle aktualny problem dotyczący wątpliwości co do fun­ damentalnej kwestii identyfikacji zbiorowej. W Belgii jest to wypadkowa szczególnie zło­ żonych uwarunkowań historycznych, geograficznych i językowych.

Tym samym rozterki Belgów dotyczące natury ich niespójnej tożsamości znajdu­ ją uzasadnienie w realiach, a twórcy, którzy usiłują odtwarzać belgijski los, zmuszeni są do zgłębiania tych realiów. W praktyce ich opis najczęściej sprowadzają do doraźnej re­ fleksji na temat historycznej i współczesnej osobliwości czy nawet „nieobecności" Belgów. Pozaczasowy, nie mieszczący się w oficjalnej historii, a także niezgodny z przyjętą poli­ tyczną geografią Europy sposób bycia Belgiem polega na byciu niezwykłym. Belgowie żyją poza ogólnie rozpoznawalnym czasem i w równie nierozpoznawalnej przestrzeni. Ich obszar stanowił pas ziemi niczyjej, rozgraniczającej świat germański od romańskiego.

Sytuacja taka - obejmująca wewnętrzne i zewnętrzne, aktualne i historyczne uwa­ runkowania literatury Belgów, a zwłaszcza tego jej nurtu, który cechuje „niezwykłość" - sprawia, że proponowana tu rekonstrukcja tradycji

école Mge de l'étrange

wymaga od bada­ cza przyjęcia perspektywy diachronicznej; jednak dynamika i ewolucja tej literatury przed­ stawia się jaśniej przy ujęciu synchronicznym. Fakt, że prezentowana problematyka nie została do tej pory całościowo opisana, nakazuje zastosowanie dosyć eklektycznej formu­ ły, zawierającej wiele elementów wywodu o charakterze podręcznikowym, porządkują­ cym, w który wplecione być muszą elementy syntezy oraz egzemplifikujące ją analizy.

Proponowaną tu formułę usprawiedliwia i to, że chociaż problematyka belgij­ skiej szkoły niezwykłości bywa już powszechnie podejmowana w belgijskim literaturo­ znawstwie, rozpoznanie jej ciągle jest jeszcze wycinkowe, a wszelkie próby syntezy nie wykraczają poza uogólnienia w rodzaju wstępów do antologii czy okolicznościowych artykułów publikowanych przy okazji rozmaitych sympozjów.

* * *

Na koniec uwagi natury porządkowej. Wyjaśnienia wymaga notacja tytułów przy­ jęta w niniejszej pracy. Po pierwsze, tytuł oryginału uzupełniony jest zawsze tłumaczeniem polskim. W przypadku gdy tekst dostępny jest w polskim przekładzie, w przypisie podana jest stosowna informacja bibliograficzna. Druga zasada dotyczy użycia dużych liter w za­ pisie tytułów w oryginale. Okazuje się, że w piśmiennictwie belgijskim panuje pod tym względem spora dowolność. Bywa, że w ramach tej samej publikacji tytuł ma dwie wersje. Dla przykładu:

L'étonnant voyage de Merton Ironcastle

(na s. tytułowej), ale

L'Etonnant voy­

age...

(we wstępie); w literaturze przedmiotu można się też spotkać z zapisem

L'Etonnant

Voyage...

Wobec powyższego przyjęto wersję występującą najczęściej. Ponadto należy do­ dać, że cytaty nie opatrzone nazwiskiem tłumacza zostały przełożone przez autora.

(11)

ROZDZIAŁ I

Fenomen

niezwykłej literatury

i niezwykłych realiów

1. Zarys problematyki

Podobnie jak do zrozumienia

Wesela czy Pana Tadeusza

niepolskiemu czytelnikowi potrzeb­ na jest spora dawka wiedzy na temat naszych realiów i naszej historii, tak dla zrozumienia fenomenu „belgijskiej szkoły niezwykłości" w artystycznym piśmiennictwie francuskoję­ zycznych Belgów wydaje się niezbędna, choćby pobieżna, charakterystyka specyfiki tej mało znanej literatury oraz jej literackich i pozaliterackich kontekstów. Tego typu wprowa­ dzenie pozwoli wyjaśnić odmienność literatury Belgów od literatury francuskiej oraz natu­ rę tej odmienności. Problem jest ważki, wielu bowiem klasyków literatury belgijskiej piszą­ cych po francusku umieszczonych zostało, nie bez udziału samych Francuzów, na kartach historii literatury języka francuskiego, a to oznacza zawłaszczenie dziedzictwa Belgów’.

Schyłek lat sześćdziesiątych XX wieku stanowi przełom w myśleniu belgijskich frankofonów o ich własnej literaturze. Jest to związane z polityczną, ekonomiczną i spo­ łeczną sytuacją państwa. Dekolonizacja Konga, kryzys w przemyśle ciężkim i górnictwie, zaognienie od dawna narastającego konfliktu między społecznością flamandzką a franko- fońską - wszystko to z całą mocą przywołuje ciągle obecne, choć przez dziesięciolecia zagłuszane lub upraszczane, czy wręcz mitologizowane, pytanie o tożsamość. Nieodmien­ nie towarzyszą temu pytania o charakter związków z Francją, a w ich kontekście o język10. Czy frankofoński Belg posługuje się tym samym językiem, którym mówi Francuz? Czy jest to jego język ojczysty? I co to znaczy ojczysty, skoro więcej niż połowa Belgów mówi językiem innym i wobec społeczności frankofońskiej przyjmuje postawę coraz bardziej nie­ chętną albo wręcz wrogą?! A jest to przecież pytanie fundamentalne dla każdego francusko­ języcznego Belga, ilekroć usiłuje zrozumieć i określić swoją tożsamość. Warto zwrócić uwa­ gę na złożoność tego pytania, choć dotyka ono li tylko kwestii języka. Gdzie historia, która je komplikuje w dwójnasób?!

’ Sztandarowym przykładem jest osoba i twórczość Henri Michaux (1899-1984), który programowo odżegnywał się od jakiejkolwiek przynależności, belgijskiego czy francuskiego przypisania, czemu dawał wielokrotnie wyraz, w sposób spektakularny odmawiając na przykład zgody na publikację swoich dzieł w najbardziej prestiżowej francuskiej serii wydawniczej La Pléiade. 10 Nieco więcej na ten temat napisałem w tekście O in te g r a c ji, to ż s a m o ś c i i lite r a tu r z e , w: P a m ię ć

(12)

Kryzysowej sytuaqi lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych towarzyszy refleksja będąca próbą bilansu przed zbliżającą się okrągłą rocznicą państwowości. W Belgii, z raqi jej krótkiej politycznej historii (od 1830), okolicznościową miarę wyznacza półwiecze. To ostat­ nie, przypadające na 1980 rok, świętowane było w czasie dla Belgów trudnym, a obrachunek dotyczył w tym samym stopniu sfery politycznej, gospodarczej, społecznej, co i kulturalnej.

2. Literatura języka francuskiego czy literatura francuska -

problem z nazwą

W ramach przygotowań do obchodów sto pięćdziesiątej rocznicy istnienia państwa w latach siedemdziesiątych XX wieku podjęto także próbę literackiego bilansu. I historia się powtó­ rzyła. Podobnie bowiem jak w roku 1880, zamykającym pierwsze półwiecze belgijskiej pań­ stwowości, kiedy to zrodził się kontestatorski, ale i ożywczy młodobelgijski ruch obfitują­ cy w arcydzieła, za sprawą których literatura belgijska zyskała uznanie międzynarodowe, tak i teraz, sto lat później, literatura ta na nowo domagała się uznania".

Brzmi to może paradoksalnie, ale jak inaczej wytłumaczyć fakt, że nie była ona obecna w programach szkolnych11 12, a w jej nazywaniu w Belgii dominowało określenie

lettres françaises de Belgique'3,

podczas gdy twórców określano jako pisarzy francu­ skich -

écrivains français de Belgique

[podkr. R. S.]. Z okazji Europaliów 80, festiwalu w Brukseli, każdego roku prezentującego inny kraj Wspólnoty Europejskiej, w 1980 roku poświęconego Belgii, opublikowany został niewielki słownik rodzimych twórców, które­ go tytuł wyłamywał się z powszechnej praktyki:

Lettres belges de langue française. Lettres

belges de langue néerlandaise

[podkr. R. S.]14. Jeden z jego autorów Marc Quaghebeur dwa lata później zbulwersuje opinię środowisk akademickich publikacją pierwszej historii lite­ ratury belgijskich frankofonów, przełamującej optykę francuskocentryczną15.

11 Dla przykładu, w stosunkowo obszernym, bo liczącym przeszło 300 stronic, opracowaniu na temat tendencji w l i t e r a t u r a c h j ę z y k a f r a n c u s k i e g o [podkr. R.SJ autorstwa M. Bémol,

Essai s u r l'o r ie n ta tio n des litté r a tu r e s de la n g u e fra n ç a is e a u X X e siècle (Paris 1960), literaturom niefran-

cuskim - szwajcarskiej, kanadyjskiej i belgijskiej - autor poświęca nieco ponad dwadzieścia stron. 12 Interesujący materiał na temat nauczania literatury i studiów literackich w Belgii zawierają:

artykuł E. Verhofstadt opublikowany w tomie E u r o lit - Les étu d e s litté r a ir e s en E u ro p e , pod red.

Ch. Wentzlaff-Eggebert (Université de Cologne, 1996) oraz J.-L. Dufays, L a lit t é r a t u r e belge de la n g u e fra n ç a is e s d a n s les p ro g ra m m e s e t les m a n u e ls sco la ire s d u X X e siècle. E n q u ê te s u r u n e p résen­ ce-absence („Textyles", nr 15, Bruxelles 1998).

13 Dwa bardzo znamienne w tym względzie przykłady: obszerny bilans literackiego trzydziestolecia powojennego ma podtytuł D e u x g é n é ra tio n s d 'é c r iv a in s f r a n ç a i s en B e lg iq u e (A. Jans, L e ttre s v iv a n te s , Bruxelles 1975), 4-tomowy zaś słownik dzieł, przedsięwzięcie wydawnicze, które

w każdym kraju ma charakter prestiżowy, zatytułowano L e ttre s f r a n ç a i s e s de B e lg iq u e - D ic t io n n a ir e des O e u v re s [podkr. R. S.] (Bruxelles 1988, tom I i II; 1989, tom III; 1994, tom IV).

14 M. Quaghebeur, J. De Decker, L e ttre s belges de la n g u e fra n ç a is e , L e ttre s belges de la n g u e n é e rla n d a ­ ise, Europalia 80 Belgique, Bruxelles 1980.

15 Jej tytuł jest nieco mylący, gdyż brzmi L 'A lp h a b e t des L e ttre s belges de la n g u e fr a n ç a is e (Bruxelles,

1982); w istocie jest to też słownik pisarzy, ale zasadnicza część pracy dotyczy historii literatury belgijskiej, a tę autor zatytułował: B alises p o u r l'h is t o ir e de nos le ttr e s . Warto też może

(13)

wspo-Cofnijmy się jednak jeszcze do pierwszego przełomu, tego z lat osiemdziesiątych XIX stulecia, i przypomnijmy, że Młoda Belgia była radykalnym, nie pozbawionym prowo­ kacji sprzeciwem młodych i utalentowanych twórców wobec oficjalnych uroczystości i przed­ sięwzięć literackich promujących akademicki i literacki

establishment

w dobie bezpreceden­ sowego rozkwitu państwa. To wówczas narodziła się literatura belgijska i narodziny te uznała cała Europa. Lecz cóż to takiego, owa belgijska literatura? Wszak jej najznamienitsze teksty poznawane były w języku francuskim lub w tłumaczeniach z tego języka!16

3. Tożsamość, która budzi wątpliwość

W 1897 roku Edmond Picard (1836-1924), kierujący największą w Brukseli kancelarią adwo­ kacką, a zarazem założyciel „L'Art Moderne", jednego z najważniejszych w owym czasie pism literackich, publikuje w paryskiej „Revue encyclopédique Larousse"17 tekst stanowiący próbę określenia belgijskości. Co prawda, sam termin nie pojawia się jeszcze; Picard opisuje

âme

belge

(belgijską duszę), przez którą rozumie charakter, naturę Belga. Nie istniało jeszcze bowiem wówczas rozróżnienie pomiędzy obowiązkowo francuskojęzycznym Flamandem i z natury rzeczy frankofońskim Walonem. Obaj zamieszkują podówczas krainę szczęśliwą - Belgię. Pod koniec XIX wieku Belgia należała do gospodarczych potęg świata, gdzie Niemiec w drodze na Południe czuł się jak w Prowansji, a Francuz w drodze na Północ - jak w Skandynawii.

Według Picarda, Belg skupia w sobie najlepsze cechy swoich łacińskich i germań­ skich sąsiadów. Rzecz jasna, że towarzysząca tej argumentacji specyfikacja przymiotów miała charakter idealizujący. Picardowi wtórowała inna znakomitość tamtych czasów, hi­ storyk Henri Pirenne (1862-1935). W monumentalnej, siedmiotomowej

Histoire de Belgique

(1899-1932), do dzisiaj żywo komentowanej, dowodził, że Belgia nie jest tworem roku 1830, że jej początki tkwią w traktacie z Verdun z 843 roku. Na temat kultury pisał: „[nasza] narodowa kultura jest rodzajem synkretyzmu, w którym odnajdują się, przemieszane, ge­ niusze dwóch ras. To właśnie w tym rzadkim darze asymilacji tkwi wyjątkowość Belgii"18.

mnieć, że szesnaście lat później odwołał się do tego tytułu, minimalnie go modyfikując w pracy B alises p o u r l'h is t o ir e des L e ttre s belges de la n g u e fr a n ç a is e (Bruxelles 1998).

16 Praktycznie nie istnieje żadna większa antologia poezji francuskiej, w której nie byliby po­ mieszczeni poeci belgijscy, a krótkie notki im poświęcone zwykle ignorują fakt, że są Belgami. Tak jest we Francji, nie inaczej w Polsce. Dwa polskie przykłady: W s p ó łc z e ś n i p o e c i fr a n c u s c y . W y b ó r P o e z y i, w przekładzie K. Rychłowskiego (Kraków 1907) oraz F ra n c u s k a p o e zja m iło s n a - a n to lo g ia , w wyborze J. Dackiewicz (Warszawa 1997). Dwa francuskie: pierwszym niech będzie

opracowana przez G. Walch trzytomowa, oprawiona w cielęcą skórę A n th o lo g ie des poètes fr a n ç a is c o n te m p o ra in s - Le P a rn a sse e t les écoles p o s té rie u re s a u P a rn a sse (1 8 6 6 - 1 9 1 1 ) (Paris 1911), drugim

w opracowaniu i wyborze M. Arland A n th o lo g ie de la poésie fr a n ç a is e (Paris 1960).

17 Chód fragmenty artykułu cytowane były wielokrotnie w wielu opracowaniach, łącznie z pod­ ręcznikowymi, a zawarte w nim tezy przytaczane zawsze, ilekroć miała miejsce dyskusja na temat tożsamości, historii i państwa, w całości tekst Picarda opublikowany został ponownie dopiero przed kilku laty w antologii L a B e lg iq u e a r tis tiq u e & litt é r a ir e . U n e a n th o lo g ie de la n g u e fr a n ç a is e 1 8 4 8 - 1 9 1 4 , w wyborze i opracowaniu P. Arona (Bruxelles 1997).

(14)

Najnowsza historia dowodzi, że taki wyidealizowany Belg nie istnieje, choć istnieją Królestwo Belgii, instytucje państwa, jego mieszkańcy i ich dzieje. Historiografia może wiele, nie popadając bynajmniej w zakłamywanie. Pamiętamy przecież, że zachodnią granicę sło­ wiańszczyzny wyznaczała Łaba. Jednak te dzieje nie oznaczają oficjalnej historii, ona bowiem zapisana jest w podręcznikach innych państw i narodów. I to właśnie z jej brakiem Belgowie nijak uporać się nie mogą. Sam Juliusz Cezar napisał: „fortissimi sunt Belgae", a w tym stwier­ dzeniu odwoływał się do historycznego, ściśle datowanego faktu. Bardziej jest on jednak zna­ czący dla historii Francji, choć bez wątpienia odcisnął się w pamięci zbiorowej Belgów19.

Wspomniany wyżej niewielki słownik pisarzy autorstwa J. De Deckera i M. Quaghebeura, ten z 1980 roku, słowniczek raczej, gdyż zawiera zaledwie osiemdziesiąt nazwisk, otwiera wstęp o znamiennym tytule

Au pays de l'impossible identité

(W

kraju niemożli­

wej tożsamości).

Co z tego wynika? Nic ponad to, że podniesiona przez Picarda kwestia tożsa­ mości stanowiła i ciągle stanowi nie rozwiązany problem Belgów. Że nie jest to stwierdzenie gołosłowne, świadczy zdanie poety Maxa Elskampa (1862-1931), który - trzy lata przed arty­ kułem o

âme belge

- wyraził taką oto skargę-opinię: „Jak świetną rzeczą byłby kraj stanowiący o sobie, Belgia na przykład, gdyby istniała"20.

Znamienna w tym względzie jest druga, przypadająca na rok 1930, okrągła rocznica państwowości belgijskiej. Choć sama w sobie może mało istotna, zyskuje symboliczny walor, gdy się pamięta o dwóch innych datach. Można je uznać za szczególne klamry spinające stulecie Belgii. W roku 1921 powstaje Królewska Akademia Języka i Literatury Francuskiej. Buntownicy sprzed pół wieku, teraz cieszący się światowym uznaniem, zostają jej szacowny­ mi członkami. Oni nadają ton i zapewniają prestiż. W 1937 roku inni członkowie tego znako­ mitego grona sygnują

Manifeste du Groupe du Lundi

(Manifest Grupy Poniedziałkowej).

Jego prze­ słanie brzmi ni mniej, ni więcej: „bądźmy Francuzami!", czy wręcz: „jesteśmy Francuzami!" Sygnatariuszami byli twórcy wybitni, między innymi Michel de Ghelderode (1898-1962). A przecież jego twórczość przesiąknięta jest bardziej Flandrią niż Belgią. Nie nam więc osądzać ich decyzję, tym bardziej że rola francuskocentrystycznego Paryża jako jedynego arbitra oraz programowo zaściankowy nurt w literaturze belgijskiej mogły zrodzić tego typu postawę.

Picard podjął temat tożsamości, gdy liczące nieco ponad pół wieku państwo osiągnę­ ło zenit prosperity. Spróbował zdefiniować to, co genialną literacką metaforą (powieściowym eposem o Dylu Sowizdrzale) opisał trzydzieści lat wcześniej Charles De Coster (1827-1879). Rok po jego śmierci artystyczna cyganeria lat osiemdziesiątych obwołała go mistrzem, twórcą „narodową Biblii", autorem „fundatorskiego tekstu literatury belgijskiej". Taką opinię artyku­ łowała głośno młoda i zbuntowana generacja genialnych twórców, która do podręczników weszła jako Młoda Belgia. Jej programowe hasło brzmiało: „Soyons-nous!" (Bądźmy sobą)21.

19 R. Avermaete, N o u v e lle H is t o ir e de B e lg iq u e , Bruxelles 1983.

20 Przytaczam za: M. Quaghebeur, L 'A lp h a b e t des L e ttre s be lges..., op. cit., s. 32. Obszerniejszy

fragment tej samej wypowiedzi Elskampa, w którym pojawia się problem braku języka naro­ dowego, cytuje Paul Willems (1912-1998), jeden z czołowych dramaturgów belgijskich, w arty­ kule L 'a u t e u r d r a m a tiq u e f la m a n d de la n g u e fra n ç a is e , [w:] E tu d e s de L it t é r a t u r e fr a n ç a is e de B e lg iq u e , o ffe rte s à Joseph H a n s e p o u r son 75e a n n iv e rs a ir e , pod red. M. Otten, Bruxelles 1978.

21 W istocie przesłanie tego hasła jest bardziej złożone, jego szczegółową wykładnię zawiera arty­ kuł P. Delsemme'a, C o m m e n ta ire de la d e vise des Je u n e s -B e lg iq u e : s o y o n s -n o u s , [w:] L a Jeune B e lg i­ q u e e t L a Jeu ne P o lo g n e , pod red. R. Lubas-Bartoszyńskiej, Kraków 1988.

(15)

Historia kołem się toczy. Rok 1980, kolejna rocznica państwowości jest okazją do bilansu. Fala majowych kontestacji młodzieży w 1968 roku wyzwala w środowiskach młodych intelektualistów potrzebę głośnego wyartykułowania pytania o tożsamość. I po­ dobnie jak to miało miejsce blisko sto lat wcześniej, ponieważ ugrzeczniony

establishment

milczy, pytanie to stawiają młodzi.

W roku 1976 paryskie „Nouvelles littéraires" (nr 2557) publikują numer w cało­ ści poświęcony literaturze belgijskiej. Nosi on znamienny tytuł

Une autre Belgique (Inna

Belgia).

I słusznie, gdyż treści tam zamieszczonych nie sposób doszukać się w podręczni­ kach. I jak przed stu laty dochodzi do skandalu. Abstrahujemy tutaj od indywidualnych reakcji oburzenia wywołanych poczuciem osobistego afrontu. Publikacja jest ważna, sta­ nowi bowiem pierwszą próbę spojrzenia na francuskojęzyczne piśmiennictwo Belgów z ich punktu widzenia. Mało ważne, że punkt ten przyjęli młodzi. Redaktorem numeru jest Pierre Mertens (1939); on to wespół z Claude'em Javeau (1940) postawi kropkę nad „i", tworząc neologizm

belgitude.

Po polsku można by powiedzieć belgijskość, lecz takie tłumaczenie nie jest zgodne z intencją autorów, neutralne wskazanie belgijskości bardziej oddaje raczej

belgité

- termin zaproponowany przez belgofilskich Włochów dwadzieścia lat później22. Mertens i Javeau natomiast inspirowali się istniejącym określeniem

négritude

od pejoratywnego

nègre

(czarnucha), nie Murzyna (Noir)23.

Une autre Belgique

zdaje się wyznaczać zupełnie nowy etap w myśleniu Belgów o ich własnej literaturze. Pojawiają się kolejne publikacje24. Toczy się polemika wokół samej nazwy. Przybiera konkretną postać w przytoczonych tytułach, czy jest to belgijska literatu­ ra języka francuskiego albo francuskojęzyczna literatura belgijska

(littérature belge

albo

lettres belges d'expression française

albo

de langue française),

czy francuska literatura Belgii

(littérature française de Belgique).

Belgowie sami muszą to rozstrzygnąć - ale jeszcze nie roz­ strzygnęli i nic nie wskazuje, aby toczący się spór doczekał się ostatecznego rozwiązania.

4. Kłopotliwa supremacja literatury francuskiej

Literackie dziedzictwo Belgów zawłaszczają Francuzi, albo neutralizują je w pojemnym frankofońskim worku. Inni też nie mają w tym względzie większych skrupułów25. Doty­

22 A. Soncini Fratta (red.), T in t in , H e rg é e t la „ b e lg ité", Bologna 1994.

23 Chodzi tu o głośne swego czasu prace L. S. Senghora: L ib e rté s i - N é g r it u d e e t H u m a n is m e (Paris

1974) oraz L ib e rté s I I I - N é g r itu d e e t C iv ilis a t io n de/ ' U n iv e r s e l (Paris 1977).

24 Odnotować tu zwłaszcza należy zbiór pod red. J. Sojchera, L a B e lg iq u e m a lg ré t o u t (Bruxelles 1980) oraz nową syntezę literatury belgijskich frankofonów, przytoczoną już wcześniej pracę M. Quaghebeur, B alises p o u r l'h is t o ir e de nos le ttr e s.

25 By stwierdzenie to nie było gołosłowne, przytoczmy jeden polski przykład, z tym zastrzeżeniem jednak, że towarzyszy mu świadomość pewnego uproszczenia, a jest nim niewątpliwie przyjęta tu optyka belgocentryczna. Przykład dotyczy antologii O d ra m a cie , a ściślej jej drugiego tomu pod

red. E. Udalskiej: O d H u g o do W itk ie w ic z a , p o e ty k i, m a n ife s ty ko m e n ta rze (Warszawa 1993). Prezenta­

cja zamieszczonych tam tekstów, w układzie chronologicznym i narodowym, rozróżnia Austria­ ków i Niemców, Irlandczyków i Anglików, specyfikuje duńskich, szwedzkich i norweskich Skan­ dynawów, francuskojęzycznych Belgów ignoruje jednak. Maeterlinck byłby więc Francuzem.

(16)

czy to oczywiście najwybitniejszych twórców. Emil Verhaeren (1855-1916) na przykład, odmawiając przyjęcia francuskiego obywatelstwa, zrezygnował tym samym z prawie stu­ procentowej Nagrody Nobla. Nad Sekwaną minimalizuje się więc sprawę ich pochodze­ nia, a bywa, że staje się ono przedmiotem oczywistej manipulacji.

Na zasadzie budzącej uśmiech anegdoty można tu przytoczyć

casus

Maurice'a Maeterlincka (1862-1949). Wiele pokoleń romanistów na całym świecie, ale i młodych Francuzów również, uczyło się historii literatury francuskiej na podstawie solidnych, bo liczących łącznie blisko dwa tysiące sześćset stronic, sześciotomowych wypisów

(Collection

littéraire hagard & Michard).

W tomie przedostatnim (XIX wiek), w rozdziale o symbolizmie ani słowem nie wspomina się o Maeterlincku. Należy jednak oddać sprawiedliwość auto­ rom: na stronie 540 wymienione zostało nazwisko Georges'a Rodenbacha (1855-1898).

Rzecz jest zdumiewająca, zważywszy, że w podtytule tomu czytelnik mógł prze­ czytać, iż chodzi o:

Les grands auteurs français du programme. Anthologie et histoire

littéraire

[podkr. R.S.].

Auteurs français.

Sformułowanie to brzmi swojsko w kontekście przy­ toczonego już wcześniej tytułu historii 30-lecia literatury belgijskiej. I w jej podtytule jest mowa o

auteurs français,

co prawda z dopiskiem

de Belgique,

ale przecież u Lagarda nie ma zastrzeżenia opatrzonego dopiskiem

de France.

Może więc Maeterlinck będzie w tomie ostatnim (XX wiek), który również w podtytule zawiera owych

auteurs français,

tym ra­ zem już bez zastrzeżenia, że chodzi o autorów określonych (szkolnym) programem.

I rzeczywiście, zaraz na początku, w rozdziale poświęconym poezji przed 1914 rokiem, w podrozdziale

L'héritage symboliste (Dziedzictwo

[sic!]

symbolizmu)

cytowana jest poezja Verhaerena. Sześć poświęconych jej stronic (trzy poematy) poprzedza siedmiower- sowy wstęp, który autor otwiera przywołaniem Pani de Staël i wylansowanej przez nią opozycji między literaturami Północy a Południa, ze wskazaniem, gdzie owo przywołanie pomieszczone zostało w tomie poprzednim. Dalej ogólnikowo wspomina się o wkładzie Belgów w rozwój literatury francuskiej, i wymienia Maeterlincka, Verhaerena oraz... Oska­ ra Miłosza i Rainera Marię Rilkego, podkreślając, że ten ostatni był sekretarzem Rodina.

Wszystkie te informacje przytaczamy, by uzmysłowić zawartość treściową sied- miowersowego wstępu, po którym następuje dość obszerna (pół stony) notatka o Verha- erenie. To w niej wspomina się o innych Belgach

(auteurs français).

„Wypisy z Verhaerena" zamyka, tym razem licząca 10 wersów, notka o Maeterlincku, z której czytelnik dowiadu­ je się, że jego sztuka dramatyczna była „universellement connue" (powszechnie znana), zwłaszcza dramaty

Pelleas i Melizanda

oraz

Niebieski ptak,

ten pierwszy głównie za sprawą Debussy'ego, oraz... że cytowano je, ze wskazaniem strony, w tomie poprzednim. Ale jak to możliwe, skoro w rozdziale o symbolizmie zabrakło Maeterlincka?! Wróćmy więc do wskazanej strony w poprzednim tomie. Faktycznie, jest (strony 557-558), ale w rozdziale, który według spisu treści nosi tytuł

Le roman idéaliste

26.

26 Wydania, do których się tu odwołuję, wybrane zostały przypadkowo. Tom poświęcony XIX wiekowi pochodzi z 1990 roku, tom poświęcony XX wiekowi z 1962 roku. Pomimo istnienia nowszych opracowań, te staroświeckie „Wypisy", cieszą się znaczną popularnością, są wzna­ wiane, a więc stosowane.

(17)

Dla zaprezentowania dość szczególnej belgijskiej obecności we francuskich pod­ ręcznikach świadomie wybraliśmy jednego z najznakomitszych przedstawicieli literatury Belgów oraz bardzo tradycyjny, ale też do niedawna najbardziej powszechnie stosowany, nie tylko we Francji, podręcznik jej historii literatury. Oba te wybory miały na celu zneutra­ lizowanie zarzutu o belgofilską stronniczość. Wydaje się ona jednak niezbędna dla zrozu­ mienia „kłopotu", jaki sprawia Belgom bycie... Belgami. Jest on bowiem równie aktualny dzisiaj, jak był niegdyś27.

5. Rozdarcie wewnętrzne

Tę na nowo uświadamianą istotę belgijskości - tak obrazoburcze sformułowaną przez P. Mertensa i C. Javeau w 1976 roku - niezależnie od dwuznaczności, jaką zawsze u ich ziomków stanowiła relacja do języka, własnego i obcego zarazem, komplikuje pogłębiają­ cy się konflikt z Flamandami, ich rodakami (?) - też Belgami.

Długotrwała ekonomiczna i kulturalna dominacja frankofonów, pomimo formal­ nego, bo konstytucyjnie zagwarantowanego równouprawnienia, zdaje się stanowić nie- przezwyciężalną zaszłość, w której rezultacie obie społeczności językowe oddalają się od siebie coraz bardziej. Proces ten wspomaga postępującą decentralizację państwa. Jej głów­ nymi orędownikami obecnie, gdy ekonomiczne role uległy odwróceniu, są ekstremiści Ruchu Flamandzkiego, którzy nie kryją, że ich programowe hasło „2002" oznaczać ma datę ostatecznego rozwodu obu zwaśnionych społeczności28.

Tę trudną do jednoznacznego określenia sytuację podwójnego zagrożenia wewnętrz­ nego stymuluje antagonizm obu społeczności, który w latach sześćdziesiątych przybierał formy bardzo radykalne29. Dla przykładu można tu przywołać wyrzucenie, w dosłownym znaczeniu tego słowa, frankofonów z flamandzkiego miasta Leuven, gdzie mieści się jeden z najstarszych uniwersytetów europejskich (1425), powszechnie znany jako Louvain albo ła­ cińskie Lovanium, oraz późniejszy podział księgozbioru według parzystych i nieparzystych numerów katalogu. Na murach uczelni i w mieście pojawiły się wówczas napisy „nous som­ mes tous les étrangers" (wszyscy jesteśmy cudzoziemcami). Garść informacji na ten temat znajdzie polski czytelnik w powieści Conrada Detreza (1937-1985)

Wrzuć w ogień jak zielsko30.

v Dobrym przykładem frustrującego Belgów ich nieistnienia niech będzie obecność Meaterlin-

cka w opracowanej przez G. Pellissiera A n th o lo g ie d u T h é â tre c o n te m p o ra in (1 8 5 0 à nos jo u r s )

(Paris 1910), a zwłaszcza użyty przez autora zaimek dzierżawczy w zdaniu „Maeterlinck jest jednym z naszych najoryginalniejszych pisarzy dramatycznych" (s. 480).

38 Nic dziwnego, że narastający konflikt znajduje odzwierciedlenie w literaturze. Głośno komen­ towana była ostatnio powieść J. Neiryncka L e s iè g e d e B r u x e lle s (Paris 1996), w której

autor roztacza obraz rychłego rozpadu kraju. Tę artystyczną wizję wielu frankofonów od­ czytywało jako projekcję niedalekiej realnej przyszłości. Fragmenty opublikowane zostały w belgijskim numerze „Dekady Literackiej", nr 1, Kraków 1999.

” X. Mabille, H is t o ir e p o litiq u e de la B e lg iq u e , Bruxelles 1986.

(18)

6. Przejawy językowego kompleksu wobec sąsiadów

Poczuciu obcości we własnym kraju od zarania towarzyszył dyskomfort bycia obywatelem kraju małego, zdanego na łaskę i niełaskę wielkich sąsiadów. To za ich przyzwoleniem i na ich warunkach zaistniała Belgia w 1830 roku, to oni zadecydowali, kto zasiądzie na tronie belgijskim. Kwestie te odnoszą się jednak do odległej już historii państwa. Jest przecież jesz­ cze ta nowsza, obu wojen światowych, które doświadczyły ten kraj jak żaden inny w tamtej części Europy, pomimo że sąsiedzi narzucili Belgii neutralność, deklarując się jej gwarantami.

Bezpośrednie sąsiedztwo Francji i Niemiec rodzi kompleksy małego narodu w małym państwie, ale to nie jedyny dyskomfort Biegów wynikający z zewnętrznych uwa­ runkowań. Inny, językowy, wydaje się równie ważny. Flamandów z Holendrami łączy wspólny język - niderlandzki. We Flandrii mówi się jego dialektami. Norma językowa określana jest w Hadze, przez sąsiada, którego zbytnią estymą się nie darzy. Co prawda reguluje to oficjalna umowa, ale ma się ona nijak do tego, co odczuwa przeciętny Flamand. Rzecz ma się podobnie ze statusem języka belgijskich frankofonów, z tą jednak różnicą, że paryski werdykt jest za­ wsze bezapelacyjny, a więc jakakolwiek umowa wręcz nie do pomyślenia.

Suma wszystkich wcześniej zasygnalizowanych uwarunkowań, zaszłych i obec­ nych, zewnętrznych i wewnętrznych, zrodziła niegdyś i podtrzymuje teraz belgijski kom­ pleks oblężonej twierdzy oraz wynikającą zeń potrzebę przetrwania, potrzebę, którą Bel­ gom wpoiły ich dzieje, nie historia - ona była zawsze własnością obcych. Naturalny nakaz przetrwania w sytuacji ustawicznego zagrożenia generuje trzy możliwe postawy, rów­ nież w stosunku do języka. Ujawniają się one w dziedzictwie literackim Belgów31.

Pierwsza polega na zaparciu się swoich, zaprzedaniu obcemu, staniu się nim. Wyrazem drugiej jest pełne desperacji trwanie na straconych pozycjach, zgoda na niebyt w imię zachowania godności. Trzecią cechuje beztroska przybierająca rozmaite postaci. Zaproponowane tu rozróżnienie zdaje się implikować etyczne czy moralne oceny. Nic bardziej błędnego. Służyć ma jedynie lepszemu zrozumieniu „kłopotu", jaki frankofoń- skim Belgom sprawia ich-nie-ich język, czemu najdobitniej daje wyraz literatura.

By lepiej zrozumieć te trzy możliwe typy postawy wobec języka, należy uzmysło­ wić sobie, że francuski, którym mówią Belgowie

(parler belge),

w przekonaniu wielu z nich nie jest tożsamy z francuskim Francuzów. Choć przejął on wszystkie cechy współczesnej francuszczyzny, inny jest jego duch. I znowu Hania się tu historia (Francji) i jej brak, to znaczy dzieje Belgów. Argumenty, jakie przy tej okazji są formułowane, dają się sprowa­ dzić do twierdzenia, że najgłębsze struktury języka francuskiego Belgów tkwią w XVI wie­ ku, a ich naturę najpełniej wyraża język Rabelais'go, podczas gdy współczesny francuski, w wyniku racjonalnej obróbki w wiekach XVII i XVIII, z tych struktur został wyprany.

łl Jego najgorętszym orędownikiem jest M. Quaghebeur, który w każdej z przytoczonych tu już publikacji egzemplifikuje argumenty potwierdzające ową troistość postaw twórców belgijskich względem języka.

(19)

Powyższe stwierdzenie można ująć żartobliwie w sposób następujący: po długo­ trwałej diecie Francuzi wyfasowali sobie jednolite wdzianka. Belgom zafundowano je po 1830 roku, nie bacząc na ich odmienną tradycję i upodobania kulinarne. W rezultacie lubią­ cych piwo Belgów te wdzianka uwierają. Mają więc do wyboru: albo pozostanie przy ulubio­ nym piwie i frytkach, co wymusza wizytę u krawca, a tym samym odejście od wzorca, albo zagustowanie we francuskich winach, doskonałych i znakomicie poprawiających trawienie. Trzecia możliwość dotyczy tych, którzy lubią piwo i nie stronią od wina. Zaproponowaną tu metaforę z łatwością można przełożyć na terminy, którymi da się zilustrować obecność tych trzech typów postaw wobec języka w artystycznym piśmiennictwie frankofońskich Belgów.

Typ pierwszy nosi znamiona postawy neoklasycznej. Za naczelną zasadę przyj­ muje bowiem wierność wzorcowi sprzed wieków. Polega ona na próbach odtworzenia mowy dawnej, gdyż jej obecny kształt nie pozwala Belgom zapomnieć, że ich język jest własny i obcy zarazem. Rubaszność i jędmość, żywiące się soczystymi epitetami i obrazo­ wymi czasownikami niczym wezbrany, pełen archaizmów potok słowny, to

Przygody Dyla

Sowizdrzała,

to też współczesna poezja Jean-Pierre Verheggena (1942).

Taka właśnie intencja przyświecała De Costerowi. Wyraża ona zamiar sprzeczny z ewolucją języka francuskiego. Intencji współcześni zrazu nie pojęli, a i później, gdy mistrza okrzyknięto geniuszem, jego przesianie odczytane zostało jednostronnie: w rekonstruowa­ nym przecież języku, a więc w przeszłości, dopatrywano się zachęty do opisywania tego, co swojskie. W rezultacie w dobie Młodej Belgii rodzi się nurt literacki, który przybierze postać zaściankowego regionalizmu32 *.

Musiało to doprowadzić do reakcji, której wyrazem stał się

Manifest Grupy Ponie­

działkowej.

To druga skrajność; można ją określić jako hiperpoprawność. Jej pojawienia się nie należy jednak datować na rok 1937. Ujawnia się ona już u zarania państwa, przyświe­ ca pierwszym próbom tworzenia własnej literatury, próbom, które - co jest zupełnie natu­ ralne - polegały między innymi na adaptowaniu istniejących francuskich wzorców. Że próby te odnotowuje się w podręcznikach bardziej z kronikarskiego obowiązku niż ze względu na ich artystyczną wartość, jest tu mniej istotne. Istotniejszy jest fakt, że są one wyrazem interesującej nas tutaj drugiej, skrajnej postawy wobec języka. Artystyczną ran­ gę osiągnie ona w momencie przełomu młodobelgijskiego, jednym z jego wyznaczników stanie się bowiem pamasizm, a więc sztuka programowo zorientowana na samą siebie, wyzbyta jakichkolwiek odniesień pozaartystycznych.

Pamiętajmy, że roztrząsamy tutaj tylko kwestię języka. Tak więc, paradoksalnie, czas Młodej Belgii, jako czas rzeczywistych narodzin literatury belgijskiej, to zarazem czas, kiedy rodzi się literacka tradycja francuskocentrycznej postawy wobec języka. Pomimo jej dwuznaczności Belgowie mają powody być z niej dumni. Twórczość Marguerite Yource- nar (1903-1987) uznawana jest za

par excellence

francuską, a jej członkostwo w Akademii Fran­ cuskiej, jako pierwszej kobiety w gronie nieśmiertelnych, za najlepszy tego dowód.

32 M. Quaghebeur (red.), B e lg iq u e fra n c o p h o n e : qu elq u e s fa ç o n s de d ir e les m ix ité s , „Cahiers Franco­

(20)

Można jeszcze, należy wręcz, przywołać tu postać Maurice'a Grevisse'a (1895— 1980), nie kwestionowanego autorytetu w zakresie francuskiej normy językowej. Na jego

Bon usage

wyedukowały się pokolenia Francuzów i romanistów na świecie. A przecież Grevisse to Belg z krwi i kości. Co więcej, regularnie i dość często publikuje się w Brukseli niewielkie poradniki językowe zatytułowane

Chasse aux belgicismes

(Polowanie na belgicy-

zmy).

Belgia jest wreszcie ojczyzną olimpiad ortograficznych. Parnas, Yourcenar, Grevisse, olimpiady to przykłady drugiego typu stosunku do języka. Można przytoczyć ich znacz­ nie więcej33. W Belgii jest on powszechny, co nie oznacza, iż jest wyrazem koniunkturalnej woli dorównania Francuzom czy stania się nimi.

Tak więc dbałość o język ma tam długą tradycję, a zrodziła się ona, co może wydać się paradoksalne, we Flandrii. Wystarczy przyjrzeć się nazwiskom najwybitniej­ szych przedstawicieli francuskojęzycznej literatury Belgów, zwłaszcza z okresu przełomu młodobelgijskiego. Większość wskazuje na ich flamandzkie korzenie. I rzeczywiście, pod­ czas gdy na ulicach Antwerpii czy Gandawy słyszało się i słyszy tylko flamandzki, w domach, które choćby tylko trochę aspirowały do nawet minimalnej roli społecznej mówiono lub przynajmniej usiłowano mówić po francusku; w salonach ten język kul­ tywowano. Wiele interesujących obserwacji na ten temat dostarczyć może polskiemu czytelnikowi

Gandawskie dzieciństwo

Susanne Lilar (1901-1992)34.

Obecnie jest to już historia. Język francuski wyparty został nawet z salonów. Obie społeczności okopały się i wciąż się okopują, a dzieląca je przepaść jest coraz głębsza. Emancypacja Flamandów, która wyraziła się zrazu zwrotem ku własnemu językowi, niewąt­ pliwie przyczyniła się też do rozwoju literatury flamandzkiej. Przyjmuje się, że rok 1927 w literaturze Flamandów jest tym, czym dla frankofonów był przełom młodobelgijski35. Ten ostatni, co warto przypomnieć, dokonał się za sprawą wybitnych twórców pochodze­ nia flamandzkiego. Wówczas byli oni niejako naturalnie „skazani" na język francuski.

Z czasem w zatomizowanym językowo społeczeństwie narodziły się dwie litera­ tury. Nic więc dziwnego, że ich związki praktycznie nie istnieją, co nie oznacza, że obu nie cechuje pewna wspólnota, podobny typ zmysłowej wyobraźni, głęboko tkwiącej w lokal­ nej tradyqi, obsesyjne drążenie problematyki psychologicznej, barokowość, skłonności do poetyckiego oniryzmu na przemian z upodobaniem realizmu na granicy groteski36.

Poczynione wyżej uwagi miały na celu określenie kontekstu, w jakim ujawniają się u belgijskich frankofonów dwie skrajne postawy wobec języka francuskiego. Trzecia, po­ średnia, jest wyrazem wahania, nie kończącym się poszukiwaniem. I u jej podłoża leży ciągle

35 Interesujące materiały na ten temat zawiera belgijski numer paryskiego pisma „Liber" (pod red. P. Bourdieu, nr 21-22 z marca 1995).

34 W przekł. A. Szymanowskiego, Warszawa 1979.

35 J. Weisgerber, F o rm e s e t d o m a in e s d u ro m a n f la m a n d , 1 9 2 7 - 1 9 6 0 , Bruxelles 1963.

36 Najdobitniej daje temu wyraz André Delvaux (1926), czołowy przedstawiciel europejskiego kina autorskiego, twórca klasycznych już obrazów inspirowanych powieściami flamandzkoję- zycznego pisarza Johana Daisne'a (1912-1978), których przesłaniem jest między innymi wspól­ nota wyobraźni Belgów.

(21)

obecna w tej społeczności wątpliwość. Zawiera się ona w pytaniu o tożsamość, ale podczas gdy z dwóch pierwszych wynika jakaś decyzja, trzecia dowodzi jedynie bezradności, wskazuje, iż taka decyzja nie jest możliwa. Skoro więc każdy z istniejących sposobów pojmowania języka może być zakwestionowany, część twórców wywodzących się z Bel­ gii poszukuje własnej drogi, staje się banitami z wyboru. Największym z nich jest bez wątpienia Henri Michaux37.

7. Belgijskość jako wątpliwość

Wahania Belgów, ich rozterki i niepewność wydają się zrozumiale, w przeciwnym bo­ wiem wypadku mogliby z czystym sumieniem deklarować, iż są Francuzami. Lecz czy rzeczywiście z czystym sumieniem i pełnym przekonaniem? Przeczy temu historia. Mogą co najwyżej, i wielu tak czyni, podkreślać

swofa francité

(francuskość), podobnie jak wielu deklaruje walońskość, a więc nie belgijskość. Mogliby zadeklarować, że są Belgami, po­ dobnie jak zrobili to ich wielcy sąsiedzi, dekretując, że istnieje Belgia. Ale wówczas nie miałaby racji bytu owa pełna autoironii

belgitude czy

pełna życzliwości

belgité -

tak trudna do nazwania i jeszcze trudniejsza do zrozumienia i określenia ich belgijskość.

By pytanie o belgijskość zabrzmiało dosadniej, niech nam wolno tu będzie przy­ toczyć anegdotę niegdyś zasłyszaną w Brukseli, tę samą, którą przytacza C. Javeau w znanym artykule o

belgitude.

Sierżant armii belgijskiej zwołuje na pierwszą zbiórkę nowo powołanych rekrutów, ale zamiast zwyczajowego: „W dwuszeregu, według wzro­ stu...!", rozkazuje im zebrać się w grupach, Walonom w jednej, Flamandom w drugiej. Rozkaz został wykonany, a raczej prawie wykonany, poza grupami pozostał bowiem je­ den osobnik, który nieśmiało spytał, gdzie mają się zebrać... Belgowie38. Autoironia wy­ zierająca z przytoczonej anegdoty doskonale współbrzmi z pełną sarkazmu

belgitude.

Stosunek do języka to tylko jeden z obszarów, na którym szczególnie ostro rysuje się belgijski kłopot określenia tożsamości. Francuzi mają swoją historię obrosłą w symbole, ich rozpoznanie nie nastręcza im żadnego problemu. Belgowie tej historii mają niewiele i - nawet tak krótka - bywa, że dzieli się na flamandzką i frankofońską (druga wojna świato­ wa). Jeszcze gorzej z rozpoznawaniem symboli, nie mówiąc już o ich uznawaniu.

Brabanson-

ka,

hymn państwowy, nie jest powszechnie znana, a symbole regionów,

vide

grup języko­ wych, są bardziej cenione niż symbole państwa39. Jednym wyjątkiem wydaje się monarchia. Do powszechnej estymy, jaką cieszy się belgijska monarchia, z całą pewnością przy­ czynili się kolejno panujący, wyjątek, jaki stanowi panowanie w latach 1934-1951 Leopolda HI, co najwyżej potwierdza tę regułę40. Monarchów belgijskich cechowała umiejętność go­

37 Im też, podobnie jak twórcom fantastyki, osobny rozdział poświęca J. Falicki, op. cit. 38 C. Javeau, Y a - t - i l u n e b e lg itu d e?, „Nouvelles Littéraires", nr 2557, Paris 1976.

” A. Morelli, Les g r a n d s m y th e s de l'h is t o ir e de B e lg iq u e , d e F la n d r e e t de W a llo n ie , Bruxelles 1995.

40 O czym świadczy skandal, jaki wywołała powieść P. Mertensa L a P a ix ro ya le (Bruxelles 1995),

(22)

dzenia przeciwieństw. Pomimo zagrożeń i przeciwności zewnętrznych i wewnętrznych, potrafili stawić im czoło, zyskując międzynarodowy autorytet i szacunek poddanych, ugrun­ towując w nich świadomość cementującą państwo i... instytucję monarchii.

Ale i do niej stosunek się zmienia, zwłaszcza po śmierci króla Baldwina I, za którego panowania (1951-1993) urodziło się 3/4 poddanych Królestwa. Był to monarcha najdobitniej ucieleśniający belgijską wolę przetrwania, cechę, którą w Belgach wykształciły ich dzieje. Jak bowiem inaczej zinterpretować historyczny już, ale również polityczny i moralny fakt samo- detronizacji króla na okres doby? Tylko w ten sposób monarcha mógł dochować wierności wyznawanym zasadom, umożliwiając zarazem nieuniknione uchwalenie ustawy aborcyjnej. Kompromis bez kompromisu, koncesja bez koncesji.

La Belgique malgré tout

(Belgia pomi­

mo wszystko)

[podkr. R. S.] - tak brzmi przecież tytuł przytaczanej już głośnej pracy zbiorowej, której przewodni wątek ów tytuł precyzyjnie określa, wskazując zarazem sens gestu króla.

8. Słowo i obraz

Wyraziste, jednoznaczne określenie tożsamości Belgom nie jest dane. Obszary jakiejkol­ wiek identyfikacji zbiorowej pozostają dla nich zawsze obszarami wątpliwymi. Wyideali­ zowanemu Belgowi Picarda przywrócone zostały rysy, które przed wiekami skreślił Bruegel. Jego płótna mogą być wszak uznawane za ilustracje do

Garganlui i Pantagruela,

tekstu, w którym Belgowie upatrują ducha mowy, jaką się dziś posługują. Zestawienie Rabelais'go z Brueglem nie jest przypadkowe. Groteskowy realizm, wspólny obu mi­ strzom, odnaleźć można także u De Costera - jego literackie wyobrażenie Belga wspierają ilustracje Féliciena Ropsa (1833-1898).

W Belgii słowo i obraz pozostają w związku, który zdaje się bardziej ścisły i natural­ ny niż we Francji, gdzie język pozbawiony został żywiołowej dosadności. Klasyczna klarow­ ność predestynuje go tam bardziej do dyskursu analitycznego niż do syntetyzowania żywio­ łowej wyobraźni. Najpełniej ujawnia się ona w płótnach właśnie flamandzkich mistrzów, Bruegla i Boscha przede wszystkim, ale też w zmysłowości Rubensa czy mistycyzmie Mem- linga. Takie tezy wyczytać można z pracy Paula Fierensa, uznawanej za pierwszą, w której

explicite

powiedziane zostało, że korzenie belgijskiej tradycji niezwykłości tkwią bezpośred­ nio w malarstwie wielkich Flamandów41.

Trudno odmówić racji temu wnioskowaniu, z pozoru karkołomnemu - wszak rekonstruowaną tu tradycję oraz jej korzenie dzieli kilka wieków. Wydają się one stano­ wić pustkę. Zaprzecza temu jednak trafność artystycznej drogi obraną przez De Costera i jej późniejsza żywotność. Taki jest przecież teatr Michela de Ghelderode'a. A wcześniej, jeszcze w symbolizmie, czyż podstawową funkcją słowa w dramatach Maeterlincka nie jest obrazowanie zamiast nazywania, gdyż zgodnie z doktryną, to ostatnie nie jest możli­ we? Widzi się oczyma duszy, śni na jawie. Obraz nabiera cech marzenia sennego.

(23)

Niemal wszyscy dotychczas wymienieni oraz znakomita większość tych, którzy zostaną jeszcze przytoczeni, w swojej praktyce pisarskiej uwzględniają problematykę sztuki lub są cenionymi jej krytykami. Literaturę belgijską cechuje również i to, że u wielu jej twórców związek słowa z obrazem, w dosłownym tego znaczeniu, stanowi podstawo­ wy element praktyki artystycznej.

Znamienne, że Belgia jest światowym potentatem w dziedzinie komiksu. A czym jest komiks? Tekstem, w którym słowo zostało zredukowane do minimum, przekazem, którego równoprawnymi komponentami są i słowo, i obraz. Można tu podać wiele przy­ kładów, wielu wybitnych przedstawicieli. Poprzestańmy na logogramach Christiana Do- tremonta (1922-1979), jego wierszach-obrazach. Ów szczególny związek słowa i obrazu jako wyróżnik literatury belgijskich frankofonów M. Quaghebeur ujmuje następująco:

Literatura belgijska nieustannie rozwija oryginalną relację między tekstem a obrazem. Jest to jedna z jej najbardziej specyficznych i najgłębszych odpowiedzi na dramat języka przeżywane­ go jako norma i jej nieadekwatność. [...] logogram, w którym [Dotremont] na płaszczyźnie kartki zawarł tekst i jego skondensowany obraz, znaczenie i jego quasi-fizyczną nieobecność. Pejzaż staje się tekstem. Oba nieustannie konkurują ze sobą. Słowo, zawsze w Belgii sprawia­ jące kłopot, znajduje nareszcie jakiś punkt zaczepienia oraz odpowiednią dla siebie przestrzeń. Tak więc pejzaż, który w Belgii jest tym, czym we Franq'i pojęcie narodu, zostaje wreszcie zapisany przy minimalnym jego oderwaniu od rzeczywistości42.

Powyższe stwierdzenie może szokować. Nie naród, ale pejzaż jako przedmiot zbiorowej identyfikacji, a więc to, co współokreśla tożsamość Belgów. Pejzaż, czyli widok najbliższej okolicy, znajomy, niezmienny. Przejawia się tu owa wcześniej już sygnalizowa­ na, a przez wieki dla Belgów podstawowa zdolność przetrwania. Przejawia się ona zawsze w egzystencjalnym „tu i teraz" uwikłanym w wielką historię innego, obcego, zindywidu­ alizowane dzieje jednostki i małej lokalnej społeczności zamykająca w ramach wsi, parafii, co najwyżej najbliższej okolicy - ma więc ta zdolność przetrwania wymiar kameralny i subiektywny. By się o tym przekonać, warto sięgnąć po

Cały smutek Belgii

Hugo Clausa (1929), uznawanego za najwybitniejszego współczesnego pisarza flamandzkiego43 44.

Inny godny odnotowania i powszechnie znany przykład, który przy okazji po­ zwoli lepiej zrozumieć belgijskie przywiązanie bardziej do pejzażu niż narodu, to pieśń Jacques'a Brela (1929-1978) - nie piosenka -

Plat pays (Płaski kraj).

Ludzie mu najbliżsi, Belgowie, Flamandowie, pojawiają się później, w innych piosenkach, są źli lub dobrzy, ale zawsze bliscy. Brel jest znany, ale przecież za pierwowzór

Plat Pays

uznać można niejeden wiersz z tomików poetów młodobelgijskich.

U Brela „kłopot" bycia Belgiem stanowi jedną z zasadniczych przesłanek twór­ czości. Belgia i Belgowie są w niej wszechobecni, a obecność ta ma charakter „belgijski", to znaczy pełen sprzeczności. „Brel nienawidzi Belgii, ale jest to nienawiść kochanka", tak

42 M. Quaghebeur, L a p re m iè re des litté r a tu r e s fra n c o p h o n e s n o n fra n ç a is e s , [w:] R. Lascu-Pop (red.)

L a B e lg iq u e fr a n c o p h o n e . L e ttre s a r t s : „Philologia", nr 1-2, Cluj-Napoka 1991, s. 31.

° Przekl. A. Holvoeta i Z. Klimaszewskiej, Warszawa 1994. 44 O. Todd, Jacques B re l, u n e v ie , Paris 1984, s. 265.

(24)

o nim pisze O. Todd w rozdziale, którego sam tytuł jest wielce znamienny:

La difficulté

d'être „Brelge"

(Trudno być Brelgiem)**.

Na stronie otwierającej ten rozdział, w przypisie zacytowane jest zdanie z notatnika artysty: „Elle est dure à chanter la belgitude" (Belgij­ sk o ^ trudna jest do wyśpiewania)45.

9. Wątpliwy kraj, wątpliwe państwo

Postrzeganie siebie i swoich w Belgii zdeterminowane jest przez jednostkowe dzieje uwikła­ ne w obiektywną historię. Powtórzmy raz jeszcze: niemożność utożsamienia dziejów z histo­ rią stanowi fundamentalny problem Belgów. Jeden z najwybitniejszych zachodnich poloni­ stów, profesor Uniwersytetu Brukselskiego, tłumacz Witkacego, Alain van Crugten (1936) w zbeletryzowanej historii swojej rodziny opowiada, jak to na przestrzeni jednego wieku jego przodkowie, nie zmieniając miejsca zamieszkania, byli obywatelami trzech państw46.

Rzeczywiście, w Belgii kategoria państwa jest wątpliwa. We Francji naród, język, państwo to prawie synonimy. W Belgii o Belgii często się słyszy, że to

non Etat

(nie państwo), ani nawet nie kraj, słyszy się też bowiem, że to

arrière pays

(pozakraj, bezkraj, rodzaj kresów)47, a więc może raczej jakaś kraina, niewielka, leżąca na pograniczu wielkich sąsiadów. Nie po­ zostaje to bez wpływu na samopoczucie Belgów i sprawia, że obszar, z jakim się identyfikują, to ten najbliższy, oglądany po wielokroć, niezmienny, a ciągle inny. Skoro bowiem jest on fizycznie ograniczony, jedyne możliwe przezwyciężenie owego ograniczenia musi polegać na usilnym poszukiwaniu innych sposobów bycia i percypowania, sankcjonowaniu ich na równi z porządkiem racjonalnym. Czyż nie jest to latynoska rzeczywistość cudowna? Sygna­ lizowany wcześniej związek obrazu i słowa zdaje się tu mieć swoje najgłębsze korzenie.

Zredukowany do minimum obszar, który uznaje się za własny, ograniczona blisko­ ścią obcych życiowa przestrzeń wymuszają niejako na Belgach koncentrację na tym, co w zasięgu wzroku. To z kolei sprawia, że szczegół ujawnia się na wiele sposobów, odsłania coraz to inne oblicza, w efekcie otaczająca rzeczywistość zatraca jednolite kontury, staje się płynna. Płynna, a więc niejednoznaczna, a więc niekartezjańska, to znaczy niefrancuska. Tę niejednoznaczność jako brak przeciwstawiony łacińskiej wyrazistości w 1862 roku opisał zde­ klarowany frankoti André Van Hasselt (1806-1874), porównując Północ z Południem48.

Swój metaforyczny wywód Van Hasselt ogniskuje wokół porównania rzeźby z płaskorzeźbą. Na Południu kultura łacińska osiągnęła perfekcję, jest niczym rzeźba, której każdy detal kontemplować można dzięki słońcu, bezchmurnemu niebu i krystaliczne­ mu powietrzu. Północ natomiast jest domeną mgieł, wiatru i deszczu, tu kultura jest niczym

45 W przekładzie E. Ficher książka dostępna jest czytelnikowi polskiemu: B r e l, Warszawa 1992. Ubolewać jednak należy, że w wydaniu tym pominięte zostały przypisy, stanowiące cenną wskazówkę źródłową.

* A. van Crugten, Les fle u v e s im p a s s ib le s , Bruxelles 1997; w przekł. J. Łaptosa: R z e k i o b o ję tn e , Kra­

ków 1999.

47 Autorem obu określeń jest przytaczany wcześniej dramaturg Paul Willems.

(25)

płaskorzeźba, która z natury swojej ujawnia tylko to, co najbardziej zewnętrzne, resztę spowi­ ja tajemnica. Jej wszechobecność wyciska piętno na wyobraźni społeczności, która ową krainę mgieł i deszczu zamieszkuje.

Nie jest naszym celem rozwijanie opinii Van Hasselta, tym bardziej że są to tylko echa tego, co wyczytał on w pismach Pani de Staël. Istotniejsze wydaje się, że wyartyku­ łowaną w nich dwoistość można uznać za wyraz rozdarcia Belgów, a tym samym za kolejny przyczynek do charakterystyki ich świadomości. Skoro Niemiec w Brukseli odno­ si wrażenie, że znalazł się na głębokim Południu, a Francuz, też w Brukseli, że niedaleko mu już do koła podbiegunowego, to jest to nic innego, jak

implicite

wyrażony relatywizm, który oznacza wolę i postawę przetrwania „pomimo wszystko".

10. Negacja rzeczywistości jako zasada artystyczna jej oglądu

Jedną jeszcze uwagę wysnuć można z dywagacji Van Hasselta. Tę mianowicie, że mgli- stość krainy, którą zamieszkiwał, francuskie media końca XIX wieku zaadaptowały dla określania odmienności literatury belgijskiej pisanej po francusku. Od tej pory wszystko, co tu tworzono, a było nieprzystawalne do wzorców obowiązujących nad Sekwaną, okre­ ślano mianem „brumes du Nord" (mgieł Północy), niczym ową rzeźbę, którą spowijająca mgła redukuje do reliefu. Mamy tu więc do czynienia z zadeklarowaną bezradnością francuskiej tradycji wobec zjawiska literackiego wyrażanego w tym samym języku. Prze­ mieszkuje w nim duch, którego z Francji przepędził

esprit critique.

W niewielkim tomiku

Un nouveau fantastique

(Nowa fantastyka)

Jean-Baptiste Ba- ronian (1942) zawarł esej, który zatytułował

Impossible n'est pas français (Niemożliwe to nie

po francusku)*9.

Abstrahujemy tu od zawartej w nim argumentacji. Interesujący jest sam tytuł; wskazuje on bowiem na istotną różnicę dzielącą Francuzów i Belgów. Ci pierwsi dumni są z wpływu, jaki na ich język i na nich samych wywarł racjonalizm Kartezjusza. Właściwe im zdominowane przez rozum postrzeganie świata, myślenie o nim oraz jego opisywanie jest z gruntu odmienne od belgijskiego sposobu myślenia, który wykracza poza ten raq'onalistyczny rygor, nie wyrzekając się go wszakże.

W perspektywie założeń niniejszego wywodu, mającego na celu rekonstrukcję tradycji „belgijskiej szkoły niezwykłości", do której wprowadzeniem jest proponowana tu prezentacja niezwykłych uwarunkowań tej literatury, konstatację Baroniana można zin­ terpretować jako

explicite

wyrażoną opinię, że na wskroś przesiąknięty kartezjanizmem współczesny język francuski oraz ukształtowana w duchu racjonalizmu francuska men­ talność akceptują jedynie coś, co jest (realizm), z trudem dopuszczają istnienie czegoś, czego nie ma (fantastyka), nie dopuszczają natomiast istnienia czegoś, co być może, że jest (realizm magiczny).

Dla lepszego zrozumienia istoty zaproponowanej tu hipotezy pomocny okazuje się kwadrat logiczny i zawarte w nim typy relaq'i orzekania: implikaqï, sprzeczności i przeci- 49

Cytaty

Powiązane dokumenty

28) Ile gatunków ptaków lęgowych bytuje na stawach w Dolinie Baryczy?. a. samochodem, motorówką, pieszo, rowerem b. pieszo, samochodem, rowerem, bryczką c. pieszo, rowerem,

Zmiana tego silnego przyzwyczajenia myślo­ wego nie tylko więc w żaden sposób nie jest sprzeczna z wielowiekową tradycją filozoficzną, ale odwołując się do jej metafizycznej

W każdej z tych sekcji, która ma wyznaczonego swojego od­ powiedzialnego przewodniczącego, przewidziano również prelekcje dotyczące mo- nastycyzmu

W rozdziale drugim opisano pojęcie zmiennej losowej, rozkładu zm iennej losowej skokowej i ciągłej, dystrybuanty zm iennej losowej, wartości oczekiwanej i wariancji zmiennej

Podczas pierwszej eksploracji tunelu, która powinna być wykonana przez saperów, pozostałe osoby (poza saperami) powinny znajdować się w odległości co najmniej

A 56-year-old patient after emergency AAD surgery (31.03.2017, ascending aorta and arch replacement, with aortic arch arteries grafting, aortic valve repair), with

Wydaje się, że na rynku polskim, ale także zagranicznym, nie było do tej pory publikacji podejmującej całościowo zagadnienie religii w nowoczesnym ustroju demokratycznym

Z tego, co już powiedziano, wynika, że niepoznawalne jest to, co jest kon ­ kretne i tym samym jest nieskończenie bogate i jest realne w sensie R1, zaś nie jest realne